wtorek, 27 września 2016

Elvis, jakiego nie zobaczymy i nie usłyszymy

Chociaż do naszych czasów zachowało się wiele zdjęć Elvisa, zwłaszcza z lat siedemdziesiątych, to są rzeczy, których na nich nie zobaczymy. Między innymi zdjęć i filmów z połowy jego koncertów, ale to powszechnie znane informacje. Lecz mi chodzi o inne fakty, nie związane z koncertami.

Najbardziej niezrozumiałą dla mnie rzeczą jest przede wszystkim brak materiałów (zdjęć, filmików) z gry w squasha oraz jazdy na wrotkach. W squasha grał po kilka godzin dziennie, zawsze ilekroć był w Graceland (nawet na kilka godzin przed swoją śmiercią). Na terenie posiadłości był też wybudowany wysoki pawilon z kortem do squasha i zapleczem (przebieralnia, magazyn, kącik wypoczynkowy, toaleta, jacuzzi, mini sala do ćwiczeń). A jednak, gdy EPE wystawiało na licytację jeden z jego strojów sportowych, w którym grywał w squasha, to z trudem znalazło jakieś nędzne zdjęcie jego rakiety (o ile to rzeczywiście była jego rakieta, a nie jedna z tych ogólnodostępnych dla towarzyszących mu graczy), bo w przepastnych archiwach nie było ani jednej fotografii Elvisa podczas gry.

Budynek (hala) z kortem do squasha na tyłach posiadłości Graceland. Tutaj Elvis grał w squasha przez dwie godziny w dniu swojej śmierci 16 sierpnia 1977 roku (między 4:00 a 6:00 rano, ze swoją aktualną dziewczyną Ginger Alden, kuzynem Billym Smithem i jego żoną Jo). Skończyli przed szóstą, zaledwie na kilka godzin przed jego śmiercią

W budynku z kortem do squasha były również inne pomieszczenia, niektóre z nich są dostępne dla zwiedzających do dziś, np. sala do rekreacji, z wyodrębnioną częścią do ćwiczeń, gry na automatach,  muzyczno-wypoczynkową (z pianinem). Sam kort już nie istnieje, został zamieniony na powierzchnię wystawową

A oto cała "spuścizna zdjęciowa" Elvisa z obiektu Rainbow Rollerdrome w Memphis (połowa lat pięćdziesiątych). Organizowano tu też lodowisko, koncerty, pokazy i inne imprezy. Prezentowane wrotki nie należą do Elvisa, ale również pochodzą z tamtego okresu

W tenisa ziemnego grywał bardziej okazjonalnie, najczęściej wtedy, gdy był kort, a nie było akurat ściany do squasha. Natomiast z jazdą na łyżwach było podobnie jak z jazdą na wrotkach, też wynajmował całe lodowisko, aczkolwiek zdecydowanie rzadziej niż rollerdrome. Mieszkał w zbyt ciepłym klimacie, więc nie miał specjalnie okazji pojeździć na łyżwach w naturalnych warunkach, jedynie podczas zimowych wakacji, gdy wyjeżdżał w miejsca, gdzie panowała prawdziwa zima.

Z kolei jeśli chodzi o wrotki, to do legendy przeszło już wynajmowanie rollerdrome na całe noce, czy dnie, kiedy to Elvis namiętnie oddawał się jeździe na wrotkach. Było to także miejsce, gdzie lubił spotykać się towarzysko ze znajomymi w większym gronie. Zdjęć jednak nie ma. Te załączone powyżej, to jedyne znane z tego co wiem, lecz i tak nie widać na nich wrotek na nogach Elvisa.

Elvis bardzo lubił grać w kręgle. Kręgle należały do jego dość częstych rozrywek, zwłaszcza w latach sześćdziesiątych. W jednym z domów, które wynajmował w Los Angeles (na Bellagio Road 10539, Bel Air) miał nawet swoją kręgielnię. Prawdopodobnie to ona zaważywała na decyzji Elvisa o wyborze właśnie tego domu na wynajem. Z kolei w Memphis wynajmował kręgielnię Bowlhaven Lanes, tak jak lunaparki i kina. Tymczasem nie ma żadnego zdjęcia Elvisa grającego w kręgle, czy choćby tylko na ich tle.

W latach sześćdziesiątych wziął kilka lekcji stylowego pływania (na potrzeby filmu). Gdy okazało się, że w tym miejscu uczą też nurkowania, Elvis zapalił się i wykupił sobie prywatny kurs. Ukończył go i nauczył się nurkować ze sprzętem. Wiemy, że później korzystał z tych umiejętności, pływając na jachcie podczas wakacji, lecz zdjęć nurkującego Elvisa też nie ma.

Na jednym z prywatnych filmików, na jachcie, którym Elvis pływa ze znajomymi, w tle widać sprzęt do nurkowania (butle, skafandry). Natomiast w stroju płetwonurka można go zobaczyć tylko na planie filmu "Easy come, easy go" (1967).

Elvis w stroju płetwonurka na planie filmu "Easy come, easy go" (1967)

Elvis kochał karate, która po muzyce była jego drugą pasją. Tu na szczęście jest trochę materiałów, zarówno z karate kenpo jak i z karate pasaryu, która łączy w sobie: Shudokan karate, TaeKwonDo, Kung Fu i Hapkido Lecz mało kto wie, że Elvis ćwiczył również judo, a także jogę i krijajogę*. Elvisa ćwiczącego judo nie zobaczymy, ale możemy o tym usłyszeć w jednym z filmików z Graceland, gdzie Angie Marchese mówi o tym i pokazuje jego książki o judo. Z kolei o krijajodze i organizacji Self-Realization Fellowship w jednym z wywiadów oraz w swojej książce "Me and A Guy Named Elvis: My Lifelong Friendship With Elvis Presley" wspomina Jerry Schelling.

* Krijajoga - specyficzna technika jogi i medytacji, pilnie strzeżona przez organizację Self-Realization Fellowship, do której należał Elvis oraz jej mistrzów. Zarówno propagowanie krijajogi jak i opisywanie jej bez zezwolenia osób upoważnionych, z ramienia organizacji jest surowo zakazane. Według Paramahansy Joganandy (jej założyciela) techniki krijajogi były znane od tysiącleci, lecz trzymane w tajemnicy. Ponoć ich ślady możemy spotkać również w naszej Biblii, w Pierwszym Liście do Koryntian. Jogananda wskazywał na słowa: "Na każdy dzień umieram przez chwałę naszą, którą mam w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”, [1 Kor, 15:31]. Według Joganandy słowo "umieram" nie odnosi się do zwykłej śmierci (bo nie można umierać każdego dnia), lecz do stanu zjednoczenia z własną jaźnią, za pośrednictwem technik krijajogi, który prowadzi do całkowitego zatrzymania pulsu i oddechu na dłuższy czas, podczas którego następuje kontakt duchowy z Bogiem. Słowo krija, oznacza czynić, reagować. Słowo joga, zjednoczenie z Bogiem. Połączenie słów krijajoga znaczy jednoczyć się z Bogiem poprzez czynność (czynienie), w tym wypadku medytację i specjalne ćwiczenia.

Do kontynuowania jogi (ćwiczeń i medytacji) zachęciła Elvisa jego partnerka filmowa z "G.I. blues" (1960) - Juliet Prowse (choć zainteresował się jogą już nieco wcześniej). Później w jednym z wywiadów powiedziała: "Elvis był dosyć zaawansowany w jodze". W filmie "Easy come, easy go" (1967) jest scena, w której grupa osób, w tym Elvis, ćwiczy jogę. Natomiast wiemy, że Elvis ćwiczył jogę codziennie i przez trzydzieści minut oddawał się medytacji, do końca swoich dni - od 1960 roku jogę, a od 1965 roku także krijajogę. Czasem też można o tym usłyszeć lub przeczytać w jakimś wywiadzie, gdy ktoś wspomni, że Elvis oddawał się medytacji i specjalnym ćwiczeniom, aby się wyciszyć. Więcej o jodze i krijajodze przeczytacie w poście "Elvis i sztuki medytacji".

Certyfikat przyznania Elvisowi ósmego dana czarnego pasa w Teakwondo (karate PaSaRyu) w szkole Kanga Rhee (16 września 1974 roku) oraz zdjęcia z jego wręczenie. Elvis jest tutaj w kostiumie specjalnie zaprojektowanym dla niego przez Kanga Rhee na ten pokaz i uroczystość

Po lewej certyfikat przyznania Elvisowi ósmego dana czarnego pasa w karate Kenpo (4 września 1974 roku), a po prawej dziewiątego dana czarnego pasa (8 stycznia 1976 roku) w szkole Eda Parkera

W zasadzie nie zobaczymy i nie usłyszymy stepującego Elvisa, a i ta umiejętność nie była mu obca. Może do Freda Astaire mu trochę brakowało, ale stepował też dobrze. W jednym z filmów ("Girls, Girs, Girls", 1962) jest scena, w której Elvis stepuje, śpiewając piosenkę "The walls have ears", na samym początku. Jednak to film, więc nie wiadomo, czy odgłosy stepowania, to jego własne wykonanie, czy podłożono step kogoś innego. Kiedyś czytałam, że jeden z producentów lub reżyserów (już teraz nie pamiętam), kiedy dowiedział się, że Elvis potrafi stepować i zobaczył go na planie, w przerwie podczas kręcenia, wyraził się "muszę to wykorzystać w jakimś filmie". Niestety nie wiem, czy chodziło właśnie o ten film ("Girls, Girs, Girls", 1962). W scenie na klipie poniżej, na początku, chociaż przez moment możemy zobaczyć i usłyszeć (o ile step jest jego, ale myślę, że tak, bo ma buty do stepowania i faktycznie stepuje), jak Elvis stepuje.

Elvis stepuje w filmie "Girls, Girls, Girls" (1962), przy dźwiękach piosenki "Walls have ears" - dwa klipy, gdyby któryś przestał działać, jak ten poprzedni

Elvis podczas bankietu Nancy Sinatry, w dniu 29 sierpnia 1969 roku, w International Hotel w Las Vegas, który odbył się po koncercie otwarcia Nancy Sinatry. Jednym z gości był także Fred Astaire (10.05.1899 - 22.06.1987), znany przede wszystkim ze swojego tańca i stepu. Elvis, który również dobrze stepował, składa mu wyrazy uznania, w hołdzie pochylając głowę i składając ręce jak do pacierza

Brak także materiałów wizualnych, choćby małej fotografii, z jego popisów niesamowitej sprawności fizycznej oraz niewyobrażalnego dla przeciętnego człowieka poczucia równowagi. Trochę tej sławnej równowagi możemy zobaczyć na materiałach z koncertów (z lat pięćdziesiątych), gdzie Elvis tańczy na scenie i wykonuje różne figury, które zdają się przeczyć prawom fizyki, lecz z innych okazji już nie.

Potrafił też wykonywać tak szybkie ruchy, których oko ludzkie nie rejestruje - najpierw widzimy go w jednej pozycji, a za chwilę w innej, nie wychwytując momentu przejścia.

Elvis bardzo dobrze jeździł konno. Może nie ma tego zbyt wiele, ale w siodle zobaczymy go zarówno na zdjęciach, jak i filmikach. Jednak nie z rodeo, a wiemy, że lubił brać udział w zawodach rodeo i był w tym naprawdę dobry.

Elvis jeździ konno w swojej posiadłości Graceland w Memphis

Najbardziej mi żal, że nie ma zdjęć i filmów z Amusement Park Libertyland w Memphis, na których mogły być uwiecznione jego kaskaderskie popisy podczas jazdy kolejką górską. Tam Elvis robił dwa numery, mrożące krew w żyłach, które wymagały niesamowitej odwagi, sprawności fizycznej oraz olbrzymiego wyczucia równowagi.

Pierwszy polegał na tym, że zamiast siedzieć przypięty do fotela, to stawał w pierwszym wagoniku i tak pokonywał, bez zabezpieczenia i na stojąco, całą trasę kolejki!

W drugim, gdy kolejka dojeżdżała na szczyt (wtedy trochę zwalniała, zanim znów runęła pełnym impetem w dół), Elvis wyskakiwał z niej, stawał na górze konstrukcji i czekał aż pokona trasę i wróci w to samo miejsce, co było iście kaskaderskim wyczynem, bo przecież cała konstrukcja drżała, a nie było tam nic czego mógłby się uchwycić! Jego życie zależało wyłącznie od wyczucia równowagi, utrzymania stóp na drżącej konstrukcji oraz zachowania odpowiedniej postawy ciała. Wtedy wskakiwał do niej z powrotem i kolejne okrążenie pokonywał już będąc w wagoniku. Szaleniec i ryzykant!

Kolejka górska Zippin Pippin (roller coaster) w parku rozrywki Amusement Park Libertyland, na terenie Mid-South Fairgrounds w Memphis. To między innymi ten lunapark Elvis wynajmował na całe noce i dnie, gdy chcieli zabawić się z przyjaciółmi. Ostatni raz jeździł Zippin Pippin 8 sierpnia 1977 roku (osiem dni przed swoją śmiercią), pomiędzy godziną 1:15 w nocy a 7:00 rano


To już zabytkowy Zippin Pippin w nowym miejscu. Od 16 listopada 2009 do 28 lutego 2010 trwała rozbiórka  kolejki Zippin Pippin w lunaparku Libertyland w Memphis. Odkupił ją Bay Beach Amusement Park in Green Bay, Wisconsin. Ten klip pochodzi już z nowej lokalizacji kolejki w mieście Green Bay. Oglądając go możecie sobie wyobrazić Elvisa wykonującego te swoje akrobacje

Nie usłyszymy też wielu piosenek, które śpiewał latami (czy choćby okazjonalnie), lecz ich nie nagrał. Czasem tylko ktoś wrzuci do netu prywatne nagranie audio, jakie kiedyś zrobił u niego w domu, w pokoju hotelowym, czy przy innej okazji. Znalazłam kilka takich rzeczy, coś niesamowitego, na wielu z nich brzmi lepiej niż na płytach, choć sama jakość tych materiałów jest fatalna. Może nie tyle lepiej, co ciekawiej, inaczej, oryginalnie, bardziej surowo.

Kiedyś do piosenki "Blue Spanish Eyes" miałam taki sobie stosunek. Podobała mi się, ale nie na tyle by zbyt często po nią sięgać. Fajna, melodyczna, przyjemna w odbiorze i na tym koniec. Odkąd usłyszałam wykonanie tego kawałka przez Elvisa w domu, po prostu oszalałam na jej punkcie. Przez tydzień słuchałam jej w kółko. Nie mogę teraz znaleźć tego clipu, ale mam drugi, też z domu. Na początku są dwa niepełne wykonania, w których się trochę wygłupia, jednak posłuchajcie jak wysoko śpiewa (prawie jak kastrat, oczywiście trochę sobie w tym wykonaniu dworuje, jak to on), a co najciekawsze - jodłuje! Zresztą jodłował też świetnie i to kolejna rzecz, której nie utrwalono na płytach. Wielka szkoda, bo to umiejętność głównie Tyrolczyków z Europy, a nie Amerykanów z głębokiego południa (choć znane było także u Indian północnoamerykańskich, a później przejęte od nich przez muzykę country, w ograniczonym zakresie). Trzecie wykonanie już jest tradycyjne, niemniej równie ciekawe, takie inne, nieociosane, surowe. Może dlatego, że nie akompaniuje sobie na gitarze klasycznie, tylko gra akordami.


Elvis w domu, wśród przyjaciół, wykonuje piosenkę "Blue Spanish Eyes" (1973 rok)


A tu, dla porównania, przepiękne wykonanie "Blue Spanish Eyes" z oficjalnych nagrań

Inną perełką jest jego domowe wykonanie piosenki "Till I waltz again with you". Nigdy nie nagrał jej na płycie. To piosenka o historycznym znaczeniu w biografii Elvisa. Wspominałam już o niej w poście "Zwiastuny wielkości". To właśnie podczas jej wykonywania, na pokazie corocznego konkursu szkolnej rewii, 9 kwietnia 1953 roku, nauczyciele płakali rzewnymi łzami ze wzruszenia. Już słyszę "uszami wyobraźni" jak nastoletni Elvis, tym swoim eterycznym głosikiem, angażując przy tym całą duszę i ciało, wyśpiewuje ten utwór ... Też bym buczała jak przysłowiowy bóbr. :)

Gdy pierwszy raz usłyszałam ją w wykonaniu Elvisa, też nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia, ale gdy za drugim razem, osłuchana już z linią melodyczną, wsłuchałam się w jego głos i interpretację, trafiło mnie. :) Wcześniej słyszałam ją w wykonaniu innych artystów obu płci i jakoś nie zapadła mi w pamięć. Całe jej piękno wydobył dopiero Elvis swoją interpretacją i fantastycznym głosem, zresztą tak było z większością utworów, które śpiewał. W wykonaniu innych artystów były przez krótki czas umiarkowanymi lub lokalnymi przebojami, albo w ogóle przechodziły bez echa. Dopiero, gdy on wziął je na warsztat, dostawały drugie życie.

Jeśli chodzi o klip z piosenką "Till I waltz again with you", który załączyłam, jest opisany, że to cover. Jednak wiele osób twierdzi, że to nie cover tylko sam Elvis, a nagranie pochodzi z jednego z jego domów w Palm Springs, z 1972 roku.


 Elvis w zaciszu domowym wykonuje "Till I waltz again with you" (tutaj opinie są podzielone, według jednych jest to Elvis, według innych nie, gdyż jak na razie wzmianka o tym nagraniu nie znalazła się na żadnych wykazach tego typu)

Gusty Elvisa nie ograniczały się wyłącznie do muzyki, którą śpiewał na koncertach oraz nagrywał na płytach. Był także miłośnikiem i koneserem muzyki poważnej oraz opery. W jego domowej płytotece znajdowały się całe stosy płyt z tymi gatunkami. W jednym ze źródeł spotkałam informację, że pozycji z muzyką poważną i operową miał nawet więcej niż muzyki popularnej.

Całkiem niedawno (artykuł ukazał się 15 października 2016 roku), w wywiadzie dla brytyjskiego The Telegraph, Priscilla mówiąc o projekcie z Royal Philharmonic Orchestra, powiedziała:
"On i Royal Philharmonic Orchestra, pasują do siebie tak bardzo dobrze. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że kochał muzykę klasyczną, chciał słuchać Brahmsa i Mozarta tak często jak gospel i bluesa" 
W przypadku opery nie tylko był jej miłośnikiem i koneserem, lecz również śpiewakiem. Tak, Elvis potrafił całkiem dobrze śpiewać także operowo. Tego także nie usłyszymy na płytach. Raz tylko udało mi się słyszeć Elvisa śpiewającego operowym głosem w domu. Innym razem przesłuchując serię nagrań z prób (fatalnej jakości notabene) też usłyszałam go śpiewającego tenorem i basem operowym, lecz był to tylko króciutki fragmencik, w którym błaznował, chcąc rozbawić towarzyszących mu muzyków. Na tych samych taśmach były także fragmenty z jodłowaniem oraz jego popisy z naśladowania głosów postaci bajkowych i znanych ludzi (kolejna umiejętność, nieznana szerszemu gremium i nie utrwalona profesjonalnie).

Prawie nie zobaczymy i mało prawdopodobne, że usłyszymy, jego grę na innych instrumentach, a nawet może i słyszymy tylko nie mamy świadomości, że akurat w tym momencie i na tym konkretnym instrumencie gra właśnie Elvis. A przecież Elvis to nie tylko różne gitary i fortepian, to również organy, pianino, fisharmonia, tamburyn, perkusja, kontrabas, akordeon, ukulele. Na tych instrumentach grał bardzo dobrze, lecz nie obce były mu też inne (melodyka, flet, klarnet, klawesyn, a nawet trąbka i skrzypce - patrz etykieta "Muzycy i instrumenty"). Na przykład o jego grze na ukulele napisano nawet książkę (grał na wszystkich czterech głównych jej typach), a wcześniej w innej o tym instrumencie, poświęcono mu cały rozdział.

Elvis w domu (luty 1966, Rocca Place, Bel Air, California) gra na fortepianie "Sonatę Księżycową" Ludwiga van Beethovena. Zamiast wokalu, panowie mruczą (to utwór klasyczny muzyki poważnej, więc nie ma słów), Elvis, Red West i Charlie Hodge (być może jeszcze ktoś, czasem się włącza). Niestety, prawie nie da się słuchać, takie jest przegłośnienie tego nagrania, że wszystko rzęży i buczy

Czasem, gdy tak sobie myślę o tym, czego ten człowiek nie robił w swoim życiu, jakich umiejętności nie posiadł, to się zastanawiam, czy żył w tej samej czasoprzestrzeni, co my wszyscy i czy jego doba też miała tylko 24 godziny. :)

Kiedyś jeden z dziennikarzy, pisząc relację z koncertu, użył w stosunku do Elvisa określenia "wyglądał jak książę z innej planety". W tym akurat porównaniu chodziło o jego nieziemski wygląd - urodę, figurę i strój, aczkolwiek czasem mi się wydaje, że Elvis przybył do nas faktycznie z innej planety. :)


33 komentarze:

  1. Puk, puk... zamieszczone powyżej i pisane jako "Elvis w zaciszu domowym wykonuje "Till I waltz again with you" nie wykonuje Elvis Presley. To jest jakiś marny imitator. Nie znam i nigdy nie słyszałem wykonania tego utworu przez Elvisa. POZDRAWIAM :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W temacie "domowych", prywatnych nagrań Elvisa polecam kompleksowo traktujące to zagadnienie wydawnictwo:

      http://elvispresleyforum.pl/elvis-presley-electronic-memory-off-the-record-5-cd-vt6566.htm

      Wiele z nich zostało też zrealizowanych na oficjalnych płytach RCA, BMG, SONY czy FTD.

      Usuń
  2. Mam wątpliwości. Ja tam słyszę wyraźnie zaśpiew Elvisa, jego głos, jego modulację, jego góry i doły. Więc jeśli to nie Elvis, tylko imitator, to dobry, skoro mnie tak zmylił.

    Tam na clipie ktoś napisał w komentarzu, że to przypuszczalnie wykonuje Ted Torres, a jeśli tak, to nie taki "kiepski imitator", tylko jeden z lepszych. :) Może niezbyt dobrze brzmi, bo to domowe wykonanie, nagrywane przez zwykły mikrofon niskiej jakości.

    Tak, widziałam to forum. Tylko szkoda, że nie widać tematów, tak jak to jest na większości innych for. Taka "randka w ciemno". Chciałam się nawet zarejestrować, ale znowu 1587 nick i hasło do pamiętania. Jakoś nie mam zaufania do takich miejsc, gdzie wszystko jest zabunkrowane, ale skoro polecasz, to może się skuszę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... jeśli to niby Elvis to proszę o wskazanie płyty oficjalnej lub bootlegowej, na której to wydano? Zapewniam, że nie ma takiego wydawnictwa. WSZYSTKO co zostało ujawnione mniej lub bardziej oficjalnie wobec naszego idola jeśli chodzi o materiały audio ma swoje odzwierciedlenie na takich nośnikach. Ten imitator jest kiepski, skoro po kilku frazach zaśpiewanych przez niego z łatwością można rozpoznać fałsz. Naprawdę proszę nie wierzyć temu co ludzie publikują w internecie. Takich imitatorów maści wszelakiej jest na kopy... a ich osobiście omijam szerokim łukiem, bo zbyt wiele jest dokonań samego Elvisa, aby poświęcać im uwagę. To co robią jest po prostu wtórne. Ponadto po wielu latach życiowej pasji jaką jest dla mnie Elvis Presley "po prostu" się wie czy to jest Elvis czy nie? Wszystko co nagrał w studio, na domu i co zostało upublicznione znam. Nie jest to chwalenie się, tylko wiedza. Jak na moje uchu ten rzekomy Ted Torres zrobił to na dobrym sprzęcie (komputer?) i celowo. Całość poddał obróbce dźwiękowej, zretuszował tak, aby się nabierać...

    Na prowadzonym forum (www.elvispresleyforum.pl) dostępne dla wszystkich są tylko działy NEWS oraz OKŁADKI CD, DVD, BLU-RAY. Jeśli się chce korzystać i czerpać garściami to co jego członkowie stworzyli przez już ponad 12 lat to trzeba się najzwyczajniej w świecie zarejestrować i oczywiście brać czynny udział w jego tworzeniu. To z szacunku dla nich jest takie "obostrzenie", a nie "zabunkrowanie" W internecie jest wiele miejsc, które tak działają. Są też fora elvisowe, których nie ma w wyszukiwarkach internetowych i takie, do których aby się dostać trzeba uzyskać zaproszenie od kogoś kto tam już jest.

    Pytanie... to Elvis czy nie?

    http://www60.zippyshare.com/v/hyYHhOUd/file.html

    POZDRAWAIAM :-)

    T.C.B.

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że odpowiedź dałaby dopiero fachowa analiza ekspercka. :)

    Elvis miał niesamowite zdolności wokalne, jeśli chodzi o przybieranie różnej barwy głosu, a do tego szeroki zakres (ponad 4 oktawy). To często utrudnia trafne zweryfikowanie tego co słyszysz na clipie. Wiele razy miałam wątpliwości, czy to co słyszę to Elvis, czy ktoś inny i myliłam się czasem w obie strony.

    Dlaczego nie dopuszczasz, że ktoś może mieć takie domowe wykonanie i wpuścić to do netu? Przecież Elvis śpiewa wszędzie gdzie się pojawił i u każdego. Dlaczego zakładasz, że wszystkie tego typu materiały wyszły już na nośnikach? Nie chodzi akurat o ten konkretny clip, tylko ogólnie.

    Dwa lata temu trafiłam na wywiad (nie pamiętam już z kim z Graceland, bo wtedy to nie miało dla mnie znaczenia, liczyła się sama informacja), w którym rozmówca z rozbrajającą szczerością stwierdza, że w archiwach Graceland jest jeszcze półtora MILIONA nieopracowanych pamiątek po Elvisie (zdjęcia, filmy, dokumenty)!!! Ten wywiad był chyba przeprowadzany w związku z 35 rocznicą.

    W innym wywiadzie, też z osobą z Graceland czytam, że "zapomnieli o podręcznym archiwum", jakie było jeszcze za czasów Elvisa (w jakiejś komórce), gdzie wrzucano wszystkie nośniki z kasetami, filmami, niewywołanymi zdjęciami itp. Po czym gość mówi, że nie zaglądali tam ponad 20 lat! Dopiero szukając czegoś na jakąś wystawę czy też aukcję, ktoś sobie o nim przypomniał!

    Trzeba uwzględnić fakt, że "towarzystwo z Graceland" już od lat ma w głębokim poważaniu (czytaj w "du...") fanów! Liczy się tylko kasa, zupełnie nie chodzi w tym wszystkim o historyczną rzetelność i maksymalne odtworzenie życia i przebiegu kariery Elvisa. Weź na przykład blog Graceland. Tam wypisują takie bzdury, że aż nie można uwierzyć, że piszą to ludzie, którzy badają spuściznę Elvisa i mienią się jego znawcami. To przeciętny fan wie od nich więcej i nie popełnia tak elementarnych błędów. A jak Graceland czegoś potrzebuje to wiesz gdzie szuka? Na australijskiej stronie, i na nich się stale powołuje. :) To dobry portal, chyba obecnie najlepszy, ale też roi się w nim od błędów i sprzeczności.

    Wracając do tego nieszczęśliwego klipu, dla mnie to Elvis, ale nie będę się przy tym upierać, bo jak już wspomniałam na wstępie, zdarzało mi się mylić w dwie strony, choć słuch muzyczny mam bardzo dobry.

    Co do forum, to się nie zrozumieliśmy. Mi nie chodzi o to by było otwarte dla każdego niezarejestrowanego gościa. Tylko o widoczność samych głównych wątków. Wiesz jak to bywa z forami, są dobre, profesjonalne, albo takie, gdzie ktoś się porywa z motyką na słońce, nie mając odpowiedniej wiedzy. Jak widzisz główne wątki (ich tytuły), to już mniej więcej wiesz, czy to jest to, czego szukałeś.

    Dam ci konkretny przykład. Szukasz rzetelnego forum na temat seksu. Trafiasz na jedno i widzisz wątek "stosunek seksualny z penetracją", wchodzisz na drugie i widzisz "ostre jeb...". Chyba nie masz wątpliwości, gdzie faktycznie możesz się czegoś dowiedzieć i podyskutować z ludźmi na poziomie, a gdzie można tylko poświntuszyć z napalonymi narwańcami.

    Natomiast co do kwestii otwartości, to ci powiem, że podchodzę do tego ambiwalentnie. Bo z jednej strony rozumiem, że ludzie chcą chronić swoją wiedze, nad której zdobywaniem spędzili lata, z drugiej w ten sposób zatraca się upublicznianie informacji, szerzenie wiedzy o naszym Elvisie, a przecież wiesz jaki zniekształcony i lekceważący obraz Elvisa od dziesiątek lat jest w Polsce propagowany. Więc to są takie trudne decyzje, albo zamykasz się w swoim gronie, albo decydujesz się szerzyć prawdziwą wiedzę o królu wśród innych.

    Pozdrawiam :)

    P.S.
    Przez najbliższe kilka dni nie będę miała zbyt wiele czasu, później wpadnę i z przyjemnością poczytam. Skoro polecasz, to myślę, że warto.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odsłuchałam. Fatalna jakość, ciężko się wsłuchać. Moim zdaniem to nie jest Elvis, chociaż w kilku momentach jakbym go słyszała. Zdziwię się jak powiesz, że to ON. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, słucham chyba po raz pięćdziesiąty tego klipu i jestem jeszcze bardziej pewna, że to Elvis. Chociaż zasiałeś moje wątpliwości. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To nie jest OCZYWIŚCIE Elvis... tylko P.J.Proby:

    https://www.youtube.com/watch?v=IS_idbJwXQM

    Pan, który często przygotowywał swoim wokalem tzw. dema nagrań, które później nagrywał bądź nie sam Elvis.

    Przykłady:

    https://www.youtube.com/watch?v=Mbx6WSJMpwk

    https://www.youtube.com/watch?v=9SzmS3jZRB4

    Zgadzam się, że ''towarzystwo z Graceland'' miało i ma parcie na kasę i tak naprawdę tylko ona się liczy. Tak już mają i nikt, nic tego najpewniej nie zmieni (?).

    ''Dlaczego nie dopuszczasz, że ktoś może mieć takie domowe wykonanie i wpuścić to do netu? Przecież Elvis śpiewa wszędzie gdzie się pojawił i u każdego. Dlaczego zakładasz, że wszystkie tego typu materiały wyszły już na nośnikach? Nie chodzi akurat o ten konkretny clip, tylko ogólnie.''

    Domowe, prywatne nagrania Elvisa są dokładnie skatalogowane i opisane w stylu co, gdzie i kiedy oraz czy zostało wydane? Wiedza ta jest ogólnie dostępna. Traktują tez o tym periodyki dotyczące jego sesjonografii. Nigdy i nigdzie nie spotkałem się z informacją, że w takich okolicznościach wykonał "Till I waltz again with you". Ponadto gdyby to co zamieściłaś śpiewał jednak on, to w wielu miejscach (fora, blogi) byłaby dyskusja o tym. Takiej tez nie spotkałem nigdy. Ponadto jego życiorys, faktografia jest szalenie dokładnie zbadana i opisana przez kilku autorów...

    To nie dotyczy tylko domowych, prywatnych nagrań Elvisa, ale studyjnych, telewizyjnych i koncertowych.

    Tak abstrahując od tego wszystkiego to naprawdę po kilku sekundach śpiewu wiadomo, że to nie on. Ja w takim czy wielu innych przypadkach nigdy nie dałem się zwieść.

    Do forum (każdego) można się zapisać bez obawy czy są tam "normalni ludzie" czy "nawiedzeni". Po wykonaniu czynności REJESTRACJA można po prostu też się z niego wypisać.

    Na jesienny, taki ten wieczór polecam w temacie "imitatorów" takie coś: https://youtu.be/-J7Z0az0Wq8

    T.C.B.









    OdpowiedzUsuń
  8. Z grubsza się z Tobą zgadzam, poza jedną rzeczą. Piszesz:
    "Domowe, prywatne nagrania Elvisa są dokładnie skatalogowane i opisane w stylu co, gdzie i kiedy oraz czy zostało wydane?"

    No tak nie można mówić. W domach zapewne leżą tysiące nagrań, a większość z nich nie zostanie nigdy odkryta. Z różnych powodów, bo są np. na taśmach lub kasetach magnetofonowych i nikt nie zada sobie trudu by przesłuchiwać dziesiątki starych taśm, które leżą na strychach lub w pudłach po piwnicach. Sama takie mam, pewnie z setka. Bo nie ma pod ręką już sprzętu, na którym szło by je odsłuchać. Bo nikomu nie chce się w to bawić, a nie każdy małolat dziś, który odziedziczył muzę "swoich starych" czy też dziadków, na archaicznych dla niego nośnikach, odczuwa potrzebę przeanalizowania czego oni słuchali, itp. itd. Nie można zakładać, że już wszystko zostało odkryte.

    Poza tym jak można skatalogować coś, o czym nie wiadomo, że jest? :)

    Jak wiesz, bo sam mnie poratowałeś materiałem, szukałam informacji o specjalnym. Przede wszystkim chciałam ustalić coś na temat tzw. "segmentów" i nic nie ustaliłam. To co w jednym materiale określa się jako "burdello" w drugim jako "tiger man", to co w innym zaliczane jest do "tiger man" w jeszcze innym nazywa się "little Egipt" itp. Co wchodzi w dany segment nie wiadomo. A przecież nawet na klapsach przed kręcenie mieli pisane nazwy segmentów, a jeśli tak, to powinno być to dookreślone, bo w końcu według jakiegoś klucza je wpisywano przed daną sceną.

    Ostatnie wydanie specjalnego na DVD, gdzie jest rzekomo wszystko co nakręcili, całe 8 godzin, też okazało się nieprawdą. Czytałam wypowiedź Bindera, który nagrywał Elvisa prawie przez 2 godziny w szatni, w tajemnicy, aż go nie przyłapał Colonel. Mówił, że choćby tych materiałów nie ma. Jest 8 godzin, ale materiału z którego składali godzinny program, niewykorzystane resztki. On twierdzi, że przynajmniej drugie tyle powinno być pozostałego materiału, który też wtedy nakręcono, aczkolwiek nie tyle pod kątem samego programu, co na zasadzie utrwalania co ciekawszych kulisów jego tworzenia, między innymi śpiewającego samego czy z innymi Elvisa.

    Nie można mówić, że wszystko jest skatalogowane i znane, bo tak nie jest. Nie ma wiedzy choćby o wielu jego koncertach i występach z lat pięćdziesiątych. Tam gdzie są znane kontrakty, tworzy się listę w oparciu o to co "powinno być" (czyli co przewidywał kontrakt), a nie o to co było w rzeczywistości.
    Nawet sprawy sesyjne wcale nie są precyzyjne. Powtórka z kontraktów. Studio było rozpisane na Elvisa, więc założenie, że musiał wtedy nagrywać. A ile razy zapłacił za studio, a potem korzystał z niego ktoś inny? To samo taśmy-matki z nagraniami. Ile takich sam zniszczył od razu na sesji jak mu się coś nie podobało? Ile zaginęło? Ile cichcem wyniesiono, jak już był sławny? A potem kod z numerem był i rozpiska z sesji, a nagrania nie szło znaleźć.

    Kolejna rzecz - klub dla vipów przy Graceland, którego członkowie płacą rocznie sowite składki. A płacą je za dostęp do archiwaliów, których zwykli fani przypuszczalnie nigdy nie poznają. I gdzie te archiwalia masz skatalogowane, jak o ich istnieniu wie nieliczna grupa, w dodatku związana umową do milczenia?

    Tak więc to wszystko nie jest takie przejrzyste i oczywiste. Ja, jak zawsze mam nadzieję, że znowu "coś" się odnajdzie, kolejna perełka. :)

    Jeśli chodzi o ten klip z "Till I waltz again with you", też nie trafiłam na żadną dyskusję na jego temat. Ale jedno mnie zastanawia - brak dyskusji pod nim samym. Chociaż z drugiej strony, zaledwie 2000 osób go obejrzało. Ktoś tylko napisał, że to nie Elvis, lecz Torres. Moim zdaniem, to nie jest Torres. Jeśli to nie Elvis, to nie wiem kto, ale na pewno żaden z bardziej znanych imitatorów.

    To idę odsłuchiwać Twoje propozycje. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwszy:
    https://www.youtube.com/watch?v=IS_idbJwXQM

    No słychać, że to nie Elvis, choć momentami brzmi podobnie.

    Drugi:
    https://www.youtube.com/watch?v=Mbx6WSJMpwk

    To samo, choć na początku można się pomylić.

    Trzeci:
    https://www.youtube.com/watch?v=9SzmS3jZRB4

    No tu od razu słychać, że nie Elvis.


    Czwarty:
    https://youtu.be/-J7Z0az0Wq8

    Sławny Orion, który ma być ponoć Elvisem, który nie mógł wytrzymać bez publicznego śpiewu i wyszedł z ukrycia, jak głosi plotka. :) Moim zdaniem ma jeszcze mniej z Elvisa niż cała reszta.
    Podobna barwa głosu, ale w ani jednym miejscu nie przypomina nawet Elvisa. A swoją drogą ciekawa sprawa z tą książką "Orion".

    OdpowiedzUsuń
  10. Naprawdę nie jest tak, że Elvis śpiewał w jakimś zamkniętym gronie, było to nagrywane i ktoś tam sobie zabierał taśmę i wychodził. Robił to generalnie sam Elvis lub ktoś z bliskiej mu świty. Trudno tych ludzi (wiernych i oddanych mu) posądzić o złodziejstwo? Wyjątkiem z tego co pamiętam są zapisy audio zwane jako Eddie Fadal's Tape (1958 r.). Studyjne, sesje nagraniowe Elvisa są zbadane i opisane w 100%. Chodzi o faktografię co, gdzie i czy zaśpiewał to lub było tylko przygotowane oraz czy zostało wydana (oficjalnie lub nie). W sprawie koncertów nie będę już taki ortodoksyjny, bo jak mówię od wielu lat w swoich audycjach internetowych "Elvis Show" jestem "studyjnym Maćkiem". Koncerty nigdy mnie nie kręciły w tak fascynujący sposób jak sesje w studiach czy na próbach. Występy na scenie były "wtórne"... szczególnie te po 1973-74 roku... były jak taśmociąg z małą ilością zaskakujących pozytywnie zwrotów w tym co i jak wykonywano na nich.

    Wspominasz o barku dyskusji pod plikiem video "Till I waltz again with you"... to no masz odpowiedź na to co staram Ci się nakreślić w tym co piszę. Po prostu "pierdołami", które starają się w sposób żałosny naśladować wokal Elvisa ludzie znający się na rzeczy nie zajmują się. Ja generalnie mam "uczulenie" na ich działalność. Jak jeszcze ubiorą ciuszki elvisowe to po prostu śmieszą mnie. To jednak temat na inną dyskusję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Link do wykonu Oriona (Jimmy Ellis) przytoczyłem nie na zasadzie pokazania, że śpiewa super jak Elvis. W jakimś sensie budzi mój szacunek jako artysta, że swoim wokalem nie stara się odgrywać, małpować na siłę brzmienia wokalizy Presleya, ale interpretuje jego i inne utworu (jest tego bardzo dużo) w sposób, w jakim brzmi po prostu jego, wrodzony głos. Nie ma buczenia, przybierania maniery frazowania, załamań, tonacji względem pierwowzoru lecz po prostu śpiew. To, że wypłynął dość szybko po śmierci naszego idola i zrobił cała tą szopkę z maską świadczy tylko o pomysłowym marketingu i... naiwności ludzkiej.

      Proszę mi uwierzyć na słowo, że jeśli wypłynie jakieś nagranie Elvisa (studyjne, koncertowe, domowe) dotąd nie znane to w pierwszej kolejności zagrzmi o tym elvisowy świat (fora, blogi), a nie np. pozostawiony bez odzewu plik na portalu YouTube.

      W temacie materiałów opublikowanych na zestawie 3 DVD (deluxe edition) "Elvis '68 Comeback Special" to nie przywiązujmy uwagi co tam sobie wydawca napisał, że to niby jest wszystko co zostało nagrane w studiach NBC. To jest klasyczny, komercyjny bełkot. Wiadomo, że ktoś edytował te materiały i złożył je w takiej, a nie innej formie. To nie jest odbicie 1:1 tego co nagrywano... taki zestaw musiałby mieć kilkanaście dysków. Takie bzdety oficjalni wydawcy płyt elvisowych (CD, DVD) piszą od dawien dawna i budzi to tylko mój uśmiech. Nawet na produktach kolekcjonerskich, realizowanych przez FTD robi się świndle permanentne. Przestawia się (na za zasadzie sklejania) kolejność prób z danym utworem. Powinno być np.: alternate takes 1,2,3... a jest: alternate takes 3,1,2. Mało tego... wycina się całe partie dialogów ze studia, lub nawet zmienią ich kolejność. Paranoja... a najśmieszniejsze jest to, że za jakiś czas wydają coś tak wyedytowanego lub nie znowu, ale tym razem już tak jak powinno być. Dlatego cenię sobie wydawnictwa bootlegowe, na których mamy np. sesję nagraniową w postaci wszystkiego co działo się w studio, lub chociaż jako zapis bez ingerencji w jego zawartość, z surowym dźwiękiem, którego nikt nie obrabiał. Po prostu odbicie ze stołu mikserskiego.

      Oficjalni wydawcy w przypadku Elvisa nigdy nie byli, nie są i nie będą zainteresowani takim (nawet w formie limitowanej i drogiej) publikowaniem tego co mają w archiwach. Proces bicia kasy jest przez nich rozłożony na dziesiątki lat. Z ich punktu widzenia można to zrozumieć, ale z punku widzenia odbiorcy, miłośnika czy pasjonata już nie. Widzę i obserwuję jak świetnie realizowane są produkty CD, DVD czy Blu-Ray wobec grupy np. The Beatles. To też jednak temat na inną okazję.

      Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli.

      Muzycznie... takie coś nie wydane nigdy oficjalnie lecz tylko na bootlegu: https://www.youtube.com/watch?v=36eb6zuPjv8

      T.C.B.

      Usuń
    2. No to w kwestii oceny tego co ludzie mogą mieć w domach, znacznie się różnimy.

      Piszesz:
      "Trudno tych ludzi (wiernych i oddanych mu) posądzić o złodziejstwo?"

      No nie przesadzajmy z tym oddaniem. Wystarczy poczytać książki i wywiady większości tych "oddanych". Nie wspominając już nawet o sławnej "Elvis what happened", napisanej jeszcze za życia Elvisa. Według mnie była jednym z decydujących czynników, które doprowadziły Elvisa do grobu. Panicznie bał się przyjęcia przez fanów na koncercie.

      Poza tym najmniej myślałam o jego najbliższym otoczeniu, pisząc o "wynoszeniu nagrań". Raczej o fanach, których gościł, czy osobach przewijających się np. w studiach nagraniowych itp.

      Oriona nie lubię. Nie wiem, może się uprzedziłam właśnie przez to, co ty nazywasz "pomysłowym marketingiem", a ja skutecznym, acz obrzydliwym i nie fair, tak w stosunku do Elvisa, jak i jego fanów. Niemniej takie są fakty, nie on pierwszy i nie ostatni próbował zaistnieć, wspinając się po grzbiecie Elvisa.

      Co reszty, w stu procentach się z Tobą zgadzam. Aczkolwiek nie dezawuowałabym koncertów, zwłaszcza tych sprzed lat siedemdziesiątych. I nie tylko koncertów, ale występów (np. gdy gościnie zaśpiewał na czyimś koncercie).

      Lata siedemdziesiąte, tak jak mówisz są nudne z uwagi na powtarzalność repertuaru. Natomiast mają inne walory - inny głos Elvisa, bardziej męski dojrzały, jeszcze mocniejszy i samo wykonanie, może mniej spontaniczne, ale dojrzalsze. Chociaż są piosenki, których wykonanie wolę z lat pięćdziesiątych, są takie, które wolę z lat siedemdziesiątych i jest całe gro, których każde wykonanie jest dla mnie wyjątkowe. To jednak rzecz gustu.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Zapomniałam jeszcze dodać, że brak dyskusji pod clipem jeszcze o niczym nie świadczy, jeśli obejrzało go dopiero 2000 przypadkowych osób. Jak obejrzy go 200 tysięcy i dalej jej nie będzie, to się z Tobą zgodzę. :)

      Usuń
  11. Przyglądam się Waszej rozmowie z dużym zainteresowaniem (jak i całej tej stronie). Przesłuchałem zamieszczone pliki i... oczywiście bez cienia wątpliwości stwierdzam (niestety, po odsłuchaniu 2-3 sekund nagrania), że piosenki "Till I Waltz Again With You" NIE śpiewa Elvis Presley.
    Oczywiście, muszę przyznać autorce strony rację co do jednego... przecież ktoś mógł ot tak wrzucić nieznane nagranie Elvisa do sieci. Mógł bo taka sytuacja miała miejsce całkiem niedawno z koncertowym "I Forgot To Remeber To Forget" z 1955 roku. Ale takie sytuacje zdarzają się baardzo rzadko i... raczej zdarzają się tylko przy nagraniach koncertowych (udostępniają je nieświadomi uczestnicy koncertu bądź osoby które np.jak w powyższym przypadku nagrały historyczną audycję z radia). Nie podejrzewam jednak, by ktokolwiek z bliskich współpracowników Elvisa (a przecież Elvis nie śpiewał na ulicy by każdy mógł mieć jego 'domowe nagrania') lub ich rodzin wrzucał od tak archiwalne nagrania do Sieci (doskonale zdając sobie sprawę z ich wartości). Kiedyś (teraz piszę z głowy) Joe Esposito (i Charlie Hodge) wyznali, że wszystkie nagrania domowe, którymi dysponowali zostały już wydane na płytach "In Private Moments" i "The Home Recordings". Nagrania z domu Sama Thompsona też zostały już wydane (wspomniane przez autorkę "Spanish Eyes"), podobnie jak przyjęcie u Ediego Fadala.
    Strony internetowe na których wyszczególnione są listy domowych nagrań Elvisa też nie pozostawiają złudzeń... jeśli są to tylko pojedyncze utwory z 67 i 74.roku.
    Owszem, jest jedna rzecz, która mocno zastanowiła mnie podczas odsłuchiwania wspomnianego przez *D.J-Maćka!* boxu "Electronic Memory. Off The Record" - do dzisiaj światło dzienne ujrzało ponad 120 utworów, tzw. domowych nagrań, Elvisa. Dlaczego żadne z nich nie zostało nagrane w... Graceland?

    OdpowiedzUsuń
  12. Po 1973-1974 roku Elvis zaczął się zatracać. I cokolwiek tu nie powiemy o tego przyczynach (bo można wiele czynników wymienić), nie bez znaczenia było w tym jego zdrowie i świadomość roli jaką odgrywa dla swojego menadżera (maszynki do zarabiania na jego nałóg hazardowy).

    W jednym z materiałów czytałam, że po jakimś bardzo udanym grudniowym koncercie (w 1975 lub 1976 roku, nie pamiętam), gdzie został fantastycznie przyjęty przez publikę, rozpłakał się na backstagu i powiedział do swojego rozmówcy, że życie jest bez sensu i ma już dość.

    On był już zbyt zmęczony, stłamszony, przygaszony i cierpiący. Mimo, że miał wszystko, a świat leżał u jego stóp, nie potrafił się pozbierać psychicznie. Psychika jest najważniejsza, gdy ona siądzie, pada wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Mariuszu :)

    No to mam dwóch przeciwników. :) Im dłużej odsłuchuję ten kawałek, tym bardziej jestem pewna, że to jest Elvis. :)

    Wracając do nagrań domowych, tak jak przed chwilą odpowiedziałam Maćkowi, najmniej myślałam o jego najbliższym otoczeniu. Raczej o przypadkowych osobach, które z jakichś względów znalazły się w otoczeniu Elvisa - np. fani, obsługa. Poza tym mówiąc "domowe nagrania" nie mam na uwadze tylko tych z domów Elvisa, ale z backstage, prób, pokojów hotelowych (gdzie po każdym koncercie zwykł zapraszać nawet dziesiątki osób), wykonane u kogoś innego w domu, gdzie sam gościł itp. Przecież Elvis nie przestawał śpiewać, wszędzie gdziekolwiek się pojawił, przebywał, śpiewał. Nawet w samochodzie, samolocie itp. Oczywiście w przenośni, raczej nie śpiewał śpiąc. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Moje "zniechęcenie" do koncertów naszego idola dotyczy jego występów tak gdzieś od 1974 roku. Wcześniejsze, zwłaszcza Las Vegas (1969-1971, Lake Tahoe (1971) czy wszystkie z lat 50's oraz te zorganizowane po powrocie z wojska mają po prostu POWER. To tak z grubsza, bez wdawania się w szczegóły. Oczywiście występy na żywo w programach TV traktuję równie entuzjastycznie.

    ''Aczkolwiek nie dezawuowałabym koncertów, zwłaszcza tych sprzed lat siedemdziesiątych. I nie tylko koncertów, ale występów (np. gdy gościnie zaśpiewał na czyimś koncercie).''

    Hmmm... nie bardzo rozumiem ten frag. "np. gdy gościnie zaśpiewał na czyimś koncercie''?

    Co masz na myśli i gdzie takie "coś" można usłyszeć?

    ''Poza tym mówiąc "domowe nagrania" nie mam na uwadze tylko tych z domów Elvisa, ale z backstage, prób, pokojów hotelowych (gdzie po każdym koncercie zwykł zapraszać nawet dziesiątki osób), wykonane u kogoś innego w domu, gdzie sam gościł itp. Przecież Elvis nie przestawał śpiewać, wszędzie gdziekolwiek się pojawił, przebywał, śpiewał. Nawet w samochodzie, samolocie itp. Oczywiście w przenośni, raczej nie śpiewał śpiąc. :)''

    Zejdźmy trochę z chmur... lata o jakich piszemy to nie epoka cyfrowych urządzeń rejestrujących wielkości np. długopisu.

    Nawet domowe, prywatne nagrania Elvisa były nagrywane na magnetofonie szpulowym, którego wielkość była bliższa maszynie do szycia. Są materiały z lat 70's nagrane na kasecie magnetofonowej, ale to wyjątek marginalny. Nikt nie pozwoliłby bezkarnie nagrywać na swoim sprzęcie tego co Elvis robił w prywatnym gronie. Nawet gdyby to byłaby o tym wzmianka, że ktoś, kogoś widział i takie materiały mogą, gdzieś być? Wspomniałem wcześniej o tym, iż biografowie bardzo skrupulatnie prześledzili życie, drogę artystyczną, ale i też prywatne meandry tego gdzie bywał. z kim i co tam robił? Przeprowadzili oni setki, jeśli nie tysiące rozmów z osobami, które tam bywały i widziały wszystko to naocznie.

    Oczywiście trzeba przyjąć jakiś margines na to, że gdzieś, coś jeszcze jest w formie dźwiękowej czego nie znamy... ale na 101% nie jest to "Till I Waltz Again With You". Pomijając nawet to co napisałem powyżej. To co słyszymy nie brzmi jak wokal Elvisa. To się PO PROSTU słyszy i wie mając w głowie wszystkie wydane jego nagrania. Te formalne i nie formalne, studyjne, z prób czy prywatnych zapisów.

    Ten sam "artysta":

    https://www.youtube.com/watch?v=86wBQKmQUa4
    https://www.youtube.com/watch?v=El_NIDqdY9Q
    https://www.youtube.com/watch?v=Z3nBFAxJN5A

    Elvis??? To jest najzwyczajniej już zabawne. :-)

    Zachęcam do zapoznania się z wszystkimi miejscami, datami, w których utrwalono prywatne nagrania Elvisa i wysłuchanie nawet tylko po jednym nagraniu z nich. To naprawdę z czasem zadziała jak filtr, który nie przepuści niczego co po kilku sekundach jest zwykłym fałszem autentyczności głosu naszego idola.

    T.C.B.

    OdpowiedzUsuń
  15. A to ok, bo myślałam, że tak ogólnie masz zły stosunek do koncertów.

    Już odpowiadam, bo może nie byłam precyzyjna. W początkach kariery, Elvis często występował z innymi artystami, w sensie, że to nie były tylko jego koncerty, ale podczas takie pokazu czy show brali udział także inni artyści. Gdy był już bardziej znany, zdarzało się, że przychodził na koncert innego artysty w charakterze widza i został poproszony na scenę do wspólnego zaśpiewania jakiejś piosenki. To raz. Dwa, nie dalej jak kilka dni temu czytałam kawałek wypowiedzi Jimmi'ego Deana, który wspominał jak to Elvis wpadał do niego po swoim występie w Hiltonie do Desert Inn, gdzie po koncercie razem śpiewali u niego w pokoju. Mówił też, że kilka razy poprosił go w trakcie swojego koncertu na scenę i Elvis śpiewał z nim. Tak było też kilka razy w przypadku Roya Orbisona i nie wiem czy nie u Toma Jons'a. Tego typu rzeczy nazywam "występami". Natomiast koncerty, to dla mnie takie występy, które w całości było jego (bez udziału innych artystów, chyba że w ramach supportu przed koncertem).

    W kwestii nieprofesjonalnych nagrań, raczej nie osiągniemy wspólnego stanowiska. :) Przecież nie jeden Elvis miał u siebie magnetofon szpulowy, czy kasetowy. I na pewno nie oponowałby, gdyby ktoś chciał sobie na kasetowca nagrać jak śpiewa w pokoju hotelowym.

    Poza tym to były inne czasy. Przypomnij sobie choćby z filmów amerykańskich (bo u nas tego zwyczaju nie było, a jeśli to najwyżej na plażach), tam młodzi ludzie chodzili po ulicach z magnetofonami kasetowymi na ramieniu (na przełomie lat 60. i 70. i chyba jeszcze na początku lat 80.). Nie potrzeba było zaraz czterościeżkowego szpulowca z mikrofonem, by nagrać coś wokół siebie.

    Piszesz:
    "Oczywiście trzeba przyjąć jakiś margines na to, że gdzieś, coś jeszcze jest w formie dźwiękowej czego nie znamy... ale na 101% nie jest to "Till I Waltz Again With You". "

    Całkiem niedawno czytałam w jakimś opracowaniu, że tę piosenkę Elvis wykonał przynajmniej dwukrotnie podczas koncertów. Póki co na żadnym z zachowanych koncertów jej nie ma. Wiemy też, że nigdy jej nie nagrał. Więc, kto wie? Może odnajdzie się jakiś koncert lub jego fragment i jeszcze kiedyś ją usłyszymy? Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe.

    Kiedyś też czytałam, że podczas prywatnej rozmowy (w domu, w hotelu, w klubie, nie wiem), gdy rozmawiali o czasach szkolnych ... Ach już wiem, to znaczy przypomniały mi się okoliczności. To wiązało się z dyskusją nad kształtem drugiego filmu dokumentalnego o Elvisie. Tylko teraz nie wiem, czy chodziło o ten, który nie doszedł do skutku, czy o "Elvis w trasie". Elvis nie chciał by cofano się w nim do jego dzieciństwa i czasów szkolnych. Wtedy go pytano o tamte czasy i między innymi o występ z kwietnia 1953 na szkolnej rewii (który wygrał), gdy nauczyciele się popłakali słuchając właśnie "Till I Waltz Again With You". Jakaś kobieta biorąca udział w tej rozmowie, poprosiła by Elvis zaśpiewał ten kawałek. I Elvis usiadł do pianina, zagrał i zaśpiewał (w szkole przygrywał sobie na gitarze).

    Wiesz, ja sobie myślę, że jesteś osłuchany i obeznany z materiałami dotyczącymi Elvisa i zbyt racjonalnie do wszystkiego podchodzisz. Po prostu popadłeś w ekspercką rutynę. :))) Ja jeszcze tego poziomu nie osiągnęłam, więc mam więcej dystansu. Nie stawiam "pewników" jak kropek w telegramie. :)

    Dzięki za klipy, idę posłuchać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Autorka bloga pisze: "W kwestii nieprofesjonalnych nagrań, raczej nie osiągniemy wspólnego stanowiska. :) Przecież nie jeden Elvis miał u siebie magnetofon szpulowy, czy kasetowy. I na pewno nie oponowałby, gdyby ktoś chciał sobie na kasetowca nagrać jak śpiewa w pokoju hotelowym".
    I tutaj bardzo się z Tobą niestety nie mogę zgodzić (a bardzo przychylić do zdania *D.J-Maćka!*). Odniosłem wrażenie, że masz bardzo wyidealizowany obraz Elvisa. Dobrze, bo on nie był złym człowiekiem. Musisz jednak wziąć pod uwagę fakt, że o interesy Elvisa dbały zupełnie inne osoby. I te osoby bardzo dokładnie pilnowały kto i co wnosi na spotkanie z Elvisem. Poczytaj wspomnienia osób, które spotykały się z Elvisem za kulisami - czasami nie pozwalano im zrobić sobie z nim zdjęć a czasami nawet zabraniano nawet wnosić aparaty fotograficzne na spotkanie! Były osoby upoważnione do nagrywania prób przed koncertami (tak by Elvis mógł ich później odsłuchać i wyłapać ewentualne błędy). Myślisz, że przy tak pilnowanym artyście jakim od 1956 roku był Elvis Presley udałoby się wnieść (przemycić) jakikolwiek sprzęt nagrywający? To niestety nie była era smartfonów, telefonów komórkowych i dyktafonów, które można było wnieść na spotkanie ukryte w kieszeni etc. Niestety w tej historii pracownicy kasyn, kelnerzy i inne osoby postronne odpadają. Poza tym, poczytaj też wspomnienia osób, które brały udział w tych przyjęciach w Las Vegas czy w Graceland. Elvis nie zawsze podczas nich śpiewał. Przecież Ed Hill wspomniał, że głównie siedzieli i rozmawiali (i miło spędzali czas). Więc nikt tego nie nagrywał. Inna kwestia, nikt nie rzucał się do sprzętu nagrywającego gdy Elvis tylko otwierał usta... Dla jego najbliższych była to codzienność... (dla nas fascynująca... dla większości z nich...normalna).
    A co do koncertów z innymi artystami. Tak, Tom Jones zapraszał go czasem na scenę. Elvis kłaniał się i siadał na swoje miejsce. Pułkownik Parker nie pozwoliłby na taki 'darmowy' show swojego chłopaka. Niestety.
    A co do tej piosenki "Till I Waltz Again With You"... uznajmy to za żart (no bo chyba tam wyraźnie... NIE SŁYCHAĆ ELVISA. Nie trzeba być ekspertem) :) i rozmawiajmy dalej o Elvisie (bo nareszcie jest z kim rzeczowo porozmawiać).

    OdpowiedzUsuń
  17. Wszystko co piszesz to prawda, ale tu nie chodzi o masowe, nagminne nagrywanie, tylko sporadyczne, epizodyczne, czego wykluczyć nie można. Skąd wiesz, że nie pozwolił się nagrać jakiejś "pani", przed lub po wspólnym tete a tete, której śpiewał serenady? :))) Tak na pamiątkę, by miała miłe wspomnienia, po wspólnie spędzonej nocy. :)

    No tak, słynne słowa Parkera, że "nawet rząd Stanów Zjednoczonych nie będzie słuchał i oglądał Elvisa za darmo". :)

    OdpowiedzUsuń
  18. ''Wiesz, ja sobie myślę, że jesteś osłuchany i obeznany z materiałami dotyczącymi Elvisa i zbyt racjonalnie do wszystkiego podchodzisz. Po prostu popadłeś w ekspercką rutynę.''

    Dziękuje za miłe słowa, ale nigdy nie uważałem siebie za eksperta jeśli chodzi o Elvisa, do którego to zawsze staram się mieć racjonalny dystans. Tak jak do życia. Ekspertami są i to miary najwyżej tacy autorzy jak np. Tunzi, Jorgensen czy Guralnick.

    Zachęcam Cię z całego serca do dogłębnego zapoznania się z ich opracowaniami. Wówczas mam (mimo wszystko) nadzieję, że przyjmiesz inny punkt widzenia na wiele aspektów związanych z naszym idolem, np. wobec jego twórczości (co, gdzie, kiedy?). Stawiasz w swoich wypowiedziach tezy i je uparcie bronisz. Rozumiem to, ale argumenty (?) jakie starasz się przytaczać można postawić na równi z tymi, że Elvis żyje.

    No powiedz sama czy nie jest to też możliwe?

    Sorry, przerysowałem to celowo, ale jak czytam:

    "zdarzało się, że przychodził na koncert innego artysty w charakterze widza i został poproszony na scenę do wspólnego zaśpiewania jakiejś piosenki''

    ... to zaczynam mieć wątpliwości czy aby dyskutujemy o tym samym artyście?

    To retoryczne pytanie, na które proponuję, aby każdy sobie sam odpowiedział.

    Serdecznie pozdrawiam i życzę powodzenia. CZEŚĆ.


    T.C.B.





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na siłę nie bronię, opieram się tylko na argumentach. :) Aczkolwiek sam wiesz jak to jest, w źródłach jest totalny bałagan - wiele błędów, nieścisłości, sprzeczności. Czasem trudno oddzielić ziarno od plew.

      Usuń
  19. Drodzy Panowie, proszę już mi tu nie zagadywać ani nie rozpraszać autorki bloga, bo ja zniecierpliwiona czekam na kolejny wpis!
    Podejrzewam, że Wy również!
    Cholera.. kto i gdzie w tak wdzięczny sposób pisze o Elvisie, hę? ;-)

    Co do zamieszczonego utworu: to nie Elvis, ale przynajmniej pod ręką jest piosenka, która zrobiła ten sławny show w szkole!

    Petera Guralnick'a polecam gorąco! Koniecznie obie pozycje: "Last train to Memphis", która kończy się na wrześniu 1958r., kiedy to Elvis podąża do Niemiec i ciąg dalszy w "Careless love".
    A Panowie wspomnienia Lindy Thompson czytali? Ja czytałam, a za chwilę znowu Guralnick i jego "Sam Phillips The Man Who Invented Rock'n'Roll"(podejrzewam, że to kolejna arcyciekawa książka, w którą wplątany jest Elvis).

    pozdrawiam wszystkich:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo jest książek wartych przeczytania, szkoda tylko, że te najwartościowsze nie są przetłumaczone na język polski.

      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  20. EPE ma bardzo dziwną politykę. Wydaje się, że nie dbają za bardzo o prawdziwe rarytasy. Widziałem na filmie pogniecione i podarte kostiumy sceniczne, które trzymają w kartonach, nawet nie wyprasowane. Po 50 latach to się nadaje tylko na szmaty. Może i dlatego nie mają zdjęć Elvisa z jazdy na wrotkach itp.? Kiedyś na aukcji sprzedawali koszulę Elvisa za ... 50 dolarów !!), a zwykłe zdjęcie Elvisa z jakimś cieciem za... 100 dolarów !!! Jedyne wytłumaczenie jest takie, że mieli wcześniej ustawione aukcje i kupić miał określony (znajomy) klient, tym bardziej że o takich dziwnych cenach powiadomili świat parę miesięcy po aukcji.
    Mam odnotowane, że „Til I Waltz Again With You” Elvis śpiewał co najmniej dwa razy: 24.12.1952 na tzw. „Humes High Christmas Talent Show” oraz 9.04.1953 na „The School’s Annual Minstrel Show”. Na tym drugim było aż 1700 osób na widowni, a jednym z wykonawców obok Elvisa był Red West ze swoją trąbką. Wersja, która załączasz, to nie Elvis, ale facet o nazwisku Rocko Nash. Śpiewa nieźle, ale w paru miejscach wyraźnie NIE udaje mu się podrobić Kinga. Niestety żadnej oryginalnej wersji Elvisa nie nagrano, chociaż... cuda się zdarzają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzięki za wyjaśnienia. Nie wiedziałam, że w grudniu 1952 tez wykonywał właśnie tę piosenkę, mam gdzieś wynotowany inny tytuł. Miałam to kiedyś zweryfikować, bo dotąd żadne źródło nie mówiło o wykonaniu 2 piosenek.

      Wiesz, aukcja Graceland, to nie ich eksponaty. Tylko ludzi takich jak Ty, czy ja i to ci ludzie, właściciele tych przedmiotów ustalają ceny minimalne, często od czapy, bo nie rozpoznają tematu i jest to na zasadzie "wydaje mi się, że tyle". Stąd mogą być takie kurioza.

      Usuń
    2. Napisałeś:
      "Widziałem na filmie pogniecione i podarte kostiumy sceniczne, które trzymają w kartonach, nawet nie wyprasowane. Po 50 latach to się nadaje tylko na szmaty."

      Możesz coś więcej na ten temat? Jaki to był film, może masz linka?

      Usuń
  21. Śpieszę wyjaśnić dlaczego „cuda się zdarzają”. Otóż wystarczyło, aby jakieś wydarzenie była transmitowane przez radio, to z mocy przepisów audio-wizualnych obowiązujących w USA, musiało zostać nagrane i jakiś czas przechowywane w archiwum. Chodziło o prawne aspekty nagrań. Niestety, chyba nie musieli oni tego przechowywać dość długo, więc szanse na to, że jakaś nagrana transmisja z 1952-1953 dotrwała do naszych czasów jest jak 1:1000000. Ale zawsze to więcej niż nic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyna nadzieja, że po terminie obowiązkowej archiwizacji, ktoś zamiast zniszczyć dany materiał, po prostu go sobie przywłaszczył.

      Usuń
  22. Ta Sonata księżycowa - to jest genialne ! Tzn. jako zajawka czegoś co mogło na tej kanwie powstać. Jaka dramaturgia ! Jest w tym potencjał na więcej emocji i mocy niż w piosence Belle z musicalu Dzwonnik z Notre Dame. W każdym razie to co tutaj usłyszałam kojarzy mi się z tym musicalem, z tą piosenką konkretnie: https://www.youtube.com/watch?v=OSInDG6wF-0
    Oh, to byłoby genialne , genialne gdyby zrobić z tego taki dramat !

    OdpowiedzUsuń
  23. Cały urok byłby gdyby to nagrano profesjonalnie, bez tych przegłośnień. Mnie dodatkowo zadziwia jego gra, jedna ręka delikatne dźwięki, jakby muśnięcia klawiszy, a drugą mocne, silne uderzenia, że aż podskakujesz. Momentami ma się wrażenie, że grają dwa fortepiany. Właśnie to plus ich mruczenie nadaje dramaturgii.

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie wiem czy wiesz, ale kiedyś Celine Dion była na tym spektaklu w Paryżu i zachwyciła się Garou. Poszła za kulisy ... a potem wypromowała go za oceanem, tak rozpoczęła się jego kariera.

    OdpowiedzUsuń

1. --- Najedź kursorem myszy na słowa "Wpisz komentarz" w białej ramce i kliknij.
2. --- Następnie kliknij strzałkę (▼) po słowach "Skomentuj jako:".
3. --- Po rozwinięciu listy wybierz pozycję trzecią "Nazwa / adres URL".
4. --- W polu "Nazwa" wpisz dowolny NICK, którym będzie sygnowany Twój komentarz.
5. --- Po wpisaniu nicka, kliknij w przycisk "Dalej", a następnie w białym polu wpisz treść komentarza.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pola "adres URL" nie wypełniamy, chyba, że ktoś ma swoją stronę i chce ją tu podać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Instrukcja graficzna tu:
https://elvisownia.blogspot.com/p/nick-w-komentarzu-instrukcja-graficzna.html