Aczkolwiek Dave Bouska, w swojej recenzji zamieszczonej w Elvis Monthly (Issue 141, October 1971), dotyczącej Sezonu 1 (od 20 lipca do 2 sierpnia 1971 roku), pisze:
"Elvis otrzymał 500.000 dolarów za te dwa tygodnie. Ceny biletów na Elvisa były takie same jak w Vegas. Minimum 15 dolarów i 2 dolary podatku, co dawało rachunek na 17 dolarów od osoby".Być może taka była całkowita kwota, z tego połowa dla Pułkownika (menadżera). Tylko wtedy by znaczyło, że dostawał 125 tysięcy za tydzień, bo Parker brał 50% z tego co Elvis zarobił.
Jeśli chodzi o wynagrodzenie Elvisa za występy w tym miejscu, to w ogóle ciekawy temat. Hotelu nie stać było na Elvisa, ponieważ sala była zbyt mała na to, by dochody z samych biletów pokryły jego gażę. Lecz nie tylko Sahara Hotel miał interes, by Elvis tu zagrał. Powszechnie było wiadomym, że pojawienie się Elvisa ściągnie tysiące fanów, których hotel nie będzie w stanie zakwaterować i obsłużyć. Dlatego do akcji włączyło się kilka innych okolicznych hoteli, wiedząc doskonale, że i oni zarobią na jego obecności. W związku z tym dołożyły się do honorarium Elvisa i z pewnością im się to opłaciło.
W kontrakcie tym znalazła się też klauzula, która zabraniała Elvisowi publicznych występów gdziekolwiek w promieniu 800 km od Lake Tahoe, w okresie sześciu tygodni poprzedzających jego występ w tym miejscu. W takich klauzulach chodziło o to, by nie nasycić rynku wykonawcą i zapewnić sobie odpowiednia liczbę publiki na swoim koncercie. W przypadku Elvisa była ona zbędna, bo nawet gdyby dał w tym czasie i miejscu kilkadziesiąt koncertów, to i tak nie wpłynęłoby to na frekwencję w Sahara Hotel. Zawsze tysiące fanów próbujących dostać się na jego koncerty tutaj, było odprawianych z kwitkiem. W tamtym czasie pojęcie nasycenia rynku Elvisem nie istniało.
Podobne dane co do miejsc w Showroomie podaje Dave Bouska, w swojej recenzji zamieszczonej w Elvis Monthly (Issue 141, October 1971), dotyczącej Sezonu 1 (od 20 lipca do 2 sierpnia 1971 roku), w której napisał:
"Hotel Sahara w Tahoe jest znacznie mniejszy niż International w Vegas, ale zalicza się do najlepszych hoteli na świecie. Jest to kompleks o wartości 30 milionów dolarów i posiada 600 pokoi. Sala widowiskowa przypomina tę z International, z tą różnicą, że jest nieco mniejsza. Mieści 1200 osób na pokazie kolacyjnym i 1500 na pokazie koktajlowym o północy. Jednak w środku upchnięto znacznie więcej niż te liczby".To miejsce (Sahara Hotel) logistycznie było zbyt małe, jak na gwiazdę takiego formatu jak Presley, dyrekcja i obsługa zbyt pazerna, a organizacja imprez wręcz fatalna. To wszystko za każdym razem generowało konflikty. W pokojach na dostawkach upychano obcych sobie ludzi, którzy godzili się na takie warunki, byle tylko dostać się na występ Elvisa. Jednak hotel nie był w stanie obsłużyć takiej ilości gości, co nie było jeszcze największym problemem, bo goście z zabukowanymi biletami sypiali i stołowali się także w innych miejscach, podobnie jak ci wszyscy, którym nie udało się nabyć biletu, a zjechali w nadziei, że może jakimś cudem uda im się wejść na występ Elvisa. Największy problem stanowili wystawieni do wiatru fani, którzy posiadali rezerwację, a mimo to nie chciano ich wpuścić na koncert. Taka sytuacja miała miejsce za każdym razem, podczas występów Elvisa w Lake Tahoe. Miejsc brakło dlatego, że dyrekcja zapraszała zbyt wielu hotelowych prominentów i znajomków, a obsługa za łapówki wpuszczała zbyt wiele osób na lewo. Nie szło już szpilki włożyć, nie mówiąc o tym, że notorycznie łamano wszelkie przepisy bezpieczeństwa.
Jednak gdy pewnego razu obsługa odmówiła wpuszczenia na salę (raz 70 osób, innym razem 200) z ważnymi biletami, zaczęły się zamieszki. Rozjuszeni fani zrywali ze ścian zdjęcia i plakaty z Elvisem i grozili, że zdemolują hotel. Doszło do wyzwisk, przepychanek i bijatyk między obsługą a fanami.
"W pewnym momencie, i naprawdę nie wiem jak im się to udało, sala była przepełniona o jakieś dwieście osób! Sceny, które nastąpiły po tym wydarzeniu trafiły do gazet, ponieważ fani wpadli w szał zrzucając wszystkie pamiątki ze ścian itp. Wybuchły bójki i co najmniej jedna 'oficjalna statystyka' wykazała, że JEDEN fan spędził noc w szpitalu.
Hotel Sahara musiał przeprowadzić jedną ze swoich najbardziej energicznych kampanii przeprosinowych, w końcu lokując każdego (wciąż zdolnego do chodzenia...) na jeden lub więcej koncertów. Elvis nie ułatwiając im tego zadania, nieświadomie a być może całkiem świadomie, z powodu chorego gardła odwołał oba występy 17 maja.
Jednakże zaplanowany wcześniej specjalny pokaz z okazji Dnia Matki odbył się. Duże kartki ozdobiły korytarze, ogłaszając "Elvis Special Mother's Day Concert". Występ odbył się o 3 nad ranem, ku pamięci matki Elvisa, a Elvis przekazał swój czek na rzecz Barton Memorial Hospital Auxiliary (w noc otwarcia pamiątki zostały rozdane za darmo tej samej organizacji charytatywnej, a dochód został zachowany). W sumie potrzebowali $25,000 na wykończenie skrzydła swojego budynku - pokaz Elvisa z okazji Dnia Matki, przekroczył tę liczbę w łącznych datkach. Tego dnia Elvis rozdawał dwukolorowe szaliki zamiast jednokolorowych. Każde z tych show było dość długie, przewyższając większość późniejszych show w Las Vegas".
Elvis był wściekły, że do chodziło do takich sytuacji i starał się zrekompensować to fanom na różne sposoby. Dwa razy dał dodatkowy koncert (za darmo) o trzeciej w nocy, innym razem śpiewał godzinę, czy pół dłużej. Kiedyś dyrekcja hotelu zwróciła mu uwagę (pewnie w obawie, że wystawi im dodatkowy rachunek), że kontrakt obejmuje godzinny występ, a nie półtoragodzinny, czy dwugodzinny i Elvis dostał szału. Powiedział, że nie obchodzi go czy im się to podoba czy nie, ale on będzie śpiewał dla swoich fanów tak długo, jak zechcą go słuchać. Oczywiście, to było powiedziane na wyrost, bo gdyby to zależało od fanów, to nie puściliby go ze sceny i po 10 godzinach. :) Niemniej w ten sposób dał im do zrozumienia (dyrekcji), że skoro dopuścili do takiego bałaganu, to teraz nie mają prawa go pouczać. Więcej się nie odważyli.
Dwa lata później, doszło do kolejnego kuriozum. Gdy Sahara Hotel podał wiadomość, że można już robić rezerwację na występy Elvisa w drugim sezonie, fani ruszyli do szaleńczego wyścigu o bilet na jego show. Wtedy nastąpiło istne pandemonium - okolica został sparaliżowana i odcięta od świata. Linie telefoniczne między Lake Tahoe i Karoliną Południową zostały zapchane na dwa tygodnie! Po prostu system telefoniczny nie wytrzymał, zastrajkował. Jego wydolność była ograniczona i nie był w stanie przerobić dziesiątek tysięcy telefonów od fanów, którzy dobijali się z całych Stanów i zza granicy, aby zabukować bilet.
W 1974 roku doszło do incydentu, który został rozdmuchany przez media, gdy znalazł swój finał na sądowej wokandzie. Niejaki Edward L. Ashley (zaradny finansowo deweloper z Grass Valley w Kalifornii), wystąpił z pozwem przeciwko Elvisowi i jego ochronie, domagając się sześciu milionów dolarów odszkodowania za pobicie. 20 maja 1974, kwotą 60 dolarów, przekupił jednego z hotelowych ochroniarzy (niektóre źródła używają frazy "ochroniarza Elvisa", co sugeruje, że chodzi o kogoś z Memphis Mafii, co nie jest prawdą, był to ochroniarz z ramienia hotelu, wyznaczony do pilnowania wejścia na piętro zajmowane przez Elvisa i jego ekipę), bo koniecznie chciał się dostać do apartamentu Presleya, w nadziei, że ten go przyjmie i zaprosi do udziału w przyjęciu, które organizował po ostatnim koncercie tego dnia. Jak twierdził na sali rozpraw, pukał do drzwi apartamentu, ale ponieważ nikt mu nie otworzył, wyłączył korki (prąd). Wtedy natychmiast zareagowała ochrona Elvisa. Bodyguardzi wypadli na korytarz, złapali go i pobili. Jak twierdził, Elvis się temu przyglądał i nie stanął w jego obronie. Miał się też ponoć przyłączyć do bicia, co jest według mnie kompletną bzdurą (niecałe dwa lata później Elvis zwolni trzech swoich ochroniarzy, właśnie dlatego, że uzna ich działania za zbyt brutalne i zbyt szybkie - poświęcę temu oddzielny post). Moim zdaniem powinien się cieszyć, że nie został zastrzelony, bo mieli do tego pełne prawo*, o czym doskonale wiedział. Poza tym jest jasne jak słońce, że facet chciał zaistnieć i zarobić. Do sądu udał się dopiero po pół roku od zdarzenia, wcześniej nie mógł, bo ewidentnie byłoby widać, że nie ma śladów rzekomego brutalnego pobicia, jakie powinny się utrzymywać na ciele przez kilka miesięcy, gdyby faktycznie został tak mocno poturbowany jak to przedstawiał. Trzeba być kompletnym idiotą by tak się zachować (narażać życie i jeszcze próbować wyłudzić bajońskie odszkodowanie).
Na swoim ostatnim show, który tu dał 9 maja 1976 roku, każdej wchodzącej na salę pani wręczał (wraz z Colonelem) czerwoną różę, a potem zgotował wszystkim jeszcze jedną niespodziankę - przedłużył show o całą godzinę, mówiąc, że to w prezencie od niego na zakończenie sezonu dla wiernych fanów. Nie muszę chyba dodawać, jak ludzie byli wniebowzięci, a koncert ten został przez nich uznany jako szczególny, wyjątkowy i legendarny. Jakby czuł, że więcej już tu nie wystąpi ...
Więcej informacji i zdjęć o Elvisie występującym w Sahara Hotel Lake Tahoe oraz o samym hotelu tu: "Muzycy i artyści towarzyszący Elvisowi w Sahara Hotel Lake Tahoe 1968-1977" oraz w poście "Ile koncertów dał Elvis w Lake Tahoe w latach 1969 - 1977?".
Podziwiam tych zagorzałych fanów Elvisa, którzy narażali się na tyle niewygód, aby zobaczyć i usłyszeć swego idola.
OdpowiedzUsuńCzasami w różnych programach tv widuję, z jakim pietyzmem odnoszą się sprzedający i kupujący pamiątki po bardzo znanej gwieździe i jakie potężne sumy są oferowane.
Ja zbierałam autografy znanych polityków, najwięcej mam autografów prezydenta Kwaśniewskiego, bo byłam trzy razy na spotkaniu z nim.
Tak, ludzie lubią mieć coś, co zbliża ich w jakiś sposób do swojego idola. Mnie z kolei denerwuje to rozproszenie muzealnych przedmiotów w prywatnych rękach, bo część później ginie (np. spadkobiercy wyrzucają, nie mając nawet pojęcia, jaką wartość dla innych ludzi może mieć dana rzecz).
OdpowiedzUsuń