wtorek, 5 września 2017

Legenda i rzeczywistość ... {9}

Kilka lat temu trafiłam na niepublikowaną dotąd tradycyjnym drukiem (na papierze) książkę "Legenda i rzeczywistość o życiu, karierze i śmierci Elvisa Presleya", napisaną przez Jacka Walczyńskiego, jednego z fanów Elvisa Presleya. Czytając ją, początkowo targały mną skrajne odczucia, z przewagą tych negatywnych, co było spowodowane wielością błędów merytorycznych. Nie mogłam pojąć, jak wieloletni fan Elvisa, łowiący każdą wzmiankę o Presleyu (co ewidentnie widać w treści), szczerze zainteresowany twórczością i życiem naszego bożyszcze, będący pod niekłamanym wrażeniem artysty, stworzył dokument naszpikowany fałszywymi informacjami, niczym baba wielkanocna bakaliami! Z tego powodu nie dałam rady przeczytać całości za pierwszym podejściem, zbyt wiele nerwów mnie to kosztowało. Była, złość, irytacja, żal, tęsknota, łzy wzruszenia, sentymentalna podróż, zachwyt, rozpacz ..., bo choć ilość błędów dyskredytuje ten tekst jako "elementarz" dla początkującego lub nieobeznanego z biografią Elvisa fana, to zawiera też wiele prawdziwych informacji z życia naszego idola, ważnych i ciekawych z punktu widzenia biograficznego. Zaczęłam gorączkowo poszukiwać namiarów na autora, bezskutecznie. Chciałam na świeżo, póki jeszcze mam w pamięci treść książki, porozmawiać o niej z jej twórcą.

Co wieczór czytałam kolejne rozdziały, aż po kilku dniach miałam pierwsze czytanie całości za sobą. Dalej szukałam kontaktu z autorem, lecz nie znalazłam. Minął pewnie z miesiąc, gdy zasiadłam ponownie do lektury. Zawsze tak robię, z każdą książką, czy artykułem o Elvisie. Czytam po wielokroć, tak długo, aż przestanę na nowo odkrywać wagę niektórych słów i wszelkich informacji, jakie wcześniej wydawały mi się tylko tłem opowieści, nie dostrzegłszy pierwej ich głębszego znaczenia.

Właśnie wtedy moje wzburzenie zamieniło się w chwile refleksji. Dostrzegłam w tym dokumencie niebywałą i niepowtarzalną wartość historyczną. To chyba pierwsza retrospekcja w historii milionów słów jakie kiedykolwiek napisano lub wypowiedziano o Presleyu, właściwie jej wycinek, ograniczony do polskiego podwórka (polskojęzycznej prasy, głównie). Zawsze ubolewam jak bardzo zniekształcony wizerunek Elvisa został zaimplementowany w polskim narodzie, lecz gdy przeczytamy tę książkę, zrozumiemy dlaczego. My fani, żywo zainteresowani dotarciem do prawdy, ciągle szukamy, czytamy, porównujemy, analizujemy każdy materiał jaki znajdziemy, dzięki czemu docieramy do tej prawdy. Przypadkowe osoby, trafiając na różne dziwne treści i informacje, po prostu przyjmują do wiadomości to, co przeczytały lub usłyszały w mediach (kiedyś tylko radio, TV, gazety). Ta książka, napisana w oparciu o materiały dostępne ówcześnie, idealnie ukazuje skąd wziął się ten nieprawdziwy obraz Elvisa Presleya w Polsce. Aż chciałoby się wylać wiadro pomyj na tych wszystkich dziennikarzy, redaktorów, publicystów itp., odpowiedzialnych za te wszystkie zniekształcone treści, rozmijające się z faktami, a w konsekwencji fałszywy, bardzo niepełny i mocno zakłamany obraz Elvisa Presleya w Polsce. Niestety, w tamtych czasach wszyscy poruszaliśmy się po omacku, ludzie mediów czy niezależni autorzy także. Nie było internetu, ani dostępu do innych materiałów o Elvisie. Dziś możemy zamówić sobie książkę w dowolnym języku, z drugiego końca świata, wtedy nie szło nawet ustalić jakie pozycje ukazują się na innych, obcych rynkach, o audycjach radiowych, programach telewizyjnych, artykułach prasowych poświęconych Presleyowi nawet nie wspominając.

Podczas czytania "Legenda i rzeczywistość o życiu, karierze i śmierci Elvisa Presleya", w mojej głowie zrodził się pewien projekt, którego na razie nie wyjawię, ponieważ najpierw wymaga on konsultacji z autorem. Na razie ograniczę się do zaprezentowania treści tej książki, a pod kolejnymi rozdziałami postaram się dodać małe omówienie, odnoszące się do konkretnych zapisów.

Polecam lekturę książki tylko tym, którzy mają dość dobrze ugruntowaną wiedzę o Elvisie Presleyu, a zdecydowanie odradzam pozostałym. Nie mieszajcie sobie w głowach, bo utrwalicie sobie całą masę błędnych danych, a wiem z własnego doświadczenia, jak trudno potem pozbyć się tej wiedzy z pamięci i zastąpić ją nową, poprawną. Natomiast dla tych pierwszych, to wspaniały przegląd historyczny, warty prześledzenia, aby sobie uświadomić jakie bohomazy na temat Elvisa Presleya podawano do publicznej wiadomości w Polsce przez lata. To oczywiście trwa nadal, nic się w tej materii nie zmieniło, wszyscy gonią za wierszówką, a dziennikarska rzetelność, to już tylko puste słowa, przeżytek, szczytna idea zamierzchłych czasów.

Uważam, że pan Jacek Walczyński wykonał fantastyczną pracę, dlatego warto rozpowszechnić tutaj ten materiał, acz z drobnymi uzupełnieniami, wyjaśnieniami i korektami. Takie rzeczy nie powinny trafiać do szuflady, zwłaszcza na naszym skromnym, polskim rynku dla fanów Elvisa Presleya, gdzie każda pozycja ma znaczenie.

P. S.
Powyższa treść będzie poprzedzała każdy odcinek cyklu, tak aby czytelnik trafiając, na któryś ze środkowych odcinków, nie musiała szukać co to za tajemniczy materiał i z jakiej całości wyrwany. :)

* * *

Rozdział siódmy - "Czar powodzenia". Merytorycznie w zasadzie to samo co we wcześniejszych rozdziałach, łącznie z błędami i mieszaniem chronologii.

Uwaga!
Poniższe grafiki, to nie obrazy, tylko bloki tekstowe osadzone w ramkach. W każdym z nich po prawej stronie znajduje się suwak, który pozwoli wam przewijać treść.   

Pod każdą ramką z rozdziałem znajdziecie "UWAGI", w których zawarte są sprostowania i wyjaśnienia do danych i informacji jakie autor zamieścił w tej książce, jeśli są niezgodne z dzisiejszym stanem wiedzy.



UWAGI:

str. 1 (pośrodku)
"W ciągu dwudziestu pięciu lat Presley „sprzedał” ponad 400 milionów płyt, z których 87 zdobyło miano „Złotej Płyty”! Złożyło się na to 66 piosenek (50 singli) oraz 21 albumów."
Prosta matematyka, 50+21=71, a nie 87. Zatem gdzieś tu jest błąd, coś nie zostało uwzględnione lub któraś z liczb niepoprawnie wpisana. Podobnie jak 66 piosenek - każdy singiel ma stronę A i B, czyli dwa utwory na singiel, zatem 50 singli, to przynajmniej 100 piosenek, a nie 66 (przyjmijmy, że chodzi o zwykłe single, a nie maxi single), więc brakuje 34 piosenek na strony B singli. Nie sądzę też, żeby aż 34 utwory zostały podwójnie wydane na singlach, a tylko tak dałoby się to wyjaśnić. Złote płyty daje się za określoną sprzedaż płyt, a nie pojedynczych utworów, w każdym razie tak było do bodajże 2016 roku (wtedy RIAA postanowiła nagradzać również pojedyncze utwory, a nieco wcześniej włączyła także wydawnictwa video). Poza tym według stanu na 1 listopada 2017 roku, Elvis ma 285 nagrodzonych złotem, platyną, multiplatyną lub diamentem wydawnictw, z czego wykazywanych tytułów jest tylko 173 (a dlaczego, wyjaśni post "Elvis w RIAA" oraz tekst wprowadzający do listy nagrodzonych tytułów "GOLD").

Jedno z bardzo wiarygodnych źródeł podawało, że na początku 1973 roku (chyba magazyn Rolling Stones, o ile dobrze pamiętam), sprzedaż płyt Elvisa przekroczyła pół miliarda (500 milionów). Jestem wyczulona na takie informacje, ponieważ od momentu kiedy RIAA w 2010 roku wywróciła do góry nogami metodę wyliczania sprzedaży płyt, to z każdym rokiem obcinają Elvisowi wiele ich milionów, mimo że w rzeczywistości sprzedaż ta ciągle rośnie. Taką ostatnią, najbardziej rzetelną informację na ten temat, zawarto w zestawieniu z 2009 roku, czyli sprzed tej idiotycznej rewolucji RIAA (dlaczego idiotycznej, wyjaśniam dokładniej w specjalnym poście - linki na końcu poprzedniego akapitu), gdzie na pierwszym miejscu listy znaleźli się Elvis Presley i zespół The Beatles, oboje ze sprzedażą ponad - 1.600.000.000 - miliard sześćset milionów płyt. To samo zestawienie wykazywało też 274 tytuły nagrodzonych płyt (w 2009 roku video nie było jeszcze zliczane, więc bez niego).

str. 1 (u dołu), str. 2 (u góry)
"Charakterystyczną cechą osobowości Presleya nie był zachwyt nad zarobionymi milionami lecz dramatyczne miotanie się między skrajnościami, niepogodzenie się z samym sobą, zagubienie w zakamarkach życia."
Nie wiem o co chodzi, co autor miał na myśli pisząc "niepogodzenie się z samym sobą".

str. 2 (u góry)
"Popularność Presleya podsycały także filmy w których występował, podsuwane umiejętnie przez menadżera."
Zaślepienia autora Parkerem ciąg dalszy ... O roli Parkera w doborze filmów dla Elvisa pisałam w odcinku siódmym: "Legenda i rzeczywistość ... {7}", gdzie odsyłam.

str. 2 (pośrodku)
"Nakręcił – ku uciesze licznych wielbicielek – wiele filmowych romansów, jak: Kochaj mnie czule, Błękitne Hawaje, Przygoda w Acapulco, Cyrkowiec, czy Szczęśliwa dziewczyna."
Niektóre tytuły wymagają tu wyjaśnienia, ponieważ autor podał nieco inne ich tłumaczenia niż znane są polskiemu czytelnikowi. Dla rozwiania wątpliwości podam wszystkie jeszcze raz. I tak:
- Kochaj mnie czule - Love me tender ("Kochaj mnie czule"),
- Błękitne Hawaje - Blue Hawaii ("Błękitne Hawaje"),
- Przygoda w Acapulco - Fan in Acapulco ("Zabawa w Acapulco"),
- Cyrkowiec - Roustabout - ("Wagabunda" lub "Wolny jak ptak"), tutaj jednak nie mam pewności czy o ten film autorowi chodzi,
- Szczęśliwa dziewczyna - Girl Happy ("Szczęśliwa dziewczyna");
str. 4 (u góry)
"Kiedy więc film zaczął przynosić coraz mniejsze zyski, Elvis rozpoczął występy w telewizji. Były to filmowe reportaże z jego występów estradowych i telewizyjnych. Powstały wtedy dwa typowe reportaże pokazujące niełatwe życie idola w okowach showbussinesu: Elvis on tour i That’s the way it is."
Nie o to chodzi. Te dwa dokumentalne filmy powstały już po tym, gdy Elvis porzucił Hollywood i powrócił do koncertowania na żywo. I nie dlatego Parker wyraził na nie zgodę, bo filmy fabularne Elvisa przynosiły mniejsze zyski, tylko ze względów czysto marketingowych. Od początku kariery Elvis pojawiał się zawsze na jakimś ekranie. Mówimy tu o premierowych występach, bez uwzględniania wtórnych emisji. W latach pięćdziesiątych zarówno w telewizji jak i kinie, w sześćdziesiątych tylko w kinie. Pod koniec lat sześćdziesiątych, gdy podjął decyzję o wycofaniu się z filmu na rzecz powrotu na żywą scenę (z publiką), wcześniej 3 grudnia 1968 roku, pojawił się na srebrnym ekranie w programie TV NBC "Comeback Special '68" (faktycznie "Elvis", ale tej nazwy już się dziś nie używa). Przyszły lata siedemdziesiąte, Elvisa nie było już na ekranach kin, więc trzeba było wrócić do formuły z początków jego kariery - telewizji - bowiem jakoś trzeba było go zaprezentować następnym pokoleniom, tak by zainteresować je płytami i koncertami, a także przypomnieć dotychczasowym wielbicielom (polityka Parkera). Tak pojawiły się filmy: "That’s the way it is" (1970) i "Elvis on tour" (1972).

Później, w 1973 roku, mamy transmisję telewizyjną "Aloha from Hawaii", a następnie czteroletnią przerwę (1974-1977), która miała zostać przerwana grudniową premierą filmu dokumentalnego "Elvis in Concert". Jak wiemy, z powodu śmierci artysty, przyspieszono jego emisję o dwa miesiące i film pokazano już 3 października 1977 roku, na kanale TV CBS. Niestety, ze stratą dla nas widzów, gdyż zmieniono jego formułę, dostosowując ją do nowych okoliczności (zgonu artysty). Nie oznacza to, że w latach 1974-1976 telewizja nie chciała Elvisa. Oczywiście, że tak, ale Parker nie chciał i stosował cenę zaporową, żądając tak absurdalnych pieniędzy, że żadna stacja wówczas nie mogła sobie na to pozwolić finansowo. Celowe działanie, nie widział potrzeby dalszego promowania Elvisa, bo i po co? Ile by nie zakontraktował koncertów, wszystkie bilety natychmiast zostały wyprzedawane na pniu. Sprzedaż płyt Elvisa biła sprzedaż płyt pozostałych artystów o krocie. Był też jeszcze jeden powód, bardziej osobisty. Parker nie cierpiał telewizji z jednej przyczyny - oczami wyobraźni już liczył te hipotetycznie zarobione miliony (jakich nigdy nie otrzyma) od widzów, którzy oglądaliby Elvisa na ekranach telewizorów. No nie szło wykasować każdego z nich z osobna, jak w kinie. :) Przypomnę tu słynne powiedzenie Parkera z 1957 roku, kiedy rozważano w jakiej jednostce ulokować Elvisa, gdy trafi do wojska: "Nikt, ale to nikt, nawet Armia i Rząd Stanów Zjednoczonych, nie będzie słuchać i oglądać Elvisa za darmo".

Pazerność Parkera spowodowała, że tak rzadko Elvis Presley pojawiał się w telewizji. Nad czym bardzo ubolewam, bo w ten sposób, my fani, zostaliśmy ograbieni z wielu setek godzin materiałów najlepszej jakości, którymi moglibyśmy się raczyć po dziś dzień, gdyby ten nienasycony w swojej zachłanności, chciwy człowiek, nie torpedował z urzędu wszystkich propozycji transmisji koncertów, jakie oferowały mu różne stacje telewizyjne, a także innych programów z udziałem Elvisa.

str. 5 (pośrodku)
"31 lipca 1968 roku po niemal dziesięcioletniej przerwie Elvis Presley ponownie zjawił się na estradzie, tym razem w International Hotel w Las Vegas – stolicy amerykańskiego hazardu i rozrywki. Nie był to jednak typowy powrót. Na estradzie zamiast żywiołowego chłopaka z gitarą śpiewającego dynamiczne piosenki, pojawił się dorosły mężczyzna ubrany w biały doskonale skrojony garnitur."
Nie w 1968 roku, a w 1969 roku. Nie w biały garnitur, tylko w czarny, dwuczęściowy kostium (spodnie plus tunika, przepasana długim tekstylnym pasem), krojem wzorowany na karategach, nazywany "Black Herringbone" (patrz post: "Jumpsuit Black Herringbone vel Cossack"). Znowu autor poplątał dwa zdarzenia:
  • program TV NBC "Elvis" ("Comeback Special '68"), nagrywany w czerwcu 1968 roku, a wyemitowany 3 grudnia 1968 roku; biały garnitur pojawił się w scenie finałowej, w której Elvis zaśpiewał piosenkę "If I can dream", jednak wcześniej wystąpił w sześciu innych kostiumach, więcej w poście "Jumpsuit - Can Dream" i "TV",
  • Sezon 1 w International Hotel, zakontraktowany w kwietniu 1969 roku, a wybrany przez Parkera z dziesiątek ofert jakie pojawiły się po grudniowej emisji programu "Elvis". Pierwszy z 57 koncertów rozpoczął się właśnie 31 lipca 1969 roku (a nie 1968 roku!), więcej o tym w poście "Występy Elvisa w Las Vegas".
str. 5 (u dołu)
"Po Las Vegas było Honolulu, a później triumfalny powrót na estradę wśród masowej widowni. Stało się to 8 czerwca 1972 roku. Jego wielki koncert odbył się w Madison Square Garden w Nowym Jorku."
Sytuacja powtarza się już kolejny, trzeci razi. Autorowi znowu mieszają się różne zdarzenia i koncerty. Wyjaśniałam już to dwa razy we wcześniejszych odcinkach - "Legenda i rzeczywistość ... {7}" (uwagi do str. 13) oraz "Legenda i rzeczywistość ... {8}" (uwagi do str. 1 ), do których odsyłam.

Pierwszy koncert w Madison Square Garden w Nowym Jorku odbył się o godzinie 20:30, 9 czerwca 1972 roku, a nie 8 czerwca 1972 roku. Dzień później odbyły się następne dwa, a czwarty 11 czerwca 1972 roku.

str. 6 (u góry)
"Przez cały ten czas Elvis otoczony był sztabem ludzi od kostiumologa począwszy a na psychologu skończywszy, który to sztab bezustannie produkował legendę piosenkarza."
Z tym bym polemizowała. Dziś faktycznie sztaby ludzi pracują na promocję i nazwisko artysty, by utrzymać go na rynku. Natomiast wtedy było to trochę inaczej, w każdym razie w przypadku tak wielkich osobowości sceny jak Elvis Presley, którym promocja nie była potrzebna, bo ich praca poparta olbrzymim talentem, wyjątkowość, często również charyzma (jak u Elvisa), były niczym oliwa na powierzchni wody. Te sztaby ludzi ich otaczające pełniły tylko funkcje logistyczne, a nie pontonu utrzymującego na wodzie, jak to jest obecnie. Moim zdaniem to diametralna różnica, bo jak to się dziś mówi, wypromować można nawet małpę, a także wmówić ludziom dosłownie wszystko, tworząc jakąś nową "modę" lub narzucając "ideologię".

str. 6 (u dołu)
"KRÓL się postarzał, przytył, a i muzyka z którą związana była jego zawrotna kariera, nie była już modna. Do dziś nie wiadomo, czy Presley zawdzięczał swą karierę talentowi, czy też okoliczności sprawiły, że stał się symbolem."
Coś podobnego autor już napisał wcześniej. Jaka muzyka nie była modna? Przecie Elvis nie śpiewał tylko rockandrolli (bo o nie autorowi chodzi). Poza tym ciągle nie rozumiem jakie znaczenie ma czy piosenkarz jest młody, czy stary, gruby, czy chudy, łysy, czy owłosiony, wysoki czy niski? Przecież to nie model na wybiegu, który musi się wpasować w gatki o określonym rozmiarze, tylko wokalista! A więc nie o ciało tu chodzi, a o głos! Czy ludzie bojkotowali występy i płyty Luciano Pavarottiego, który był trzy razy grubszy od Elvisa, albo Demisa Roussosa, który był pięć razy grubszy od Elvisa?! Nie! Dla mnie Elvis mógłby być "tylko trochę piękniejszy od diabła", jak mawiały moje babcie, bo dla mnie liczy się jego fenomenalny głos, umiejętność operowania jego modulacją, dobre serce, piękna i nieskazitelna dusza, posiadane talenty, pracowitość, charyzma, pogoda ducha, żywiołowość, radość, którą zarażał innych, uśmiech, który sprawiał, że człowiek widział słońce w pochmurny dzień - WYJĄTKOWOŚĆ - a nie li tylko opakowanie! Aparycja Presleya to tylko extra dodatek do całości, niczym kwiatek w butonierce.

A propos jego uśmiechu. Pamiętam jak kiedyś jeden z jego kolegów z wojska powiedział, że chyba wie dlaczego ludzie tak pozytywnie reagują na Elvisa kiedy mają go w zasięgu swojego wzroku. Nie potrafię teraz wiernie go zacytować, ale powiedział coś takiego: "Kiedy Elvis wchodził do pomieszczenia miałeś wrażenie, że w środku nocy zaświeciło słońce", a potem dodał coś jeszcze: "A kiedy się uśmiechnął, świat stawał się piękniejszy. Nawet najbardziej smutnym z nas, zaraz poprawiał się nastrój". Po prostu roztaczał wokół jakąś pozytywną energię, która udzielała się wszystkim.

str. 6 (u dołu)
"Postanowiono że w pierwszym po latach koncercie, Elvis wystąpi ze swoim starym repertuarem – co nie było ryzykiem. Koncert, który odbył się 8 czerwca 1972 roku w Madison Square Garden w Nowym Jorku przeszedł najśmielsze oczekiwania, gdyż jak się okazało, wzrosło nagle zapotrzebowanie na rock and roll. Codzienna prasa przyniosła tytuły: „Triumfalny powrót KRÓLA”. Menażer celowo wybrał właśnie Nowy Jork, gdzie Presley dotychczas nie występował."
Znowu to samo. Już sama nie wiem, czy autor tak bezmyślnie to skądś kopiował, czy był przekonany, że tak właśnie było. Ponownie odsyłam do odcinków - "Legenda i rzeczywistość ... {7}" (uwagi do str. 13) i "Legenda i rzeczywistość ... {8}" (uwagi do str. 1 ).

Powtórzę tylko, że pierwszy koncert w Madison Square Garden w Nowym Jorku odbył się o godzinie 20:30, 9 czerwca 1972 roku, a nie 8 czerwca 1972 roku. Za to w ramach rekompensaty, opowiem wam ciekawostkę. O mały włos koncert nie doszedłby do skutku, a wtedy przypuszczalnie również pozostałe trzy, zaplanowane jeszcze na następne dwa dni. Publiczność Madison Square Garden w Nowym Jorku jest bardzo specyficzna - wybredna i krytyczna, podobnie jak we włoskiej La Scali (Milano). Dlatego często się je porównywało. Jeśli jakiś artysta wystąpił w jednym z tych miejsc, to reakcję publiczności traktowano jak papierek lakmusowy, że tak samo zostanie przyjęty w drugim. I to się sprawdzało w stu procentach.

Tym razem Elvis nie przyjechał na kilka minut przed wyjściem na scenę, tylko był tam już wcześniej, być może od początku. Jak wiecie występy Elvisa w latach siedemdziesiątych były zawsze poprzedzone supportem, w postaci śpiewu towarzyszących mu grup wokalnych, kilku solówek i komika. Specyfiką tego miejsca było też to, że w fotelach zawsze zasiadała duża część stałej grupy widzów. Elvis nie mógł liczyć na uwielbienie swoich fanów i ich wyrozumiałość, gdyby coś mu nie wyszło tak jak powinno, bo przynajmniej połowę publiczności, o ile nie większość stanowili "fani tego miejsca" (stała publiczność Madison Square Garden), spośród której niekoniecznie wszyscy będący jego wielbicielami. Bardzo wybredna, rozkapryszona publiczność, gdyż przyzwyczajona do najwyższego poziomu spektakli oraz najznakomitszych artystów.

Kiedy Elvis tak stał za kulisami, doszła go reakcja widowni na występ jego komika, Jackie Kahane. Po prostu chamska reakcja, ubliżali mu słownie, wykpiwali, gwizdali, ryczeli, buczeli, rzucali w niego czym popadło. Elvis tak się wściekł, że natychmiast nakazał zabrać ze sceny "moich ludzi" i zarządził odwrót, mówiąc coś w tym rodzaju: "Jeśli nie szanują mojego komika i są tacy chamscy, to mnie też nie będą oglądać". Po tych słowach temperatura za kulisami osiągnęła masę krytyczną. Co tam się wtedy działo, wie tylko Elvis i ci, którzy wówczas tam byli. My możemy się tylko domyślać. Mówił w kółko, że dla tak chamskiej publiczności nie będzie występował, a jak się nauczą kultury i szacunku do pracy innych ludzi i przeproszą Jackie Kahane, to może kiedyś tu jeszcze wróci.

Wyobraźcie to sobie, Elvis z wielkim fochem, zraniony do żywego krzywdą i upokorzeniem, które spotkało jego komika, Jackie Kahane, a po drugiej stronie kurtyny 20.000 zniecierpliwionych widzów, których do szału doprowadziło oczekiwanie i oglądanie supportu. Od decyzji o odwołaniu koncertu Elvisa odwodził Parker, ochrona, muzycy, technicy, prowadzący, organizatorzy i wszyscy, którzy się tam znaleźli. W końcu jakoś go przekonali, ale to nie był koniec kłopotów ... Elvis zakomunikował im, że i owszem, wyjdzie na scenę i zaśpiewa, ale wcześniej powie publiczności, co myśli o ich haniebnym zachowaniu. Tak oto, sytuacja wróciła do punktu wyjścia. Organizatorzy i menadżer Elvisa zaczęli się gorączkowo zastanawiać, co będzie mniej drastycznym rozwiązaniem dla wszystkich, od razu odwołać koncert, czy puścić Elvisa na scenę i pozwolić mu na wygarnięcie rozbestwionej publiczności. Nie było dobrego rozwiązania. W przypadku obu tych opcji obawiano się rozruchów rozsierdzonej publiczności, czego namiastką było potraktowanie komika.

W końcu Elvis się uspokoił. Gdy wyszedł na scenę, jak zwykle piękny, wytworny, dostojny, ubrany w swój "White Comet Suit" ze złotymi fałdami w nogawkach spodni i peleryną o złotej podbitce, przywitał go wrzask pobudzonej, zniecierpliwionej, acz wyczekującej w napięciu widowni, który przekroczył wszystkie dopuszczalne normy decybeli, przewidziane dla tego obiektu, praktycznie uniemożliwiając mu powiedzenie czegokolwiek do mikrofonu. Miał dwie opcje, obrócić się na pięcie i zejść ze sceny lub zacząć śpiewać. Wybrał tę drugą i wtedy dopiero harmider zmalał. Kiedy zaśpiewał, nikt nie mógł mieć już wątpliwości, że jest godzien tej sceny, jak niewielu innych, a dwadzieścia tysięcy ludzi leżało u jego stóp, w ekstatycznym uniesieniu krzycząc, jęcząc, wyjąc i piejąc z zachwytu. To był dobry koncert, widać było, że wcześniejsza złość znalazła ujście w dynamice śpiewu Elvisa, świetnie spisał się też zespół (w moim odczuciu był bardziej wyrazisty, ale może to tylko kwestia akustyki sali).  

Później gazety pisały, że Elvis śpiewał, jak wyglądał - nieziemsko. Pisano o Adonisie zstępującym z Olimpu (stąd właśnie inna nazwa tego kostiumu "White Adonis Suit", który w Madison Square Garden miał swoją premierę) lub o księciu z innej planety (dokładnie: "Elvis wyglądał niczym książę, który przybył na Ziemię z obcej planety", jak napisał w gazecie jeden z dziennikarzy).

str. 10 (u góry)
"Zarabiał około 6 miliardów dolarów rocznie."
Oczywiście sześć milionów.

str. 10 (pośrodku)
"Był także człowiekiem i za to go kochano. Przestał nim być w 1973 roku. Wtedy to odeszła odeń ukochana żona Priscilla i wtedy zaczął umierać. Nagle zawalił mu się cały świat. Po rozwodzie z Priscillą, która na dodatek zabrała mu ukochaną córeczkę, Elvis w widoczny sposób stracił radość życia. Wraz z jej odejściem zaczęło się jego powolne umieranie."
Zbytnie uproszczenie. Niewątpliwie Elvis mocno przeżył odejście Priscilli. Myślę nawet, że to właśnie wtedy dopiero sobie uświadomił jak bardzo ją kocha. Przecież wiemy, że wcale nie chciał tego ślubu i migał się od niego jak długo się dało. Z drugiej strony Priscilla już wrosła w jego życiorys, towarzyszyła mu od czasu, gdy była nastolatką i wchodziła dopiero w świat dorosłych, byli małżeństwem, miał z nią dziecko, a to wszystko przy jego światopoglądzie i głębokiej wierze w Boga, było nierozerwalne. Do tego doszedł aspekt zranionego męskiego ego - on - pożądany przez miliony kobiet na świecie, został zdradzony, a następnie porzucony i to dla kogo? - dla swojego ochroniarza. To musiało boleć.

Tłumaczenia Priscilli o znudzeniu życiem w złotej klatce, można między bajki włożyć, jakoś do dziś trzyma się kurczowo tej niechcianej złotej klatki, z własnej, nieprzymuszonej woli. Elvis w niczym jej nie ograniczał, mogła robić co chciała. Moim zdaniem nic jej nie tłumaczy. Doskonale wiedziała jak wygląda życie u boku Elvisa, miała na to wiele lat żeby się o tym przekonać, gdy wpakowała się mu do Graceland. Jedynie aspekt seksualny, o ile mówiła prawdę, że od zajścia w ciążę Elvis przestał z nią sypiać.

Córeczki mu nie zabrała, tu akurat będę jej bronić. Chyba lepiej, że była przy matce, niż przy obcych, gdy Elvisa nie było w domu, a rzadko tam bywał. Stale robiła zdjęcia Lisie i wysyłała Elvisowi. Lisa często go odwiedzała, gdy był na miejscu. Stale rozmawiał z nią przez telefon, gdziekolwiek był. O kontakt z ojcem Priscilla akurat bardzo dbała. Oczywiście, nie wiemy, co leżało u podstaw tej dbałości, czy wyrachowanie, czy rodzicielska troska, wynikająca z rozumienia wagi roli ojca w wychowaniu dziecka. Aczkolwiek był pewien okres, gdy pod wpływem Mike Stona, te kontakty nie wyglądały najlepiej, ale nie trwało to długo (patrz: "Komu mogło zależeć na śmierci Elvisa", pod koniec postu oraz "Wspaniały ojciec Lisy Marii Presley").

Fakt, że od tego mniej więcej czasu Elvis jakby się poddał, stracił wolę walki z przeciwnościami losu. Lecz czy można się temu dziwić? Przecież ten człowiek walczył przez całe życie, co chwila wyjmując z serca, ciała, czy duszy ciernie, które powbijali w niego nie tylko obcy, ale przede wszystkim najbliżsi! Kto by to wytrzymał? Do tego ciągłe, stale eskalujące kłopoty ze zdrowiem i otoczenie niewdzięcznych, nienasyconych hien, mieniących się jego przyjaciółmi, które go obsiadły niczym padlinę i zdradziły po wielokroć. Dla mnie Elvis, to wręcz heroiczna postać.

str 10 (u dołu), str. 11 (u góry)
"Zdradziła Elvisa i odeszła, chociaż nie dał jej – przynajmniej w jego mniemaniu – najmniejszego powodu, błagał żeby wróciła, wybaczając jej zdradę. Był jej ekstremalnie wierny. A jednak odeszła, tłumacząc to tym, że nie mogła już znieść „złotej klatki jaką dla niej zbudował”."
Jednak wszystko wskazuje na to, że wcale nie był jej wierny. Aczkolwiek nie korzystał z seksu na boku garściami, jak to zwykle robią artyści u sławy, ale Priscilla też nie była mu wierna (i nie chodzi tu tylko o jednego Mike Stone). Temat "złotej klatki" skomentowałam już wyżej.

str. 11 (pośrodku)
"Omal nie oszalał z bólu. A może tylko zostało naruszone amerykańskie prawo jego własności? Nie bądźmy złośliwi. Do tej pory nie pił, nie palił a teraz zaczął korzystać ze wszystkich dostępnych milionerowi uciech doczesnego świata. Zaczął pić, palić, narkotyzować się. Jeśli kiedyś podejrzewano go tylko o romanse ze swymi filmowymi partnerkami, tak teraz jawnie pokazywał swoje kochanki, szukając wśród nich tylko takich, które były najbardziej podobne do Priscilli. Były wśród nich aktorki, modelki, jakieś stanowe miss. Sheila Ryan, Diana Goodman, Linda Thompson, Diane Vincent, Jane Clark i Ginger Alden, z którą podobno obiecał się ożenić. Wszystkie miały jedną wspólną cechę – były piękne i uderzająco podobne do Priscilli."
Niewątpliwie Elvis bardzo cierpiał po odejściu Priscilli (wyżej już o tym pisałam). Nie zaczął pić, palić i narkotyzować się. Nie znosił alkoholu (to też temat na oddzielny post), z trudem szło go namówić by umoczył usta w szampanie z okazji jakiegoś toastu, czy wypił lampkę wina. Aczkolwiek raz ponoć zdarzyła się taka sytuacja, gdy Elvis postanowił pić wino równo z innymi, o ile można w to wierzyć (opowiadał o tym chyba ktoś z Memphis Mafii). Na drugi dzień powiedział, że to nie dla niego i więcej na takie ekscesy nie da się namówić. Palił już wcześniej, lecz zawsze okazjonalnie, o czym już pisałam w poście "W kłębach dymu i oparach alkoholu", do którego odsyłam. Nie narkotyzował się. Brał leki usypiające, przeciwbólowe lub pobudzające, z których część miała śladowe ilości narkotyków, jednak nigdy nie zażywał czystych narkotyków w celach relaksacyjno-pobudzających, czy też dla uzyskania efektu odlotu.

Z kobietami też nie jest to tak, jak pisze autor. Pokazywał swoje aktualne partnerki, kochanki i przyjaciółki, tak bym to określiła. Był wolnym człowiekiem, więc miał do tego prawo. Mitem jest też, że wybierał je według konkretnego klucza - podobieństwa do Priscilli. Tylko Ginger Alden miała urodę w tym samym typie co Priscilla, reszta była zupełnie inna.

str. 13 (pośrodku)
"Pochłaniając niesamowite ilości jedzenia – on, który w dzieciństwie zawsze bał się głodu – robił to z takim zapamiętaniem, jak gdyby chciał nadrobić tamte lata. Po prostu żarł. Na pierwsze śniadanie zjadał cztery jajka na bekonie, tuzin pączków z konfiturami, tyleż kanapek z bananem."
Kolejny mit, który obaliły wszystkie jego kucharki. Owszem miewał "napady żarłoczności", najczęściej jednorazowe, po wyczerpującej sesji nagraniowej, koncercie, czy innych zajęciach lub, gdy nie jadł nic od kilkunastu już godzin.

Natomiast ostatnie zdanie, to już wymysł autora, albo innego pisarzyny. Cztery jajka na bekonie to dla takiego "chłopa" żadna przerażająca porcja, nie wypełniłyby objętością nawet miseczki do zupy. Elvis nigdy nie zjadał tuzina pączków ani tostów z bananem i masłem orzechowym, a już w ogóle szaleńczym pomysłem jest samo sugerowanie, że to wszystko na raz potrafił zjeść na jeden posiłek. Góra cztery tosty, a gdy prosił też o frytki, to dwa. Zresztą można sobie zweryfikować tego typu rewelacje w różnych publikacjach i wywiadach (jego kucharek).

str. 13 (u dołu)
"Choroby zwanej samotnością. Otoczony milionami wielbicieli, posiadający swą gwardię przyboczną, wśród osiemnastu pokoi Gracelandu, z workami dolarów, wśród wybranych kochanek – KRÓL dogorywał w agonii samotności."
Był samotny, to prawda. Zwłaszcza w ostatnim półtora roku życia, kiedy izolowano go od wszystkich. Prawdopodobnie też szpikowano go wbrew jego woli zastrzykami, by chłopcy z Memphis Mafii mieli spokój. W tym czasie Elvis był więźniem we własnym domu i wcale nie sławy jak na początku, tylko hien, które go otaczały. To też temat wymagający odrębnego potraktowania.

str. 14 (u dołu)
"Elvis Aaron Presley umiera 16 sierpnia 1977 roku na zawal serca będący następstwem przetłuszczenia arterii."
Skąd autor wziął informację o przetłuszczonej arterii, to nie wiem. Faktycznie podano, że umarł na zawał serca, chociaż zespół sekcyjny wiedział, że nie to było przyczyną. Prawdopodobnie z powodu niewydolnej okrężnicy, ale taka informacja nie nadawała się do prasy. Od początku też wskazywano na możliwość zatrucia lub reakcji alergicznej. W nocy Elvis był u dentysty, potem czuł się świetnie, więc obstawia się, że mogła to być reakcja na kodeinę, podaną przez dentystę w zastrzyku przeciwbólowym, na którą był uczulony, wzmożona w połączeniu z innymi lekami jakie jeszcze przyjął tej nocy i rano.

* * *

Każda część jest zakończona wyszczególnieniem rozdziałów, a ich numery opatrzone kolorowym podświetleniem. Te, które są omawiane w danym poście, na żółto, a te omówione już wcześniej, na niebiesko. Rozdziały bez podświetleń omówiono w późniejszych postach. Spójrzcie sobie za każdym razem na tą listę, bo nie zawsze będzie zachowana kolejność rozdziałów.  

[1]  000  Tytuł
[1]  000  Spis rozdziałów
[2]   00  Wstęp
[1]    0  Prolog: Rock and Roll - moda, szaleństwo, czy sztuka?
[3]    1  Najdłuższy powrót
[4]    2  Narodziny legendy
[5]    3  Wulkan drzemiącej tęsknoty i skrywanych marzeń
[6]    4  Elvis, jakim byłeś naprawdę?
[7]    5  Midas XX wieku - Tom Parker
[8]    6  Powroty
[9]    7  Czar powodzenia
[10]   8  Król nie żyje
[10]   9  Priscilla
[11]  10  Ewangelia Elvisa
[11]  11  On zdzierał serca
[12]  12  Na fali biznesu zwanego Elvis Presley
[13]  13  W aureoli nieśmiertelności
[14]  14  Eksplozje podłego świata
[15]  15  Kres w dolinie spokoju
[16]  16  Takim go kochano
[16]  17  Pigułkowe coctaile
[16]  18  On stworzył młodzież, ona go pokochała
[17]  19  Epilog - symbol epoki
[17]  20  Fakty, plotki i ciekawostki
[18]  21  Złote płyty Elvisa
[18]  22  Występy w latach 1953-1961
[18]  23  Trasy turniejowe
[18]  24  Dyskografia - longplaye Elvisa
[18]  25  Filmy z Elvisem
[17]  26  Miscellanea
[1]   27  LITERATURA
[1]   28  Nota autorska



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

1. --- Najedź kursorem myszy na słowa "Wpisz komentarz" w białej ramce i kliknij.
2. --- Następnie kliknij strzałkę (▼) po słowach "Skomentuj jako:".
3. --- Po rozwinięciu listy wybierz pozycję trzecią "Nazwa / adres URL".
4. --- W polu "Nazwa" wpisz dowolny NICK, którym będzie sygnowany Twój komentarz.
5. --- Po wpisaniu nicka, kliknij w przycisk "Dalej", a następnie w białym polu wpisz treść komentarza.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pola "adres URL" nie wypełniamy, chyba, że ktoś ma swoją stronę i chce ją tu podać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Instrukcja graficzna tu:
https://elvisownia.blogspot.com/p/nick-w-komentarzu-instrukcja-graficzna.html