Anjelika Zehetbauer, to jej niemiecka wersja imienia i nazwiska. Lecz jeśli chodzi o imię, w źródłach występuje także jako Angelika lub Angie, choć "Angie" to akurat również jej pseudonim.
Początkowo omówiłam ją wstępnie bezpośrednio na liście "Dziewczyny i kobiety Elvisa", pod hasłem "Striptizerka Angelika „Angie” z Monachium", w części "Bezimienne z różnych lat", ponieważ jeszcze nie miałam stuprocentowej pewności, że to Anjelika Zehetbauer. Teraz już mam, więc zdecydowałam się poświęcić jej odrębny post, przede wszystkim z uwagi na zdjęcia.
Była tancerką i striptizerką, pracującą w nocnym klubie Moulin Rouge w Monachium, w Niemczech. Bliźniaczym do Moulin Rouge w Paryżu, we Francji. Specjalizowała się w pokazie bielizny, który każdej nocy odbywał się dwukrotnie - o wpół do drugiej i o trzeciej. Dziewczyny prezentowały biustonosze, majtki i gorsety oraz rajstopy i pończochy, po czym zmysłowo się rozbierały. To nie były kostiumy, tylko normalna bielizna, ostatnie trendy. Zapewne była to część pokazu sponsorowana przez producentów bielizny, forma reklamy.
Obok Marianny, drugiej striptizerki - faworytki Elvisa, to Angelika spędzała z nim noce w Beyerischer Hof Hotel (w którym zajmował apartament 136 i 137). Wiemy to między innymi od jej przyjaciółki, Inge Brandenstein, która w Moulin Rouge była wówczas barmanką, a jednocześnie przyjaciółką Angie:
"Elvis był dość czułym chłopcem. Kiedy był z nami w Moulin Rouge, zawsze chciał siedzieć blisko sceny i oglądać pokaz striptizu. O wpół do drugiej i o trzeciej był pokaz bielizny, bo dziewczyny pokazywały rajstopy. Moja przyjaciółka Angelika szczególnie go lubiła, była też seksbombą. Dlatego później zabrał ją do Bayerischer Hof [hotel]. Skąd to wiem? Bo Angie powiedziała mi od razu następnego dnia. Te kilka nocy, kiedy tam był, zawsze był razem z Angie. I muszę przyznać, że czasami mnie to denerwowało. Było oczywiste, jak rzuciła się na niego, ale ja miałam też wrażenie, że on naprawdę ją lubi".
Elvis poznał ją w marcu 1959 roku i wtedy wszystko się zaczęło, chociaż jego plany były związane z Verą Tschechową. Acz na pewno wszystkie czerwcowe noce w Monachium spędził już w ramionach Angie. Tak się zastanawiam, a może nie tylko z nią? Jego pierwszą sympatią spośród tancerek Moulin Rouge była Marianne, którą poznał jeszcze przed Anjeliką i z którą spotykał się podczas każdego pobytu w monachijskim Moulin Rouge. Być może był to jeden z intymnych trójkątów Elvisa w Niemczech?
Na niektórych zdjęciach widać wielkie pożądanie Elvisa jej osoby. Można odnieść wrażenie, że gdyby nie byli w miejscu publicznym, pośród innych osób, zaraz przystąpiłby do rzeczy. Jego pociąg fizyczny do Anjeliki musiał być wyjątkowo silny, skoro jest aż tak zauważalny, a przecież nie był wtedy wyposzczony seksualnie. Miał wówczas przynajmniej trzy stałe kochanki, pełno epizodycznych (krótkotrwałych lub jednorazowych) relacji intymnych i całe zaplecze oczekujących chętnych kobiet, gotowych wskoczyć do jego łóżka, jeśli tylko wyrazi takie życzenie.
Wbrew temu, co mówi Inge Brandenstein, przyjaciółka Anjeliki, nie z nią jedną wtedy sypiał w sensie seksualnym, acz to ona była tą, która zostawała z nim na noc. Elvis nie lubił spać sam, zawsze pragnął zasypiać i budzić się przy kobiecie. Ten wybór sugeruje, że oprócz fizycznego pożądania, zaangażował się też uczuciowo. Zresztą według mnie, to też widać na zdjęciach. Elvis w ogóle był bardzo kochliwy, także uczuciowo.
W jednym z wywiadów powiedziała, że nigdy nie rozstaje się z Elvisem i tak jak większość jego kobiet i fanek, zawsze nosi w torebce jego zdjęcie. Na dowód wyjęła jedno, które akurat miała tego dnia.
Anjelikę Zehetbauer uważano wówczas za seksbombę. Nic dziwnego, była ładną dziewczyną o bardzo kobiecych kształtach i ponętnym, apetycznym ciele. Podobała się mężczyznom i pobudzała ich żądze. Nie zawsze model* anorektyczki był kanonem kobiecego piękna. Wówczas trendy wyznaczał jeszcze naturalny biologicznie dymorfizm płciowy, kobieta miała być po prostu kobieca (mieć uwypuklone, podkreślone te cechy fizyczne, które najbardziej odróżniały ją od mężczyzny, dotyczyło to również zachowania i sposobu bycia).
* Jak to mówią "jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze". Tak było i w tym przypadku, model anorektyczki jako kanonu kobiecego piękna, został wylansowany z dwóch powodów - dla wygody projektantów i dla wszelkich firm trudniących się produkcją lub usługami w zakresie odchudzania i modelowania ciała (przede wszystkim). Praktycznie każda moda lansowana od lat 30. XX wieku, ma podłoże finansowe i trwa to do dziś.
Angie należała do wysokich kobiet, miała 172 cm wzrostu. Wzrost i pozostałe atrybuty (wymienione w poprzednim akapicie) otworzyły przed nią wiele drzwi do pracy w charakterze modelki, ale miała też hollywoodzkie aspiracje. Jej wczesne zdjęcia, z przełomu lat 50. i 60., bywają opisywane "Niemiecka dziewczyna Elvisa w drodze do Hollywood". Oprócz występów w nocnych klubach, głównie utrzymywała się właśnie z modelingu. W latach 60. prawdopodobnie dotarła między innymi do Stanów, gdzie przez jakiś czas pracowała jako modelka (niepotwierdzona informacja). Trudno powiedzieć czy zaistniała w świecie filmu, bo z pewnością przyjęła inne nazwisko. Natomiast wielkiej kariery na pewno nie zrobiła, bo inaczej znalibyśmy ją ze zdjęć, a jej prawdziwe nazwisko pojawiłoby się w różnych BIO. W bazie filmowej IMDB też jej nie ma, w każdym razie pod jej niemieckim nazwiskiem, jedynym jakie znamy.
Aczkolwiek pewne symptomy wskazują, że powodziło jej się całkiem dobrze. Mamy jej zdjęcie z plaży w Montego-Bay na Jamajce, którą nazywano "El Dorado bogatych". Czy była tam za własne pieniądze, wytwórni filmowej (przy założeniu, że z jakąś podpisała kontrakt), czy może miała sponsora, nie wiem.
Z Elvisem spotykała się na pewno do końca jego pobytu w Niemczech. Jeśli rzeczywiście w latach 60. pojechała do USA, to być może też się spotkali.
W swojej książce "Baby, Let’s Play House ELVIS PRESLEY and the WOMEN WHO LOVED HIM" wspomina o niej krótko Alanna Nash, przy okazji opisu znajomości Elvisa z Verą Tschechową:
"Elvis miał romans z tancerką Moulin Rouge o imieniu Angie Zehetbauer i zabrał blondynkę do hotelu".
Relacja Elvisa z Verą Tschechową, to oddzielny temat. W marcu 1959 roku, Elvis przyjechał do Very i spędził w jej domu (w dzielnicy Obermenzing) kilka dni. Był tam z Lamarem Fike i Redem Westem, którzy zaprezentowali się niemieckiej rodzinie z jak najgorszej strony. Byli obcesowi, głośni i wulgarni - bekali, pierdzieli, używali niecenzuralnych słów i po amerykańsku trzymali nogi na stole, co nigdy nie mieściło się w europejskim kanonie savoir vivre. Do tego wyjadali z szafek kuchennych i lodówki, na co im tylko przyszła ochota i kiedy, bez pytania o pozwolenie, jakby byli u siebie w domu! To dla rodziny z tradycjami i na poziomie, jaką byli Tschechowie*, było po prostu nie do przyjęcia. Następnego dnia poinformowano Elvisa, że dalej jest mile widzianym gościem w ich domu, ale bez swoich prymitywnych i nieokrzesanych kompanów. Elvis przeprosił Tschechowów za brak kultury swoich ochroniarzy i kazał im się przenieść do pobliskiego hotelu Edelweiss. Niestety, panowie nie zabawili tam długo, byli tak rozbrykani, że i z tego miejsca ich wyrzucono ... za wprowadzanie kobiet przez okno. Tymczasem Elvis pozostał gościem Tschechowów. Niemniej w latach 70. (chyba po śmierci Elvisa), Vera pytana o ich związek, zbagatelizowała sprawę (wrócę do tego, gdy będę o niej pisać), puentując:
"Poza tym bardziej interesowała go jedna ze striptizerek [Anjelika Zehetbauer] z Moulin Rouge, niż ja".
* Dziadek Very był bratankiem Antoniego Czechowa, słynnego rosyjskiego dramatopisarza, a babka Olga, jedną z najpopularniejszych gwiazd kina niemego. Matka Very, Ada, również była aktorką filmową.
Po czym dodała, nawiązując do ich wspólnego wyjścia do Moulin Rouge, 5 marca 1959 roku, po którym Elvis nie wrócił na noc do domu:
"Pojawił się następnego ranka na śniadaniu wszędzie ze świecidełkami, we włosach i brwiach".
A kiedy zapytała go, gdzie był przez całą noc, odpowiedział tylko: „Ja tam zostałem”, czyli w Moulin Rouge. Elvis poszedł do klubu początkowo z Verą, która miała wówczas 18 lat. Jednak w tamtych czasach do nocnych klubów wpuszczano w Niemczech gości od 21 roku życia, co jest swego rodzaju niezrozumiałym kuriozum, gdyż w tychże klubach mogły występować legalnie tancerki od 15 roku życia. Verę wpuszczono tam w drodze absolutnego wyjątku na dwie godziny, jako "gościa wyjątkowego gościa" - Elvisa Presleya. Po upływie dwóch godzin musiała opuścić klub, co uczyniła w towarzystwie swojej męskiej przyzwoitki na tą okazję, Waltera Brandina (autora piosenek). Elvis tej nocy nie wrócił do domu Tschechowów, tylko spędził ją z Anjeliką Zehetbauer.
O Anjelice Zehetbauer pisał między innymi Andreas Roth w książce "The Ultimate Elvis in Munich Book" (2004).
Pisano o niej również w:
─ "ELVIS: The Army Years Uncovered: Behind The Scenes of the Two Years that Changed the King of Rock and Roll's Life", Trina Young (2021),
─ "Private Presley: The Missing Years—Elvis in Germany", Andreas Schröer (1993, wydanie drugie 2002).
W tych książkach jest o niej prawdopodobnie nieco więcej informacji. W swoim artykule o kobietach Elvisa - "His latest flame - Women and Elvis" - wspomniał o niej też publicysta Bill Harry, wymieniając dziewczyny, z którymi Elvis umawiał się w Niemczech:
"Kiedy Elvis został powołany do wojska i stacjonował w Niemczech w 1958 roku, jego apetyt na piękne młode dziewczyny pozostał nienaruszony. Wkrótce widziano go z nastoletnią rosyjską aktorką, Verą Tschechową, tancerką nocnego klubu Anjeliką Zehetbauer i szesnastoletnią dziewczyną, Margit Buergin (...)".
Anjeliki Zehetbauer nie ma już wśród nas - popełniła samobójstwo. Niestety, nie wiem w jaki sposób i kiedy, nawet roku. Alanna Nash podała tylko, że taką informację uzyskała od Andreasa Rotha, autora "The Ultimate Elvis in Munich Book" (2004), a w podpisie pod zdjęciem z Moulin Rouge, na którym między innymi był Elvis i Anjelika, napisała:
"Angie Zehetbauer, z którą Elvis był związany, stoi po prawej stronie. Później popełniła samobójstwo (Dzięki uprzejmości Andreasa Rotha)".
i tyle. Niestety, taka niekompletna, zdawkowa i chaotyczna jest jej książka.
Jej pełne (znane) personalia to ---> Anjelika "Angie" Zehetbauer:
— Anjelika ― imię pierwsze;
— "Angie" ― pseudonim;
— Zehetbauer ― nazwisko panieńskie;
Jeśli chodzi o zdjęcia z Elvisem, ponoć jest ich dużo więcej, ale ja znalazłam tylko te, które zamieściłam. Natomiast jeśli chodzi o fotografie Anjeliki Zehetbauer w modelingu, znalazłam tylko trzy. Powody tego przypuszczalnie są dwa, poza tym, że to odległe czasy, kiedy nie było komputerów. Pierwszy, raczej nie zdecydowała się pozować nago, bo inaczej jakieś jej zdjęcia znalazłyby się na stronach dla mężczyzn, koneserów kobiecego piękna w wersji vintage. Drugi, jak sugerowałam wcześniej, kiedy zaczęła robić karierę w modelingu, najprawdopodobniej zmieniła nazwisko, z uwagi na jego brzmienie (zbyt trudne). To powszechna praktyka wśród aktorów, piosenkarzy, modelek, autorów, czy innych twórców, którzy przyjmują nowe personalia, łatwiejsze do wymówienia i zapamiętania przez innych - dzieje się tak głównie za sprawą ich menadżerów, promotorów, wytwórni filmowych, agencji reklamowych itp.
Elvis w mundurze z Anjeliką Zehetbauer - nocny klub Moulin Rouge w Monachium w Niemczech. Prawdopodobnie marzec 1959 roku
Elvis z Anjeliką Zehetbauer - tu też w nocnym klubie Moulin Rouge w Monachium w Niemczech. Prawdopodobnie marzec 1959 roku
Elvis z Anjeliką Zehetbauer - w nocnym klubie Moulin Rouge w Monachium w Niemczech. W jednym miejscu zdjęcia te opatrzono datą 5 marca 1959 roku, aczkolwiek mam wątpliwości. Jeśli są z marca, to z innego dnia
Myślę, że ktoś bardzo chciał datować zdjęcia i przypisał im datę 5 marca 1959 roku tylko dlatego, gdyż tego dnia Elvis był w Moulin Rouge z Verą Tschechową. To jedyna znana data jego pobytu w tym klubie, choć bywał tam wiele razy w różnych dniach i latach (1958-1960). Praktycznie wszystkie zdjęcia Elvisa z Angie, które tu zamieściłam można znaleźć opatrzone datą 5 marca 1959 roku, a przecież widać, że zostały zrobione w różnych dniach.
Na tych zdjęciach ma tę samą kuszulę, jak na kolażu powyżej, lecz czy garnitur także ten sam, trudno ocenić. Poza tym na kolażu powyżej, nie widać białej koszulki wystającej pod szyją, która tu jest dobrze widoczna. Jeśli chodzi o fryzurę Elvisa, to na wszystkich zdjęciach jest taka sama, co nie ułatwia sprawy. Jedynie na tych grupowych, wydaje się mieć nieco krótsze włosy na czubku.
Zastanawiałam się także, czy kobieta widoczna na kolażu i ta na zdjęciach, gdzie jest w mundurze, to rzeczywiście Anjelika Zehetbauer, bo ma na nich inną fryzurę i makijaż. Jednak z opisów wynikało, że to ona. Niemniej faktycznie różnie układała włosy, co widać na dalszych zdjęciach, tam gdzie pozuje bez Elvisa, tych z modelingu. Na tym w sukience ma fryzurę, jak na tych pierwszych, a na tym w bieliźnie, jak na pozostałych. Pieprzyki też sobie robiła w różnych miejscach (większość widoczna dopiero po powiększeniu zdjęcia).
Elvis z Anjeliką Zehetbauer - nie wiem kiedy i gdzie zrobiono to zdjęcie. Prawdopodobnie także w Monachium, ale widoczne otoczenie nie przypomina Moulin Rouge, więc być może w hotelu
Elvis i Anjelika Zehetbauer w nocnym klubie Moulin Rouge w Monachium w Niemczech - tutaj pozują do zdjęcia z innymi tancerkami klubu, barmanką (Inge) i gośćmi
W jednym z wywiadów powiedziała, że nigdy nie rozstaje się z Elvisem i tak jak większość jego kobiet i fanek, zawsze nosi w torebce jego zdjęcie. Na dowód wyjęła jedno, które akurat miała tego dnia, a reporter pstryknął powyższe zdjęcie
Anjelika Zehetbauer pozuje jako modelka. Dat wykonania zdjęć nie podano, ale to z pewnością mniej więcej ten sam okres czasowy kiedy spotykała się z Elvisem, jedynie pierwsze może być trochę wcześniejsze
"Anjelika Zehetbauer opala się w Montego-Bay na Jamajce - El Dorado bogatych" - tak opisano to zdjęcie, ale przyznam, że ja nie wiem, która z widocznych na nim kobiet, to ona. Sądząc po włosach, to raczej nie ta piękność widoczna na pierwszym planie. Chociaż niekoniecznie, mogła przecież zapuścić włosy
Hotel "Bayerischer Hof" - tak wyglądało to miejsce, gdy Elvis zabierał tam swoją "Angie" na romantyczne spotkania
Okładka książki "The Ultimate Elvis in Munich Book", Andreas Roth (2004), w której autor opisał czas spędzony przez Elvisa w Monachium, w tym dziewczyny, z którymi romansował
Okładka książki "Elvis: The Army Years Uncovered", autor: Trina Young, w której wspomniano także o Anjelice Zehetbauer. Została wydana we wrześniu 2021 roku
Książka "Private Presley: The Missing Years—Elvis in Germany", Andreas Schröer - przód i tył okładki z 1993 roku, a poniżej przód okładki z 2002 roku
P. S.
Większość zdjęć po otwarciu w nowym oknie będzie można zobaczyć w większym rozmiarze.
Oj Elvis, Elvis... mnie w głowie się kręci od tego tłoku w życiu EP. Musiał nieźle natrudzić się, żeby to ogarnąć ;)
OdpowiedzUsuń:) A kobiety, o których wiemy, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Było ich dużo więcej. :)
OdpowiedzUsuńDokładnie😅
UsuńDla mnie to nie jest normalne i coraz bardziej to widze. To skrzywienie emocjonalne z dzieciństwa nawet nie kultura południa. To nie życie to jakaś zabawa w rollercoaster. A te kobiety takie naiwne.
OdpowiedzUsuńI jeszcze te zasady o wychowaniu kobiety na żonę na matkę na niańczenie dzieci .. których to jako matek nie traktowal jako kobiet.
W dzisiejszych czasach to by nie przeszło. Albo i przeszło ale nie wiem czy byłby dobrze postrzegany.
Na szczęście uwielbiam go za muzykę. Ten mit że stoczył się na dno po rozwodzie.. To była poprostu kolejna przygoda . Jedna czy druga kobieta. Najlepsze co robiły te kobiety to od niego odchoxziky. Był piekny dżentelmeński na swój sposób unikatowy ale dla wszystkich destrukcyjny. Nie do zatrzymania nie do usidlenia ale nie przez kobiety lecz przez samego siebie.
I tylko tyle w tym temacie i następnych milionów podobnych.
Krzysztof [znowu nie mogę się zalogować]
Oczywiście, że to nie kultura Południa. Ona była najbardziej restrykcyjna jeśli chodzi o sprawy męsko-damskie. Zarówno w kontekście seksualnym jak i ról społecznych.
OdpowiedzUsuńElvis po prostu korzystał ze swoich walorów. Skoro kobiety mu się same ofiarowywały, on ich nie odrzucał. Moralnie naganne i wtedy i dziś. Jednak ja uważam, że w przypadku takich ludzi jak on, powinno się stosować inna miarę. Rzadko, który mężczyzna odrzuciłby awanse kobiety, która mu się podoba w imię zasad. No tacy są faceci. W przypadku Elvisa jego romanse zostały nagłośnione, bo zawsze szukano czegoś, czym można by go zdyskredytować. Kobiety i leki narkotyczne, to jedyne rzeczy, o które można by go zahaczyć. Mnie zawsze śmieszą zarzuty, że był złym piosenkarzem, bo nie pisał muzyki.
Naiwne to były te, które liczyły, że będą jedyne. Krzysiu, ale takie zasady w społeczeństwach funkcjonują do dziś, nawet w tych zachodnich. Acz faktem jest, że Elvis miał kłopoty ze zbliżeniem seksualnym do kobiety, która wydała na świat jego dziecko. Początkowo prawdopodobnie w ogóle do matek, ale to mu szybko minęło. Zresztą do dziś nie wiadomo, czy chodziło o sam fakt iż były matkami, czy o to, że zajętymi kobietami. On unikał mężatek.
OdpowiedzUsuńDo małżeństwa został zmuszony, więc to mit. Niemniej na pewno ucierpiało na tym jego męskie ego - Priscilla, która stawał na rzęsach żeby go poślubić, aż dopięła swego i przymykała oko na wszystkie kobiety, nagle odchodzi do innego.
Tak, nie potrafił sam siebie okiełznać, ale to niestety cecha ludzi sukcesu.
no tak, ale nie da się na dłuższą metę mieć żony i zdradzać ją niemal codziennie. nikt by nie wytrzymał.
Usuńpoza tym dużo jeszcze nie wiemy, na jakich relacjach było to małżeństwo.
Wiemy na jakich. Najpierw się zauroczył, a gdy mu już przeszło został zmuszony do jej poślubienia.
UsuńDa się, jak widać. :) Elvis marzył o małżeństwie i dzieciach w latach 50., ale Gladys studziła jego zapały. Myślę, że gdyby dożyła jego wyjścia z wojska, doprowadziłaby do ślubu z Anitą.
Elvis też nie rozpuściłby się jak dziadowski bicz w tej sferze, gdyby nie jej śmierć i późniejsze zachowanie "jurnego" Vernona, który "zapomniał" o okresie żałoby i szalał seksualnie ile się dało. Nie tylko z Davadą. Jak tylko znalazł się w Niemczech to folgował sobie ile wlezie, ku rozpaczy Elvisa. Pamiętasz post o Rosemarie Prass? Elvis nawet nie miał z kim opłakiwać matki w pierwszą rocznicę, bo Vernon szalał z kobietami i nie zamierzał się umartwiać i wspominać zmarłej żony. Dlatego pojechał nad jezioro sam na kilka dni.
Jaki ojciec tako syn heh
UsuńTrochę coś w tym jest
Myślę, że Gladys była matką, ale nie żoną. Chodzi mi o relacje damsko-męskie. Ona była skoncentrowana na Elvisie, a Vernon był gdzieś z boku. Wiele osób to potwierdziło i wiele osób miało wrażenie, że Vernonowi to odpowiadało.
UsuńTak było. Ale jeśli chodzi o sprawy intymne to sypiali ze sobą, zresztą była jeszcze później w ciąży. Jednak w sensie noszenia spodni, to w domu ona rządziła, choć nie zawsze, bardziej w kwestiach dotyczących Elvisa.
UsuńSek w tym że cokolwiek by zrobił my go bronimy i tłumaczymy bo go kochamy.
OdpowiedzUsuńA ja uważam że miał skrzywienie do kobiet przez matkę i na tym opierał całe życie. Był w tym zakorzeniony.
Rozumieć go to jedno. Jego styl życia to drugie. Wiadomo z niczego się to nie wzięło ale zyjac wystarczająco długo nie wykrzewil u siebie normalnych wzorców. Nie oceniam ale nie popieram. Nie idealizuje. Byl w pelni swiadomy co robi
Rozliczam go za muzykę.
I niestety skoro poruszyłaś ten wątek niepisania piosenek ... cóż..miał predyspozycje by być bardziej twórczym. Jako Elvis przez duże E zrobił stanowczo za mało. Za dużo miał niewykorzystanych i świadomych szans. Był wielki a mógł zrobić 10 razy więcej takich programów typu comeback przykładowo.
Mam prawo mieć zal. po. Części rozumiem ale wiem że sporo jeszcze o nim nie wiemy.
Niestety.
Czy skrzywienie w takim medyczno-seksuologicznym znaczeniu, nie wiem. Myślę, że po prostu w tej materii po prostu sobie folgował. Raz z uwagi na swoje duże potrzeby w tym zakresie (seksualne), a dwa z powodów psychologicznych - potrzebował towarzystwa kobiet, obcowania z nimi, lubił też zgłębiać ludzkie charaktery i osobowości, dzięki czemu uczył się jak postępować z ludźmi. To, co czytamy u wielu autorów i co słyszymy z ust ludzi, którzy go znali osobiście - Elvis potrafił rozmawiać, dogadać się z każdym.
UsuńDokładnie, był w pełni świadomy, co robił jeśli chodzi o mnogość relacji z kobietami. Nawet nie próbował sprostać wzorcom kulturowym w tym zakresie. Niemniej ja go całkowicie rozgrzeszam, a nawet więcej, uważam, że w tych sprawach nie powinien się ograniczać. To zaszkodziłoby jemu jako artyście. W jego przypadku obcowanie z kobietami i brak hamulców w tym zakresie, to nie tylko zaspakajanie żądzy, ale paliwo w działalności artystycznej. Mówimy o muzach artystów (malarzy, pisarzy, poetów), dotyczy to także piosenkarzy, aktorów i innych ludzi twórczych.
spodziewałem się odpowiedzi długiej. Ja nie mogę go ze wszystkiego bronić i wyjaśniać bo to dla mnie nie jest normalne. Mieć żone, 100 kobiet, kochanek, jedna nie wie o drugiej albo wie, jedna się przy tym gorzej czuje, inna nigdy sie w życiu nie odnajduje, a wiadomo że ze 100 trafią się ze 3 psychopatki, itp. niebezpieczne, uzależniające, dla mnie jest to skrzywienie . To raz. Po drugie, mimo wszystko są to smutne historie w jakimś stopniu krzywdzące kobiety. Tak więc to że BYŁ ELVISEM nie znaczy że wszystko można wytłumaczyć i wybronić. Ale dobrze byś się nadawała na jego prawnika:)
UsuńJa go ze wszystkiego nie bronię.
UsuńFakt, kobiety cierpiały, bo każda chciała być tą jedyną - uwielbiana żoną. a to nie wchodziło w grę. Po drugie związek z Elvisem był "niebiański", żaden facet nie potrafił mu dorównać. To jest to, co już wiele razy pisałam, że Elvis znał kobiety lepiej niż one same siebie i potrafił się dostroić dając im nawet więcej niż marzyły dopóki z nim były. Zresztą później też. On je monitorował bez ich wiedzy i pomagał incognito, gdy coś się działo złego w ich życiu.
Spójrz na Sheile Ryan. Wielki LOVE a potem ślub z facetem, dla którego zostawiła Elvisa. I co? Po roku rozwód. No żaden nie sprosta Elvisowi, nie ma takiej opcji, nawet w Harlekinach (serii fikcyjnych, wymyślonych opowiadań o wielkiej miłości) nie znalazł się taki, który by mu dorównał, a co tu mówić o realu.
Joyce Bova. Piękna kobieta, na poziomie. Umizgiwało się do niej wielu kandydatów, ale żaden nie pasował po porównaniu z Elvisem. Wyszła za mąż po 60. roku życia za chłopaka 30 lat młodszego, który zabiegał o nią ponad trzy lata.
Elvisa się nie zapomina jeśli było się jego kobietą nawet przez chwilę. I to jest faktycznie tragizm tych kobiet, bo nie mogą wyrzucić z pamięci Elvisa nawet na chwilę, tęsknią za nim nawet teraz, gdy minęło kilkadziesiąt lat od jego śmierci i nigdy nie przestaną.
Moja babcia by powiedziała, że "miał diabła za skórą". :))) Czyli, że nie było na niego mocnych, każdą zdobył, którą chciał. Charlie Hodge kiedyś mówił (i wielu innych), że Elvis miał w sobie niebywały, niewytłumaczalny magnetyzm, jako piosenkarz i jako człowiek. Mówił jak to ludzie go nienawidzący, po spędzeniu z nim kilkunastu minut, zmieniali swój stosunek do niego o 180 stopni. No po prostu miał coś w sobie.
To prawda . Był w tym mistrzem jeśli chodzi o zdobywanie kobiet.
UsuńAle nie potrafił kończyć i rozwijać związków. Tylko.zaczynac
A początki są zawsze niebiańskie.
Elvis unikal rutyny nudy powtarzalności a przecież takie jest życie z kobietą.
Wiec każda jedna nigdy nie mogła być ta jedyna
I to był ich dramat i jego też.
Był wiecznym 18 latkiem.
Bez zobowian. Nastawionym na romanse. A to nie życie. Czy taka sheila Ryan mowila by o nim tak samo po 10 latach związku zaMknieta w gracelna jako matka??? Wszystko by pryslo
Elvis do tego nie dopuszczał. Co innego dzentelmen obeznanie z kobietami prezenty a co innego życie z nimi na lata. Tu się nie sprawdził.
Podzielam opinię Krzysztofa dot. niewykorzystanych szans. Był wielki, ale mógł być jeszcze większy jako artysta. Nie umiał zarządzać swoim talentem. Niestety, trafił na ludzi, którzy nie działali dla Jego dobra jako artysty. Po prostu prowadzili biznes i EP był produktem. Mam wrażenie, że sam EP też nie myślał o sobie jako artyście. To ciągłe opowiadanie o potrzebie dostarczania rozrywki i zabawy ludziom wskazuje na umniejszające rozumienie znaczenie tego, co robił. Dawał dużo więcej niż tylko rozrywkę. Po latach wyraźnie widać, że był emanacją wielu istotnych trendów amerykańskiej kultury. Z kolei Jego życie to ucieleśnienie "american dream", więc pokazuje też społeczne przemiany w Ameryce tamtych lat. EP nie doceniał sam siebie; nie szukał lepszych współpracowników i zaprzepaścił sporo artystycznych szans.
OdpowiedzUsuńTak, Krzysztofie, mamy prawo czuć żal i niedosyt.
Pewnie jeszcze o wielu sprawach nie wiemy. Myślałam, że paradoksalnie śmierć Lisy Marie otworzy dostęp do nowych informacji. Ale trzeba jednak poczekać na koniec królowania Priscilli. Btw zamierzacie oglądać film o niej?
Wiesz, moim zdaniem myślał o sobie jako artyście, acz jego dążenia do perfekcjonizmu, mogą świadczyć, że miała jakiś niedosyt w tym zakresie.
UsuńTeż tak uważam, że nie doceniał siebie. Chyba nie mógł uwierzyć, że on prosty chłopak z dołów społecznych mógł dojść na sam szczyt. Dlatego szukał u siebie dziury w całym, próbując sam przed sobą podważać własne kompetencje.
Masz rację Martuś.
OdpowiedzUsuńObejrzę ale wiem że to będzie oklepana nieprawda.
Obejrzałem z To elvis agent ten animowany. Taki odmozdzacz. Pośmiałem się z tej alternatywnej historii. Pomysl poziomem ? Elvisa filmów ale relaks był przy tym .
Jeśli chodzi o te niewykorzystane szanse i to co powinien zrobić a nie zrobił. Z jednej strony macie rację, ale spójrzcie przez pryzmat całości. Czy nie wymagamy od niego zbyt wiele? Zarzucamy mu, że nie jest ideałem i nie zrealizował się w 100%? W dodatku nasze zarzuty są z perspektywy czasu. Fajnie tak usiąść w fotelu, przeanalizować czyjeś życie i powiedzieć "mogłeś tak, a nie tak", "a czemu nie zrobiłeś tego, czy tamtego", "lepiej by było gdybyś" itp. Przecież dobrze wiemy jak intensywne życie Elvis prowadził. Wszyscy podkreślają, że doba u niego, to jak cały tydzień lub miesiąc u innych.
OdpowiedzUsuńPewnie, też bym chciała, tak jak wy, żeby w wielu sprawach podjął inne decyzje i nie odpuścił pewnych rzeczy. Lecz ja go za to nie winię. Hamulcowym był Parker, w którego jak w Boga zapatrzony był Vernon. Gdyby w latach 60. Elvis zmienił menadżera, jak sugerują wszyscy (poczynając od jego otoczenia, ludzi z którymi współpracował zawodowo, aktorów, filmowców, biografów, autorów, na fanach skończywszy), z pewnością jego życie artystyczne potoczyłoby się inaczej. W moim przekonaniu byłby niedoścignioną ikoną nie tylko sceny muzycznej, ale i filmu. A gdyby zrealizował swoje plany producenckie, także znanym reżyserem i wydawcą. To samo odnośnie jego szkoły karate. Elvis Presley błyszczałby na firmamencie wielu dziedzin, nie tylko jako piosenkarz.
Niestety tak się nie stało. Nie zapominajmy też z jakiego punktu wystartował, z biednej, często niedojadającej rodziny. Nie miał instrumentów, a grał dobrze na wielu - gitary (różne), fortepian, organy, ukulele (różne), perkusja, kontrabas (przeczytajcie post na ten temat, jak dobry był w grze na kontrabasie, że nawet autor muzyki do filmu zażądał by to wersja Elvisa znalazła się w filmie, a nie Billa Blacka!). A były też inne; melodyka, klawesyn, flet (chodził na lekcje w dzieciństwie), klarnet, mandolina, banjo. Prawdopodobnie także trąbka i skrzypce, na których próbował grać, ale źródła nie poświęcają uwagi instrumentom, więc nie wiemy w jakim zakresie je opanował.
I jeszcze nie dodałam, że nie tylko bieda, ale też ciągle na walizkach! Kilkadziesiąt razy zmieniali miejsce zamieszkania! Czasem nawet po kilku dniach! Z takich powodów dzieci nawet szkół nie kończyły w podstawowym zakresie, a on gdzie doszedł?! Na najwyższy szczyt. W latach 50. , będąc uczniem z biedoty, skończył szkołę średnią! To tak, jakby dziś ktoś zrobił ze trzy fakultety lub doszedł do tytułu doktora. Elvis po prostu zrobił rzeczy niewyobrażalne patrząc na warunki jakie miał.
UsuńTu też go bronimy bo był ELVISEM. Nie jest to do końca wytłumaczalne, mówisz o braku czasu. Mógł go pożytkować w inny sposób. Wiele czasu spędzał twórczo (karate, książki, wielka wiedza kulturalna, religijna itp.), ale też i marnował czas (kobiety, narkotyki). Mimo wszystko skoro był tak silną osobowością i zaistniał dzięki talentowi, powinien mieć w minimalnym chociaż stopniu większy wpływ na swoją karierę. Ja już nie mowię o finansach i prowadzeniu np. swojej firmy itp... ale chociaż o tworzeniu muzyki i pisaniu tekstów. Ilu artystów z jego pokolenia tak robiło? ALbo inaczej? Ile Elvis napisał piosenek? Miał wpływ na swoją muzyką? Np. Johnny Cash, Jerry Lee. Mnóstwo. I co że powiesz że nie byli ELVISAMI ale bardziej byli bliżej swojej twórczości. Elvisa zawsze broniło to że miał niesamowity głos, wyczucie rytmu, ale głównie jak ktoś zapyta to: nie pisał nic, wybierał demówki, śpiewał covery. Jak to wytłumaczysz ludziom? Że był ELVISEM? Że tak jak mi napiszesz że nie miał czasu, że miał sporo zajęć? Artystę rozliczamy z tego jakim był artystą a nie człowiekiem? I owszem był wybitnym, ale mógł być bardziej w newralgicznych dla siebie momentach. Jak wtedy gdy uparł się na Gospel Album How Great Thou Art. Miał wpływ wtedy na swoją kariere. Ale jak powtarzam to zawsze był ewenement że przychodził do studia nagrań w zasadzie nieprzygotowany (po 73 roku), podkładane były mu dema a on robił odrzuty. Albumy to zlepek przypadkowych nagrań (mimo że większość pięknych), ale jednak. I tak dalej. Owszem ładnie się pisze że jak mówisz poniżej że siedzimy wygodnie i wytykamy. No cóż, po to jest forum że można napisać swoje żale. Ja wiem że to temat rzeka, napisałem to pod wpływem emocji i niestety tu ELVISA bronić nie bede. Nie to że ciągle mało. Poprostu to był CZŁOWIEK a nie PÓŁBÓG, że ciągle należy go bronić jaki był nieszczęśliwy. Po części również i zawinił on sam.
UsuńMamy prawo oceniać każdego artystę. Każdy artysta musi się z tym liczyć. Oczywiście, patrzymy z innej perspektywy i, niestety, znamy zakończenie tej historii. Staram się rozdzielić, chociaż nie zawsze jest to możliwe, spojrzenie na EP jako artystę i po prostu człowieka swojej epoki. Artystycznie zawalił wiele spraw. W pełni zgadzam się ze stwierdzeniem Krzysia (pozwalam sobie na zdrobnienie, bo zostałam przez Niego nazwana "Martuś" - co jest miłe ;), że albumy z drugiej połowy lat 70tych to niespójne zbiory przypadkowych nagrań. W dobie concept albumów to nie mogło już się obronić. To było naprawdę słabe.
UsuńNatomiast jako człowiek jest, wg mnie, zjawiskiem niepowtarzalnym.
Te dwie sfery są nierozerwalne, ale dzięki takiemu rozgraniczeniu staram się zachować jakiś dystans.
Właśnie o to chodzi.
UsuńDziękuję Martuś
O to mi właśnie chodzi
UsuńPo tylu latach trzeba i o tym mówić. To nie krytyka tylko trzeźwe spojrzenie na wielkiego mistrza.
Za Krzysia dziękuję.
Martusi i Danusi
A Ty wszystko sam sobie robisz? Np. siejesz zboże na chleb, mielisz na mąkę, wypiekasz go? Po to są inni ludzie, o różnych specjalnościach, żebyśmy ni musieli robić wszystkiego sami. Mam być maszynistą jak chcę jechać pociągiem?
UsuńNie rozumiem takiego stanowiska. Ten człowiek zrobił bardzo wiele, jak można mu wytykać i zarzucać, że niewystarczająco?
No ręce mi opadają! Elvis nie miał wpływu na płyty jakie wychodzą (poza kilkoma wyjątkami, jak wspomniany gospel)! A składanki, to manewry RCA, bo było zapotrzebowanie na jego płyty, a on nie chciał nagrywać nowego materiału, ponieważ nie miał wpływu, co ukaże się na płycie - po prostu kwadratura koła, którą zafundował mu Parker, bo takie warunki wynegocjował (zawsze ukłon w stronę wytwórni, nigdy w stronę "swojego chłopca", oczywiście za dole pod stołem). Czy wy nie rozumiecie, ze Elvis musiał płacić RCA za wynajem studia nagraniowego i ekipę techników, gdy nagrywał? Mimo iż do tego materiału nie miał żadnych praw, a za każdą zaśpiewana potem piosenkę na scenie musiał odprowadzać tantiemy! dla autorów i dla RCA!!!!!!
UsuńJak pisałam post o Michaelu Jacksonie przygotowywałam się do tego rok. Przeczytałam dwie jego biografie, dziesiątki artykułów i obejrzałam siedem filmów dokumentalnych. On miał wszystko za darmo. Nie tylko studia nagraniowe, ale mógł sobie wymyślać w jakim hotelu będzie spał (lub wynająć luksusowy dom), ściągać żarcie z innego kontynentu, wyjechać na dwumiesięczne wakacje na kosz SONY, angażować armię wojska by wyprodukować jeden klip za kilkanaście milionów dolarów itp. Za każdy utwór z katalogu dostawał 15%, a Elvis nic - ZERO. MJ nie wydał nawet centa ze swoich pieniędzy na swoją działalność artystyczną. I wcale nie pisał swoich piosenek, owszem kilkanaście, reszta była napisana przez innych, a on tylko figurował jako autor.
Elvis jeśli chodzi o swoją twórczość mógł decydować tylko o jednym. Wybrać, który "take" danej piosenki znajdzie się na taśmie matce.
Dlaczego obciążacie go winami menadżera?!!!! Z jednym się tylko zgodzę, powinien Colonela wywalić zaraz po powrocie z wojska, a najpóźniej 2-3 lata później i wtedy rozmawialibyśmy o innych realiach.
Bandyckie warunki współpracy RCA z EP są generalnie znane. Ale tu chodzi o koncepcję albumu. Skoro udało się nagrać album z producentem Chipsem Momanem, to znaczy, że można było zrobić to lepiej. Moman chciał dalej pracować z EP. Oczywiście, Parker próbował go okraść, ale EP nie ratował sytuacji. Krótko po tych zdarzeniach mianował Feltona Jarvisa swoim etatowy producentem. Słabe posunięcie, bo Felton szukał tylko przebojów i to też słabo mu wychodziło. Poza tym system rozliczeń, którey EP zaproponował Feltonowi, powodował, że ten szedł w ilość, a nie w jakość.
UsuńNie czynię zarzutu z tego, że EP miał robić wszystko sam. Przeciwnie - powinien lepiej zarządzać sobą i swoim talentem. Zarządzanie polega m.in. na delegowaniu zadań. Do tego trzeba dobrać odpowiedni zespół. Z dzisiejszej perspektywy widać, że to się EP nie udało. Rzutuje to na efekt artystyczny, niestety.
Marta ... Elvis nie "mianował Feltona Jarvisa swoim etatowy producentem"!!!!!!.
Usuń"system rozliczeń, który EP zaproponował Feltonowi" - on mu niczego nie zaproponował, a już w ogóle w sprawach finansowych!!!!!!!
Dlaczego uparcie przypisujesz Elvisowi posunięcia jego menadżera? Dlaczego piszesz "Elvis", "EP", zamiast "Parker"?
Elvis o rozliczeniach nic nie wiedział, jakichkolwiek. Nie podejmował też żadnej z tych decyzji, o których piszesz, to Colonel Tom Andrew PARKER lub jak wolisz Andres Cornelis van Kuijk.
No naprawdę pilnujmy się przed przypisywaniem Elvisowi działań Parkera, przez które najbardziej ucierpiała jego kariera. No jeśli my fani takie rzeczy wypisujemy, to co się dziwić jego wrogom?
I zapomniałam ... Oczywiście, że nie ratował sytuacji, bo Parker go zaraz usadzał. Odpowiadał, że on mu nie mówi jak ma śpiewać, a Elvis nie ma się wtrącać w jego pracę menadżera - słowa wytrych, powtarzane przy każdej okazji kiedy tylko Elvis próbował się zainteresować swoją karierą, nawet tylko od strony muzycznej. To zresztą był pierwszy warunek jaki Parker postawił przed podpisaniem umowy menadżerskiej, Elvis dał mu słowo. U Elvisa "danie słowa" było rzeczą świętą.
UsuńZmień trochę ton rozmowy Danusiu ok?
UsuńTak przypisujemy Elvisowi bo być nieświadomym przez całe lata to tak jak z pisaniem tekstów. Na siłę usprawiedliwiasz. Myślisz że wszędzie był niewinny ? Zawsze ? 42 lata na świecie i nigdy nie chciał nauczyć się zasad showbizmesu? Tak za to go też winie. Wygoda też miala tu znaczenie. Bo jako gwiazdor był wygodny.
Był jedynym z wielkich którzy jakby stali obok siebie. To jest ten sam świat jak dla innych.
Danie slowa rzeczą święta... na tym to daleko się nie zajedzie.
Nie wiem co Cię uraziło, że piszesz o zmianie tonu...
UsuńA dlaczego nie Parkerowi, skoro to były jego decyzje?
Słusznie robił, tak samo bym robiła na jego miejscu. Robił to w czym czuł się pewnie i najlepiej, nie próbował na siłę pisać, ani być swoim własnym menadżerem. Nie wiem czemu tego nie rozumiecie. Inni mogą mieć menadżera, ale Elvis nie, on powinien sam się wszystkim zająć! Nie pojmuję o co wam chodzi.
Akurat o okolicznościach wybrania Feltona Jarvisa na głównego producenta EP trochę czytałam i będę obstawać, że był to wybór EP.
UsuńMyślę, że piszemy klarownie, o co nam chodzi. Nie wielbimy bezkrytycznie EP, mimo iż jesteśmy jego miłośnikami. Tak jak napisał, Krzysztof, naprawdę można oczekiwać od EP poznania przez tyle lat zasad showbiznesu. Na początku był żółtodziobem, bez sensownego repertuaru itd. Niestety, jego charakter ostatecznie zdecydował, że trwał w złych relacjach. Co nim motywowało? Zgadzam się z Krzysztofem, że w wielu sytuacjach pewnie wygoda, przyzwyczajenie. Był pierwszym artystą na świecie, który osiągnął sukces w skali globalnej i nie miał wzorców, ale zdobywał doświadczenie życiowe. Tylko tyle i aż tyle. Ja akurat nie czynię zarzutu z tego, że EP sam nie pisał. Dla mnie głównym problemem jest długoletnie współpraca z nieodpowiednimi ludźmi (nie tylko z Parkerem) i nieumiejętność zarządzania swoim kapitałem=talentem.
Danusiu, zalecam mniej zapalczywości w dyskusjach. Wymieniamy się poglądami i jest to cenne. Z przyczyn oczywistych żadne z nas nie ma monopolu na prawdę. Rozmawiamy o sprawach subiektywnych.
Felton Jarvis do samej śmierci był związany z RCA. Nawet ich ostatni produkt Elvisa "Guitar Man" wydany w styczniu 1981 (Felton zmarł w grudniu 1980), to album stworzony i uzgodniony pomiędzy Feltonem a RCA. Nie znam materiału, który czytałaś, a który wskazywał, że był to wybór EP. Niemniej jeśli nawet miał jakiś wybór i tak wybrał, to zapewne na życzenie Parkera. Parker nigdy nie pozwoliłby mu decydować samodzielnie o takich sprawach, miał zobowiązania względem RCA i pilnował ich interesów, a nie Elvisa. W 1966 roku (od wtedy Felton był producentem płyt Elvisa), Elvis był jeszcze całkowicie zapatrzony w Parkera, powolne przebudzenie zaczęło się u niego dopiero w 1972 roku.
UsuńPiszesz: "można oczekiwać od EP poznania przez tyle lat zasad showbiznesu". Oczywiście, że można, ale po co miał to robić? Po co miał się zmuszać do czegoś, co go nie interesowało, w czym się zupełnie nie czuł? Od tego każdy artysta ma swojego menadżera, który dąży do najlepszych rozwiązań dla swojego klienta, od których zależy jego własne uposażenia. Elvis miał pecha, bo Parker był hochsztaplerem pochłoniętym hazardem, zupełnie nie zainteresowanym aspiracjami i talentem swojego klienta, widział w nim tylko maszynę do pieniędzy. Wszystko było podporządkowane wyłącznie jego interesom. Działał na kilku frontach, za wielomilionowe dole dla siebie wchodził w ciche układy poza plecami Elvisa z RCA, producentami, wytwórniami filmowymi, wydawnictwami bibliotecznymi (np. Hill & Range, Aberbachów) żeby zarabiać na boku nie dzieląc się z Elvisem.
Pytasz co nim motywowało, że trwał w tych niekorzystnych dla siebie z punktu widzenia kariery relacjach. Mówisz - wygoda. Raczej rozsądek. Nie chciał się zajmować rzeczami, o których nie miał pojęcia, był artystą i na tej sferze się skupiał. I dla mnie to jest oczywiste. Też menadżerkę zleciłabym komuś, kto się na tym zna, skupiając się na twórczości. Malarze mają swoich mecenasów i marszandów, a sami skupiają się na malowaniu. Autorzy prozy i poezji mają swoje wydawnictwa (a ci bardziej znaczący także prawników), które zajmują się wydawaniem, promocją i sprzedażą. Artysta ma tworzyć, wykonywać, a od całej reszty są inni ludzie - wszelkiego rodzaju specjaliści, przygotowani i obeznani w rynku, w działaniu showbiznesu. Ileż to dobrze rokujących karier źle się skończyło, właśnie dlatego, że twórca nie znając się zbytnio na funkcjonowaniu rynku ingerował w pracę swojego menadżera, wymuszając na nim działania, które w jego błędnym przekonaniu miały przynieść profity, a działo się dokładnie odwrotnie.
Piszesz: "Dla mnie głównym problemem jest długoletnie współpraca z nieodpowiednimi ludźmi (nie tylko z Parkerem) i nieumiejętność zarządzania swoim kapitałem=talentem". Z pierwszą częścią tego zdania absolutnie się zgadzam. To właśnie współpraca z niewłaściwymi ludźmi, stoi u podstawa stawianych Elvisowi przez was zarzutów. Z drugą nie, bo zarządzanie talentem, to menadżerka.
Przepraszam Martuś, jeśli moja ekscytacja jest tak widoczna, ale nic na to nie poradzę. Po prostu wszyscy wylewają latami pomyje na Elvisa (w moim odczuciu w większości niesłuszne, krzywdząc go) i jeśli robią to jego fani, to płakać mi się chce, bo dołączamy do chóru złych ludzi, którzy z niskich pobudek próbują go zdyskredytować za wszelka cenę.
Piszesz: "Z przyczyn oczywistych żadne z nas nie ma monopolu na prawdę" - oczywiście!
Krzysiu zarzuca mi, że bezkrytycznie bronię Elvisa, tłumacząc go ze wszystkiego. Tak nie jest, po prostu jestem w stosunku do niego bardziej wyrozumiała jak wy, bo uwzględniam różne uwarunkowania. Ponadto uważam, że ludzi wielkich należy mierzyć inną miarą niż przeciętnego człowieka.
Ależ my nie dyskredytujemy EP za wszelką cenę! Po prostu uważamy, że pewno sprawy mogły potoczyć się inaczej, być może lepiej. Ja akurat mam żal o wymiar artystyczny pewnych działań. Ludzie wielkich, wybitnie utalentowanych ocenia się inną miarą, ale również więcej się od nich wymaga. W sferze obyczajowej nie oceniam EP tak ostro jak Krzysiu, bo kobiety doskonale wiedziały, w co się pakują. A jeśli któraś naprawdę łudziła się, że zostanie tą jedyną, to była wyjątkowo naiwna.
UsuńNie podam Ci już teraz źródeł informacji o Feltonie Jarvisie, bo nie archiwizuję tego. Czytam wyłącznie na własne potrzeby, więc nie gromadzę takich informacji. Akurat wątek produkcji muzycznej, organizacji koncertów jest dla mnie bardzo interesujący z racji innych okołomuzycznych i filmowych zainteresowań. Dlatego zwróciłam na to uwagę. Zgadza się, że Felton był związany z RCA. Płyta wydana po śmierci EP jest koszmarna. Została wydana w ramach kolekcji FTD i można ją znaleźć w wersji cyfrowej. Wg mnie - muzyczna masakra pokazująca jak miernym producentem był Felton.
Podsumowując, myślę, że nie obwiniamy EP. My go oceniamy jak każdego artystę. Myślę również, że przemawia przez nas przede wszystkim żal, że nie da się już nadrobić pewnych spraw. Urodziłam się po śmierci EP, więc nie doświadczę Jego magii na żywo. Dlatego jest mi przykro, że niektóre przedsięwzięcia muzyczne były tylko stratą czasu, a nowych już nie będzie.
A utwór nagrany przez sztuczną inteligencję odrzucam z zasady. Wysłuchałam go; jest, niestety, dobry. Ale nie jestem w stanie zaakceptować idei uzupełniania nagrań przez AI.
Wiesz, mi nie chodzi o to, że dyskredytujecie go za wszelką cenę. Bardziej o to punktowanie (mógł, powinien, tego nie zrobił, tamtego nie zrobił itp.), nie biorąc pod uwagę tego, czego dokonał, ani uwarunkowań, które wpłynęły na taki, a nie inny kształt jego kariery.
UsuńDruga rzecz, to tak w nawiązaniu do rzekomego wyboru przez niego Feltona. Bardzo często, zwłaszcza w przypadku filmów, czytam, że "Elvis nie przyjął roli", "Elvis odrzucił propozycję zagrania w ...", podczas gdy to nie były jego decyzje. Wręcz miał żal o to do Parkera. Bo ludzie wychodzą z założenia (skądinąd słusznego, bo tak jest w 99% przypadków), że wszelkie decyzje i wybory menadżera są efektem jego uzgodnień z klientem. Jak wiemy, w przypadku Elvisa i Colonela tak nie było. I stąd mamy później takie błędne skróty myślowe, że Elvis odmówił zagrania w jakimś filmie, czy nie chciał występować zagranicą, choć obiecywał to fanom z innych krajów.
Zgoda, oceniajmy, nawet negatywnie, jeśli tak czujemy lub coś nam się nie podoba, ale nie twierdźmy i nie przypisujmy zaniechań i zaniedbań Elvisowi, bo nie był reżyserem własnej kariery. O to mi tylko chodzi. Inna sprawa, że zbyt późno dotarło to do niego i nic z tym nie zrobił, w sensie nie zmienił menadżera. Zwalniał go kilka razy, ale za sprawą ojca, w końcu się z tego wycofywał. W 1977 roku, po powrocie z sierpniowej trasy, do której już nie doszło, planował definitywnie pożegnać Parkera i kilka osób ze swojej świty, a także zweryfikować swoją współpracę na niwie zawodowej z innymi.
W latach 60. Barbra Streisand, która miała świadomość, że Parker podporządkował swoje działania dla własnych zysków i izoluje Elvisa od innych producentów, z czym nie mogła się pogodzić, gdyż uważała, że krzywdzi Elvisa nie wykorzystując jego potencjału i tłamsząc jego talent nie pozwalając na właściwy rozwój, miała z nim dwie długie rozmowy odnośnie jego kariery i menadżera. Nawet wraz ze swoim menadżerem wyszukali dla niego następcy Parkera (kto to był, nie wiem, bo nazwiska specjalnie zatajono), ale Elvis był nieprzekonany, uważał iż się mylą, bo Parker to świetny menadżer.
Steve Binder (wyprodukował i wyreżyserował Comeback Special '68), też zrobił Elvisowi pranie mózgu w temacie. Pracując z nim szybko zauważył jak Elvis jest wykorzystywany i manipulowany przez swoje najbliższe otoczenie, głównie menadżera, o czym mu powiedział. Elvis nie dał temu wiary, wydawało mu się, że ma nad wszystkim kontrolę. Binder nienawidził menedżera Presleya, między innymi za wykorzystywanie Elvisa, bo zauważył, jak Parker celowo hamuje jego rozwój, bojąc się, iż straci nad nim kontrolę i sowite zyski. Parker z kolei nienawidził Bindera za to, że ten ma świadomość, co się dzieje wokół Presleya i za czyją przyczyną. Wprowadził nakaz łączenia Bindera tylko z sekretarzami Graceland, a jeśli bezpośrednia rozmowa z Elvisem będzie konieczna, to monitorowania wszystkich połączeń od pierwszej do ostatniej sekundy i natychmiastowego poinformowania go o przebiegu rozmowy żeby mógł opracować odpowiednią strategię perswazji, gdyby coś było nie po jego myśli.
To nie jedyni ludzie, którzy próbowali otworzyć zaślepionemu Elvisowi oczy. Wielu aktorów, widząc jego talent i jak jest zarządzany, także.
Elvis nie był głupi, a mimo to, nie chciał przejrzeć na oczy. Myślę, że nawet nie z wygody, jak sugerujecie, ale z powodu swojej wrodzonej naiwności, która nie pozwalała mu uwierzyć w perfidię ludzi. I z mojej strony to jest główny zarzut dla Elvisa, był już dużym chłopcem i trzeba było zweryfikować swoje wyobrażenia o "dobrych z natury ludziach" z rzeczywistością. Jednak Elvis ciągle miał na uwadze swój stan przed Parkerem i po nastaniu Parkera (w sensie finansów i kariery) oraz zapatrywania swojego ojca na "wspaniałość Parkera". Przebudzenie, a późnej plan zmian, przyszły zbyt późno.
A nam ciągle mało, ciągle go rozliczamy za błędy i wytykamy czego nie zrobił.
OdpowiedzUsuńBo mamy prawo - był na tyle WIELKI, że jest osobą do oceniania. Po to jest forum.
UsuńKrzysiu oczywiście, że tak. Ale nie wymagajmy od niego, by zrobił plan dla 50 osób i żeby był ideałem. Jak sam zauważyłeś, nie był Bogiem tylko człowiekiem.
UsuńAle nie brońmy go za wszelką cenę. Bo traktujemy go jak bez skazy a był człowiekiem z wadami również..a nie Bogiem.
UsuńStąd to porównanie
Ja go nie bronię za wszelką cenę. Rozgrzeszam go z kobiet, bo go rozumiem i wiem, że to było ponad nim (tłumaczyłam już wcześniej).
UsuńOwszem dobrze by było, gdyby zrobił to wszystko o czym piszecie. Pierwszy raz w historii mielibyśmy ideał artysty! Wiesz to jest tak jakby bokserowi, który wygrywa wszystkie walki od 10 lat zarzucać, że mógł je wygrać szybciej lub w lepszym stylu.
Gdyby standardem było, że każdy piosenkarz komponuje i pisze teksty, to bym jeszcze rozumiała takie zarzuty, a kompozytorzy i autorzy tekstów byliby niepotrzebni! a co powiesz o autorach tekstów i kompozytorach? Twoim zdaniem są zbędni i NĘDZNI, bo nie wykonują na scenie swoich utworów, tylko ktoś za nich śpiewa? No demagogia Krzysiu, nie spodziewałam się od Ciebie tak żenujących argumentów. Rozumiem tych krzykaczy, którzy z braku innych faktów, próbuj taki zarzutami dyskredytować Elvisa, ale Ty?!
Oh zupełnie się z tobą nie zgadzam.
UsuńJak można rozgrzeszać z kobiet tylko ze miał wyższe libido ?
Przecież to jest chore.
Ja nie mówię o wszystkim ale na litość boska mówi się pisze ze był taki wszechstronny a talent nie wykorzystany w pełni. I to będę powtarzał właśnie tu na forum.
Autorzy tekstów również śpiewali. Ale takie odwrócenie jest tylko usprawiedliwieniem. Co innego jakby nie miał talentu. Ale przez pryzmat wszystkiego naprawdę mało z tym zrobił. W zasadzie bronił go tylko śpiew.
Porównanie do boksera nietrafione.
Jak się wygrywa to wygrywa. Proste. Nie można bardziej wygrać.
Piszesz że żenujące? To przykre bo czuję się teraz jakbym sprzeciwiał się jakimś kanonom forum.
Bardziej żenujące są właśnie takie uwielbienia jak Twoje.
Wogole mógł robić wszystko dobrze czy źle Ale był elvisem i napiszesz zaraz referat skąd to się wzięło. Zabójcy też się rodzili jako zwykle dzieci to zrzucimy to na rodzinę biedaczysko jest usprawiedliwiony.
Tak więc każdy wyraził swoje zdanie i szanujmy to . Ja nie zmienię argumentacji ani trochę.
Krzysiu nie chodzi tylko o libido. Pisałam o muzach artystów. Pisałam o jego potrzebie zgłębiania ludzkich charakterów, co potem miało swoje bardzo pozytywne przełożenie podczas pracy i w kontaktach z innymi. Poza tym kobiety go nakręcały pozytywnie, były jego muzami. Ja nie wiem dlaczego jest to dla Ciebie normalne w przypadku innych znanych ludzi, ale w przypadku Elvisa nie.
UsuńNo i wygrywał. Więc jakie to ma znacznie czy pisał, czy nie, czy wybierał piosenki na płytę czy nie?
Tak, autorzy tekstów śpiewali, kompozytorzy, ale i kowale, szewcy itp. Elvis chciał zostać piosenkarzem (i został), a nie tekściarzem i kompozytorem. I to, że nie pisał w niczym nie umniejsza jego wokalu i wielkości. Dawałam przykłady z innymi zawodami, nie trzeba robić wszystkiego od podstaw do końca. Można być krawcową - projektantem, a można szyć perfekcyjnie projekty innych. Można projektować ekstra ubrania, a nie umieć ich uszyć. Wszystko ma swoje etapy.
Owszem, nie wykorzystał w pełni swoich talentów, ale nie winię go za to w przeciwieństwie do Ciebie, bo uważam że zrobił multum rzeczy.
Z tymi zabójcami, to nietrafiony przykład. To nie tylko kwestia wychowania, ale i uwarunkowania genetyczne.
Na litość boska ja kumam że Parker niebchcial go puścić za granicę chciał mieć na nim najwoeksza kasę ale wybieranie piosenek na album albo kolejności utworów że jeden jest tu a drugi na końcu... ma się wpływ w minimalnym nawet stopniu. A tu zero.
OdpowiedzUsuńDobra nie pisze już wiecek bo nie mam sił na te dyskusje.
Krzysiu właśnie o to chodzi, że nie miała wpływu na kształt albumu. To zarezerwowała sobie RCA. Dlatego pisałam o kwadraturze koła. Bo Elvis był tym zniechęcony i dlatego nie chciał nagrywać.
OdpowiedzUsuń