niedziela, 27 sierpnia 2017

Legenda i rzeczywistość ... {3}

Kilka lat temu trafiłam na niepublikowaną dotąd tradycyjnym drukiem (na papierze) książkę "Legenda i rzeczywistość o życiu, karierze i śmierci Elvisa Presleya", napisaną przez Jacka Walczyńskiego, jednego z fanów Elvisa Presleya. Czytając ją, początkowo targały mną skrajne odczucia, z przewagą tych negatywnych, co było spowodowane wielością błędów merytorycznych. Nie mogłam pojąć, jak wieloletni fan Elvisa, łowiący każdą wzmiankę o Presleyu (co ewidentnie widać w treści), szczerze zainteresowany twórczością i życiem naszego bożyszcze, będący pod niekłamanym wrażeniem artysty, stworzył dokument naszpikowany fałszywymi informacjami, niczym baba wielkanocna bakaliami! Z tego powodu nie dałam rady przeczytać całości za pierwszym podejściem, zbyt wiele nerwów mnie to kosztowało. Była, złość, irytacja, żal, tęsknota, łzy wzruszenia, sentymentalna podróż, zachwyt, rozpacz ..., bo choć ilość błędów dyskredytuje ten tekst jako "elementarz" dla początkującego lub nieobeznanego z biografią Elvisa fana, to zawiera też wiele prawdziwych informacji z życia naszego idola, ważnych i ciekawych z punktu widzenia biograficznego. Zaczęłam gorączkowo poszukiwać namiarów na autora, bezskutecznie. Chciałam na świeżo, póki jeszcze mam w pamięci treść książki, porozmawiać o niej z jej twórcą.

Co wieczór czytałam kolejne rozdziały, aż po kilku dniach miałam pierwsze czytanie całości za sobą. Dalej szukałam kontaktu z autorem, lecz nie znalazłam. Minął pewnie z miesiąc, gdy zasiadłam ponownie do lektury. Zawsze tak robię, z każdą książką, czy artykułem o Elvisie. Czytam po wielokroć, tak długo, aż przestanę na nowo odkrywać wagę niektórych słów i wszelkich informacji, jakie wcześniej wydawały mi się tylko tłem opowieści, nie dostrzegłszy pierwej ich głębszego znaczenia.

Właśnie wtedy moje wzburzenie zamieniło się w chwile refleksji. Dostrzegłam w tym dokumencie niebywałą i niepowtarzalną wartość historyczną. To chyba pierwsza retrospekcja w historii milionów słów jakie kiedykolwiek napisano lub wypowiedziano o Presleyu, właściwie jej wycinek, ograniczony do polskiego podwórka (polskojęzycznej prasy, głównie). Zawsze ubolewam jak bardzo zniekształcony wizerunek Elvisa został zaimplementowany w polskim narodzie, lecz gdy przeczytamy tę książkę, zrozumiemy dlaczego. My fani, żywo zainteresowani dotarciem do prawdy, ciągle szukamy, czytamy, porównujemy, analizujemy każdy materiał jaki znajdziemy, dzięki czemu docieramy do tej prawdy. Przypadkowe osoby, trafiając na różne dziwne treści i informacje, po prostu przyjmują do wiadomości to, co przeczytały lub usłyszały w mediach (kiedyś tylko radio, TV, gazety). Ta książka, napisana w oparciu o materiały dostępne ówcześnie, idealnie ukazuje skąd wziął się ten nieprawdziwy obraz Elvisa Presleya w Polsce. Aż chciałoby się wylać wiadro pomyj na tych wszystkich dziennikarzy, redaktorów, publicystów itp., odpowiedzialnych za te wszystkie zniekształcone treści, rozmijające się z faktami, a w konsekwencji fałszywy, bardzo niepełny i mocno zakłamany obraz Elvisa Presleya w Polsce. Niestety, w tamtych czasach wszyscy poruszaliśmy się po omacku, ludzie mediów czy niezależni autorzy także. Nie było internetu, ani dostępu do innych materiałów o Elvisie. Dziś możemy zamówić sobie książkę w dowolnym języku, z drugiego końca świata, wtedy nie szło nawet ustalić jakie pozycje ukazują się na innych, obcych rynkach, o audycjach radiowych, programach telewizyjnych, artykułach prasowych poświęconych Presleyowi nawet nie wspominając.

Podczas czytania "Legenda i rzeczywistość o życiu, karierze i śmierci Elvisa Presleya", w mojej głowie zrodził się pewien projekt, którego na razie nie wyjawię, ponieważ najpierw wymaga on konsultacji z autorem. Na razie ograniczę się do zaprezentowania treści tej książki, a pod kolejnymi rozdziałami postaram się dodać małe omówienie, odnoszące się do konkretnych zapisów.

Polecam lekturę książki tylko tym, którzy mają dość dobrze ugruntowaną wiedzę o Elvisie Presleyu, a zdecydowanie odradzam pozostałym. Nie mieszajcie sobie w głowach, bo utrwalicie sobie całą masę błędnych danych, a wiem z własnego doświadczenia, jak trudno potem pozbyć się tej wiedzy z pamięci i zastąpić ją nową, poprawną. Natomiast dla tych pierwszych, to wspaniały przegląd historyczny, warty prześledzenia, aby sobie uświadomić jakie bohomazy na temat Elvisa Presleya podawano do publicznej wiadomości w Polsce przez lata. To oczywiście trwa nadal, nic się w tej materii nie zmieniło, wszyscy gonią za wierszówką, a dziennikarska rzetelność, to już tylko puste słowa, przeżytek, szczytna idea zamierzchłych czasów.

Uważam, że pan Jacek Walczyński wykonał fantastyczną pracę, dlatego warto rozpowszechnić tutaj ten materiał, acz z drobnymi uzupełnieniami, wyjaśnieniami i korektami. Takie rzeczy nie powinny trafiać do szuflady, zwłaszcza na naszym skromnym, polskim rynku dla fanów Elvisa Presleya, gdzie każda pozycja ma znaczenie.

P. S.
Powyższa treść będzie poprzedzała każdy odcinek cyklu, tak aby czytelnik trafiając, na któryś ze środkowych odcinków, nie musiał szukać co to za tajemniczy materiał i z jakiej całości wyrwany. :)

* * *

Przechodzimy do meritum, zaczynając od pierwszego rozdziału, który autor zatytułował "Najdłuższy powrót". Jest on jakby ciągiem dalszym "Wstępu", przynajmniej w moim odczuciu.

Uwaga!
Poniższe grafiki, to nie obrazy, tylko bloki tekstowe osadzone w ramkach. W każdym z nich po prawej stronie znajduje się suwak, który pozwoli wam przewijać treść.   

Pod każdą ramką z rozdziałem znajdziecie "UWAGI", w których zawarte są sprostowania i wyjaśnienia do danych i informacji jakie autor zamieścił w tej książce, jeśli są niezgodne z dzisiejszym stanem wiedzy.
 



UWAGI:

str. 4 (pośrodku)
"Koronacja KRÓLA była trochę opóźniona (na jednym ze swych ostatnich koncertów otrzymał symboliczną złotą koronę), za to jej przepych i ekstrawagancja z nawiązką odpłaciły mu lata oczekiwań. Gdy korona mocno siedziała już na skroniach KINGA, zaczął ze wszech miar folgować zachciankom i grymasom, które dotychczas spełniał z dużym umiarem i rozsądkiem, a także dyskretnie. Każdy przywilej, każdy przejaw uwielbienia i oznaki czci utwierdzały go w przekonaniu, że może mieć wszystko. Im więcej miał, tym więcej żądał. Im więcej żądał – tym więcej dostawał. Rósł dwór, rosły wpływy i przepych, jakim się otaczał. Z biegiem lat rytuał zachowania na dworze KRÓLA stawał się coraz bardziej wymyślny i skomplikowany. Coraz częściej KRÓL widział się w roli supermana, Mesjasza z wielką – choć nie wiedział jeszcze dokładnie z jaką – misją życiową. A poddani coraz bardziej pochylali głowy, coraz uleglej obdarzali go honorami, glorią i bałwochwalczą czcią."
Aż nie chcę mi się tych bzdur komentować. Tutaj autor, wyraźnie zapatrzony i zasłuchany w Alberta Goldmana, przegiął na całej linii. Jego zauroczenie tą kanalią jest widoczne w całej książce, o czym będziecie się mogli jeszcze nie jeden raz przekonać. Nie wiem jak coś takiego mogła napisać osoba, która przez tyle lat zgłębiała wiedzę o Elvisie Presleyu i mieni się jego zagorzałym fanem. Wszyscy podkreślają, że Elvis do końca swoich dni pozostał bardzo skromnym, prawym, wrażliwym i ludzkim człowiekiem, któremu nigdy sukces, sława i pieniądze nie przyćmiły zdrowego rozsądku, nie wpłynęły na zmianę jego charakteru, zachowania, szacunku do ludzi i postrzegania świata! Przyznają to nawet różni zawistnicy, zazdrośnicy i inni wrogowie. Tymczasem pan Jacek Walczyński stwierdza, że Elvis zgłupiał z nadmiaru sławy, pieniędzy i uwielbienia tłumów, czego efektem była zmiana jego postawy życiowej, pazerność na pochlebstwa, nachalne domaganie się czci i wszelkich splendorów, a z tego wszystkiego tak mu się pomieszało w łepetynie, że zaczął się uważać za supermana i Mesjasza o bliżej niesprecyzowanej misji życiowej. Krótko mówiąc człowiek, któremu uderzyła woda sodowa do głowy. Tymi kalumniami autor przebił nawet swojego mistrza duchowego i guru, mającego jego zdaniem patent na wiedzę o Elvisie - samego Alberta Goldmana! No, jeśli Elvis ma w naszym kraju takich fanów, to nie dziwota, że jego popularność w Polsce była skromniejsza niż w pozostałych zakątkach globu! Tacy fani to zaraza, to gorsze niż zdeklarowani wrogowie! Po tych drugich przynajmniej wiadomo czego się spodziewać.

Natomiast zdanie: "Coraz częściej KRÓL widział się w roli supermana, Mesjasza z wielką – choć nie wiedział jeszcze dokładnie z jaką – misją życiową", jest wyjątkowo obraźliwe i krzywdzące dla Elvisa, wręcz niezrozumiałym draństwem ze strony autora. Elvis doskonale wiedział, co było jego misją życiową! Drogę, którą chciał podążać obrał sobie jeszcze jako kilkuletni chłopiec, jako nastolatek ją wytyczył i dopracował, by wkrótce zacząć po niej iść. Przykre, że taki fan Presleya tego nie wie, a właściwie nie tyle przykre, co żenujące! Elvis miał trzy główne cele - misje - jakie sobie wyznaczył. Przede wszystkim pragnął uszczęśliwiać ludzi oraz pomagać im, za pomocą wszelkich znanych mu i dostępnych środków. Jednym z nich była muzyka, drugim pieniądze (jego niespotykana hojność i działalność charytatywna), trzecim osobiste zaangażowanie w rozwiązywaniu cudzych problemów. Nie będę się na ten temat rozpisywać, bo zamierzam poświęcić temu zagadnieniu odrębny, obszerny post. Drugą jego misją było przywrócenie Afroamerykanom godności osobistej, poprzez zrównanie ich praw z białymi obywatelami Stanów, co mu się w pełni udało! O tym też powstanie spory materiał, chociaż nawiązałam już do tego tematu w poście "Jumpsuit - Can Dream", gdzie opisywałam okoliczności powstania tego garnituru i piosenki "If I can dream" (obie te rzeczy mają ścisły związek z walką o prawa Czarnych). Elvis, jako chłopiec nie mógł zrozumieć dlaczego szykanuje się tych miłych, szczerych, dobrych, otwartych czarnych ludzi, wśród których spędzał czas, uczył się gry na instrumentach, śpiewał. Kolejną misją było szerzenie wiary w Boga (religii), co robił za pomocą gospel i religijnych pogadanek, prywatnie i na scenie. Oczywiście była jeszcze czwarta misja, ta osobista. Od dziecka zawsze powtarzał, że jak dorośnie to kupi rodzicom dom i po cadillacu.

W zdaniu "Koronacja KRÓLA była trochę opóźniona (na jednym ze swych ostatnich koncertów otrzymał symboliczną, złotą koronę), za to jej przepych i ekstrawagancja z nawiązką odpłaciły mu lata oczekiwań", autor robi z Presleya zachłannego, spragnionego pochlebstw osobnika, oczekującego wartościowych podarunków, uniżoności tłumów i splendoru. Totalne nieporozumienie! Ta korona mogłaby być równie dobrze ze sreberka po zjedzonej czekoladzie, a dla Elvisa przedstawiałaby taką samą wartość - wyłącznie emocjonalną, nagrodą i docenieniem za jego starania i charyzmatyczną pracę! Polecam panu Walczyńskiemu zapoznanie się z klipem (jest na YouTube), który dokumentuje ten moment i wnikliwe przyjrzenie się reakcji Elvisa, który wyraźnie jest tym faktem skonfundowany, co stara się ukryć pod płaszczykiem żartu! Elvis nigdy nie był interesowny i pazerny, ani na pieniądze, ani na żadne inne dobra materialne, czy niematerialne. A tak w ogóle, gwoli ścisłości, to koronę dostał nie na jednym z ostatnich koncertów, tylko 14 stycznia 1973 roku. Później występował jeszcze przez cztery i pół roku, dając kolejne kilkaset koncertów (ponad 600 od tej daty)!

Wypominanie harującemu przez całe życie człowiekowi, od wczesnych lat młodości, po kres swoich dni, izolowanemu za murami swojej posiadłości, studia, czy hotelu (nawet tam nie mógł chodzić korytarzami dla gości, tylko przemykał piwnicą do windy lub klatką schodową dla personelu) z powodu nieprzebranych rzeszy fanów, wszędzie na niego czatujących, że wydaje niewielką część ciężko zarobionych przez siebie pieniędzy na własne przyjemności, jest po prostu niebywałym chamstwem. Musiał się jakoś zregenerować, zrelaksować i naładować swoje baterie. Zresztą po to zarabiamy, by zapewnić sobie przeżycie, tak zwane potrzeby podstawowe (socjalno-bytowe), a resztę przeznaczyć na przyjemności. Nie samym chlebem i wodą człowiek żyje. Rozliczanie i krytykowanie Elvisa, że śmiał sobie kupić to czy tamto, jest po prostu chore i niezrozumiałe. Zwłaszcza, że większość zarobionych przez niego pieniędzy w rzeczywistości trafiała do obcych kieszeni. Połowę dochodów jeszcze przed opodatkowanie zabierał jego menadżer, co uważam za wielkie świństwo, ponieważ Elvis płacił podatek od całości, czyli za tą jego połowę również. Lwią część przeznaczał na stałą działalność charytatywną oraz wsparcie dla osób prywatnych. Kolejne pieniądze szły na wynagrodzenia, premie, podarki dla pracowników i świty - Memphis Mafii, sekretarek, prawników, personelu pomocniczego (pokojówek, kucharek, ogrodników, dozorców), pielęgniarek, lekarzy (kilku), czterech pilotów (wcześniej na wynajmy samolotów, gdy nie miał jeszcze swoich), zespołów muzycznych i orkiestry, towarzyszących mu na scenie (płacił im również wtedy, gdy nie występowali). Gro pieniędzy szło na utrzymanie jego domów, środków transportu (zarówno prywatnych jak i związanych z przewozami ludzi i sprzętu na koncerty), licznych zwierząt, a już najbardziej dla mnie niezrozumiałe jest to, że sam musiał sobie opłacać studia (ich wynajem) i muzyków sesyjnych, gdy nagrywał materiał na płyty dla RCA, co uważam za niebywały skandal! To tak jakby wasz pracodawca kazał sobie przez was płacić za wynajem pomieszczenia, w którym świadczycie mu pracę. Teraz sobie policzcie ile mu z tego zostawało.  

W ogóle cały ten zacytowany akapit, to jeden wielki slogan, powielany w charakterystykach różnych ludzi, którzy zrobili oszałamiające kariery, może i do nich przystający, ale z pewnością nie do Elvisa, bo jego nie zdeprawowała władza i pieniądze.  

str. 5 (pośrodku)
"Trudno mu było komunikować się z otoczeniem, z wielbicielami, gdyż nie był nigdy typowym człowiekiem estrady, jak na przykład Frank Sinatra, Yves Montand, Dean Martin czy chociażby Paul Anka. Przemawiał do swych wielbicieli głównie za pomocą płyt, filmu i telewizji."
Nie do końca tak było. Początkowo rzeczywiście nie nawiązywał dialogu słownego z publiką, wynikało to z jego nieśmiałości (efekt wychowania). W latach siedemdziesiątych było zupełnie inaczej. Jerry Hopkins, wspominając burę jaką Elvis dostał od swojego menadżera za publiczne skrytykowanie (na scenie) dyrekcji International Hotel za wystrój Showroomu, napisał że od powrotu do koncertowania po hollywoodzkiej przerwie, Elvis stał się wyjątkowo gadatliwy i wchodził w bezpośrednią interakcję z publicznością. A wracając do wystroju Showroomu ... Elvisowi nie podobały się te wszystkie aniołki pod sufitem. Któregoś dnia dostał się tam niepostrzeżenie z drabiną i wiadrem farby i część aniołków przemalował na czarno. :) Oczywiście nie sam, było ich tam wtedy troje lub czworo. Do dziś, mimo wielu remontów, hotel pozostawił jednego czarnego aniołka i pokazuje go swoim gościom. W każdym razie w latach siedemdziesiątych Elvis był człowiekiem estrady w pełnym tego słowa znaczeniu. Miał fantastyczny kontakt z publicznością, występy okraszał krótkimi pogadankami na różne tematy, opowiadał ciekawe historie, dowcipkował, żartował, rozśmieszał, całował, ściskał dłonie, obdarowywał, tańczył, jak zatem można mówić, że nie był "typowym człowiekiem estrady"? Zawsze miał wspaniały kontakt z publicznością, co już samo w sobie jest dowodem na to, że Elvis był człowiekiem estrady w pełnym tego słowa znaczeniu. Druga producentka programu „Elvis In Concert” (1977), Annette Wolf, zbierając materiały do filmu rozmawiała z wieloma fanami, powiedziała kiedyś:
"Powtarzali słynną kwestię [red. fani] 'Bóg właśnie wylądował'. Dla nich Elvis był królem, bohaterem, bogiem, wszystkim dobrym, co ich w życiu spotkało. To było jak międzynarodowe spotkanie, w którym Elvis był gwiazdą wieczoru. Dla mnie to była rewelacja ponieważ nigdy nie byłam w sali wypełnionej osiemnastoma tysiącami fanów, którzy wspólnie śpiewali, płakali. Były tam nie tylko kobiety, które płakały. Także mężczyźni to robili. Byli całkowicie połączeni z Elvisem. Było tam tak wiele miłości… prawdziwej miłości. To było wspaniałe móc zobaczyć jak fani kochają Elvisa i jak on kocha ich. Elvis Presley naprawdę szczerze kochał swoich fanów i oni byli dla niego wszystkim."
Joe Guercio, dyrygent Joe Guercio Orchestra, która towarzyszyła Elvisowi podczas występów od 1968 roku do końca, w jednym z wywiadów powiedział:
"Grałem na scenie z wieloma gwiazdami i nie chce tu nikogo postponować, ale to nie ta klasa, co Elvis. Jezu Chryste! To było doświadczenie nie z tej ziemi! Trochę piosenek, bardzo mało choreografii - nie tak, jak w przypadku wielu innych show w Las Vegas. Jeśli jednak mówimy o wyjściu na scenę i potrząśnięciu publicznością, to Elvis nie miał sobie równych i drugiego takiego już nie będzie. Te emocje na widowni ... coś niewiarygodnego. Nie chce powiedzieć, że muzycznie było to mistrzostwo świata, ale ta charyzma ...! Uwielbiał okręcać sobie ludzi [red. widownię] wokół małego palca i naprawdę potrafił to robić." 
Jerry Hopkins, w książce "Elvis. Król rock'n'rolla", opisuje wygląd publiki w International Hotel w Las Vegas, po pierwszym występie Elvisa (31 lipca 1969 roku) od przerwy w występach, spowodowanej kręceniem filmów w Hollywood:
"Zanim zdołał rozpocząć show, publiczność sprawiła, że zamarł. Właśnie miał zaśpiewać pierwsze wersy, gdy uderzył go ryk z widowni. Spojrzał. Cała publiczność zerwała się z miejsc, żywiołowo klaszcząc i gwiżdżąc. Wiele osób stanęło na siedzeniach i wrzeszczało. I to wszystko, zanim jeszcze zdążył otworzyć usta.
Po czterdziestu minutach od rozpoczęcia show, publiczność była nie do poznania - fryzury w nieładzie, przekrzywione krawaty, wszyscy zlani potem. (...) sala przypominała miejsce orgii albo co najmniej apogeum spotkania odnowy wiary zielonoświątkowców."
Takich wypowiedzi znajdziemy całe mnóstwo! Lecz mimo to, pan Jacek utrzymuje: "Trudno mu było komunikować się z otoczeniem, z wielbicielami, gdyż nie był nigdy typowym człowiekiem estrady". Nie wiem, może autor zna jakąś inną definicję "człowieka estrady", niż ta jaka funkcjonuje powszechnie, według której Elvis był najbardziej spektakularnym przykładem człowieka estrady, mającym "władzę nad publicznością od pierwszej do ostatniej minuty na scenie" (już nie pamiętam kto to powiedział) oraz wspaniały, niepowtarzalny, wręcz mistyczny kontakt z publicznością. 

str. 6 (u góry)
"Jeśli ciągu ostatnich lat życia Presleya mogło się wydawać, że sława jego z wolna przygasała, to prawdziwy szał zaczął się w chwili opublikowania komunikatu o jego śmierci."
Ciekawe czym autor poparł to stwierdzenie: "mogło się wydawać, że sława jego z wolna przygasała"? Wyprzedawanymi na pniu biletami zaledwie w kilka godzin po otwarciu kas? Czy może milionami sprzedawanych płyt na całym świecie? Miało być oryginalnie, a wyszło jak wyszło. Sądzę, że to zdanie czysto konstrukcyjne, mające uzasadniać i tłumaczyć tytuł rozdziału, powstało tylko i wyłącznie w tym celu. Pod koniec życia Elvis traci na popularności (guzik prawda), a po śmierci odradza się niczym Feniks z popiołów. Nie cierpię takich naciąganych środków wyrazu w biografiach (nieprawdziwych, zbędnych przenośni, nie mających żadnego dokumentalnego uzasadnienia, będących li i wyłącznie wątpliwym ozdobnikiem tekstu).

* * *

Każda część jest zakończona wyszczególnieniem rozdziałów, a ich numery opatrzone kolorowym podświetleniem. Te, które są omawiane w danym poście, na żółto, a te omówione już wcześniej, na niebiesko. Rozdziały bez podświetleń omówiono w późniejszych postach. Spójrzcie sobie za każdym razem na tą listę, bo nie zawsze będzie zachowana kolejność rozdziałów.  

[1]  000  Tytuł
[1]  000  Spis rozdziałów
[2]   00  Wstęp
[1]    0  Prolog: Rock and Roll - moda, szaleństwo, czy sztuka?
[3]    1  Najdłuższy powrót
[4]    2  Narodziny legendy
[5]    3  Wulkan drzemiącej tęsknoty i skrywanych marzeń
[6]    4  Elvis, jakim byłeś naprawdę?
[7]    5  Midas XX wieku - Tom Parker
[8]    6  Powroty
[9]    7  Czar powodzenia
[10]   8  Król nie żyje
[10]   9  Priscilla
[11]  10  Ewangelia Elvisa
[11]  11  On zdzierał serca
[12]  12  Na fali biznesu zwanego Elvis Presley
[13]  13  W aureoli nieśmiertelności
[14]  14  Eksplozje podłego świata
[15]  15  Kres w dolinie spokoju
[16]  16  Takim go kochano
[16]  17  Pigułkowe coctaile
[16]  18  On stworzył młodzież, ona go pokochała
[17]  19  Epilog - symbol epoki
[17]  20  Fakty, plotki i ciekawostki
[18]  21  Złote płyty Elvisa
[18]  22  Występy w latach 1953-1961
[18]  23  Trasy turniejowe
[18]  24  Dyskografia - longplaye Elvisa
[18]  25  Filmy z Elvisem
[17]  26  Miscellanea
[1]   27  LITERATURA
[1]   28  Nota autorska



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

1. --- Najedź kursorem myszy na słowa "Wpisz komentarz" w białej ramce i kliknij.
2. --- Następnie kliknij strzałkę (▼) po słowach "Skomentuj jako:".
3. --- Po rozwinięciu listy wybierz pozycję trzecią "Nazwa / adres URL".
4. --- W polu "Nazwa" wpisz dowolny NICK, którym będzie sygnowany Twój komentarz.
5. --- Po wpisaniu nicka, kliknij w przycisk "Dalej", a następnie w białym polu wpisz treść komentarza.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pola "adres URL" nie wypełniamy, chyba, że ktoś ma swoją stronę i chce ją tu podać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Instrukcja graficzna tu:
https://elvisownia.blogspot.com/p/nick-w-komentarzu-instrukcja-graficzna.html