sobota, 21 stycznia 2017

Dżentelmen z Południa

Ogłada towarzyska Elvisa jest równie legendarna jak jego głos i uroda. Dżentelmen z dzielnicy biedy. To pierwsza cecha Elvisa, która po jego talencie muzycznym i niespotykanie pięknej aparycji zwróciła moją uwagę. Elvis miał iście dworskie maniery.

Podziwiam Gladys. Zastanawiam się, skąd ta poniekąd prosta kobieta, pochodząca z najbiedniejszej warstwy społecznej i wychowująca syna w równie ubogich warunkach, znała w ogóle etykietę wyższych sfer? Ogłada i kultura osobista, jakie zaszczepiła Elvisowi, mocno wykraczały poza zwyczajowe normy dobrego wychowania. Miał wręcz salonowe maniery.

Powszechnie uważa się, że Gladys była nadopiekuńczą matką. Z pewnością tak, ale miała też w sobie mądrość, która pozwoliła jej wychować syna na dobrego, wrażliwego, grzecznego i bardzo kulturalnego człowieka. To wszystko tak głęboko zaimplementowała Elvisowi, iż pozostał takim do końca swoich dni.

Nadopiekuńczość Gladys różniła się od tego, z czym dziś nam się to słowo kojarzy. Nie była wcale pobłażliwa i nie stosowała podwójnych standardów, innych dla własnego dziecka. Dla niej kryteria dobrego wychowania były jedne, dla wszystkich równe. Elvis nie miał żadnej taryfy ulgowej, wręcz przeciwnie, wymagała od niego jeszcze więcej w tym zakresie, niż przyjęte społecznie minimum.

Mimo swojej bezkresnej miłości do Elvisa, zawsze była mądrą i konsekwentną kobietą, czego nam matkom dziś zdecydowanie brakuje. Nawet jeśli wiemy, że nasze postępowanie jest niewłaściwe i niekonsekwentne, to i tak staramy się chronić swoje dziecko przed przykrościami następstw jego złych czynów, przepraszając innych w jego imieniu, czy naprawiając poczynione szkody, nawet wtedy, gdy spokojnie mogłoby (powinno!) zrobić to samo dziecko. To kardynalne błędy wychowawcze, które uczą braku odpowiedzialności, poczucia winy, ponoszenia konsekwencji i przerzucania ich na innych.

Elvis od najmłodszych lat był uczony ponoszenia konsekwencji za swoje czyny. Nawet wtedy, gdy był jeszcze zbyt mały, żeby poprawnie ocenić jakąś sytuację, bo wykraczało to poza możliwości dziecięcej percepcji.

Kiedyś, gdy miał kilka lat, bawił się przed domem. Zauważył u sąsiadki butelkę Coca-Coli stojącą na podeście, na zewnątrz domu. Uznał, że skoro stoi w tym miejscu, to widocznie sąsiadka jej nie chce, więc zabrał ją i przyniósł Gladys. Matka wypytała go najpierw jak wszedł w jej posiadanie. Potem powiedziała mu, że nie wolno niczego zabierać, co nie należy do niego, a jeśli nawet wydaje mu się, że ktoś czegoś nie potrzebuje i wystawił przed dom dla innych, to należy się upewnić, że właśnie tak jest. Gladys kazała iść Elvisowi do sąsiadki, przeprosić ją, że zabrał Colę bez pytania i oddać butelkę, co uczynił. Jerry Hopkins w książce "Elvis. Król Rock'n'rolla" cytuje relację Faye Harris, tejże sąsiadki, jednocześnie największej przyjaciółki Gladys.
"Któregoś razu znalazł u mnie na ganku butelkę coca-coli i zabrał ją do domu - wspomina Harris. - Gladys dała mu za to klapsa i odesłała z powrotem do mnie. Przyszedł i powiedział: »Pani Harris, źle zrobiłem i dostałem za to od mamy, więc proszę, oto pani cola«. Oddałam mu ją i dołożyłam parę ciasteczek. Wrócił do domu i oświadczył: »Mamo, mówiłem ci, że pani Harris nie zależy na tej Coli«, a ona odparła: »Możliwe, ale nie zapytałeś«".
Dziś, mało który rodzic tak by postąpił. Prędzej sam poszedłby przepraszać. Byle tylko jego dziecko nie poniosło konsekwencji, nie odczuło wstydu i upokorzenia za to, co zrobiło. Ale Gladys była mądrą kobietą, nie popełniała takich błędów, choć pewnie jej matczyne serce nie raz w takich momentach pękało z bólu, że musi swoje ukochane dziecko postawić w tak niekomfortowej sytuacji. Lecz wiedziała, że to dla jego dobra.

Gdy zdaniem Gladys, Elvis źle się wyrażał (niegrzecznie, kłamał lub opowiadał niestworzone rzeczy), brała wtedy mydło i za karę myła mu nim jamę ustną. Czasem miała drakońskie metody wychowawcze, oceniając z dzisiejszego punktu widzenia.

Elvis nie raz i nie dwa dostał lanie od matki, zwłaszcza gdy zdaniem Gladys narażał własne życie lub zdrowie, albo zrobił coś, czego wcześniej kategorycznie mu zabroniła, np. gdy wymykał się z domu i z innymi dziećmi, wbrew woli rodziców, uciekali bawić się nad rzekę, o czym sam kiedyś wspominał:
"Moja mama nigdy nie spuszczała mnie z oczu. Nie mogłem chodzić z innymi dziećmi nad potok. Czasem, gdy byłem mały, uciekałem. Wtedy dostawałem od niej lanie i myślałem, że mnie nie kocha."
Gladys może była nadopiekuńcza, ale nie pobłażliwa. Potrafiła mu spuścić manto nawet za winy dorosłych. Tak było, kiedy niespełna dziesięcioletni Elvis wziął udział w konkursie młodych talentów podczas dorocznego festynu Mississippi-Alabama Fair & Dairy Show w East Tupelo, gdzie mieszkali Presleyowie. Zajął tam piąte miejsce (według niektórych źródeł drugie), które też było nagradzane. Otrzymał pięć dolarów i wstęp wolny na wszystkie atrakcje wesołego miasteczka tego dnia, z których nie omieszkał skorzystać. Gladys uważała, że obiekty w lunaparku nie należą do bezpiecznych i Elvis nie powinien z nich korzystać bez jej wiedzy, przyzwolenia i asysty. No i dostało się mu. Skoro dorośli (organizatorzy) w nagrodę pozwolili mu do woli korzystać z wesołego miasteczka, wychowanemu w szacunku do starszych Elvisowi, pewnie do głowy nawet nie przyszło, że matka dopatrzy się w tym jakiejś jego winy. Z drugiej strony patrząc, to również była cenna lekcja. Uczyła Elvisa, że nie należy wykonywać bezwarunkowo wszystkiego co mówią inni dorośli, tylko należy podejść do tego z rozwagą, ocenić sytuację, a przede wszystkim przypomnieć sobie, co na ten temat mówili wcześniej rodzice (w domyśle, osoby najbardziej kochające i pragnące jego dobra).

Swego czasu Gladys postanowiła oduczyć syna i chłopców z sąsiedztwa bicia się między sobą. Wtedy jednak zainterweniował Vernon, stwierdzając, że Elvis musi nauczyć się walczyć o swoje i umieć się obronić. Nawet nauczył małego Elvisa kilku sztuczek obronnych. Chociaż to chyba było zbyteczne, bo Elvis był szybki, zwinny i sprawny, a zdecydowaną "większość bójek rozstrzygał na swoją korzyść" - jak zgodnie mówili jego koledzy. Mimo nadopiekuńczego wychowania swoich rodziców i swojej własnej wrażliwości, nigdy nie był mazgajem. Chociaż, rzadko kiedy walczył o swoje, zwykle używał pięści w obronie innych.

"Jeśli nie masz nic ciekawego lub miłego do powiedzenia, to lepiej się nie odzywaj", mawiała Gladys. Może właśnie dlatego był taki nieśmiały i małomówny w swoim dzieciństwie i wczesnej młodości, zwłaszcza w obecności dorosłych, starszych lub obcych mu ludzi. Ta zasada, jak i wszystkie pozostałe, obowiązywały też w odniesieniu do stałych bywalców domu, członków najbliższej rodziny, znajomych, sąsiadów. Jerry Hopkins w "Elvis. Król rock'n'rolla" pisze:
"Presleyowie nauczyli syna zwracać się do ludzi »proszę pana« [red. sir] i »proszę pani« [red. madame], wstawać, gdy ktoś starszy (babcia, wujek Vester albo ciotka Delta Mae) wchodzi do pokoju, nie przerywać innym i nie kłócić się oraz tego, że jeśli się nie ma niczego miłego do powiedzenia, lepiej wcale się nie odzywać. Tak mocno wpoili młodemu Elvisowi te proste zasady, że nawet później, gdy już pracował z reżyserami filmowymi i szefami wytwórni nagraniowych - starszymi od niego zaledwie o kilka lat [red. czasem w jego wieku lub młodszymi] - którzy nalegali, by mówił im po imieniu, wciąż zwracał się do nich per pan/pani [red. sir/madame] oraz używał zwrotów: »tak proszę pana [red. "yes, sir"]«, »tak, proszę pani [red. "yes, madame"]«. Elvis, cokolwiek o nim nie powiedzieć, był grzeczny."
Janusz Płoński, który w mojej ocenie zupełnie nie rozumie Elvisa i wielu aspektów jego życia, w sensie nie czuje, nie odbiera właściwie (zbyt utożsamiając tamte realia z dzisiejszością), tak pisze:
"Gladys, wstydząc się swego ubóstwa, wychowywała Elvisa w sposób, który miał wskazywać, że pochodził on z wyższej sfery. Nie wolno mu było przeklinać i być grubiańskim (...). Matka uczyła go i wymagała, by zawsze okazywał starszym szacunek: by wstawał, kiedy ktoś wchodzi do pokoju, do mężczyzn zwracał się zawsze "sir", a do kobiet "madame". Nauki i maniery wyniesione z domu Elvis dobrze zapamiętał i stosował do końca życia."
Owszem, wstydziła się swojego ubóstwa, lecz Gladys nie wychowywała w ten sposób Elvisa, by udawał kogoś kim nie jest, człowieka z wyższych sfer! To nieporozumienie, jakieś stereotypowe myślenie pana Płońskiego, jak biedny to niewychowany, tylko udający wychowanego, za to jak bogaty to przyzwoity i dobrze wychowany. Niestety, panie Płoński, zwykle jest to właśnie na odwrót. Po prostu chciała by był, grzecznym, miłym człowiekiem, umiejącym się zachować zgodnie z zasadami savoir vivre w każdej sytuacji i otoczeniu. Co jej się w pełni udało, a jemu przydało się w przyszłym życiu. Nie chciała by ktoś uważał go za prostaka bez ogłady tylko dlatego, że pochodził z biednej rodziny. A to zasadnicza różnica! Czymś innym jest udawanie kogoś kim się nie jest (klasyczne pozoranctwo), a czymś innym wysoka kultura osobista, umiejętność bezkonfliktowego współżycia z innymi, powściągliwość, opanowanie, cierpliwość, skromność i okazywanie szacunku, które wynikają z własnych przekonań, tego jak czujemy, a nie są wynikiem wyłącznie chłodnej kalkulacji (jak u wielu ludzi, których kultura jest tylko na pokaz).

Elvis miał więcej klasy, niż niejeden, który wywodził się z najwyższych warstw społecznych i od dziecka obracał się w kręgu zasad i konwenansów tych sfer. Miał iście arystokratyczne maniery i wychowanie, co pozwoliło mu wkroczyć na salony bez obawy, że nie będzie się potrafił odpowiednio zachować. A i tak przez osoby z zewnątrz, nie znające realiów, w których przyszło mu dorastać, był postrzegany jako człowiek o nienagannych manierach, dżentelmen z krwi i kości, prawdziwy arystokrata, który bon ton wyssał z mlekiem matki. Wiele osób nie mogło uwierzyć, że ten zawsze skromny, grzeczny, kulturalny, uczynny młodzian, o nieskazitelnych manierach, przyszedł na świat i dorastał wśród najbiedniejszych z biednych, ludzi Południa Stanów Zjednoczonych.

W latach 50., kiedy Elvis intensywnie koncertował będąc u progu swej wielkiej kariery, bardzo często korzystał wraz z innymi artystami z noclegów i posiłków oferowanych mu prywatnie przez różnych ludzi. Głównie z przyczyn finansowych, ponieważ za występy dostawali wówczas zwykle po kilkanaście dolarów, które nie starczały na noclegi, wyżywienie, pralnię i paliwo do samochodu, aby móc się przemieścić wraz z instrumentami w następne miejsce (zwłaszcza przy tych odległościach jakie są w Stanach). Wszyscy, którzy wtedy gościli Elvisa u siebie, podkreślali jego nieskazitelne maniery, wręcz szokował ich nimi. Nawet ci, którzy byli do niego uprzedzeni z uwagi na różne plotki, a przede wszystkim nagonkę za jego styl na scenie (ubiór i ruchy), szybko zmieniali zdanie kiedy poznawali go osobiście.

Auda Lou Warren, w której domu rodzinnym Elvis z ekipą oraz kilkoma innymi artystami spędzili 11 maja 1955 roku, mówi:
"'Kiedy Elvis miał występ w Orlando na Florydzie w 1955 roku, on i członkowie jego zespołu wraz z Jimmie Rodgers Snow i członkami jego zespołu spędzili dzień w naszym domu. Był wielkim żartownisiem. Elvis został wychowany w bardzo dobrych manierach. Zawsze zwracał się do mojej matki i ojczyma per "Mrs" i "Mr"".
Nawet zagorzali przeciwnicy Elvisa, przechodzili metamorfozę i rewidowali swój stosunek do niego, kiedy poznawali go osobiście. Przyczyną tego nie tylko były jego zdolności muzyczne (wokal, gra na instrumentach), ale przede wszystkim oszałamiająca kultura osobista, która wręcz porażała. Kiedy stacjonując w Armii Amerykańskie w Niemczech, udał się podczas urlopu do Paryża, tam w klubie Lido spotkał innych amerykańskich artystów - Bernards Brothers (więcej o tym spotkaniu w poście: "George Bernard o Elvisie"). Później, jeden z nich, George Bernard powie:
"Niemniej jednak, Presley nic dla mnie nie znaczył, aż do momentu kiedy go spotkałem. Wtedy, zobaczyłem dżentelmena tak uprzejmego, jak tylko można sobie wymarzyć i tak czarującego, jak książę."
Jak przystało na dżentelmena z Południa, Elvis należał do ludzi bardzo punktualnych. Gdy pracował w Hollywood, nie tylko podkreślano jego maniery, grzeczność, skromność, brak gwiazdorzenia, ale także punktualność i odpowiedzialność. Gdy przychodził na plan, był zawsze przygotowany, znał nie tylko swoją rolę, ale ku zaskoczeniu wszystkich, kompletny scenariusz na pamięć. Nigdy z jego winy nie doszło do poślizgów w kręceniu materiału.

Kiedy w 1963 roku, zaproponowano Ursuli Andress (szwajcarskiej aktorce i modelce, która zasłynęła w 1962 roku rolą pierwszej filmowej partnerki James Bonda) grę u boku Presleya w filmie "Fun in Acapulco", była pełna obaw. Elvis był już wtedy sławny na cały świat. Spodziewała się, że przyjdzie jej znosić wszystkie najgorsze cechy, jakich można oczekiwać od tak wielkiej gwiazdy:
"Kiedy miałam wystąpić z Elvisem Presleyem w Fun in Acapulco, myślałam, że zetknę się z kimś, kto jest tylko produktem reklamy. Tymczasem Elvis okazał się wręcz czarującym partnerem. Zawsze był usłużny i chętny do pomocy – sława idola wyraźnie go krępowała."
Podobnie zaskoczony był projektant Bill Belew. Gdy w dniu 11 czerwca 1968 roku skontaktowano obu panów ze sobą, Belew przedstawił Elvisowi swoją wizję strojów, jakie dla niego przygotował na program specjalny telewizji NBC. Elvis wysłuchał go z uwagą, skinął głową i zgodził się praktycznie z wszystkimi pomysłami i sugestiami Belewa bez zastrzeżeń. Jak zeznają świadkowie tej rozmowy, Bill zaniemówił i przez dłuższą chwilę stał osłupiały. Takiego klienta jeszcze nie miał wśród wielkich gwiazd. Gdy minęło pierwsze zaskoczenie, jeszcze lekko oszołomiony, powiedział:
"Nigdy wcześniej nie spotkałem się z takim brakiem wybujałego ego u tak wielkiej gwiazdy!"
Inna aktorka (także piosenkarka), partnerująca Elvisowi w filmie "It happened at the World's Fair", Joan O’Brien, mówiła:
"Elvis jest najprzyjemniejszym i najbardziej uprzejmym aktorem, z jakim kiedykolwiek pracowałam. Bardzo wysoko cenię jego szczerość i poczucie humoru."
Jeff Alexander (amerykański kompozytor muzyki filmowej), który uczestniczył w produkcji filmu "Jailhouse rock", nie kryjąc uznania dla Elvisa powiedział:
"Elvis to aktor, który wie co robi i to właśnie jego zasługą jest, że cała praca poszła równo i łatwo, bez żadnych napięć"
Z kolei portierzy, stojący na wjeździe do studia MGM, podkreślali niespotykaną punktualność Elvisa, o którą tak rzadko w środowisku filmowym. Śmiali się, że mogli regulować swoje zegarki, ponieważ Elvis podjeżdżał pod szlaban punktualnie trzydzieści minut przed planowanym rozpoczęciem zdjęć. Nawet robili między sobą zakłady, z iloma sekundami odchylenia od tych 30 minut, i w którą stronę, Elvis przybędzie w danym dniu.

Elvis przyjeżdża punktualnie do studia i wita się z portierem

Wzorce wyniesione z domu rodzinnego kontynuował w swoim własnym. Przekraczając próg jego posiadłości, wszystkich (łącznie z nim samym) obowiązywał całkowity zakaz używania brzydkich słów, kłótni, strojenia fochów i okazywania wzajemnych animozji. Jeżeli chłopcy z Memphis Mafii mieli sobie coś do wyjaśnienia, to na męską rozmowę musieli się umówić gdzieś poza domem. Szczególnego szacunku Elvis wymagał od wszystkich domowników w stosunku do swoich rodziców.

Elvis bardzo kochał i poważał swoich rodziców. Nawet będąc już dorosłym starał się postępować tak, aby sprostać ich oczekiwaniom, zwłaszcza swojej matki. Marion Keisker, która pracowała w Sun Records, gdy pamiętnego dnia, 18 lipca 1953 roku, Elvis po raz pierwszy przekroczył próg wytwórni, opisuje pewną sytuację, która idealnie oddaje jak bardzo Elvis szanował rodziców oraz liczył się z ich zdaniem, a przede wszystkim uczuciami swojej matki.
"Tego samego dnia, kiedy pojechaliśmy na Opry [red. 2 października 1954 roku], Sam [red. Phillips, właściciel wytwórni Sun Records] chciał przy okazji sprawdzić pianistę, który grał w jednym z tamtejszych barów. Gdy weszliśmy do środka, Elvis odwrócił się bardzo spłoszony i oświadczył, że poczeka na zewnątrz. Sam spytał dlaczego, a Elvis na to: »Moja mama nie chciałaby mnie widzieć w takim miejscu«. Wyszedł i czekał na chodniku. Ludzie mówili, że to jego przywiązanie do matki było chwytem reklamowym. Gdy Elvis to usłyszał, zdziwił się, że nie wszyscy są tacy. Nie mieściło mu się w głowie, że ktoś może nie kochać rodziców tak jak on i nie chcieć zrobić dla nich wszystkiego. Taki właśnie był - młody chłopak, tak czysty, tak słodki i cudowny, że wręcz niewiarygodny."
Aż chce się powtórzyć echem za Marion: "Taki właśnie był - młody chłopak, tak czysty, tak słodki i cudowny, że wręcz niewiarygodny".

Piękny, przystojny, miły, dobry, grzeczny, wrażliwy, uzdolniony, "tak czysty, tak słodki i cudowny, że wręcz niewiarygodny"

piątek, 13 stycznia 2017

Serial "Graceland"

Dzisiejszej nocy (z 12 na 13 stycznia 2017 roku, o godzinie 1:00) telewizja TVN wznowił nadawanie serialu "Graceland", który był już wcześniej emitowany na przełomie 2014 i 2015 roku (na kanale TVN7).

Oparty na prawdziwych zdarzeniach serial opowiada o grupie agentów FBI, DEA oraz ICE działających pod przykrywką i zamieszkujących razem nadmorską, luksusową posiadłość w Południowej Kalifornii. Przejęta od barona narkotykowego rezydencja jest wykorzystywana jako lokal operacyjny przez tajnych agentów służb specjalnych: FBI, DEA oraz ICE (Służby Celnej) i jest nieoficjalnie nazywana „Graceland”.

Serial telewizyjny został wyprodukowany przez telewizję USA Network. W Stanach swoją premierę miał 6 czerwca 2013 roku. Scenariusz - Jeff Eastin. Reżyseria - Russell Lee Fine.   

Film składa się z trzech sezonów, ale w naszej telewizji wyemitowano dotąd tylko dwa z nich. Rozważa się aktualnie nakręcenie sezonu czwartego.

Sezon I:
  1. Pilot (pilot)
  2. Guadalajara Dog
  3. Heat Run
  4. Pizza Box
  5. O-Mouth
  6. Hair of the Dog
  7. Goodbye High
  8. Bag Man
  9. Smoke Alarm
  10. King's Castle
  11. Happy Ending
  12. Pawn
Sezon II:
  1. The Line       
  2. Connects
  3. Tinker Bell
  4. Magic Number
  5. H-a-Double-P-Y
  6. The Unlucky One
  7. Los Malos
  8. The Ends
  9. Gratis
  10. The Head of the Pig
  11. Home
  12. Echoes
  13. Faith 7
Sezon III (w Polsce dotąd nieemitowany):
  1. B-Positive
  2. Chester Cheeto
  3. Sense Memory
  4. Aha
  5. Piñon Tree
  6. Buto Ijo
  7. Bon Voyage
  8. Savior Complex
  9. Hand of Glory
  10. Master of Weak Ties
  11. The Wires
  12. Dog Catches Car
  13. No Old Tigers
Powstanie tego filmu przyczyniło się do kolejnych spekulacji związanych z odejściem Elvisa. Zdaniem wielu nie bez powodu nadmorską posiadłość nazwano "Graceland". Miało to zwrócić uwagę na związki tego filmu z Elvisem Presleyem. Pikanterii dodała jeszcze informacja o prawdziwych wydarzeniach, na których film został oparty. 

Według niektórych, powstanie tego filmu, miejsce akcji (wybrzeże Południowej Kalifornia), nazwa posiadłości (Graceland), fabuła (wątek narkotykowy), główni bohaterowie (agenci różnych służb, w tym DEA, w której był Presley), wskazuje na celowe powiązanie tego filmu z Elvisem Presleyem i jest próbą potwierdzenia jednej z teorii związanych ze śmiercią artysty, która mówi, że odejście Elvisa było tylko mistyfikacją służb specjalnych, a on sam dalej działał jako tajny agent. 

Początkowo, gdy film wszedł na ekrany w USA, pojawiało się dużo nawiązań do Elvisa Presleya w komentarzach i recenzjach. Dziś ich już nie ma. Ktokolwiek o nim pisze, wyraźnie odcina się od Elvisa Presleya, nigdy nie pada jego imię i nazwisko. Nawet pomija się informację, że Graceland, to nazwa jego domu, unikatowa zresztą. W Wikipedii pod hasłem "Graceland", opisujacym posiadłość Elvisa, na dole w "The name or reference of "Graceland" use in pop culture" jeszcze w 2015 roku była zwmianka o tym filmie. Dziś już jej tam nie ma, a właśnie w tym miejscu pierwszy raz o nim się dowiedziałam, gdy przeglądałam informacje dotyczące posiadłości Graceland. To przywodzi mi na myśl perturbacje jakie zgotowano Gail Brewer-Giorgio, autorce książki "Orion", gdy okazało się, że losy jej fikcyjnego bohatera, Oriona, są zbieżne z domniemaniami o śmierci Elvisa i jego agenturalnej działalności. Takie postępowanie to kolejny kamyczek uwierzytelniający do ogródka zwolenników teorii o mistyfikacji śmierci Króla, sfingowanej przez służby specjalne i jego dalszego życia w konspiracji agenturalnej.

Ile w tych domniemaniach jest prawdy, a na ile te podobieństwa zostały celowo stworzone żeby przed ekrany przyciągnąć jak największą rzeszę widzów, trudno powiedzieć. Niemniej warto go obejrzeć, aby wyrobić sobie własne zdanie. Chociaż w moim odczuciu film nie jest porywający (brak wartkiej akcji, jaka zwykle towarzyszy filmom sensacyjnym), powiedziałabym raczej bardziej psychologiczny.

niedziela, 8 stycznia 2017

Jumpsuit - Black Concho Turquoise

Nazwa najczęściej spotykana:  Black Concho Turquoise Suit
Nazwa alternatywna:  Black Now Suit
Inne nazwy:  Black Jade Suit
Linia/Seria:  Karate Style / Concho Turquoise
Kolor wiodący:  czarny
Linia kolorystyczna:  (nie dotyczy)
Części kompletu:  1
Ilość elementów:  2
  • kombinezon - z poszerzonymi w szpic rękawami u dołu, z rozcięciem, wykończonym po obu stronach guzikami pokrytymi czarnym materiałem (sześć guzików na jednym rękawie, po trzy na każdym boku rozcięcia); wycięcie na torsie, kołnierz oraz lampasy na spodniach przyozdobione wielkimi, okrągłymi turkusami, umieszczonymi na srebrnych, eliptycznych blaszkach; bez fady w nogawkach; kołnierz napoleoński, zdobiony turkusami;
  • pasek - czarna makrama, zdobiona wielkimi, okrągłymi turkusami, umieszczonymi na srebrnych, eliptycznych blaszkach; zakończony po obu stronach długimi sznureczkami z rzędem srebrnych koralików na ich końcach; również w makramę wpleciono srebrne koraliki;
Ilość egzemplarzy:  jeden;
Chustki dla publiczności:  na pewno (jakie, nie wiadomo, o kolorze decydował zawsze Elvis);
Projekt i wykonanie Bill Bellew (projekt), firma IC Costume Co., Gene Doucette (reaktywacja), B & K Enterprises Costume Co.;
Używany na koncertach:
  • nigdy;

Opis:

Czarna wersja "Turquoise Concho Suit" jest odwzorowaniem białej. Pierwszy był "White Turquoise Concho Suit", w którym Elvis występował w 1971 roku.

Istnieją sprzeczne informacje co do powstania tego jumpsuitu. Część źródeł twierdzi, że wykonano go na długo po śmierci Elvisa. Według innych, jeszcze za jego życia, jako drugą wersję "Concho Turquoise Suit" (białego). Być może faktycznie były takie zamierzenia, lecz nie zostały zrealizowane. Zdaniem firmy B & K Enterprises Costume Company, Elvis nigdy nie był właścicielem czarnej wersji. I w tym wypadku jestem skłonna dać im wiarę.

Do białego "Concho Turquoise Suit" był przewidziany taki sam pas z makramy, jak ten czarny na zdjęciu poniżej. Nic nie wiadomo by Elvis zakładał do niego także inne pasy. Natomiast do czarnego pojawił się jeszcze czarny, skórzany. Jednak nie ma go w ofercie sklepu firmy B & K Enterprises Costume Co., więc należy przypuszczać, że to tylko pas typu "Elvis style", oferowany przez inną firmę, nie mającą legitymacji EPE, do tworzenia replik "elvisowych" jumpsuitów.

Kostium ten swoje nazwy przejął od białego poprzednika. Początkowo biały kostium, jaki Elvis nosił na scenie, nazywano "Turquoise Concho White Suit". W lutym 1972 roku, na rynek wyszła płyta "Elvis Now", a na jej okładce umieszczono zdjęcie Elvisa w białym "Turquoise Concho Suit". Odtąd kostium zyskał kolejną nazwę "White Now Suit". W sklepie firmy B & K Enterprises Costume Co., zarówno czarny, jak i biały, figurują pod nazwą "Now Suit", a w nawiasie dopisano "(aka "Turquoise Concho")".

Dotąd nie spotkałam wystawy, na której zaprezentowano by "Black Turquoise Concho Suit", co akurat nie dziwi, skoro powstał tylko jako inna wersja kolorystyczna białego "Turquoise Concho Suit", lata po śmierci Presleya.

Jak już jesteśmy przy turkusach, to wspomnę jeszcze o biżuterii. Na początku lat siedemdziesiątych w USA wzrosła popularność tych kamieni. Również Elvis się nim zainteresował. Nie tylko pięknem tego kamienia, ale jak sądzę także jego kolorem (kochał niebieski i jego odcienie), a przede wszystkim jego ezoterycznym przesłaniem - jako kamieniem powodzenia. Ponadto turkus uważany jest za ochronny, silny amulet strzegący przed nieszczęściami, złym towarzystwem, wrogami. Obdarza ciało i duszę harmonią oraz równowagą. Daje opanowanie i siłę psychiczną - strzeże przed upadkiem. Sprzyja rozwojowi duchowemu oraz pozytywnemu myśleniu. Ochrania przed biedą i nienaturalną śmiercią. Pomaga przy schorzeniach gardła, dróg oddechowych i oczu.

W latach 70. w garderobie scenicznej Elvisa pojawiły się dwa kostiumy wysadzane turkusami. Były to: jednoczęściowy "Turquoise Concho White Suit" (1971), poprzednik "Turquoise Concho Black Suit" oraz "White Three Piece Suit Turquoise Concho Ornament" (1972), garnitur z peleryną. To były kostiumy z okazałymi turkusami. W 1973 roku sprawił sobie jeszcze jeden, przepiękny jumpsuit z turkusami, lecz już dużo mniejszymi. Poszedł pod młotek pod koniec 2016 roku, ale więcej o tym, gdy będę go omawiać. Chodzi o jumpsuit "White Turquoise Vine Suit".

Wśród biżuterii Elvisa też nie zabrakło turkusów. Na aukcji, która odbyła się 13 sierpnia 2016 roku, sprzedano srebrną bransoletkę Elvisa z turkusami. Czy kazał ją wykonać jako uzupełnienie jumpsuitów z turkusami, nie wiadomo, aczkolwiek przynajmniej na jednym ze zdjęć można ją dostrzec wychodzącą spod rękawa.

Elvis kochał obdarowywać innych. Swego czasu podarował ją J.D. Sumner'owi, liderowi Stamps Quartet. Ten, 1 maja 1980 roku, sprzedał ją Elvis Museum of Pigeon Forge, wraz z innymi prezentami jakie dostał od Elvisa, skąd nabyło ją Elvis Presley Museum Graceland.

Ex Post

Ostatnie ustalenia (25 listopada 2018)

Od listopada 2018 roku firma B & K Enterprises Costume Co. zaczęła przerabiać swoją stronę. Jeśli chodzi o ten kostium, pojawiły się nieco większe zdjęcia. 

Szkic projektowy jumpsuitu "White Concho Turquoise Suit", według którego wykonano również "Black Concho Turquoise Suit"

Jumpsuit "Black Concho Turquoise Suit", dostępny w sklepie firmy B & K Enterprises Costume Company



Nieco większe zdjęcia jumpsuitu "Black Concho Turquoise Suit", jakie ukazały się w listopadzie 2018 roku. Można go zakupić w sklepie firmy B & K Enterprises Costume Company

Oryginalny pas do jumpsuitu "Black Concho Turquoise Suit, w postaci czarnej makramy wysadzanej turkusami

Skórzany pas, ponoć alternatywny, do jumpsuitu "Black Concho Turquoise Suit". Mało prawdopodobne, przypuszczalnie to tylko późniejsza wersja "Elvis style", inaczej byłby również w ofercie sklepu firmy B & K Enterprises Costume Company

Jumpsuity Elvisa wysadzane turkusami. Po lewej jednoczęściowy "Turquoise Concho White Suit" (1971), którego czarna kopia ("Turquoise Concho Black Suit") jest tu omawiana oraz "White Three Piece Suit Turquoise Concho Ornament" (1972), garnitur z peleryną. Poniżej "White Turquoise Vine Suit"z małymi turkusami (1973)

Srebrna bransoletka Elvisa z trzema wielkimi turkusami, sprzedana na aukcji 13 sierpnia 2016 roku, za nieznaną cenę oraz notarialnie poświadczone oświadczenie Elvis Museum of Pigeon Forge, ostatniego jej właściciela przed EPM Graceland

czwartek, 5 stycznia 2017

Jumpsuit - Leather Black White Fringe

Nazwa najczęściej spotykana:  White Leather Black White Fringe Suit
Nazwa alternatywna:  White Black White Fringe Suit
Inne nazwy:  White Leather Two Piece Suit,  White Rope Fringe Suit 
Linia / Seria:  Two Piece Leather
Kolor wiodący:  biały i czarny
Linia kolorystyczna:
  (nie ustalono)
Części kompletu:  2
Ilość elementów:  4
  • żakiet - biały, skórzany, bez rękawów; z przodu znajdują się białe oraz czarne frędzle, z przewagą tych ostatnich na obojczyku i kieszeniach; na plecach umieszczono orła w kolorze czarno-czerwonym; kołnierz napoleoński;
  • spodnie - białe lub czarne (nic nie wiadomo o ich kroju i zdobieniu - brak materiałów wizualnych);
  • koszula - biała, prawdopodobnie satynowa, z suto marszczonymi rękawami, z falbanką zamiast mankietu;
  • pasek - czarny, z motywem czarno-czerwonego orła (więcej nie wiadomo); 
Ilość egzemplarzy:  przynajmniej jeden;
Chustki dla publiczności:  nie ustalono (przypuszczalnie białe, czerwone, może także czarne i jeszcze inne);
Projekt i wykonanie:  nie ustalono;
Używany na koncertach:
  • 18 marca 1975 roku, o godzinie 22:00 (Opening Show), Hilton Hotel w Las Vegas, NV (oryginalny pas); 
  • prawdopodobnie przynajmniej jeszcze jeden raz w Sezonie 12 (od 18 marca do 1 kwietnia 1975 roku) w Hilton Hotel, Las Vegas, NV

Opis:

Nie wiadomo czy do tego kompletu był przewidziany pas. Zapewne tak, gdyż do wszystkich kostiumów dwuczęściowych, do których Elvis zakładał koszule, były zawsze pasy, chociaż nie zawsze je ubierał na scenę (np. seria "Navy Blue Two Piece"). Podczas koncertu 18 marca 1975 roku, według informacji uzyskanych od fanów, którzy byli na tym koncercie, Elvis założył przypuszczalnie pas od jumpsuitu "Totem Pole" (znanego również jako "Gypsy") lub też oryginalny, przewidziany do tego stroju, który był łudząco do niego podobny, za sprawą czarno-czerwonych orłów.

Nieznane jest również jego pochodzenie. Mało prawdopodobne, że wykonano go w firmie IC Costume Co., Billa Belewa, która wtedy jako jedyna zajmowała się garderobą sceniczną Elvisa (prywatną też). Skórzaną odzież Elvis miał przede wszystkim z firmy North Beach Leathers, Billa Morgana, a ten pewnie by nie omieszkał wspomnieć o tym stroju w swojej książce "North Beach Leathers Tailors To The Stars", gdyby rzeczywiście przygotował go dla Elvisa. Było jeszcze jedno miejsce, z którego hipotetycznie mógł pochodzić ten komplet - sklep i pracownia Suzie CreamCheese. Bardzo modne wówczas miejsce, gdzie zaglądały kobiety z otoczenia Elvisa, w tym Linda Thompson. Wiemy, że Elvis był też w posiadaniu kilku rzeczy z tego sklepu (między innymi nabył jakiś kostium sceniczny, który potem użył na scenie, lecz nie udało mi się ustalić jaki - może właśnie ten?), a swego czasu nawet Linda zamówiła u Suzie jeden jumpsuit dla niego - "Two Toned Black Leather Suit".

Na zdjęciu poniżej znajduje się szkic, na podstawie którego rzekomo przygotowano ten jumpsuit. Niestety nie zawiera żadnego podpisu projektanta. Widać też wyraźne różnice między projektem, a tym co Elvis ma na sobie. Niemniej, nie ma w tym nic dziwnego. Bardzo często produkt końcowy odbiega od szkicu projektowego, który jest tylko formą zatrzymania wizji projektanta. Zdarza się też, że z jednego projektu rodzi się kilka kostiumów. O ile jumpsuit wykonano faktycznie na podstawie tego szkicu, nie można wykluczyć, że przewidziano jego dwie wersje, z żakietem z rękawami i bez, albo też projektant zmienił zdanie i wycofał się z długich rękawów, zastępując je materiałową koszulą. Ma to sens, zważywszy na fakt, że skóra trudno się układa i efekt szerokich, suto marszczonych, lejących się rękawów byłby trudny do osiągnięcia. Zresztą nie byłby to pierwszy kostium wykonany dla Elvisa w podwójnej wersji (jeden dwuczęściowy z koszulą, kamizelą i spodniami oraz drugi jednoczęściowy z długim rękawem). 

W każdym razie, póki nie znajdą się inne zdjęcia Elvisa w tym kostiumie, możemy tylko zgadywać jak on wyglądał w całości i jak prezentował się w nim Elvis. 

Niestety, los tego stroju nie jest znany. Nigdy nie pojawił się na żadnej wystawie, co sugeruje, że mógł zniknąć krótko po koncercie lub nieco później, w każdym razie jeszcze za życia Elvisa. Może właśnie dlatego więcej go w nim nie widziano. Niewykluczone, że sam Elvis nim zadysponował, oddając go na jakąś aukcję lub obdarowując kogoś w prezencie, co przecież wielokrotnie się zdarzało. Podobnie uczynił ze wspomnianym przeze mnie wyżej "Black Two Toned Leather Suit", który też ubrał tylko raz, a potem oddał na aukcję charytatywną (twierdził, że kostium jest zbyt ciepły).

*      *      *
*      *
*

Ex Post

Uzupełnienie (2 marca 2022 roku):

Według świadków koncertu, na plecach był umieszczony duży czerwono-czarny orzeł. Jeśli chodzi o kolor spodni, relacje nie są zgodne. Jedni mówią, że były białe, inni że czarne (na szkicu projektowym są białe). To może świadczyć o tym, że Elvis wystąpił w tym kostiumie więcej niż raz, raz zakładając białe spodnie, innym razem czarne.

Kilka razy trafiłam na informację, z której wynikało, że w Sezonie 12 w Hilton Hotel w Las Vegas, Elvis nosił kilka nowych dwuczęściowych strojów, określanych jako "garnitury jednego dnia". Na przykład na niemieckim forum elvisnachrichten.de, w opisie "White Leaher Black White Fringe Suit", czytamy:
"Oprócz opisanego tu kombinezonu ["White Leaher Black White Fringe Suit"], podobno w marcu 1975 roku, miały miejsce inne wieloczęściowe garnitury "jednego dnia", które Elvis miał na sobie tylko raz. Ze względu na brak dowodów w postaci zdjęć, można jedynie snuć domysły".
Mówiono, że Elvis eksperymentował z nowymi strojami spoza firmy IC Costume Co. i w kilku takich wystąpił właśnie w tym sezonie, zakładając każdy z nich tylko jeden raz. Sugerowano, że były to stroje z jakiejś innej firmy, które podobały się Elvisowi, ale nie sprawdziły się na scenie.

*
*      *
*      *      *

Wyjściowy szkic projektowy jumpsuitu "White Leather Black Fringe Suit", tak przynajmniej podają prawie wszystkie źródła, które wspominają o tym jumpsuicie

Jak na razie, jedyne zdjęcia Elvisa w jumpsuicie "White Leather Black Fringe Suit", z koncertu otwarcia Sezonu 12 w Hilton Hotel, w Las Vegas, które miało miejsce 18 marca 1975 roku

Pas od jumpsuitu "Dark Blue Totem Pole Suit" (zwanego również "Dark Blue Gypsy Suit"), który Elvis prawdopodobnie założył do tego jumsuitu podczas jedynego, znanego koncertu, na jakim w nim wystąpił. Lecz wysoce prawdopodobne, że założył oryginalny pas, który był do tego tylko łudząco podobny z powodu czarno-czerwonych orłów

wtorek, 3 stycznia 2017

Jumpsuit - Black Rope Fringe Concho

Nazwa najczęściej spotykana:  Black Rope Fringe Concho Suit
Nazwa alternatywna:  Black Rope Fringe Suit
Inne nazwy:  Black Fringe Suit
Linia/Seria:  Karate Style / Fringe
Kolor wiodący:  czarny
Linia kolorystyczna: złota
Części kompletu: 1
Ilość elementów: 2
  • kombinezon - z poszerzonymi w szpic rękawami u dołu, z rozcięciem wykończonymi po obu stronach trzema złotymi guzikami; wycięcie na torsie oraz lampasy spodni wykończone rzędem złotych krążków; głęboki, szpiczasty obojczyk z przodu i z tyłu z wszytymi frędzlami; kołnierz napoleoński, gładki (niezdobiony); wykonany z materiału z krótkim włosem, przypuszczalnie czarnego welwetu; w dole nogawki spodni złota fałda;
  • pasek - czarna makrama; po obu stronach zakończona długimi sznureczkami z rzędem złotych koralików, rozmieszczonych pojedynczo co kilka centymetrów na każdym sznurze oraz na ich końcach; również w makramę wpleciono złote koraliki
Ilość egzemplarzy:  przynajmniej jeden;
Chustki dla publiczności:  nie ustalono
Projekt i wykonanie Bill Bellew, IC Costume Co. (projekt);
Używany na koncertach:
  • mało prawdopodobne;
Opis:

Jeśli chodzi o krój i ornamentykę, mamy tu do czynienia ze scaleniem dwóch białych kostiumów Elvisa - "White Concho Suit" i "White Fringe Suit", które zaprojektował i wykonał Bill Belew. Natomiast nie wiem, czy ten mariaż  - "Black Rope Fringe Concho Suit" - jest również jego pomysłem.

Nie udało mi się do końca ustalić związku Elvisa z tym kostiumem. Z pozoru nie ma żadnego, poza wykorzystaniem projektów dwóch innych jego jumpsuitów, o których wspomniałam w poprzednim akapicie. Jednak na jednej ze stron, gdzie został zaprezentowany, Rick Torres napisał:
"Ten kostium, o ile mi wiadomo, nigdy nie był noszony przez Elvisa podczas koncertu. To kostium o bardzo wyszukanej elegancji, pasującej do Króla."
To zdanie wyraźnie sugeruje, że kostium, czy to w fazie szkicu projektowego, czy gotowego wyrobu, powstał z myślą o Elvisie, lecz z jakiegoś względu nie doszło do sfinalizowania jego występu w nim na scenie.

Jumpsuit ten mogliśmy poznać dzięki roli impersonatora Elvisa, Ricka Torresa, w filmie "The Bigest Game in Town", scenariusz i reżyseria - John Nava. Zdjęcia do filmu rozpoczęto w lutym 2013 roku, a jego premiera miała miejsce w Golden State Theater (Monterey, CA), 4 czerwca 2016 roku. Akcja filmu rozgrywa się głównie w jednym z kasyn stolicy hazardu - Las Vegas, gdzie oczywiście nie mogło zabraknąć Elvisa (w filmie jest to "Elvez"), zabawiającego śpiewem gości. W tej roli wystąpił właśnie Rick Torres.

Jumpsuit "Black Rope Fringe Concho Suit", jaki widzimy na Torresie, raczej na pewno nie pochodzi bezpośrednio z Graceland, czy z firmy IC Costume Co. lub B & K Enterprises Costume Co. Świadczy o tym sposób wszycia fałd w nogawkach spodni w formie klinu. To nie jest technika ani Billa Belewa, ani Gene Doucett'a. Zatem kostium ten został przygotowany przez zupełnie inną pracownię. Nawet jeśli przyjmiemy, że jego pierwszy egzemplarz wykonano jeszcze za życia Presleya, to z pewnością nie jest nim ten, który założył Torres.

Nigdy wcześniej, ani później nie widziałam tego kostiumu na wystawach. Poznałam go dopiero w 2013 lub 2014 roku, kiedy został zaprezentowany, jako jeden ze strojów, w którym Rick Torres wystąpi w filmie "The Bigest Game in Town". Oczywiście, próżno go szukać na wystawach organizowanych przez Graceland, czy w sklepie firmy B & K Enterprises Costume Co.

Rick Torres, impersonator Elvisa, prowadzi firmę. Można go wynająć na różne imprezy. Natomiast o tym, w jakim stroju na niej wystąpi decyduje klient, który ma do dyspozycji około dwudziestu strojów Elvisa, a jednym z nich jest "Black Rope Fringe Concho Suit".

Wśród impersonatorów Elvisa znane są także inne kostiumy typu "black fringe", lecz z pewnością nie zostały wytworzone w firmie B & K Enterprises Costume Co. Są to raczej produkty typu "Elvis style", pochodzące z pomniejszych firm lub przydomowych warsztatów.

Jeden z impersonatorów Elvisa, Rick Torres, pozujący w jumpsuicie "Black Rope Fringe Concho Suit". To jeden z jumpsuitów, w którym wystąpił w filmie "The Biggest Game in town"

Jeden z impersonatorów Elvisa, Rick Torres, w jumpsuicie "Black Rope Fringe Concho Suit"? Co do tego zdjęcia są pewne wątpliwości. Niektórzy twierdzą, że to inny impersonator, Terry Turned, a jeszcze inni, że na tym zdjęciu jest sam Elvis

Kaplica w Las Vegas (Graceland Wedding Chapel, adres: 619 S Las Vegas Blvd, Las Vegas, NV 89101), mająca licencję  EPE do używania nazwy "Graceland", gdzie ślubu udzielają impersonatorzy Elvisa. Jeden z nich nosi także kostium typu "black fringe concho", ale nieco inny. Kapliczka jest wierną kopią tej przy Graceland w Memphis

Przykłady innych, czarnych kostiumów typu "Elvis style", zainspirowanych jumpsuitami z frędzlami, jakie nosił Elvis, przede wszystkim "White Fringe Suit"