Chociaż do naszych czasów zachowało się wiele zdjęć Elvisa, zwłaszcza z lat siedemdziesiątych, to są rzeczy, których na nich nie zobaczymy. Między innymi zdjęć i filmów z połowy jego koncertów, ale to powszechnie znane informacje. Lecz mi chodzi o inne fakty, nie związane z koncertami.
Najbardziej niezrozumiałą dla mnie rzeczą jest przede wszystkim brak materiałów (zdjęć, filmików) z gry w squasha oraz jazdy na wrotkach. W squasha grał po kilka godzin dziennie, zawsze ilekroć był w Graceland (nawet na kilka godzin przed swoją śmiercią). Na terenie posiadłości był też wybudowany wysoki pawilon z kortem do squasha i zapleczem (przebieralnia, magazyn, kącik wypoczynkowy, toaleta, jacuzzi, mini sala do ćwiczeń). A jednak, gdy EPE wystawiało na licytację jeden z jego strojów sportowych, w którym grywał w squasha, to z trudem znalazło jakieś nędzne zdjęcie jego rakiety (o ile to rzeczywiście była jego rakieta, a nie jedna z tych ogólnodostępnych dla towarzyszących mu graczy), bo w przepastnych archiwach nie było ani jednej fotografii Elvisa podczas gry.
Budynek (hala) z kortem do squasha na tyłach posiadłości Graceland. Tutaj Elvis grał w squasha przez dwie godziny w dniu swojej śmierci 16 sierpnia 1977 roku (między 4:00 a 6:00 rano, ze swoją aktualną dziewczyną Ginger Alden, kuzynem Billym Smithem i jego żoną Jo). Skończyli przed szóstą, zaledwie na kilka godzin przed jego śmiercią
W budynku z kortem do squasha były również inne pomieszczenia, niektóre z nich są dostępne dla zwiedzających do dziś, np. sala do rekreacji, z wyodrębnioną częścią do ćwiczeń, gry na automatach, muzyczno-wypoczynkową (z pianinem). Sam kort już nie istnieje, został zamieniony na powierzchnię wystawową
A oto cała "spuścizna zdjęciowa" Elvisa z obiektu Rainbow Rollerdrome w Memphis (połowa lat pięćdziesiątych). Organizowano tu też lodowisko, koncerty, pokazy i inne imprezy. Prezentowane wrotki nie należą do Elvisa, ale również pochodzą z tamtego okresu
W tenisa ziemnego grywał bardziej okazjonalnie, najczęściej wtedy, gdy był kort, a nie było akurat ściany do squasha. Natomiast z jazdą na łyżwach było podobnie jak z jazdą na wrotkach, też wynajmował całe lodowisko, aczkolwiek zdecydowanie rzadziej niż rollerdrome. Mieszkał w zbyt ciepłym klimacie, więc nie miał specjalnie okazji pojeździć na łyżwach w naturalnych warunkach, jedynie podczas zimowych wakacji, gdy wyjeżdżał w miejsca, gdzie panowała prawdziwa zima.
Z kolei jeśli chodzi o wrotki, to do legendy przeszło już wynajmowanie rollerdrome na całe noce, czy dnie, kiedy to Elvis namiętnie oddawał się jeździe na wrotkach. Było to także miejsce, gdzie lubił spotykać się towarzysko ze znajomymi w większym gronie. Zdjęć jednak nie ma. Te załączone powyżej, to jedyne znane z tego co wiem, lecz i tak nie widać na nich wrotek na nogach Elvisa.
Elvis bardzo lubił grać w kręgle. Kręgle należały do jego dość częstych rozrywek, zwłaszcza w latach sześćdziesiątych. W jednym z domów, które wynajmował w Los Angeles (na Bellagio Road 10539, Bel Air) miał nawet swoją kręgielnię. Prawdopodobnie to ona zaważywała na decyzji Elvisa o wyborze właśnie tego domu na wynajem. Z kolei w Memphis wynajmował kręgielnię Bowlhaven Lanes, tak jak lunaparki i kina. Tymczasem nie ma żadnego zdjęcia Elvisa grającego w kręgle, czy choćby tylko na ich tle.
W latach sześćdziesiątych wziął kilka lekcji stylowego pływania (na potrzeby filmu). Gdy okazało się, że w tym miejscu uczą też nurkowania, Elvis zapalił się i wykupił sobie prywatny kurs. Ukończył go i nauczył się nurkować ze sprzętem. Wiemy, że później korzystał z tych umiejętności, pływając na jachcie podczas wakacji, lecz zdjęć nurkującego Elvisa też nie ma.
Na jednym z prywatnych filmików, na jachcie, którym Elvis pływa ze znajomymi, w tle widać sprzęt do nurkowania (butle, skafandry). Natomiast w stroju płetwonurka można go zobaczyć tylko na planie filmu "Easy come, easy go" (1967).
Z kolei jeśli chodzi o wrotki, to do legendy przeszło już wynajmowanie rollerdrome na całe noce, czy dnie, kiedy to Elvis namiętnie oddawał się jeździe na wrotkach. Było to także miejsce, gdzie lubił spotykać się towarzysko ze znajomymi w większym gronie. Zdjęć jednak nie ma. Te załączone powyżej, to jedyne znane z tego co wiem, lecz i tak nie widać na nich wrotek na nogach Elvisa.
Elvis bardzo lubił grać w kręgle. Kręgle należały do jego dość częstych rozrywek, zwłaszcza w latach sześćdziesiątych. W jednym z domów, które wynajmował w Los Angeles (na Bellagio Road 10539, Bel Air) miał nawet swoją kręgielnię. Prawdopodobnie to ona zaważywała na decyzji Elvisa o wyborze właśnie tego domu na wynajem. Z kolei w Memphis wynajmował kręgielnię Bowlhaven Lanes, tak jak lunaparki i kina. Tymczasem nie ma żadnego zdjęcia Elvisa grającego w kręgle, czy choćby tylko na ich tle.
W latach sześćdziesiątych wziął kilka lekcji stylowego pływania (na potrzeby filmu). Gdy okazało się, że w tym miejscu uczą też nurkowania, Elvis zapalił się i wykupił sobie prywatny kurs. Ukończył go i nauczył się nurkować ze sprzętem. Wiemy, że później korzystał z tych umiejętności, pływając na jachcie podczas wakacji, lecz zdjęć nurkującego Elvisa też nie ma.
Na jednym z prywatnych filmików, na jachcie, którym Elvis pływa ze znajomymi, w tle widać sprzęt do nurkowania (butle, skafandry). Natomiast w stroju płetwonurka można go zobaczyć tylko na planie filmu "Easy come, easy go" (1967).
Elvis w stroju płetwonurka na planie filmu "Easy come, easy go" (1967)
Elvis kochał karate, która po muzyce była jego drugą pasją. Tu na szczęście jest trochę materiałów, zarówno z karate kenpo jak i z karate pasaryu, która łączy w sobie: Shudokan karate, TaeKwonDo, Kung Fu i Hapkido Lecz mało kto wie, że Elvis ćwiczył również judo, a także jogę i krijajogę*. Elvisa ćwiczącego judo nie zobaczymy, ale możemy o tym usłyszeć w jednym z filmików z Graceland, gdzie Angie Marchese mówi o tym i pokazuje jego książki o judo. Z kolei o krijajodze i organizacji Self-Realization Fellowship w jednym z wywiadów oraz w swojej książce "Me and A Guy Named Elvis: My Lifelong Friendship With Elvis Presley" wspomina Jerry Schelling.
* Krijajoga - specyficzna technika jogi i medytacji, pilnie strzeżona przez organizację Self-Realization Fellowship, do której należał Elvis oraz jej mistrzów. Zarówno propagowanie krijajogi jak i opisywanie jej bez zezwolenia osób upoważnionych, z ramienia organizacji jest surowo zakazane. Według Paramahansy Joganandy (jej założyciela) techniki krijajogi były znane od tysiącleci, lecz trzymane w tajemnicy. Ponoć ich ślady możemy spotkać również w naszej Biblii, w Pierwszym Liście do Koryntian. Jogananda wskazywał na słowa: "Na każdy dzień umieram przez chwałę naszą, którą mam w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”, [1 Kor, 15:31]. Według Joganandy słowo "umieram" nie odnosi się do zwykłej śmierci (bo nie można umierać każdego dnia), lecz do stanu zjednoczenia z własną jaźnią, za pośrednictwem technik krijajogi, który prowadzi do całkowitego zatrzymania pulsu i oddechu na dłuższy czas, podczas którego następuje kontakt duchowy z Bogiem. Słowo krija, oznacza czynić, reagować. Słowo joga, zjednoczenie z Bogiem. Połączenie słów krijajoga znaczy jednoczyć się z Bogiem poprzez czynność (czynienie), w tym wypadku medytację i specjalne ćwiczenia.
Do kontynuowania jogi (ćwiczeń i medytacji) zachęciła Elvisa jego partnerka filmowa z "G.I. blues" (1960) - Juliet Prowse (choć zainteresował się jogą już nieco wcześniej). Później w jednym z wywiadów powiedziała: "Elvis był dosyć zaawansowany w jodze". W filmie "Easy come, easy go" (1967) jest scena, w której grupa osób, w tym Elvis, ćwiczy jogę. Natomiast wiemy, że Elvis ćwiczył jogę codziennie i przez trzydzieści minut oddawał się medytacji, do końca swoich dni - od 1960 roku jogę, a od 1965 roku także krijajogę. Czasem też można o tym usłyszeć lub przeczytać w jakimś wywiadzie, gdy ktoś wspomni, że Elvis oddawał się medytacji i specjalnym ćwiczeniom, aby się wyciszyć. Więcej o jodze i krijajodze przeczytacie w poście "Elvis i sztuki medytacji".
Certyfikat przyznania Elvisowi ósmego dana czarnego pasa w Teakwondo (karate PaSaRyu) w szkole Kanga Rhee (16 września 1974 roku) oraz zdjęcia z jego wręczenie. Elvis jest tutaj w kostiumie specjalnie zaprojektowanym dla niego przez Kanga Rhee na ten pokaz i uroczystość
Po lewej certyfikat przyznania Elvisowi ósmego dana czarnego pasa w karate Kenpo (4 września 1974 roku), a po prawej dziewiątego dana czarnego pasa (8 stycznia 1976 roku) w szkole Eda Parkera
W zasadzie nie zobaczymy i nie usłyszymy stepującego Elvisa, a i ta umiejętność nie była mu obca. Może do Freda Astaire mu trochę brakowało, ale stepował też dobrze. W jednym z filmów ("Girls, Girs, Girls", 1962) jest scena, w której Elvis stepuje, śpiewając piosenkę "The walls have ears", na samym początku. Jednak to film, więc nie wiadomo, czy odgłosy stepowania, to jego własne wykonanie, czy podłożono step kogoś innego. Kiedyś czytałam, że jeden z producentów lub reżyserów (już teraz nie pamiętam), kiedy dowiedział się, że Elvis potrafi stepować i zobaczył go na planie, w przerwie podczas kręcenia, wyraził się "muszę to wykorzystać w jakimś filmie". Niestety nie wiem, czy chodziło właśnie o ten film ("Girls, Girs, Girls", 1962). W scenie na klipie poniżej, na początku, chociaż przez moment możemy zobaczyć i usłyszeć (o ile step jest jego, ale myślę, że tak, bo ma buty do stepowania i faktycznie stepuje), jak Elvis stepuje.
Elvis stepuje w filmie "Girls, Girls, Girls" (1962), przy dźwiękach piosenki "Walls have ears" - dwa klipy, gdyby któryś przestał działać, jak ten poprzedni
Elvis podczas bankietu Nancy Sinatry, w dniu 29 sierpnia 1969 roku, w International Hotel w Las Vegas, który odbył się po koncercie otwarcia Nancy Sinatry. Jednym z gości był także Fred Astaire (10.05.1899 - 22.06.1987), znany przede wszystkim ze swojego tańca i stepu. Elvis, który również dobrze stepował, składa mu wyrazy uznania, w hołdzie pochylając głowę i składając ręce jak do pacierza
Brak także materiałów wizualnych, choćby małej fotografii, z jego popisów niesamowitej sprawności fizycznej oraz niewyobrażalnego dla przeciętnego człowieka poczucia równowagi. Trochę tej sławnej równowagi możemy zobaczyć na materiałach z koncertów (z lat pięćdziesiątych), gdzie Elvis tańczy na scenie i wykonuje różne figury, które zdają się przeczyć prawom fizyki, lecz z innych okazji już nie.
Potrafił też wykonywać tak szybkie ruchy, których oko ludzkie nie rejestruje - najpierw widzimy go w jednej pozycji, a za chwilę w innej, nie wychwytując momentu przejścia.
Elvis bardzo dobrze jeździł konno. Może nie ma tego zbyt wiele, ale w siodle zobaczymy go zarówno na zdjęciach, jak i filmikach. Jednak nie z rodeo, a wiemy, że lubił brać udział w zawodach rodeo i był w tym naprawdę dobry.
Potrafił też wykonywać tak szybkie ruchy, których oko ludzkie nie rejestruje - najpierw widzimy go w jednej pozycji, a za chwilę w innej, nie wychwytując momentu przejścia.
Elvis bardzo dobrze jeździł konno. Może nie ma tego zbyt wiele, ale w siodle zobaczymy go zarówno na zdjęciach, jak i filmikach. Jednak nie z rodeo, a wiemy, że lubił brać udział w zawodach rodeo i był w tym naprawdę dobry.
Elvis jeździ konno w swojej posiadłości Graceland w Memphis
Najbardziej mi żal, że nie ma zdjęć i filmów z Amusement Park Libertyland w Memphis, na których mogły być uwiecznione jego kaskaderskie popisy podczas jazdy kolejką górską. Tam Elvis robił dwa numery, mrożące krew w żyłach, które wymagały niesamowitej odwagi, sprawności fizycznej oraz olbrzymiego wyczucia równowagi.
Pierwszy polegał na tym, że zamiast siedzieć przypięty do fotela, to stawał w pierwszym wagoniku i tak pokonywał, bez zabezpieczenia i na stojąco, całą trasę kolejki!
W drugim, gdy kolejka dojeżdżała na szczyt (wtedy trochę zwalniała, zanim znów runęła pełnym impetem w dół), Elvis wyskakiwał z niej, stawał na górze konstrukcji i czekał aż pokona trasę i wróci w to samo miejsce, co było iście kaskaderskim wyczynem, bo przecież cała konstrukcja drżała, a nie było tam nic czego mógłby się uchwycić! Jego życie zależało wyłącznie od wyczucia równowagi, utrzymania stóp na drżącej konstrukcji oraz zachowania odpowiedniej postawy ciała. Wtedy wskakiwał do niej z powrotem i kolejne okrążenie pokonywał już będąc w wagoniku. Szaleniec i ryzykant!
Pierwszy polegał na tym, że zamiast siedzieć przypięty do fotela, to stawał w pierwszym wagoniku i tak pokonywał, bez zabezpieczenia i na stojąco, całą trasę kolejki!
W drugim, gdy kolejka dojeżdżała na szczyt (wtedy trochę zwalniała, zanim znów runęła pełnym impetem w dół), Elvis wyskakiwał z niej, stawał na górze konstrukcji i czekał aż pokona trasę i wróci w to samo miejsce, co było iście kaskaderskim wyczynem, bo przecież cała konstrukcja drżała, a nie było tam nic czego mógłby się uchwycić! Jego życie zależało wyłącznie od wyczucia równowagi, utrzymania stóp na drżącej konstrukcji oraz zachowania odpowiedniej postawy ciała. Wtedy wskakiwał do niej z powrotem i kolejne okrążenie pokonywał już będąc w wagoniku. Szaleniec i ryzykant!
Kolejka górska Zippin Pippin (roller coaster) w parku rozrywki Amusement Park Libertyland, na terenie Mid-South Fairgrounds w Memphis. To między innymi ten lunapark Elvis wynajmował na całe noce i dnie, gdy chcieli zabawić się z przyjaciółmi. Ostatni raz jeździł Zippin Pippin 8 sierpnia 1977 roku (osiem dni przed swoją śmiercią), pomiędzy godziną 1:15 w nocy a 7:00 rano
To już zabytkowy Zippin Pippin w nowym miejscu. Od 16 listopada 2009 do 28 lutego 2010 trwała rozbiórka kolejki Zippin Pippin w lunaparku Libertyland w Memphis. Odkupił ją Bay Beach Amusement Park in Green Bay, Wisconsin. Ten klip pochodzi już z nowej lokalizacji kolejki w mieście Green Bay. Oglądając go możecie sobie wyobrazić Elvisa wykonującego te swoje akrobacje
Nie usłyszymy też wielu piosenek, które śpiewał latami (czy choćby okazjonalnie), lecz ich nie nagrał. Czasem tylko ktoś wrzuci do netu prywatne nagranie audio, jakie kiedyś zrobił u niego w domu, w pokoju hotelowym, czy przy innej okazji. Znalazłam kilka takich rzeczy, coś niesamowitego, na wielu z nich brzmi lepiej niż na płytach, choć sama jakość tych materiałów jest fatalna. Może nie tyle lepiej, co ciekawiej, inaczej, oryginalnie, bardziej surowo.
Kiedyś do piosenki "Blue Spanish Eyes" miałam taki sobie stosunek. Podobała mi się, ale nie na tyle by zbyt często po nią sięgać. Fajna, melodyczna, przyjemna w odbiorze i na tym koniec. Odkąd usłyszałam wykonanie tego kawałka przez Elvisa w domu, po prostu oszalałam na jej punkcie. Przez tydzień słuchałam jej w kółko. Nie mogę teraz znaleźć tego clipu, ale mam drugi, też z domu. Na początku są dwa niepełne wykonania, w których się trochę wygłupia, jednak posłuchajcie jak wysoko śpiewa (prawie jak kastrat, oczywiście trochę sobie w tym wykonaniu dworuje, jak to on), a co najciekawsze - jodłuje! Zresztą jodłował też świetnie i to kolejna rzecz, której nie utrwalono na płytach. Wielka szkoda, bo to umiejętność głównie Tyrolczyków z Europy, a nie Amerykanów z głębokiego południa (choć znane było także u Indian północnoamerykańskich, a później przejęte od nich przez muzykę country, w ograniczonym zakresie). Trzecie wykonanie już jest tradycyjne, niemniej równie ciekawe, takie inne, nieociosane, surowe. Może dlatego, że nie akompaniuje sobie na gitarze klasycznie, tylko gra akordami.
Elvis w domu, wśród przyjaciół, wykonuje piosenkę "Blue Spanish Eyes" (1973 rok)
A tu, dla porównania, przepiękne wykonanie "Blue Spanish Eyes" z oficjalnych nagrań
Inną perełką jest jego domowe wykonanie piosenki "Till I waltz again with you". Nigdy nie nagrał jej na płycie. To piosenka o historycznym znaczeniu w biografii Elvisa. Wspominałam już o niej w poście "Zwiastuny wielkości". To właśnie podczas jej wykonywania, na pokazie corocznego konkursu szkolnej rewii, 9 kwietnia 1953 roku, nauczyciele płakali rzewnymi łzami ze wzruszenia. Już słyszę "uszami wyobraźni" jak nastoletni Elvis, tym swoim eterycznym głosikiem, angażując przy tym całą duszę i ciało, wyśpiewuje ten utwór ... Też bym buczała jak przysłowiowy bóbr. :)
Gdy pierwszy raz usłyszałam ją w wykonaniu Elvisa, też nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia, ale gdy za drugim razem, osłuchana już z linią melodyczną, wsłuchałam się w jego głos i interpretację, trafiło mnie. :) Wcześniej słyszałam ją w wykonaniu innych artystów obu płci i jakoś nie zapadła mi w pamięć. Całe jej piękno wydobył dopiero Elvis swoją interpretacją i fantastycznym głosem, zresztą tak było z większością utworów, które śpiewał. W wykonaniu innych artystów były przez krótki czas umiarkowanymi lub lokalnymi przebojami, albo w ogóle przechodziły bez echa. Dopiero, gdy on wziął je na warsztat, dostawały drugie życie.
Jeśli chodzi o klip z piosenką "Till I waltz again with you", który załączyłam, jest opisany, że to cover. Jednak wiele osób twierdzi, że to nie cover tylko sam Elvis, a nagranie pochodzi z jednego z jego domów w Palm Springs, z 1972 roku.
Elvis w zaciszu domowym wykonuje "Till I waltz again with you" (tutaj opinie są podzielone, według jednych jest to Elvis, według innych nie, gdyż jak na razie wzmianka o tym nagraniu nie znalazła się na żadnych wykazach tego typu)
Gusty Elvisa nie ograniczały się wyłącznie do muzyki, którą śpiewał na koncertach oraz nagrywał na płytach. Był także miłośnikiem i koneserem muzyki poważnej oraz opery. W jego domowej płytotece znajdowały się całe stosy płyt z tymi gatunkami. W jednym ze źródeł spotkałam informację, że pozycji z muzyką poważną i operową miał nawet więcej niż muzyki popularnej.
Całkiem niedawno (artykuł ukazał się 15 października 2016 roku), w wywiadzie dla brytyjskiego The Telegraph, Priscilla mówiąc o projekcie z Royal Philharmonic Orchestra, powiedziała:
Całkiem niedawno (artykuł ukazał się 15 października 2016 roku), w wywiadzie dla brytyjskiego The Telegraph, Priscilla mówiąc o projekcie z Royal Philharmonic Orchestra, powiedziała:
"On i Royal Philharmonic Orchestra, pasują do siebie tak bardzo dobrze. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że kochał muzykę klasyczną, chciał słuchać Brahmsa i Mozarta tak często jak gospel i bluesa"
W przypadku opery nie tylko był jej miłośnikiem i koneserem, lecz również śpiewakiem. Tak, Elvis potrafił całkiem dobrze śpiewać także operowo. Tego także nie usłyszymy na płytach. Raz tylko udało mi się słyszeć Elvisa śpiewającego operowym głosem w domu. Innym razem przesłuchując serię nagrań z prób (fatalnej jakości notabene) też usłyszałam go śpiewającego tenorem i basem operowym, lecz był to tylko króciutki fragmencik, w którym błaznował, chcąc rozbawić towarzyszących mu muzyków. Na tych samych taśmach były także fragmenty z jodłowaniem oraz jego popisy z naśladowania głosów postaci bajkowych i znanych ludzi (kolejna umiejętność, nieznana szerszemu gremium i nie utrwalona profesjonalnie).
Prawie nie zobaczymy i mało prawdopodobne, że usłyszymy, jego grę na innych instrumentach, a nawet może i słyszymy tylko nie mamy świadomości, że akurat w tym momencie i na tym konkretnym instrumencie gra właśnie Elvis. A przecież Elvis to nie tylko różne gitary i fortepian, to również organy, pianino, fisharmonia, tamburyn, perkusja, kontrabas, akordeon, ukulele. Na tych instrumentach grał bardzo dobrze, lecz nie obce były mu też inne (melodyka, flet, klarnet, klawesyn, a nawet trąbka i skrzypce - patrz etykieta "Muzycy i instrumenty"). Na przykład o jego grze na ukulele napisano nawet książkę (grał na wszystkich czterech głównych jej typach), a wcześniej w innej o tym instrumencie, poświęcono mu cały rozdział.
Elvis w domu (luty 1966, Rocca Place, Bel Air, California) gra na fortepianie "Sonatę Księżycową" Ludwiga van Beethovena. Zamiast wokalu, panowie mruczą (to utwór klasyczny muzyki poważnej, więc nie ma słów), Elvis, Red West i Charlie Hodge (być może jeszcze ktoś, czasem się włącza). Niestety, prawie nie da się słuchać, takie jest przegłośnienie tego nagrania, że wszystko rzęży i buczy
Czasem, gdy tak sobie myślę o tym, czego ten człowiek nie robił w swoim życiu, jakich umiejętności nie posiadł, to się zastanawiam, czy żył w tej samej czasoprzestrzeni, co my wszyscy i czy jego doba też miała tylko 24 godziny. :)
Kiedyś jeden z dziennikarzy, pisząc relację z koncertu, użył w stosunku do Elvisa określenia "wyglądał jak książę z innej planety". W tym akurat porównaniu chodziło o jego nieziemski wygląd - urodę, figurę i strój, aczkolwiek czasem mi się wydaje, że Elvis przybył do nas faktycznie z innej planety. :)
Kiedyś jeden z dziennikarzy, pisząc relację z koncertu, użył w stosunku do Elvisa określenia "wyglądał jak książę z innej planety". W tym akurat porównaniu chodziło o jego nieziemski wygląd - urodę, figurę i strój, aczkolwiek czasem mi się wydaje, że Elvis przybył do nas faktycznie z innej planety. :)