poniedziałek, 15 marca 2021

Zjawiska paranormalne w życiu Elvisa

UWAGA!
Artykuł ten przeznaczony jest dla ludzi otwartych duchowo i intelektualnie, acz podchodzących do życia, świata i nauki w sposób zdroworozsądkowy (zarówno realistyczny, jak i empiryczny), nie negujących przy tym wszystkiego, czego nie znają - nie doświadczyli osobiście lub czego wcześniej nie wpojono im w procesie edukacji, a później w mainstreamowym przekazie.
Jeśli negujesz wszystko czego nie znasz, nie rozumiesz, czego na razie nie ma w podstawowym kanonie naukowym lub z czym się dotąd nie spotkałeś - NIE CZYTAJ! - z pewnością ten tekst nie jest dla Ciebie.

Metafizyka - rozważania o tym, co niepoznawalne, tajemnicze, niedostępne zmysłom i doświadczeniu, także rzecz trudna do zrozumienia ze względu na duży stopień abstrakcji.

Paranormalny - trudny lub niemożliwy do wytłumaczenia, najczęściej sprzeczny z powszechnie przyjętymi prawami i zasadami opisującymi świat człowieka.

Nadprzyrodzony – określenie zjawisk niemożliwych do wytłumaczenia w sposób naukowy, przypisywanych działaniu sił innych niż znane nam dotąd prawa natury.

Zatem, nie negujemy wszystkiego, czego nie potrafimy wytłumaczyć w sposób racjonalny lub nie zaprzeczajmy, iż coś takiego miało miejsce (wydarzyło się) tylko dlatego, że stan dzisiejszej wiedzy nie potrafi wyjaśnić danego zjawiska (zaistniałego i zaobserwowanego faktu). Znamy całą masę różnych przykładów z historii, początkowo uważanych za fantazje lub zabobony, które w późniejszym procesie rozwoju człowieka wyjaśniła i potwierdziła nauka. W tym materiale zetkniemy się między innymi z takimi właśnie przypadkami, stąd moje wprowadzenie.

UWAGA!
Post ten jest dość długi, z uwagi na zakres i specyfikę materiału jaki zawiera. Chociaż starałam się minimalizować treść, to i tak czyta się go prawie cztery godziny (z pominięciem załączników).


*  *  *


Zjawiska paranormalne towarzyszyły Elvisowi od samego przyjścia na świat po kres jego dni, a nawet w dzień jego pogrzebu i po śmierci.

W nocy z 7 na 8 stycznia 1935 roku u Gladys wystąpiły bóle porodowe, które z każdą upływającą chwilą stawały się coraz częstsze i silniejsze. Vernon pobiegł po swoich rodziców, mieszkających obok. Jego matka Minnie Mae posłała po pielęgniarkę, dołożyła drew do piecyka i nastawiła kocioł z wodą, przygotowując wszystko do porodu.

Czas upływał, a Gladys coraz bardziej cierpiała. Całą ciążę miała bardzo ciężką, a teraz przy porodzie oprócz wielkiego bólu, również wysokie ciśnienie, co stanowiło zagrożenie już samo w sobie i krwotok za krwotokiem. Krzyk udręczonej bólem żony i słowa: "Ona umiera. Nie uratujemy jej, jeśli coś się nie zmieni. Dziecka też nie." - wypowiedziane przez położną Ednę Robinson, przeraziły Vernona.

Sprowadzono doktora Hunta. Przerażony perspektywą utraty żony i dziecka w jednej chwili, a do tego nie mogący już znieść cierpienia Gladys, Vernon wyszedł z domu i nerwowo przechadzał się po okolicy. Wtedy wydarzyło się coś bardzo dziwnego, co później relacjonował tak:
"Tej nocy spacerowałem po okolicy, nerwowo czekając na narodziny naszego pierwszego dziecka. Pamiętam styczniowy chłód i uderzenia wiatru. Po chwili wiatr ucichł, a wokół domu pojawił się dziwny niebieski blask. Wtedy usłyszałem podniesione głosy z wnętrza domu i poszedłem sprawdzić".
Właśnie narodził się Elvis.

Wówczas to zdarzenie, jaskrawe, niebieskie światło, które otaczało w dniu narodzin braci maleńki biały domek Presleyów przy Old Saltillo Road 306, budziło zdziwienie, zaskoczenie, a u niektórych nawet trwogę. Później zastanawiano się, co to mogło być, lecz nie znaleziono wytłumaczenia. Nie był to wybuch transformatora, ani żadne inne znane zjawisko (np. meteorologiczne, czy geologiczne), które mogłoby tłumaczyć jasnoniebieską poświatę. Z czasem o tym zapomniano. Dopiero po latach, gdy Elvis już dawno święcił swoje triumfy, czasem o tym przypominano. Dla tych, którzy w Elvisie widzieli kogoś więcej niż tylko świetnego piosenkarza, niebieska poświata okalająca dom Presleyów w dniu jego narodzin, była niczym boskie zwiastowanie, tłumaczone na dwójnasób. Raz jako boska zapowiedź przyjścia na świat kogoś wyjątkowego, a dwa jako wskazanie narodzin pomazańca* bożego - mesjasza namaszczonego przez samego Boga, jego wybrańca.

* W definicji starotestamentowej pomazaniec to wykonawca Bożych poleceń, mający mandat od Ducha Świętego. Zatem był on postacią, wobec której należało podchodzić z szacunkiem wypływającym z religijności. Pomazaniec był też jednocześnie wybrańcem Boga.

Lecz to nie jedyne zjawisko do jakiego wówczas doszło. Wydarzyło się coś jeszcze, czego świadkiem były tylko osoby będące przy narodzinach, a co ukrywano przez całe życie Elvisa, długo nawet przed nim samym. W domu pojawiły się drgania, które spowodowały gruchanie (grzechotanie) drobnych przedmiotów na półkach, a wnętrze wypełniło fioletowe światło. W jednym z materiałów czytamy:
"Kilka źródeł mówiło o niebieskim świetle, które padło na skromną chatę Tupelo w noc narodzin Elvisa, oświetlając jego ojcu drogę do studni. Ponadto stwierdzono, że wszystkie butelki z lekarstwami w domu grzechotały gwałtownie o półki, a kilka z nich faktycznie się rozbiło. Podczas gdy zewnętrzna część budynku była skąpana w błękicie, wewnętrzne pomieszczenia oświetlono fioletowym światłem. Można sobie tylko wyobrazić, co musiało przejść przez umysły i serca tych, którzy byli świadkami tego wydarzenia, utrzymując je w dużej mierze w tajemnicy przez całe życie Elvisa".
Elvis Aaron urodził się podczas tego, co rdzenni Amerykanie nazywają „płaczącym księżycem”, czyli stanem, w którym dolna połowa księżyca jest zaciemniona, a na ziemię spływa światło tylko z górnej połowy księżyca, tej niezaciemnionej. Takie zdarzenie ma miejsce tylko raz w roku.

Dwadzieścia pięć lat później Vernon powie:
"Wiedziałem, że Elvis musiał być wyjątkowym dzieckiem, od urodzenia miał na sobie światło Nieba".
Vernon, ojciec Elvisa, pytany o sławę i karierę syna, czy coś przewidywali, czy się tego spodziewali, czy były jakieś wcześniejsze symptomy, że jego życie pójdzie w tym kierunku, mówił:
"Zawsze wiedział, że zrobi coś ważnego. Kiedy nie mieliśmy nawet dziesięciocentówki, miał zwyczaj siadać na progu i mówić: »Pewnego dnia to się zmieni«".
Również Gladys szczerze wierzyła w sukces syna. Była przekona, że coś osiągnie, chociaż początkowo nie obstawiała kariery artystycznej, bardziej biznesową, urzędniczą, czy duchowną. Między innymi właśnie dlatego wychowywała go na tak wielkiego dżentelmena i wpajała mu każdą zasadę savoir vivre, o której wiedziała, chociaż tak przesadnie dobre maniery nie przystawały do ich klasy społecznej i zwracały uwagę, budząc zdziwienie, zaskoczenie, a czasem nawet zażenowanie (patrz post "Dżentelmen z Południa"). Jednak instynkt matki tak jej podpowiadał. Jak się później okazało była to bardzo dobra decyzja, Elvis zawsze umiał się zachować, w każdej sytuacji, w każdej grupie społecznej i w każdym towarzystwie. Gdy trafił na przysłowiowe salony nie musiał się uczyć nowej kultury, zasad i zachowań, jak wielu, bo on już je po prostu miał, salonowe maniery.

Niebieska poświata, taka jak ta, która spowiła dom Presleyów w chwili narodzin Elvisa

27 grudnia 2018 roku niebo nad Nowym Jorkiem rozświetliło się neonowo-niebieskim kolorem, co było efektem awarii transformatora w elektrowni Con Edison - jego eksplozji (wybuchu)

Niebieska poświata - tutaj efekt zorzy polarnej. Z pewnością nie to zjawisko pojawiło się na niebie w chwili urodzenia Elvisa, ponieważ nikt nie mówił o ruchomych światłach tylko o niebieskiej światłości, która spowiła dom Presleyów i niebo nad nim. Zresztą raczej zorza polarna nie jest widoczna w tym rejonie Stanów Zjednoczonych

W oczach części osób, zwłaszcza tych bardziej uduchowionych, Elvis czasami urasta do rangi Boga lub przynajmniej jego wysłannika - anioła. Nieco łatwiej jest zachować dystans wyznawcom tych religii, które opierają się na dekalogu, gdyż w pierwszym przykazaniu czytamy: "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną". Niemniej czymś innym jest uznawanie kogoś za Boga, a czymś innym czczenie człowieka uznanego za namaszczonego przez Boga (mesjasza, pomazańca, wyznaczonego przez Boga do nauczania i szerzenia wiary wśród bliźnich) poprzez okazywanie mu szacunku, pielęgnowanie pamięci, czy dawanie świadectw. Nic więc dziwnego, że pod jego adresem padały tak wielkie słowa jak te w poniższych cytatach:
„Elvis był darem od Boga, nie ma innego wytłumaczenia. Mesjasz pojawia się co parę tysięcy lat i tym razem był to akurat Elvis.” – Little Richard (pastor, pianista, piosenkarz, osobowość sceniczna)

"Był jednym z wybranych. Ten człowiek miał święte przymioty i nie było co do tego wątpliwości. Myślę, że był prorokiem". – Cecile Rhee (żona mistrza karate Elvisa, Khanga Rhee)

„Był najbardziej popularnym człowiekiem, jaki kiedykolwiek chodził po tej planecie, ponieważ sam Chrystus był tutaj.” – Carl Lee Perkins (piosenkarz i gitarzysta)

„Elvis jest moją religią.”  –  Bruce Springsteen (gitarzysta, piosenkarz, kompozytor)

„Nie znajdziesz nikogo potężniejszego (wspanialszego, wybitniejszego, znaczniejszego) niż Elvis, z wyjątkiem Boga.”  –  Jimmy Velvet (piosenkarz, przyjaciel Elvisa)

"Oprócz Jezusa Chrystusa, Elvis Presley był najbliżej doskonałego człowieka" - Jimmy E Curtin (przyjaciel Elvisa i jego impersonator, jeszcze za życia Elvisa)
Wiele osób uważało, że każdy "kto miał zaszczyt spotkać Elvisa Presleya, był jednym z wybranych" (na przykład Cecile Rhee, Barbara Leigh).

Głos Elvisa, którym uwiódł miliony, to jedno. Dla tych, którzy wierzą, że był mesjaszem, jego talent wokalny postrzegany jest jako swoista tuba przywołująca do niego ludzi, mająca skupiać ich wokół niego, tak aby zechcieli go słuchać. Mówi się, że jego głos miał w sobie jakąś magię, bo przyciągał ludzi niczym magnes. John Owen Williams, producent płyt, tłumaczy:
"Ludzie mówią o jego zasięgu i sile, o jego zdolnościach i łatwości w uderzaniu w wysokie dźwięki. Ale prawdziwą różnicą między Elvisem a innymi piosenkarzami było to, że potrafił śpiewać majestatycznie w każdym stylu, czy to rockowym, country, czy R & B - ponieważ miał duszę. Śpiewał z serca. I to właśnie uczyniło go największym piosenkarzem w historii muzyki popularnej".
Phil Spector, producent i muzyk, który był obecny przy nagrywaniu "Comeback Special '68" w 1968 roku, ponieważ wielu jego ludzi też brało udział w tym programie, nie mógł się nachwalić głosu Elvisa, aż brakło mu słów, żeby wyrazić jego majestat i kunszt wokalny, kiedy udzielał wywiadu Jann'emu Wenner'owi z Rolling Stone Magazine:
"Jest wielkim piosenkarzem! Boże, Elvis jest tak wspaniały! Nie masz pojęcia, jak wielki jest, naprawdę nie masz. Nie masz absolutnie żadnego pojęcia - to absolutnie niemożliwe. Nie mogę ci powiedzieć, dlaczego jest taki wspaniały, ale on jest. Jest sensacyjny. Może zrobić wszystko ze swoim głosem. Elvis może nagrać kilka mistrzowskich zapisów i może zrobić wszystko. On może śpiewać w jakikolwiek sposób, w jaki tylko chcesz, w jaki mu powiesz. Oh, he should man. On nigdy nie umrze. Ktoś powinien wyciąć album, jak śpiewa bluesa. Wiesz, to jest nie do uwierzenia [red. jak wspaniały Elvis jest w bluesie] - mówię to na podstawie tego, co widziałem i słyszałem w NBC".
Fan Rocky Barra, po koncercie Dinner Show, z 18 sierpnia 1969 roku:
"Wygląda tak młodo. Dźwiękowo jest doskonały. Nigdy, NIGDY nie miał lepszego głosu, a nowa grupa, którą ma za sobą, jest zdecydowanie najlepsza, jaką kiedykolwiek miał. Oni się komunikują. On czyta zespół, a oni jego. To jest zupełnie nierealne. Jestem fanem od 1956 roku i (szczerze mówiąc) nigdy nie wiedziałem, jak wspaniały jest Elvis, dopóki nie usłyszałem go osobiście".
Patricia Cervone, która była na wszystkich koncertach Elvisa w dniach 22-24 czerwca 1973 roku:
"I bez względu na to, co RCA próbuje wam sprzedać, nie ma możliwości, aby jakakolwiek płyta była w stanie oddać magnetyzm i ekscytację występu Elvisa Presleya na żywo. I niezależnie od tego, jakimi ozdobami zdecyduje się udekorować siebie, Elvis jest z pewnością "darem" danym nam wszystkim, abyśmy go kochali i pielęgnowali".
Myrna Smith, ze Sweet Inspirations, w jednym z wywiadów powiedziała o jego głosie:
"Jego głos był o wiele bardziej niezwykły niż kiedykolwiek na płycie ... Był po prostu o wiele lepszym wokalistą, niż można było kiedykolwiek uchwycić ... Głosy niektórych wspaniałych wokalistów są po prostu zbyt duże. Elvis takim był".
Kathy Westmoreland (jego sopranistka od powrotu do koncertowania w 1969 roku do końca) o swoich pierwszych dniach z Elvisem, powiedziała w 1970 roku:
"Nic o nim nie wiedziałam. Nie miałem pojęcia, że jest tak wyjątkową osobą. Byłam tym bardzo zaskoczona i tym, jak bardzo był utalentowany, dopóki nie zobaczyłam go na żywo i nie zobaczyłam, że ma tysiąc razy większą charyzmę niż większość gwiazd, z którymi pracowałam wcześniej. Miał ten dar – mimo że był niewyszkolonym śpiewakiem – miał ten wspaniały dar interpretowania pieśni i stylu. Umieściłam go w tej niszy rockabilly i nie miałem pojęcia, że interesuje go tak różnorodna muzyka".
James Burton (TCB Band - gitara prowadząca), nie może się nadziwić, że Elvis nie miał syndromu "głosu Vegas" przy tym jak bardzo osobiście angażował się w śpiew, zupełnie się nie oszczędzając, a do tego tańcząc i skacząc po scenie w ciężkich jumpsuitach, których on (Burton) nawet nie mógł unieść:
"Dwa razy w roku jeździliśmy z Elvisem do The Hilton Hotel, żeby grać w Las Vegas. Występowaliśmy bez przerwy przez 4 tygodnie i robiliśmy 2 koncerty w nocy, bez przerwy, codziennie przez trzydzieści dni! Czy możesz sobie wyobrazić, że głos Elvisa trwał przez cały ten czas? Chodzi mi o to, że większość piosenkarzy, którzy przyjeżdżają do Las Vegas, łapie „gardło Vegas” z powodu suchego powietrza i nie mogą śpiewać, podczas gdy Elvis ciągle dawał dwa koncerty w ciągu nocy! Możesz obejrzeć te programy i zobaczyć, jak ciężko pracował. To było niesamowite.
Mój Boże, te kombinezony, które nosił, ważyły tonę! Nie mogłem nawet podnieść! Kiedyś dali mi jednego do samolotu lub coś w tym stylu, powiedziałem: „Chyba żartujesz, nie mogę nawet tego unieść!”. Jak udało mu się założyć te garnitury i skakać po całej scenie, tak jak to robił, po prostu nie wiem!"
Żaden inny artysta nie był w stanie śpiewać w Las Vegas tak długo i tak intensywnie, nie mówiąc nawet o tańczeniu, skakaniu i sekwencjach karate w trakcie śpiewu. To też świadczy o tym, że Elvis nie był "z tej planety".

Astrologia mówi, że piękne głosy, zwłaszcza te z szerokim pasmem (kilka oktaw) i z różnorodną barwą są głosami anielskimi. Pomagają w przejściu dusz w zaświaty i posiadają moc rozbijania mroku, w rozumieniu zła i ciemności. Dlatego powinniśmy ich słuchać, gdy w naszym życiu dzieją się rzeczy złe, ale na głos, nie w słuchawkach, bo nie chodzi tu tylko o nasze ukojenie, lecz o rozproszenie złej energii jaka nas otacza. I większość z nas instynktownie właśnie tak robi. Grunt żeby wybierać te mające potęgę mocy, jak głos Elvisa. Metal, techno, rap, to przykłady muzyki ciemności, takiej nie słuchamy, gdy trapią nas życiowe problemy.

Lecz siła oddziaływania na innych nie kończyła się na jego wyjątkowych głosie, a także niesamowitej aranżacji i mistrzowskiej interpretacji utworów, w której nie miał sobie równych. Kluczem do serc wielu ludzi była jego osobowość i to jakim był wyjątkowym, wspaniałym człowiekiem, otwartym na innych. Właśnie przez tą swoją wrażliwość na innych, współczucie, sprawiedliwość, humanitaryzm, empatię, a przede wszystkim filantropię oraz chęć dawania innym wszystkiego, co tylko może sprawić im radość, wywołać uśmiech na ich twarzach, poprawić samopoczucie, sprawić, że poczują się ważni, był postrzegany jako ktoś nietuzinkowy, przepełniony człowieczeństwem i szlachetnością, siewca dobra i radości, woluntariusz pomocy dla ludzi w potrzebie. I to było najprawdziwszą prawdą. Elvis po prostu żył dla innych, to było mottem jego życia. Na progu swojej kariery w jednym z wywiadów powiedział: "Chcę zabawiać ludzi do mojego ostatniego tchnienia" i tak też się stało. Podkreślał to między innymi Rick Stanley w swojej książce "W pułapce", gdzie w takiej postawie życia Presleya upatruje jego różnych kłopotów i przedwczesnej śmierci.

Marty Lacker (Memphis Mafia):
"Był jednym z niewielu ludzi, których znałem w swoim życiu, jacy dawali z czystej radości dawania i pomagali ludziom w potrzebie".
Linda Thompson (partnerka Elvisa) w wywiadzie dla telewizji CNN w 2002 roku, powiedziała:
"Był jak Święty Mikołaj każdego dnia. Był niezmiernie hojny duchem. Był wielkim dawcą. Dużo więcej przyjemności czerpał z dawania niż otrzymywania. Wiesz, jego życie było bardzo religijne. On naprawdę podążał za Biblią, ciągle był w duchowej drodze [red. duchowym poszukiwaczem] aby dowiedzieć się, także o tym jak żyli ludzie innych religii. Poznał wszystkie wyznania i był wyjątkowo wspaniałomyślny. Tak więc, w pewnym sensie, było to jednocześnie życie ze świętym, z czarującym księciem i Świętym Mikołajem każdego dnia."
Dick Grob (policjant, przyjaciel i szef ochrony Elvisa od 1969 roku, Memphis Mafia) podkreślał:
„Elvis był wyjątkową osobą. Miał zdolność radzenia sobie z każdym w grupie inaczej. Poradziłby sobie z każdą osobą w sposób, który sprawiłby, że ta osoba poczuje się dobrze”.
Joe Esposito (menadżer tras koncertowych, ochroniarz, Memphis Mafia):
"Elvis posiadał niezwykłą magię i moc, nie tylko jako wykonawca, ale także jako człowiek. Nikt nie ma tego „czegoś”, co on miał. Był jedynym artystą na świecie, który potrafił poruszać i inspirować ludzi. Kiedy „dotknął” ciebie, to było to. Byłeś już uzależniony na całe życie. Dopóki żyję, wiem, że nigdy nie zobaczę, by ktokolwiek inny miał tak głęboki wpływ na ludzi. Mógł sprawić, że ktokolwiek poczuje się przy nim, jakby był najważniejszą osobą na świecie, po prostu z nim rozmawiając. Miał charyzmę i urok, które są nie do opisania ... i nawet nie musiał śpiewać! Kiedy Elvis wszedł do pokoju, czułeś, jak energia jego obecności poraża twoje zmysły, ponieważ siła jego magnetyzmu była aż tak skondensowana ... i Elvis był tak samo zakłopotany tym zjawiskiem, jak ty czy ja. Był skromnym człowiekiem, ale w pełni świadomym swojego unikalnego daru, spędził większość swojego życia, szukając wskazówek duchowych, dlaczego został wybrany jako »Elvis Presley«. Przez całe życie zadawał sobie pytanie: »Dlaczego ja?«".
Larry Geller, przyjaciel Elvisa i interlokutor duchowy, na jednym ze spotkań z fanami powiedział:
"Odkąd się poznaliśmy, wiedziałem, że Elvis jest uduchowiony. Nigdy nie widziałem tak dużej mocy u jednej osoby, efekt jaki sprawiał na ludziach był ogromny. Mógł wyciszyć cały pokój pełen ludzi po prostu do niego wchodząc. To spowodowała nie tylko jego sława - była to jego aura mocy".
Kolega Elvisa z wojska nie pamiętam nazwiska) powiedział kiedyś w jednym z wywiadów, w którym pytano go o czas spędzony z Elvisem w jednostce, że chyba wie dlaczego ludzie tak pozytywnie reagują na Elvisa kiedy pojawia się w ich otoczeniu:
"Kiedy Elvis wchodził do pomieszczenia miałeś wrażenie, że w środku nocy zaświeciło słońce. A kiedy się uśmiechnął, świat stawał się piękniejszy. Nawet najbardziej smutnym z nas, zaraz poprawiał się nastrój".
Reżyser Steve Binder, który poznał Elvisa w 1968 roku, podczas przygotowywania materiałów do programu telewizyjnego ELVIS ("Comeback Special '68"), powiedział w jednym z wywiadów:
"Kiedy Elvis wrócił z wakacji na Hawajach, wyglądał niesamowicie. To znaczy, jestem heteroseksualny [red. szybko podkreślił żeby nie uznano go za homoseksualistę]. Jestem prosty jak strzała*, lecz muszę powiedzieć, że nie ma znaczenia czy jesteś mężczyzną czy kobietą, kiedy na niego patrzysz. Był taki przystojny. A gdybyś nigdy nie wiedział, że jest supergwiazdą, nie miałoby to znaczenia, bo gdyby wszedł do pokoju, w którym jesteś, od razu wiedziałbyś, że w twoim otoczeniu znalazł się ktoś bardzo wyjątkowy".
* Z wypowiedzi innych osób, które wtedy były w pokoju wiemy, że Steve Binder wręcz zaniemówił kiedy ujrzał Elvisa i wpatrywał się w niego jak w obraz. Dlatego w wywiadzie podkreślił, że jest heteroseksualny w stu procentach, a w następnym zdaniu jeszcze dodał "prosty jak strzała" (czyli jednoznacznie heteroseksualny).

Wypowiedź fanki o kontakcie z Elvisem podczas koncertu:
"Jakie to szczęście, że mogłam znaleźć się twarzą w twarz z Elvisem. To doświadczenie, którego moje słowa nigdy nie opiszą. Ciepło i miłość, które czułam od Elvisa, gdy wziął mnie za rękę [red. ze sceny], to coś, czym chciałabym się dzielić ze wszystkimi. Oczywiście zawsze wiedziałam, że Elvis jest piękny, ale piękno, które widziałam w tym człowieku, w jego oczach, było niesamowite".
Takie reakcje na inną osobę, jak te ukazane w powyższych cytatach, nie są typowe, jeśli nie mamy do czynienia z silną emocją do tej konkretnej osoby - miłością (na przykład rodzica do dziecka, czy kobiety i mężczyzny) lub innym rodzajem uwielbienia (do artysty, aktora, sportowca, celebryty). Lecz na Elvisa tak właśnie reagowano. Każdy kto zetknął się z nim, niezależnie jak blisko, czy to podczas rozmowy, czy tylko przeszedł obok niego lub znalazł się w tym samym pomieszczeniu, mówił o jakimś magnetyzmie, dobrych fluidach, cieple bijącym od jego postaci, pozytywnej energii, a w konsekwencji o poprawie własnego nastroju, wszechogarniającego poczucia spokoju, uczucia wewnętrznej lekkości, niezależnie czy był z nim emocjonalnie związany, czy też nie (na przykład Steve Binder, który w ogóle nie interesował się Elvisem, dopóki ten nie pojawił się na jego ścieżce zawodowej).

Drugim takim aspektem, była niezwykle ujmująca uroda Elvisa. Każdy, kto widział go osobiście z bliska, niezależnie od płci (dokładnie tak, jak mówił Steve Binder), twierdził że żaden obraz, czy to filmowy, czy najlepsze zdjęcie, nie oddaje nawet w przybliżeniu jego nieziemskiej urody. Ponoć był tak osobliwie piękny, że ludzie po jego ujrzeniu milkli wpatrując się w niego w zachwycie. Jego wygląd porażał, paraliżując na krótszą lub dłuższą chwilę jakąkolwiek reakcję z ich strony. Dopiero kiedy minął pierwszy szok po ujrzeniu jego oblicza, zdolni byli do jakiejś reakcji - podania ręki, przytulenia, uśmiechu, wypowiedzenia kilku słów. Jego aparycja, to kolejne narzędzie, w jakie wyposażył go Bóg do zjednywania sobie ludzi, jak uważają wszyscy ci, którzy wierzą, że Bóg miał swoje plany co do Elvisa, zsyłając go na ziemię.

Steve Toli, który był na wszystkich koncertach Elvisa pomiędzy 21 a 28 sierpnia 1969 roku, a także miał okazję spotkać się z nim osobiście:
"Zabrano nas za kulisy do garderoby Elvisa. Co mówisz, kiedy pierwszy raz spotykasz Elvisa? NIC! Stajesz się kompletnym idiotą tak po prostu, bo on zapiera dech w piersiach nie robiąc zupełnie nic".
Fan Darrell Theobald w trakcie koncertu Dinner Show, 16 sierpnia 1969 roku:
"Pomyślałem sobie: "Jak człowiek może być tak cholernie przystojny?!". To było wręcz niewiarygodne".
Gordon Stoker, z grupy wokalnej The Jordanaires, która współpracowała z Elvisem przez 14 lat (głównie na sesjach nagraniowych, ale także na scenie w latach 50. i w niektórych filmach w latach 60.):
"Nie sposób opisać podekscytowania z bycia na scenie z Elvisem Presleyem. Radość z oglądania go, pracy z nim ... Zawsze uważałem, że to jeden z jego sekretów sukcesu, że on wygląda inaczej niż ktokolwiek inny. Miał taki okres w swoim życiu, od połowy lat sześćdziesiątych do połowy lat siedemdziesiątych, kiedy to jego twarz wyglądała najlepiej, na jaką kiedykolwiek patrzyłem - był piękny!"
W filmie "True Romance" (1993), jest scena, w której główny bohater, Clarence Worley, mówi:
"Elvis dobrze wyglądał! Hej, nie jestem pedałem, ale Elvis był ładniejszy niż większość kobiet. Wiesz, zawsze mówiłem, że gdybym musiał pieprzyć faceta, wiesz ... musiałbym, gdyby moje życie od tego zależało, pieprzyłbym się z Elvisem".
*"True Romance" − amerykański thriller z 1993 w reżyserii Tony’ego Scotta. "Prawdziwy romans" jest przez wielu krytyków oraz fanów uznawany za jeden z najlepszych scenariuszy, jakie napisał Quentin Tarantino. "Prawdziwy romans" to opowieść o szalonej miłości dziewczyny na telefon, o imieniu Alabama, do sprzedawcy komiksów Clarence'a Worleya, samotnika, wielkiego fana kina oraz Elvisa Presleya.

To rzekomo właśnie Quentin Tarantino (notabene też fan Elvisa) powiedział kiedyś, że:
"W rzeczywistości to Elvis był najprawdopodobniej najlepiej wyglądającym mężczyzną stulecia".
Myrna Smith, ze Sweet Inspirations, w jednym z wywiadów tak opowiadała o tym jak poznały Elvisa:
"Zaczynaliśmy próby w lipcu 1969 roku i wszyscy byliśmy na scenie tego, co wtedy nazywano Międzynarodówką, a Elvis jeszcze nie przybył, ani jego świta. Siedzimy tam czekając, a on nagle wchodzi na scenę, podchodzi do nas i składa każdej z nas buziaka. Tak go poznałyśmy. Miał na sobie garnitur w kolorze czekolady i nie miał koszuli. Miał ciemną opaleniznę i wyglądał absolutnie cudownie, był najpiękniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam. Podszedł do nas i przedstawił się - jakbyśmy nie wiedziały, kim on jest - „Cześć, jestem Elvis Presley”. Cissy dosłownie spadła ze stołka! Miał tyle energii".
Prawdą jest, że Elvis swoim wyglądem zachwycał każdą płeć, niezależnie od orientacji. Po prostu posiadał wyjątkową, zdawałoby się nieziemską urodę, wychodzącą poza aspekt seksualny. Był odbierany w kategorii piękna samego w sobie, zwłaszcza przez mężczyzn heteroseksualnych.

Kiedy w czerwcu 1972 roku (od 9 do 11) Elvis występował w Madison Square Garden jeden z reportów The New York Times, który był na drugim koncercie 10 czerwca 1972 roku, napisał że Elvis wyglądał "jak Książę z innej planety". Z kolei inny dziennikarz napisał, że "Elvis śpiewał tak jak wyglądał - nieziemsko".

Elvis zyskiwał przychylność ludzi także swoją legendarną hojnością. Nawet kiedy jego konto bankowe świeciło pustkami, potrafił wziąć kredyt, żeby przekazać pieniądze na szczytny cel. Samochodami, domami, biżuterią i wieloma innymi rzeczami, obdarowywał nie tylko bliskich, ale i zupełnie obcych, nieznanych sobie ludzi. W jednym materiale czytamy:
"Elvis miał dobre serce (w dzisiejszych czasach trudno o nie, potrafił dawać innym, nie oczekując niczego w zamian. Tak, miał pieniądze (ale zaczynał od zera), obdarowywał każdego, kto był w potrzebie, pomagał mu. Piękne jest to, że pomagał bez rozgłosu. Dopiero po śmierci okazało się, że na przykład przez 7 lat koncertował charytatywnie. Dochód z koncertów przekazywał na biedne dzieci, na fundację Franka Sinatry, zajmującą się chorymi na raka".
Elvis nie tyko wspomagał osoby prywatne, ale także setki instytucji. Tylko w samym Memphis było ponad pięćdziesiąt placówek, które wspomagał regularnie rok w rok. Ile ich było w innych miejscach, trudno zliczyć, zapewne tysiące. Zatrudnił nawet lekarza w Memphis, który przyjmował ludzi biednych, starszych i samotnych za darmo (na koszt Elvisa), a Memphis Mafia zawoziła ich jego samochodami nie tylko do lekarzy, także do kościoła i na zakupy.

Kiedyś powiedział:
"Lubię myśleć o sobie jako o pomoście, po którym ludzie mogą podróżować i zostawiać za sobą swoje problemy".
Również w łączeniu Białych i Czarnych miał swoje zasługi. To ponoć jedno z zadań do wykonania na ziemi jakie otrzymał od stwórcy:
"Gdyby nie Elvis Presley, nie moglibyśmy poznać na przykład B. B. Kinga, Chucka Berrego, Little Richarda i innych. Po prostu Elvis Presley połączył ludzi Białych z Czarnymi. Gdy był młody, to nie można było słuchać murzyńskiej muzyki, a nawet chodzić do kościołów murzyńskich. Były oddzielne bary, kluby, restauracje... dla Czarnych i Białych, na szczęście dziś tak nie jest. Dlatego można powiedzieć, że zniósł niewolnictwo, jakby "był pierwszy po Jezusie" - chciał połączyć ludzi i to mu się udało.
Jego zażyłość z wieloma Czarnymi ludźmi była bardzo piętnowana w latach 50. Nie lepiej było w latach 70., wielu nie chciało mu podać ręki na powitanie, tak było wzburzonych faktem, iż pracuje z czarnymi muzykami, a na scenie w backupie ma murzyńską grupę dziewcząt Sweet Inspiration. Przysłowiową kropką nad "i" w jego misji miało być spotkanie z Martinem Lutrem w 1968 roku, do którego nie doszło, gdyż czarnego przywódcę zastrzelono na balkonie hotelu podczas jego pobytu w Memphis, w mieście Elvisa!

Elvis uważał, że został powołany* przez Boga do czynienia dobra i głoszenia słowa bożego. Tej linii trzymał się przez całe życie. Parker zakazał mu poruszania tematu wiary w Boga i śpiewania gospel, zwłaszcza w Las Vegas, ale Elvis w tej materii nie odpuścił. Wręcz przeciwnie, uważał że właśnie Las Vegas potrzebuje słowa bożego, dlatego zawsze śpiewał tam przynajmniej jedną pieśń gospel, czasem w pogadankach ze sceny nawiązywał do treści religijnych, a w ostatnich latach podmieniał niektóre słowa piosenek na cytaty z Biblii, czym doprowadzał Parkera do wściekłości**. W związku z tym często dochodziło między nimi do pyskówek na tym tle.

* Patrz post "Elvis w numerologii", a tam IV. LICZBA SOLARNA.

** Dla Parkera tak naprawdę nie miało znaczenia co Elvis śpiewa, ale dla International Hotel tak. Kiedyś dyrekcja hotelu zwróciła się do Parkera z prośbą by Elvis nie robił "wycieczek religijnych" ze sceny. Mianowicie chodziło o klientów kasyna, których życie mocno odbiegało od tego jakie nakreślało dla chrześcijan Pismo Święte, z czego świetnie zdawali sobie sprawę, ale hedonizm i chęć zgromadzenia fortuny przysłaniały im moralność i uczciwość. Dlatego wielu z nich odbierało to jako osobisty przytyk (umoralnianie), z czym podzieliło się z dyrekcją hotelu. Natomiast Parker chciał żyć w zgodzie z dyrekcją hotelu i bynajmniej nie dla dobra samych relacji tylko miał w tym interes. Był nałogowym hazardzistą, gdy przegrywał w ich kasynie setki tysięcy dolarów, nie zawsze mógł od razu uregulować zobowiązania. Wtedy dyrekcja hotelu szła mu na rękę, pozwalając na późniejsze uregulowanie długu (gdy Elvis już na niego zarobi) i grę na kredyt. Parker obawiał się, że jeśli Elvis nie zastosuje się do życzeń hotelu, to on utraci swoje przywileje. Czy zasugerowano mu to wprost, tego nie wiem.

W rzeczywistości Elvis miał różne wizje i objawienia od najmłodszych lat. Lecz już jako dziecko szybko się nauczył, by nie dzielić się nimi z innymi. Po pierwsze dlatego, że nikt nie dawał wiary jego słowom, po drugie z uwagi na matkę. Gladys dostawała szału kiedy Elvis jej o nich opowiadał i za karę myła mu jamę ustną mydłem, co w jej przekonaniu miało zapobiec "dalszemu bredzeniu". Krzyczała na niego i kategorycznie zabraniała mówić komukolwiek o tych wizjach i objawieniach. Nierzadko dostawał też za to lanie. Gladys uważała, iż to o czym mówił nie jest wynikiem faktycznych przekazów dla niego od Boga, czy aniołów, a jedynie jego snami lub fantazjami. A jeśli tak, to nie należy o tym mówić nikomu aby nie zostać uznanym za heretyka, czy osobę niespełna rozumu.

Do jeszcze większej furii doprowadzał Gladys "diabelski" język migowy Elvisa (jak go określała), którym Elvis się przy niej posłużył, myśląc w swej dziecięcej naiwności, że jeśli użyje znaków, jakich nauczyły go "anioły" (świetliste postacie), to matka zrozumie iż nie są to jego żadne urojenia, tylko faktycznie miał kontakt z istotami przysłanymi do niego przez Boga. Było dokładnie odwrotnie. Pewnego razu, gdy Elvis posłużył się tymi gestami, Gladys osiągnęła punkt krytyczny wściekłości, po czym wzięła deskę i waliła nią Elvisa po rękach. Elvis nie bronił się i nie płakał z bólu. Kiedy Gladys się zreflektowała co uczyniła i zaczęła płakać tuląc czule syna, wtedy dopiero i on się rozpłakał mówiąc: "Wszystko w porządku mamo, ty nie rozumiesz... wszystko w porządku mamo".

Ten język migowy miał znaczenie, ponieważ za jego pomocą Elvis komunikował się ze świetlistymi postaciami jakie się mu ukazywały, zwykle w postaci dwóch mężczyzn (o czym więcej w dalszej części postu), to właśnie one go jego nauczyły.

Po tych wczesnych doświadczeniach w dorosłym życiu był również mocno powściągliwy. Zresztą nie bardzo miał z kim o tym rozmawiać. Jednak z czasem znalazł grono interlokutorów ... telefonicznych. Część z nich wcześniej poznał osobiście, ale niektórych nigdy nie widział na oczy. Były to osoby z podobnymi doświadczeniami jak on, o których usłyszał od innych, ale nie tylko, także takie, z którymi mógł prowadzić dysputy na interesujące go tematy. Gdy czyjś przypadek bardzo go zaintrygował, prosił o numer do tej osoby, aby móc z nią porozmawiać o tym bezpośrednio. Jedną z takich osób (z tego grona), znanych dziś powszechnie, była Wanda June Hill. Większość jednak nie zdecydowała się ujawnić i pozostała anonimowa. Część z nich znana jest wąskiemu kręgowi osób, w tym Wandzie June Hill, która napisała o nich w swojej książce "We remember, Elvis" (1978; wydanie drugie poprawione i uzupełnione 2006), ale występują tam pod zmienionymi personaliami. Inną znaną z imienia i nazwiska osobą jest Mary L. Jones, która mieszkała w bliskim sąsiedztwie Presleyów w Tupelo, a później przez jakiś czas także w Memphis. Ona również wiedziała o rozmowach Elvisa z aniołami. Widywała go często w małej zatoczce nad strumieniem. Kiedyś postanowiła go o to zapytać. W jej notatkach, które później udostępniła autorkom: Maii C. M. Shamayyim i Wandzie June Hill, gdy pisały swoje książki o Elvisie, czytamy:
"Jako mały chłopiec Elvis zwykł wykradać się z domu nad strumień, który miał małą zatokę ze spokojną wodą [red. w Tupelo].
Elvis mówił, że szedł tam by się pomodlić i porozmawiać z Jezusem. Mówił również, że rozmawiał z wyłaniającymi się z wody aniołami, a one śpiewały dla niego.
Elvis miał dar i miał go w obfitości. Kiedy powiedziałam mu, żeby podzielił się nim z innymi, że Bóg do niego przemawiał, Elvis mnie tylko przytulił i powiedział: "Dziękuję pani, wiem. Kiedyś powiem ludziom o Bogu a oni mnie wysłuchają. Będą mnie słuchali na całym świecie".
I słuchali go. I nadal słuchają.

Również jego ciotka Lorene opowiedziała o jego nadzwyczajnej łączności z aniołami:
"Kiedyś Elvis gdzieś się nam zapodział, a gdy w końcu go znaleźliśmy na pastwisku, powiedział nam, że rozmawiał z Jezusem. Po jego małych policzkach płynęły łzy".
Elvis poznał Wandę Hill za sprawą jednej z aktorek*, która grała z nim w filmie "Girls! Girls! Girls!" i „Kissin' Cousins”. W 1962 roku tylko telefonicznie, a rok później osobiście. Od tego czasu utrzymywali stałe kontakty telefoniczne i czasem osobiste. Przez jakiś czas Wanda pomagała Elvisowi przepisując na maszynie jego odpowiedzi na listy od fanów, które on wcześniej nagrywał na kasety. Później Elvis zatrudnił do tego celu sekretarkę i relacja z Wandą wróciła do poprzedniej formy - rozmów i dysput. Rozmawiali ze sobą do samego końca, przez piętnaście lat, aczkolwiek w 1969 roku Elvis poprosił Wandę aby ich relacja ograniczyła się do rozmów telefonicznych. Nie wyjaśnił do końca o co chodzi, powiedział tylko, że to dla jej bezpieczeństwa, bo nigdy by sobie nie wybaczył gdyby spotkało ją coś złego w jego domu, czy w związku z ich znajomością. Przeprosił ją i powiedział, że nie może wyjaśnić wszystkiego, bo nie chce jej ani straszyć ani narażać tą wiedzą. Wanda nie dopytywała, tłumaczyła to sobie wzmożonymi pogróżkami jakie dostawał i troską o to by nikomu z jego przyjaciół nie dostało się rykoszetem. Stanęło na tym, że spotkają się osobiście tylko wtedy, gdy wcześniej się umówią i Elvis będzie pewien, że podczas tego spotkania nic jej nie grozi, będzie ono dla niej bezpieczne.

* Nie wiemy dokładnie o kogo chodzi, ponieważ w tych dwóch filmach Diana (tak miała na imię ta aktorka) występowała jako statystka, a statystów nie podaje się w oficjalnej obsadzie.
Wanda wspominała, że gdy się poznały, to ich dzieci będące w podobnym wieku bardzo ładnie się ze sobą bawiły, co właśnie było powodem zaproszenia Wandy przez aktorkę do jej domu. Mówiła, że wieczorem ma do niej zadzwonić Elvis. Wanda tak naprawdę nie wierzyła Diane, kiedy ta nowa znajoma oświadczyła, że Elvis zadzwoni do niej do domu tej samej nocy. Widząc sceptycyzm Wandy, Diane zaprosiła ją, aby była świadkiem tego wydarzenia, a może nawet sama z nim porozmawiała. Wanda nie była fanką Elvisa (wychowywała się w fundamentalistycznym środowisku i powiedziano jej, że Elvis Presley i Rock 'n' Roll są manifestacjami diabła i należy ich unikać za wszelką cenę), ale jej mąż Jimmy tak. Wanda początkowo chciała nawet odmówić, ale z uwagi na męża, zgodziła się. Poza tym chciała sprawdzić czy Diane mówi prawdę.
Zadzwonił, tak jak się umówili. Diana powiedziała mu, że właśnie poznała Wandę, która tu się przeprowadziła i dotąd jeszcze nie spotkała żadnej gwiazdy i zapytała Elvisa czy zamieniłby z nią kilka słów, Elvis się zgodził, a rozmowa trwała 35 minut. Elvis zadał Wandzie wiele osobistych pytań. Kiedy zapytał ją, co chce robić ze swoim życiem, odpowiedziała, że chciałaby pracować za kulisami w branży filmowej. To wtedy Elvis zaprosił ją, by przyszła z Diane do niego na plan "Kissin ’Cousins".
Kiedy następnego dnia stawiła się razem z Diane na planie, Elvis podał jej swój osobisty numer telefonu i powiedział, żeby zadzwoniła do niego „rano”. Wracając do domu z numerem telefonu w ręku, nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy lub usłyszy w słuchawce telefonu. Nie wierzyła, że dał jej prywatny numer do siebie nie znając jej. Nie mogła sobie wyobrazić, że podany przez niego numer rzeczywiście zadzwoni do niego w jego sypialni, tak jak powiedział. Jednak następnego ranka zadzwoniła pod ten numer, a Elvis odebrał.

Kiedy po śmierci Elvisa Wanda publicznie ujawniła, że Elvis w 1976 roku zadzwonił do Reda Westa i z nim rozmawiał o niechlubnej książce "Elvis: What happened?" (więcej o niej w poście "Zwolnienie trzech ochroniarzy Elvisa"), którą Red napisał razem z dwoma innymi członkami Memphis Mafii, kuzynem Sonnym Westem i Davidem Hablerem, cała Memphis Mafia odsądziła ją od czci i wiary nazywając kłamcą. Twierdzili nawet, że Elvis nigdy nie znał tej kobiety i nigdy z nią nie rozmawiał, oczywiście kłamali idąc w zaparte. Rok później na jedno ze spotkań poświęconych Elvisowi, Wanda przywiozła swoje rachunki za telefon z billingami, na których było wiele długich rozmów z kilkoma prywatnymi numerami telefonów Elvisa (łączących rozmówcę bezpośrednio z Elvisem z pominięciem domowych centralek) z wszystkich jego domów, w których mieszkał przez te piętnaście lat ich znajomości i tak zdemaskowała kłamstwo Memphis Mafii. W końcu Red West przyznał się, że faktycznie doszło do tej rozmowy między nim a Elvisem w październiku 1976 roku. Zresztą nagrał ją, po latach została wydana na płycie CD, a dziś można ją odsłuchać nawet w internecie (TUTAJ, a TU przeczytać jej transkrypcję - wszystko to jest również zawarte w poście "Zwolnienie trzech ochroniarzy Elvisa", gdzie można się zapoznać z tematem kompleksowo).

To od niej częściowo znamy treści wizji Elvisa z okresu dzieciństwa, młodości i życia dorosłego, które Wanda zapisywała na taśmach za zgodą* i wiedzą Elvisa. W jednym z wywiadów powiedziała:
"Często mówił o swoim wczesnym dzieciństwie, miał super pamięć i opowiadał o wielu wydarzeniach ze swojego wczesnego życia, w tym o widzeniu aniołów, rozmawianiu z jasnymi, błyszczącymi mężczyznami i o rozmowie z Jezusem gdy był młodym chłopcem".
* Kiedy Maia C. M. Shamayyim pisała swoją książkę "Magii from the Blue Star: The Spiritual Drama and Mystical Heritage of Elvis Aaron Presley" (wydaną w 1980 roku), Wanda June Hill przekazała jej zapisy swoich rozmów z Elvisem z piętnastu lat ich znajomości. Jak mówi Maia C. M. Shamayyim, na jednej z taśm jest wypowiedź Elvisa, który pozwala, żeby rozmowy z nim były nagrywane, ponieważ chciał, aby ktoś spoza „szalonej rzeczywistości” [red. jak to Elvis określił], w której żył, powiedział światu o nim prawdę.

Rozmowy z aniołami towarzyszyły Elvisowi przez całe życie. Zanim jeszcze stał się sławny w wieku lat 19, były znacznie częstsze, ponieważ tego wymagała rola tych kontaktów. Anioły miały odpowiednio ukształtować Elvisa, wskazać mu drogę rozwoju, wspomagać w chwilach zwątpienia i nawracać gdyby zszedł z obranej ścieżki. Na nagraniach Wandy June Hill, Elvis tak relacjonuje swoje pierwsze z nimi spotkanie:
"Miałem 5 lat, gdy po raz pierwszy mi się ukazali i powiedzieli: »Jestem, który jestem i ty jesteś sobą, będziemy z tobą tak, jak Pan jest z tobą«. Ukazali mi się jako świetliste kształty - jeden z nich dotknął mnie i poczułem w sobie światło... a drugi, gdy położył swe ręce na mej głowie, powiedział: »Jesteś teraz i będziesz zawsze«".
Niemniej Elvis powiedział Wandzie, że świetliste postacie, tak jak obiecały, były z nim cały czas i że to one dawały mu siłę do wyjścia na scenę, gdy był zbyt przerażony aby to zrobić (Elvis był artystą, którego nigdy nie opuszczała trema, od pierwszego do ostatniego koncertu, co można zaobserwować na niektórych klipach, ukazujących go na chwilę przed wyjściem na scenę).

Wielu wielkich tego świata przyznawało się do kontaktów z aniołami i Bogiem. Mało tego, niektórzy wręcz twierdzili, że to niebiosa (Bóg i aniołowie) stoją za ich największymi dziełami. Giacomo Puccini twierdził, że jego wielką operę „Madame Butterfly”, stworzył Bóg, a on ją tylko zapisał. William Blake miał stworzyć swoje dzieła, poezję i obrazy, pod wpływem wizyt aniołów. Johannes Brahms mawiał, że jego muzyka pochodzi spoza naszego świata i choć on ją spisał, to powstała poza nim, nie pochodzi od niego. Robert Schumann twierdził, że koncert skrzypcowy d-mol podyktował mu anioł. Tymczasem Elvis Presley uważał swój głos za dar od Boga. I takich przykładów mamy całe mnóstwo, w tym pewnie tysiące przemilczanych, pomijam z jakiej przyczyny, czy to z własnej próżności, czy z obawy przed krytyką i wyszydzaniem przez tych, którym się wydaje, że mają monopol na wiedzę i prawdę.

Świetliste postacie ukazujące się Elvisowi, z którymi rozmawiał, w swoim kształcie przypominające mężczyzn, komunikowały się z nim za pomocą gestów (specyficznego języka migowego, nie mylić z językiem migowym dla głuchoniemych) oraz projekcji obrazów.

Nie dotarłam do jakichś szczegółowych opisów tegoż języka migowego. Nie wiem też, co więcej i czy w ogóle Elvis powiedział o nim Wandzie June Hill lub swoim telefonicznym interlokutorom od spraw metafizycznych, ale znalazłam fragment pochodzący z książki "Magii from the Blue Star: The Spiritual Drama and Mystical Heritage of Elvis Aaron Presley" (Maia C. Shamayyim, 1980),  który rzuca na to pewne światło:
„Mówił szybko, brzmiał jeszcze bardziej »południowo«, gestykulował, układając ręce inaczej niż zwykle - wyglądało to tak, jakby używał jakiegoś dziwnego języka migowego”.
Język migowy obserwowany przez Wandę, zdaje się być kontynuacją znaków, których nauczyły Elvisa anioły, gdy był jeszcze dzieckiem. Znaki te przechodziły od ruchów sztuki walki, do unikalnych ułożeń rąk i ramion, które Elvis demonstrował na scenie w latach 70".
Prawdopodobnie anioły stworzyły właśnie taki, a nie inny język gestów do komunikacji z Elvisem, aby przyzwyczajać go do nich i utrwalać je w nim (uczyć), żeby wykorzystał je w przyszłości w kontaktach z innymi ludźmi. Tutaj wchodzimy w zakres technik manipulacji, które dziś wykorzystywane są na masową skalę przez mainstream do kształtowania jednostek i manipulacji całymi społeczeństwami (w mediach społecznościowych, edukacji, środkach masowego przekazu).

Fragment rozmowy Wandy June Hill z Elvisem z 1973 roku, w której powracają do tematu aniołów:
Wanda: Jak często oni rozmawiali z tobą? Czy tylko wtedy gdy byłeś sam?
Elvis: W nocy, gdy byłem sam, lub czasem gdy byłem w łazience.

Wanda: Więc słyszałeś głosy. Co one kazały ci robić?
Elvis: Nic, tylko ich słuchałem. Oni grali dla mnie muzykę, pokazywali mi różne rzeczy, instrumenty... pokazywali mi jak brzmią, opowiadali mi o moim domu, o tym kim kiedyś byłem i kim nadal jestem i że będę kimś wielkim w tym życiu.
Później pokazali mi jakiegoś tańczącego człowieka, był na scenie ubrany w biel, a naokoło niego było mnóstwo świateł. Powiedzieli mi, żebym się uczył. Nie wiedziałem, co robi ten człowiek, ale gdy później [red. po latach] zobaczyłem karate, wtedy już wiedziałem. To byłem ja.
Za pomocą właśnie takich projekcji obrazów anioły przygotowywały Elvisa do jego życiowej roli. Bardzo wymowny jest obraz człowieka w bieli na scenie. Większość jumpsuitów Elvisa w latach 70. była biała, jakieś 80%. Kiedyś zapytano o to kostiumologa Elvisa, Billa Belewa w jakimś wywiadzie. Wspominał o próbach z różnymi kolorami kostiumów, ale suma summarum w przyciemnionych światłach sceny wyłącznie w bieli sylwetka Elvisa była widoczna, w innych kolorach było widać tylko jego twarz. Ponoć to był jedyny powód. Biel symbolizuje czystość duszy, czyli swoistą otwartość na Boga. Głos Elvisa, jego osobliwe piękno, światłość jaką epatował, biel i blask jego kostiumów, uśmiech, ruchy i gesty ... czyżby boski program trafiania do ludzkich dusz i serc?

Kolejna rzecz - instrumenty. Czyżby łatwość opanowywania gry na różnych instrumentach przez Elvisa, który miał do nich dostęp wyłącznie sporadyczny zanim jeszcze stał się sławny oraz na tyle zamożny, że mógł sobie pozwolić na ich zakup (z wyjątkiem gitary, którą dostał na trzynaste urodziny), miała swoje źródło w tych projekcjach obrazów od aniołów? Czy dlatego świetliste postacie grały dla niego muzykę, by uczył się od nich odpowiedniej jej interpretacji? Pokazywały mu też przyszłość, w postaci projekcji jego występów na scenie, na których śpiewa, tańczy i demonstruje karate. Czy i te umiejętności także im zawdzięcza? Być może. Trudno powiedzieć, czy miały go tym wszystkim tylko zainteresować, czy ich przekaz miał również moc fizycznego nauczania (przyswajania).

W tych przekazach od świetlistych postaci, z jakimi Elvis dzielił się w rozmowach z Wandą June Hill, do których udało mi się dotrzeć, trzy szczególnie mnie zaskoczyły. Pierwszy dotyczy pochodzenia Elvisa, drugi jego pojawienia się na ziemi, a trzeci egipskich piramid.

Z zapisów rozmów telefonicznych:
Wanda: Naprawdę lubisz to wszystko - spirytyzm, co?
Elvis: Co? Nie! Nie spirytyzm - rozwój duchowy i naukę rozwijania wrodzonych mocy, które wszyscy mamy. Nie jestem czarownikiem duchów. Nie muszę, ale też nie jestem z tego świata. Wiem o tym, wiem kim jestem.
Jestem teraz człowiekiem, istotą ludzką, ale to, co jest „mną”, nie pochodzi stąd. Jestem stamtąd. Słyszałaś kiedyś o Rigel [red. gwiazda w konstelacji Oriona]?


Wanda: Nie, to kraj czy osoba?
Elvis: Miejsce, mój dom jest blisko tego - mój drugi dom, skąd pochodzę - i mam Błękitną Gwiazdę jako moje słońce. Mam osiem księżyców i rezydencję pod zewnętrzną powłoką mojej planety. Myślisz, że to wymyślam, ale to prawda - dowiesz się o tym pewnego dnia. Przypomnisz sobie to, co ci powiedziałem, zanim umrzesz ...
Szkoda, że Elvis nie określił jakim był tam bytem, ani nie podał nic więcej. Prawdopodobnie nie wiedział, bo tylko tyle mu przekazano. Rigel jest gwiazdą, Elvis mówi tylko, że jego dom znajduje się blisko niej, ale nie podaje żadnej nazwy ciała niebieskiego, na którym jest ten dom. Wspomina tylko o ośmiu księżycach, co oznacza, że tym ciałem niebieskim jest jakaś planeta, planeta karłowata lub planetoida, bo tylko takie obiekty mogą mieć księżyce. Zastanawiam się czy kiedy mówi o "Błękitnej Gwieździe" jako słońcu, ma na myśli Rigla, czy inną mniejszą gwiazdę znajdującą się w pobliżu Rigla. W każdym razie chodzi o jakąś egzoplanetę, czyli spoza Układu Słonecznego, do którego należy nasza Ziemia.

* Rigel - najjaśniejsza gwiazda w gwiazdozbiorze Oriona, szósta pod względem jasności gwiazda na nocnym niebie, oddalona 863 lata świetlne od Słońca. Rigel jest najlepiej widoczny w zimowe wieczory na półkuli północnej, a latem na półkuli południowej. Jest to biało-błękitny nadolbrzym, ale w przyszłości gwiazda przekształci się w czerwonego nadolbrzyma i zakończy życie jako supernowa (wybuchnie). Gwiazda ta znana jest głównie w mitologii nordyckiej i japońskiej.

Do 28 lutego 2021 roku Encyklopedia pozasłonecznych układów planetarnych stwierdzała istnienie 4687 planet, z kolei serwisy NASA Exoplanet Archive i Exoplanet Exploration informowały o istnieniu 4352 potwierdzonych planet. Jednak w czasach kiedy żył Elvis nie potwierdzono istnienia żadnej planety! To sugeruje, że jego wiedza nie pochodziła z tej ziemi (w sensie współczesnej jemu nauki). Nie udało mi się też znaleźć informacji, czy pośród tych potwierdzonych 4687 planet, są jakieś z układu planetarnego Rigla lub innej gwiazdy (którą Elvis nazywał "Błękitną Gwiazdą") znajdującej się w jego okolicy. Elvis wiedział, że współczesna astronomia stoi dopiero w blokach startowych jeśli chodzi o inne układy międzyplanetarne, dlatego powiedział Wandzie: "Myślisz, że to wymyślam, ale to prawda - dowiesz się o tym pewnego dnia". To sugeruje, jakby miał jakąś wiedzę o przyszłym rozwoju z tego zakresu (astronomii) w świecie nauki.

Pierwsza wzmianka o istnieniu egzoplanety pojawiła się już w 1855 roku, lecz wyłącznie na zasadzie domniemania, które oparto na zaobserwowanych anomaliach. Kolejne doniesienia  z obserwatoriów astronomicznych pojawiły się w latach 50. i 60. XX wieku (nigdy nie potwierdzone), później w roku 1981, 1988 i 1989 plus kilka w latach 90. (potwierdzone dopiero w latach dwutysięcznych), ale tak naprawdę pierwsze potwierdzenie istnienia planety spoza Układu Słonecznego, to dopiero rok 2002! Czyli 25 lat po śmierci Elvisa!

Człowiek zawsze się zastanawiał, czy jest inne życie we Wszechświecie poza naszą planetą. W tym celu zaczęły powstawać różne teleskopy, z upływem lat coraz większe i doskonalsze, pozwalające na jeszcze dalszą i dokładniejszą penetrację kosmosu. Do 2016 roku największym był ten w Obserwatorium Arecibo w Portoryko, którego czasza miała średnicę 305 metrów (zawalił się 1 grudnia 2020 roku, ale w styczniu 2021 roku poinformowano, że zostanie odbudowany). Obecnie największym jest teleskop FAST (jak go nazwano) w Chinach, z czaszą o średnicy 500 metrów. Jego budowa została ukończona w 2016 roku, ale pierwsze lata poświęcono na kalibrację. Penetruje kosmos dopiero od 2020 roku. Mamy też teleskop kosmiczny Kepler, wyniesiony na orbitę 7 marca 2009 roku. To głównie jemu zawdzięczamy bum odkryć nowych egzoplanet po 2009 roku (największy w 2014 i 2016 roku).

Tysiące naukowców analizuje dane spływające z różnych teleskopów w poszukiwaniu życia. Jednak szukamy form i istot materialnych żyjących na powierzchni ciał niebieskich, głównie planet. Kto wie, może kiedyś, gdy nauka osiągnie jeszcze wyższy poziom, będziemy w stanie badać też to, co znajduje się pod ich powierzchnią, a także byty niematerialne (takie jak na przykład dusza) lub materialne, ale tak małe, że niewidoczne nawet pod mikroskopem, jak bozon Higgsa (cząstka, która zyskuje swoją masę w zależności od oddziaływania pola Higgsa), nazywany też boską cząstką.

Radioteleskop w Arecibo, Portoryko. Był największym na świecie do czasu gdy w ostatnich dniach 2019 nie roku ruszył chiński FAST (jego budowę ukończono już w 2016 roku, ale przez pierwsze lata był poddany kalibracji)

Radioteleskop FAST, Chiny. Jego budowę ukończono w 2016 roku, przez następne kilka lat był kalibrowany (ustawiany, regulowany), a w ostatnich dniach 2019 zaczął prace pełną parą

Gwiazdozbiór Oriona z zaznaczoną gwiazdą Rigel. Zwróćcie uwagę na te trzy gwiazdy blisko siebie powyżej Rigla, to tak zwany "Pas Oriona", któremu odpowiada położenie trzech piramid w Gizie (Egipt), a szyby "wentylacyjne" wychodzące z tych trzech piramid wskazują trzy gwiazdy Pasa Oriona (polecam film "Kierunek Orion" z serii "Starożytni kosmici", seria IV, odcinek 15, poświęcony konstelacji Oriona - według innej numeracji, bo funkcjonują dwie - sezon 5, odcinek 4)

Jedna rzecz wprawiła mnie w zdumienie, mianowicie to, co Elvis mówił Wandzie June Hill oraz innym swoim rozmówcom "od spraw specjalnych", o piramidach w Gizie, a dokładnie o Wielkiej Piramidzie i Sfinksie:
"Elvis powiedział kiedyś, że piramida (w Gizie) była bazą do lądowania i miała pokoje, rozmieszczone tak, aby stworzyć bazę niegrawitacyjną dla statków kosmicznych i ludzi do „transformacji”. Powiedział, że kiedyś ludzie się tego nauczą. Sfinks był w tym celu częścią łańcucha „transformatorów” i miał kilka komór, których nikt nie widział (w znanej historii). Jego podstawa zawiera dużą „płytkę” z metali szlachetnych i kamieni i jest „przewodnikiem” dla tego specjalnego pola siły magnetycznej. Powiedział, że za mojego życia (Wandy), to zlokalizują. Japończycy to zrobili, ale jeszcze nie wiedzą, co to jest. Mówił także o piramidach w Meksyku i Ameryce Południowej, które są częścią „siatki” tego pola siłowego".
Część tego, o czym mówił faktycznie została już odkryta. Naukowcy głównego nurtu (mainstreamu) ciągle utrzymują, że piramidy były wyłącznie grobowcami, a znalezione w nich szyby, tylko szybami wentylacyjnymi. Jednak nawet pośród tej grupy naukowców, wielu już wie, że nie takie było ich przeznaczenie. W 1993 roku podczas badań sejsmicznych odkryto wielką pustą przestrzeń (komorę) pod Sfinksem, jednak władze egipskie nie pozwoliły na jej penetrację (o tym odkryciu jest w filmie dokumentalnym „The Mystery of the Sphinx” -  „Tajemnica Sfinksa”). W ogóle od lat, Egipt blokuje prace archeologiczne, czasem tylko wyrażają zgodę na jakieś zewnętrzne lub przekopywanie piachu w dalszej odległości od piramid. Aczkolwiek gdy tylko coś zostanie odkryte zwykle zabraniają dalszej eksploracji. Zresztą to nie dotyczy wyłącznie Egiptu, lecz wszystkich odkryć, które mogłyby zmienić zaklepaną przez wszystkich historię świata. Mówi się, że ta swoista zmowa milczenia, to wynik paktu zawartego między decydentami świata (rządem światowym) oraz przedstawicielami religii (zarówno zachodnich, jak i wschodnich), ponieważ wszystkie te gremia nie są zainteresowane prawdą, tylko utrzymaniem obecnego status quo, dzięki któremu mają władzę nad ludźmi, fizyczną, psychiczną i duchową. Nie będę dalej rozwijać tego wątku, bo jest to temat rzeka. Wszystkim zainteresowanym tematem piramid, sugeruję zacząć od tego filmu oraz tego artykułu, a później poszukać innych źródeł pochodzących od naukowców spoza mainstreamu. Film ten, był już kilka razy prezentowany w naszej telewizji (chyba w Metro, Zoom i WP, o ile dobrze pamiętam).

Jeśli chodzi o wiedzę Elvisa na temat piramid, czerpał ją z różnych źródeł. Co oczywiste z dostępnych oficjalnie książek naukowych, ale nie tylko. Także od aniołów, swoich rozmówców metafizycznych, Fundacji Edgara Cayce'a oraz własnych wizji i snów reinkarnacyjnych.

Jak wspominałam już wcześniej, kiedy Wanda June Hill pisała swoją książkę, wiedzę o nietypowych zainteresowaniach i rozważaniach Presleya czerpała również od jego rozmówców metafizycznych (głównie telefonicznych), z którymi konferował na te tematy. Od jednego małżeństwa z tego kręgu dostała list, jaki napisał do nich w 1970 roku, proponując ponowne spotkanie. Jako, że delikwenci nie wyrazili zgody na upublicznienie swoich prawdziwych personaliów ich imiona zostały zmienione. Poniżej fragment z tego listu:
"Alice, jadę do Vegas. Jeśli ty i twoja rodzina chcielibyście przyjechać i nas tam zobaczyć, byłoby miło. Daj znać Joe [red. Joe Esposito, kierownikowi tras koncertowych], a po koncercie będziemy mogli się spotkać. Chciałbym porozmawiać o przenoszeniu myśli. Wypróbowałem to i odniosłem pewien sukces - wydaje mi się, że jestem zarówno nadawcą, jak i odbiorcą. Jednak miałem więcej szczęścia przy wysyłaniu. Książka Stanleya mi pomogła, myślę, że ci się spodoba i mam dla ciebie egzemplarz. Roy nie będzie miał nic przeciwko, jeśli porozmawiamy, zapytam go o to, nie ciebie. Byłoby miło, gdybym miał trochę czasu z dala od wszystkiego, ale nie teraz, nie tutaj. Poza tym mam z tym pewne osobiste problemy, Priscilla nie lubi niczego takiego. Masz w Royu dobrego człowieka, on nas rozumie.

Alice, myślałem o podróży do Egiptu i naprawdę chcę tam pojechać. Jeśli uda mi się to skorelować z moim harmonogramem, uwzględnij mnie! Boże, aby zobaczyć świątynię i znowu chodzić po tych samych schodach! Wzywa mnie! Chcę znowu zobaczyć lwy, wejść do nich. Wydaje mi się, że teraz jest to niemożliwe, ale może mógłbym sobie przypomnieć. Tak dużo pamiętam, tyle straciłem, ale z tobą mógłbym sobie przypomnieć, wiem to. Chcę iść tak bardzo, że aż boli, ale rozumiesz, prawda? Mam sny, mroczne miejsca i ukryte stopnie w dół i tunele z lampami oliwnymi na ścianach i skrzyniach, długie pudła ze zbożem i wiele złotych postaci wokół nich. Śnię o krwi, która wylewa się na moje stopy, plamiąc rąbek mojej szaty oraz o krzykach i płaczach, o czarnych kapturach i błyskających nożach. To są miecze, z tnącymi ostrzami i och, krew jest wszędzie. Boże, to mnie dręczy. Czuję, że to zrobiłem. Budzę się mokry, zimny, trzęsący się i chory na sercu, przepełnia mnie smutek z powodu zagubionych dusz i cierpienia, które spowodowałem. Czy to możliwe? Czy jestem nim?

Czy dlatego mam taki dług wobec ludzi, dla których występuję? Czy zawdzięczam im tę radość, tę przyjemność, bo tak dużo wziąłem? Czy to jest mój sposób na pokutę? Nie wiem, Boże, nie wiem! Alice, pomóż mi się dowiedzieć, jeśli możesz. Zrobiłem wszystko, co powiedziałaś i będę gotowy abyś mogła mnie tam zabrać z powrotem. Moje życie Alice, jest twoje, przeprowadź mnie przez to i proszę, pokaż mi powody. Nie mogę się doczekać spotkania z tobą wkrótce, a także z Royem. Mam coś, co mu się spodoba - z gry! Nie wspominaj o tym nikomu z chłopaków [red. Memphis Mafii], bo wszystko będzie dla nas stracone. Nie powiem tu już ani słowa ... Zawsze, Elvis
Cóż, nie znając głębiej treści ich spotkań i rozmów nie wszystko tu jest dla nas jasne i zrozumiałe, więc nie będę zbyt szczegółowo analizować tego listu. Niemniej z treści można wywnioskować, że Alice wprowadzała Elvisa w stan hipnozy, który pozwalał mu cofać się do poprzednich wcieleń. Hipnoza wykorzystywana jest w medycynie od wieków, a we współczesnej od lat. Głównie do diagnozowania ludzi z zaburzeniami psychiki i osobowości, którzy wyparli ze swojej świadomości traumatyczne przeżycia. Jednak aby im pomóc lekarz terapeuta musi wiedzieć, co leży u podstaw ich destrukcji, a jedyną drogą dotarcia do tych zdarzeń jest hipnoza, która pozwala zajrzeć do tego, co zostało ukryte w podświadomości. Tyle oficjalna nauka, lecz nieoficjalna posuwa się dużo dalej i za pomocą hipnozy wydobywa z podświadomości dużo więcej, w tym informacje o wcześniejszych wcieleniach.

W liście tym znajduje się także jeszcze jeden ważny element, który mówi o telepatii (przenoszeniu i odbieraniu myśli). To kolejna ponadnaturalna (w porównaniu z innymi ludźmi) umiejętność Elvisa. Zresztą wielokrotnie zaobserwowana i potwierdzona przez osoby, które były blisko niego. Na przykład Linda Thompson wspominała kiedyś jak to Elvis nagle się poderwał mówiąc, że musi natychmiast zadzwonić do domu, bo dzieje się tam coś złego. I faktycznie, właśnie wezwano pogotowie do jego babci, Minnie Mae. Również członkowie Memphis Mafii wspominali jak to Elvis wchodząc do pokoju od razu wiedział o czymś, o czym chcieli mu dopiero powiedzieć, a czego nie mógł się dowiedzieć w inny sposób jak od nich.

Ponieważ Elvis miał silne (bardzo plastyczne) wizje i sny związane z jego życiem w Egipcie w jednym z poprzednich wcieleń (nierzadko przepełnione okrucieństwem), jako człowiek o wielkiej wrażliwości budził się przerażony, z trudem walcząc o powietrze i wybiegał na zewnątrz, próbując złapać oddech. Nieraz też budził się wymiotując i krztusząc. W związku z tym udał się na odczyt poprzednich wcieleń do Stowarzyszenie Badań i Oświecenia - Edgara Cayce'a* (A.R.E. - Association for Research and Enlightenment - Edgar Cayce). Jak wspomina Wanda, było to podczas kręcenia filmu w plenerze w połowie lat 60. Elvis pojechał do A.R.E. Center w Virginia Beach na osobistą konsultację. Jednak przedtem miał pisemny odczyt od A.R.E. wykonany jako wstęp do sesji osobistej. Odczytujący nie wiedzieli, że sesja pisemna była dla Elvisa Presleya.

* Stowarzyszenie to działa do dziś.

Czyli, najpierw listownie i anonimowo, a kiedy otrzymał już wstępny odczyt, umówił się na konsultację osobistą. Potem opowiadał Wandzie June Hill w jakim szoku byli odczytujący jego przeszłość, gdy stawił się osobiście i tak dowiedzieli się dla kogo rzeczywiście robili ten odczyt. Jak podaje Wanda:
"Zostało to zrobione na jego wykresie astrologicznym i na zegarku oraz na pierścieniu, na którym nie było jego nazwiska ani nawet EP. Dostali również kurtkę, którą miał na sobie. Jego kurtka była tylko marynarką, która nigdzie nie miała jego imienia, ale nosił ją kilka razy i nie wyczyścił - a o to właśnie prosili. Chcieli jego "wibracji" i jego „aury”, które przylgnęły do jego osobistych rzeczy, jak mu powiedzieli. To też go trochę przeraziło. Nic dziwnego, że był tak zachwycony tym miejscem i odczytem, jaki otrzymał. Bardzo chciałabym usłyszeć odczyt w takiej postaci, w jakiej został nagrany i przekazany mu - dokonali go mężczyzna i kobieta i byli zszokowani, gdy wszedł na osobisty „wywiad” i przedstawił się. Wiedzieli z rozkładu, że jest utalentowany muzycznie, ale myśleli, że prawdopodobnie był pracownikiem publicznym lub nauczycielem ... nie sądzili, że jest rock'nrollowcem - kiedy to mówił, śmiał się z tego. Powiedział, że nie prosili o jego autograf ani nawet o jego zdjęcie ... to też zrobiło na nim wrażenie.
Czego dowiedział się tam na miejscu nie wiem, ale dotarłam do fragmentów tego pisemnego odczytu, jaki zrobiono dla niego anonimowo, nie wiedząc jeszcze kim jest (może napiszę o tym odrębny post). Natomiast już na osobistej sesji powiedziano mu, że nie jest przypadkiem iż mieszka w Memphis. Pisze o tym Wanda June Hill:
"Elvis miał silne wspomnienia z inkarnacji w Egipcie. Elvis miał czytanie z poprzedniego życia w Fundacji Edgara Cayce'a, w którym potwierdzili również jego poprzednie egipskie wcielenia, mówiąc, że to nie przypadek, że jego dom znajdował się w „Memphis”, mieście, którego nazwa pochodzi od starożytnego Memphis* w Egipcie".
* Starożytne Memfis - centrum miasta leży 20 km na południe od Kairu, na zachodnim brzegu Nilu. Jego ruiny znajdują się na obszarze wzdłuż Nilu, od Gizy (według niektórych źródeł od Kairu) po Dahszur. Spotkamy je w takich miejscach jak: Giza, Mit Rahina, Dahszur (Dahshur), Abusir, Abu Gurab (Abu Gorab), Abu Roasz (Abu Rawash, Abu Roach, Abu Roash), Sakkara i Zawyet El Aryan (Zawyet el'Aryan). Dziś teren centrum starożytnego Memfis jest obszarem niezamieszkałym.

Za założyciela Memfis uważa się króla Menesa, który później zjednoczył Egipt Górny i Dolny (początkowo miasto wyznaczało granicę między jednym i drugim). Memphis było największą osadą na świecie od czasu jego powstania do około 2250 roku p.n.e. i od 1557 do 1400 roku p.n.e. W okresie Starego Państwa Memphis stało się stolicą starożytnego Egiptu przez ponad osiem kolejnych dynastii. Było centrum kultu Ptah, boga stworzenia, rzemieślników, artystów i sztuki. Miasto przeżyło swój najbardziej prestiżowy okres za panowania VI dynastii, a najsłabszy za panowania XVIII dynastii, przez pewien czas utrzymywało się nawet jako kolonia imperium perskiego.

Wraz z przybyciem Rzymian Memfis, podobnie jak Teby, straciło na trwałe swoje miejsce na rzecz Aleksandrii, która była bardziej otwarta na rządy nowego imperium. Powstanie kultu Serapisa oraz pojawienie się chrześcijaństwa spowodowało stopniowy zanik innych kultów. W okresie bizantyjskim i koptyjskim znaczenie miasta stopniowo malało i ostatecznie zanikło. Ludność masowo je opuszczała, a z czasem stało się kamieniołomem do budowy pobliskich osad przez Arabów, którzy przejęli je w VII wieku naszej ery. Fundamenty Fustat, a później Kairu, zostały zbudowane z kamieni rozebranych świątyń i starożytnych nekropolii Memfis, których miało kilka.

Podstawową jednostką organizacyjną w starożytnym Egipcie był nom, który dzielił kraj z uwagi na sieci kanałów nawadniających. Górny Egipt składał się z 22 nomów, Dolny Egipt z 20.

Współczesne mapki Egiptu z zaznaczonymi nomami (jednostka administracyjno-organizacyjna starożytnego Egiptu) Memphis i Teb starożytnego Egiptu

Piramidy i ruiny starożytnego nomu Memfis (czyli części miasta zamieszkałej przez ludzi, jego świątyń i nekropolii, których Memfis miało kilka), co odpowiada dzisiejszemu obszarowi wzdłuż Nilu, od Gizy do Dahszur

Kiedyś Elvis powiedział Wandzie June Hill jeszcze jedną zaskakującą rzecz, o swoim pochodzeniu, którą rzekomo przekazały mu świetliste postacie:
"Pamiętam, jak Elvis poważnie opowiadał (w 1966 roku), że był zaszczepiony w łonie swej matki razem z jej prawdziwym synem (bliźniakiem Elvisa, Jesse) i że Jesse wybrał śmierć, dając mu ścieżkę do ziemskiego życia.
Elvis zawsze miał wizje. Nawet gdy był dzieckiem czuł, że jest kimś innym i nie z tej ziemi, że jest tu by przynieść ludziom nowe zrozumienie świata, miłość, by prowadzić ich na wyżyny sfery duchowej świadomości poprzez muzykę. Czuł jednak, że jest skazany na zgubę, ponieważ nie mógł się przystosować do ziemskiego ciśnienia, które go wypalało.
Kiedyś, gdy był ze mną, nagle bardzo się zmienił. Było już ciemno, nie było księżyca, a on był oświetlony od wewnątrz. Jego oczy błyszczały. Dotknął mnie i poczułam elektryczny wstrząs. Wystraszyłam się, ale zaraz potem poczułam dodające otuchę ciepło i spokój, jaki zastąpił niepokój, którego wcześniej doświadczyłam".
Jeśli chodzi o pierwszy akapit tego cytatu, trudno mi się do niego ustosunkować, ponieważ Wanda nie cytuje tu dokładnie wypowiedzi Elvisa, tylko przedstawia, co jej zdaniem kiedyś powiedział, w każdym razie tak jak ona to zrozumiała. Być może dokładnie właśnie to powiedział, ale bez konkretnego cytatu i osadzenia w kontekście nie sposób się do tego odnieść bardziej szczegółowo. Jednak niewątpliwie jest to ciekawa informacja zwłaszcza w zestawieniu z okolicznościami narodzin Elvisa, o których pisałam na początku postu, a także teoriami o implementacji życia na ziemi, czy zmianach w kodzie genetycznym człowieka (DNA) pod koniec XIX wieku, o czym będzie nieco dalej.

W innej rozmowie o swoim bracie powiedział: "On był martwy w chwili narodzenia - nigdy nie oddychał - babcia mi to powiedziała. Urodził się niebieski [red. siny] z braku tlenu i nigdy nie zmienił koloru, tylko stawał się coraz bardziej niebieski. Powiedziała, że było tak, jakby wszystko wyschło. Postanowił nie wchodzić do swojego ciała". To ostatnie zdanie jest konsekwencją biblijnego zapisu, który stanowi, że dopóki nie weźmiemy pierwszego oddechu, jesteśmy pozbawieni żywego Ducha - duszy. Pierwszy oddech jest momentem wejścia duszy do ciała, odtąd stajemy się istotą bożą, gdyż Bóg tchnął w nas oddech życia - duszę. Jesse nie oddychał, a zatem nie otrzymał tchnienia od Boga, czyli jego dusza nie weszła do ciała. Elvis tłumaczy to w ten sposób: "Nie mógłbym przetrwać porodu gdybym był pierwszy - to zabiłoby mnie, bo byłem słaby. Był większy i odebrał mi presję. Wierzę, że to było jego życzenie, jego pragnienie, aby pozwolić mi żyć tym razem". I tu ma rację, rodząc się pierwszy nie przeżyłby porodu (po więcej szczegółów odsyłam do postu "Narodziny bliźniaków, z których jeden zostanie obwołany Królem").

W drugim akapicie jest mowa o pewnej inności fizycznej Elvisa i jego misji na ziemi. Wanda wspomina o dyskomforcie jaki odczuwał w związku z ziemskim ciśnieniem, ale to miało szerszy zasięg, dotyczyło również energii jaką odbierał od innych ludzi. W tym miejscu warto dodać, że Elvis borykał się z nadciśnieniem już od wczesnej młodości, a jego temperatura ciała stale oscylowała w okół 100 stopni Fahrenheita, czyli około 38 stopni Celsjusza (dokładnie 37,8), co odbiega od normy, która wynosi 36,6 stopnia Celsjusza.

Natomiast w trzecim akapicie Wanda pisze o nienaturalnym świeceniu Elvisa, przepływie prądu od niego podczas dotyku oraz o spokoju i ukojeniu jakiego po tym doznała. Przejdźmy zatem do jego energii, świetlistości, siły oddziaływania na innych ludzi i różnych aspektach, które się z tym wiążą.

Posiadał, zdawałoby się, niewyczerpane pokłady energii, a brak ich odpowiedniego zużycia czynił go nadpobudliwym. Dziś pewnie stwierdzono by u niego zespół ADHD, chociaż jego nadpobudliwość była zupełnie inna i nie wpisywała się w definicję tej choroby. Miał dużo więcej energii i siły od innych, bardzo wolno ją wytracał, a uczucie zmęczenia i potrzeby wypoczynku przychodziły dopiero po długim czasie (często kilkudniowym) i wytężonym, intensywnym życiu, a także po kontaktach z większą grupą ludzi, która skupiała na nim swoją uwagę. To wiązało się z tym, że kiedy inni padali już z nóg ze zmęczenia, marząc o jakimś odpoczynku, śnie, czy chociażby zwolnieniu tempa lub chwili wytchnienia, jego ciągle nosiło i wymyślał, co by tu jeszcze zrobić. Ta niespożyta energia już od dziecka skutkowała u niego problemami w zasypianiu, nie potrzebował tyle snu, co inni (to syndrom często spotykany u ludzi wybitnych, na przykład Albert Einstein sypiał od 2 do 3 godzin na dobę, tak samo Nikola Tesla). Scotty Moore kiedyś powiedział, że modlili się o to aby Elvis zmęczył się na tyle, by wreszcie padł, a oni mogli iść spać żeby się zregenerować:
"Człowieku, on miał wielki zasób energii. Nie spaliśmy wraz z nim całe noce, aby mógł zużyć ten swój zasób energii, a my potem odpocząć, ale to zwykle następowało po tym jak „rozprawił się” z kilkoma dziewczynami na tylnym siedzeniu samochodu".
* ADHD - zespół nadpobudliwości psychoruchowej. Należy do zaburzeń zachowania i emocji rozpoczynających się zwykle w dzieciństwie. Człowiek, u którego obserwuje się ADHD, charakteryzuje się stałymi problemami z zachowaniem norm społecznych oraz poszanowaniem praw innych osób.

Jak wynika z tej wypowiedzi najskuteczniejszym sposobem na rozładowanie energii Elvisa w latach 50. było odbycie kilku stosunków seksualnych w krótkich odstępach czasowych.

Elvis był też bardzo podatny na kumulowanie energii otrzymanej od innych, z czym nie umiał sobie poradzić. To kolejna cecha jego organizmu nie występująca u zwykłych ludzi, w każdym razie nie w takim zakresie. Lecz nie chodzi tu tylko o energię w rozumieniu przepływu prądu elektrycznego, a o energię w ujęciu kompleksowym, czyli różne jej rodzaje, takie jak: chemiczną, termiczną (cieplną), jądrową, elektryczną, słoneczną, mechaniczną (potencjalną i kinetyczną), które odpowiedzialne są za wszystkie procesy jakie zachodzą w przyrodzie i składających się na nią organizmach (na przykład zamiana energii dostarczonej w formie pożywienia na zasób sił niezbędnych do utrzymywania funkcji życiowych). Za każdym zachodzącym w nas procesem stoi jakaś forma energii. Pozytywne bodźce, jakie inspirują nas do intensywniejszego działania, zwiększając na krótki czas nasz potencjał sprawczy (wydajność), dodając nam fizycznej i psychicznej siły, co zwykle określamy "uskrzydleniem" lub też "złapaniem wiatru w żagle", to również wynik procesów energetycznych. Taki stan rzeczy zwykle następuje po odniesieniu jakiegoś sukcesu, docenieniu naszej osoby wyartykułowanym przez kogoś, pochwały skierowanej pod naszym adresem, czy szczerym podziwianiu nas za coś. Wtedy następuje swoiste doenergetyzowanie, wyzwalające w nas chęć i siłę do dalszego, jeszcze bardziej wzmożonego działania. To normalne zjawisko, związane z pracą naszego mózgu (następuje wtedy większa produkcja dopaminy i serotoniny, które potocznie nazywane są hormonami szczęścia, a w konsekwencji reakcja zwrotna w postaci większej energii, siły i witalności). Natomiast Elvis miał z tym problem, ponieważ jego własna energia była znacznie wyższa niż u przeciętnego człowieka i wtedy dochodziło do jej nadmiernej kumulacji, która negatywnie (a nie pozytywnie jak u innych) oddziaływała na jego samopoczucie i zdrowie. To dotyczyło głównie lat 50. i 60. Dlatego bardzo cierpiał fizycznie po koncertach, zwłaszcza tych w latach 50., a także wszelkich nagraniach studyjnych, kiedy to wielu ludzi koncentrowało się na jego osobie (podekscytowana publiczność, pracownicy studiów nagraniowych i filmowych) siłą rzeczy przekazując mu swoją własną energię - czuł się przytłoczony, osłabiony, stłamszony, rozdygotany, a w konsekwencji mdlał lub/i krwawił z nosa:
"W latach 50., kiedy Elvis stał się popularny, nie był przyzwyczajony do intensywności energii skupionej na nim przez jego fanów. To często sprawiało, że miał krwawienia z nosa. Kiedy zszedł ze sceny, czasami mdlał z wrażliwości na tą energię, którą dostał od entuzjastycznej publiczności. Bywało, że nieprzytomny, zaczął mówić w nieznanym języku. Odzyskując świadomość, nie pamiętał zdarzenia, więc przy pewnej okazji jego przyjaciel zarejestrował jego trans. Po wysłuchaniu taśmy Elvis nie rozpoznał tego języka, ale zabrał to nagranie do eksperta, który zidentyfikował go jako "starożytny język hebrajski". To, powiedział później Elvis Wandzie Hill, było tym, co rozpoczęło jego studiowanie* Biblii".
* Elvis czytał Biblię od zawsze, dokładnie od kiedy nauczył się czytać, ale wtedy jeszcze bardziej w ramach modlitwy i zaznajomienia się z jej treścią i naukami. Od tego zdarzenia w latach 50. zaczął ją studiować dogłębnie, rozważając każde zdanie, słowo, dyskutując o jej zapisach z innymi, także z pastorami, a tytułem uzupełnienia sięgał też po inne książki chrześcijańskie.

Oczywiście można to tłumaczyć wyczerpaniem fizycznym, ale w takim przypadku Elvis poszedłby spać, a z relacji Scotty Moore'a wiemy, że wcale tak nie było. Po prostu jak wszystko w nadmiarze, tak i to miało swoje ujemne skutki, w przypadku Elvisa w postaci omdleń i krwawienia z nosa. Mamy trochę zdjęć, na których widzimy zdawałoby się smutnego lub też zmęczonego Elvisa tuż po koncertach, nagraniach piosenek, programów TV, czy scen do filmów, jednak w rzeczywistości jest to cierpiący Elvis, przytłoczony namiarem energii, która koncentrowała się na nim od innych (publiczności, ludzi pracujących podczas nagrań). Wreszcie można to złożyć na karb przeżywania i odreagowywania stresu towarzyszącego tremie, lecz wtedy należałoby zadać pytanie czy tak reagowałby artysta, którego publiczność szalała z zachwytu doznając przy tym prawie orgazmicznych spazmów? Raczej nie, stres od razu by minął, ustępując miejsca zgoła odmiennym emocjom - poczuciu spełnienia, satysfakcji, radości, czy wręcz uwznioślenia. Lecz Elvis pod tym względem był inny.

Wypowiadanie się w nieznanym sobie języku w trakcie transu czy też hipnozy (bardzo rzadko po utracie przytomności w wyniku urazu lub omdlenia) jest powszechnie znane i latami badane przez naukowców. Dotąd jednak nie wyjaśniono tego zjawiska (mechanizmu). Aczkolwiek wolni naukowcy (ci spoza mainstreamu, nie zniewoleni grantami na badania, czyli nie siedzący w kieszeni najbogatszych - koncernów, finansjery i polityków będących na ich usługach) coraz częściej stawiają hipotezy oparte na reinkarnacji (według której dusza po śmierci ciała może wcielić się w nowy byt fizyczny) lub genetyce i epigenetyce (w zakresie pamięci wydarzeń, uczuć, nabytych umiejętności, wspomnień). Bardziej kontrowersyjny nurt naukowy, badający hipotezę, która mówi, że życie człowieka wcale nie narodziło się na planecie Ziemia, tylko zostało na niej zaimplementowane przez przybyszy z innych światów, uważa, że takie umiejętności (ale uśpione, ponieważ nie są nam potrzebne) może posiadać wielu z nas, a być może nawet wszyscy. Przez kilka ostatnich lat trwały intensywne badania kodów DNA całej ludzkiej populacji. Na tej podstawie dokonano wielu bardzo interesujących wniosków, lecz część z nich pozostała w archiwach naukowych, nie została upubliczniona. Kiedy przebadano jedną z nowo odkrytych mumii egipskich, okazało się, że jej DNA jest tylko częściowo zgodne z tym jakie mają ludzie na Ziemi. Później, w wyniku dalszych badań i poszukiwań wyszło, że ten "inny" fragment DNA (jaki miała owa mumia) jednak wystąpił u maleńkiej garstki spośród milionów przebadanych w ramach projektu. Kolejny argument na poparcie tezy ingerencji obcych w nasz układ genetyczny, to nagły postęp techniczny, który zaczął się na przełomie XIX i XX wieku i trwa po dziś dzień. Człowiek w niespełna 150 lat osiągnął więcej niż przez minione tysiące lat jakie przeżył na tej planecie. Jednak póki co, żadna z teorii tłumaczących zjawisko posługiwania się nieznanymi sobie wcześniej językami, nie została dotąd w pełni udowodniona. Mówienie językami, nierzadko już martwymi (nieistniejącymi lub nieużywanymi od wielu setek lat, czyli archaicznymi, pradawnymi) znane jest przede wszystkim w niektórych grupach religijnych, na przykład w kościele zielonoświątkowym (pentekostalizmie), do którego Elvis uczęszczał. Był zresztą naocznym świadkiem takich zdarzeń, kiedy to kaznodzieja pod wpływem religijnego uniesienia zaczął mówić nieznanym językiem.

W jednym ze źródeł, znalazłam takie świadectwo naocznego świadka pewnego wydarzenia, do jakiego doszło kiedyś w kościele zielonoświątkowym w Tupelo:
"Kiedy Elvis był małym chłopcem, udał się do kościoła odrodzenia zielonoświątkowego, gdzie pastor praktykował tajemniczą umiejętność mówienia w nieznanym języku. Dokonywało tego wielu apostołów Chrystusa, o czym wspomniano w Biblii. Gdy pastor skończył mówić nieznanym językiem, chciał przetłumaczyć to, co właśnie powiedział. Jednak zanim to uczynił, zrobił to za niego młody Elvis, nadając znaczenie tym słowom ku zadowoleniu zgromadzenia".
Niestety ubolewam, że w tej kwestii świadek nie dodał nic więcej (albo i dodał, lecz źródło, z którego korzystałam pominęło ciąg dalszy jego wypowiedzi). Jestem bardzo ciekawa jak zareagowali ludzie zgromadzeni wtedy w kościele, a przede wszystkim matka i ojciec Elvisa. Właściwie wierni nie musieli zareagować zdziwieniem, czy zaskoczeniem, gdyż mogli pomyśleć, iż wszystko przebiegło według ustalonego wcześniej scenariusza, ale Gladys i Vernon na pewno byli w wielkim szoku - albo i nie, jeśli już wcześniej byli świadkami podobnych zdarzeń z udziałem Elvisa. Zastanawiam się też nad tym jak zachował się sam Elvis, czy sam siebie zaskoczył, czy zupełnie naturalnie, jakby to nie było dla niego niczym nowym.

Dlaczego Elvis rzeczywiście mógł mówić w starożytnym języku hebrajskim? - zgodnie z teorią pamięci epigenetycznej, przekazywanej kolejnym potomkom, w przypadku Elvisa starożytny język hebrajski jest w pełni uzasadniony, ponieważ w linii żeńskiej pochodził wprost od narodu wybranego, z jakim w czasach biblijnych Mojżesz przemierzał pustynię w poszukiwaniu ziemi obiecanej, a który to (naród) posługiwał się właśnie tym językiem. Więcej o tym w poście "Żydowskie korzenie oraz ich wpływ na Elvisa" (na razie w opracowaniu).

Elvis klęczy przy łóżku, na którym leży otwarta Biblia i modli się (nie wiem kim jest ten drugi mężczyzna, który modli się razem z nim), a poniżej zdjęcie jednej z Biblii Elvisa

Elvis przytłoczony nadmiarem energii skupionej na nim przez innych po koncertach, nagraniach płyt i programów dla telewizji

Kolejne nietypowe cechy, występujące tylko u proroków, uzdrowicieli, czasem również u wielkich przywódców, to umiejętność wpływania (silnego, prawie mistycznego oddziaływania) na ludzi, jak i każdego człowieka z osobna oraz jego jasność (świetlistość postaci, blask, promieniowanie), a także magnetyzm (przyciąganie). Cytowałam już wcześniej wypowiedź Joe Esposito, Dicka Groba i Larry Gellera, którzy o tym mówili. Z kolei Jerry Schilling, zwraca uwagę na coś jeszcze:
"Znałem go już 10 lat, ale kiedy dostałeś się do tego osobliwego kręgu, to naprawdę dawało okazję poznania go bardzo dobrze. Po grze w football siadaliśmy przy tym małym stoliku i rozmawialiśmy o życiu, rodzinie i przyjaciołach. Jedną z jego unikatowych cech, było to, że nie mówił tylko o tym kto wygrał mecz, nie gadał o filmie, o tym wszystkim o czym rozmawiają przeciętni ludzie – on do wszystkiego podchodził bardzo osobiście. Sprawiał, że wszystko miało znaczenie. Nauczyłem się od tego człowieka więcej niż we wszystkich szkołach, do których uczęszczałem!"
Dave Hebler, ochroniarz Elvisa:
"Sposób, w jaki Elvis hipnotyzował tłum był niewiarygodny. To było tak, jakbym śnił, gdy patrzyłem na tysiące wrzeszczących fanów, wielu z nich płakało, gdy dostrzegli swojego bohatera. Sposób, w jaki poruszał się Elvis, jego niesamowity głos, jego lśniący charyzmat i poczucie humoru podczas występów, było zaraźliwe. Od razu stałem się fanem jego występów. Był zdumiewający.
To był absolutny chaos z energią wzmagającą się obficie z każdą mijającą sekundą ... Widziałem blask od Elvisa, który wydawał się duchowym doświadczeniem. To nie był Elvis, którego znałem, to była ikona - Bóg. Włosy na karku mi się zjeżyły, gdy charyzmat Elvisa przeszył szaleństwo tłumu. Byłem przytłoczony i wiedziałem, że nigdy więcej nie spojrzę na Elvisa w ten sam sposób [red. w rozumieniu jak na zwykłego człowieka]".
Druga producentka programu „Elvis In Concert” (1977), Annette Wolf, zbierając materiały do filmu rozmawiała z wieloma fanami, później powiedziała:
"Powtarzali słynną kwestię [red. fani] - „Bóg właśnie wylądował”. Dla nich Elvis był królem, bohaterem, bogiem, wszystkim dobrym, co ich w życiu spotkało. To było jak międzynarodowe spotkanie, w którym Elvis był gwiazdą wieczoru. Dla mnie to była rewelacja, ponieważ nigdy nie byłam w sali wypełnionej osiemnastoma tysiącami fanów, którzy wspólnie śpiewali i płakali. Były tam nie tylko kobiety, które płakały, także mężczyźni to robili. Byli całkowicie połączeni z Elvisem. Było tam tak wiele miłości… prawdziwej miłości. To było wspaniałe, móc zobaczyć jak fani kochają Elvisa i jak on kocha ich. Elvis Presley naprawdę szczerze kochał swoich fanów i oni byli dla niego wszystkim."
I kolejne dwa cytaty, które są już na blogu w innych postach, ale muszę je tu powtórzyć. Pierwszy z nich to wypowiedź Joe Guercio, dyrygenta Joe Guercio Orchestra, towarzyszącej Elvisowi na scenie od 1968 roku do końca, który w jednym z wywiadów powiedział:
"Grałem na scenie z wieloma gwiazdami i nie chce tu nikogo postponować, ale to nie ta klasa, co Elvis. Jezu Chryste! To było doświadczenie nie z tej ziemi! Trochę piosenek, bardzo mało choreografii - nie tak, jak w przypadku wielu innych show w Las Vegas. Jeśli jednak mówimy o wyjściu na scenę i potrząśnięciu publicznością, to Elvis nie miał sobie równych i drugiego takiego już nie będzie. Te emocje na widowni ... coś niewiarygodnego. Nie chce powiedzieć, że muzycznie było to mistrzostwo świata, ale ta charyzma ...! Uwielbiał okręcać sobie ludzi [red. widownię] wokół małego palca i naprawdę potrafił to robić".
Drugi pochodzi z książki "Elvis. Król rock'n'rolla", Jerrego Hopkinsa, który tak opisuje wygląd publiki w International Hotel w Las Vegas, po pierwszym występie Elvisa (31 lipca 1969 roku) od przerwy w koncertowaniu na żywo, spowodowanej kręceniem filmów w Hollywood:
"Zanim zdołał rozpocząć show, publiczność sprawiła, że zamarł. Właśnie miał zaśpiewać pierwsze wersy, gdy uderzył go ryk z widowni. Spojrzał. Cała publiczność zerwała się z miejsc, żywiołowo klaszcząc i gwiżdżąc. Wiele osób stanęło na siedzeniach i wrzeszczało. I to wszystko, zanim jeszcze zdążył otworzyć usta.
Po czterdziestu minutach od rozpoczęcia show, publiczność była nie do poznania - fryzury w nieładzie, przekrzywione krawaty, wszyscy zlani potem. (...) sala przypominała miejsce orgii albo co najmniej apogeum spotkania odnowy wiary zielonoświątkowców".
Rebekah, która podczas jednego z weekendów pracowała w studio w Nowym Orleanie z Jerrym Lee Lewisem i grupą The Cupids:
"Pracowaliśmy w studio, kiedy około północy wpadł Elvis. Skończyliśmy w jego domu na śniadaniu!
Ostatni raz widziałam Elvisa podczas podróży służbowej do Los Angeles. Wciąż czuję wspaniałą bliskość dzieloną podczas naszych spotkań. Był takim dżentelmenem - tak uprzejmy i grzeczny i tak wypełniony światłem, które zdawało się odbijać od jego rysów. Cudowne wspomnienia".
Miriam, fanka Elvisa, która była na wielu jego koncertach:
"Koncert Elvisa to coś znacznie więcej niż muzyczne show. To religijne wydarzenie. Ludzie krzyczeli za każdym jego ruchem. To było tak, jakby w powietrzu była jakaś elektryczność. Jakby, wysyłał impuls elektryczny, ilekroć się poruszył, który przechodził przez wszystkich na widowni. Zostałeś dosłownie przemieniony i przyciągnięty do niego przez jego magnetyzm. Śmiałeś się, płakałeś, a przede wszystkim czułeś jego miłość. To było słodkie, ekscytujące i cudowne. Od niepokoju i oczekiwania, kiedy usłyszałeś pierwsze nutki "2001 A Space Odyssey", ku smutkowi i rozpaczy, kiedy zespół zaczął grać "Can not Help Falling In Love" i wiedziałeś, że wkrótce go nie będzie. W międzyczasie zapominałeś o problemach w swoim życiu osobistym, o zranieniu lub rozczarowaniu, o czymkolwiek, co jest nie tak z twoim zdrowiem ... wszystko zostało zapomniane, a wszyscy inni przestali istnieć przez te około 80 minut. Tutaj byłeś ty i był Elvis ... a życie było cudowne!"
W nieco innym ujęciu o świetlistości Elvisa i jego oddziaływaniu na innych pisze Rick Stanley w książce "W Pułapce", gdy opisuje spotkanie z Elvisem po przyjeździe do jego domu z sierocińca Breezy Point Farms w Wirginii (gdzie swoich trzech małych synów umieściła Davada Stanley, aby mieć swobodę w uwodzeniu Vernona):
"Przywitał się z nami i objął nas. „Zawsze chciałem mieć małego brata, a teraz mam trzech” - powiedział. Byłem pod wrażeniem. Natychmiast zrozumiałem, że Elvis stanowi centrum życia Graceland. Był jego słońcem. Wszystko promieniowało jego obecnością, a siła jego grawitacji wytyczała ścieżki wszystkich domowników".
Maia C. Shamayyim, autorka książki "Magii from the Blue Star: The Spiritual Drama and Mystical Heritage of Elvis Aaron Presley", pisze:
"Będąc na 36 koncertach Elvisa, między 1969 a 1975 rokiem, doświadczyłam cudownych stanów ducha, bardzo trudnych do opisania słowami. Oddziaływanie między Elvisem i jego publicznością, to coś znacznie więcej niż występ, czy rozrywka. Oddziaływania te wchodziły w sferę mistycznego współuczestnictwa.
Zawsze byłam zdumiona jasnością jego aury* - tak bardzo odznaczającą się pośród ciemności sceny. Złoto, błękit oraz fiolet, były w niej dominującymi kolorami. To był człowiek, który nie tylko rozmawiał z aniołami, ale także nosił ich światło w swoim istnieniu.
Z mojego osobistego doświadczania jego obecności, całym sercem zgadzam się z Lavem Marsh'em, autorem stwierdzenia: „Elvis był kimś większym [red. niż artystą], był duchowym przywódcą naszego pokolenia”. Zgadzam się również z Mae Axton (autorką piosenek, między innymi "Heartbreak Hotel"): „On wierzył, że Bóg wyznaczył mu cel, uważał, że tym celem było sprawienie, aby muzyka była uniwersalna [red. trafiała swoim przekazem do wszystkich]. Właściwie to on stworzył uniwersalny język. Nikt wcześniej, w całej historii muzyki nie dokonał niczego tak wielkiego”".
* Aura - zjawisko polegające na obserwacji kolorowych, niematerialnych kształtów otaczających istoty żywe, głównie ludzi, ale także zwierzęta i rośliny, a w określonych warunkach nawet i martwe przedmioty (aura jest widoczna dopiero po sfotografowaniu obiektu na światłoczułej powierzchni po przyłożeniu do niej odpowiednio wysokiego napięcia - fotografia kirlianowska - od nazwiska naukowców, małżeństwa Siemiona i Walentyny Kirlianów).
Według osób, które posiadają umiejętność widzenia aury, rozmiary i kolory świadczą o odczuwanych emocjach, stanie duchowym, a nawet zdrowiu i witalności danej osoby. Aura jest utożsamiana przez parapsychologów ze znaną w ikonografii chrześcijańskiej aureolą otaczająca głowy świętych.
Istnienie tego zjawiska nie zostało na razie zaakceptowane przez naukę głównego nurtu (mainstreamu), ponieważ rzekomo nie ma odpowiednio mocnych dowodów naukowych. Jak podaje Wikipedia, wyjątek stanowi widzenie pól oraz barw wokół postaci i przedmiotów, powstające pod wpływem psychodelików (to już dla mnie dowód) oraz będące objawem synestezji (a to kolejny dowód).

Znałam osobiście jedną panią mecenas, która miała tą niesamowitą zdolność widzenia aury każdego człowieka oraz roślin (zwierząt pewnie też). Patrząc z daleka na kwiaty w holu, czy dużym pokoju od razu celnie określała, który z nich potrzebuje wody lub jest przelany, a który potrzebuje zmiany stanowiska (ma za ciemno lub jest zbyt mocno nasłoneczniony). Początkowo nie wiedziałam o jej zdolnościach widzenie aury, więc tłumaczyłam to sobie świetną znajomością roślin, która nawet z dalekiej odległości pozwala jej postawić trafną diagnozę dla każdego kwiatka.

Miała jeszcze jedną dziwną przypadłość, kiedy się witała z kimś, zawsze patrzyła jakieś 10-20 centymetrów nad jego głowę. Długo myślałam, że po prostu ma małego zeza górnego (oczy nie uciekają w bok tylko w górę), aż do dnia kiedy przyszła do mnie z jakąś sprawą i mówiąc do mnie zamiast w moje oczy wpatrywała się w jakiś punkt nad moją głową, po czym powiedziała "oj, to może ja przyjdę później, bo widzę, że dziś pani ma bardzo złą aurę" (notabene trafiła w punkt, byłam właśnie wkurzona do imentu i źle nastawiona do każdego, kto stanął na mojej drodze). Spojrzałam na nią jak na ufoludka i zapytałam jak mam to rozumieć. Wtedy dowiedziałam się, że każdy człowiek "świeci", jak to określiła "ma aureolę, jak święty, tylko nie białą, a kolorową", z której barw można wyczytać w jakiej aktualnie jest kondycji psychofizycznej. Wybałuszyłam na nią wielkie oczy i przeszło mi przez myśl, że to jakaś nawiedzona lub stuknięta kobieta. Aczkolwiek znałam ją już ponad dwa lata i zawsze była ogarnięta, zrównoważona, a do tego oczytana i dobrze wykształcona, przez co jedno z drugim bardzo mi się kłóciło. Od razu się zorientowała w czym rzecz i że temat aury nie jest mi znany. Rzeczywiście, wcześniej znałam tylko pojęcie aury kirlianowskiej, bo czytałam o tym i widziałam film popularno-naukowy, choć to zupełnie inne zjawisko, gdyż aura widoczna jest wyłącznie na fotografii, wykonanej w określonych warunkach. Temat "świecenia" ludzi, widocznego dla innych bardzo mnie zaintrygował, więc chciałam się o tym czegoś dowiedzieć. Pani mecenas przez chwilę się wahała, po czym znów spojrzała na moją aurę... W końcu oceniła, że zaszły w niej pewne zmiany i możemy o tym porozmawiać (widocznie uznała, że będąc w poprzednim stanie i tak by do mnie nic nie dotarło). Zrobiłam herbatę, usiadłyśmy w fotelach i otworzyłam się na nową, nieznaną mi dotąd wiedzę ... Tak dowiedziałam się, czym jest ta aura, jakie barwy i pasma szerokości przyjmuje oraz, co oznacza dany kolor. Jednak na moje pytanie jak to jest, że aurę drugiego człowieka widzą nieliczni, pani mecenas nie potrafiła mi odpowiedzieć, według jej wiedzy były pewne hipotezy przyczyn tego stanu rzeczy (związane z harmonią czakr, wówczas dla mnie kolejne nieznane pojęcie), jednak nie zostały w pełni potwierdzone. W bibliotekach na te tematy też nic przystępnego (dla nowicjusza takiego jak ja) nie znalazłam, dopiero kilka lat później, gdy pojawił się internet, mogłam sobie coś więcej o tym poczytać. Niemniej chyba dalej nie wiadomo dlaczego jedni widzą aurę innych ludzi, a drudzy nie.

Maia C. Shamayyim pisze, że głównymi kolorami widocznymi w jego aurze były: złoty, niebieski i fioletowy. Zobaczmy co to oznacza:

Niebieska aura
Niebieska aura oznacza kreatywność, wyobraźnię, a także religijne uniesienia. Jasnoniebieska aura mówi o wyobraźni i pomysłowości. Błękitna aura (jasna i ciemna) wprowadza nas w różne odmiany wiary. Granatowy mówi o niezachwianej wierze. Ultramaryna, to wzniosłe i duchowe ideały, a kobaltowa towarzyszy ludziom często przy medytacji, czy kontemplacji (modlitwie). Kolor niebieski w aurze, występujący w dużych ilościach, określa człowieka pobożnego bądź też kreatywnego.

Fioletowa aura
Ciemno fioletowa aura świadczy o naszym rozwoju, a im bliżej (świetlistej) liliowej barwy, tym większe osiągnięcia na niwie duchowej. Aura indygo występuje przede wszystkim przy poszerzaniu percepcji i kontaktach z wyższymi energiami, świadczy o ekspresji i koncentrowaniu się na szerzeniu idei w świecie. Z tej przyczyny człowiek z indygo jest uważany za proroka lub siewcę Nowej Ery (New Age). Różne odmiany fioletu ukazują się w trakcie czytania rozwijającej myślenie książki lub refleksji nad sobą. Z kolei głęboki fiolet w aurze sprzyja atmosferze rozwoju świadomości oraz stanie transcendencji. Jasno fioletowa aura zwykle oznacza szczodrość, zdolność do samo poświęcenia w imię wyższych celów oraz szlachetność. Z tego powodu najłatwiej zauważyć ją u mistrzów i świętych.

Złota aura
Nigdy nie łączy się z żadnym innym kolorem, lecz stanowi odrębną całość. Złota aura człowieka świadczy o pomaganiu. Osoba z tą barwą zwykle przynosi światu postęp, zarówno technologiczny, jak i moralny, czy duchowy.
Znamy kolory aury Elvisa z lat 70., dokładnie z przedziału pomiędzy 1969 a 1975 rokiem, bo to wtedy Maia C. Shamayyim, mająca tą rzadką zdolność widzenia ludzkiej aury, zaobserwowała je podczas 36 koncertów. Czytając opisy znaczenia kolorów z jego ówczesnej aury, możemy powiedzieć, że wszystko to, co wiemy o Elvisie jako człowieku, w całej rozciągłości potwierdza jego aura.

Szczęśliwym trafem do naszych czasów przetrwała też transkrypcja zapisu dźwiękowego z pewnego spotkania w 1966 roku, na którym Elvis rozmawiał z małą grupą osób o sprawach duchowych. Prawdopodobnie było to spotkanie z grupą jego "rozmówców telefonicznych", czyli zorientowanych na duchowość, wiarę, metafizykę itp. Podczas tego spotkania, mówiąc o świetle pochodzącym od Boga, Elvis wspomniał także o swojej aurze. Pozwolę sobie zacytować go szerzej, nie ograniczając się do samej aury:
Czasami spotykamy ludzi, którzy świecą - wydaje się, że mają blask i przy których chcemy być w pobliżu, ponieważ rozjaśniają nasze własne życie - nie przez korzyści materialne lub jakieś ciekawostki, ale przez ich samą obecność. Pociąga nas to. Są to dusze bardziej rozwinięte i wiemy, że duch naszej duszy chce być blisko nich, ponieważ są bliżej nieba lub Boga niż my. Ci, którzy mają tę bliskość, mogą dotrzeć do ludzi, ludzie automatycznie ich kochają, pożądają, chcą ich towarzystwa, starają się być tacy, jak oni. Niezwykle ważne jest, aby ci, którzy są bliżsi, mieli dobrą jakość, dobrą moralność i dobre serca, w przeciwnym razie doprowadzą wielu do zguby. Tak jak zło jest czarne, pochłaniając całe światło, pochłania też wszelkie dobro i zabiera ludzi ze sobą w ciemność.
Głupotą byłoby powiedzieć, iż nie jest prawdą, że jesteśmy stworzeniami podobnymi do światła ... W Biblii Jezus mówi: „Ja jestem Światłem i Drogą”. Mówi nam, że jest Światłem, a ponieważ jesteśmy częścią Niego, jego dziećmi, dlatego my też jesteśmy Światłem - istotą drobnych cząstek światła - wielu kolorów - każdy z nas ma światło o różnych kolorach [red. aurę], tak jak różne są nasze osobowości. Ja lubię błękitny i biały. Lubię też zielony i niebieski i lubię je zmieszane ze złotem lub żółto-złotym, ponieważ są to kolory mojego światła. Wiem to, bo mi powiedziano. Nie powiem ci teraz, jak mi powiedziano, to nie jest ważne. Ale wkrótce będę miał lawendę pośród mojego światła - wiem o tym i chcę tego [red. i miał, przynajmniej od 1969 roku, jak potwierdza Maia C. Shamayyim].
Aby zmienić kolory, musisz być duchowo gotowy do studiowania, poszerzyć swoje serce i duszę i przestrzegać praw Boga. Mam nadzieję, że osiągnąłem ten punkt, ale jeśli nie, postaram się bardziej. Bóg nie lubi ludzi leniwych, niezmiennych i niegodziwych - podziwia wysiłek, determinację i pragnienie dobra. Bądź dobry, nie rób nic złego nikomu, ani żadnemu żywemu zwierzęciu, ponieważ jeśli to zrobisz, wszczepisz zło w swoją karmę i prędzej czy później będziesz musiał odpokutować, będziesz musiał stawić temu czoło ponownie, w takiej czy innej formie i wygrać, a następnym razem będzie łatwiej. Przede wszystkim o wiele łatwiej jest być dobrym - pokuta jest sama w sobie piekłem.
Światłem, o którym chciałem wam powiedzieć, jest miłość Boża, Jego rozumna miłość do każdego z nas i wiedza, którą On chce nam dać. Nie bój się jasności, która przychodzi do ciebie w snach, kolorów, które możesz zobaczyć podczas snu. I nie obawiaj się poczucia bycia nieważkim we śnie lub tuż przed snem. Tak wielu z nas jest wypełnionych swoimi pragnieniami, że nie słyszymy ani nie widzimy odpowiedzi nam udzielanych. Poświęć czas na medytację, zastanowienie się i - twoje serce ci powie. Można powiedzieć, że to radio Boże, nasz nadajnik i odbiornik. Więc włącz i słuchaj od czasu do czasu".
Z tego cytatu nie tylko poznajemy aurę Elvisa z 1966, którą możemy porównać z tą z lat 70. i zobaczyć jak mocno ewoluował duchowo, ale również mamy namiastkę tego jak wyglądały jego duchowe rozmowy i dyskusje z innymi osobami, a przede wszystkim poznać cząstkę jego samego, tą duchową i światopoglądową.

Zaskoczył mnie też fragment, w którym mówi o świetle, jako o zbiorze "drobnych cząstek", przecież to wiedza z ostatnich lat! Notabene jeszcze nie wprowadzona do podręczników, encyklopedii i słowników, gdyż wciąż bada się, czy światło nie ma dwoistej natury (falowej i cząsteczkowej), czy ma tylko jedną z nich. Aczkolwiek już w XVII wieku istniały dwie definicje światła, Isaac Newton uważał, że światło jest strumieniem materii (korpuskuł), w znaczeniu poruszających się w określonym kierunku cząstek (dziś nazywanych fotonami), natomiast Christiaan Huygens był zdania, że światło jest falą. Dwieście lat temu świat opowiedział się za teorią Christiaana Huygensa i uznał światło za falę elektromagnetyczną. Od kilku lat to się zmienia, badania coraz częściej dowodzą, że światło to jednak przepływ cząstek.

Żółta aura
Żółta aura człowieka świadczy o ścisłym związaniu z intelektem i procesami myślowymi. Z jasnymi i świetlistymi barwami świadczy o umyśle skierowanym w stronę duchowych ideałów i spraw rozwojowych. Cytrynowa barwa określa ciekawość, a złota barwa najczęściej występuje przy rozmyślaniu o filozofii i działaniach abstrakcyjnych. Aura, której barwa podstawowa jest żółta, praktycznie zawsze oznacza osobę o umyśle ścisłym, a więc naukowca lub fascynata nauki. Barwa żółta występuje podczas każdego wysiłku umysłowego, mającego cel, żeby zrozumieć otrzymywane informacje.

Zielona aura
Nie ma innej barwy, która miałaby tyle znaczeń, ile zieleń. W szeroko pojętym znaczeniu zielona aura człowieka odpowiada za zdolność adaptacji oraz przystosowania, a także wszelkie działania z tym związane. Szmaragdowo-zielona barwa opisuje obrotność, pomysłowość i zaradność stosowaną bezinteresownie. Świetlista i blada mieszanka błękitu i zielonego jest wytworem głębokiej sympatii i współczucia (równocześnie oznacza perfekcyjną zdolność przystosowania do warunków). Jasna zieleń aury daje dużą żywotność.

Biała aura
Biała aura człowieka występuje u osób niesprecyzowanych, niewyspecjalizowanych, czyli po prostu czystych i gotowych na potencjalne spełnienie każdego aspektu związanego z innymi barwami. Jest więc kolorem dopełniającym siłę i cechy innych barw. Mnisi często posiadają taką aurę, ze względu na specyfikę ich sposobu życia – lata spędzone na medytacji uczą ich zachowania spokoju i gotowości na niesienie każdej możliwej pomocy. W połączeniu z żółtą, oznacza myśl odkrywczą; niebieską – kreatywność i tworzenie; zieloną - wzruszenie, udzielanie pomocy; z fioletową – doskonałość ewolucji duchowej dla człowieka.

Dalej Maia C. Shamayyim w swojej książce tak pisze o aurze Elvisa:
"Nigdy nie miałam trudności z zobaczeniem aury Elvisa. W rzeczywistości była to najsilniejsza, najbardziej błyskotliwa aura, jaką kiedykolwiek widziałam. Były to głównie odcienie niebieskiego z fioletem i głębokim fioletem.
Bardzo często błyszczące białe światło otaczało te kolory. Gdy zaczął śpiewać, jego auryczne barwy rozszerzały się, unosząc się z czubka głowy. Czasami widziałam aurę Elvisa z jednym lub kilkoma jego piosenkarzami i muzykami na scenie. Zwykle, gdy się odwrócił, by z nimi porozmawiać, ich aura rozjaśniała się".
Tutaj na uwagę zasługuje zdanie, w którym autorka pisze o rozjaśniającej się aurze muzyków z nim występujących, gdy on zwracał się do nich. To też dowód na pozytywne oddziaływanie na innych ludzi, a zarazem dobry przykład ilustrujący to, o czym mówił Elvis na jednym ze swoich wykładów dla ludzi z kręgu jego przyjaciół metafizycznych (patrz niebieski cytat kilka akapitów wcześniej) - mianowicie, że instynktownie lubimy być w pobliżu osób, które świecą. Mówimy wtedy o tej osobie, że ma dobrą aurę, choć rozumiemy pod tym witalność tej osoby, a nie rzeczywistą aurę, o której istnieniu większość z nas nie ma pojęcia.

Cóż można dodać? Wszystko się zgadza, podobnie jak w jego portrecie numerologicznym (patrz post "Elvis w numerologii"). Natomiast, co się tyczy interpretacji aury, to polecam artykuł "Kolory aury człowieka i ich znaczenie" (powyżej podałam tylko podstawowe opisy, bez korelacji z innymi barwami, stopnia ich nasycenia, jasności, przezroczystości itp.). A tutaj dość przystępny artykuł o energii "Energia" (dla wszystkich opornych na fizykę) - w tym miejscu małe zastrzeżenie, aby zrozumieć czym jest energia, jej zróżnicowanie, formy jakie przyjmuje, sposoby oddziaływania, przekształcanie jednej energii w drugą, potrzebna jest również wiedza biologiczna i chemiczna na odpowiednim poziomie, gdyż to wszystko ściśle się ze sobą wiąże.

Elvis kochał kolor i różne ozdoby. W jego szkatułce było sporo biżuterii religijnej i mistycznej, nosił różne symbole. Do tej tematyki nawiązywały także zdobienia na jego kostiumach scenicznych. O tym wszystkim w poście "Niektóre symbole i terminy obecne w życiu duchowym Elvisa". W tym materiale przeczytacie również jakimi dziedzinami i naukami Elvis się interesował, pasjonował i zgłębiał. Dlatego nie będę tu rozwijać tego tematu.

Jeśli chodzi o duchowość Elvisa, odsyłam do postu "Elvis i sztuki medytacji". Niemniej muszę także i tu wspomnieć o pewnym zdarzeniu opisanym już w tamtym poście. Elvis z ekipą w kilka samochodów jechali z Memphis do Hollywood, na zdjęcia do filmu "Harum Scarum". Byli na drodze Route 66 w pobliżu Flagstaff (AR), na ziemiach Indian Hopi. Zmierzchało. W pewnym momencie Elvis i Larry Geller (jechali jednym samochodem) zobaczyli na niebie przedziwną chmurę, która przybrała wygląd twarzy Józefa Stalina. Zatrzymali się się na poboczu, a Elvis wysiadł z auta i ruszył w głąb pustyni wołając by Larry podążył jego śladem. Kiedy Larry Geller go dogonił, Elvis stał jak zahipnotyzowany, wpatrując się w niebo, a po jego policzkach spływały łzy. Elvis w myślach zwrócił się do Boga mówiąc: "Boże jeśli to zło, które mi ukazałeś w postaci Józefa Stalina ma mnie reprezentować (przedstawiać), to unicestwij mnie! Chcę być tylko napełniony Bogiem i miłością", po czym dodał już na głos:
"Boże, zrzekam się mego ego. Oddaję całe moje życie Tobie".
I wtedy stała się rzecz jeszcze dziwniejsza, chmura przekształciła się w oblicze uśmiechniętego Jezusa. Kiedy później Elvis rozmawiał z Larrym o tym momencie zdarzenia powiedział:
"I wtedy to się stało! Twarz Stalina zmieniła się prosto w twarz Jezusa, a on uśmiechnął się do mnie i każde włókno mego ciała to odczuwało. Po raz pierwszy w moim życiu Bóg i Chrystus stali się żywą rzeczywistością"
Kiedy twarz Józefa Stalina przemieniła się w twarz Jezusa, Larry Geller spojrzał na Elvisa, chcąc coś powiedzieć, ale zawahał się. Nie chciał przerywać, bo Elvis był w jakimś dziwnym stanie odrętwienia i niebytu. Larry tak to później relacjonował:
"Z jakiegoś powodu Elvis wciąż był sparaliżowany. Miał wygląd Juana Diego z Guadalupe lub Bernadette z Lourdes".
Stan Elvisa miał swoją przyczynę, o czym Larry miał się dowiedzieć wiele lat później. Kiedy Elvis powiedział Larremu tuż po zdarzeniu, że "Bóg i Chrystus stali się żywą rzeczywistością", to nie wyjawił mu pełni znaczenia swoich słów. Zrobił to dopiero prawie dziesięć lat później w Palm Spring, a tak wspomina to Larry:
"Pewnego wieczoru w 1974 roku w Palm Springs, siedzieliśmy samotnie na zewnątrz [red. chyba przy basenie, o ile dobrze pamiętam z innej relacji tego zdarzenia opowiadanej przez Larrego Gellera], kiedy Król wydawał się mieć coś, z czego chciałby się zwierzyć. W końcu Elvis jęknął i zaczął mówić".
Najpierw zapytał Larrego czy pamięta sytuację na pustyni z 1965 roku, kiedy obserwowali chmurę z twarzą Józefa Stanina, która później przemieniła się w oblicze Jezusa. Kiedy Larry przytaknął, mówiąc: "Oczywiście!", Elvis powiedział:
"Larry, ja nie tylko widziałem obraz Jezusa w chmurach ... Jezus Chrystus dosłownie eksplodował we mnie. Larry, to ja. Byłem Chrystusem [red. przez małą chwilę, dokładnie w momencie, w którym Larry mówił o sparaliżowaniu Elvisa]".
Niestety nie znalazłam żadnej innej wypowiedzi Larrego Gellera, w której relacjonowałby jak dalej przebiegła ta rozmowa z 1974 roku, ale wiem, że mówił o tym na różnych spotkaniach z fanami, więc pewnie można do niej jakoś dotrzeć.

Czegokolwiek Elvis nie robił, jak bardzo nie był zajęty, nigdy nie porzucił rozwoju duchowego (w tym modlitwy, studiowania Biblii, śpiewania gospel i medytacji), czytania i karate. Pierwsze dwie czynności codziennie, karate w zasadzie też, choć w tym przypadku pozwalał sobie na sporadyczne odstępstwa, czy to z braku czasu, czy ze względu na stan zdrowia, jednak nigdy nie odpuszczał czytania, modlitwy i medytacji. Chociaż w latach 1976-1977, skarżył się Wandzie, że czasami kiedy miał okropne bóle głowy i próbował medytować lub wprowadzać się w stan autohipnozy, nie mógł tego uczynić.

Przez kilkanaście lat (od lat 60. do końca swojego życia) odwiedzał ośrodki Self-Realization Fellowship (SRF)*. Były to miejsca, które uczyły jak osiągać odpowiedni stan równowagi ciała i duszy, których brak stał na drodze rozwoju duchowego i osiągania zdolności do czynności nadprzyrodzonych, czyli takich jakimi nie dysponuje ogół ludzkości. Ten aspekt omówiłam obszernie w poście "Elvis i sztuki medytacji", dlatego tego tematu też nie będę tu rozwijać.

* Self-Realization Fellowship (SRF), to międzynarodowa organizacja rozwoju duchowego, założona przez mistyka Paramahansę Yoganandę w 1920 roku. Główna siedziba tej organizacji znajduje się w Los Angeles. Na jej czele stoi prezydent - pierwszym był jej założyciel Paramahansa Yogananda (w latach 1920–1952). Self-Realization Fellowship naucza krijajogi.

Przejdźmy teraz do sedna, czyli dokąd zaprowadził Elvisa tak zintensyfikowany rozwój duchowy. O telepatii już wspominałam, skupmy się zatem na telekinezie i uzdrawianiu, kolejnych umiejętnościach dostępnych niewielkiej liczbie ludzi.

Telekineza, ostatnio częściej określana mianem psychokinezy, to zdolność do poruszania obiektami (czasem ich przenoszenia na odległość) za pomocą siły umysłu. Może być stosowana z użyciem oczu, rąk (z dotykiem lub bez) lub intensywnego myślenia, czyli siłą woli.

Zarówno telekineza jak i uzdrawianie to tematy społecznego tabu, żaden człowiek chcący uchodzić za normalnego, zdrowego na umyśle, nie ośmiela się o tym mówić publicznie, czy nawet przyznawać, że był świadkiem takiego zdarzenia, a już w ogóle kiedy sam je wywołał. Aczkolwiek wiemy, że choć oficjalna nauka torpeduje takie umiejętności, to jednak dowodów na istnienie tych zjawisk jest tak wiele, iż zaprzeczanie nie ma żadnego sensu. To, że na podstawie stanu dzisiejszej wiedzy nie potrafimy opisać mechanizmów odpowiadających za te zjawiska, nie jest dowodem, że coś istnieje lub nie istnieje, jest możliwe lub nie jest możliwe. To tylko dowód, że umiejętności poznawcze człowieka nadal są bardzo ograniczone, a wiedza naukowa wciąż niepełna. Zresztą taki proces i podejście, do rzeczy zaobserwowanych, ale jeszcze nie niewyjaśnionych stał na progu każdej dziedziny wiedzy. W takim podejściu jest też aspekt czysto polityczny, ale pomińmy go. Zresztą jedno to oficjalne stanowisko, a drugie fakty. Przecież dobrze wiemy, że już od lat 40. XX wieku, ludzie o różnych zdolnościach nadprzyrodzonych nie są wcale pozostawiani sami sobie jako "nieszkodliwi idioci", tylko są zamykani w specjalnych, tajnych ośrodkach i poddawani badaniom. Niektóre takie przypadki zostały odtajnione i doczekały się filmów dokumentalnych, emitowanych również w naszej telewizji. Jednak piętno tabu ciągle jest i większość z nas nie odważy się o tym otwarcie rozmawiać. Przed podobnym dylematem stali ludzie, którzy byli bezpośrednimi świadkami nadprzyrodzonych zdolności Elvisa. Dlatego pewnie nigdy nie poznamy pełnego spektrum możliwości Elvisa w tym zakresie (wszystkich zdarzeń z udziałem Elvisa).

Choć świadkowie ukrywali się ze swoją wiedzą, to jednak do dziennikarzy docierały takie informacje. Czasem dopytywali ludzi z otoczenia Elvisa (rodzinę, znajomych, pracowników, współpracowników, Memphis Mafię), czy faktycznie Elvis posiada takie zdolności. W większości otrzymywali wymijające odpowiedzi, zaprzeczenia lub stwierdzenia typu "Elvis tak uważał", "Elvis miał takie przeświadczenie", "Elvisowi się tak wydawało" i tym podobne. Aczkolwiek będąc w mniejszym gronie, nierzadko o tym rozmawiali. W tajemnicy mówili o tym swoim przyjaciołom spoza kręgu Elvisa, małżonkom, rodzinie, a nawet zdarzało się, że stałym fanom Elvisa (czyli takim, którzy regularnie pojawiali się w otoczeniu Elvisa i byli im dobrze znani). To właśnie przecieki z tychże źródeł docierały do dziennikarzy.

Takim najbardziej znanym przykładem jest wprowadzanie w ruch krzaków, czy liści na drzewach w bezwietrzny dzień, co Elvis zademonstrował kilka razy niektórym z członków Memphis Mafii. Wiemy o tym na przykład od George'a Kleina, który kiedyś komuś o tym opowiedział, a ten później napisał:
"Raz zabrał George'a Kleina na bok w Graceland. Elvis skierował swoją uwagę na krzaki, po czym położył na nich dłoń i przytrzymał ją. Za chwilę krzaki zaczęły się poruszać. Potem Elvis kazał mu spojrzeć na konkretną chmurę. Zaczął gestykulować dłońmi i ku zaskoczeniu Kleina chmura też się przemieściła. Chociaż zachował pewien sceptycyzm, myśląc, że to może być jego własna wyobraźnia, George Klein nigdy nie zapomniał o tym incydencie".
Te przykłady nie są może zbyt spektakularne, gdyż zawsze można powiedzieć, że doszło do jakiegoś drobnego, punktowego podmuchu, a co się tyczy chmur one zawsze się poruszają (prędzej lub wolniej, w zależności od siły wiatru na ich poziomie). Ciekawe zdarzenie przytacza w jednej ze swoich książek Sean Shaver (określany nieetatowym etatowym fotografem Elvisa, ponieważ nigdy nie był na liście płac, a jednak często towarzyszył Elvisowi w różnych miejscach i  miał jego zgodę na fotografowanie).

Historia ta wydarzyła się w Roanoke. Sean Shaver czekał na Króla na lotnisku wraz z tłumem fanów w ogromnym deszczu (ulewie). Jeden z obecnych powiedział: „Kiedy Elvis przyleci, to zatrzyma ulewę”. Sean popatrzył na niego pobłażliwie i pomyślał sobie: „Co Elvis może zrobić by zatrzymać deszcz [red. pytanie retoryczne, czyli nic nie może zrobić]?”, lecz dalej kontynuując napisał: "Cóż prawda jest taka, że kiedy jego samolot wylądował, deszcz ciągle padał, ale kiedy Król pojawił się w drzwiach, ... deszcz natychmiast ustał! Czy to przypadek? Jak sam Elvis kiedyś powiedział, nie ma przypadków, wszystko ma swoje powody ... Po prostu wierzę, że nawet deszcz na cześć Króla przestał padać.

Jak można wywnioskować z tegoż tekstu, Sean Shaver raczej nie przypisuje Elvisowi zatrzymania deszczu, ale bardziej naturze, opatrzności. Aczkolwiek nie był to odosobniony przypadek. Była grupa fanów, która zawsze czatowała na Elvisa, czy to na płytach lotnisk, czy to na parkingach hoteli lub innych miejscach, gdzie Elvis miał przybyć lub skąd odjechać. Tak najłatwiej było do niego dotrzeć lub zobaczyć go z bliska, co podczas koncertów było niewykonalne. To właśnie oni zaobserwowali, że kiedy padał deszcz, z chwilą pojawienia się Elvisa, opady ustawały. Niektórzy nawet mówili, że czasem następowała natychmiastowa zmiana pogody i wychodziło słońce. Jedni wierzyli, że to "robota" sił wyższych, inni, że działanie Elvisa w trosce o swoich fanów na niego czekających. Niemniej niezależnie jak sami to ocenimy, niezaprzeczalnym faktem jest to, że deszcz wielokrotnie ustawał po przybyciu Elvisa w dane miejsce.

Niemniej ostatni raz Elvis zatrzymał deszcz na kilka godzin przed swoją śmiercią. Właśnie wyszli z głównego budynku i szli do Racquetball Building na squasha. Billi Smith stwierdził z niezadowoleniem, że pada. Elvis powiedział: "nie martw się, popracujemy nad tym". I kiedy doszli do końca wiatym i wyszli na niezadaszoną przestrzeń, ... już nie padał.

W wielu źródłach przeczytamy, bo to chyba najczęściej powielany fragment dotyczący jego zdolności telekinetycznych: "Sądził, że może włączać i wyłączać system zraszaczy Bel Air Country Club za pomocą telekinezy". To zdanie nie mówi, że potrafił to zrobić, tylko że on sam tak uważał. Lecz czytałam kiedyś wypowiedź człowieka, który to potwierdził. Bardzo chciał to zobaczyć a Elvis zgodził się na eksperyment. On poszedł do klubu obserwować zraszacze, a Elvis pozostał w swoim domu w Los Angeles. I faktycznie, tak jak się umówili, o umówionym czasie zraszacze się na chwilę uruchomiły, po czym wyłączyły.

Natomiast jeśli chodzi o uzdrowienia mamy całą masę takich przykładów, począwszy od tych, które wydarzyły się za życia Elvisa, po te, do jakich doszło i ciągle dochodzi po jego śmierci.

Wśród zielonoświątkowców, religii w której wychował się Elvis, uzdrawianie jak i samouzdrawianie było i jest zasadniczym składnikiem wiary:
"Jest nurt, zwłaszcza w pentekostalizmie (kościele zielonoświątkowym), według którego każdy z nas posiada samouzdrawiające moce, lecz mało kto potrafi z nich korzystać. Pomocą, ich wyzwalaczem, ma być modlitwa, udział w nabożeństwach, a przede wszystkim głęboka wiara".
Mówił o tym także Elvis.

Misją Elvisa było żyć dla innych i zapewne bardzo chciał posiadać zdolności uzdrawiania żeby pomagać w ten sposób ludziom. Początkowo był przekonany, że Bóg nie dał mu tej łaski. Jednak z czasem zaczęły pojawiać się różne symptomy, które zdawały się mówić coś zupełnie innego. Na przykład ktoś zauważał, że trawiący go ból nagle ustępował, gdy tylko znalazł się blisko Elvisa. Jak czytamy w jednym materiale:
"Były historie o uzdrowieniach, zarówno fizycznych, jak i emocjonalnych. Niektóre z tych uzdrowień wynikały z faktycznego dotyku rąk i ust Elvisa, ale wiele z nich nastąpiło po prostu będąc w jego obecności i na tym się nie skończyło. Dusze na całym świecie były i nadal są uzdrawiane przez Elvisa na różne sposoby, nigdy nie będąc blisko niego".
Babcia Elvisa (matka Vernona), cierpiała na artretyzm. Mówiła, że tylko dłonie Elvisa przynoszą jej ulgę, niwelując na jakiś czas jego bolesne objawy. W późniejszych latach nie tylko poddawała się zabiegom Elvisa, ale także Larrego Gellera, który miał podobne umiejętności, acz na niższym poziomie:
"Babka Elvisa, Minnie Mae również była przekonana, i pozwoliła Gellerowi i jej słynnemu wnukowi leczyć jej artretyzm i inne dolegliwości przez te wszystkie lata".
Drugą osobą z najbliższego kręgu Elvisa (mieszkającą z nim) była jego ciotka Delta Mae, która była alkoholiczką. Jej trzeźwieniu zawsze towarzyszyły silne bóle głowy. To ona wciąż powtarzała, że żaden lek przeciwbólowy nie uśmierza jej bólu tak jak ręce Elvisa. Działanie ponoć było tak silne, że ból nie wracał nawet przez kilka dni. Gdzieś wyczytałam też takie zdanie:
"Priscilla była przekonana, że Elvis miał uzdrawiający dotyk. „Był zdolny do duchowego uzdrawiania, jednym dotknięciem dłoni do moich skroni, a najbardziej bolesne bóle głowy znikały”".
Jednak w tym przypadku mam mieszane odczucia, ponieważ Priscilla mówiła raz tak, raz siak. To podważała zdolności lecznicze Elvisa, to znów twierdziła, że sama ich doświadczała (jak w cytacie powyżej).

Sony West, który twardo stąpał po ziemi i ilekroć słyszał o zdolnościach uzdrawiania swojego szefa i przyjaciela w jednym, jakoś nie dawał temu wiary. Starał to sobie tłumaczyć na różne inne sposoby. Do czasu, aż nie zachorował jego synek. Miał wysoką temperaturę, podawane leki obniżały ją na jakiś czas, po czym znowu rosła. Kiedy Elvis się o tym dowiedział, zapytał czy może przyjść i pomodlić się nad chłopcem. Kiedy Westowie wyrazili zgodę, Elvis przyszedł do nich:
"Włożył turban i umieścił dziecko na zielonym szaliku, który przyniósł ze sobą i zaczął się modlić, wykonując przy tym okrężne ruchy nad nim. Temperatura chłopca szybko spadła poniżej 100 stopni Fahrenheita i nie wzrosła ponownie. Sony przyznał, że on i jego żona byli zdumieni".
Jerry Schilling, który spędził dwa tygodnie w szpitalu po wypadku motocyklowym zaczął się martwić, że nigdy już nie będzie chodzić. Odczuwał bardzo dokuczliwy ból, który był skutkiem obrażeń jakie odniósł. Otrzymywał odpowiednie leki, lecz jak wiemy każde dawkowanie jest ograniczone. Leki przynosiły chwilową ulgę, ale nie uśmierzały całkowicie bólu. Kiedy Elvis zaproponował mu swoją pomoc, zgodził się by do niego przychodził "leczyć go". Potem mówił, że chociaż nie chciał myśleć o niczym mistycznym, przyjąłby każdą pomoc, jeśli to miałoby mu pomóc chociaż trochę, tak był udręczony. Elvis przychodził do niego codziennie i faktycznie po jego zabiegach ból ustępował. Jerry wkrótce też stanął na własnych nogach, ale w tym przypadku trudno powiedzieć ile było w tym zasługi lekarzy, zdolności jego własnego organizmu do samoregeneracji, a ile Elvisa (i czy w ogóle).

Natomiast takim najbardziej znanym przypadkiem jest uzdrowienie jednej z dziewcząt towarzyszącej mu żeńskiej grupy wokalnej The Sweet Inspirations, u której zdiagnozowano raka żołądka. Chodzi o Sylvię Shemwell.

Uwaga, w tekstach dostępnych na internecie, jeśli chodzi o nazwisko dziewczyny sporo namieszano, wymieniane są nie tylko wszystkie wokalistki z tej grupy (Myrna Smith, Sylvia Shemwell, Estelle Brown), ale czasem nawet Kathe Westmoreland, która nie wchodziła w skład The Sweet Inspirations. Na szczęście mamy stosunkowo świeży wywiad z  Estelle Brown (jedyną jeszcze żyjącą wokalistką z grupy), z lutego 2020 roku, w którym przypomina nam tę historię, dodając że wyzdrowienie Sylvii Shemwell "jest cudem od Boga, który nastąpił w wyniku modlitwy Króla":
"Byliśmy w Las Vegas, a Sylvia [red. Shemwell] zachorowała i poszła do szpitala. A kiedy wróciła, była bardzo zdenerwowana. Następnej nocy nadal była zdenerwowana i płakała. Elvis zapytał: „Co się dzieje, panie, co się dzieje? Sylvia, co się stało?”. Sylvia powiedziała: „Cóż, poszłam do szpitala i zdiagnozowano u mnie raka, raka żołądka”".
Kiedy Elvis się o tym dowiedział, jak mówi Estelle:
"Elvis natychmiast upadł na kolana przed Sylvią, położył ręce na jej brzuchu i modlił się".
Gdy Sylvia ponownie poszła do szpitala aby powtórzyć badania i ustalić termin operacji, raka już nie było. Można tu mówić o złej diagnozie lub błędnych badaniach, jednak cała dokumentacja medyczna zawarta jest w jednej z prac naukowych mówiących o wpływie Elvisa na ludzi, w tym o uzdrowieniach. Podano w niej kilka przypadków uzdrowień przypisywanych Elvisowi w tym dwa opatrzone pełną dokumentacją medyczną, jeden z nich dotyczy właśnie Sylvii Shemwell (nie mogę teraz znaleźć tytułu tej pracy, ani nawet na jakim uniwersytecie została poczyniona).

W tym samym wywiadzie Estelle Brown powiedziała: "Elvis był chrześcijaninem, nie ma co do tego wątpliwości. Wierzył w Boga, kochał Pana”. Później powiedziała, że wierzy iż Elvis jest aniołem, który wciąż jest z nami i zwróciła się do przeprowadzającego wywiad: "Czy widziałeś kiedyś film »Touched By An Angel«? Wszystkich nas poruszył ten sam anioł: Elvis Presley. Wierzę, że Elvis był lub jest nadal aniołem i dotknął ludzi na całym świecie. I nadal to robi. Mówią, że Elvis opuścił budynek. Nie, nie zrobił tego! Nadal tu jest, ponieważ tak długo, jak tu jesteśmy i utrzymujemy go przy życiu, on tu jest. Zawsze mówię: »Boże, dziękuję tobie i Elvisowi też dziękuję!«”

Co się tyczy Sylvii żyła jeszcze kilka dziesięcioleci, ale w 2001 roku doznała udaru mózgu, który zmusił ją do zaprzestania koncertowania ze Sweet Inspirations.

Zmarła 13 lutego 2010 roku. W tym samym roku, 24 grudnia, pożegnaliśmy też Myrnę Smith.

O przypadku uzdrowienia Sylvii Shemwell, pisał też Joe Esposito w książce "Good Rockin' Tonight: Twenty Years on the Road and on the Town with Elvis". W jednym z opracowań tak o tym napisano:
"Joe Esposito, który był przyjacielem i pracownikiem Elvisa w latach 60-tych i 70-tych, ujawnia w swojej książce „Good Rockin' Tonight” incydent, w którym wydaje się, że uzdrawiający dotyk Elvisa był niczym innym jak cudem. U Sylvii, jednej z wokalistek The Sweet Inspirations, zdiagnozowano raka. Elvis przyszedł do jej garderoby, położył ręce na jej brzuchu i zaczął się modlić. Następnego dnia, kiedy Sylvia trafiła do szpitala, dalsze badania wykazały, że w jej ciele nie ma śladów raka".
Estelle Brown nazywa Elvisa aniołem, ale nie ona jedna, wielu tak uważa. W 1984 roku telewizja CNN realizowała materiał o bohaterach najmłodszego pokolenia - dzieci. Kiedy reporter CNN, zapytał siedmioletniego chłopca, kto jest jego bohaterem, ten bez wahania odpowiedział: "Elvis Presley", a zaskoczony reporter drążył dalej:
- Dlaczego?
- Bo Elvis jest aniołem i opiekuje się światem.
- Czy Twoi rodzice są fanami Elvisa?
- Nie, tylko ja.
Zaskakujące, skąd u takiego małego dziecka takie przekonanie.

Następną historię znamy z opowieści Larrego Gellera, będącego jej naocznym świadkiem, z opisów mężczyzny, który pewnie by umarł gdyby nie interwencja Elvisa, a później także z książki "Elvis After Life: Unusual Psychic Experiences Surrounding the Death of a Superstar", Raymonda A. Moody'ego, Jr. (tego samego, który kiedyś napisał sławną książkę "Życie po życiu", wydaną kilka razy również w Polsce), chociaż w tym ostatnim przypadku nie mam pewności, czy dotyczy tego samego zdarzenia, czy tylko bardzo podobnego:
"Byliśmy w autobusie, kiedy zobaczył mężczyznę wpadającego do rynsztoka z zawałem serca. Elvis zatrzymał autobus, a ja patrzyłem, jak kładzie rękę na jego piersi. Wkrótce mężczyzna powiedział: „To ty, to ty” i wstał." - Larry Geller

"Jeszcze bardziej pod wrażeniem był anonimowy kierowca autobusu na poboczu drogi w pobliżu Nashville. Uchwycony przez silny ból w klatce piersiowej, zatrzymał pojazd i zatoczył się. Elvis, przejeżdżając obok, rozkazał kierowcy zatrzymać się i rzucił się do mężczyzny. Objął go ramieniem jedną ręką, a drugą położył na jego sercu, uspokajając je. Chwilę później mężczyzna doszedł do siebie i bardzo się zdziwił widząc Elvisa Presleya. Po upewnieniu się, że karetka jest już w drodze, Elvis wsiadł z powrotem do swojego autobusu i ruszył dalej." - Raymond A. Moody Jr. w książce
Myślę, że to ta sama historia, choć opisy zdarzenia różnią się pewnymi niuansami. A może jednak nie? Raymond Moody wspomina tutaj o anonimowym kierowcy, podczas gdy jego personalia były znane, nie tylko lekarzom udzielającym pomocy, ale również dlatego, że historia została opisana w prasie. Nie wiem. W każdym razie Elvis był zawsze gotowy do udzielania pomocy, nawet jeśli na szali musiał postawić swoje własne życie, jak w historii, którą przedstawiam poniżej. Chyba wywarła na mnie największe wrażenie, trwogę i wzruszenie ze wszystkich, jakie udało mi się poznać. To fragment z jakiejś książki (prawdopodobnie "Elvis After Life: Unusual Psychic Experiences Surrounding the Death of a Superstar", Raymond A. Moody Jr.), w którym streszczono artykuł z jakiejś gazety (nie podano ani jej tytułu, ani daty, ani autora):
"Ta historia pokazuje, jak dalece Elvis był przygotowany, by służyć swemu bliźniemu. Z pewnością uratowanie ludzkiego życia w trudnej sytuacji można uznać za akt uzdrowienia, ponieważ nie ma znaczenia, czy to Duch, ciało czy potencjalna trauma została uzdrowiona. Poniższy tekst pochodzi z artykułu dotyczącego Elvisa, który w najbardziej dramatyczny sposób pomaga młodej kobiecie w ciąży i jej dziecku. W tym artykule świadek zdarzenia opisuje wypadek samochodowy. Samochód Pinto stanął w płomieniach. Ludzie w pobliżu stali w szoku i nikt nie ruszył się, by uratować kobietę i jej małą córeczkę w pojeździe. Naoczny świadek wspomina: »Nagle mężczyzna, o którym później dowiedziałem się, że to Elvis, pośpieszył do ognistej katastrofy. Wyskoczył z samochodu i natychmiast pobiegł w kierunku płonącego wraku. Krzyknął, żeby ktoś pomógł mu otworzyć drzwi, ale wszyscy zamarli lub zaczęli biec w drugą stronę, ponieważ wiedzieli, że samochód wybuchnie. Nie wiem, jak to zrobił, ale sam wyrwał drzwi z zawiasów i wyciągnął kobietę z płonącego pojazdu. Była tylko półprzytomna i ewidentnie w szoku, a mimo to krzyczała: „Moje dziecko, gdzie jest moje dziecko?” Elvis instynktownie wiedział, o czym mówi i wrócił do samochodu. Wszedł do środka, wyłaniając się kilka sekund później z dzieckiem w ramionach.

Gdy tylko oddalił się o kilka stóp od samochodu, nastąpiła druga, dużo gwałtowniejsza eksplozja i cały samochód został zniszczony. Uderzenie było tak wielkie, że powaliło Elvisa. Lecz on zachowywał się, jakby nic się nie wydarzyło. Po prostu poderwał się i rozpoczął resuscytację usta-usta dziecka, które przestało oddychać. Około 30 sekund później dziecko zaczęło kaszleć, a kontrolę przejął lekarz z sąsiedztwa.

Okazało się, że zarówno kobieta, która była w ciąży, jak i dziecko, odniosły siniaki, miały kilka połamanych kości i poparzenia, lecz po leczeniu szpitalnym czuły się dobrze, a nienarodzone niemowlę było zdrowe.

Elvis krwawił i miał rany oparzeniowe dłoni i ramienia, ale nie chciał przyjąć pomocy medycznej mówiąc, że będzie to leczyć później. Wszystko, o co wtedy dbał, to stan matki i dziecka.

Słyszałem od przyjaciółki pielęgniarki, że Elvis codziennie przez tydzień odwiedzał matkę i dziecko w szpitalu, a po tym, jak dowiedział się, że mąż kobiety był pracownikiem sklepu monopolowego, który zginął w napadzie dwa miesiące wcześniej a ona nie ma pieniędzy, nalegał na zapłacenie całego rachunku za szpital, a nawet kupił jej nowy samochód. Nie miał żadnych ukrytych motywów. W rzeczywistości po tym tygodniu ani matka, ani córka nie widziały go więcej«".
Jest dużo przypadków kiedy Elvis ratował ludzi z różnych opresji, również takich niespodziewanych, jak ten powyższy, gdy wypatrzył coś przez okno. Ostatni, o jakim wiem, wydarzył się 24 czerwca 1977 roku, 52 dni przed jego śmiercią.

Elvis właśnie wracał z koncertu w Des Moines i dotarł do Madison, gdzie miał dać kolejny. Było coś koło pierwszej w nocy. Jechali dwoma limuzynami, Elvis w drugiej. Gdy stali na światłach zobaczył przez okno jak dwóch nastolatków bije trzeciego, który leży na bruku. Wyskoczył z limuzyny i szybko podszedł do grupy młokosów. Przyznali później, że wiedzieli, iż mężczyzna, który stanął przed nimi w klasycznej postawie karate, to legendarny Elvis Presley. Po kilku ruchach karate Elvisa oprawcy uciekli, a napadnięty młodzian, który też go rozpoznał, wstał, uścisnął mu dłonie i obiecał, że nie będzie wdawać się więcej w bójki. Elvis zapytał jeszcze: „Czyli wszystko mamy już ustalone?” i wrócił do auta, którym odjechał do hotelu Sheraton w Madison. Dziś w tym miejscu, na dawnej stacji Skyland Service Station, na rogu Hwy 51 i East Washington Avenue, znajduje się tablica pamiątkowa, poświęcona temu wydarzeniu.

Tablica pamiątkowa opisująca wydarzenie do jakiego doszło około pierwszej w nocy, na dawnej stacji Skyland Service Station, na rogu Hwy 51 i East Washington Avenue w Madison, 24 czerwca 1977 roku

Elvis na scenie obdarowuje dzieci chusteczkami, całuje je i przytula

Rodzice często podawali Elvisowi dzieci do całowania z prośbą o błogosławieństwo i wstawiennictwo boskie na ich przyszłe życie

Elvis na scenie przytula niewidomą dziewczynkę i obdarowuje ją chusteczką - 20 lipca 1975 roku w Norfolk Scope

Elvis zawsze był wrażliwy na ludzką krzywdę, brzydził się przemocą fizyczną, zwłaszcza w stosunku do ludzi słabszych i bezbronnych. A w szczególności starszych i dzieci. Starszych bardzo szanował, a dzieci uwielbiał. I chyba z wzajemnością, gdyż na jego koncertach było ich całkiem sporo, co zaskakuje zważywszy na fakt, że odbywały się najczęściej w późnych godzinach. Rodzice podawali mu je na scenę i nie tylko dlatego, że cieszył ich widok swoich pociech w objęciach artysty. Wielu z nich już wtedy wierzyło, że Elvis ma szczególny dar od Boga, a jego dotyk jest niczym boskie błogosławieństwo. Dlatego też rodzice wielu dzieci, starali się dotrzeć z nimi do Elvisa i doprowadzić do sytuacji kiedy Elvis je przytuli czy pocałuje. Tym ze zdrowymi dziećmi, chodziło głównie o błogosławieństwo, które traktowano jako ochronę na przyszłość (takie namaszczenie, otoczenie boską opieką za sprawą Elvisa), ale przybywali też do niego rodzice z bardzo chorymi dziećmi - kalekimi ruchowo, niewidomymi, głuchymi i z wszelkimi innymi schorzeniami. Tak było nie tylko podczas koncertów, starano się dotrzeć do Elvisa na różne sposoby, czy to złapać go gdzieś w hotelu lub jednym z jego domów, czy to za pośrednictwem jego menadżera.

Podczas koncertu 20 lipca 1975 roku, pomiędzy piosenkami, Elvis żartował i rozdawał szaliki, kiedy zauważył małą dziewczynkę stojącą po lewej stronie sceny. Podszedł i ukląkł przed nią na jedno kolano. Zdając sobie sprawę, że jest ślepa, Elvis ujął ją za ręce i mówił do niej przez kilka minut. Publiczność nie słyszała co, gdyż trzymał mikrofon z dala od ust. Następnie pocałował swój szalik i dotknął nim obu jej oczu. Kiedy skończył, wziął szalik i przyłożył go do twarzy dziecka. Dziewczynka stała tam spokojnie i z ufnością do tego, co robi i mówi do niej Elvis - jak później twierdzili ci, którzy byli najbliżej. Była niewidoma od urodzenia. Znamy wiele takich przypadków ze sceny, ale zwykle nie mamy informacji zwrotnych. Czasem tylko po latach, któreś z tych dzieci, już jako osoba dorosła, opowie swoją historię innym, dając świadectwo mocy Elvisa. Takie rzeczy można usłyszeć na przykład podczas imprez z okazji urodzin i śmierci Elvisa w Graceland, gdzie oprócz typowych fanów (zainteresowanych jego muzyką), przybywają też ludzie, którzy mu coś zawdzięczają, na przykład uzdrowienie.

W życiu Elvisa były również inne dziwne przypadki, które nie wiadomo jak zaszufladkować, jak ten opisany poniżej. Telepatia? Cud? Forma chwilowego, wybiórczego uzdrowienia lub jakaś odmiana psychokinezy? Do zdarzenia doszło w 1975 roku. Na jednym z jego koncertów wraz z rodzicami była mała dziewczynka, która wręczyła mu karteczkę, na której napisała, że słyszy, jak śpiewa, jego głos i zapytała czy mógłby z nią porozmawiać. Nie było by w tym nic zaskakującego, gdyby nie to, że owa dziewczynka od urodzenia była całkowicie głucha! Elvis później tak relacjonował to zdarzenie:
(...) ta mała dziewczynka, która jest głucha, całkowicie głucha, napisała do mnie notatkę i wręczyła mi ją na koncercie, mówiąc że słyszy, jak śpiewam - mój głos - i czy mógłbym z nią porozmawiać? Pochyliłem się w dół - musiałem położyć się na scenie, żeby do niej dotrzeć - i powiedziałem jej do ucha: „Kocham cię, jesteś piękna”. Potrząsnęła całą sobą i złapała mnie. To znaczy, między nami było coś podobnego do napięcia elektrycznego, a wokół nas było jasne światło. Charlie to zobaczył, James i reszta też i całe moje ciało zostało wstrząśnięte [red. jak po porażeniu prądem]. A ona spojrzała mi w oczy i powiedziała: „Słyszałam cię!”. Potem jakby upadła i ochrona zabrała ją na swoje miejsce. Później w hotelu jej rodzice wysłali do mnie list. Napisali, że powiedziała im, co ja jej powiedziałem na scenie. Nie mogła czytać z moich ust, nie widziała ich! I powiedzieli w liście, że znała wszystkie słowa piosenek z moich płyt i że od dzieciństwa twierdziła, że mnie słyszy! A przecież była całkowicie głucha! Muszę powiedzieć, że poruszyło mnie to w wyjątkowy sposób, bardziej niż cokolwiek, co wydarzyło się do tego czasu. Ale ja to rozumiem".
Elvis był jedyną osobą, którą kiedykolwiek ta dziewczynka słyszała. Właśnie dlatego tak lubiła słuchać jego płyt, bo tylko wtedy "działał" jej narząd słuchu. I ten jeden jedyny raz kiedy wymieniła zdanie z Elvisem na scenie. Niesamowite. Myślę, że mamy tu do czynienia z inną formą przekazu, nie tyle wybiórczym słuchem, mimo wypowiedzianych na głos słów (choć szeptem), lecz ich transformacją na przekaz telepatyczny, do którego doszło niejako automatycznie, poza wolą Elvisa, o czym świadczy jego zdziwienie.

Tutaj dochodzimy też do magii jego nagrań. Kiedy świadomie odbieramy muzykę i treść (słowa), a podświadomie różne inne przekazy w nich zawarte (miłość, uzdrawiające moce, boskie przesłanie). Wielu uważa, iż mając moc uzdrawiania Elvis niejako implementował ją w swoje piosenki. Zdają się to potwierdzać tysiące ludzi, którzy mówią jak zbawienny wpływ ma na nich odsłuchiwanie utworów śpiewanych przez Elvisa Presleya. Od zwykłej poprawy samopoczucia, po wyjście z ciężkiej traumy lub uzdrowienie. Takich świadectw mamy tysiące.

Fan Elvisa o wydarzeniu ze swojego życia w 1974 roku:
"Miałem swoje problemy i ostatnio próbowałem się zabić. Będąc w tym stanie usłyszałem sąsiadkę grającą płytę Elvisa. Piosenka, którą grała ta kobieta, brzmiała „How Great Thou Art”, o świcie wróciła moja wola życia".
Larry Geller przechadzał się po holu hotelu w St. Petersburgu na Florydzie, gdzie Elvis miał dać koncert. Podeszła do niego młoda kobieta  żeby się przywitać. Rozpoznał ją jako jedną z fanów, którzy podróżowali z miasta do miasta, podążając za Elvisem podczas jego tras koncertowych. Z ciekawości i chęci zrozumienia ich namiętnego przywiązania do niego, zapytał ją, dlaczego. Odpowiedź zaskoczyła go: "To proste: uratował mi życie". Jeszcze bardziej zaciekawiony, zaprosił kobietę do kawiarni, żeby porozmawiać.

Dowiedział się, że jest epileptyczką. Podczas jednego z ataków zsunęła się po schodach i zraniła dolną część pleców. Zaczęła cierpieć straszliwy ból, którego żadne lekarstwo nie uśmierzało. Pewnej nocy uznała, że nie może dłużej znieść takiego życia. Rozłożyła pigułki nasenne na nocnej szafce i napisała list pożegnalny do rodziny, wyjaśniając swoją decyzję. W pokoju grało radio, właśnie sięgnęła je żeby wyłączyć, gdy Elvis zaczął śpiewać "How Great Thou Art". Wtedy "głębia jego głosu przeszyła moją duszę i podniosła ją", jak powiedziała i dodała:
"Tak śpiewał! Cała miłość Boga zdawała się przez niego przechodzić... Poczułam, jak odwaga przepływa przez moje ciało, a wraz z nią wraca wola życia...  Tam i wtedy ślubowałam oddać życie Elvisowi, aby mu pomóc i chronić go".
To właśnie dlatego "towarzyszyła mu" w każdej trasie, podążając za nim wraz z innymi fanami z miasta do miasta, z koncertu na koncert. Chciała być blisko niego, by w razie potrzeby rzucić się mu z pomocą. Po tym zdarzeniu dziewczyna nie tylko zrezygnowała z samobójstwa, ale również coraz lepiej radziła sobie z bólem, który z każdym dniem stawał się coraz mniej dokuczliwy, aż całkowicie ustąpił.

Elvis modlił się i medytował przed każdą sesją nagraniową. Modlił się też przed każdym wyjściem na scenę. Śpiewając dla ludzi chciał nie tylko umilać im czas i poprawiać samopoczucie. Jego misją było szerzenie miłości, uzdrawiających mocy i przekazywanie błogosławieństwa bożego. Dlatego wkładał w swój śpiew całego siebie, co czasami doprowadzało go do stanu absolutnego wyczerpania, a nawet omdleń (na przykład po zaśpiewaniu "If I can dream" w "Comeback Special '68" - patrz post "Jumpsuit - Can Dream", gdzie zdarzenie to zostało opisane ze szczegółami).

W jednym z artykułów tak o tym napisano:
"Przed wyjściem na scenę, a także często przed nagrywaniem płyt (głównie gospel) Elvis medytował i modlił się, aby móc przekazać całe bogactwo duchowe, które zamierzał przedstawić.
Przed nagraniem albumu "How Great Thou Art", Elvis poprosił swych przyjaciół, by pomodlili się z nim przez chwilę, a potem nagrał tytułową pieśń w całkowitej ciemności.
W 1968 roku, Elvis nagrał "If I Can Dream" (był to oczywisty hołd dla Martina Lutera Kinga), klęcząc w ciemnym studio"
W recenzji o nagraniu "How Great Thou Art", czytamy:
"Osobiście wybrał każdy utwór na płytę, dokładnie analizując te, które przesłał mu jego wydawca muzyczny Hill and Range oraz jego dobrzy znajomi Red West i Charlie Hodge, a także przeglądając swoją ogromną kolekcję płyt gospel. Chciał, żeby każda piosenka na tym albumie była wyjątkowa. Widział ten projekt jako sposób dotarcia do ludzi, do przekazania swojej głębokiej miłości do Boga każdemu, kto słuchał. Bardzo dbał o wybór swoich śpiewaków towarzyszących, zapraszając swoich dawnych przyjaciół Jordanaires, a także nowy gwiazdorski kwartet stworzony przez Jake'a Hessa, jego idola z dzieciństwa. Dzięki włączeniu trzech śpiewaczek, zbudował chór jedenastu - potężną siłę ewangelii.

Ci, którzy byli na tych sesjach nagraniowych, zdali sobie sprawę, że właśnie dzieje się coś niezwykłego. Gdy Elvis zaśpiewał tytułowy utwór "How Great Thou Art", Jerry Schilling był oszołomiony:
"Kiedy doszedł do dramatycznego zakończenia piosenki, w pokoju studia zapanowała dziwna cisza - nikt nie chciał złamać zaklęcia. Byłem w wielu studiach nagraniowych od czasu mojego pobytu z Elvisem, ale nigdy nie widziałem, by wykonawca przechodził fizyczne przejście, tak jak Elvis podczas tego nagrania. Doszedł do końca ujęcia i był tak biały jak duch, całkowicie wyczerpany, w jakimś transie".
Moim zdaniem nie tylko lubimy piosenki Elvisa, bo są "fajne", cokolwiek pod tym rozumiemy (ładne, melodyczne, z ciekawymi słowami), do tego śpiewane przez mężczyznę o pięknej barwie głosu i niesamowitych umiejętnościach interpretacyjnych, ale przede wszystkim dlatego, że "coś" w nich jest, coś czego nie umiemy nazwać, określić, ale to czujemy, odbieramy jakimś dodatkowym zmysłem. Myślę, że to właśnie ta duchowość i miłość, które z nich emanują, promieniują na nas, porażają, dotykając naszego wnętrza, jestestwa, duszy i serca. Joan Marshall zauważa:
"Wielu, z którymi przeprowadziłam wywiady z przekonaniem twierdziło, że jego muzyka przywróciła im zdrowie – pomaga w uzyskaniu komfortu psychicznego, w depresjach, przewlekłych chorobach, w samotności, pozwala odetchnąć od harówki i pełnego stresów dnia codziennego. Ja także doświadczyłam siły uzdrawiania (jego) muzyki gospel. Jestem naprawdę wdzięczna Bogu za Elvisa i wierzę, że jego muzyka wydziela jakąś niezrozumiałą siłę przywracającą dobre samopoczucie i zdrowie".
Isabelle Tanner, artystka i poetka, w swojej książce "Elvis A Quide To My Soul", mówi z pełną wiarą i przekonaniem:
"Elvis, to nie tylko artysta estradowy - on był wybranym artystą. Miał nadprzyrodzony talent. Wypełnił swoją misję zabarwiając nasze serca muzyką miłości i szczęścia. Elvis był takim samym człowiekiem jak wszyscy, ale uważam, że podążał ścieżką życia na wyższym poziomie niż my - tam szukał swojego własnego duchowego »ja«. To prawda, że Elvis potrzebował wielu leków, ale nie dlatego, że był od nich uzależniony, lecz aby przeżyć i złagodzić swój ogromny ból fizyczny spowodowany nieuleczalną chorobą. Elvis był bardzo chory, szczególnie w późniejszych latach. Elvis cierpiał i wiedział, że umiera. To jego cudowna wewnętrzna i duchowa moc dała mu siłę, by iść dalej.
Elvis nigdy nie był okazem zdrowia na jaki wyglądał w swoich najlepszych latach. Kłopoty zdrowotne zaczęły się pogłębiać w zasadzie już od 1972 roku, kolejne załamanie nastąpiło w 1975 roku, a później w 1976 roku. Jak pisze Isabelle Tanner "Elvis cierpiał i wiedział, że umiera".

Kiedy w 1966 roku zwrócił się po odczyt przeszłości i przyszłości (ten pierwszy, jeszcze anonimowy), do fundacji Edgara Cayce'a, zapytał też o datę swojej śmierci. Nie podali jej wprost, ale napisali:
"Na twoje pytanie dotyczące długości twojego obecnego życia nie można odpowiedzieć w skrócie ani liczbowo. Będziesz miał uwielbienie, osiągniesz najwyższe cele ze wszystkich w swojej dziedzinie, będziesz cierpieć emocjonalnie, jako jesteś tylko człowiekiem, a nie bogiem, chociaż wielu, którzy będą cię czcić, będzie uważało cię za boga. Nie osiągniesz pełni swoich ambicji, ale znajdziesz drogę i będziesz miał trochę radości i szczęścia w swoim życiu, a także kilka trudnych chwil. Twoje życie będzie trwać do lat 70-tych, a być może nawet do 80-tych, jednak będzie to zależeć od twojej zdolności do powstrzymania się od nadmiernego pobłażania, lenistwa i od praktykowania powściągliwości i pilności w codziennych czynnościach. Alkohol i narkotyki, złe nawyki żywieniowe i brak dobrego odżywiania szkodzą i skracają życie. To jest to, co robisz. Bądź zdrowy i bądź inteligentny w Chrystusie".
Chapeau bas (szapo ba) dla odczytujących. Jestem pod wrażeniem trafności tego odczytu. Nie pomylili się nawet, gdy napisali: "Nie osiągniesz pełni swoich ambicji". Wiemy od Larry'ego Gellera do czego przygotowywał się Elvis, co jeszcze planował, pisałam o tym w poście "Elvis i sztuki medytacji".

W 1972 roku Wanda June Hill uczestniczyła w Targach Parapsychologicznych. Zawsze była na nich możliwość otrzymania charakterystyki konkretnej osoby na podstawie zdjęcia. Jak sama mówi: "Nie mogłam się powstrzymać przed zabraniem ze sobą zdjęcia Elvisa, zapieczętowanego w kopercie (taki wymóg, żeby osoba stawiająca odczyt nie sugerowała się wyglądem)". Nie wspominając o tożsamości osoby, której zdjęcie zostało załączone, wręczyła kopertę czytelnikowi parapsychologicznemu. Poniżej kilka fragmentów z tej oceny:
"„To mężczyzna - wysoki, o wyglądzie lub budowie ponadprzeciętnej - jakaś moda [red. chodzi o styl ubierania]. Uwielbia zabawę, ale obecnie jego życie jest w chaosie. Ktoś, o kogo się troszczył, zniknął z jego życia zabrany przez inną osobę - wyczuwam rozwód.
Jest poważny, ciężko pracujący i czasami traktuje rzeczy bardzo osobiście, kiedy nie powinien.
Prawdopodobnie jest pracownikiem usług - zajmującym się społeczeństwem. Czuję, że ma wielu naśladowców - być może w jakiś sposób naucza - i jest bardzo duchowy, obdarzony talentem w docieraniu do ludzi. Jest znany wśród wielu. Czasami za bardzo się stara. Jest samotny i szuka kogoś, kto wypełni jego serce - życie. Czuję, że ten człowiek odczuwa głęboki ból osobisty - być może ma złamane serce lub odczuwa przygnębienie z powodu zdrady przez kogoś, komu bezgranicznie ufał.
Ten człowiek również stoi w obliczu zmiany w swoim życiu. Opuści ten ziemski padół we wczesnym okresie życia i dobrze o tym wie. Pierwsza litera jego imienia to „E”".
Bardzo trafna diagnoza, odczytujący w niczym się nie pomylił. Dlatego zamieściłam szerszy fragment, choć moją uwagę zwrócił ostatni akapit, który podaje nie tylko, że Elvis umrze młodo, ale również iż on sam dobrze o tym wie. I wiedział, to prawda. Mówił o tym wielu ludziom, między innymi Sheili Ryan i Kathy Westmoreland, a także Nancy Rooks (jednej z pokojówek w Graceland). Powiedział o tym także Wandzie June Hill w 1974 roku, kiedy spodziewał się przyjazdu Priscilli:
Wanda: Mam nadzieję, że przyjedzie, że będziesz się świetnie bawić i jeśli tego chcesz i potrzebujesz, mam nadzieję, że zostanie na zawsze.
Elvis: To byłoby świetne. Myślę, że mógłbym - mógłbym wtedy złożyć to wszystko razem. Miałbym… miałbym powód.

Wanda: Złożyć to z powrotem? Co? Twoje małżeństwo?
Elvis: Nie, moje życie, mój cel istnienia, wiesz? Moje istnienie - nie będę tu zbyt długo, jeśli ... jeśli nie zrobię tego wkrótce. Szybko zanikam. Wiem to. Widzę koniec tunelu. Widzę nadchodzące światło ...

Wanda: Dlaczego to powiedziałeś?
Elvis: To prawda ...

Wanda: Myślisz, że twój czas dobiega końca?
Elvis: Mam jeszcze jakieś trzy lata. Wiem, że nie dojdę do pięćdziesięciu. To nie jest żart, ani żeby cię przygnębić, tylko stwierdzenie faktu. Chyba nie dożyję dużo więcej niż czterdzieści lat, może czterdzieści trzy, czterdzieści cztery lata, ale niewiele więcej. Nie mogę, ja-ja spalam się w środku.
Jak widać z tej rozmowy, Elvis trafił w punkt mówiąc: "Mam jeszcze jakieś trzy lata" (1974 + 3 = 1977). Natomiast niejasne jest tu jego zaprzeczenie odnośnie Priscilli, bo wyraźnie mówi, że nie chodzi mu o małżeństwo tylko o jego życie, ale zostawmy ten wątek, to na inny post. Możemy się zastanawiać skąd Elvis wiedział, że nie dotrwa do starości. Myślę, że jednym z czynników była samoświadomość stanu własnego zdrowia. Jedną z nauk, które zgłębiał była właśnie medycyna. Jak mówi źródło:
"Warto tutaj zauważyć, że Elvis bardzo chciał zostać lekarzem. Kupił całą bibliotekę medyczną i intensywnie ją studiował. Przyjaciel Elvisa, który był przedsiębiorcą pogrzebowym, pozwolił mu obserwować i studiować procedury balsamowania, ponieważ Elvis bardzo interesował się medyczną strukturą ludzkiego ciała".
Fani znali jego wszechstronne zainteresowania oraz wiedzieli, że lubi czytać. Dlatego często w prezencie od nich otrzymywał różne książki, w tym medyczne. Sandi Miller, jego wieloletnia przyjaciółka, która regularnie gościła we wszystkich domach Elvisa w Palm Spring, ilekroć on tam akurat był, w rozmowie z Sergio Bistonem, brazylijskim korespondentem, w lutym 2009 roku, zapytana o to, co Elvis lubił robić w wolnym czasie, wspomina między innymi:
"Lubił czytać, ale myślę, że jeszcze bardziej lubił czytać komuś. Fan przysłał mu książkę o autopsjach, którą przywiózł na weekend. Były w niej bardzo graficzne zdjęcia z autopsji, a on prawie się nad tym "ślinił" [red. rozwodził, zachwycał, ekscytował]. Puścił książkę obiegiem i upewniał się, czy na pewno każdy im się przyjrzał. Pewnie przeczytał to od przodu do tyłu kilkanaście razy!"
W jeszcze innym miejscu czytałam, że Elvis miał olbrzymią wiedzę o samych lekach, prawie na pamięć znał Vademcum Leków (leksykon leków, czyli spis wszystkich leków, łącznie z ich charakterystyką i dawkowaniem, którym posługują się lekarze) i bywało, że nawet podpowiadał lekarzom, gdy ci chcieli sprawdzić jakieś informacje o konkretnym specyfiku. Mówił o tym między innymi Dr Nick (George Constantine Nichopoulos), będący osobistym lekarzem jego i jego świty w Graceland i na trasach koncertowych. Opanowanie wiedzy medycznej, umiejętność odczytywania wyników badań i rozmowy z lekarzami, czyniły go świadomy pacjentem, znającym i rozumiejącym stan swojego zdrowia.

Aczkolwiek za jego wiedzą o śmierci w kwiecie wieku ponoć nie tylko stały odczyty parapsychologów i wiedza medyczna, którą miał, ale również numerologia. Elvis bliżej zainteresował się numerologią w połowie lat 60. i od tego czasu już do końca był jej adeptem. Gdzieś przeczytałam, że Elvis wyliczył sobie datę swojej śmierci, która pokrywała się z tą, jaką znamy, ale tylko w odniesieniu do dnia i miesiąca, ponoć nie mógł doliczyć się roku, gdyż za każdym razem wychodził mu inny - tak miał komuś powiedzieć. Jednak są osoby, które twierdzą, że tylko tak mówił, a w rzeczywistości ją znał. Kiedyś trafiłam na wypowiedź Elvisa, który mówił, że umrze w sierpniu, w okolicach dnia śmierci swojej mamy, ale nie mam tego w notatkach i nie mogę zacytować. Albo to ktoś mówił, że Elvis mu tak powiedział? Nie mogę sobie przypomnieć.

W każdym razie fakty są takie - Elvis zmarł 16 sierpnia, dokładnie w dziewiętnastą rocznicę pogrzebu swojej matki, co też znamienne. Gladys zmarła 14 sierpnia 1958 roku, a została pochowana 16 sierpnia, Elvis zmarł 16 sierpnia 1977 roku, a jego pogrzeb odbył się 18 sierpnia.

Co ciekawe śmierć Elvisa wcale nie zakończyła zjawisk paranormalnych z jego udziałem, lecz jeszcze je spotęgowała, przesuwając na inne poziomy, o czym za chwilę.

Linda Thompson wspomniała w wywiadzie telewizyjnym udzielonym Larry Kingowi, co działo się u niej w domu w Los Angeles, gdzie akurat była, gdy pakowała się szykując się do powrotu do Memphis na pogrzeb Elvisa:
"Och, czułam się dziwnie. Larry, wszystkie światła w moim mieszkaniu zgasły. Moje mieszkanie było jedynym w całym budynku, które nie miało zasilania. Zapaliłam świece w całym mieszkaniu tylko po to, żeby się spakować i przygotować do powrotu do Memphis. Wyszłam na zewnątrz sprawdzić czy u wszystkich nie ma prądu. U innych był, tylko moje mieszkanie go nie miało, co wydawało mi się trochę dziwne".
Kiedy Linda wróciła do siebie po pogrzebie, wszystko było w najlepszym porządku, prąd był. Chociaż Linda od momentu gdy opuściła Elvisa nigdy już się z nim nie spotkała, to od czasu do czasu (rzadko) rozmawiali przez telefon. Na dwa miesiące przed jego śmiercią Linda miała złe przeczucia, więc zadzwoniła do Graceland, ale nie na numer bezpośredni Elvisa. Nie chciała z nim rozmawiać, tylko zapytać o jego zdrowie. Drugi raz zadzwoniła w piątek na cztery dni przed jego śmiercią (zmarł we wtorek). Rozmawiała z kimś z Memphis Mafii (nie pamiętam już z kim) i zapewniono ją, że Elvis czuje się bardzo dobrze i nie może się już doczekać kolejnej trasy koncertowej. Kiedy chciano ją przełączyć do Elvisa, podziękowała i rozłączyła się, czego później bardzo żałowała.

Krótko po tym jak trumna z ciałem Elvisa znalazła się w Graceland, wysiadła klimatyzacja. Podjęte próby ściągnięcia fachowca do jej naprawy zakończyły się fiaskiem, choć zwykle była to kwestia wykonania jednego telefonu. Tym razem nawet magia nazwiska klienta i okoliczności nie przyniosły rezultatów, jakby jakieś fatum zawisło nad Graceland w tym dniu.

Nadszedł dzień pogrzebu.

Kiedy już kondukt żałobny miał ruszać spod drzwi frontowych posiadłości, wielki konar zwalił się nagle przed karawanem, gdy mężczyźni wynoszący trumnę z ciałem Elvisa pojawili się w progu domu. Zapanowała konsternacja. Nie było żadnego wiatru. Po wszystkim obejrzano dokładnie drzewo żeby ustalić przyczynę wcześniejszego zdarzenia. Nie znaleziono żadnego powodu, który tłumaczyłby zaistniałą sytuację. Drzewo było zdrowe, miejsce z którego wyrastał konar, jak i jego końcowa część, ta wychodząca z pnia, też. Sytuację tą opisuje między innymi Rick Stanley w książce "W pułapce".

Można też o tym przeczytać w książce "'77: Denver, the Broncos, and a Coming of Age" (2009), w której znajduje się obszerny fragment poświęcony relacji Elvisa z policjantami z Denver. Na pogrzeb Elvisa z ramienia policji w Denver przyjechało dwóch jego przyjaciół: kapitan Jerry Kennedy i śledczy narkotykowy Ron Pietrafeso. Jerry Kennedy powiedział Terry'emu Frei, autorowi tej książki:
"Pamiętam, że staliśmy przed domem w Graceland kiedy wyprowadzali go przez drzwi i wtedy taka duża gałąź spadła z drzewa, przy którym stałem. To wydawało się trochę złowieszcze, ale wzięliśmy udział w procesji pogrzebowej, a następnego dnia wróciliśmy do domu".
Zdarzenie to wywołało niemałą trwogę wśród żałobników i nie lada problem logistyczny, bo konar jakby się trzymał jakąś tajemną mocą swojej pozycji i sporo czasu zajęło jego usunięcie. To wszystko zaczęto komentować, że Elvis nie chce opuścić Graceland nawet po śmierci. I - jak można powiedzieć - "postawił" na swoim.

Pogrzeb odbył się 18 sierpnia 1977 roku, na cmentarzu Forest Hill w Memphis. Ciało Elvisa złożono w krypcie oznaczonej "Tomb - A, Crypt No. Right, Lewel C" w mauzoleum cmentarza. Jedenaście dni później, 29 sierpnia 1977 roku, doszło do próby kradzieży zwłok Elvisa i jego matki - Gladys. Tej najgłośniejszej i w zasadzie jedynej tak szeroko komentowanej, ale podobno były także inne próby. Początkowo postawiono całodobowe straże opłacane przez Vernona, ojca Elvisa. Jednak nie było to dobre rozwiązanie na stałe. Za radą i pomocą prawników, Vernon wystąpił o ekshumację zwłok syna i żony oraz o pozwolenie na pochówek w Graceland. Na decyzję władz (przekształcenia Meditation Garden na terenie posiadłości w cmentarz oraz ekshumację) czekano półtora miesiąca. Ostatecznie otrzymano ją 28 września 1977 roku i natychmiast przystąpiono do przygotowań. W nocy z 2 na 3 października 1977 roku, ekshumowano Gladys i Elvisa, a następnie pochowano ich ciała powtórnie, grzebiąc je w mogiłach, we wczesnych godzinach rannych w Meditation Garden. Tak Elvis powrócił do swojego ukochanego domu - Graceland - który jeszcze jako mały chłopiec obiecał swoim rodzicom. Zawsze powtarzał, że kiedy dorośnie pójdzie do pracy, zarobi dużo pieniędzy i kupi rodzicom: "piękny dom i po Cadillacu". Kupił go mając zaledwie 21 lat, w 1956 roku, a rok później, w 1957 roku, następny - Graceland, który stał się ostatnim domem jego rodziny już na zawsze, za życia i po śmierci (tam wszyscy żyli przed śmiercią i tam zostali pochowani).

Prawie dwa miesiące po swojej śmierci, właśnie podczas ponownego pochówku, Elvis znów zaszokował zebranych. Początkowo trumna z ciałem Elvisa nie miała być otwierana po ekshumacji, tylko od razu umieszczona w nowym grobie, odpowiednio zabezpieczona* i zasypana. Jednak Vernon, ojciec Elvisa, zmienił zdanie. Zażyczył sobie aby ją otwarto i zabrano z niej pierścienie, z którymi pochowano Elvisa. Czy był to tylko pretekst, żeby zobaczyć jeszcze raz syna, pazerność, czy przezorność (żeby nie kusić złodziei), nie wiem. W każdym razie doszło do jej otwarcia, a widok ciała Elvisa zaskoczył wszystkich. Wglądał jak w dniu pogrzebu, a nawet lepiej, sprawiał wrażenie człowieka żywego, który tylko śpi! Tak przynajmniej mówili ci, którzy go wtedy widzieli:
"Ojciec Elvisa zażądał, aby zakopane z nim cenne pierścienie zostały usunięte przed ponownym pochówkiem. Po otwarciu trumny wszyscy obecni byli zdumieni, gdy znaleźli ciało Elvisa w stanie niezmienionym. Mimo balsamowania, nie powinno być tak dobrze zachowane. Zaskoczył ich nie tylko jego stan. Było w nim spojrzenie z innego świata o niemal przezroczystym pięknie. Elvis był zafascynowany zdolnością joginów i świętych do przejścia z bytu fizycznego do królestwa bożego w dowolnym momencie i studiował nauki Parahamsy Yoganandy, którego ciało pozostawało w idealnym stanie jeszcze przez jakiś czas po jego śmierci."
* O tym jak trumna z ciałem Elvisa została zabezpieczona przed ewentualnymi złodziejami zanim złożono ją w grobie, możecie przeczytać w poście "Pierwszy nagrobek matki Elvisa trafił do Ogrodu Medytacji w Graceland" (szukajcie fragmentu pisanego małą czcionką w kolorze brązowym).

Powiem szczerze, że nie wiem jak rozumieć fragment "Było w nim spojrzenie z innego świata o niemal przezroczystym pięknie". Czyżby Elvis miał otwarte oczy? A może po prostu źle się wyrażono i wcale nie chodziło o spojrzenie, tylko o wyraz twarzy, wygląd? Wcześniej trafiłam chyba ze dwa razy na podobne opisy jego doskonale zachowanego ciała, lecz nikt nie wspomniał w nich o jego "spojrzeniu". Próbowałam też ustalić, kto uczestniczył w przenoszeniu zwłok, ale udało mi się tylko dowiedzieć, że był tam Vernon, a w Graceland dodatkowo Shean Shaver, który został poproszony o sfotografowanie nowych mogił. Jednak on chyba nie był od początku, prawdopodobnie przybył dopiero po pochówku. Od samego początku oprócz Vernona był tam na pewno Dick Grob, ale kto więcej, to nie wiem.

W wielu domach znajdziemy ołtarzyki na jego cześć. I nie chodzi tu tylko o jakieś miejsca, w których zgromadzono pamiątki z nim związane, czy jakieś wystawki, tylko typowe ołtarzyki, jakie kiedyś stawiało się świętym, przed którymi się modlono. Mają różną formę, od skromnych, składających się z jednego lub kilku zdjęć, krzyża i bukiecika kwiatów, po takie z fontannami, kaskadami, grotami, w postaci różnych kompozycji artystycznych, bogato przystrojonych kwiatami, a w ich centrum Elvis - jego figurki, obrazy, zdjęcia z czarnym kirem. Czasem znajdą się też na nich jakieś osobiste pamiątki po nim, niczym relikwie, jak chusteczka z koncertu, pluszak rzucony ze sceny, biżuteria - prezent od Elvisa, czy inny gadżet otrzymany od niego. Tak à propos chusteczek, odsyłam do postu "Tajemnica chusteczek", gdzie przeczytacie na czym polegała ich niezwykłość.

Karawan z ciałem Elvisa wyjeżdża z terenu posiadłości na Elvis Presley Boulevard, którym podąży w stronę cmentarza Forest Hill

Mauzoleum na cmentarzu Forest Hill wypełnione piętrowo kwiatami. Gdy zabrakło wolnej przestrzeni, to wieńce, kwiaty i wiązanki umieszczano na polu Presleyów za kaplicą (ostatnie dwa zdjęcia)

Krypta w mauzoleum cmentarza Forest Hill, w której Elvis został pochowany 18 sierpnia 1977 roku, o godzinie 14:00. Na pierwszym zdjęciu korytarz do niej prowadzący, na drugim wejście z kutą bramą, na trzecim i czwartym dekoracja w jej wnętrzu, o którą dbają fani (ona jest zmieniana). Kilka lat temu kaplicę wystawiono na aukcję, ale podniósł się taki rwetes fanów z całego świata, że dom aukcyjny odmówił obsłużenia aukcji przedmiotu, a sprzedający wycofał się

Dokument z kartoteki cmentarnej informujący o przeniesieniu ciała Elvisa, pochowanego 18 sierpnia 1977 roku, z mauzoleum cmentarza Forest Hill do Ogrodu Medytacji w Graceland

Grób Elvisa w Meditation Garden (Ogrodzie Medytacji) na terenie posiadłości Graceland i widok na główną część Ogrodu Medytacji (z dwóch stron)

Zawsze kiedy mam okazję rozmawiać z osobami, które miały ten zaszczyt odwiedzić Graceland, pytam o ich odczucia. Wszyscy mówią o magii tego miejsca, dobrych fluidach, o dziwnym spokoju jaki z niego emanuje i jaki im się udziela, poprawie samopoczucia, wyciszeniu. Czytałam o tym tak wiele razy, że nie miałam pewności czy to tylko utarte slogany, czy rzeczywiście tak jest, więc postanowiłam sama o to popytać. Tylko raz ktoś mi powiedział, że czuł się tam tak samo jak w każdym innym miejscu poza Graceland.

Hellen z Florydy, która przyjechała do Graceland podkreśla:
"Zawsze odczuwam wewnętrzny spokój. To się czuje nawet w całym mieście Memphis. Często myślałam żeby się tu przeprowadzić, właśnie ze względu na ten spokój, który tu jakby unosi się w powietrzu. To czuje każdy, kto kocha Elvisa tak jak ja, to jakby spirytualne przeżycie".
Mówi o tym nawet Priscilla, która za życia Elvisa była dość daleko od duchowości. Kiedy rozmawiała z The Today Show* w okolicach 40. rocznicy śmierci Elvisa, opowiedziała o tym, jak wyczuwa jego „ducha” w Graceland. Kiedy reporter nie dowierzając w to, co usłyszał jeszcze raz zapytał ją o ducha Elvisa, potwierdziła:
"Och, absolutnie. Czuję, że jego duch jest tutaj, tak. To surrealistyczne, ale jest w tym energia. Ludzie, którzy tu byli, też to mówią".
* Today (The Today Show) – magazyn telewizji śniadaniowej amerykańskiej stacji NBC, nadawany na żywo codziennie o godzinie 7:00, trwa około 240 minut. Istnieje od 1952 roku.

I coś w tym chyba jest. Wielu artystów szukało weny w Graceland i wielu ją znalazło. Taki najbardziej znamienny przykład to Paul Simon (wielki fan Elvisa), który pojechał do Graceland szukać inspiracji, gdy tworzył materiał na nową płytę. Pomogło. Powstał album "Graceland", nazwany tak na cześć Króla i jego posiadłości. Jest to jego najlepiej się sprzedający album na świecie w całej jego karierze. Został też bardzo dobrze przyjęty przez krytyków.

Z kolei członkowie zespołu U2 (zresztą nie tylko oni) postanowili nagrać materiał na płytę "Rattle And Hum" w Sun Studio, gdzie zaczynał Elvis. Wielu muzyków odwiedza miejsca silnie związane z Elvisem, szukając w nich inspiracji muzycznych, w szczególności Graceland i Sun Sudio przy 706 Union Avenue w Memphis. Jedni spędzają tam długie godziny, inni wpadają na krótko, jeszcze inni przychodzą tylko po to by złożyć hołd Elvisowi. Do historii przeszedł już przypadek Boba Dylana, rozpowszechniony przez światowe media wszelkiego rodzaju (prasa, radio, telewizja, internet). Posłużę się cytatem z portalu Gitarzysta (notabene polecam przeczytać cały ten artykuł, bo to jeden z nielicznych w polskim internecie, który nie zawiera błędów merytorycznych):
"Pewnego dnia, wcześnie rano pod Sun Studio podjechała czarna limuzyna. Kierowca otworzył tylne drzwi, a z samochodu wysiadł mężczyzna i szybkim krokiem wszedł do budynku. Przebiegł przez biura i wpadł do studia, po czym uklęknął i pocałował znak "X" narysowany na podłodze w miejscu, gdzie kiedyś stał Elvis Presley. Pozostał w tej pozycji przez chwilę, po czym wstał i skierował się z powrotem do limuzyny. Samochód odjechał w kierunku centrum Memphis.
Mężczyzną, który w taki sposób złożył hołd Presleyowi był... Bob Dylan. »Kiedy po raz pierwszy usłyszałem głos Elvisa, wiedziałem że nigdy nie będę dla nikogo pracował i że nikt nie będzie moim szefem. Kiedy usłyszałem jego śpiew, poczułem jakbym wyrywał się z więzienia na wolność. Dziękuję Bogu za Elvisa Presleya«".
Bob Dylan ubrany był wtedy w czarne spodnie i czarny długi płaszcz, na głowie miał czarny kapelusz i ciemne okulary. Świadkiem tego zdarzenia był jeden z pracowników Sun Studio i to właśnie on "sprzedał" tę historię dziennikarzom. Aczkolwiek Bob Dylan nie był jedynym, który to uczynił, byli i inni, oprócz artystów, także fani.

Niektóre źródła podają, że Bob Dylan klęcząc modlił się i dziękował Elvisowi za to, że był i za to, co zrobił dla Boga, muzyki, ludzi i świata.

Paranormalne zjawiska związane z osobą Elvisa nie ucichły nawet po jego śmierci jakby należało się tego spodziewać.

Na kamiennym murze okalającym posiadłość Graceland nie ma "czystego" kamienia. Każdy z nich, niezależnie od dostępności, pokryty jest wpisami fanów. Oprócz wyznań uwielbienia i miłości, podziękowań za twórczość artystyczną (muzykę), wierszy i sentencji na jego cześć, błogosławieństw, tęsknocie, żalu, smutku lub zwykłego zaznaczenia swojej obecności typu "byłem tu...", znajdziemy tam wpisy dziękczynne za uzdrowienia, nawrócenia, pomoc w wyjściu z kryzysu życiowego, wskazanie właściwej drogi postępowania, czy nawet wyzwolenia się z przestępczej działalności lub innej patologii i stania się prawym człowiekiem. I nie są to stare wpisy, pamiętające czasy Elvisa, większość jest świeża, zwłaszcza ta na froncie, bowiem mur oczyszczany jest z napisów regularnie co kilka lat. W innych miejscach czasem uchowa się gdzieś starszy wpis. Na blogu podróżniczym Davida Gardnera, który w 2008 był w Graceland, można przeczytać:
"Największą niespodzianką było dla mnie wejście na teren od ulicy przez bramę. Gdy przejeżdżaliśmy obok, szybko dostrzegłem ściany pokryte graffiti z hołdami dla Elvisa. Oznacza to, że każda cegła w murze przyległym do bramy wejściowej i każdy kamień w ogrodzeniu o powierzchni 100 jardów od strony ulicy, miały co najmniej jeden, a zwykle więcej hołdów dla króla.
Sądząc po ludziach, którzy kręcili się przy Graceland, wątpię by większość tych, którzy robili graffiti, żyła jeszcze za czasów Elvisa. Po prostu jego atrakcyjność jest wciąż ogromna.
Przesłania te wahały się od typowego „byłem tu” po dość poruszające ody, a nawet propozycje małżeństwa. Było tam również wiele wpisów informujących o ponownych odwiedzinach, celem złożenia hołdu. Jak zwykle wpisy te rozeszły się na chodnik, a nawet słupy oświetleniowe. Po obu stronach ruchliwej czteropasmowej Elvis Presley Boulevard wpisy były kontynuowane."
Oczywiście najwięcej tego typu informacji znajdziemy w bezpośrednich świadectwach ludzi, o których można przeczytać w różnych publikacjach lub usłyszeć na przykład podczas Elvis Week (coroczne sierpniowe obchody śmierci Elvisa), gdzie oprócz fanów i grupy przypadkowych ciekawskich są też "pielgrzymi" chcący podziękować mu bezpośrednio, osobiście nad grobem, za doznane łaski, które mu przypisują.

Nawet u mnie na blogu znalazło się takie świadectwo, które jakaś kobieta (nie podała swojego imienia) wpisała w komentarzu:
"Mi muzyka Elvisa i jego duch pomogły wyjść z raka. Ten człowiek, jego muzyka, energia, którą przekazał w swoich nagraniach, dały mi więcej niż ktokolwiek inny.
Usłyszałam go na płycie jako dzieciak, mając może 7 lat i odkąd pamiętam zawsze czułam dziwną więź z nim, jakbym go dobrze znała, jakby jego dusza czuła tak jak moja dusza. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jak go słyszę w muzyce, czuję jakby to moja dusza śpiewała. Może to magia liczb? - już wiele razy się nad tym zastanawiałam. Urodziłam się dokładnie 9 miesięcy po śmierci Elvisa. Zatem musiałam powstać około 16-20 sierpnia 1977 roku. Urodziłam się 24 maja 1978 roku (też zbieg okoliczności, bo Priscilla urodziła się 24 maja). Pamiętam, już w liceum dziwnie na mnie patrzeli koledzy, bo słuchałam Elvisa, a ja dosłownie czułam, że to moja bajka, że to mój świat, dziwna więź do tamtych czasów... Piękna sprawa czuć każdą nutę słuchając jego głosu i dosłownie czuć każdy dźwięk tak samo. Inny zbieg okoliczności to data urodzenia mojego męża -  16.08.1977. A może to wcale nie zbiegi okoliczności tylko znak, że Elvis od zawsze jest blisko mnie? Dziękuję Ci Aniele za uzdrowienie".
W tym świadectwie nie tylko czytamy o uzdrowieniu, jakie autorka przypisuje Elvisowi, ale również o sile jego oddziaływania, mimo iż urodziła się dziewięć miesięcy po jego śmierci. Ciekawy jest tu też zbieg dat.

Podczas jednego z programów londyńskiej rozgłośni radiowej Absolute Classic Rock*, Sir Paul McCartney powiedział Ronnie'emu Woodowi**, że słuchanie Elvisa Presleya powstrzymuje jego ból głowy i tak opisuje dzień, w którym to odkrył:
"Uzdrawiająca moc jego muzyki jest poważna. Pamiętam, że miałem kolegę o imieniu Ian James i pamiętam, że pewnego dnia poszedłem do jego domu choć bolała mnie głowa, strasznie bolała. I pomyślałem „O Boże”, ale założyliśmy „All Shook Up” Elvisa. Zanim jeszcze płyta się skończyła, nie odczuwałem już bólu głowy!"
* Absolute Classic Rock - brytyjska rozgłośnia radiowa, nadająca z Londynu, działająca w latach 2000-2011.

** Ronnie Wood - gitarzysta i basista rockowy. Członek The Faces i The Rolling Stones.

W książce "Magii from the Blue Star: The Spiritual Drama and Mystical Heritage of Elvis Aaron Presley", autorstwa Maia C. Shamayyim, możemy przeczytać:
"Po śmierci Elvisa wielu ludzi, fanów i nie-fanów, zaczęło doświadczać cudownych wizyt Elvisa, z których wiele pociągnęło za sobą samoistne wyleczenia. Wybór takich spotkań ukazany jest między innymi w książce „Elvis After Life: Unusual Psychic Experiences Surrounding the Death of a Superstar”, Raymonda A. Moody, Jr.
Elvis często mówił swojej przyjaciółce Wandzie Hill, że wróci jako duch i odwiedzi wielu ludzi, których nie był w stanie poznać osobiście w ciągu swego życia".
I czytając różne świadectwa można odnieść wrażenie, że słowa dotrzymał. Teraz nie tylko wspiera duchowo ludzi w potrzebie poprzez nawiedzanie ich na jawie lub we snach, nadal uzdrawia, to wielu dodatkowo wita już po tamtej stronie. To całkiem nowe aspekty jego paranormalności, które zaczęły się pojawiać wkrótce po jego śmierci. To właśnie takim przypadkom poświęcił swoją książkę "Elvis After Life: Unusual Psychic Experiences Surrounding the Death of a Superstar" Raymon A. Moody Jr.

Kończąc temat uzdrowień, chciałabym przedstawić jeszcze jeden taki przykład, do którego doszło już po śmierci Elvisa.

Artykuł prasowy z marca 1986 roku opowiadał przejmującą historię Rosy D'Angelo, której dom w jej rodzinnych Włoszech spłonął trzy lata wcześniej. Rosa rzuciła się do swojego płonącego domu, aby uratować płyty Elvisa. Udało się, ale wielkim kosztem. Popiół wpadł do jej oczu i oślepił ją. Po pożarze Rose kazała swoim dzieciom codziennie odtwarzać uratowane płyty, twierdząc, że zawsze znajdowała pocieszenie w dźwięku głosu króla. Mówiła:
„Był dla mnie jak bóg. Wierzyłam, że może wszystko i kiedy usłyszałam jego głos, podniósł mnie na tak wysoki poziom duchowy, iż byłam pewna, że unoszę się wśród aniołów".
Swoje modlitwy kierowała nie tylko do Boga, ale także do Elvisa, w którym upatrywała boskiego pośrednika w uzdrawianiu. Była przekona, że ją słyszy, a nawet czuła jego ducha w postaci delikatnego, chłodnego, mglistego wiatru. Czasem też, jak twierdzi, widziała upiorny (rozmyty) obraz Elvisa nad swoim łóżkiem, mimo iż była ślepa:
"Wiem, że słyszał, co mówię. Czasami nawet czułam jego Ducha obok mnie w łóżku, gdy owiewał mnie delikatnie chłodny, mglisty wiatr. Słyszałam, jak jego głos woła mnie po imieniu i mówi żebym się nie martwiła, bo wkrótce będzie dobrze.

Czułam jego dłonie na twarzy i widziałam łzy płynące z jego oczu, gdy delikatnie całował mnie. Jego duch odwiedzał mnie prawie każdej nocy przez dwa lata. Potem podczas jednej ze swoich wizyt powiedział mi, że wkrótce nie będę go już potrzebować. Otworzyłam oczy, błagając go o powrót i wtedy zobaczyłam rozmazane kolory. To zajęło kilka sekund, ale stopniowo pokój nabierał ostrości.

Na mojej komodzie zobaczyłam fotografię Elvisa, którą trzymałam od dzieciństwa. Wszystkie moje płyty były starannie ułożone obok fonografu, były tam też zdjęcia mojego męża i synów. Zaczęłam wołać rodzinę, aby szybko przyszli. Wrzeszczałam, że w końcu znowu widzę. Na początku moja rodzina myślała, że mam jakieś załamanie. Więc wzięłam książkę i zaczęłam im ją czytać. Wtedy mi uwierzyli".
Rosa jest przekonana, że to Duch Elvisa przywrócił jej wzrok i nic ani nikt nie jest w stanie jej przekonać, że odzyskała wzrok z innych powodów. Autor tegoż artykułu jest bardziej powściągliwy i pisze:
"Czy to obraz Elvisa w umyśle Rosy sprawił, że jej wiara była wystarczająco silna, by się uleczyć, czy też Duch Elvisa naprawdę dotknął jej potrzeby dzięki zdolnościom, które mają dusze budząc ludzki element do całości [red. odblokować samouzdrawiające moce, jakie każdy z nas ma w sobie zgodnie z tym, co naucza kościół zielonoświątkowy]. Elvis byłby zadowolony, gdyby wiedział, że jej wzrok został przywrócony dzięki jego obecności w sercu Rosy. Możliwość uzdrawiania przez „nakładanie rąk”, tak jak robił to Mistrz Jezus, zawsze była darem, który Elvis chciał dawać".
Jak pisałam kilka akapitów wcześniej, po śmierci Elvisa otworzyły się kolejne dwa rozdziały zjawisk paranormalnych z jego udziałem: objawienia i witanie ludzi w zaświatach. Przy czym jeśli chodzi o spotkania ludzi z Elvisem po tamtej stronie są ich dwa rodzaje. Pierwsze dotyczą tak zwanej śmierci klinicznej, po której ludzie wracają z powrotem. Drugie dotyczą śmierci trwałej, kiedy ludzie w ostatnich chwilach swojego życia mówią o swoim kontakcie z Elvisem, że przyszedł po nich, wyciąga do nich rękę, uśmiecha się, mówi coś, zaprasza, wita i tym podobne. Takim przypadkiem, jaki chciałabym tutaj przytoczyć jest śmierć dziewczynki o imieniu Jennifer, który poruszył mnie do głębi.

Jennifer urodziła się z dziurą w sercu. Kochała Elvisa i uwielbiała słuchać jak śpiewa. Nic dziwnego, w końcu jej rodzice - Sherry i Jimmy'ego - byli jego fanami od lat. Wiedzieli od lekarzy, że dziewczynka nie ma pisanego długiego życia. Kiedy w 1973 roku, Jennifer zobaczyła program telewizyjny Elvisa z Hawajów, była zachwycona. Gdy miała pięć lat, rodzice zabrali ją na osobiste spotkanie z Elvisem podczas jednego z koncertów jakie dał w ich mieście. Dziewczynka była zachwycona. Gdy Elvis zmarł, bardzo to przeżyła, ale w jej sercu żył nadal. Lecz w 1980 roku Bóg upomniał się także o nią. Jej matka, Sherry była tego świadkiem:
"Kiedy Jennifer umierała, wydawała się zapalać. Światło wyglądało, jakby pochodziło z jej wnętrza. Uśmiechnęła się szeroko. Jimmy i ja przytulaliśmy ją i płakaliśmy, kiedy próbowała usiąść na łóżku. Powiedziała: „Kocham was, mamusiu i tatusiu". Następnie powiedziała: „Nadchodzi Elvis". Patrzyła w górę i wyciągała ręce, jakby próbowała sięgnąć do kogoś i przytulić go. Powiedziała to dwukrotnie: „Nadchodzi Elvis". Potem upadła i umarła. Kiedy umierała, miała najpiękniejszy uśmiech na twarzy, jaki widziałam, jak anioł. Widziała Elvisa, kiedy umierała ..."
Wyznanie Jimmy'ego, taty Jennifer, który także był świadkiem jej odejścia:
"W drodze do szpitala samochodem, kiedy trzymałem Jennifer tak mocno w ramionach, tak bardzo martwiłem się, co się z nią stanie, kiedy umrze. Zawsze miałem wrażenie, że musi być po tym życiu jakieś inne, ale zastanawiałem się, kto będzie tam przy niej, żeby się nią zaopiekować. Wszyscy jej dziadkowie, ciotki, wujkowie i kuzyni wciąż żyli - myślałem, że nikt, z kim była blisko, nie umarł, ale tam w szpitalu na jej spotkanie przyszedł Elvis, pomóc jej, gdy umierała. Pomyślcie o tym. Bóg miał taki doskonały plan!
Nigdy wcześniej nie byłem religijnym człowiekiem. Mglisto wierzyłem w Boga, ale zawsze było coś, o czym odkładałem myślenie. Kiedy zobaczyłem, jak Jennifer się uśmiecha i wyciąga ręce do Elvisa, stałem się zmienionym człowiekiem. Bóg jest prawdziwy... Każdy, kto mógłby tej nocy zobaczyć twarz mojej córki, wiedziałby o tym ... Ten wieczór był najsmutniejszym i najszczęśliwszym okresem w moim życiu. Jennifer umarła, ale wiem, że żyje z Panem, a Elvis Presley przyszedł na spotkanie z nią i widziałem to wszystko na własne oczy!"
Bardzo smutna, tragiczna i przytłaczająca historia. Z drugiej strony jakże wymowna, nie tylko z perspektywy ukazanej w niej roli Elvisa, ale także przeistoczenia duchowego ojca dziewczynki.

Wpływ Elvisa na ludzi był i jest ogromy, a także wielowymiarowy. Od zwykłego ukojenia, przyjemności słuchania jego śpiewu, po rzeczy tak wielkie jak objawienia, nawrócenia, uzdrowienia, czy pomoc w przejściu na drugą stronę.

Dlaczego wiążą je z Elvisem? Różnie to tłumaczą. Jednym śni się Elvis, który podpowiada rozwiązanie, jaką drogą iść, jakie działania podjąć, inni doznają swoistego olśnienia podczas rozmyślań i rozważań gdy słuchają jego śpiewu. Wielu inspiruje się wprost jego życiem, wiarą i słowem, zupełnie tak, jak muzułmanie Mahometem. Jeszcze inni proszą go o wstawiennictwo boskie. Modląc się do Boga zwracają się też do Elvisa, niejako anioła, aby objął ich swoją opieką i naprowadził na właściwą drogę. Są i tacy, którzy modlą się bezpośrednio do niego, co budzi największe kontrowersje.

Raymond A. Moody Jr., psycholog i autor książki "Elvis After Life: Unusual Psychic Experiences Surrounding the Death of a Supersta", mówi dla jednej z gazet:
"Czołowi eksperci od religii twierdzą, że on (Elvis) faktycznie odpowiada na modlitwy swoich wyznawców - w niektórych przypadkach cudownie ratując ich życie. To tak, jakby Elvis był świętym. Ludzie modlą się do niego, błagając go, aby uzdrowił ich z kłopotów ... Ludzie mają wizje Elvisa, tak jak mają wizje Jezusa, Joanny d'Arc lub Świętego Krzysztofa. Podróżują do Graceland, tak jak pielgrzymi odwiedzają Lourdes".
Graffiti na murze okalającym Graceland. Wpisy najczęściej mówią o miłości, tęsknocie i smutku, że Elvisa nie ma już wśród nas. Jest tu wiele słów uznania i podziękowań za muzykę (czasem w postaci wierszy, czy sentencji) oraz błogosławieństw. Dużą grupę stanowią też wpisy informacyjne, dokumentujące czyjąś obecność w tym miejscu. Nie brak też różnych próśb (zwykle o możność ponownych odwiedzin Graceland) i wpisów dziękczynnych za otrzymaną pomoc za sprawą Elvisa

O tych wszystkich zjawiskach możemy też usłyszeć w filmie Janusza Płońskiego "Elvis Forever", z 1997 roku, nakręconym dla redakcji katolickiej niemieckiej telewizji ZDF. W założeniu film miał opowiadać o kulcie Elvisa i jego głębokiej wierze. W rzeczywistości nie wyczerpuje tematu, pominięto w nim też wiele najistotniejszych kwestii z tego zakresu (więcej o tym przeczytasz w poście "Film "Elvis forever" Janusza Płońskiego").

Elvis doczekał się też wielu prac naukowych mu poświęconych, które powstały na uniwersytetach całego świata, a także kilku międzynarodowych konferencji naukowych i wielu krajowych. Wspomina o tym między innymi Jerry Hopkins w swojej książce "Elvis Król Rock'n'rolla":
"Powstały nawet poważne prace naukowe. Elvis stał się przedmiotem badań w ośrodkach akademickich na całym świecie".
Niestety dotarcie do tych prac uniwersyteckich jak dla mnie okazało się niewykonalne. Być może gdybym znała ich tytuły, autorów, czy uniwersytety, na których je napisano, byłoby to bardziej realne. Aczkolwiek niektóre źródła powołują się na te prace, lecz dość ogólnikowo (bez podawania tytułów i autorów), można powiedzieć anonimowo. Znalazłam tylko jedną taką pozycję, w której jest rozdział poświęcony Elvisowi jako ikonie religijnej - Rozprawa "Haloed By the Nation: Popular Martyrdom in Contemporary America" ("Naród otoczony aureolą: Popularne męczeństwo we współczesnej Ameryce"), Scott Hoffman, Uniwersytet Purdue (w West Lafayette w stanie Indiana).

Międzynarodowa konferencja poświęcona Elvisowi Presleyowi pierwszy raz odbyła się w 1995 roku. Jak mówi jej organizator i przewodniczący, Vernon Chadwick*:
"Elvis stanowi olbrzymi potencjał dla badaczy i to nie tylko jako gwiazda w muzyce rozrywkowej, lecz także jako wielki nauczyciel".
* Vernon Chadwick - pracownik naukowy, wykłada literaturę na University of Mississippi i prowadzi studia nad kulturą na University of Oxford. Organizator i przewodniczący międzynarodowej konferencji poświęconej Elvisowi Presleyowi.

Po śmierci Elvisa powstało też kilka kościołów, w których czczono go jako Boga, ale to już inny aspekt - kult, a nie metafizyka, którą tu się zajmujemy. W przyszłości postaram się też o tym napisać.

Ostatnią taką rzeczą, którą obserwujemy od śmierci Elvisa, to jego manifestowanie się w postaci ducha lub wizerunku. Jeśli chodzi o ducha, to rzecz bardziej subiektywna, której możemy dać wiarę lub nie, gdyż nie jest to zjawisko "fotografowalne". Niemniej nie można też temu zaprzeczać. To, że sami nigdy nie widzieliśmy ducha, nie oznacza, że taki twór nie istnieje, albo że ludzie, którzy go widzieli mieli omamy. Pojęcie ducha nie jest rzeczą nową, lecz niezbadaną z braku odpowiednich technik. Jak świat światem, miliony ludzi przyznawały się do kontaktów z duchami, od pojedynczych przypadków widzenia ducha, do częstych lub stałych spotkań, przy czym jedni widzieli, inni słyszeli lub rozmawiali, a jeszcze inni czuli - niezależnie od kultury, wiary i miejsca zamieszkania na globie, wykształcenia i tym podobne. Jeśli chodzi o różne fotografie rzekomego ducha Elvisa prezentowane na internecie, nie daję im wiary. Po prostu dlatego, że nie jestem w stanie ich zweryfikować. Inną sprawą są widzenia postaci Elvisa przez ludzi, którzy twierdzą, że im pomógł. Jednak nawet w tych przypadkach tak naprawdę nie wiemy czy był to rzeczywisty obraz, czy tylko wizualizacja, za którą odpowiedzialny jest nasz własny mózg (zainteresowanych odsyłam do wykładów i tekstów profesora Jerzego Vetulaniego, specjalisty od funkcjonowania mózgu człowieka).

Natomiast manifestowanie się wizerunku Elvisa, rozumiane jako materialne zjawisko, na którym widać jego postać lub jej fragment, jest faktem dostępnym dla wszystkich. Chodzi tu o sytuacje, gdy możemy zaobserwować jego wizerunek na czymś - kamieniu, skale, chmurze, szybie (szkle), wodzie, osuwisku i tym podobne - czyli gdy coś przyjmuje kształt (przestrzenny lub płaski), który go nam przypomina.

Z jednej strony wydaje się, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo gdy na przykład popatrzymy na chmury, one stopniowo przepoczwarzają się przyjmując przeróżne kształty, wśród których możemy rozpoznać zarys jakiegoś zwierzęcia, osoby, rośliny, czy przedmiotu. To wydaje się być naturalne i przypadkowe. Natomiast należy się zastanowić czy zawsze tak jest, czy każdy rozpoznany kształt nosi wyłącznie cechy przypadkowości, czy może dany obraz został powołany (utworzony) przez coś lub kogoś w jakimś celu. Tutaj dochodzimy do momentu, w którym rozchodzą się ścieżki oficjalnej nauki i metafizyki, albowiem w wierzeniach wielu kultur takie projekcje wcale nie są dziełem przypadku, lecz świadomego działania sił wyższych i zawierają jakiś przekaz, którego nie należy lekceważyć. Stąd właśnie spotykamy w nich szamanów, magów, guślarzy, szeptunki, pytie, czarowników, kasandry i tym podobne postacie, których zadaniem było między innymi interpretowanie takich znaków.

Kiedyś Elvis kupił dom Garry'emu Pepper'owi, przy Dolan Drive 1288 w Memphis. Posiadłość Elvisa i dom Garry'ego sąsiadowały ze sobą tyłami, a w płocie oddzielającym obie działki była furtka. Elvis ilekroć był w domu, często wpadał do Garry'ego, aby odpocząć od swoich kompanów i pogadać z kimś rzeczowym. Garry był wielkim fanem Elvisa i przyjacielem rodziny od lat 50. Później także prezesem fanklubu Elvisa "The Elvis Tankers" w Memphis. Po śmierci Garry'ego Peppera dom odziedziczyła jego pielęgniarka, z którą Garry miał bardzo dobre relacje. Właściwie po śmierci swoich rodziców, miał tylko ją i Elvisa. Później sprzedała ten dom pewnej pani, będącej fanką Elvisa. Co ciekawe do transakcji doszło 14 sierpnia 1987 roku, czyli w rocznicę śmierci matki Elvisa, Gladys i zaledwie na dwa dni przed dziesiąta rocznicą śmierci Elvisa. W filmie "Elvis Forever", Janusza Płońskiego (1997), jego ówczesna* właścicielka opowiada różne historie, które dzieją się w jej domu, a ich sprawstwo przypisuje Elvisowi.

* Prawdopodobnie już nie żyje, bo dom sprzedano kolejny raz w 2003 roku, a w 1997 roku, kiedy pan Janusz Płoński z nią rozmawiał, nie była już pierwszej młodości.

Pominę to wszystko, ale o jednej rzeczy opowiem. Mianowicie chodzi o okno balkonowe, na którym zaczął się stopniowo pojawiać wizerunek Elvisa. Powiem szczerze, że gdy to zobaczyłam byłam pod wrażeniem. Dodam też, że tym razem nie uwierzę w żaden przypadek, zbieg okoliczności, złudzenie optyczne i tym podobne rzeczy, stoję za metafizycznym wyjaśnieniem i celowym działaniem Elvisa.

A tak o tym fakcie mówi ówczesna właścicielka, która odkupiła dom od pielęgniarki Garry Peppera:
"Spójrzcie na te drzwi [red. przeszklone] za mną. Kiedy się wprowadziliśmy szkło było zupełnie przejrzyste, ale po sześciu miesiącach coś zaczęło się z nim dziać. Początkowo myślałam, że to kondensacja albo coś, ale wkrótce na szkle zaczął pojawiać się jakiś obraz. Zmieniał się jakiś czas, a później było można rozpoznać na nim Elvisa".
Faktem jest, że dom ten przesycony był energią Elvisa, ponieważ bywał tam osobiście i od momentu kiedy go kupił mieszkały w nim osoby mocno związane z nim emocjonalnie. Ojciec Garry'ego pracował dla Elvisa do samej śmierci, Garry był wielkim fanem Elvisa, kochał go i szanował nie tylko za muzykę, ale za to jakim był człowiekiem, podobnie jak jego pielęgniarka. Pani, która kupiła ten dom w 1987 roku, to również jego gorąca wielbicielka, w dodatku zauroczona jego osobowością (to był powód zakupu tego domu). Dlatego trudno się dziwić, że właśnie w tym miejscu Elvis się zamanifestował (zmaterializował pod postacią wizerunku, ukazał).

Jego obraz na szybie nie jest zmywalny, powstał w wyniku niezrozumiałych zmian w strukturze szkła. Ponoć oglądało go kilku ekspertów od szkła, lecz żaden z nich nie tylko nie potrafił wyjaśnić przyczyny tego stanu rzeczy, ale nawet postawić jakiejś hipotezy.

Jak ktoś się przyjrzy dokładnie, będzie też mógł zauważyć krzyżyk poniżej jego brody! Jest widoczny nawet na zdjęciu dziennym.

Zdjęcia wykadrowane z filmu "Elvis Forever" Janusza Płońskiego z 1997 roku. Na dwóch pierwszych widzimy właścicielkę domu, która pokazuje zdjęcia szyby drzwi balkonowych zrobione w nocy, a z tyłu widoczna jest za dnia. Widać na nich wyraźnie sylwetkę Elvisa na scenie (zwłaszcza na tych zrobionych po ciemku). Na trzecim obrazie widzimy to samo zdjęcie szyby zrobione w nocy w przybliżeniu, a na czwartym dołączyłam do niego dwa zdjęcia ze sceny Elvisa dla porównania

Wizerunek głowy Elvisa, który powstał z rozbijającej się o nabrzeże latarni morskiej fali, uchwycony przez obiektyw fotografa

Rzekomy duch Elvisa uchwycony w oknie, jego twarzy o wyglądzie na lata 50. Tak, jak pisałam wcześniej, trudno to zweryfikować, ale zamieszczam to zdjęcie dla przykładu. Jeżeli nie jest to fotomontaż, to być może jakiś wizerunek

Rzekomy duch Elvisa uchwycony przez jedną z kamer ochrony w Jungle Room. Jak dla mnie to fotomontaż. Można to też zobaczyć w ruchu na YouTube w filmiku zatytułowanym "Elvis ghost caught on Graceland security camera"

Duch* - wizerunek Elvisa sfotografowany przez pana Murray McHardy'ego w miejscowości Dundee w Szkocji - 2017 rok

* 57-letni Murray McHardy przygotowywał się do swojej zmiany roboczej jako taksówkarz, kiedy zobaczył ducha z okna swojej sypialni, który siedział na dachu domu sąsiada. Murray z Dundee w Szkocji, powiedział:
"Wyjrzałem przez okno i zauważyłem jakąś postać. Zrobiłem zdjęcie, aby je powiększyć i spróbować zrozumieć, kto to jest, jak wygląda".
Kiedy wrzucił je na Facebooka, rozgorzała dyskusja. Jedni dopatrywali się w widocznej przy kominie domu postaci Elvisa Presleya, inni widzieli w niej słynnego szkockiego poetę Roberta Burnsa.

Zdjęcie na pewno nie jest fotomontażem, chociaż nieproporcjonalnie duża postać na dachu od razu rodzi takie skojarzenia. Aczkolwiek nie uważam, żeby to był duch, raczej manifestowanie się w postaci wizerunku. Jednak jakieś nieustalone dotąd przyczyny (zjawiska) wywołały właśnie taki, a nie inny efekt optyczny, który został utrwalony na fotografii.

Film dokumentalny z 1984, przygotowany przez Priscillę Presley. Warto obejrzeć, bo to zaledwie siedem lat po śmierci Elvisa, wiele rzeczy wyglądało wtedy inaczej jak dziś

W głowie grobu Elvisa pali się wieczny płomień. Znicz, który nigdy nie gaśnie. To od niego w Elvis Week odpalane są dwie grube świece, od których później fani zapalają swoje (na filmie widzimy to od minuty 0:40 do 0:52, ale później też jest). Zupełnie jak w starożytnej Olimpii, gdzie pobierano święty ogień. Zresztą do dziś pielęgnuje się ten zwyczaj i przed każdymi igrzyskami święty ogień pobiera się z Olimpii (w Grecji), skąd sztafetą przenoszony jest do miejsca docelowego.

Jednak wieczny ogień (płomień) ma swoje źródło w starożytnym Egipcie. To tam w podziemnych korytarzach paliły się nieprzerwanie lampy zapalone kilka tysięcy lat wcześniej, które gasły lub ulegały samozniszczeniu w chwili wejścia do pomieszczeń ludzi niewtajemniczonych, złodziei lub archeologów (patrz artykuł, który polecałam wcześniej), którzy nie wiedzieli o zabezpieczeniach.

Na zakończenie kilka szerszych wypowiedzi o Elvisie od osób z kręgu metafizycznego.

Wanda June Hill

Elvis wkroczył w moje życie w czasie, gdy byłam w ciemnym miejscu, z którego nie mogłam uciec i przyniósł światło, które dawało ciepło i zrozumienie, jakiego nie doświadczyłam w ciągu dwudziestu trzech lat mojego życia. Poznanie go było radością, bycie w jego obecności było zabawne, ale najważniejszym aspektem jego znajomości było to, że przebudziłam się wewnętrznie, duchowo i dzięki temu stałam się nową osobą. Ten, kto widzi innych takimi, jakimi są w stanie być, a zatem jest mniej oceniający i bardziej cierpliwy.

Elvis Presley był dla mnie „wybawcą”. Tym, który przywrócił mi wiarę w miłość Boga i tym, który nauczył mnie, że chociaż życie ma być cenione, śmierci nie należy się bać. Jezus Chrystus nauczał miłości - Elvis Presley był i nadal jest tą miłością w tym fizycznym świecie.

Kiedy myślę o Elvisie, przypominam sobie uśmiech, który rozjaśniał jego oczy i nadawał jego twarzy lśniącą chwałę, która rozświetlała nawet ciemny, deszczowy dzień. Pamiętam głos, który raczej mruczał niż dudnił, który pieścił i pielęgnował, kiedy byłam przygnębiona lub zmartwiona. Jestem pełna wdzięczności za miłość, którą tak swobodnie obdzielał i jestem dumna z bycia jego przyjacielem, takim, z którym czuł się komfortowo, na tyle, że podzielił się niektórymi ze swoich najbardziej wewnętrznych myśli i życzeń.

Pragnę więcej niż czas na tej ziemi, aby pokazać ludziom, których tak bardzo kochał, jak miły, wyrozumiały i naprawdę szczery był podczas swojego życia na tej planecie. Z całego serca pragnę pomóc zakończyć kłamstwa, przeinaczenia i fabrykacje opowiadane o Elvisie i przywrócić należne mu honorowe miejsce w historii naszego świata. Gdybym mogła w jakiś sposób pozwolić im zobaczyć wspomnienie jego lśniących od łez oczu, na twarzy pełnej serdecznej troski i chęci pomocy bliźnim, wiem, że świat zebrałby się razem i położył kres niszczycielskiej sile na Ziemi dzisiaj.

Mój Elvis był żywą, oddychającą miłością istotą, wysłaną tutaj przez wszechwiedzącego Boga, który zaprojektował swoją fizyczną postać tak, aby miliony ludzi uznały ją za cudowną poza słowami i zrozumieniem. Elvis Presley - kawałek nieba w kształcie mężczyzny.

Maia C. Shamayyim (chyba)

Podczas krótkiego życia jako Elvis - otworzył on swą duszę i sprawił by światło gwiazd świeciło na tych, którzy nigdy nie dostrzegliby piękna gwiazd.

Tak jak powiedział pewien pisarz: "On sprawił, że wszystko było jego, a następnie przekazał to nam. Teraz, jego zwolennicy mają tylko ogród, w którym nadal brzmi śmiech mężczyzny i jego dziecka. Elvis zostawił im swój dom, swój azyl - Graceland, aby mogli czytać z niego historię życia człowieka łaski, który potrafił żyć jak ktoś wielki, delikatny i kochający wszystko co żyje.

Tak jak wzrastająca sekwoja sięgał wysoko ponad nas, ale przyniósł nam dobrodziejstwo swego błogosławieństwa.

Nawet ludzie, którzy nigdy tego nie zrozumieją, mimo wszystko doświadczają błogosławieństwa Elvisa, w różnych momentach swego życia, poprzez energię miłości, którą Elvis uwiecznił w sercach milionów ludzi."

Larry Geller - fragment z książki "Leaves of Elvis 'Garden"
"Kim był ten człowiek, który na zawsze zmienił muzykę i kulturę? Łatwo jest go postrzegać jako człowieka większego niż życie, człowieka o nadmiernym talencie i urodzie oraz o nadmiernej słabości. To, co widzisz, nie zawsze jest tym, co dostajesz. Elvis, którego znałem, prywatny Elvis, był inteligentnym, zamyślonym mężczyzną, który rozpoczął życie, pełne poszukiwania sensu i oświecenia. Miałem przywilej podzielić się tą podróżą z nim. To podróż, którą chciał mi przekazać".
Joan Marshall

Chciałam zawsze poznać Elvisa – człowieka stojącego poza swoją muzyką. Nigdy nie spotkałam Elvisa osobiście – znałam go z książek, gazet, występów, programów telewizyjnych, muzyki, filmów, wywiadów, które przeprowadziłam z członkami rodziny, przyjaciółmi, pracownikami i fanami – ludźmi, którzy byli z nim związani lub spotkali i poznali osobiście.

Przez te wszystkie interakcje dowiedziałam się, że był bardzo inteligentnym, pragnącym wiedzy, godnym podziwu, uczciwym, skromnym, bogobojnym, bardzo czułym, uprzejmym, hojnym i ... dżentelmenem w pełnym tego słowa znaczeniu.

Był żywym dowodem człowieka, który spełnił amerykańskie marzenia, przechodząc od pucybuta do człowieka bardzo zamożnego. Od skromnych początków poprzez całe życie pracował ciężko, ukierunkowując swój talent i tworząc spuściznę muzyczną w taki sposób, aby trafiała w gusta nie tylko ogółu, ale i każdego indywidualnego słuchacza.

Już w bardzo młodym wieku dzięki swoim osiągnięciom zdobył wszystko to, co mu oferowało życie – sławę, fortunę i sukces. Zbierając owoce swojej pracy, nigdy nie zapomniał o skromnych początkach – dwuizbowego domu i korzeni, z jakich się wywodził.

Był wielkim filantropem – corocznie przekazywał hojne darowizny organizacjom charytatywnym lub przyłączał się do zbiórek pieniężnych nie oczekując od nikogo niczego więcej jak słowa „dziękuję”. Wszystkich tych, z którymi zetknął się w życiu obdarowywał wielką miłością, przyjaźnią, zaufaniem, respektem, pomocą i życzliwością. Zawsze będzie czczony, kochany i szanowany przez fanów oraz wszystkich tych, którzy go znali.

Przeszedł do historii jako człowiek, który zmienił muzykę 20-go wieku i na zawsze będzie znany jako Największy Wykonawca Estradowy. Zostanie w pamięci dzięki niepowtarzalnej interpretacji utworów, scenicznej dynamiki, niewiarygodnemu poczuciu humoru, zaraźliwego spontanicznego śmiechu jak i półuśmiechu z charakterystycznym tylko dla niego grymasem, a także dzięki w najwyższym stopniu atrakcyjnej aparycji.

Jego zainteresowania były wszechstronne – oprócz miłości do gospel, rhytm and bluesa i rock’n’rolla interesował się muzyką poważną, książkami religijnymi (czytał ich setki), filozofią, zagadnieniami spirytualnymi, metafizyką i ezoteryzmem. Był samoukiem, ale dobrze wykształconym i biegłym we wszystkich wyżej wymienionych dziedzinach. Dalsze jego zainteresowania obejmują badania dziedzin astrologii i numerologii z myślą zrozumienia ich wpływu na jego życie.

Z książek i rozmów dowiedziałam się, że był bardzo religijnym człowiekiem – wierzył w Boga i codziennie czytał Biblię. Wierzył w życie pozagrobowe, reinkarnację i w siłę modlitwy. Często na te tematy prowadził rozmowy z przyjaciółmi, rodziną i małymi grupami fanów dzieląc się z nimi swoimi poglądami. Studiował i praktykował sztukę leczenia przez dotyk, telepatię i technikę medytacji, podczas której w stanie izolacji od otaczającej rzeczywistości mógł zajrzeć w swoje wnętrze i dotrzeć bliżej Boga.

Rodzina i przyjaciele relacjonowali, że jako trzydziestolatek doświadczył wizji Chrystusa podczas analizowania Jego istnienia, byli także świadkami, kiedy za pomocą dotyku pomógł w odzyskaniu zdrowia jednej ze swoich pracownic i jednej z dziewcząt zespołu The Sweet Inspirations.

Wielu, z którymi przeprowadziłam wywiady z przekonaniem twierdziło, że jego muzyka przywróciła im zdrowie – pomaga w uzyskaniu komfortu psychicznego, w depresjach, przewlekłych chorobach, w samotności, pozwala odetchnąć od harówki oraz pełnego stresów dnia codziennego. Ja także doświadczyłam siły uzdrawiania (jego) muzyki gospel. Jestem naprawdę wdzięczna Bogu za Elvisa i wierzę, że jego muzyka wydziela jakąś niezrozumiałą siłę przywracającą dobre samopoczucie i zdrowie.

Elvis był bezsprzecznie utalentowaną osobą i zarówno on jak i jego muzyka jest szczególnym darem danym przez Boga. W mojej pogoni w celu poznania człowieka stojącego poza muzyką dowiedziałam się, że przez całe życie poszukiwał jego sensu, aby zrozumieć swoje przeznaczenie i dowiedzieć się, dlaczego jego życie potoczyło się tak a nie inaczej.

W połowie lat 60-tych doszedł do wniosku, że on jako „Elvis” został stworzony, aby spełnić dwa wytyczone mu cele. Pierwszy, to wykreowanie nowego stylu w muzyce, a drugi znacznie wyższy - służba Bogu. Bezustannie prowadząc badania pragnął zrozumieć, co oznacza wypełnienie do końca tego drugiego celu.

W ostatnich pięciu latach, Elvis zrozumiał, że jego głównym przeznaczeniem jest zbliżenie ludzi do Boga i że może go spełnić dzięki pieśniom religijnym i inspirowaniu ich, a także poprzez głoszenie Słowa Bożego tym, którzy przychodzili aby go posłuchać.

W ostatnim roku scenicznej kariery znany był z umieszczania w utworach gospel zdań i ustępów z Biblii. Poszukiwał w tym czasie pomysłu, który pozwoliłby mu przejść bezboleśnie od wykonawcy estradowego do kaznodziei., ale na skutek swojej przedwczesnej śmierci nie był w stanie zrealizować swojego celu. Jeżeli nawet nie stałby się kaznodzieją w pełni tego słowa znaczeniu byłby nim poprzez swoją muzykę.

======================================================================

Artykuł ten zaczęłam pisać ponad trzy lata temu. Jednak ilekroć się za niego zabierałam, zawsze miałam jakieś problemy. Co chwilę wyskakiwał mi błąd serwera lub Bloggera (platformy, na której jest ten blog), nie mogłam zdania napisać! I to tylko na tym poście! Ginęły mi napisane wcześniej fragmenty i wstawione zdjęcia, tak z posta jak i z notatek, które miałam w innych plikach. Działo się też wiele innych dziwnych rzeczy, które pominę.
Przez moment nawet się zastanawiałam, czy może Elvis nie życzy sobie abym o tym pisała?
Być może zmienił zdanie w 2021 roku. Oby!

======================================================================

P. S.

Pisząc ten tekst, oparłam się na wielu różnorodnych źródłach (artykuły i komentarze pod nimi, listy, wywiady, świadectwa, wypowiedzi na forach), w tym na fragmentach kilku książek:

--- Maia C. Shamayyim*, "Magii from the Blue Star: The Spiritual Drama and Mystical Heritage of Elvis Aaron Presley" ("Mędrzec z Błękitnej Gwiazdy: Duchowy dramat i mistyczne dziedzictwo Elvisa Arona Presleya"); [Spirit Heart Sanctuary, 1980; ISBN-10: 1888420073; ISBN-13: 9781888420074];

--- Pamela Clarke Keogh, "Elvis Presley: The Man, The Life, The Legend" ("Elvis Presley: Człowiek, życie, legenda"); [Atria Books, 6 lipca 2004, New York; ISBN-10: 0743456033; ISBN-13: 9780743456036];

--- Raymond A. Moody, Jr., "Elvis After Life: Unusual Psychic Experiences Surrounding the Death of a Superstar" ("Elvis po życiu: Niezwykłe doświadczenia psychiczne otaczające śmierć supergwiazdy"); [Peachtree Pub Ltd; 1 lipca 1987, Georgia; ISBN-10: 0934601402; ISBN-13: 978-0934601405]**;

--- Wanda June Hill, "We remember, Elvis" ("Pamiętamy, Elvis"); [Morgan Press(1978), ISBN-10: 0894300288; ISBN-13: 9780894300288; BookSurge Publishing (21 września 2006); ISBN-10: 1419658093; ISBN-13: 9781419658099];

--- Wanda June Hill and a few friends, "Elvis - Face to Face" ("Elvis - Twarzą w twarz"); [dokument PDF (2013), ISBN-10: (nie dotyczy); ISBN-13: (nie dotyczy); książka dotąd nie wydana tradycyjnym drukiem];

--- Isabelle Tanner, "Elvis, a guide to my soul" ("Elvis, przewodnik mej duszy"); [Elisabelle International (1 stycznia 1993); ISBN-10: 0963701819; ISBN-13 : 978-0963701817];

--- Sony West, "Elvis: Still Taking Care of Business" ("Elvis: Wciąż dba o interesy"); [Triumph Books, Chicago IL (2007); ISBN-10: 1-57243-939-4; ISBN-13: 978-1-57243-939-9]

--- Joe Esposito, "Good Rockin' Tonight: Twenty Years on the Road and on the Town with Elvis" ("Good Rockin' Tonight: Dwadzieścia lat w trasie i w mieście z Elvisem"); [Simon & Schuster, New York (1994); ISBN-10: 0-671-79507-4; ISBN-13: 978-0-671-79507-8]

* Taka autorka widnieje na okładce książki i stronie tytułowej. W rzeczywistości jest to Maia Christianne Nartoomid (Nartoomid to nazwisko po mężu). Jednak wcześniej (za panny) Christine Hayes. Niestety nie udało mi się wyjaśnić dlaczego mamy tu dwa różne zapisy imienia Christine, ani tego czy to jej prawdziwe imię, czy tylko przydomek. Podobną sytuację mamy z nazwiskiem Shamayyim - po pierwszym mężu, czy przydomek?

** Uwaga - ten tytuł bardzo często jest źle podawany, jako "Elvis Life After Life" ("Elvis życie po życiu"). Bierze się to stąd, że oprócz tytułu w górnej części okładki, w dolnej umieszczono nazwisko autora, a pod nim tekst "Author of the Best Seller „Life After Life”" ("Autor bestselleru „Życie po życiu”"), przy czym tytuł tego bestselleru jest optycznie bardziej wyeksponowany na okładce niż faktyczny tytuł książki (patrz zdjęcie okładki).



85 komentarzy:

  1. Fantastyczny artykuł.Czytałam do późnych godzin nocnych,i muszę przyznac,że ja akurat wierzę w zjawiska paranormalne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie wierzyłam dopóki sama nie doświadczyłam. Niestety na razie nauka nie dysponuje narzędziami, które pozwalałyby zbadać takie zjawiska.

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż trudno,może kiedyś nauka się tym zajmie.Ja ze swojej strony mogę przytoczyć jedno takie zdarzenie z drugiej połowy lat 90-tych.A było to tak że przebywałam akurat w pokoju sama,i nagle włącza się radio satelitarne.Samo!Na cały regulator,i proszę sobie wyobrazić że leci akurat piosenka Elvisa!!Coś nieprawdopodobnego.Ja do końca życia tego zdarzenia nie zapomnę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fakt, dziwne, ale ciekawe. Zastanawiałaś się nad przyczyną? Co mógł chcieć przekazać?
    Moje przy przypadki, które klasyfikuję jako paranormalne, nie miały związku z Elvisem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może to ma związek z tym że to w latach 90-tych tak naprawdę stałam sie jego fanką,a może chciał po prostu dać znać że życie po śmierci istnieje?A może jeszcze z innego powodu?Podobno swoim fanom obiecał że po śmierci do nich wróci?Myślę że może dlatego?

    OdpowiedzUsuń
  6. Tam, mówił, że po śmierci jako duch odwiedzi wielu ludzi, których nie dane mu było poznać za życia.
    Szkoda, że nie ma kogo o to zapytyać (o Twoje zdarzenie), czy to faktycznie Elvis stał za tym.

    OdpowiedzUsuń
  7. I to bym właśnie chciała wiedzieć,czy to rzeczywiście był on.

    OdpowiedzUsuń
  8. Raczej niemożliwe do ustalenia. Może kiedyś w innym świecie ....

    OdpowiedzUsuń
  9. Też tak myślę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj, ja również uwielbiam Elvisa, nie ukrywam, że byłoby miło porozmawiać z kimś na jego temat. Czy masz może Facebooka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się,że ja bym też chętnie z kimkolwiek na jego temat porozmawiała,bo to dla mnie jedyny temat który się nigdy nie znudzi.

      Usuń
  11. Witam. Nie mam i nie planuję mieć, za dużo tego. :) Bo to kolejny złodziej czasu. W to miejsce wolę coś poczytać o Elvisie (lub o innych ciekawych rzeczach, a potem podzielić się tym z innymi na blogu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Niesamowity artykul Danusiu za który ci z całego serca dziękuję. Również wierzę w tego typu zjawiska. I coraz bardziej wierzę w kontekście Elvisa.
    Może nie w 100 procentach przypadków ale...jest jakaś niesamowita magia w nim jego muzyce i osobowości która odróżnia go od reszty. Poprostu będąc jego fanem czuje się wyróżnionym.
    I uwielbiam go oglądać. Słucham milionów płyt innych muzyków ale zawsze wracam do Elvisa. Co więcej widząc innych zawsze szukam podobieństw w stylu... On trochę gra wygląda lub zachowuje się jak Elvis.
    Dzięki twoim artykułom i tu chylę nisko czoło za wkład i cierpliwość w tworzeniu tego dzieła ... Wierzę że inteligencja i charyzma ..energia Elvisa miała inny wymiar.
    Był inny. Nie z tej planety.
    I jeszcze jedno wydarzenie.
    Urodziłem się dokładnie 2 lata 2 miesiące i 22 dni po śmierci Elvisa.
    Wierzę w liczby jak on. Przypadek? Nie sądzę . Poprostu musiałem zacząć go słuchać .
    Poza tym zawdzięczam mu styl życia. Pewność siebie. Duchowość. I to że dzięki niemu poznałem swoją żonę 18 lat temu ..również na forum Elvisa. Mówiłem wtedy o liczbach. Czterech dwójkach. I zadzialalo. Zmieniłem swoje życie na lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzięki Krzysiu za docenienie. :)
    Dla mnie Elvis jest również człowiekiem z innego wymiaru i wielka szkoda, że ludzie piszący o nim, pomijają te tematy bojąc się krytyki tych, którzy uważają takie rzeczy za zabobony, czy urojenia, tylko dlatego, że akceptowalna nauka nie potrafi ich wyjaśnić.

    Też lubię słuchać innej muzyki, ale coś u siebie zauważyłam, z czego wcześniej nie zdawałam sobie nawet sprawy. Uświadomiłam to sobie kiedy zadzwonił do mnie kolega kiedy prowadziłam auto i zapytał czy podczas jazdy słucham Elvisa. Opowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie i dodałam, że nigdy nie słucham w aucie Elvisa. Wtedy zaczęłam się nad tym zastanawiać. Nigdy nie słucham Elvisa od tak, bo to nie sprawia mi przyjemności, wręcz drażni mnie. Ja się muszę skupić, wsłuchać, tak jak przy muzyce poważnej. Wtedy dopiero odbieram pełnię jego nagrań, przeżywając przy tym różne stany emocjonalne, które dobrze wpływają na moją psychikę. Są piosenki, przy których nie mogę powstrzymać się od płaczu, tak na mnie działają. Na przykład prawie zawsze ryczę przy "Something Blue", to piosenka, która jakby przenosi mnie w inny, lepszy świat, nastraja duchowo. "Soitaire" i "The Sound Of Your Cry" dosłownie rozsadzają mnie od środka, bardzo je przeżywam. Słuchając "Hurt" i "It hurts me" wręcz łączę się w odczuwaniu bólu zranienia z Elvisem. Poza tym to czego słucham zależy od dnia. Są dni, w których słucham określonych piosenek po kilkanaście razy, po prostu psychicznie tego potrzebuję. Są piosenki, które mnie motywują, wzmacniają i energetyzują, po których wysłuchaniu czuję napływ siły fizycznej do działania. Itp., itd.

    Ja po prostu nie mogę słuchać Elvisa przypadkowo, mimochodem, muszę go słuchać na spokojnie, bez presji, wtedy się nimi napawam, ich pięknem, emocjami i przekazem, to dla mnie prawdziwa uczta dla duszy i czysta poezja dla moich uszu.

    Bardzo ciekawe z tymi datami, ale myślę, że coś w tym jest i zauważam, że wielu fanów tak ma - numerologiczne odniesienia, powiązania. I chyba nie jest to zwykły przypadek.

    OdpowiedzUsuń
  14. Myślę że to więcej n iż przypadek.
    Pięknie napisałaś.
    Ja Elvisa słucham wszędzie ale zawsze jest ten inny. I nie ot tak. Lubię w samotności. Rzadziej że znajomymi.
    I zawsze wracam do Elvisa. Choćbym nie słuchał i kilka tygodni a słucham innych zawsze potem jest ten głód.

    OdpowiedzUsuń
  15. Tez preferuję w samotności, bo gadanie przeszkadza mi w odbiorze. Nawet jak się zbierze kilka fanów i wspólnie odsłuchują, to jeden chrząknie, drugi coś powie, trzeci zacznie się poprawiać, czwarty nucić, piąty drapać, szósty wzdychać i ... czar pryska. To już nie jest ten sam odbiór, gdy słuchasz w samotności, najlepiej w słuchawkach i napawasz się każdą nutką, każdą zmianą modulacji głosu itp.

    OdpowiedzUsuń
  16. No dokładnie jakbym o sobie czytała,bo ja też w samotności i tylko na słuchawkach,najlepiej przed snem.A mój ulubiony utwór to,,Love coming down"W kółko wałkuję ten utwór.Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja nie umiałabym wybrać ulubionego. Codziennie podawałabym inny. :) Mam pulę koło setki moich ulubionych, których słucham najczęściej.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja mam ponad trzysta ulubionych utworów,ale do,,Love coming down"wracam najczęściej,po prostu jest w nim coś takiego że lubię akurat ten:-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Na tych ponad 800 utworów, które nagrał może z setka jest takich, których nie lubię. Reszta mi się podoba, aczkolwiek takich co mi się szczególnie podobają jest trochę ponad 100. I co ciekawe zwykle nie są to te najbardziej znane, wskazywane przez innych. Większość moich "ulubieńców" jest w Playerze (niebieska belka na samej górze, a kółeczko z kreskami po prawej rozwija ją i można sobie wybrać utwór do odsłuchania), więc można ich posłuchać tu na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  20. Też mam sporo takich utworów ktorych nie lubię,i to właśnie wśród tych najbardziej znanych.Bo te 300 moich ulubionych to są z tych mniej popularnych.Podobno sam Elvis też niektórych swoich utworów nie lubiał,nie znosił ich po prostu śpiewać.

    OdpowiedzUsuń
  21. To prawda, były takie piosenki, których nie lubił.

    OdpowiedzUsuń
  22. Te twoje 100 to pewnie filmówki 🤗

    OdpowiedzUsuń
  23. Też są tam piosenki z filmów, ale w zdecydowanej mniejszości. Możesz zobaczyć w SMC Music Player na górze (listę rozwija się ikonką po prawej - kółeczko z kreskami), tam jest większość moich ulubionych.

    OdpowiedzUsuń
  24. Witam ponownie:-)Parę dni temu przypadkiem na Youtube znalazłam filmik na którym niejaki pan Marek Szwedowski który komunikuje się za pomocą transkomunikacji z duchami sławnych osób opowiada jak to skontaktował się z samym Elvisem.I on na tym filmiku opowiada co mu Elvis przekazał.Filmik ma tytuł,,Przekaz z zaświatów - Elvis Presley''a poniżej link:
    https://youtu.be/FSs8yRvfMRs
    Dla mnie ciekawe,dlatego polecam:-)

    OdpowiedzUsuń
  25. O, dzięki. A wczoraj byłam na jego profilu i nie widziałam tego filmiku.

    OdpowiedzUsuń
  26. Po przesłuchaniu tak się zastanawiałam - wierzyć czy nie wierzyć,ale coś mi się wydaje że to jedna wielka ściema.

    OdpowiedzUsuń
  27. No to mamy takie same odczucia. Z niego jasnowidz, jak ze mnie zakonnica. Napisałam post na ten temat i wrzuciłam ten filmik.

    OdpowiedzUsuń
  28. Dziękuję:-)Przeczytałam post i muszę przyznać,że mam dokładnie takie same odczucia odnosnie tego filmiku.Strasznie to wszystko naciągane i sztuczne.

    OdpowiedzUsuń
  29. No jakoś nie daję wiary w jego prawdziwość. Wiele razy czytała i odsłuchiwałam wypowiedzi różnych jasnowidzów i medium, jednak pan Marek nie jest dla mnie zupełnie wiarygodny.

    OdpowiedzUsuń
  30. Chciałam jeszcze dodać że pomimo tego że wysłuchałam tego przekazu z zaciekawieniem, to coś mi w nim nie pasuje.Mianowicie Elvis nigdy by w ten sposó z kimkolwiek nie rozmawiał.On nawet za życia udzielając wywiadow był miły i uprzejmy,do dziennikarzy zwracał się:,,Proszę Pani/Pana".Wiem to,bo czytałam wywiady z nim.Dlatego ten przekaz jest dla mnie niewiarygodny.

    OdpowiedzUsuń
  31. No właśnie. Forma wypowiedzi zupełnie nie pasuje do Elvisa.

    OdpowiedzUsuń
  32. Przeglądając dzisiaj artykuły związane z Elvisem,przypadkiem natknęłam się na stronę na której są zdjęcia starożytnych rzeźb,niektóre są tak łudząco podobne do niego,że patrząc na nie,pomyślałam sobie:,,No,czysty Elvis''.Linka do strony poniżej.
    https://elvisforlife.blogspot.com/2018/07/a-proposito-di-elvis.html

    OdpowiedzUsuń
  33. P.S.Zdjęcia są na samym dole strony.

    OdpowiedzUsuń
  34. O dzięki. Niestety nie widzę ostatnich dwóch, mam tylko opisy. Ale pierwsze i trzecie, faktycznie bardzo podobne.

    P. S.
    Wiesz ... Myślałam, że to jakaś fajna strona, bo jej nie znałam, dopiero Dzięki Tobie, i przeczytam coś ciekawego o czym nie wiedziałam ... No i o mało mnie szlag nie trafił jak zaczęłam sobie tłumaczyć ...

    W poście "Aaron czy Aron" pisze, że Elvis pod koniec życia chciał sobie zmienić "Arona" na "Aarona"! On to zrobił w 1953 roku, czyli 24 lata przed śmiercią!

    Jego brata nazywa przez cały post "Jessie", zamiast "Jesse". Do tego pisze "Jessie Garon, urodzony tylko kilka godzin wcześniej" - jakie kilka godzin? Dokładnie 35 minut. Jesse o 4;00, a Elvis o 4:35.

    Jak mnie takie coś irytuje! Mam nadzieję, że to wina tłumaczenia (translatora) i w rzeczywistości nie ma tych błędów. Do szału mnie doprowadza takie powielanie fałszywych informacji. Nikomu się nie chce
    sprawdzić, tylko "kopiuj-wklej", albo piszą z pamięci.

    Niemniej wielkie dzięki. Przejrzę sobie resztę tekstów również. Może akurat takie bohomazy są tylko na tej.

    OdpowiedzUsuń
  35. Tak,teź zwróciłam uwagę na te błędy niestety.Mnie również się wyświetliły tylko 3 zdjęcia,pozostałe nie chcą się za Chiny załadować.A jeśli chodzi o tłumaczenie to mnie się na dole ekranu wyświetla takie okienko i tam są opcje z dwoma językami do wyboru,włoskim i polskim.Klikam tylko na te trzy kropeczki które tam są i wybieram opcje która automatycznie tłumaczy na polski.

    OdpowiedzUsuń
  36. P.S.Myślę że to błąd translatora,bo nie wierzę żeby fani Elvisa robili aż takie błędy.A poniżej link do tego bloga.
    https://elvisforlife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  37. Jeszcze jedna sprawa,bo chodzi mi o imię brata bliżniaka,czy on był Jessie czy Jesse?Bo przypomniałam sobie reportaż pana Nepelskiego który filmował swoją wycieczkę do Memphis z 2017 roku.Będąc nad grobem Elvisa zrobił zbliżenie kamerą na tabliczkę upamiętniającą zmarłego brata bliżniaka i widniało na niej Jessie(w 30-tej minucie reportażu jest widoczna)I tak się zastanawiam czy na tej tabliczce popełniono błąd,czy może on faktycznie miał na imię Jessie?Niewiem już co mam o tym myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  38. On był Jesse. Na nagrobku jest błąd. A tu wyjaśnienie dlaczego plus dowody wizualne:

    http://elvisownia.blogspot.com/2016/03/drugie-imie-elvisa-presleya.html

    http://elvisownia.blogspot.com/2016/04/narodziny-blizniakow-z-ktorych-jeden.html

    P.S.

    Nie zauważyłam tych kropek, ale sprawdziłam - u mnie ich nie ma. Musisz mieć inny system niż ja i inną wersję przeglądarki.
    Już próbował w różnych przeglądarkach, nie mam.

    OdpowiedzUsuń
  39. A więc jednak błąd,no cóż,moim zdaniem powinni to sprostować.Podobna sytuacja miała miejsce po śmierci mojej mamy która zmarła 6 maja,a na nagrobku było 5 maja.Dopiero po postawieniu nowego błąd sprostowano.Co do przeglądarki to na swoim androidzie korzystam z Chrome,gdyż na Google mi się czasem długo strony ładują.A póki co to dziękuję za wyjaśnienie i linka,zaraz sprawdzę:-)

    OdpowiedzUsuń
  40. Więcej jest takich błędów. Na pomniku w Hilton Hotel w las Vegas napisano, ze Elvis dał 837 koncertów, a dał 637.

    Z kolei w dokumentach, to już same hiciory, dlatego w wielu miejscach piszę, że Amerykanie są bardzo niechlujni. O kilku takich błędach w dokumentach jest tu:

    http://elvisownia.blogspot.com/2016/03/literowki-w-dokumentach.html

    OdpowiedzUsuń
  41. P.S.ja mam wersję przeglądarki Chrome 91.0.4472.164.Co do imienia to rzeczywiście jest tam wyjaśnione wszystko.Ja te posty kiedyś czytałam,tylko mi niestety dużo informacji po pewnym czasie z pamięci umyka,więc często robię powtórki z czytania:-)

    OdpowiedzUsuń
  42. To samo w Lake Tahoe, na tablicy pamiątkowej napisali 106 koncertów, a było 98 (nie odjęli 8 odwołanych).

    Nie da się zapamiętać. :) Dlatego ten blog, bo zginęłam w notatkach. :) Już nic nie mogę znaleźć u siebie w komputerze, a pamięć płata figle.

    OdpowiedzUsuń
  43. No tak, ale Ty w komórce, to trochę inaczej, więc się nie porównam. :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Poszukałam trochę o tych rzeźbach ... Chciałam dodać to w tym poście, jako wizerunki, ale zmieniłam zdanie. Dam jako oddzielny post, a tu tylko linka.
    Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  45. Tak,o tych literówkach w dokumentach też kiedyś czytałam.Jednym słowem straszni ignoranci z tych Amerykanów.

    OdpowiedzUsuń
  46. Rzeczywiście,początkowo myślałam że te rzeźby by tu pasowały,ale do zjawisk paranormalnych to jednak nie za bardzo pasują.A myślałam tak dlatego że widząc tutaj zdjęcie fali rozbijającej się o brzeg która ma kształt głowy Elvisa pomyślałam zaraz o tych rzeźbach,bo mi się tak zaraz skojarzyło:-)

    OdpowiedzUsuń
  47. Pasowałyby najbardziej właśnie tu, dobrze myślałaś. To tu jest o tym, że w poprzednich wcieleniach żył w starożytnym Egipcie. A drugi powód, to właśnie ten, który podałaś - wizerunki.

    Jednak muszę się trochę rozpisać o tych rzeźbach, a ten tu post czyta się 4 godziny. :) Jest kosmicznie długi. I to jedyny powód dlaczego materiał od Ciebie chcę wyodrębnić w innym poście.

    OdpowiedzUsuń
  48. W sumie też niezły pomysł:-)

    OdpowiedzUsuń
  49. Zrobiłam test , a pros pos zdjęć Antiocha I i Elvisa - pokazałam mamie rzeźby i spytałam czy wie kto to jest ? A ona na to , że oczywiście - Elvis ! :-)
    Podobieństwo jest uderzająca i to nie tylko jeżeli chodzi o wiek ok 33-36 lat , jak np. tutaj : https://alchetron.com/Antiochus-I-Theos-of-Commagene (trzeba zjechać kursorem troszkę w dół) , ale także o lata wcześniejsze np. tutaj: https://www.livius.org/articles/person/antiochus-i-theos-of-commagene/

    Tyle, że Antioch był królem Kommageny, która leżała na terenach dzisiejszej Turcji.....a nie w Egipcie. Napewno temat wart głębszej analizy. Dzisiaj mój komentarz "na gorąco" :-)

    OdpowiedzUsuń
  50. Temat został już "głębiej przeanalizowany" :) Tu:

    http://elvisownia.blogspot.com/2021/07/twarz-elvisa-na-starozytnych-rzezbach.html

    Ale dziękuje za linki, zaraz jeszcze porównam, czy to te same rzeźby.

    OdpowiedzUsuń
  51. Przy ograniczonym zakresie ludzkiego słuchu trudno wam będzie wyobrazić sobie melodie morontialne. Istnieje nawet materialny zakres pięknych dźwięków niesłyszalnych dla
    ludzkiego zmysłu słuchu, nie mówiąc już o niepojętej skali harmonii morontialnej i duchowej. Melodie duchowe nie są falami materialnego dźwięku, ale pulsacjami ducha odbieranymi przez duchy niebiańskich osobowości. Ogromna szerokość zakresu i dusza ekspresji, jak również majestatyczność wykonania, związana jest z melodią sfer, która przekracza zakres
    ludzkiego pojmowania .
    Widziałem miliony zachwyconych istot w stanie podniosłej ekstazy, kiedy melodia sfer falowała na duchowej energii niebiańskich obwodów. Te cudowne melodie mogą być transmitowane do najodleglejszych części wszechświata.

    OdpowiedzUsuń
  52. c.d.
    Niebiańscy muzycy tworzą niebiańską harmonię operując następującymi siłami duchowymi:
    1. Dźwięk ruchowy - zaburzenie strumienia duchowego
    2. Światłość duchowa - kontrola i wzmacnianieświatłości domem morontialnych i duchowych
    3. Oddziaływanie energii - melodia wytwarzana przez zręczne kierowanie energiami morontialnymi i duchowymi
    4. Kolorystyczne symfonie - melodia tworzona z odcieni kolorów morontialnych zalicza się ona do najwyższych osiągnięć niebiańskich muzyków
    5. Harmonia złączonych duchów - swoiste rozmieszczenie i połączenie różnych klas istot morontialnych i duchowych, wytwarzające majestatyczne melodie
    6. Melodia myśli - myślenie myślą duchową może być tak udoskonalone, że wybuchnie melodiami Hawony
    7. Muzyka przestrzeni - dzięki prawidłowemu dostrojeniu się melodie innych sfer mogą być wychwycone w obwodach transmisji wszechświatowej

    I

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. c.d.
      Istnieje ponad 100 000 różnych metod operowania dźwiękiem, kolorem i energią, technik analogicznych do ludzkich w odniesieniu do instrumentów muzycznych.
      Wasze zespoły taneczne reprezentują bezwątpienia niedojrzałe i groteskowe próby zbliżaniasię istot materialnych do niebiańskiej harmonii rozmieszczania istot i zestawiania osobowości.
      Pozostałe 5 form melodii morontialnych nie jest rozpoznawalne przez mechanizm zmysłowy ciał materialnych.
      Harmonia, muzyka siedem poziomów związków melodycznych, jest jednolitym uniwersalnym kodem duchowego porozumiewania się. Muzyka tak jak ją rozumieją śmiertelnicy Urantii (tj. Ziemi), osiąga swą najwyższą ekspresją w szkołach Jerusem, w zarządzie systemu, gdzie częściowo materialne istoty uczą się harmonii dźwięku. Śmiertelnicy nie reagują na inne formy melodii morontialnych i niebiańskiej harmonii.

      Wartościowanie muzyki na Urantii jest zarówno materialne jak i duchowe i wasi muzycy zrobili wiele aby poprawić smak muzyczny, od barbarzyńskiej monotonii waszych wczesnych przodków do wyższych poziomów wartościowania dźwięku. Większość śmiertelników Urantii reaguje na muzykę przeważnie materialnymi mięśniami, a bardzo słabo umysłem i duchem jednak od ponad 35 000 lat wartościowanie muzyki wciąż jest doskonalone.
      Melodyjne synkopowanie reprezentuje przejście od muzycznej monotonii człowieka prymitywnego do pełnej ekspresji harmonii i wyrazistych melodii muzyków współczesnych.
      Wcześniejsze typy rytmu stymulują reakcje zmysłu muzycznego, nie wywołują jednak oddźwięku w wyższych wladzach intelektualnych, zdolnych do oceny harmonii i tym samym przemawiają w
      zasadzie do jednostek niedojrzałych lub duchowo ociężałych.

      Najlepsza muzyka Urantii jest tylko dalekim echem świetnych melodii, słyszanych przez niebiańskich towarzyszy waszych muzyków, którzy zostawili w swych zapisach zaledwie fragmenty harmonii morontialnej jako muzyczne melodie harmonii dźwiękowych.
      Muzyka duchowo-morontialna , nierzadko stosuje wszystkie 7 metod wyrazu i odtwarzania, tak więc ludzki umysł jest niezmiernie ograniczony w jakichkolwiek próbach zredukowania melodii wyższych sfer do zwykłych nut - do dźwięków muzycznych . Takie próby są czymś w rodzaju usiłowania odtworzenia melodii wielkiej orkiestry za pomocą pojedynczego instrumentu muzycznego.
      Chociaż skomponowaliście na Urantii nieco pięknych melodii, muzycznie nie posunęli się nawet tak daleko jak wiele sąsiednich planet w Satanii. Gdyby Adam i Ewa nadal żyli , wtedy mielibyście prawdziwą muzykę; jednak dar harmonii tak wielkich w ich naturach został tak mocno rozrzedzony przez rasy bez zamiłowania muzycznego, że tylko raz na 1000 ludzkich żyć zdarza się wielkie zrozumienie harmonii. Ale nie upadajcie na , kiedyś prawdziwy muzyk może się pojawić na Urantii i wszystkie narody zostaną oczarowane wspaniałymi tonami jego melodii.

      Jedna taka istota ludzka może na zawsze zmienić nastawienie całego narodu, nawet całego cywilizowanego świata. Jest literalną prawdą, że „melodia ma moc przekształcania całego świata” Muzyka zawsze pozostanie uniwersalnym językiem ludzi, aniołów i duchów. Harmonia jest mową Havony.

      Tekst prztumaczyłam z Księgi Urantii .

      Usuń
  53. c.d.
    Istnieje ponad 100 000 różnych metod operowania dźwiękiem, kolorem i energią, technik analogicznych do ludzkich w odniesieniu do instrumentów muzycznych.
    Wasze zespoły taneczne reprezentują bezwątpienia niedojrzałe i groteskowe próby zbliżaniasię istot materialnych do niebiańskiej harmonii rozmieszczania istot i zestawiania osobowości.
    Pozostałe 5 form melodii morontialnych nie jest rozpoznawalne przez mechanizm zmysłowy ciał materialnych.
    Harmonia, muzyka siedem poziomów związków melodycznych, jest jednolitym uniwersalnym kodem duchowego porozumiewania się. Muzyka tak jak ją rozumieją śmiertelnicy Urantii (tj. Ziemi), osiąga swą najwyższą ekspresją w szkołach Jerusem, w zarządzie systemu, gdzie częściowo materialne istoty uczą się harmonii dźwięku. Śmiertelnicy nie reagują na inne formy melodii morontialnych i niebiańskiej harmonii.

    Wartościowanie muzyki na Urantii jest zarówno materialne jak i duchowe i wasi muzycy zrobili wiele aby poprawić smak muzyczny, od barbarzyńskiej monotonii waszych wczesnych przodków do wyższych poziomów wartościowania dźwięku. Większość śmiertelników Urantii reaguje na muzykę przeważnie materialnymi mięśniami, a bardzo słabo umysłem i duchem jednak od ponad 35 000 lat wartościowanie muzyki wciąż jest doskonalone.
    Melodyjne synkopowanie reprezentuje przejście od muzycznej monotonii człowieka prymitywnego do pełnej ekspresji harmonii i wyrazistych melodii muzyków współczesnych.
    Wcześniejsze typy rytmu stymulują reakcje zmysłu muzycznego, nie wywołują jednak oddźwięku w wyższych wladzach intelektualnych, zdolnych do oceny harmonii i tym samym przemawiają w
    zasadzie do jednostek niedojrzałych lub duchowo ociężałych.

    Najlepsza muzyka Urantii jest tylko dalekim echem świetnych melodii, słyszanych przez niebiańskich towarzyszy waszych muzyków, którzy zostawili w swych zapisach zaledwie fragmenty harmonii morontialnej jako muzyczne melodie harmonii dźwiękowych.
    Muzyka duchowo-morontialna , nierzadko stosuje wszystkie 7 metod wyrazu i odtwarzania, tak więc ludzki umysł jest niezmiernie ograniczony w jakichkolwiek próbach zredukowania melodii wyższych sfer do zwykłych nut - do dźwięków muzycznych . Takie próby są czymś w rodzaju usiłowania odtworzenia melodii wielkiej orkiestry za pomocą pojedynczego instrumentu muzycznego.
    Chociaż skomponowaliście na Urantii nieco pięknych melodii, muzycznie nie posunęli się nawet tak daleko jak wiele sąsiednich planet w Satanii. Gdyby Adam i Ewa nadal żyli , wtedy mielibyście prawdziwą muzykę; jednak dar harmonii tak wielkich w ich naturach został tak mocno rozrzedzony przez rasy bez zamiłowania muzycznego, że tylko raz na 1000 ludzkich żyć zdarza się wielkie zrozumienie harmonii. Ale nie upadajcie na , kiedyś prawdziwy muzyk może się pojawić na Urantii i wszystkie narody zostaną oczarowane wspaniałymi tonami jego melodii.

    Jedna taka istota ludzka może na zawsze zmienić nastawienie całego narodu, nawet całego cywilizowanego świata. Jest literalną prawdą, że „melodia ma moc przekształcania całego świata” Muzyka zawsze pozostanie uniwersalnym językiem ludzi, aniołów i duchów. Harmonia jest mową Havony.

    Tekst przetłumaczyłam z Księgi Urantii .
    P.S. Czy można usunąć moją własną odpowiedź na mój komentarz (tę która się powtarza). Zamieściłam c.d. tekstu w głównym wątku odpowiedzi dla porządku.

    OdpowiedzUsuń
  54. Tak sobie pomyślałam, że skoro istnieją melodie duchowe - to to by mogło tłumaczyć dlaczego głucha dziewczynka słyszała Elvisa.

    OdpowiedzUsuń
  55. Niewiele z tego zrozumiałam. :) Ale jeśli to jest, to myślę, że Elvis z tego korzystał, miał to w sobie, jakkolwiek to określimy. To jest właśnie to nieokreślone "coś" w jego śpiewie.

    Tak, taka mogła być przyczyna, że ona go słyszała.

    Jednak trudno o tym mówić nawet hipotetycznie, nie mając świadomej zdolności słyszenia tych dźwięków. Niemniej myślę, że podświadomie coś z tego odbieramy.

    OdpowiedzUsuń
  56. Naprawdę z dużym zaciekawieniem przeczytałam ten wpis. Nie sądziłam, że ta sfera życia EP była tak rozbudowana. Słuchałam wypowiedzi Larrego Gellera, który określał EP jako "very spiritual person", ale nie umiałam sobie przełożyć tego na konkretne zachowania. Poza tym Larry Geller jest pretensjonalny i odbieram go jako osobę próbującą zwrócić uwagę raczej na siebie.

    OdpowiedzUsuń
  57. Fascynuję się twórczością EP od lat, ale przeżywam okresy (zazwyczaj kilkumiesięczne) wzmożonej fascynacji. Wtedy po prostu inna muzyka nie liczy się, nie istnieje. A muzyka jest b.ważna w moim życiu. W tych okresach czuję się zdecydowanie inaczej tzn. mam znacznie więcej energii, jestem zadowolona. Zmiana w moim zachowaniu jest widoczna dla otoczenia. Znajomi mówią, że wyglądam jakbym zakochała się. Nie zdradzam przyczyny tego stanu, ale to dzieje zawsze wtedy, gdy intensywnie towarzyszy mi muzyka EP. Nie panuję nad tym, więc jest to wpływ jakiejś energii...

    OdpowiedzUsuń
  58. Uważam siebie za osobę racjonalną i podchodzącą sceptycznie do tzw. zjawisk paranormalnych. Jednak w związku z EP miałam pewne doświadczenie. Może niezbyt spektakularne, ale dla mnie znaczące i zastanawiające. Odtwarzałam w domu nagrania EP. Byłam sama. W trakcie słuchania musiałam wyjść na chwilę z mieszkania do samochodu; zapomniałam czegoś. Nie wyłączyłam muzyki, ale gdy wróciłam była właśnie wyłączona. Nie zastanowiło mnie to zbytnio. Odtwarzałam muzykę przez połączenia Bluetooth, więc uznałam, że akurat zerwało się połączenie. Po około pół godzinie wyszłam ponownie z mieszkania; tym razem wynosiłam śmieci (proza życia...). Znów nie wyłączyłam muzyki. Znów po powrocie do mieszkania zauważyłam, że muzyka była wyłączona. Cóż... EP nie występował dla pustych sal... To było dziwne. Niepozorne, ale jednak dziwne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż,mnie również przytrafiło się jedno dziwne zdarzenie.To było w tym roku.Była późna noc,śpię w najlepsze,aż tu nagle sam włącza się odtwarzacz muzyki(nie budzik) w moim telefonie i leci,,Wooden heart".Jak nie radio satelitarne,to telefon.Ciekawa sprawa.

      Usuń
    2. P.S.-Skoro zdarzyło się to dwukrotnie,w dodatku po wyjściu z domu,to widać,jest coś na rzeczy.To nie przypadek.

      Usuń
    3. Mi się chyba nic podobnego nie przytrafiło, albo nie pamiętam, bo ne zwróciłam uwagi.

      Usuń
    4. Mnie co jakiś czas,jak nie z muzyką to zdjęciami.Bo tak się składa,że mam zaintalowanego messengera.I jako zdjęcie profilowe ustawiłam sobie zdjęcie nie związane z Elvisem.I już dwa razy się zdarzyło że się samo zmieniło na zdjęcie Elvisa.Czasem się zastanawiam,co to może oznaczać.A nic przy tym nie robiłam,

      Usuń
    5. Mój kolega ma ten problem, ale nie z Elvisem, tylko generalnie ze zdjęciami profilowymi w telefonie, zwłaszcza w aplikacjach zależnych od Google. Na przykład ustawił sobie zdjęcie pociągu, to dodali mu krople deszczu. Ustawił zdjęcie parku, dodali spadający śnieg. A czasem podmieniają mu zdjęcia na inne, abo z jego bazy, albo dają jakieś od siebie. Ale to było kilka lat temu, muszę go zapytać, czy dalej tak mu się dzieje.

      Usuń
    6. Może widzą, że dużo wyszukujesz o Elvisie i dlatego.

      Usuń
  59. Zdarzały mi się też sny z EP. Jeden zapamiętałam szczególnie. Nie był to bardzo konkretny sen, ale po przebudzeniu miałam głębokie przekonanie, że byłam w Graceland przy grobie EP. To był czas, kiedy próbowałam zorganizować wyjazd tam. Nie udało się, ale bardzo tego chciałam. Naprawdę wtedy czułam, że byłam w tym miejscu. Nie widziałam go, ale czułam jakąś bliskość tego miejsca. Wzbudziło to we mnie ogromne emocje, co nie jest typowe dla mnie. "Normalnie" mam odmienny charakter. Pamiętam te wrażenia bardzo dobrze, mimo iż upłynęło już trochę czasu. Były bardzo specyficzne i jestem przekonana, że były autentyczne. To nie była tylko jakaś projekcja niespełnionych planów. To było coś innego. Nigdy nie doświadczyłam podobnego uczucia. Teraz ponownie próbuję zmobilizować się do podróży do Memphis. Może tym razem uda się. Po lekturze tego wpisu postanowiłam opisać swój przypadek. Moje otoczenia uznałoby mnie za wariatkę. Miło wiedzieć, że jest coś na rzeczy i że nie jestem jedyną osobą wierzącą w taki wpływ EP.

    OdpowiedzUsuń
  60. Kiedyś miałam do tych spraw identyczne podejście jak Ty - racjonalne, jak mi się zdawało i jak nas nauczono. Wszystko, co było "niewyjaśnialne" uważałam za gusła, zabobony etc. - tak zostaliśmy wychowani, ukształtowani. Do czasu gdy w moim życiu nie doszło do trzech niewytłumaczalnych zjawisk.
    Tak, jak napisałam w preambule postu, nie należy ignorować wszystkiego, czego nie znamy, nie potrafimy wytłumaczyć naukowo, bo to nie są wcale pojedyncze przypadki, występują masowo na całym świecie, niezależnie od kultury, wykształcenia i wszelkich innych cech.

    OdpowiedzUsuń
  61. Jeśli chodzi o Larrego Gellera, to mamy odmienne zdania. Ja uważam go za wyjątkowo ciepłego człowieka, który jako jeden z nielicznych próbuje znaleźć wytłumaczenie dla pewnych działań i zachowań Elvisa, które budzą kontrowersje. Nie potępia go w czambuł tylko szuka racjonalnego wyjaśnienia. Za to cenię go najbardziej.

    Wyłączenie muzyki, może być zwykłym zbiegiem okoliczności, ale nie musi. Idąc w sferę zjawisk paranormalnych, zastanów się czy pamiętasz jaki to był utwór i do którego momentu go słyszałaś. Bo to może nie chodzić tylko o "nie granie do pustej sali", tylko o zatrzymanie byś dosłuchała go do końca, a jeśli tak była to forma przekazu. Jeśli pamiętasz tytuł tej piosenki (czy tych piosenek, bo nie wiem, czy były dwie różne, czy w obu przerwaniach ta sama), to odsłuchaj jej ponownie, ale musisz być zrelaksowana. Potem staraj się zapamiętać swoje odczucia i to co przyszło Ci w międzyczasie na myśl, to może być jakaś wskazówka lub ostzreżenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To były dwa różne utwory. Niestety, nie zapamiętałam które. Byłam pod zbyt dużym wrażeniem całej sytuacji.

      Usuń
  62. W muzyce Presleya jest jakiś dodatkowy ładunek energetyczny, niewytłumaczalny, czego nie ma u innych. I nie dam sobie powiedzieć, że tak nie jest. Nie bez kozery ludzie prędzej, czy później do niej wracają.
    Ja na przykład nie jestem w stanie słuchać Presleya tak zwyczajnie. Denerwuje mnie i drażni jako zwykła przygrywka, gdy coś robię lub gdy jadę samochodem. Muszę mieć spokój i ciszę. Poddać się odbiorowi. Słucham go jak muzyki poważnej, wtedy to ma dla mnie sens, ponieważ ważna jest każda nuta i sposób w jaki ją z siebie wydaje. Kiedy jesteś zaabsorbowana i skupiona na czymś innym, nie jesteś w stanie wchłonąć energetycznego przekazu. Takie przynajmniej jest moje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słucham EP w różnych okolicznościach. Też lubię samotnie kontemplować Jego muzykę, zwłaszcza w nocy. Ale najbardziej uwielbiam słuchać Go właśnie podczas jazdy samochodem. Jazda samochodem to dla mnie najlepsza rozrywka i forma relaksu. A w połączeniu z ukochaną muzyką ... W samochodzie mam b.dobre nagłośnienie i wyjątkowo pasują mi nagrania koncertowe. Wyobrażam sobie, jaki musiał być okres kariery EP w latach 50tych, gdy przemierzał kolejne stany cadillakiem albo pociągiem. Te amerykańskie pola i bezdroża. To były pewnie sceny jak z filmu, a to było Jego życie. Dla mnie to jest niewiarygodne. Wiem, że idealizuję tamten czas (okres powojenny, bieda, segregacja, ograniczona pozycja społeczna kobiet itp.), ale tylko wtedy mógł objawić się taki talent jak EP. Czasami po prostu wsiadam w auto (bez konkretnego celu podróży), robię jakąś trasę i słucham EP. Pełnia szczęścia!

      Usuń
    2. Nawiązując jeszcze do lat 50tych, wielkie wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia Ala Wertheimera. Zastanawiam się czy tak bliskie dopuszczenie fotografa było celowe i świadome (kreowanie wizerunku?), czy też EP nie zdawał sobie z tego sprawy. Na niektórych zdjęciach widać zawiadiackie spojrzenie, które sugeruje, że EP był już świadomy swojego oddziaływania. Poza tym mnogość zdjęć z gołym torsem również wskazuje, że EP lubił i chciał skupiać uwagę. Przy dzisiejszych standardach te zdjęcia są cudownie niewinne, ale wtedy musiały wydawać się obrazoburcze. Wg mnie zostały wykonane w specyficznym momencie tzn. EP ma jeszcze niewinność i chłopięcy urok, ale już ujawnia się pewien magnetyzm i prowokacyjność. To wszystko w połączeniu z południowym USA lat 50tych tworzy niepodrabialny klimat.

      Usuń
    3. W tej grupie zdjęć jest jedno wykonane z pociągu. Fotograf został w pociągu. Widać też konduktora w pociągu. Z ich perspektywy widać EP idącego ulicą. Pociąg został zatrzymany na przedmieściach Memphis, bo EP chciał wyskoczyć z niego wcześniej i przejść pieszo do domu. Autor zdjęcia opatrzył je komentarzem, z którego wynika, że był to bodajże ostatni raz, kiedy EP mógł swobodnie iść sam ulicami miasta. Przebija z tego zdjęcia jakiś smutek. My już wiemy, jak wszystko się potoczyło i skończyło, a bohater tego zdjęcia jeszcze jest nieświadomy. Przepraszam, że tak się rozpisałam nie na temat (to nie są zjawiska paranormalne), ale jak się zacznie rozmawiać, opowiadać o EP, to nie można skończyć. Pozdrawiam

      Usuń
    4. Lata 50. miały swoja magię, zwłaszcza w krajach opartych na cywilizacji łacińskiej, dotyczy to też Polski i Europy. To był ostatni czas bez mainstreamu, jeśli wiesz o czym mówię (chodzi o manipulację masami, a nie o współczesną definicję).

      Tak, wiem o jakim zdjęciu mówisz i znam jego historię.

      W aucie mogłabym go słuchać przemierzając amerykańskie mile, u nas nie, stale tylko hamulec-gaz, hamulec-gaz, to nie sprzyja skupieniu i wsłuchaniu się w muzykę, relaksowi.

      Usuń
    5. No z Wertheimerem, to trochę specyficzna historia. On jakby oswoił ze sobą Elvisa, nie próbował mu przeszkadzać, nie wołał go, nie prosił o uśmiechy i pozy. Działał jak paparazzi, bezgłośnie, pstrykając raz za razem. Elvis się na niego uodpornił i przyzwyczaił. Nie przeszkadzał mu. I co by nie powiedzieć najlepsze i najciekawsze zdjęcia to właśnie jego.

      No niekoniecznie chodziło o wizerunek. Calderaro też był fotografem Elvisa z polecenia Parkera, ale podszedł do swojej pracy czysto finansowo - ile trzeba jak najmniejszym kosztem, po prostu wywiązać się z umowy i tyle. Nie angażował się w zdjęcia. Wertheimer, to była inna bajka, on tym żył, fotografia była jego pasja, był jej wirtuozem. Czytałam jego wypowiedź jo tym jak robił te sławne zdjęcia gdy Elvis całuje się z Barbara Gray. Mówi jak posuwał się krok po kroku badając reakcję Elvisa po każdym pstryknięciu. Niesamowity gość, jak połączenie psychologa z mistrzem fotografii.

      Do zdjęć Elvis miał specyficzny stosunek, jak do fanów i autografów. On uważał, że to oni wynieśli go do sławy, dobrobytu i możliwości życia ze śpiewu, czyli swojej pasji. Czuł się zobowiązany do kontaktu z nimi, dawania wielu koncertów, rozdawania autografów, fotografowania. Jedna z aktorek opowiadała jak po pokazie, podszedł do fanów odgrodzonych płotem i przez 6 godzin rozdawał autografy i rozmawiał z nimi. Całe watahy fanów zapraszał do swoich domów, zabierał do kina i lunaparku.

      Natomiast wcale nie miał tzw. "parcia na szkło" w rozumieniu obiektywu, wręcz przeciwnie. Nie wiem czy znasz takie zdjęcia gdzie pozuje przy drabinie rozebrany do połowy (lata 50.) . Elvis długo odmawiał, nie chciał się zgodzić na tą sesję.

      Usuń
    6. Znam te zdjęcia. Nie przekonują mnie, bo rzeczywiście nie oddają Jego charakteru. Nie znałam Jego stosunku do tej sesji. Szacunek, że nie chciał zgodzić się na nie. Jestem ciekawa czy ktoś kiedykolwiek próbował policzyć, ile zdjęć zrobiono EP. Wiem, że jest to prawie niemożliwe, bo fani mają również prywatne zdjęcia.

      Usuń
    7. Nie sposób tego policzyć, ale ocenia się, że należałoby mówić operując miliardami, a nie milionami, z czym ja się akurat zgadzam.

      Usuń
  63. Co do plastyczności snu. Nie jestem ekspertem w temacie. Jednak zdarzały mi się podobne, choć nie związane z Elvisem. Nie wiem co na ten temat sądzić, ale wiem, że jest taki rodzaj snów, kiedy budzisz się ogłupiała i zastanawiasz się, czy to była jawa czy sen. Kiedy rozglądasz się wokół, próbując zracjonalizować to, co pamiętasz i czujesz po przebudzeniu, jesteś w sobie znanym miejscu, co sugeruje tylko sen, ale wewnętrznie masz silne przekonanie, że to wcale nie był sen, że to faktycznie przeżyłaś, tak czujesz, tak pokazuje Ci to Twoja pamięć. Odnosząc się znów do zjawisk paranormalnych, to wędrówka duszy. Twoje fizyczne ciało leżało w łóżku, ale Twoje astralne ciało odwiedziło Graceland i grób Elvisa. Nauka kultur opartych na cywilizacji łacińskiej od dziesiątek lat torpeduje teorię istnienia niematerialnej duszy i jej możliwość oddzielenia się od fizycznego ciała. Jednak jakiś czas temu czytałam, że nauka udowodniła już jej istnienie. Oczywiście ze względów politycznych i religijnych, temat nie jest nagłaśniany. Chodzi o ten konsensus, o którym wspominałam w tym poście, żeby nic nie zmieniać.

    Nie można ignorować relacji osób będących w stanie śmierci klinicznej, które obserwowały z góry lub z boku, jak lekarze próbują przywrócić im fizyczne funkcje życiowe. Czy ludzi, którzy mają prorocze wizje lub sny. To są fakty.

    Słusznie, o takich sprawach nie rozmawia się z ludźmi zablokowanymi, ograniczonymi tym, co im wpojono i nie przyjmującym do wiadomości iż człowiek nie jest i nigdy nie będzie istotą wszechwiedzącą, mającą monopol na wiedzę. Tacy ludzie są irracjonalni, bo z jednej strony przyjmują nowinki techniczne, a z drugiej odrzucają wszystko, co nowe w innych dziedzinach.

    OdpowiedzUsuń
  64. Grupa fizyków odkryła, że ​​Wielka Piramida może koncentrować energię
    elektromagnetyczną, co skłoniło naukowców do przekonania, że ​​mogą
    wykorzystać ten starożytny system do tworzenia nowych nanocząstek do
    wykorzystania w czujnikach i ulepszania ogniw fotowoltaicznych.
    Rosyjski i niemiecki naukowiec odkrył, że piramidy mogą oddziaływać z
    falami elektromagnetycznymi o rezonansowej długości. Naukowcy
    wykorzystali modelowanie numeryczne i metody analityczne, aby odkryć, że
    fale radiowe mogą wywoływać rezonans piramidy na odległości od 200 do
    600 metrów.
    Ostatnie badania wykazały, że piramida może koncentrować energię
    elektromagnetyczną w swoich wewnętrznych komorach i pod podstawą w
    warunkach rezonansu. Ten rodzaj koncentracji energii w komorach
    proponowali zwolennicy alternatywnych teorii archeologicznych.
    Badacze tacy jak Graham Hancock, Robert Bauval i Christopher Dunn
    zaproponowali ideę, że starożytni Egipcjanie lub zapomniana cywilizacja,
    która ich poprzedza, byli znacznie bardziej zaawansowani, niż nam się
    wydawało. Dunn mówi, że wierzy, że piramidy zostały zbudowane jako
    instrument zaprojektowany do czerpania energii z ziemskiej jonosfery,
    podobnie jak wieża Wardenclyffe zaprojektowana przez Nikolę Teslę.
    https://newsedaily7.com/Suggest/7015?fbclid=IwAR1ckGfvQeHq8Ht_yyiUcY3IjvKRBdKTwHhKuZBJg-NJX8Z_w2KleV8LsCo

    Może takie pole siłowe miał na myśli Elvis...

    OdpowiedzUsuń
  65. Prawdopodobnie tak. W każdym razie miał wiedzę, że piramidy to nie grobowce, lecz urządzenia wytwarzające lub kumulujące energię i wytwarzające silne pole magnetyczne.

    OdpowiedzUsuń
  66. Poniewaź cały czas zastanawiam się nad fenomenem Elvisa dotyczącym jego magnetyzmu, poszłam śladem aury - była złoto - błękitno - fioletowa. Fioletowy kolor mają tzw. dzieci Indygo. Ich opis bardzo pasuje do Elvisa: https://www.youtube.com/watch?v=txWqgTSuBhI

    OdpowiedzUsuń
  67. Dopiero dziś obejrzałam. Wszystko się zgadza, łącznie z oczami, poza jednym. Ona tam mówi, że dzieci indygo zaczęły się rodzić dopiero pod koniec lat 60. Elvis to połowa lat 30. Ale ... dużo osób z lat 30. właśnie tak od polowy, wykazywało też takie cechy. Całkiem możliwe, że pierwsze próby testowe zrobiono w połowie lat 30. , a pod koniec 60. wdrożono plan na szerszą skalę. To tak jak ze szczepionkami, najpierw badania laboratoryjne, potem kliniczne na próbce ludzkiej i dopiero na rynek.

    OdpowiedzUsuń

1. --- Najedź kursorem myszy na słowa "Wpisz komentarz" w białej ramce i kliknij.
2. --- Następnie kliknij strzałkę (▼) po słowach "Skomentuj jako:".
3. --- Po rozwinięciu listy wybierz pozycję trzecią "Nazwa / adres URL".
4. --- W polu "Nazwa" wpisz dowolny NICK, którym będzie sygnowany Twój komentarz.
5. --- Po wpisaniu nicka, kliknij w przycisk "Dalej", a następnie w białym polu wpisz treść komentarza.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pola "adres URL" nie wypełniamy, chyba, że ktoś ma swoją stronę i chce ją tu podać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Instrukcja graficzna tu:
https://elvisownia.blogspot.com/p/nick-w-komentarzu-instrukcja-graficzna.html