Z pozoru, spokojna, melodyczna piosenka, nie wywołująca zachwytów i euforii, jak wiele innych. Przez rzeszę fanów, pewnie w ogóle niezauważona. Lecz znają ją i doceniają ci, którzy interesują się stroną duchową, światopoglądową i poznawczą Elvisa, jego zachłannością wiedzy i filozoficzno-analitycznym zgłębianiem tajników życia, co przez całe życie trzymało go w wierze do Boga i doprowadziło do licznych niekonwencjonalnych praktyk i zainteresowań - numerologia, ezoteryka, medytacja, joga, czy wreszcie zajęcia (udział) w aszramach Self-Realization Fellowship i inicjacja w krijajogę - odsyłam do postu "Elvis i sztuki medytacji".
Osobiście lubię jej słuchać, kiedy czytam materiały o tej drugiej stronie Elvisa, mniej nam znanej, duchowej, filozoficznej, intelektualnej. Także wtedy, gdy chce się wyciszyć po wyjątkowo trudnym dniu lub dopada mnie nostalgia.
Prawie w całości jest utrzymana w barytonowym paśmie (z drobnymi spadkami do basu w niektórych końcówkach), jego podstawowym, głównym głosie. Nie jest też nafaszerowana technikami wokalnymi, jak większość innych, choć Elvis mógł to z nią uczynić. Acz moim zdaniem nie zrobił tego świadomie, lecz w zamian skupił się na artykulacji poszczególnych słów i fraz, chcąc przekierować uwagę słuchacza z melodii na tekst. Albowiem ten jest odbiciem jego duchowej i filozoficznej strony. Już w pierwszych wersach słyszymy wskazówki:
"Słuchajcie mądrości wieków,
Posłuchajcie słów wielu mędrców".
Żyj każdym dniem tak, jakby miał być Twoim ostatnim,
To jest zapisane w gwiazdach, twoje przeznaczenie.
To jakby przesłanie dla nas ludzi od Elvisa, abyśmy nie byli przyziemni, powierzchowni i małostkowi, balansując tylko między bytem a przyjemnościami, bo człowiek ma również głębszą warstwę - duchową, o jaką także należy zadbać, celem osiągnięcia równowagi pomiędzy duszą, umysłem i ciałem, co stoi u podstaw udanego, harmonijnego życia, podejmowania najlepszych skutkowo decyzji, a to, co ma nas spotkać i tak jest zapisane w gwiazdach, niemniej mamy wpływ w jakim stanie, kondycji, komforcie, będziemy pokonywać kolejne punkty zapisanej drogi, co niejako puentują ostatnie wersy:
"Lecz człowiek, który zawraca i jakoś ucieka,
Jest najmądrzejszym z ludzi,
I takiemu człowiekowi bym się pokłonił".
To jakby jego własne słowa, które autor ujął niechybnie pisząc jej tekst. Przypuszczalnie dlatego Elvis włączył ją do swojego repertuaru, bo się z nimi identyfikował. Linia melodyczna też przyjemna dla ucha, ale nie nachalna, nie wybija się ponad tekst, nie przytłacza go, nie nakrywa - krótko mówiąc, nie jest to ten typ piosenki, której muzyka przejmuje całą uwagę słuchacza, podczas gdy słowa stają się jedynie jej wypełniaczem.
To krótka piosenka, oszczędna w słowach, ale jej główna treść zawarta jest między wierszami, trzeba ją sobie dopowiedzieć. To jakby szkielet (plan) pracy, opracowania, wypracowania, który należy rozwinąć, żeby otrzymać pełny obraz zagadnienia.
Powstała na potrzeby filmu "Harum Scarum" (1965) i chociaż nie została w nim wykorzystana, wydano ją na soudtracku do niego - o tej samej nazwie "Harum Scarum" (z take 5) - który ukazał się na rynku w listopadzie 1965 roku. Napisana przez: Bernie Baum, Bill Giant, Florence Kaye.
Elvis nagrał ją 25 lutego 1965 roku, w trakcie sesji w Studio B RCA, w Nashville. Wersja take 4, nigdy nie została wydana. Natomiast take 3 wraz z take 5 (znanym nam już z soundtracku), w 2003 roku, na wydawnictwie FTD (RCA), "Elvis Harum Scarum". Dwa lata później, we wrześniu 2005 roku, na bootlegu "LEGENDARY PERFORMER VOLUME 5", wydano take 1 i take 2.
Elvis nigdy nie zaśpiewał jej na scenie.
Elvis przystąpił do Self-Realization Fellowship w 1965 roku. Pierwszy klip przedstawia kilka informacji o samej organizacji, jak i zaangażowaniu w niej Elvisa. Jest ilustrowany zdjęciami ośrodka Lake Shrine, gdzie mieści się jeden z ulubionych przez Elvisa aszramów SRF w Pacific Palisades (nadmorskiej dzielnicy Los Angeles), a w tle piękna piosenka "Wisdom of the Ages", nagrana 25 lutego 1965 roku na potrzeby filmu "Harum Scarum". Na drugim klipie ważna jest grafika, która ilustruje jego duchowe zainteresowania, wszystko to, o czym pisałam w poście "Elvis i sztuki medytacji"
Link górny: https://www.youtube.com/watch?v=3ePtDjCI3a8 Link dolny: https://www.youtube.com/watch?v=ORDD7bWCmT8
Elvis w piosence "Wisdom of the ages" - take 2
Link: https://www.youtube.com/watch?v=pym8mfWHbKg
Elvis w piosence "Wisdom of the ages" - take 3
Link: https://www.youtube.com/watch?v=JderFfPF72A
Elvis w piosence "Wisdom of the ages" - take 4
Link: https://www.youtube.com/watch?v=jcz05ta-Osg
Pisałam w treści postu, że take 4 nie zostało nigdy wydane, tak przynajmniej informują strony, które dokumentują nagrane i wydane piosenki Elvisa. To samo dotyczy take 9 (poniżej), nie spotkałam wcześniej informacji, że były jeszcze jakieś podejścia po take 5. Z drugiej strony nie mam podstaw by podważać opisy podane przez autora na klipach o take 4 i take 9.
Elvis w piosence "Wisdom of the ages" - take 9
Link: https://www.youtube.com/watch?v=362Alay_CYI
Elvis w piosence "Wisdom of the ages" - z płyty "Harum Scarum" (soundtrack do filmu o tym samym tytule), na której znalazło się take 5
Link: https://www.youtube.com/watch?v=jdEMEGDKrVc
Elvis w piosence "Wisdom of the ages" - wersje zremasterowane
Link 1: https://www.youtube.com/watch?v=Vsrfy9_XoqQ Link 2: https://www.youtube.com/watch?v=kB7bsTN8-Yo Link 3: https://www.youtube.com/watch?v=j5vXqt0DjBM Link 4: https://www.youtube.com/watch?v=E5S_lFRBueI Link 5: https://www.youtube.com/watch?v=vXqnwVzOFuk Link 6: https://www.youtube.com/watch?v=B9N88ekDxBU
Elvis w piosence "Wisdom of the ages" - tu też zremasterowany, ale na wizji ukazują się słowa, więc można śpiewać z Elvisem
Link: https://www.youtube.com/watch?v=WHPQCBmKx2k
Elvis w piosence "Wisdom of the ages" - remake, w którym dodano podkład orkiestry symfonicznej. Pomysł dobry, lecz coś mi się muzycznie tu nie klei
Link: https://www.youtube.com/watch?v=Ge3cojrGVIs
Wisdom of the Ages (Mądrość wieków)
Listen, to the wisdom of the ages
Listen, to the words of many sages
Wsłuchaj się w mądrości wieków
Wsłuchaj się w słowa wielu mędrców
Live each day, as if it were your last
It's written in the stars, your destiny is cast
And that hourglass, runs too fast no doubt
For the sands of time are running out
Żyj każdym dniem jakby był twym ostatnim
To zapisano w gwiazdach, twoje przeznaczenie jest już
znane
Klepsydra opróżnia się zbyt szybko, bez wątpienia
Ponieważ piaski czasu umykają
Listen, to the wisdom of the ages
These words, can be found in history's pages
Wsłuchaj się w mądrości wieków
Te słowa możesz znaleźć na kartach historii
Live each day, for happiness can't wait
And love while you may, but heed the hand of fate
If the finger points, it's too late no doubt
For the sands of time, are running out
But the man who turns, and escapes somehow
Żyj każdym dniem, ponieważ szczęście nie zaczeka
I kochaj kiedy masz okazję, lecz zważaj na dłoń losu
no szkoda że tego nie było na filmie. Zawsze te warrtościowe kawałki gdzieś uciekały. Ambitny tekst, szkoda że w latach 60-tych nie poszedł tym śladem i skupił się na durnych filmowych tekstach.
No szkoda, chociaż ja chyba bardziej żałuję, że nie zaśpiewał jej nigdy na scenie. W ogóle jest kilka świetnych piosenek, docenionych przez ludzi, co miało swoje odbicie na listach Billboard, których Elvis nigdy nie zaśpiewał na scenie. Jak sporządzałam listę śpiewanych przez niego piosenek na scenie i listę nagranych piosenek, nie mogłam się nadziwić, że wiele z nich nie znalazło się na tej pierwszej. Na przykład takie potęgi, jak Pledging My Love, Something Blue, Solitaire, czy Sound Of Your Cry, która powala wykonaniem.
Windstom.... chyba nie pasowała. Rozdzielmy też to że w jakich latach by pasowała na scenie. gdyby elvis śpiewał on stage w latach 60-tych to może może,,,, ale też na tle rock'n'rollówek? Chyba musiałby mieć jakąś koncepcję set-listy. własną koncepcję, musiałby czuć że może taki utwór zaśpiewać. Wprowadzić go jak gospele. Mam poprostu dylematy. Powracam do myśli, że śpiewał na scenie to co lubił i chciał i wiedział że poprostu pasowały dane utwory jako wykonanie on stage. Jesli chodzi o rozbudowane shows w Latach 70's.... z Pledging się zgodzę, ale musiałby przerobić na koncertówkę, bo my znamy długą 4,5 minutową wersję bez zakończenia. Czyli trzeba byłoby wymyśleć zakończenie. Solitare też ok. Souund of your cry owszem , ale something blue już nie do formuły lat 70-tych. Tzn. to są moje spostrzeżenia. Jak wspomniałem nie mogliśmy mieć wszystkiego. Ja się cały czas zastanawiałem nad zagadkową Mary in the morning czy w końcu wprowadził ją do set-listy, ale mimo braków set-list do kilkunastu shows z okresu TTWII , wydaję się że niestety ostatecznie nie. Way Down miał wprowadzić w sierpniu 1977 ale to chyba raczej pobożne życzenia tych którzy szukali sensacji. Niby logiczne, ale umówmy się, że elvis nie trenował repertuaru z zespołem od grudnia 1975. Grał na automacie cały 76 i 77 rok a to do czego wracał w koncertach (czyli mowa o długo nieśpiewanych utworach) były to niespodzianki dla zespołu, tak więc były to piosenki spontanicznie, nie przygotowane i wychodziły raz lepiej raz gorzej.
Hm, no ja repertuaru koncertowego nie rozpatruje w tych kategoriach, że coś pasuje lub nie. Dla mnie pasuje wszystko, co jest dobre i na co jest zapotrzebowanie publiki + to co artysta chce przedstawić ze swojej strony. Zresztą jak spojrzysz na setlisty, to tam zwykle nie ma żadnego klucza doboru.
No Something blue, to coś jak Wisdom of the ages, więc w sumie wchodzimy w "kompetencje" Parkera odnośnie repertuaru na Las Vegas. Tam się go czepiały władze hotelu, co do niektórych piosenek, jakie Elvis śpiewał.
Zakończenie? Ech, to dla Elvisa żaden problem, przecież on dyrygował TCB jednocześnie śpiewając. Orkiestrą poniekąd też, to znaczy Guercio stale się patrzył na Elvisa, by szybko wychwycić to, co Elvis zamierza, aby przetworzyć na dyrygenturę dla orkiestry. Na początku sobie z tym zupełnie nie radził, nawet myślał o zerwaniu umowy. :))) Pisałam o tym trochę w poście "Marmurki dyrygenta Joe Guercio".
Mary In The Morning i Way down, to kolejne z tych, co dziwi, że nie znalazły się na setlistach, w sumie można byłoby wypunktować kilkadziesiąt takich tytułów.
No prawda, ostatnie dwa lata, na automacie, chociaż zdarzyło się kilka pierwszych wprowadzeń. Na przykład właśnie Rags To Riches, choć zaśpiewał to tyko raz na scenie, w 1976 roku, czy Love Letters, Lady Madonna. w 1977 My Wish Came True, też tylko raz, potem I Really Dont Want To Know (11 razy). No i sławne HURT, to też 1976 rok.
Ech, chciałabym te bazy, które zrobiłam zamieścić na blogu z możliwością sortowania i przeszukiwania, ale nie wiem jak. Mogę jedynie je zrobić tak jak listę koncertów i co najwyżej dołączyć plik w Excelu do ściągnięcia dla innych.
Co do set listy .. wiadomo możemy gdybać co El miał na myśli ale u mnie naprawdę taki czynnik jest decydujący. Np. Now or never też znacznie odbiegało od kawałków pozostałych..To jest taki mój punkt widzenia. Myślę że jak najbardziej dobierał wg klucza. Przez całe lata 69-77 repertuar zmieniał się ale płynnie. Na każdy sezon w vegas miał swój program który potem kontynuował. I generalnie zawsze było kilka świeżych utworów w środku stare kawałki i koniec taki mix już. Np. 72 rok. Pround mary. Never been to spain.... potem oldies but goodies .. I koniec to trylogy i final. Czasem zastępował.. Np. Pround mary z i Got a woman... lub obie czasem. Jak nie było big hunk olove to mystery train. Jak nie trylogy to my way. Był klucz. Spiewal chyba co mu pasowało.
Z tym Parkerem to nie wiedziałem że się wtrącał. Wiem o długościach show czy gospel czy pogadankach ale co do innych utworów? Elvis jednak tu był raczej niepokonany bo to jego teren był.
Z zakończeniami miewał problemy. Np. Burning love za cholere na początku widac na on tour jak się tego obawia. Dlatego tak rzadko śpiewał ten utwór w 72 roku. Czy długo próbował promised land. W końcu jednak zaskakiwało.
Mary in the mornig i way dawn tak. Chociaż nie wiem czy podobnie jak moody blue kończyło by się na 1 wersji. Niestety przy takim zdrowiu nie mial czasu i chęci przygotowywać utworów. Stąd tylko 1 wersja niestety.
Tak w ostatnich 2 latach dobry miał tylko marzec 76 i końcówkę 76. Love letters chyba jednak nie doprecyzował choć widzę że musiał przygotowywać. I really dont...świetne posunięcie i dobrych 10 na 11 wersji choć szkoda że tak krótkich. Lady madonna to czasami przy prezentacji zespołów było grane ale tylko instrumentalnie ..myślę że tylko w okresie tahoe 76. My wish came true to tylko 1 linijka z 20.02.1977. A co do hurt to z płyty ostatniej było najprostrze i to znał więc nie miał problemu .poza tym świetnie pasowała do jego warunków głosowych. Oczywiście dla mnie było już tego hurt za dużo..elvis w 77 roku powoli chyba wycofywał się z tego utworu.
Co do baz...fajnie byłoby znać dobrze zaawansowanie excell by można było to pięknie wprowadzać. Poza tym one są cały czas aktualizowane.
No ja tam nie dostrzegam klucza, może dlatego, że go nie oczekuję w koncertach, ale jeśli Ty widzisz, widocznie jest coś na rzeczy.
Parker mu się wtrącał głównie w Vegas, bo zarządzający byli przeczulenie na tym punkcie, żeby nie "urazić bogatej klienteli", która rzadko kiedy dochodziła do dużych pieniędzy w uczciwy sposób, a już z pewnością nie z naukami kościoła.
problemów z zakończeniami też nie zauważam, owszem zmieniał je czasem dla danej piosenki, ale moim zdaniem Elvis był w tym instynktowny.
Ostatnie lata, to bym generalnie rozpatrywał w wykonaniach konkretnej piosenki, a nie całego koncertu. Tak jak piszesz, były całe dobre koncerty i całe złe, ale większość to mieszanka, gdzie niektóre utwory wykonywał rewelacyjnie a inne gorzej.
Dla mnie Hurt nigdy za dużo, zwłaszcza w takim wykonaniu. Może tez dlatego, że czuł iż mu wychodzi. Hurt 160 razy, jak mówi moja baza, wymieniona przez Ciebie I got a woman 708 (więc tej można mieć dość)!!! Proud mary (140) i I got a woman, to nie są moje piosenki, dla mnie mogłoby ich w ogóle nie być na koncertach. :)
Oczywiście możesz nie dostrzegać:) Parker gadał swoje Elvis robił swoje. Ale słyszałem że również ganił go za nieudane występy w 1976... troche dziwne bo kasa się zgadzała przecież:)
Elvis był instynktowny, ale jak mówiłem był też i człowiekiem. Dlatego jest to część odpowiedzi na to dlaczego jedne piosenki spiewał a inne nie. A to samo jak się denerwował na TTWII przy I just cant help believin... są utwory do których ma się poprostu słabość, a które chce się bardzo zaśpiewać.
Ostatnie lata zgoda. Były koncerty lepsze i gorsze, ale też jak pisałem miał i utwory, w których nie miał słabych wersji (My Way, wspomniane przez ciebie Hurt) lub nigdy dobrych (Love Letters, Jailhouse).
Hurt 160 razy ale w 1,5 roku (!), Pround Mary 140 ale w 3 lata, I got a woman 708 ale przez 9 lat. To były właśnie te klucze:) Filary danego okresu czasu. Hurt w 76 głównie. Proud Mary 71-72, I got a woman - zgadza się za długo. Gdy śpiewał na przemian z Mystery-Train czy Proud Mary i to w latach 69-72 było ok. A potem już trzeba było coś zmienić....
On zawsze się denerwował, przed każdym występem. To cechuje wielkich artystów, którzy nigdy nie popadają w rutynę. Na pewno wielu nie zaśpiewał, bo za nimi nie przepadał (niekoniecznie nie lubił, ale wolał inne), niemniej kilkaset wykonań niektórych przy braku żadnego dla wielu świetnych piosenek, to trochę rozczarowuje. Dlatego cieszą mnie takes, skoro nie ma wykonań na scenie.
Jeśli chodzi o I got a woman, to nawet 12 lat. :) Nie śpiewał jej tylko w 1969 roku. 1955 (5); 1956 (30); 1957 (7); 1961 (3); 1970 (59); 1971 (57); 1972 (20); 1973 (105); 1974 (130); 1975 (95); 1976 (120); 1977 (53); Czyli 45 wykonań w latach 1955-1961 i 663 w latach 1969-1977. Zapewne można jeszcze do tego dodać kilkanaście, bo nie mamy wszystkich setlist.
Tak masz rację. Też mogę mieć żale, ale tak już było. Najbardziej prosiło się o to by wersje które zaśpiewał tylko jeden raz na scenie śpiewał częściej.. I mówię nie o jednolinijkowcach, ale piosenkach przygotowanych i ćwiczonych. choćby przykładowo: This is the story 1969 Patch it up 1970 (tu 2 razy) Raised on rock 1973 Down in the alley 1974 Pieces of my life 1975 Rags to riches 1976 Moody Blue 1977
Co do I got a woman racja. Do 1972 było super. Potem trzeba było zmienić. Bo te wersje rozbudowane z Amen do 10-11 minut nawet ... to już nie to samo co rocknrollowe choćby z 1969.
No te rozbudowane mnie nie urzekły. Tak samo nie lubię wiązanek i skróconych wersji. Ja lubię pełnie piosenki, bez wydłużania i skracania. Przeszkadza mi to w odbiorze.
Jak ja bym Elvisowi setlistę zrobiła, to by się zdziwił. :) Niewiele byłoby na niej z tego co śpiewał na scenie. :)
Wiązanki lubię. Fajnie wychodziło to long tall Sally medley z 74. Wogole wszystkie . Fajne kombinacje. Blue suede shoes z whalla shakin goin on i all Schok up. Czy see see rider z that all right. Nie było nudy. Do szybkich kawałków jak najbardziej wskazane. Lepsze takie aniżeli 50 sekund hound doga albo whatd i say w 77.
Ale zgodzę się co do skroco ych wersji. Żałuję wielu ale trudno. Tak wyszło. Chociaż eraly morning Rain na przykład śpiewał raz długo raz krótko.
Każdy ma swoja set listę. Myślę że jakbyś trafiła na dobry dzień to elvis przychyliłby się do twej prośby. Spiewal wiele życzeń.
Ale też nie przesadzaj Wiele perełek na scenie było. Bardzo wiele.
Scena jest najważniejsza. Dla mnie bezcenna 1 wersja na zywo w ciągu 8 lat niż 10 podejść w studio.
Nie wiem jak sprawdzałam, ale jednak mam ten utwór w bazie!
Wiele jest takich piosenek, które zaśpiewał tylko raz, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki nie zrobiłam tej bazy. Lecz fajnie, że chociaż raz, bo mamy nie tyko nagranie studyjne, ale i ze sceny.
No jakby mi się udało trafić w dobry dzień, to może namówiłabym go na moja setlistę. :)
Owszem, każdy z nas ma jakieś typy, które chciałby usłyszeć z koncertów lub więcej ich wykonań, lecz w gruncie rzeczy nie możemy narzekać. Nie ma playbacku, każdy wykon jest inny, mamy też takes i to jest piękne. Po śpiewie Elvisa możemy analizować jego stan ducha i samopoczucia.
No oczywiście, że mamy wiele perełek ze sceny, nie neguję tego.
Hm, no dla mnie scena nie jest najważniejsza, bo nie masz czystego wykonania, słychać różne inne odgłosy i publiczność. Z drugiej strony nagrania ze sceny dają takie poczucie jakby się było na danym koncercie, a interakcja publiczności też dużo nam mówi. Z kolei nagrania studyjne są dopieszczone, na pytę trafiają najlepsze. A takes, bardzo sobie cenię, zwłaszcza te pełne. Na przykład w Wisdom of he ages, praktycznie różnice są niezauważalne, ale w tych innych omówionych, jak Rag to riches, Imposible dream, Do you know who I am, bardzo wyraźne.
Rozumiem, szanuję twoje zdanie. W scenie masz właśnie to że bardziej jak piszesz czujesz jego stan ducha, utwory są surowe, spontaniczne, raz przygotowane, raz nie, ale zawsze jest ta próba by zrobić coś najlepiej. No i każdy wykon inny. Bez dopieszczania. Co do utworów w studio - racja. Różnice są raz zauważalne , raz nie. Świetnie się słucha odrzutów (poza master) z lat 70-tych - np. na FTD TTWII nawet nie wiedziałem że Bridge over troubled water śpiewał w szybszym tempie - czy dla żartu czy nie, wyszło super, chociaż wiadomo że to była tylko próba. Ale jak dostaję FTD Loving you - dla fanów sesji to perełka - ale dla mnie słuchając 20-kilka wykonań (chyba wszystkich pełnych) utworu Loving You to już dziękuję, poprostu mam i odkładam na półkę. Wolę już Lovin' you ze sceny:) Takie nie przygotowane ale jak pisałem większa perełka niż te 20-kilka podejść (ale oczywiście dzieki niebiosom że też to mamy, wiadomo).
Bo master każdy zna jest dopieszczone słuchane po 40 razy. A te wersje surowe...zwłaszcza proby przed take 1 i take 1 są takie jeszcze nieokiełznane. Czasami zupełnie inne niż master. Widać pracę jaka przeszedł utwór.
Dlatego kiedyś napisałam, że ja bym niektóre take wybrała na master. No, ale tak już jest, wybiera się te najlepsze pod każdym względem (trzymania muzyki i technicznie bez zarzutu). A największe smaczki u Elvisa są na outakes, tam gdzie próbuje w różny sposób zaśpiewać daną piosenkę, szybciej, wolniej, chodząc partiami do niskiego basu lub pnąc się w górę do falsetu, czy śpiewać z różnymi technikami wokalnymi.
Dlatego kiedyś napisałam, że ja bym niektóre take wybrała na master. No, ale tak już jest, wybiera się te najlepsze pod każdym względem (trzymania muzyki i technicznie bez zarzutu). A największe smaczki u Elvisa są na outakes, tam gdzie próbuje w różny sposób zaśpiewać daną piosenkę, szybciej, wolniej, chodząc partiami do niskiego basu lub pnąc się w górę do falsetu, czy śpiewać z różnymi technikami wokalnymi.
No tak. Ale master to i tak dopieszczone będzie nawet wg każdego z nas najlepszy take . A takie surowe posłuchać jest super. Jednakże jeśli chodzi o wybór master po części sie zgadzam. Też na kilku piosenkach wybrałbym inne .
Krzysiu najważniejsze, że mamy takie spectrum, od występów scenicznych przez płyty, do takes i nagrań prywatnych. Możemy sobie analizować, a fani innych artystów tego nie mają. :)
1. --- Najedź kursorem myszy na słowa "Wpisz komentarz" w białej ramce i kliknij. 2. --- Następnie kliknij strzałkę (▼) po słowach "Skomentuj jako:". 3. --- Po rozwinięciu listy wybierz pozycję trzecią "Nazwa / adres URL". 4. --- W polu "Nazwa" wpisz dowolny NICK, którym będzie sygnowany Twój komentarz. 5. --- Po wpisaniu nicka, kliknij w przycisk "Dalej", a następnie w białym polu wpisz treść komentarza. -------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Pola "adres URL" nie wypełniamy, chyba, że ktoś ma swoją stronę i chce ją tu podać. -------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Instrukcja graficzna tu: https://elvisownia.blogspot.com/p/nick-w-komentarzu-instrukcja-graficzna.html
no szkoda że tego nie było na filmie. Zawsze te warrtościowe kawałki gdzieś uciekały. Ambitny tekst, szkoda że w latach 60-tych nie poszedł tym śladem i skupił się na durnych filmowych tekstach.
OdpowiedzUsuńNo szkoda, chociaż ja chyba bardziej żałuję, że nie zaśpiewał jej nigdy na scenie.
OdpowiedzUsuńW ogóle jest kilka świetnych piosenek, docenionych przez ludzi, co miało swoje odbicie na listach Billboard, których Elvis nigdy nie zaśpiewał na scenie. Jak sporządzałam listę śpiewanych przez niego piosenek na scenie i listę nagranych piosenek, nie mogłam się nadziwić, że wiele z nich nie znalazło się na tej pierwszej. Na przykład takie potęgi, jak Pledging My Love, Something Blue, Solitaire, czy Sound Of Your Cry, która powala wykonaniem.
Windstom.... chyba nie pasowała. Rozdzielmy też to że w jakich latach by pasowała na scenie. gdyby elvis śpiewał on stage w latach 60-tych to może może,,,, ale też na tle rock'n'rollówek? Chyba musiałby mieć jakąś koncepcję set-listy. własną koncepcję, musiałby czuć że może taki utwór zaśpiewać. Wprowadzić go jak gospele. Mam poprostu dylematy.
OdpowiedzUsuńPowracam do myśli, że śpiewał na scenie to co lubił i chciał i wiedział że poprostu pasowały dane utwory jako wykonanie on stage.
Jesli chodzi o rozbudowane shows w Latach 70's.... z Pledging się zgodzę, ale musiałby przerobić na koncertówkę, bo my znamy długą 4,5 minutową wersję bez zakończenia. Czyli trzeba byłoby wymyśleć zakończenie. Solitare też ok. Souund of your cry owszem , ale something blue już nie do formuły lat 70-tych.
Tzn. to są moje spostrzeżenia. Jak wspomniałem nie mogliśmy mieć wszystkiego.
Ja się cały czas zastanawiałem nad zagadkową Mary in the morning czy w końcu wprowadził ją do set-listy, ale mimo braków set-list do kilkunastu shows z okresu TTWII , wydaję się że niestety ostatecznie nie.
Way Down miał wprowadzić w sierpniu 1977 ale to chyba raczej pobożne życzenia tych którzy szukali sensacji. Niby logiczne, ale umówmy się, że elvis nie trenował repertuaru z zespołem od grudnia 1975. Grał na automacie cały 76 i 77 rok a to do czego wracał w koncertach (czyli mowa o długo nieśpiewanych utworach) były to niespodzianki dla zespołu, tak więc były to piosenki spontanicznie, nie przygotowane i wychodziły raz lepiej raz gorzej.
Hm, no ja repertuaru koncertowego nie rozpatruje w tych kategoriach, że coś pasuje lub nie. Dla mnie pasuje wszystko, co jest dobre i na co jest zapotrzebowanie publiki + to co artysta chce przedstawić ze swojej strony.
OdpowiedzUsuńZresztą jak spojrzysz na setlisty, to tam zwykle nie ma żadnego klucza doboru.
No Something blue, to coś jak Wisdom of the ages, więc w sumie wchodzimy w "kompetencje" Parkera odnośnie repertuaru na Las Vegas. Tam się go czepiały władze hotelu, co do niektórych piosenek, jakie Elvis śpiewał.
Zakończenie? Ech, to dla Elvisa żaden problem, przecież on dyrygował TCB jednocześnie śpiewając. Orkiestrą poniekąd też, to znaczy Guercio stale się patrzył na Elvisa, by szybko wychwycić to, co Elvis zamierza, aby przetworzyć na dyrygenturę dla orkiestry. Na początku sobie z tym zupełnie nie radził, nawet myślał o zerwaniu umowy. :))) Pisałam o tym trochę w poście "Marmurki dyrygenta Joe Guercio".
Mary In The Morning i Way down, to kolejne z tych, co dziwi, że nie znalazły się na setlistach, w sumie można byłoby wypunktować kilkadziesiąt takich tytułów.
No prawda, ostatnie dwa lata, na automacie, chociaż zdarzyło się kilka pierwszych wprowadzeń. Na przykład właśnie Rags To Riches, choć zaśpiewał to tyko raz na scenie, w 1976 roku, czy Love Letters, Lady Madonna. w 1977 My Wish Came True, też tylko raz, potem I Really Dont Want To Know (11 razy). No i sławne HURT, to też 1976 rok.
Ech, chciałabym te bazy, które zrobiłam zamieścić na blogu z możliwością sortowania i przeszukiwania, ale nie wiem jak. Mogę jedynie je zrobić tak jak listę koncertów i co najwyżej dołączyć plik w Excelu do ściągnięcia dla innych.
No są też nieliczne powroty po latach.
Co do set listy .. wiadomo możemy gdybać co El miał na myśli ale u mnie naprawdę taki czynnik jest decydujący. Np. Now or never też znacznie odbiegało od kawałków pozostałych..To jest taki mój punkt widzenia. Myślę że jak najbardziej dobierał wg klucza. Przez całe lata 69-77 repertuar zmieniał się ale płynnie. Na każdy sezon w vegas miał swój program który potem kontynuował. I generalnie zawsze było kilka świeżych utworów w środku stare kawałki i koniec taki mix już. Np. 72 rok. Pround mary. Never been to spain.... potem oldies but goodies .. I koniec to trylogy i final. Czasem zastępował.. Np. Pround mary z i Got a woman... lub obie czasem. Jak nie było big hunk olove to mystery train. Jak nie trylogy to my way. Był klucz. Spiewal chyba co mu pasowało.
OdpowiedzUsuńZ tym Parkerem to nie wiedziałem że się wtrącał. Wiem o długościach show czy gospel czy pogadankach ale co do innych utworów?
Elvis jednak tu był raczej niepokonany bo to jego teren był.
Z zakończeniami miewał problemy. Np. Burning love za cholere na początku widac na on tour jak się tego obawia. Dlatego tak rzadko śpiewał ten utwór w 72 roku.
Czy długo próbował promised land.
W końcu jednak zaskakiwało.
Mary in the mornig i way dawn tak. Chociaż nie wiem czy podobnie jak moody blue kończyło by się na 1 wersji. Niestety przy takim zdrowiu nie mial czasu i chęci przygotowywać utworów. Stąd tylko 1 wersja niestety.
Tak w ostatnich 2 latach dobry miał tylko marzec 76 i końcówkę 76.
Love letters chyba jednak nie doprecyzował choć widzę że musiał przygotowywać. I really dont...świetne posunięcie i dobrych 10 na 11 wersji choć szkoda że tak krótkich. Lady madonna to czasami przy prezentacji zespołów było grane ale tylko instrumentalnie ..myślę że tylko w okresie tahoe 76.
My wish came true to tylko 1 linijka z 20.02.1977.
A co do hurt to z płyty ostatniej było najprostrze i to znał więc nie miał problemu .poza tym świetnie pasowała do jego warunków głosowych. Oczywiście dla mnie było już tego hurt za dużo..elvis w 77 roku powoli chyba wycofywał się z tego utworu.
Co do baz...fajnie byłoby znać dobrze zaawansowanie excell by można było to pięknie wprowadzać.
Poza tym one są cały czas aktualizowane.
No ja tam nie dostrzegam klucza, może dlatego, że go nie oczekuję w koncertach, ale jeśli Ty widzisz, widocznie jest coś na rzeczy.
OdpowiedzUsuńParker mu się wtrącał głównie w Vegas, bo zarządzający byli przeczulenie na tym punkcie, żeby nie "urazić bogatej klienteli", która rzadko kiedy dochodziła do dużych pieniędzy w uczciwy sposób, a już z pewnością nie z naukami kościoła.
problemów z zakończeniami też nie zauważam, owszem zmieniał je czasem dla danej piosenki, ale moim zdaniem Elvis był w tym instynktowny.
Ostatnie lata, to bym generalnie rozpatrywał w wykonaniach konkretnej piosenki, a nie całego koncertu. Tak jak piszesz, były całe dobre koncerty i całe złe, ale większość to mieszanka, gdzie niektóre utwory wykonywał rewelacyjnie a inne gorzej.
Dla mnie Hurt nigdy za dużo, zwłaszcza w takim wykonaniu. Może tez dlatego, że czuł iż mu wychodzi. Hurt 160 razy, jak mówi moja baza, wymieniona przez Ciebie I got a woman 708 (więc tej można mieć dość)!!! Proud mary (140) i I got a woman, to nie są moje piosenki, dla mnie mogłoby ich w ogóle nie być na koncertach. :)
Oczywiście możesz nie dostrzegać:)
OdpowiedzUsuńParker gadał swoje Elvis robił swoje. Ale słyszałem że również ganił go za nieudane występy w 1976... troche dziwne bo kasa się zgadzała przecież:)
Elvis był instynktowny, ale jak mówiłem był też i człowiekiem. Dlatego jest to część odpowiedzi na to dlaczego jedne piosenki spiewał a inne nie. A to samo jak się denerwował na TTWII przy I just cant help believin... są utwory do których ma się poprostu słabość, a które chce się bardzo zaśpiewać.
Ostatnie lata zgoda. Były koncerty lepsze i gorsze, ale też jak pisałem miał i utwory, w których nie miał słabych wersji (My Way, wspomniane przez ciebie Hurt) lub nigdy dobrych (Love Letters, Jailhouse).
Hurt 160 razy ale w 1,5 roku (!), Pround Mary 140 ale w 3 lata, I got a woman 708 ale przez 9 lat.
To były właśnie te klucze:) Filary danego okresu czasu. Hurt w 76 głównie.
Proud Mary 71-72, I got a woman - zgadza się za długo.
Gdy śpiewał na przemian z Mystery-Train czy Proud Mary i to w latach 69-72 było ok. A potem już trzeba było coś zmienić....
Tak, w latach 70. już mu się stawiał.
OdpowiedzUsuńOn zawsze się denerwował, przed każdym występem. To cechuje wielkich artystów, którzy nigdy nie popadają w rutynę. Na pewno wielu nie zaśpiewał, bo za nimi nie przepadał (niekoniecznie nie lubił, ale wolał inne), niemniej kilkaset wykonań niektórych przy braku żadnego dla wielu świetnych piosenek, to trochę rozczarowuje. Dlatego cieszą mnie takes, skoro nie ma wykonań na scenie.
No tak, trzeba spojrzeć też na lata.
Jeśli chodzi o I got a woman, to nawet 12 lat. :)
UsuńNie śpiewał jej tylko w 1969 roku.
1955 (5); 1956 (30); 1957 (7); 1961 (3); 1970 (59); 1971 (57); 1972 (20); 1973 (105); 1974 (130); 1975 (95); 1976 (120); 1977 (53);
Czyli 45 wykonań w latach 1955-1961 i 663 w latach 1969-1977.
Zapewne można jeszcze do tego dodać kilkanaście, bo nie mamy wszystkich setlist.
No i w 1968 roku, też nie. Bo ja w swojej bazie ujęłam też setlisty z 1968 roku roku (cztery koncerty z Burbank).
UsuńW 1954 roku, też nie.
UsuńTak masz rację. Też mogę mieć żale, ale tak już było. Najbardziej prosiło się o to by wersje które zaśpiewał tylko jeden raz na scenie śpiewał częściej.. I mówię nie o jednolinijkowcach, ale piosenkach przygotowanych i ćwiczonych.
OdpowiedzUsuńchoćby przykładowo:
This is the story 1969
Patch it up 1970 (tu 2 razy)
Raised on rock 1973
Down in the alley 1974
Pieces of my life 1975
Rags to riches 1976
Moody Blue 1977
Co do I got a woman racja. Do 1972 było super. Potem trzeba było zmienić. Bo te wersje rozbudowane z Amen do 10-11 minut nawet ... to już nie to samo co rocknrollowe choćby z 1969.
Pierwszej nie mam w bazie.
OdpowiedzUsuńNo te rozbudowane mnie nie urzekły. Tak samo nie lubię wiązanek i skróconych wersji. Ja lubię pełnie piosenki, bez wydłużania i skracania. Przeszkadza mi to w odbiorze.
Jak ja bym Elvisowi setlistę zrobiła, to by się zdziwił. :) Niewiele byłoby na niej z tego co śpiewał na scenie. :)
This is the story 26.08.1969 DS
OdpowiedzUsuńWiązanki lubię. Fajnie wychodziło to long tall Sally medley z 74.
Wogole wszystkie . Fajne kombinacje.
Blue suede shoes z whalla shakin goin on i all Schok up.
Czy see see rider z that all right.
Nie było nudy.
Do szybkich kawałków jak najbardziej wskazane.
Lepsze takie aniżeli 50 sekund hound doga albo whatd i say w 77.
Ale zgodzę się co do skroco ych wersji. Żałuję wielu ale trudno.
Tak wyszło.
Chociaż eraly morning Rain na przykład śpiewał raz długo raz krótko.
Każdy ma swoja set listę.
Myślę że jakbyś trafiła na dobry dzień to elvis przychyliłby się do twej prośby. Spiewal wiele życzeń.
Ale też nie przesadzaj
Wiele perełek na scenie było. Bardzo wiele.
Scena jest najważniejsza. Dla mnie bezcenna 1 wersja na zywo w ciągu 8 lat niż 10 podejść w studio.
Nie wiem jak sprawdzałam, ale jednak mam ten utwór w bazie!
OdpowiedzUsuńWiele jest takich piosenek, które zaśpiewał tylko raz, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki nie zrobiłam tej bazy. Lecz fajnie, że chociaż raz, bo mamy nie tyko nagranie studyjne, ale i ze sceny.
No jakby mi się udało trafić w dobry dzień, to może namówiłabym go na moja setlistę. :)
Owszem, każdy z nas ma jakieś typy, które chciałby usłyszeć z koncertów lub więcej ich wykonań, lecz w gruncie rzeczy nie możemy narzekać. Nie ma playbacku, każdy wykon jest inny, mamy też takes i to jest piękne. Po śpiewie Elvisa możemy analizować jego stan ducha i samopoczucia.
No oczywiście, że mamy wiele perełek ze sceny, nie neguję tego.
Hm, no dla mnie scena nie jest najważniejsza, bo nie masz czystego wykonania, słychać różne inne odgłosy i publiczność. Z drugiej strony nagrania ze sceny dają takie poczucie jakby się było na danym koncercie, a interakcja publiczności też dużo nam mówi. Z kolei nagrania studyjne są dopieszczone, na pytę trafiają najlepsze. A takes, bardzo sobie cenię, zwłaszcza te pełne. Na przykład w Wisdom of he ages, praktycznie różnice są niezauważalne, ale w tych innych omówionych, jak Rag to riches, Imposible dream, Do you know who I am, bardzo wyraźne.
Co jakiś czas szwankują komentarze, od wczoraj próbowałam dodać odpowiedź. Dziś się wreszcie udało, za drugim razem....
UsuńRozumiem, szanuję twoje zdanie.
OdpowiedzUsuńW scenie masz właśnie to że bardziej jak piszesz czujesz jego stan ducha, utwory są surowe, spontaniczne, raz przygotowane, raz nie, ale zawsze jest ta próba by zrobić coś najlepiej. No i każdy wykon inny. Bez dopieszczania.
Co do utworów w studio - racja. Różnice są raz zauważalne , raz nie.
Świetnie się słucha odrzutów (poza master) z lat 70-tych - np. na FTD TTWII nawet nie wiedziałem że Bridge over troubled water śpiewał w szybszym tempie - czy dla żartu czy nie, wyszło super, chociaż wiadomo że to była tylko próba.
Ale jak dostaję FTD Loving you - dla fanów sesji to perełka - ale dla mnie słuchając 20-kilka wykonań (chyba wszystkich pełnych) utworu Loving You to już dziękuję, poprostu mam i odkładam na półkę.
Wolę już Lovin' you ze sceny:) Takie nie przygotowane ale jak pisałem większa perełka niż te 20-kilka podejść (ale oczywiście dzieki niebiosom że też to mamy, wiadomo).
Reasumując, mamy to szczęście, że są wszystkie typy -studio, scena, takes. Szkoda, że nie wszystkich piosenek. ;)))
OdpowiedzUsuńDlaczego poza master? Odrzut to odrzut (takes, outtakes - jak to się nazywa, to wszystko odrzuty).
Odrzuty są najlepsze z sesji dla fanów.
OdpowiedzUsuńNie odpowiedziałeś. :) Z "sesji dla fanów"? W sensie, że te, które potem są wydawane dla fanów?
OdpowiedzUsuńBo niezrozumialem pytania dlaczego poza master...
OdpowiedzUsuńTak. Te które są wydawane dla fanów. Bootlegi.
Bo master każdy zna jest dopieszczone słuchane po 40 razy.
OdpowiedzUsuńA te wersje surowe...zwłaszcza proby przed take 1 i take 1 są takie jeszcze nieokiełznane. Czasami zupełnie inne niż master. Widać pracę jaka przeszedł utwór.
Dlatego kiedyś napisałam, że ja bym niektóre take wybrała na master. No, ale tak już jest, wybiera się te najlepsze pod każdym względem (trzymania muzyki i technicznie bez zarzutu). A największe smaczki u Elvisa są na outakes, tam gdzie próbuje w różny sposób zaśpiewać daną piosenkę, szybciej, wolniej, chodząc partiami do niskiego basu lub pnąc się w górę do falsetu, czy śpiewać z różnymi technikami wokalnymi.
OdpowiedzUsuńDlatego kiedyś napisałam, że ja bym niektóre take wybrała na master. No, ale tak już jest, wybiera się te najlepsze pod każdym względem (trzymania muzyki i technicznie bez zarzutu). A największe smaczki u Elvisa są na outakes, tam gdzie próbuje w różny sposób zaśpiewać daną piosenkę, szybciej, wolniej, chodząc partiami do niskiego basu lub pnąc się w górę do falsetu, czy śpiewać z różnymi technikami wokalnymi.
OdpowiedzUsuńNo tak. Ale master to i tak dopieszczone będzie nawet wg każdego z nas najlepszy take .
OdpowiedzUsuńA takie surowe posłuchać jest super.
Jednakże jeśli chodzi o wybór master po części sie zgadzam. Też na kilku piosenkach wybrałbym inne .
Krzysiu najważniejsze, że mamy takie spectrum, od występów scenicznych przez płyty, do takes i nagrań prywatnych. Możemy sobie analizować, a fani innych artystów tego nie mają. :)
OdpowiedzUsuńAmen
OdpowiedzUsuńCzekałam kiedy padnie. :) Już chciałam Cię uprzedzić. :))
OdpowiedzUsuńNie mogłem cię zawiesc
Usuń