wtorek, 15 lipca 2025

♥ Kobiety - Sherry Jackson

Sherry Jackson to jedna z dziewczyn Elvisa w 1960 roku. Jest wykazywana na większości list dziewczyn i kobiet Elvisa. Poznali się w Los Angeles, gdzie Elvis był w związku ze zdjęciami do filmu. Niestety z materiałów, które mam, nie wynika czy był to "G.I. Blues" (2 maja - 24 czerwca)*, czy "Flaming Star" (16 sierpnia - 4 października)*.

* W nawiasach podałam okresy, w których trwały zdjęcia do tych dwóch filmów. Gdybyśmy wiedzieli, w związku z którym był wtedy w Los Angeles, mielibyśmy bardziej dookreślony czas ich poznania.

Sherry Jackson to przykład aktorki, która w tym zawodzie zaczęła pracować już jako dziecko. Pierwszy raz zagrała w filmie mając siedem lat. Lecz Elvisa nie poznała na planie filmowym. Do ich pierwszego spotkania nie doszło też ani na jego, ani na jej życzenie, zostali skojarzeni przez osoby trzecie.

Chociaż Sherry Jackson uważała Elvisa za przystojnego, nie znosiła go. Miała negatywny stosunek do rockandrollowców, za którego go uważała. Nie odpowiadała jej ani muzyka, jaką grali, ani ich styl i wygląd. U Elvisa szczególnie drażniły ją jego włosy. Dziś, kiedy patrzmy na jego fryzurę z lat 50., wydaje nam się aż nazbyt uładzona, przesadnie wymuskana, acz w tamtych latach dłuższe włosy u mężczyzny, niezależnie jak bardzo zadbane, ułożone, zaczesane, czy uformowane w "kaczy kuper" (jak jego), były postrzegane jako nieestetyczne, niemęskie, wręcz niechlujne.

Pewnego dnia, w 1960 roku, umówiła się na lunch ze swoim przyjacielem, Jericho Brownem, który przyprowadził swojego przyjaciela, Lamara Fike. Kiedy Sherry dowiedziała się, że Lamar jest związany z Elvisem, zaczęła opowiadać pewną historyjkę ze swojego życia, która nawiązywała do Elvisa:
"Jerry przyprowadził ze sobą swojego przyjaciela, LaMarra Franka [Lamara Fike], który, jak się dowiedziałam, jest bardzo blisko Elvisa. Żartobliwie powiedziałam LaMarrowi, że gdy miałam 14 lat i pracowałam nad „The Danny Thomas Show”, pewien pisarz zapytał mnie o moją opinię na temat Elvisa i czy chciałabym go poznać.

„Elvis Presley? Żartujesz?” - powiedziałam pisarzowi. „Nie znoszę go. Potrzebuje fryzury, jest rockandrollowcem. Ma wszystko, czego nie lubię u chłopców. Okropny. Nie. Nie chcę o nim rozmawiać i nie chcę go poznać”".
Dalej Sherry tak relacjonuje przebieg spotkania:
"LaMarr i Jerry [Jericho] słuchali i uśmiechali się, gdy opowiadałam o tym zdarzeniu. „Ale” dodałam, „widziałam Elvisa w programie telewizyjnym z Frankiem Sinatrą i jestem zaskoczona widoczną zmianą, jaka w nim zaszła. Wydaje się, że dorósł. Jest schludny. Jego skromność wydaje się prawdziwa i wygląda na to, że armia wiele dla niego zrobiła. Czy to prawda?”"
Lamar przytaknął i dodał, że Elvis jest wdzięczny za to, czego nauczył się w armii, po czym powiedział zwracając się do Sherry Jackson:
"A tak w ogóle, Elvis urządza dziś imprezę. Dlaczego nie wpadniesz i nie zobaczysz, jaki on naprawdę jest? Przedstawię ci go".
Gwoli wyjaśnienia dodam, że Sherry coś źle przyswoiła sobie personalia Lamara Fike i przez cały czas mówi o nim "LaMarr Frank". Joe Esposito, nazywa "Joe Espositio", z "i" w końcówce. Z kolei swojego przyjaciela, Jericho Browna, zwykle nazywa "Jerrym".

Sherry Jackson na początku bardzo wzbraniała się przed poznaniem Elvisa. Nie chciała iść na imprezę. Próbowała uzasadnić swoją odmowę klasycznym wykrętem typu: „Och, nie, jestem zajęta. Muszę wstać wcześnie rano”, ale Lamar Fike nie odpuszczał:
"LaMarr nalegał. Więc powiedziałam „Cóż, zadzwoń do mnie później i zobaczę, jak się będę czuła”. Kiedy zadzwonił, właśnie wyszłam z wanny i byłam nieco roztrzęsiona. Byłam zmęczona i szykowałam się do snu. Zajęło mi 20 minut, zanim LaMarr mnie przekonał. W końcu powiedziałam „Dobrze”.

LaMarr odebrał mnie kilka minut później i zawiózł do Elvisa, gdzie poznałam samego mężczyznę. Był bardzo miły i powiedział „Cześć, jak się masz, Sherry?” Dał mi Pepsi-Colę, którą pije cały czas".
Kiedy Sherry przyjechała z Lamarem do Elvisa, właśnie ćwiczył karate z jakimś członkiem Memphis Mafii (prawdopodobnie z Redem Westem). Elvis był ubrany w strój karate składający się z niebieskiej koszuli, która opadała mu na biodra, pasa wokół talii i luźnych, kremowych, muślinowych spodni. Ów "pokaz karate", jak to określiła, trwał prawie godzinę. Potem Elvis poszedł wziąć prysznic i przebrać się.

Kiedy wrócił, skierował się prosto w stronę kanapy, na której siedziała Sherry. Jedyną wolną, niewielką przestrzeń zajmowała jej torebka. Elvis podniósł ją i podał Sherry, a sam wcisnął się obok i zagaił:
„Masz ładne, duże, brązowe oczy”.
Podziękowała za komplement, po czym przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Wtedy powiedziała do siebie w myślach: „Co ja tu, u licha, robię z Elvisem Presleyem? Ma wszystkie dziewczyny, jakie chce, i pewnie myśli, że przyszłam na imprezę tylko po to, żeby zrobić wrażenie”. Gdy tak prowadziła sama ze sobą ten wewnętrzny dialog, Elvis przerywając ciszę zażartował prowokacyjnie z figlarnym uśmiechem na twarzy:
„Patrzę, jak myślisz i chciałbym wiedzieć, co ci chodzi po głowie, bo sądzę, że naprawdę jesteś brązowookim łobuzem. Czyż nie?”
Dalej rozmowa toczyła się wartko z obu stron. Jeszcze w trakcie tego spotkania, Sherry praktycznie zmieniła zdanie o Elvisie o 180 stopni:
"Był bardzo słodki. Trochę flirtował. Ja też. Długo rozmawialiśmy i w końcu zaczęliśmy dyskutować o podatku dochodowym*, temacie, w którym Elvis jest ekspertem.

Zauważyłam, że jest bardzo zrównoważony, uczciwy, miły, bezpretensjonalny i wbrew temu, w co dotąd wierzyłam, nie jest zarozumiały. Szczerze mówiąc, dogadywaliśmy się bardzo dobrze".
* Hm, nie wiem czy znów czegoś nie przekręciła, jak to było z personaliami, gdyż nigdy nie czytałam by Elvis był "ekspertem" w temacie podatku dochodowego. Chociaż jest to całkiem możliwe, że w latach 50., kiedy zaczął zarabiać wielkie pieniądze, zainteresował się tym tematem.

O 22:00 powiedziała, że teraz już naprawdę musi iść do domu. Elvis poprosił ją o numer telefonu, który mu dała. Potem Lamar Fike odwiózł ją do domu. Choć dobrze im się rozmawiało, wziął od niej numer telefonu i diametralnie zrewidowała swoje negatywne przeświadczenie o tym jaki rzeczywiście jest Elvis, nie liczyła na ponowne spotkanie:
"Szczerze mówiąc, myślałam, że już nigdy nie usłyszę nic od Elvisa".
Jednak następnego dnia, gdy wróciła z pracy, powiedziano jej, że dzwonił niejaki „Joe Espositio”, co Sherry najpierw skomentowała:
"To kolejna rzecz, którą musisz zrozumieć, kiedy umawiasz się z Elvisem",
a potem wyjaśniła, że Elvis przedstawiając się innym imieniem i nazwiskiem kiedy sam dzwoni, robi to dla niepoznaki:
"Więc nie ma szans, żeby po okolicy rozeszła się wieść, że umawiasz się z Elvisem".
Chodzi jej o to, że Elvis rzadko sam dzwoni do dziewczyny, a nigdy, jeśli nie ma pewności, że odebrać może tylko ta, do której dzwoni. Zdaniem Sherry robi tak dlatego, żeby osoba postronna, która odbiera telefon, nie wiedziała, że to on. Niekiedy dzwoni sam, ale przedstawia się jako ktoś inny:
"Oczywiście, on mówi ci wcześniej, jakiego imienia będzie używał. Elvis zawsze prosi któregoś ze swoich przyjaciół, żeby zadzwonił. Gdy przyjaciel jest pewien, że jesteś tym, kogo Elvis chce, Elvis wchodzi [przejmuje telefon]".
Jest w tym sporo racji, ale tak było głównie w latach 50. i na początku 60. Później standardem stało się, że do kobiety dzwoni zawsze jej "opiekun", wytypowany przez Elvisa do kontaktu z nią, nawet gdy on sam stoi obok.

Elvis zadzwonił ponownie około 17:45 i zaprosił ją na wieczór. Zgodziła się, a jakiś czas później odebrał ją jeden z ludzi Elvisa. Kiedy przyjechali, Elvis właśnie kończył posiłek składający się z zupy, kanapek z masłem orzechowym i Pepsi-Coli. Sherry relacjonuje:
"Tego wieczoru czułam, że jestem prawdziwą randką Elvisa. Przez chwilę puszczaliśmy kilka płyt i tańczyliśmy. Były też trzy lub cztery inne pary. El opowiedział mi kilka swoich najnowszych historii, a potem nagle wydawał się być bardzo przygnębionym. Jego twarz się wydłużyła, a w oczach pojawił się smutny wyraz. Stał i patrzył na mnie przez chwilę ze środka pokoju, po czym podszedł do przełącznika i zgasił wszystkie światła w pokoju oprócz jednego. Podszedł i usiadł obok mnie na chwilę. Nie powiedział ani słowa. W końcu, z długim westchnieniem, położył głowę na moich kolanach.
— Wiesz, Sherry. Mam tyle problemów, że nie wiem, co robić – powiedział cicho.
— Czy chciałbyś jakąś sugestię? – zapytałam.
— Jasne – powiedział.
— Gdybym była na twoim miejscu, zaczęłabym od problemu, który wymaga rozwiązania najszybciej. Dlaczego nie spróbujesz zająć się nimi po kolei? W ten sposób nie wydają się tak przytłaczające.
Pokręcił przecząco głową.
— To nie takie proste. Naprawdę potrzebuję kogoś, z kim mógłbym porozmawiać o moich problemach. I po prostu nie mogę nikomu powiedzieć, jakie one są, nawet tobie".
Hm, no nie wiem czy Elvis widząc ją drugi raz zwierzał się jej, że ma kilka problemów do rozwiązania. Mówiąc przy tym o potrzebie przedyskutowania ich z kimś, czego jednak nie może zrobić, tylko z sobie wiadomych powodów.
"Potem rozmawialiśmy o błahych rzeczach przez około 15 minut. Elvis nagle podskoczył i powiedział: „Chcę się przejechać”. Wtedy wszyscy wsiedliśmy do jego wielkiego cadillaca i pojechaliśmy wzdłuż plaży. Ktoś powiedział, że w pobliskim kinie leci film »The Beliboy«, Jerry’ego Lewisa.
Podjechaliśmy przed kino. Jeden z facetów wysiadł i kupił wszystkim bilety. Na jego znak Elvis, ja i reszta wpadliśmy do kina, mając nadzieję, że nikt nie zauważy Elvisa. Miał na sobie jednoczęściowy czarny kombinezon, ciemne okulary i czapkę żeglarską. Dosłownie wkradliśmy się do kina, ponieważ gdy ktoś widzi Elvisa na ulicy, zwykle zamienia się to w scenę tłumu.
Po filmie wróciliśmy do domu na plaży. Było już późno i po filiżance kawy zapytałam Elvisa, czy ktoś mógłby mnie odwieźć do domu. Miałam nadzieję, że Elvis sam to zrobi, ale kazał jednemu ze swoich przyjaciół odwieźć mnie do domu".
Następnej niedzieli Elvis zadzwonił ponownie i zapytał Sherry, czy nie chce z nim popływać. Przyjęła zaproszenie, więc wysłał po nią samochód. Kiedy dotarli do oceanu, było mgliście. Elvis właśnie kończył śniadanie popijając je Pepsi-Colą.

Potem wypił kawę i zapalił jedną ze swoich cygaretek. Czekali kilka godzin, zanim w radiu podano kolejną prognozę pogody - nie była dobra, przez resztę dnia miało być pochmurnie - więc wrócili do jego pokoju hotelowego. Sherry mówi:
"Nie byliśmy tam dłużej niż kilka minut, kiedy Elvis powiedział: „Mam ochotę na pizzę. Zbiegnij i kup dziesięć — te duże”",
powiedział do jednego z chłopaków, co skomentowała:
„Teraz powszechną praktyką wśród tych, którzy spędzają czas z Elvisem, jest bycie wobec niego bardzo służalczym. Sięga po cygaro, a połowa grupy oferuje mu ogień. Uważnie go obserwują, próbując przewidzieć jego najbardziej trywialną potrzebę, a następnie rzucają się, żeby to zrobić za niego. Kiedy prosi o coś, wszyscy podskakują”.
Nie wiem czemu Sherry Jackson się dziwi, tak dzieje się w sztabach każdego artysty, z tą różnicą, że Elvis każdego traktował z szacunkiem, w przeciwieństwie do innych tuzów sceny, na przykład takiego Franka Sinatry, który łajał swoich ludzi w niewybrednych słowach, a nawet posuwał się do przemocy fizycznej. Wyżywał się też na nich wyładowując swoją złość i niezadowolenie, chociaż to nie oni byli winni danej sytuacji, która go rozsierdziła. Praca u Elvisa była inna. Apanaże nie ograniczały się do umówionego wynagrodzenia, stale dawał jakieś premie pod byle pretekstem, rozdawał auta, domy, kupował kosztowne prezenty (jak biżuteria), zabierał całymi rodzinami na wakacje i fundował różne atrakcje. Bardzo przejmował się życiem każdego z nich i zawsze służył wsparciem, gdy tylko ktoś był w potrzebie.

Dalej Sherry Jackson przedstawia różne sytuacje z ich spotkań, które szczególnie utknęły jej w pamięci. Przez pryzmat w jaki sposób je przedstawia, oceniam ją jako osobę o przerysowanym ego, wyniosłą, wywyższającą się, zarozumiałą, czepliwą, apodyktyczną i pretensjonalną. Uważa się za damę, co stale podkreśla, lecz ja widzę w niej bardziej taką damulkę, czyli paniusię, która tkwi w przeświadczeniu, że jest tak bardzo wytworna i wyjątkowa, iż należy jej się specjalne traktowanie i okazywanie hołdów na każdym kroku - wszyscy powinni ją hołubić, schlebiać jej, traktować z czołobitnością, zachowywać się przy niej uniżenie, adorować, admirować. Odnoszę też wrażenie, że lubi piętnować innych ludzi oraz wytykać im wszelkie niedoskonałości, co tym razem padło na Elvisa.

Być może miała jakiś kompleks na tym tle i chciała się dowartościować wykorzystując do tego kogoś, kto uchodzi za osobę kulturalną, do tego powszechnie znaną i szanowaną, jak Elvis, który miał renomę dżentelmena. Cóż innego można myśleć o kobiecie, która stale mówi o sobie jak o damie, wszystko i wszystkich oceniając z tej perspektywy? Zresztą sami oceńcie. Poniżej kilka sytuacji z jej spotkań z Elvisem wraz z jej komentarzami.

*&*

— Powiedz, kochanie, przyniesiesz mi Pepsi? – zapytał Elvis. Powiedział to tak, jakby to było oczywiste.
— Czy mógłbyś powiedzieć «proszę». Elvis? – powiedziałam. To nie był pierwszy raz, kiedy to zasugerowałam.
— Czy chcesz, żebym mówił «proszę» za każdym razem, gdy poproszę o coś? – zapytał.
— Cóż, tak zostałam wychowana – potwierdziłam.


Chodzi o to, że Elvis jest po prostu rozpieszczony! Był rozpieszczany tak długo, że oczekuje, iż ludzie będą mu służyć. Ale uczciwie mówiąc, nie sądzę, żeby Elvis zdawał sobie sprawę z tego.

Moim zdaniem w pytaniu "Powiedz, kochanie, przyniesiesz mi Pepsi?" jest już zawarta prośba. To, że wprost nie pada słowo «proszę», nie oznacza, że go nie ma, jest ukryte w konstrukcji zdania. Przecież dużo lepiej, bardziej prosząco, uprzejmiej brzmi pytanie: "Powiedz, kochanie, przyniesiesz mi Pepsi?", niż: "Proszę, przynieś mi Pepsi", które brzmi jak rozkaz zmiękczony kurtuazyjnie słowem «proszę».

To był rok 1960, Elvis właśnie wrócił z armii po dwóch latach. Nie sądzę by w wojsku żołnierze bawili się w takie konwenanse. To były męskie wymiany zdań, rozmowy, sposób komunikacji, bez subtelności salonowych, postrzeganych w towarzystwie złożonym z samych mężczyzn, za niemęskie. Nikt z nich z pewnością nie mówił "Joe, czy mógłbym cię prosić o podanie kubka, który stoi na szafce", czy nawet "Joe podasz mi kubek, który stoi na szafce?", raczej "Joe podaj mi kubek, który stoi na szafce", po prostu krótki, męski przekaz.

Jeżeli spotykasz się z kimś takim, wyrwanym ze środowiska "bon ton" i przez dwa lata funkcjonującym w warunkach polowych, imitujących okres wojenny, musisz to uwzględnić i przyjąć pewną poprawkę oceniając, a nie patrzeć przez pryzmat królewskich dworów. Takie przynajmniej jest moje zdanie.

Poza tym, mnie by forma jego prośby nie uraziła w żaden sposób, a ona jeszcze się szczyci, że nie był to pierwszy raz kiedy go skarciła za zbyt mało wyartykułowaną uniżoność w wyrażeniu swojej prośby.

*&*

Siedzieliśmy i oglądaliśmy telewizję. To naprawdę nie było zbyt ekscytujące. Niemniej miałam okazję obserwować El. Jest bardzo uczciwą osobą. Czasami jest bardzo sympatyczny. Innym razem nie. Powiedział mi, że bardzo mu się podobam, bo zawsze wydawałam się bardziej zrelaksowana niż inne dziewczyny. To był chyba miły komplement, ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego inne dziewczyny nie czują się swobodnie w jego towarzystwie.

Myślałam o tym przez chwilę. Oto byłam w obecności mężczyzny, który był idolem milionów kobiet i dziewczyn. Dziewczyn, które poniosłyby wszelkie możliwe poświęcenia, żeby być na moim miejscu. A ja byłam spokojna, niewzruszona. Ciągle myślałam, że z pewnością powinnam być super-szczęśliwa lub super-coś-tam, ale to uczucie nie nadchodziło.

Jaka ze mnie dziewczyna, żeby nie być podekscytowaną do szpiku kości tym, że jestem randką Elvisa Presleya? No cóż, słyszałam, że niektóre dziewczyny walczyły jak tygrysice, żeby zdobyć kosmyk jego włosów w zakładzie fryzjerskim!

Umawiałam się z Elvisem i kiedy zaakceptowałam randki z Elem, patrzyłam na niego jak na kolejnego miłego faceta, kolejnego człowieka, który odniósł sukces, był w porządku, ale nie aż tak bardzo różnił się od innych chłopców i młodych mężczyzn, z którymi się umawiałam. Proszę, nie zrozumcie mnie źle. Podobał mi się Elvis. Byłam szczęśliwa, że jestem z nim, że się z nim umawiam.

Nie czują się swobodnie, bo targają nimi sprzeczne emocje, od poczucia szczęścia, radości, ekscytacji, po niepewność, obawę jak się zachować, strach, czego oczekiwać. Sherry była aktorką od dziecka, więc prawdopodobnie nauczyła się radzić sobie z emocjami, chociaż nie zawsze tak jest. Niektóre gwiazdy przy pierwszym spotkaniu z Elvisem, też im ulegały nie mogąc nad nimi zapanować. Elvis występował latami, dając blisko dwa tysiące koncertów, a przed każdym odczuwał tremę. To bardzo indywidualne.

Czytając ten fragment, mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony Sherry jest szczera i punktuje dobre strony Elvisa, z drugiej trywializuje obcowanie, przebywanie z nim, dziwiąc się co ona w ogóle robi z kimś takim pospolitym jak on.

Kiedy jest się nazbyt pretensjonalną i wszystkich traktuje z góry, trudno odczuwać "super-coś-tam", nawet w zetknięciu z tak wielką osobowością, indywidualnością, super-gwiazdą.

Osoby z tak wybujałym ego, do tego przewrażliwione na swoim punkcie do granic absurdu, zwykle nie są zdolne do przeżywania uczuć i emocji na tym poziomie. Cóż, jak to mówią "naga rzeczywistość".

*&*

Byłam ciekawa, jak większość dziewczyn. Byłam zaszczycona, że mu się podobam. Wiedziałam, że mógł wybrać praktycznie każdą dziewczynę w mieście. Ale muszę być szczera co do tego, co do niego czułam. Musiałam go oceniać niezależnie od jego popularności.

Elvis ma bardzo ładny głos. Często śpiewał na naszych randkach i muszę przyznać, że teraz mam dla niego nowy szacunek zawodowy. Ma wyjątkową skalę głosu — jakieś dwie i pół oktawy.

Nie jestem najpiękniejsza, najinteligentniejsza ani najbardziej, ale Elvis jest wyjątkowy.

Inną rzeczą, która mi w nim zaimponowała, była jego chęć uczenia się. Przyznaje, że miał ograniczone wykształcenie i co jakiś czas pewne słowa go zaskakują. Zawsze pytał: „Co oznacza to słowo?”.

Kiedyś zapytał mnie, dlaczego myślę, że podoba się tak wielu dziewczynom.
— Cóż, nie mogę być pewna, ale myślę, że to dlatego, że emanujesz miłością – powiedziałam.
— Zalewasz? – zapytał.
— Wydaje się, że miłość emanuje od ciebie kiedy występujesz, i myślę, że skoro dziewczyny, zwłaszcza młode, chcą być kochane, to je podniecasz.

Elvis rozważał to przez chwilę, uniósł brwi i wydawał się bardzo zadowolony.

Dwie i pół oktawy, to wcale nie jest aż tak dużo, a Elvis miał ponad cztery - odsyłam do postu "Głos Elvisa".

No proszę "Elvis jest wyjątkowy", a chwilę wcześniej "nie aż tak bardzo różnił się od innych chłopców i młodych mężczyzn, z którymi się umawiałam".

Nikt z nas nie zna wszystkich słów, nawet najtęższe umysły, najbardziej wszechstronnie wykształceni ludzie, czy sami językoznawcy. Z badań wynika, że przeciętny człowiek zna około 10% słów z języka rodzimego, którym się posługuje, a w komunikacji (mowie) używa ich znacznie mniej, od 5 do 10% pełnego zasobu leksykalnego języka.

Elvis od dziecka parł do wiedzy. Świadczą o tym jego karty biblioteczne - jak tyko nauczył się czytać, był stałym bywalcem bibliotek. Do końca swojego życia czytał po kilka godzin dziennie. Nawet w trasy koncertowe, zabierał ze sobą dwie duże walizki książek (około 200 wolumenów). Wiedzę czerpał także od różnych interlokutorów. Oprócz fachowców w swoich dziedzinach, czasem byli to także jego fani, z którymi nawiązywał kontakt, gdy przesłali mu jakąś książkę. Jego zainteresowania były wszechstronne, nie było takiego tematu, zagadnienia, o którym nie miałby przynajmniej elementarnej wiedzy.

No cóż, podobał się wielu przedstawicielkom płci pięknej, więc kiedy Sherry wyraziła swój pogląd, w którym to stwierdzała, zapytał dlaczego tak jest jej zdaniem.

*&*

Potem, całkiem nagle, złożył niezwykłą prośbę.

— Chcesz umyć mi włosy?” – zapytał. Zaśmiałam się i powiedziałam:
— Naprawdę chcesz, żebym to zrobiła? – zniecierpliwił się trochę.
— Słuchaj, albo chcesz, albo nie chcesz umyć mi włosów. Teraz tak, czy nie? – Znów się zaśmiałam.
— Cóż, jeśli powiesz «proszę», to mogę – powiedziałam. Przez chwilę myślałam, że się zdenerwuje.
— Teraz przestań być małą dziewczynką – powiedział i odszedł, żeby porozmawiać o kimś z LaMarrem. Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to ani w jedną, ani w drugą stronę. Potem, jakieś pięć minut później, przyszedł. Wyciągnął do mnie rękę i powiedział:
— Czy umyjesz mi włosy? PROSZĘ.
— Skoro powiedziałeś to tak słodko... Twill* [to się stanie] – odpowiedziałam.

* Twill - z tym słowem miałam problem. Twill, to nazwa specyficznie tkanej tkaniny, ale z pewnością nie w tym znaczeniu zostało tu użyte. Sprawdziłam w słowniku idiomów angielskich, nie ma. Zaczęłam sprawdzać renomowane słowniki w internecie. I bingo (chyba)! Z pomocą przyszedł Collins, jako jedyny podał archaiczne znaczenie słowa "twilla", co znaczy "to się stanie" i pewnie o nie tu chodzi. Aczkolwiek w materiale napisano je z błędem "twill", zamiast "twilla", ucięto "a", albo piszący zasugerował się nazwą tkaniny i celowo napisał bez "a".

Poszliśmy do łazienki. Założyłam mu ręcznik na szyję, nalałam wody do miski. Usiadł na krześle i położył głowę nad umywalką. Wsadziłam mu głowę do wody i wynurzył się, prychając jak wściekły mokry kogut.
— Hej, przestań! – krzyknął. Sięgnął do szafki i podał mi słoik bardzo gęstego, skoncentrowanego szamponu. — Użyj tego – powiedział.
— Potrzebuję szklanki lub kubka – powiedziałam.
— Po co? – zapytał. — Po prostu polej.
— Powinieneś to rozcieńczyć wodą – powiedziałam.
— Powinieneś to rozcieńczyć wodą? – powtórzył.
— Powinieneś to rozcieńczyć – wyjaśniłam. — Widzisz, tak jest napisane na etykiecie – „Rozcieńczyć z jedną szklanką wody”.
— Jak to zrobić? – zapytał.
— Po prostu dodaj jedną szklankę wody – powtórzyłam.
— Czy to oznacza rozcieńczyć?”
— Tak – powiedziałam.
— Hmmmmm – powiedział Elvis. — Może dlatego mam tyle problemów ze sztywnymi włosami. Używam tego produktu codziennie od miesięcy i nigdy go nie rozcieńczam.
— Nic dziwnego, że masz włosy umazane mydłem!” – powiedziałam.

Mimo to się nie śmiałam. Są słowa, które również mnie czasem zaskakują. Więc umyłam mu włosy. Mydło oczywiście dostało mu się do oczu. A on wrzeszczał w górę i w dół na całe dwie i pół oktawy. Potem postawiłam go przed suszarką do włosów.

Ponownie zapytałam samą siebie: „Co ja tu robię, stojąc tu i myjąc włosy Elvisa Presleya?”. Potem przypomniałam sobie, że czasami myję włosy mojego brata i zdarza się to w życiu codziennym. Ale czułam, że to trochę dziwaczne, żeby robić to na randce z Elvisem Presleyem!

Właściwie większość dziewczyn mogłaby się dogadać z Elvisem, myślę, gdyby tylko były sobą.

Na przykład nie pozwoliłam, żeby Elvis mnie wykorzystywał w żadnym momencie naszych randek.

Kiedy zachowywał się przyzwoicie i był dżentelmenem, w porządku. Kiedy jednak przekroczył granice, mówiłam mu o tym. I myślę, że mu się to spodobało!

To mycie głowy dorosłym mężczyznom, to zupełnie niezrozumiały dla mnie fenomen cywilizacyjny w krajach opartych na cywilizacji łacińskiej. Początkowo myślałam, że to jakiś archaiczny, europejski element kulturowy, lecz jak się okazało, to światowe zjawisko. Rozumiałabym jeszcze, gdyby chodziło o kobiety z długimi włosami, ale o mężczyzn z centymetrową szczeciną?! Pierwszy raz z takim zjawiskiem zetknęłam się we własnej rodzinie, mając kilka lat, kiedy mojemu trzydziestokilkuletniemu wujkowi włosy na głowie myły matka i siostra. Mój tata mył sobie sam, ja też, mimo młodego wieku, dlatego nie mogłam uzmysłowić sobie tego, co zobaczyłam. Później spotkałam się jeszcze z kilkanaście razy z czymś podobnym, aczkolwiek najbardziej utknął mi w pamięci przypadek Polaka (27 lat), który wybrał się w dwumiesięczną podróż po Europie autostopem. Kiedy znajoma myła sobie w misce głowę na kampingu przed namiotem, chodził cały czas wokół niej i dziwnie się patrzył. Znaliśmy go od kilku dni, sprawiał wrażenie miłego, mądrego i komunikatywnego człowieka, dlatego wieczory zwykle spędzał z nami. Jednak widząc jego zachowanie, gdy obserwował kobietę myjącą włosy, zaczęliśmy się zastanawiać czy to nie jest jakiś zboczeniec, fetyszysta włosów. Kiedy podzieliliśmy się z nią naszymi spostrzeżeniami, zaprzeczyła i powiedziała, że chyba wie w czym tkwi problem, ale nie chciała powiedzieć o co chodzi zanim się nie upewni. Kiedy następnego dnia po południu wróciliśmy z plaży, zaskoczył nas widok znajomej myjącej mu włosy przed namiotem, w tej samej misce, w której dzień wcześniej ona myła włosy, stojącej na tym samym rybackim, składanym stołeczku. Wieczorem przyszedł do niej z siatką owoców i słodkości w podziękowaniu. Ona od razu się domyśliła o co chodzi i rano wprost zagaiła go o to. Kiedy zmieszany potwierdził zaproponowała, że wieczorem umyje mu włosy. Nie chciał wieczorem, bo wtedy wszyscy już byli przy swoich namiotach, wstydził się, wiedział, że to kuriozalne. Umówili się na wczesne popołudnie i wtedy ich zastaliśmy. Najbardziej niezrozumiałe było dla nas to, że facet, który nigdy w życiu nie umył sobie głowy sam, wybrał się na dwumiesięczny wyjazd autostopem po Europie!

Nie wierzę, że w 1960 roku, po dwuletniej służbie w armii, Elvis nie znał słowa "rozcieńczyć".  Prędzej uwierzę, iż na Południu używano innego o tym samym znaczeniu, na określenie tej czynności. Przecież z rozcieńczaniem spotykamy się już od dziecka, w wojsku też na pewno miał z tym do czynienia. 

No i znów wyniosłość z jej strony. Mam wrażenie, że jej ulubionym zajęciem było wyszukiwanie skaz na wizerunku Elvisa, jego wiedzy i inteligencji. 

Czy to ciągłe szukanie dziury w całym i zwracanie uwagi mu się podobało? Moim zdaniem nie, bo w końcu doprowadziło do ich rozstania. Może na początku, bo była jedyną osobą w jego otoczeniu, która odważyła się wyrażać inne poglądy, mówić wprost, gdy coś w jego zachowaniu jej nie odpowiadało, czy zwracać mu uwagę. Lecz czymś innym jest forma nieocenzurowanej szczerości, a czymś innym ciągłe strofowanie, czepianie się o najmniejsze drobiazgi, czy wykpiwanie z akcentowaniem swojej wyższości, lepszości, doskonałości.

*&*

ZERWANIE

Wyszłam wcześnie tego wieczoru, ponieważ następnego dnia musiałam iść do pracy. Ponownie przyjaciel Presleya odwiózł mnie do domu. Ale zanim wyszłam, El powiedział, że zadzwoni do mnie za kilka dni. Dzwonił do mnie we wtorek, środę i czwartek. Za każdym razem, gdy dzwonił, podawał imię Joe Espositio, które, jak mi wcześniej powiedział, będzie jego imieniem. Wiedziałam, że jeśli to był Joe, Red West lub Charlie, to był on.
W piątek rozmawialiśmy przez telefon. Elvis powiedział, że wygląda na to, że mamy randkę w sobotę, ale nie był pewien. Około 19:00, w sobotę wieczorem, zadzwonił ponownie.
— Wszystko w porządku – powiedział. — Przyjedź.
— Co masz na myśli, Elvis? – zapytałam.
— Przyjedź.
— Elvis, nie zamierzam jechać do ciebie sama. Nie lubię jeździć sama nocą i nie uważam, że to miłe z twojej strony, że mnie prosisz, żebym przyjechała sama.
— Och, przepraszam, Sherry – to wszystko, co powiedział.
— Poza tym – dodałam — kiedy mam randkę, przyzwyczajona jestem do tego, że moja randka odbiera mnie z domu. Mogę zrozumieć, jeśli nie możesz przyjechać, ale ktoś powinien po mnie przyjechać.
— Cóż, na pewno zrobimy to następnym razem, kochanie – powiedział.
— Nie obchodzi mnie następny raz! A co z tym razem?

Nie rozgniewałam Elvisa. Obawiam się, że jest tak bardzo przyzwyczajony do tego, że jego życzenia są spełniane bez zadawania pytań, że nie wie, co robić, ani co mówić, gdy mu się odmawia.
Lubiłam Elvisa pod wieloma względami, ale to była jego strona, której nie podejrzewałam. A Elvis nie jest już chłopcem. Jest mężczyzną, ma 25 lat i służył dwa lata w siłach zbrojnych.
Myślę, że w pewnym sensie mogłabym mu wybaczyć wszystko. Lecz wierzę, że złe maniery u ludzi, którzy pojawiają się publicznie, są niewybaczalne.
Elvis był zły, ale ja byłam wściekła. Rozłączyłam się.

Kiedy Elvis powiedział "Przyjedź", nie dała mu dojść do głosu, tylko trajkotała dalej:
"Elvis, nie zamierzam jechać do ciebie sama. Nie lubię jeździć sama nocą i nie uważam, że to miłe z twojej strony, że mnie prosisz, żebym przyjechała sama",
z góry zakładając, że Elvis nie zamierza nikogo po nią wysłać. Tymczasem, gdyby mu dała dojść do słowa, pewnie usłyszałaby, że ktoś po nią przyjedzie. Kiedy Elvis jeszcze spokojny powiedział:
"Och, przepraszam, Sherry" [i tu pewnie kolejny raz zamierzał powiedzieć, że ktoś ją odbierze],
znów nie dała mu dokończyć, tylko przypuściła ciąg dalszy tyrady:
"Poza tym – dodałam — kiedy mam randkę, przyzwyczajona jestem do tego, że moja randka odbiera mnie z domu. Mogę zrozumieć, jeśli nie możesz przyjechać, lecz ktoś powinien po mnie zadzwonić".
I chyba w tym momencie Elvis zaczął się zastanawiać, czy chce ten układ ciągnąć dalej.

Dlaczego jestem przekonana, że gdyby dopuściła go do głosu, to powiedziałby jej w następnym zdaniu, że ktoś ją odbierze? Ponieważ był to jego modus operandi od at 50., przywożono i odwożono każdą, chyba, że któraś sobie tego zdecydowanie nie życzyła, jak na przykład Alicia Kerwin, która dla poczucia własnej niezależności wolała przyjeżdżać swoim autem (a mimo to, Elvis wiele razy próbował odwieść ją od tego, proponując własny transport).

Prawdopodobnie, kiedy Elvis w dobrym humorze zadzwonił do niej potwierdzić spotkanie i zamiast usłyszeć miły głos kobiety, zadowolonej z faktu, że jednak dojdzie do planowanego spotkania, które stało pod znakiem zapytania do ostatniej chwili, kolejny raz został zasypany pretensjami, jak tylko otworzył usta, miał dość i postanowił skończyć znajomość lub przynajmniej ją ukarać. Przyjmując jej założoną narrację, że oczekuje od niej by dotarła do niego we własnym zakresie (miała samochód, były też taksówki), powiedział tylko:
"Cóż, na pewno zrobimy to następnym razem, kochanie".
Jeśliby to uczyniła, byłoby to potwierdzeniem, że jej na nim zależy. Ona tymczasem wściekła rzuciła słuchawką, wykrzykując:
"Nie obchodzi mnie następny raz! A co z tym razem?"
Nie musiał ciągle z nią walczyć, ścierać się, znosić uwag, pouczeń i demonstrowania jej wyższości, w kolejce stały dużo milsze, bezpretensjonalne kobiety.

Gdyby Elvis rzeczywiście nie zaproponował podwózki (zapomniał, nie pomyślał), a ona grzecznie, bez tej tyrady, zapytała czy mógłby ją ktoś odebrać, gdyż boi się sama jechać nocą, natychmiast wysłałby po nią swojego człowieka. Jestem przekonana, że jeśli ta rozmowa toczyłaby się normalnie, bez agresji i ataków z jej strony, to zgodnie ze zwyczajem, Elvis sam poinformowałby ją w następnym zdaniu, kto przyjedzie ją odebrać. Dotąd nigdy nie było inaczej, robił to za każdym razem, nie jeździła do niego sama, zawsze kogoś po nią wysyłał. To samo, gdy będąc u niego rzucała hasło o powrocie do domu, też ktoś ją odwoził. Moim zdaniem tą reprymendą i wyrzutami mocno przesadziła.

Po prostu mnie to zdołowało. A tu już sobota wieczór. Przez cały tydzień nie chodziłam na randki, czekając na wieczór z Elvisem. Elvis naprawdę mi się podobał. Mogłam zrozumieć mężczyznę na jego pozycji, który ma problemy, będąc osobą, którą wszyscy chcą, żeby był. Nikt z nas nie może być taki. Musimy być sobą. Ale to, kim jesteśmy jako my sami, jest tak ważne między facetem a dziewczyną. Chciałam tylko minimum szacunku i uwagi, które moim zdaniem każda dziewczyna powinna otrzymać od mężczyzny, którego lubi. Elvis odmówił.
Założył, że przybiegnę, kiedy zadzwoni. Ale zadzwonienie w ostatniej chwili po zapewnieniu mnie, że zadzwoni z dużym wyprzedzeniem, było czymś, czego po prostu nie mogłam znieść. Pomyślałam: „Kim on jest?”. Była tylko jedna odpowiedź i była prawdziwa. To był Elvis Presley.
Nie chciałam być jedną z tych dziewczyn, które biegają za facetem, siedzą przy telefonie czekając aż zadzwoni i histerycznie rzucają się mu w ramiona, gdy ma na to ochotę. Zraniło mnie jeszcze coś innego. Nie miałam zamiaru wychodzić z domu tej nocy. Zaczęłam płakać. Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Diane McBain, która tego wieczoru urządzała przyjęcie i miała nadzieję, że Elvis i ja na nie przyjdziemy.
A co najgorsze, odmówiłam już trzy inne randki — Troy Donahue, Rod Lauren i Peter Bravo, trzem najsympatyczniejszym młodym mężczyznom w mieście, gdyż obiecując randkę Elvisowi, musiałam odmówić pozostałym.
To był koniec mojej przyjaźni z Elvisem.

Kłamczucha, lawirantka, manipulantka!

Zawsze wie lepiej jak on! Co myśli, jakie ma zamiary, intencje. "Założył, że przybiegnę, kiedy zadzwoni" - skąd to wie? Przecież to ona tak założyła! Teraz ja założę - liczyła zapewne, że Elvis za chwilę zadzwoni ponownie i zacznie się kajać, błagając ją o przyjazd, ale się przeliczyła.

Mówi: "zadzwonienie w ostatniej chwili po zapewnieniu mnie, że zadzwoni z dużym wyprzedzeniem" - no jak? Przecież sama pisała, że sobotnie spotkanie nie było pewne, miał je potwierdzić, gdy tylko się wyjaśni. Dzwonił do niej cztery razy w tygodniu, wymieniła nawet dni tygodnia, w których to było. Rozmawiali we wtorek, środę, czwartek i piątek, ale jeszcze nie wiedział co z sobotą. Zapewne Parker coś mu zaplanował i musiał czekać aż się wszystko wyklaruje. Dopiero w sobotę sprawa się definitywnie rozwiązała i natychmiast do niej zadzwonił. To jak go potraktowała? Najpierw zaatakowała tyradą słów z wyimaginowanymi zarzutami, a później rzuciła słuchawką.

W jednym zdaniu pisze: "nie miałam zamiaru wychodzić z domu tej nocy", a w następnym: "Diane McBain, która tego wieczoru urządzała przyjęcie i miała nadzieję, że Elvis i ja na nie przyjdziemy"! No to nie zamierzała wychodzić z domu tej nocy, czy chciała iść z Elvisem na przyjęcie do przyjaciółki?! No niech się zdecyduje! Mało tego, w kolejnym zdaniu czytamy: "A co najgorsze, odmówiłam już trzy inne randki — Troy Donahue, Rod Lauren i Peter Bravo, trzem najsympatyczniejszym młodym mężczyznom w mieście, gdyż obiecując randkę Elvisowi, musiałam odmówić pozostałym"! No biedna! Cztery sroki za ogon ciągnęła w jednym tygodniu i nie upolowała żadnej. No tylko współczuć!

Trzech wspaniałych i czwarty Elvis. A to pech! Czyżby nie tego konia obstawiła z całej czwórki, którego powinna? I to Elvis jej nie szanował, czy ona jego?

Na moje, za długo Elvis się z nią bujał, nie zasługiwała, ani na jego uwagę, ani na specjalny szacunek z jego strony.

Opowiadając tę historię, chcę zrobić dwie rzeczy. Może dać Elvisowi nauczkę, a także doradzić innym dziewczynom, że bez względu na to, kim jest chłopak lub mężczyzna, z którym się spotykają, to jeśli cię lubi, będzie cię szanował. Jako dziewczyna lub kobieta masz swoje miejsce na tym świecie. Nie mówię o byciu snobem ani nadmiernej próżności. Mówię tylko o dobrej, czystej, zdrowej dumie z seksu.

Nie spodziewam się, że Elvis znów się odezwie.

W pewnym sensie go nie winię. On chce pewnego rodzaju dziewczyny. Ja nie jestem taka. Uwierz mi. To była prawdopodobnie największa osobista pokusa, jakiej kiedykolwiek się oparłam. Chciałam wskoczyć do samochodu i pojechać do Elvisa.
Pomyślałam sobie: „Prawdopodobnie jestem głupia, głupią laską, która dostaje szansę na randkę z najpopularniejszym młodym mężczyzną na świecie. Dlaczego miałbym pozwolić, aby mały szczegół techniczny, głupia stara zasada o byciu damą przeszkadzała mi w przyjemności?” Ale nie mogłam tego zrobić.
Teraz wiem, że gdybym zaakceptowała randkę na warunkach Elvisa, straciłabym do niego szacunek. A on z pewnością straciłby szacunek do mnie, gdybym się zgodziła. Wstydziłabym się komukolwiek powiedzieć, co się stało. Gdybym się zgodziła, nie byłoby powodu, dla którego inny chłopak nie mógłby zadzwonić i zrobić tego samego.
Więc obawiam się, że poświęciłam swoją „przyszłość” z Elvisem. Naprawdę mi przykro, że tak musiało być. Lubiłam Elvisa. Podziwiałam go. Nadal podziwiam. Ale dziewczyna musi gdzieś postawić granicę.

Pewnego dnia, być może, Elvis spojrzy wstecz na dziewczyny, które znał. Wiem, że nie będę miała żadnego miejsca w jego wspomnieniach. Ale może nie będzie mnie pamiętał jako po prostu kolejnej dziewczyny w swoim życiu. Może będzie myślał o mnie jak o damie. Mam taką nadzieję.
Tak każdy mężczyzna powinien pamiętać kobietę — jeśli mu na to pozwoli.

Moim zdaniem, to jej bajanie, że jako szanująca się kobieta-dama, musiała tak postąpić, bo Elvis jej nie szanował, to bajdurzenie. Prawda jest inna. Myślała, że Elvis jest na tyle grzecznym, tolerancyjnym i cierpliwym człowiekiem, iż może sobie względem niego na tyle pozwolić. Przeliczyła się, a Elvis był na tyle szybki i inteligentny, by wykorzystać jej własny atak, chociaż i tak rzucił jej koło ratunkowe - mam tu na myśli ich ostatnią rozmowę kiedy napadła na niego, błędnie zakładając, że po nią nie przyjedzie. A kolo ratunkowe, to moment, w którym Elvis już nie chciał jej wyprowadzać z błędu, tylko dał jej szansę na udowodnienie, że jej na nim zależy, mówiąc: "Cóż, na pewno zrobimy to [przyjedziemy po ciebie] następnym razem, kochanie".  

Prędzej czy później Elvis i tak by z nią zerwał, nigdy nie potrafił skupiać się dłużej na jednej kobiecie, ale rzeczywiście, gdyby Sherry Jackson postępowała inaczej, mogliby razem przeżyć jeszcze niejedno miłe spotkanie. Skoro tak długo znosił jej niewłaściwe zachowanie, to znaczy, że jeszcze nie rozważał końca związku.

Natomiast te jej uzasadnienia, motywacja, tłumaczenia, wyjaśnienia, czyli wykład o tym, jak powinna się zachować szanują się kobieta-dama, jak dla mnie to nieudana próba wyjścia z twarzą z sytuacji, z pełnym obciążeniem za wszystko Elvisa i całkowitym pominięciem swoich kardynalnych błędów. To ona go nie szanowała, wykpiwając, krytykując a nawet poniżając na każdym spotkaniu, a nie on ją. A w blokach startowych oczekiwała już z niecierpliwością godna jej następczyni, inna mistrzyni obracania kota ogonem - Priscilla Beaulieu, która okazała się cwańsza, bardziej przebiegła, wytrwała i cierpliwa w drodze do ujarzmienia Elvisa Presleya.

Perfidna cwaniaczka. Nie mogąc pogodzić się z rozstaniem, postanowiła dokopać Elvisowi udzielając obszernego wywiadu z ich relacji, uchybiając mu w czym tylko się da. Miała pełną świadomość, że to nie przysporzy jej sympatii jego fanów, zwłaszcza jeśli formułowane zarzuty będą tak irracjonalne i denne. Przyjęła więc perfidną taktykę przeplatania ich chwaleniem Elvisa, licząc na mniejsze cięgi od fanów i nieco przychylniejszy odbiór. Wcale nie chodziło o jednoczesne wyartykułowanie jego przymiotów. Po prostu nie chciała żeby podczas przysłowiowego "rąbania drewna", leciały na nią "wióry".

Żadna z jego kobiet nie podniosła mi tak ciśnienia jak ona. Jest jedną z nielicznych, których mi w ogóle nie szkoda i jednocześnie jedyną, jakiej w moim odczucia Elvis nie utarł wystarczająco nosa, tak jak na to zasługiwała.

Ewidentnie było jej nie w nos, że romans z Elvisem się skończył, świadczy o tym ten wywiad rozpaczy. Tyle mojej satysfakcji.

Wywiad ten pierwszy raz ukazał się jeszcze w 1960 roku, po ich rozstaniu. Tak się zastanawiam, czy Elvis go czytał, a jeśli tak, to czy doszło między nimi do jakiejś konfrontacji, choćby telefonicznej. Lub może kazał, któremuś ze swoich ludzi zadzwonić do niej i coś przekazać?

Zastanawiam się też co ona chciała osiągnąć? Miał to być tylko akt zemsty, czy liczyła, że znieważony, oburzony, zraniony Elvis zdzwoni do niej i jakoś uda się jej załagodzić sprawę na tyle, że do siebie wrócą?

- - -

W 1967 roku Sherry wzięła udział w sesji fotograficznej dla magazynu "Playboy", z której zdjęcia zostały opublikowane w "Playboy Magazine August 1967 vol.14, no. 8". To kolejna dziewczyna Elvisa, która trafiła do "Playboya", więcej na ten temat w poście: "Elvis w Playboy Mansion".

W książce "Baby, Let’s Play House. ELVIS PRESLEY and the WOMEN WHO LOVED HIM", Alanna Nash o niej nie wspomina. Aczkolwiek ponieważ jest wymieniona na większości list dziewczyn i kobiet Elvisa, z pewnością została wspomniana w jakichś innych opracowaniach (książki, artykuły).

W przestrzeni publicznej niestety brak zdjęć Elvisa z Sherry Jackson, aczkolwiek na pewno takie zostały zrobione. W żadnym z jej życiorysów jakie spotkałam, ich znajomość nie została odnotowana. W ogóle informacje o jej życiu prywatnym są bardzo skąpe w przeciwieństwie do zawodowego, które zostało znacznie szerzej omówione. Do tego stopnia, że nawet nie wiadomo czy jeszcze żyje. Przypuszczalnie tak, inaczej znaleźlibyśmy ją na portalach cmentarnych. Praktycznie poczynając od 1992 roku, kiedy odnotowano jej ostatnią grę aktorską, jej losy są nieznane.


BIO

Jej pełne (ustalone) personalia to ---> Sherry D. Jackson:

— Sherry ― imię pierwsze;
— D. ― imię drugie;
— Jackson ― nazwisko panieńskie;

Przyszła na świat 15 lutego 1942 roku, w Wendell w stanie Idaho. Była jedyną córką z czworga dzieci Maurity Kathleen Gilbert i Curtisa Loysa Jacksona Sr. Kiedy zmarł jej ojciec, Curtis L. Jackson Sr. Gdy miała sześć lat, rodzina przeprowadziła się do Los Angeles w Kalifornii. Tam jej matka wyszła za mąż za scenarzystę, reżysera i aktora telewizyjnego Montgomery'ego Pittmana, który zmarł na raka w 1962 roku.

Jej drugiego imienia nie udało się ustalić, wiemy tylko, że jest na literę "D". Co ciekawe, jeśli chodzi o jej rodziców, znamy ich pierwsze i drugie imiona.

Karierę aktorską rozpoczęła w wieku siedmiu lat. Zagrała w kilkunastu filmach pełnometrażowych oraz kilkudziesięciu produkcjach telewizyjnych. Była aktywna zawodowo w latach 1949-1992.

Chociaż była w różnych związkach z mężczyznami, nigdy nie wyszła za mąż. Nie miała też dzieci. W 1967 roku rozpoczęła pięcioletni związek z biznesmenem i hodowcą koni wyścigowych Fletcherem Jonesem, który zakończył się 7 listopada 1972 roku, gdy Jones Fletcher zginął w katastrofie lotniczej, osiem mil na wschód od lotniska Santa Ynez, w hrabstwie Santa Barbara w Kalifornii. Pięć miesięcy po jego śmierci złożyła pozew przeciwko jego majątkowi, prosząc o ponad milion dolarów, a jej prawnicy twierdzili, że Jones obiecał zapewnić jej co najmniej 25 000 dolarów rocznie do końca życia. Spór sądowy okazał się bezskuteczny.

Była przede wszystkim amerykańską aktorką filmową i telewizyjną, a w mniejszym stopniu również modelką i fotomodelką.

Miała brązowe oczy, kasztanowe włosy i mierzyła 163 cm wzrostu. Jej wymiary (biust-pas-biodra) to: 91-56-90 cm (36-22-35 cali).

Była "Deb Star"* w 1959 roku.

* Deb Star - tytuł przyznawany wybranym, młodym, obiecującym i debiutującym w Hollywood aktorkom, spośród kilkuset kandydatek nominowanych przez Hollywood Makeup Artists and Hairstylists Guild (Gildia Wizażystów i Stylistów Fryzur Hollywood - powstały w 1937 roku amerykański związek zawodowy reprezentujący makijażystów i stylistów włosów w filmach fabularnych, programach telewizyjnych i produkcjach teatralnych w Stanach Zjednoczonych, obecnie także w reklamach i wydarzeniach sieciowych na żywo).
To coroczne wydarzenie jest utrzymane w formule konkursu piękności i talentu. Odbywa się podczas balu "Deb Star's Ball" od 1952 roku. To specyficzny konkurs pod kilkoma względami. Spośród nominowanych aktorek (jest ich zawsze minimum 200, najczęściej 300+), wybiera się od 10 do kilkunastu, którym przyznaje się tytuł "Deb Star". Nie wybiera się jednej Miss, tylko ich grupę. W prezencie dziewczyny otrzymują kreacje balowe (zaprojektowane i opłacone przez sponsorów), w których później pozują do zdjęć oraz możliwość pokazania się w telewizyjnej relacji lub show.
Najdziwniejsza jest jednak futurystyczna idea konkursu - Deb Stars są typowane jako „najbardziej prawdopodobne kandydatki na gwiazdy filmowe i telewizyjne w nadchodzących latach”. Co ciekawe, to się sprawdza prawie w 100 procentach. Wiele kobiet Elvisa otrzymało ten tytuł, na przykład: Mary Ann Mobley, Peggy Lipton, Phyllis Davis, Raquel Welch, Tuesday Weld, Valerie Allen, Sherry Jackson, Joan O'Brien, Joan Blackman.

8 lutego 1960 roku (tydzień przed swoimi 18. urodzinami) otrzymała gwiazdę w Hollywood Walk of Fame, przy 6324 Hollywood Blvd.

Jeśli chodzi o życiorys Sherry Jackson, podałam tylko kilka faktów. Bardziej szczegółowy, głównie ten zawodowy i filmografię, można bez problemu znaleźć na internecie, podobnie jak wiele jej zdjęć.

Artykuł "Why I ditched Elvis Presley", w którym Sherry Jackson opowiada reporterowi Lou Larkinowi o swojej relacji z Elvisem. To jakiś magazyn, lecz nie mogę ustalić ani jego tytułu, ani daty. Z tekstu wynika, że został przeprowadzony w 1960 roku, tuż po zakończeniu relacji Sherry Jackson z Elvisem

Poniżej początkowy fragment artykułu, wprowadzający do wywiadu.

„Sherry Jackson i Elvis Presley 1960” - DLACZEGO porzuciła Elvisa.

Powszechnie mówi się, że Sherry spotykała się z Elvisem Presleyem w 1960 roku, mając osiemnaście lat. Chociaż początkowo opierała się przed przedstawieniem mu, ponieważ uważała, że „potrzebuje fryzury”, po jego dniach w wojsku najwyraźniej spodobała jej się jego nowa fryzura na jeża i zgodziła się na przedstawienie jej przez jej przyjaciela Jericho.
Kiedy wchodzili do kina, Elvis przemycał ją na filmy już po rozpoczęciu ich wyświetlania, aby uniknąć rozpoznania.
Kierownik sceny Elvisa donosi w swojej książce, że po ich randkach „Król” kładł głowę na jej kolanach i opowiadał jej o swoich problemach.
W większości artykułów w magazynach filmowych, w których jest (rzekomo) ten wywiad, Sherry jasno daje do zrozumienia, że ona i Elvis nigdy nie byli romantyczni. Podobno aktorka Diane McBain, współczuła swojej przyjaciółce, gdy jej „przyszłość z Elvisem” dobiegła końca po odmowie randki. Elvis chciał, żeby sama przyjechała do jego domu, zamiast odebrać ją osobiście.

Niełatwo mi mówić o Elvisie. Czasami myślę, że postąpiłam źle. Czasami myślę, że dobrze lub źle, to było jedyne, co mogłam zrobić. Ale — cóż.

Jak pisałam pod zdjęciem, nie wiem co to za magazyn i kiedy został wydany. Jednak jest to późniejszy przedruk, co wynika ze zdania "Kierownik sceny Elvisa donosi w swojej książce, że..." w przedmowie, a nikt z Memphis Mafii nie napisał książki za życia Elvisa. Szkoda, że nie podano jej tytułu i autora.

Aczkolwiek Sherry Jackson udzieliła tego wywiadu w 1960 roku, czego potwierdzenie znajdziemy w jej wypowiedziach, na przykład gdy mówi, że Elvis "ma 25 lat", czy pod koniec kiedy wyjaśnia dlaczego opowiedziała akurat takie historie, żeby "dać Elvisowi nauczkę".

Kilka kadrów z filmów, w których grała Sherry Jackson. Co ciekawe nie była zaszufladkowaną aktorką, grała w filmach pełnometrażowych i serialach telewizyjnych bardzo różnych gatunków (science fiction, obyczajowe, rodzinne, kostiumowe itp.)

Sherry Jackson była przede wszystkim aktorką, ale w swoim życiorysie zawodowym ma również udział w fotomodelingu. Na trzecim kolażu postery do filmu "Gunn"

Sherry Jackson miała swoją sesję zdjęciową dla magazynu "Playboy", a zdjęcia z niej ukazały się w "Playboy Magazine August 1967 vol.14, no.8 opis" - powyżej kilka z nich

Sherry Jackson - zdjęcia z różnych okresów życia, od kilkuletniej dziewczynki do starszej pani, aczkolwiek prawie wszystkie zrobione po linii zawodowej, brak prywatnych (poza ostatnim, choć to też z imprezy* hollywoodzkiej)

* Dokładnie z hollywoodzkiego pokazu, na jakim fani spotykają swoje ulubione gwiazdy, który odbywa się w hotelu Westin w Los Angeles Airport.

Sherry Jackson 8 lutego 1960 roku (tydzień przed swoimi 18. urodzinami) otrzymała gwiazdę w Hollywood Walk of Fame przy 6324 Hollywood Blvd.


P. S.
Większość zdjęć po otwarciu w nowym oknie będzie można zobaczyć w większym rozmiarze.

Podziękowania dla Agi za pomoc w poszukiwaniu materiałów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

1. --- Najedź kursorem myszy na słowa "Wpisz komentarz" w białej ramce i kliknij.
2. --- Następnie kliknij strzałkę (▼) po słowach "Skomentuj jako:".
3. --- Po rozwinięciu listy wybierz pozycję trzecią "Nazwa / adres URL".
4. --- W polu "Nazwa" wpisz dowolny NICK, którym będzie sygnowany Twój komentarz.
5. --- Po wpisaniu nicka, kliknij w przycisk "Dalej", a następnie w białym polu wpisz treść komentarza.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pola "adres URL" nie wypełniamy, chyba, że ktoś ma swoją stronę i chce ją tu podać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Instrukcja graficzna tu:
https://elvisownia.blogspot.com/p/nick-w-komentarzu-instrukcja-graficzna.html