poniedziałek, 4 września 2017

Legenda i rzeczywistość ... {8}

Kilka lat temu trafiłam na niepublikowaną dotąd tradycyjnym drukiem (na papierze) książkę "Legenda i rzeczywistość o życiu, karierze i śmierci Elvisa Presleya", napisaną przez Jacka Walczyńskiego, jednego z fanów Elvisa Presleya. Czytając ją, początkowo targały mną skrajne odczucia, z przewagą tych negatywnych, co było spowodowane wielością błędów merytorycznych. Nie mogłam pojąć, jak wieloletni fan Elvisa, łowiący każdą wzmiankę o Presleyu (co ewidentnie widać w treści), szczerze zainteresowany twórczością i życiem naszego bożyszcze, będący pod niekłamanym wrażeniem artysty, stworzył dokument naszpikowany fałszywymi informacjami, niczym baba wielkanocna bakaliami! Z tego powodu nie dałam rady przeczytać całości za pierwszym podejściem, zbyt wiele nerwów mnie to kosztowało. Była, złość, irytacja, żal, tęsknota, łzy wzruszenia, sentymentalna podróż, zachwyt, rozpacz ..., bo choć ilość błędów dyskredytuje ten tekst jako "elementarz" dla początkującego lub nieobeznanego z biografią Elvisa fana, to zawiera też wiele prawdziwych informacji z życia naszego idola, ważnych i ciekawych z punktu widzenia biograficznego. Zaczęłam gorączkowo poszukiwać namiarów na autora, bezskutecznie. Chciałam na świeżo, póki jeszcze mam w pamięci treść książki, porozmawiać o niej z jej twórcą.

Co wieczór czytałam kolejne rozdziały, aż po kilku dniach miałam pierwsze czytanie całości za sobą. Dalej szukałam kontaktu z autorem, lecz nie znalazłam. Minął pewnie z miesiąc, gdy zasiadłam ponownie do lektury. Zawsze tak robię, z każdą książką, czy artykułem o Elvisie. Czytam po wielokroć, tak długo, aż przestanę na nowo odkrywać wagę niektórych słów i wszelkich informacji, jakie wcześniej wydawały mi się tylko tłem opowieści, nie dostrzegłszy pierwej ich głębszego znaczenia.

Właśnie wtedy moje wzburzenie zamieniło się w chwile refleksji. Dostrzegłam w tym dokumencie niebywałą i niepowtarzalną wartość historyczną. To chyba pierwsza retrospekcja w historii milionów słów jakie kiedykolwiek napisano lub wypowiedziano o Presleyu, właściwie jej wycinek, ograniczony do polskiego podwórka (polskojęzycznej prasy, głównie). Zawsze ubolewam jak bardzo zniekształcony wizerunek Elvisa został zaimplementowany w polskim narodzie, lecz gdy przeczytamy tę książkę, zrozumiemy dlaczego. My fani, żywo zainteresowani dotarciem do prawdy, ciągle szukamy, czytamy, porównujemy, analizujemy każdy materiał jaki znajdziemy, dzięki czemu docieramy do tej prawdy. Przypadkowe osoby, trafiając na różne dziwne treści i informacje, po prostu przyjmują do wiadomości to, co przeczytały lub usłyszały w mediach (kiedyś tylko radio, TV, gazety). Ta książka, napisana w oparciu o materiały dostępne ówcześnie, idealnie ukazuje skąd wziął się ten nieprawdziwy obraz Elvisa Presleya w Polsce. Aż chciałoby się wylać wiadro pomyj na tych wszystkich dziennikarzy, redaktorów, publicystów itp., odpowiedzialnych za te wszystkie zniekształcone treści, rozmijające się z faktami, a w konsekwencji fałszywy, bardzo niepełny i mocno zakłamany obraz Elvisa Presleya w Polsce. Niestety, w tamtych czasach wszyscy poruszaliśmy się po omacku, ludzie mediów czy niezależni autorzy także. Nie było internetu, ani dostępu do innych materiałów o Elvisie. Dziś możemy zamówić sobie książkę w dowolnym języku, z drugiego końca świata, wtedy nie szło nawet ustalić jakie pozycje ukazują się na innych, obcych rynkach, o audycjach radiowych, programach telewizyjnych, artykułach prasowych poświęconych Presleyowi nawet nie wspominając.

Podczas czytania "Legenda i rzeczywistość o życiu, karierze i śmierci Elvisa Presleya", w mojej głowie zrodził się pewien projekt, którego na razie nie wyjawię, ponieważ najpierw wymaga on konsultacji z autorem. Na razie ograniczę się do zaprezentowania treści tej książki, a pod kolejnymi rozdziałami postaram się dodać małe omówienie, odnoszące się do konkretnych zapisów.

Polecam lekturę książki tylko tym, którzy mają dość dobrze ugruntowaną wiedzę o Elvisie Presleyu, a zdecydowanie odradzam pozostałym. Nie mieszajcie sobie w głowach, bo utrwalicie sobie całą masę błędnych danych, a wiem z własnego doświadczenia, jak trudno potem pozbyć się tej wiedzy z pamięci i zastąpić ją nową, poprawną. Natomiast dla tych pierwszych, to wspaniały przegląd historyczny, warty prześledzenia, aby sobie uświadomić jakie bohomazy na temat Elvisa Presleya podawano do publicznej wiadomości w Polsce przez lata. To oczywiście trwa nadal, nic się w tej materii nie zmieniło, wszyscy gonią za wierszówką, a dziennikarska rzetelność, to już tylko puste słowa, przeżytek, szczytna idea zamierzchłych czasów.

Uważam, że pan Jacek Walczyński wykonał fantastyczną pracę, dlatego warto rozpowszechnić tutaj ten materiał, acz z drobnymi uzupełnieniami, wyjaśnieniami i korektami. Takie rzeczy nie powinny trafiać do szuflady, zwłaszcza na naszym skromnym, polskim rynku dla fanów Elvisa Presleya, gdzie każda pozycja ma znaczenie.

P. S.
Powyższa treść będzie poprzedzała każdy odcinek cyklu, tak aby czytelnik trafiając, na któryś ze środkowych odcinków, nie musiała szukać co to za tajemniczy materiał i z jakiej całości wyrwany. :)

* * *

Rozdział szósty - "Powroty". To samo co wcześniej, z większym wyartykułowaniem powrotu Elvisa do koncertowania na żywo.

Uwaga!
Poniższe grafiki, to nie obrazy, tylko bloki tekstowe osadzone w ramkach. W każdym z nich po prawej stronie znajduje się suwak, który pozwoli wam przewijać treść.   

Pod każdą ramką z rozdziałem znajdziecie "UWAGI", w których zawarte są sprostowania i wyjaśnienia do danych i informacji jakie autor zamieścił w tej książce, jeśli są niezgodne z dzisiejszym stanem wiedzy.




UWAGI:

str. 1 (u góry)
"Przez prawie dziesięć lat Pułkownik nie dopuszczał Presleya na sceny, nie pozwalał na publiczne występy. Dopiero w końcu lat sześćdziesiątych Presley wypłynął znowu na rynek estradowy dzięki atrakcyjnemu kontraktowi w drogich klubach i hotelach Las Vegas."
O kulisach powrotu Elvisa do występów na żywo pod koniec lat sześćdziesiątych, pisałam już w poprzednim odcinku. Jeśli chodzi o występy w Las Vegas nie chodziło o "drogie kluby i hotele", tylko o Showroom w jednym konkretnym, wtedy najbardziej luksusowym, co dopiero oddanym do użytku - International Hotel (od 1971 roku Hilton Hotel).

str. 1 (pośrodku i na dole)
"Po wycofaniu się z działalności filmowej, zbliżający się do czterdziestki Elvis wrócił znów na estradę, co otworzyło mu drogę do potężnej działalności reklamowej. Swój powrót KRÓL zainaugurował występem na Hawajach. Jego supershow w Honolulu zmobilizował wszystkie kanały telewizyjne i rozgłośnie radiowe na całym świecie."
"Kilkutysięczne rzesze wielbicieli odbyły pielgrzymkę na wyspy aby wziąć udział w „zmartwychwstaniu” – a raczej w wielkim powrocie – płacąc po 100 dolarów za bilet."
Ciąg dalszy miszmaszu z poprzedniego rozdziału. Gdy Elvis wycofał się z filmów miał 33 lata, więc pisanie o "zbliżającym się do czterdziestki" artyście, jest nieporozumieniem. Dygresja o "otwarciu drogi do działalności reklamowej" jest dla mnie totalnie niezrozumiała. Po prostu nie wiem o co w tym chodzi, co autor miał na myśli. Elvis podczas swojej kariery miał tylko dwa "incydenty reklamowe" (raz chodziło o papierosy "Lucky Strike", drugim razem o jakiś produkt spożywczy), oba w latach pięćdziesiątych. Raz wziął też udział w kampanii zdrowotnej, związanej z rakiem.

Jak widać autorowi się tu coś wyraźnie miesza. Jest przekonany, że były dwa koncerty na Hawajach. Jeden, którym Elvis powrócił do koncertowania na żywo (co nie miało miejsca) i drugi, ten właściwy. Wtedy faktycznie Elvis miał już 38 lat i można mówić, że zbliżał się do czterdziestki, ale nie wtedy gdy wrócił na scenę w 1969 roku. Już drugi raz autor powtarza ten błąd. Na Hawajach wystąpił też dwa miesiące wcześniej (17 i 18 listopada 1972 roku), gdyż początkowo właśnie w tych datach miał się odbyć koncert satelitarny, który później przesunięto na styczeń 1973 roku.

Show w Honolulu (koncert satelitarny "Aloha from Hawaii") odbył się 14 stycznia 1973 roku, a więc prawie pięć lat (licząc od roku 1968) od faktycznego powrotu Elvisa do koncertowania na żywo. Skąd autor sobie wziął, że to dopiero wtedy Elvis powrócił na scenę po latach "zamrożenia" w Hollywood, to nie wiem. To był koncert charytatywny na rzecz fundacji Kui Lee Cancer Fund, a ceny biletów nie były narzucone, każdy płacił według uznania. Z pewnością niektórzy dali 100 dolarów, ale z własnej woli, a nie dlatego, że tyle kosztowały.

str. 2 (pośrodku)
"Pomimo że na planie filmowym nigdy nie brakowało pięknych dziewcząt – aktorek, statystek, sekretarek, urzędniczek – pięknych, młodych i nierzadko rozebranych, on do końca pozostawał wierny tej jednej, jedynej."
Niezupełnie. Lecz nie był rozwiązły, jak to czasem sugerowano. W każdym razie na tle innych gwiazd wypadał bardzo cnotliwie. :)

str. 3 (u góry)
"Gdy na początku lat siedemdziesiątych Elvis wrócił na scenę, cała milcząca dotąd Ameryka śpiewała razem z nim."
Elvis wrócił na scenę pod koniec lat sześćdziesiątych, a nie na początku siedemdziesiątych!

str. 3 (u dołu), str. 4 (u góry)
"Oglądając ośmiomilimetrowe filmy z Elvisem wpadają w ekstazę. W skupieniu kontemplują projekcje diapozytywów. Znają na pamięć jego repertuar płytowy i filmowy. Kolekcjonują znane i nieznane zdjęcia idola, „dzikie nagrania”, obcisłe trykoty z jego podobizną, skrawki jego koszul, szklanki z których pijał, chusteczki którymi ocierał pot z czoła podczas występów. Masturbują się na odległość na dźwięk jego imienia, wystarczy im przywołać w wyobraźni obraz ubóstwianego. Zbierają się aby obmacywać jego cień. Pozostał im ten „młodzieżowy trądzik”, choć sami już podstarzali się w swoich „wdziankach”, wyglądają tak jak ich idol."
Matko, co za grafomański bełkot! Trzy razy musiałam czytać, by cokolwiek z tego zrozumieć. No niestety, takie kwiatki też są w tej książce. Autor sili się na jakieś poetyckie, kwieciste określenia, o których ma takie pojęcie jak Parker o muzyce, z czego wychodzi tylko niezrozumiały i bezsensowny charkot.

str. 4 (u góry)
"W miarę rozwoju swojej kariery Presley coraz bardziej oddalał się od swej typowej muzyki, od muzyki ludowej, country i rocka. W dużej mierze zaważył tu pogląd jego przedsiębiorczego menedżera. Zgodnie z tym poglądem, aby utrzymać stałą pozycję w amerykańskim showbussinessie, trzeba odpowiadać gustom i wymaganiom klasy średniej, a więc tej najliczniejszej pasjonującej się muzyką pop."
Nie oddalał się, śpiewał to samo tylko z innym rozłożeniem. W latach siedemdziesiątych mniej było rock and rolla, a więcej ballad. Pogląd Parkera, jaki by nie był, nie miał tu nic do rzeczy. Elvis miał już tak ugruntowaną pozycję na rynku muzycznym całego świata, że mógł śpiewać cokolwiek. Nie musiał robić  żadnych, tego typu kalkulacji. Jak to ktoś kiedyś powiedział: "mógłby śpiewać nawet książkę telefoniczną, a fani i tak by go uwielbiali", wypełniając sale koncertowe po brzegi i kupując każdą pojawiającą się w sprzedaży płytę.

str. 4 (u dołu)
"Parker czuł pismo nosem. Wiedział, że jeśli Presley wypłynie na szerokie wody Hollywoodu, on będzie musiał ustąpić miejsca zawodowym reżyserom i producentom filmowym. Odrzucał więc scenariusze, które mogły zmienić image Elvisa z piosenkarza na aktora dramatycznego."
Wreszcie jakaś prawda. Temat ten opisałam dość szczegółowo w poprzednim odcinku, więc nie będę go tutaj ponownie rozwijać.

str. 7 (u góry)
"Rock stał się więc rzeczywistą plebejską masową przyśpiewką. Z gruntu rzeczy był prymitywną i nieskomplikowaną muzyką o niewymuszonym charakterze, łatwo wpadającą w ucho."
Nawet nie skomentuję, bo zrobiłam już to w jednym z poprzednich odcinków, przy podobnej w swojej wymowie treści. Zastanawiam się czy autor te "złote myśli" powtarza bezrefleksyjnie po jakimś imbecylu nienawidzącym rocka, który ulżył sobie w ten sposób, czy sam nim jest lub za takich nas uważa - miliardy ludzi, którzy przez całe dekady słuchają rocka w najróżniejszych wydaniach i odmianach. Jakaś bezsensowna próba dyskredytowania jednego z gatunków muzycznych, najbardziej masowego i najpopularniejszego od kilkudziesięciu już lat. Zresztą nie pierwsza, wcześniej autor w podobnym duchu pisał o rock and rollu. Znowu mi to śmierdzi Goldmanem lub podobnym indywiduum.

str. 7 (pośrodku)
"Czy Presley miał aż tak wielki talent, czy też panujące wówczas okoliczności sprawiły że stał się symbolem? Młodzież znudzona ciągle eksperymentującym jazzem, mdłymi tangami czy ckliwymi slowfoxami swych rodziców, oczekiwała na coś nowego, żywiołowego, nieskomplikowanego. Czekała i poszukiwała kogoś, kto mógłby wyzwolić ich duchowe potrzeby."
To nie kwestia okoliczności, gdyby tak było, dziś nikt by już o nim nie słyszał, tymczasem Elvis ciągle ma miliony fanów we wszystkich grupach wiekowych na całym świecie, nawet wśród prymitywnych plemion w samym środku dżungli amazońskiej, Afryki i Azji (Indie)! Nie ma drugiego takiego artysty z cywilizowanego świata, który dotarłby swoją muzyką aż do takich miejsc! To absolutny fenomen.

str. 7 (u dołu)
"Szokował starsze pokolenie i to wystarczyło by młodzi okrzyknęli go swoim KRÓLEM"
Znowu jakieś nieprzemyślane refleksje. Takich "szokerów" były tysiące, a jednak nikt nie okrzyknął żadnego z nich KRÓLEM! Więc teza mówiąca, że jakiś piosenkarz został wyniesiony na piedestał tylko dlatego, że szokował starsze pokolenia, jest po prostu niedorzeczna. 

str. 7 (u dołu)
"Toteż nic dziwnego, że gdy Beatlesi po raz pierwszy przybyli do Ameryki, bardzo zapragnęli spotkać się z Elvisem. Spotkanie odbyło się w Gracelandzie o dziewiątej wieczorem."
To nie było w Graceland. Do spotkania Elvisa z członkami The Beatles, doszło przed godziną 23:00, w rezydencji Elvisa Presleya przy ulicy Perugia Way 565, Bel Air w Los Angeles.

str. 8 (u góry)
"Elvis powitał Beatlesów ubrany w strój hawajski. (...) Całe spotkanie ukradkiem nagrywano, ta rewelacyjna taśma była częściowo publikowana na bootlegach i bardzo jest prawdopodobne, że kiedyś ukaże się również w wersji oficjalnego produktu. Kolekcjonerskim „białym krukiem” jest wydana w USA płyta piracka: 'Elvis meet The Beatles – The Beatles meet Elvis.'"
Elvis nie był ubrany w strój hawajski, o czym można się przekonać ze zdjęcia (miał jeansy, granatową kurtkę lub koszulę i coś czerwonego pod spodem, prawdopodobnie chusteczka, jeśli była to koszula, lub bluzka, gdy była to kurtka).

Natomiast rewelacje o tym, że jednak spotkanie zarejestrowano ukradkiem, nie są mi znane, a już w ogóle, że pojawiło się na bootlegu. Jednak w tym wypadku nie będę zabierać głosu, ponieważ jeśli chodzi o wydawnictwa tego typu nie mam odpowiedniej wiedzy. Gdyby jednak ktoś wiedział coś na ten temat, to proszę o wpis.

Z tego co udało mi się ustalić, w 1995 pojawił się bootleg "Elvis Live “Unlicensed” Elvis Meets the Beatles" (wydany wcześniej, w 1993 roku, pod nazwą "Opening Night 1969"), lecz w rzeczywistości nie ma nic wspólnego z The Beatles (ani też z koncertem otwarcia, 31 lipca 1969, w International Hotel w Las Vegas, jak sugeruje tytuł bootlegu z 1993 roku). To koncert z 3 sierpnia 1969 roku, w International Hotel (ale nie podano który). Jest tam też pięciominutowy monolog Elvisa, w którym mówi o swojej chęci powrotu na scenę, być może w nim wspomina coś o Beatlesach, bo jednym z pytań, które mu zadali podczas spotkania 27 sierpnia 1965 roku, było właśnie o jego wycofanie się z koncertowania na żywo.

str. 9 (cała)
"Krytyka twierdziła, że muzycy towarzyszący Presleyowi nie dorównywali mu klasą. Łatwo to stwierdzić porównując na przykład nagrania Presleya z utworami Franka Sinatry, Deana Martina czy chociażby Toma Jonesa. Śpiewali oni zazwyczaj z big - bandami, które niejako prowadziły wokalistę swym podkładem muzycznym. Gdyby z nagrania takiego wyeliminować głos piosenkarza, otrzymalibyśmy nagranie instrumentalne danego utworu. Presley śpiewał tylko z zespołem wokalnym i sekcją rytmiczną. To on prowadził nagranie, nadawał utworom ostateczny kształt i tonację. Akompaniament był rzeczywiście tylko tłem. To że zespół towarzyszący nigdy „nie wypłynął” przed Presleya, to też zapewne odpowiedni (sowicie wynagrodzony) zabieg Parkera."
Z pierwszym zdaniem trudno mi się zgodzić. Elvis nigdy by sobie nie dobrał złych muzyków. Miał ucho i wybierał zawsze najlepszych na rynku (wcześniej robiąc wnikliwe rozeznanie), czego przykładem jest jego współpraca z The Jordanaires, czy The Stamps, jak również w 1969 roku wyłuskanie Jamesa Burtona* od Ricka Nelsona i poproszenie go o stworzenie zespołu dla siebie (TCB-Band). Owszem, miał zupełnie odmienny styl występów od Franka Sinatry, Deana Martina, czy Toma Jonesa, w sensie tła instrumentalnego i bardzo dobrze. Muzycy mieli go wspierać, a nie prowadzić. Elvis miał też duszę dyrygenta. On nie tylko śpiewał i prowadził show, ale i dyrygował zespołem oraz kwartetami, czyli tą częścią muzyków, która była jego bezpośrednim zapleczem na scenie - tłem (z wyłączeniem orkiestry na drugim planie, która miała własnego dyrygenta, zresztą ona też się do niego dostosowywała, a nie prowadziła, jak w przypadku innych śpiewaków; notabene to właśnie z tego powodu Guercio miał na początku problemy z Elvisem, o czym więcej w poście "Marmurki dyrygenta Joe Guercio").

*  Dziś James Burton sklasyfikowany jest na 19 miejscu listy 100 najlepszych gitarzystów wszech czasów magazynu Rolling Stones (2011), a na szóstym miejscu dziennika The Times (2014 lub 2016, już nie pamiętam). Również inni muzycy Elvisa znaleźli się wśród najlepszych na świecie. Na przykład Scotty Moore jest na 29 miejscu 100 najlepszych gitarzystów wszech czasów magazynu Rolling Stones, a D.J. Fontana na 13 perkusistów. 

Natomiast ostatnie zdanie mnie osłabia. To, że Elvis przyjął taki a nie inny podział sceny i role dla poszczególnych grup muzyków (zespołu TCB Band i grup wokalnych), to zdaniem autora "odpowiedni sowicie wynagrodzony zabieg Parkera", w sensie, że nie pozwolił muzykom przyćmić Elvisa! No to już jakaś chorobliwa obsesja autora, jakieś kompulsywne wychwalanie. Po pierwsze Parker w kwestiach muzycznych był chyba mniej kompetentny od sprzątaczki Elvisa, a po drugie, ten człowiek nikomu nie płacił "sowicie"! Sowicie, to on tylko innych okradał! Panie Jacku, no litości! Czy pan naprawdę to pisze z przekonania? Poza tym Parker nie miał absolutnie nic do gadania w kwestii sceny, chórków i muzyków!

* * *

Każda część jest zakończona wyszczególnieniem rozdziałów, a ich numery opatrzone kolorowym podświetleniem. Te, które są omawiane w danym poście, na żółto, a te omówione już wcześniej, na niebiesko. Rozdziały bez podświetleń omówiono w późniejszych postach. Spójrzcie sobie za każdym razem na tą listę, bo nie zawsze będzie zachowana kolejność rozdziałów.  

[1]  000  Tytuł
[1]  000  Spis rozdziałów
[2]   00  Wstęp
[1]    0  Prolog: Rock and Roll - moda, szaleństwo, czy sztuka?
[3]    1  Najdłuższy powrót
[4]    2  Narodziny legendy
[5]    3  Wulkan drzemiącej tęsknoty i skrywanych marzeń
[6]    4  Elvis, jakim byłeś naprawdę?
[7]    5  Midas XX wieku - Tom Parker
[8]    6  Powroty
[9]    7  Czar powodzenia
[10]   8  Król nie żyje
[10]   9  Priscilla
[11]  10  Ewangelia Elvisa
[11]  11  On zdzierał serca
[12]  12  Na fali biznesu zwanego Elvis Presley
[13]  13  W aureoli nieśmiertelności
[14]  14  Eksplozje podłego świata
[15]  15  Kres w dolinie spokoju
[16]  16  Takim go kochano
[16]  17  Pigułkowe coctaile
[16]  18  On stworzył młodzież, ona go pokochała
[17]  19  Epilog - symbol epoki
[17]  20  Fakty, plotki i ciekawostki
[18]  21  Złote płyty Elvisa
[18]  22  Występy w latach 1953-1961
[18]  23  Trasy turniejowe
[18]  24  Dyskografia - longplaye Elvisa
[18]  25  Filmy z Elvisem
[17]  26  Miscellanea
[1]   27  LITERATURA
[1]   28  Nota autorska



3 komentarze:

  1. Ja mam wrażenie że to nie fan Elvisa tylko jakiś Goldman w wydaniu polskim. To tak jakby teraz ja napisał coś złego o nim że w ogóle nie umiał śpiewać.
    Co do Beatlesów nie było żadnego nagrania bo nie chciał tego Parker. Niedawno wypłynęły słabej jakości 3-4 zdjęcia które pewnie ktoś zrobił ukradkiem bez wiedzy Parkera. Bo pewnie też był zakaz.
    O bootlegach nie ma mowy. To tylko przypadkowa nazwa.
    To show z 3 sierpnia 1969 DS. To wszystko. A opowiastki Elvisa o karierze opowiadał na każdym show 1 sezonu w Vegas. Taki miał wtedy schemat Koncertów. Ale również nie przypominam sobie żeby mówił o "żukach":):) Tylko o początkach kariery, Ed sullivanie, trochę o filmach, Parkerze i to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak jesteś blisko. :) To człowiek zauroczony Goldmanem i Parkerem bardziej jak Elvisem, czego wcale nie ukrywa. :)

    Tak, jeśli chodzi o Beatlesów dokładnie było jak piszesz - zero nagrań, zdjęć, wywiadów. Zupełnie nie wiem dlaczego. Oni nawet nie jechali swoimi samochodami z tego co pamiętam. Przyjechał po nich Parker trzema limuzynami.

    Aha czyli jednak Dinner Show na tym bootlegu, bo źródło nie podało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś coś tam czytałam na temat tych zdjęć. Ponoć jakiś dziennikarz się dowiedział i zasadził się na płocie, ukryty w koronach drzew. Chodzi o te zdjęcia z podjazdu, bo innych nie znam.

    Chociaż z drugiej strony aż mi się nie chce wierzyć, że ktoś z Memphis Mafii nie zrobił jakichś z ukrycia w środku. Z drugiej strony, gdyby tak było, pewnie już by gdzieś je sprzedał za ciężkie pieniądze. Po tylu latach gdzieś by wypłynęły.

    OdpowiedzUsuń

1. --- Najedź kursorem myszy na słowa "Wpisz komentarz" w białej ramce i kliknij.
2. --- Następnie kliknij strzałkę (▼) po słowach "Skomentuj jako:".
3. --- Po rozwinięciu listy wybierz pozycję trzecią "Nazwa / adres URL".
4. --- W polu "Nazwa" wpisz dowolny NICK, którym będzie sygnowany Twój komentarz.
5. --- Po wpisaniu nicka, kliknij w przycisk "Dalej", a następnie w białym polu wpisz treść komentarza.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pola "adres URL" nie wypełniamy, chyba, że ktoś ma swoją stronę i chce ją tu podać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Instrukcja graficzna tu:
https://elvisownia.blogspot.com/p/nick-w-komentarzu-instrukcja-graficzna.html