sobota, 7 lipca 2018

7 czerwca 2018 roku pod znakiem Elvisa w Krakowie

Kraków, to miasto w Polsce, w którym Presley doczekał się największego uhonorowania. Najpierw, 18 czerwca 2003 roku, decyzją Rady Miasta część ulicy Jana Pietrusińskiego przemianowano na Aleję Elvisa Presleya (około 300-metrowy odcinek), później stanął tam jego pomnik (18 czerwca 2005 roku), a 7 czerwca 2018 roku, o godzinie 15:00, na krakowskiej Alei Gwiazd odsłonięto Gwiazdę Elvisa Presleya. Kiedyś był też plan nazwania jego imieniem jednego z budynków użyteczności publicznej, który miał nosić nazwę "Elvis Presley Audytorium", ale projekt ten nie doczekał się realizacji z powodu śmierci głównego pomysłodawcy, Jana Blajdy.

Na uroczystość zjechało kilkudziesięciu najbardziej zagorzałych fanów z całej Polski. Pogoda dopisała, było upalnie i słonecznie, a od strony Wisły zawiewał lekko chłodzący nas wiatr. Wszyscy oczekiwali w napięciu kiedy po kilku krótkich przemówieniach, czerwona materia przysłaniająca gwiazdę wreszcie zostanie uroczyście zdjęta i każdy z nas będzie mógł ją zobaczyć z bliska, dotknąć, zadumać się przez małą chwilę nad wielkością i wyjątkowością człowieka, któremu została dedykowana - Elvisa Aarona Presleya.

W końcu nadszedł ten moment, Jurek Dańko z Grupy Elvis w Krakowie, Daniel Kasparek, Prezes Krakowskiego FC Elvisa Presleya oraz Leszek Kuchciński z Toruńsko-Bydgoskiego Fanklubu Elvisa Presleya, uchwycili czerwone sukno i nieśpiesznie przyciągając je do siebie, odsłaniali powoli, kawałek po kawałku, Gwiazdę Elvisa Presleya. Wreszcie mogliśmy ją zobaczyć w całej okazałości. W promieniach słońca odbijającego się od jej powierzchni z brązu, wyglądała wytwornie, a umieszczone na niej imię - Elvis Presley - dodawało jej majestatycznego blasku, co czyniło samo wydarzenie jeszcze bardziej podniosłym. Uroczystość zakończył krótki recital Szczepana Sollicha, który uraczył nas kilkoma piosenkami Elvisa Presleya.

Dla nas fanów było to wyjątkowe przeżycie, w którym mieszały się przeróżne odczucia, radość ze smutkiem, euforia z nostalgią, zadowolenie z żalem, ekscytacja z przygnębieniem. Cieszyło nas, że tak pięknie został uhonorowany artysta, który swoim głosem, dobrocią i osobowością skradł nasze dusze i serca, a jednocześnie smuciło, że nie ma go już wśród nas.

Tego wszystkiego mogliśmy doświadczyć dzięki Jurkowi Dańko, inicjatorowi i realizatorowi projektu umieszczenia gwiazdy Elvisa Presleya na krakowskiej Alei Gwiazd. To on, niezrażony przeciwnościami losu, stąpając krok po kroku, doprowadził projekt do końca. To dzięki niemu mogliśmy się raczyć tą wspaniałą, dla nas fanów Elvisa Presleya, chwilą. Dziękujemy Tobie Jurku.

Po części oficjalnej udaliśmy się na statek "Sobieski". Przepłynęliśmy nim na drugi brzeg Wisły i przechodząc po trapie przesiedliśmy się na kolejny statek - "Marta". Na jego górnym pokładzie, z widokiem na Wzgórze Wawelskie skąpane w promieniach słońca i zakole Wisły, jedząc obiad, pijąc chłodzące napoje i rozmawiając odpoczywaliśmy przed kolejnym wydarzeniem jakie nas czekało tego dnia - pierwszym w historii koncertem Elvisa Presleya w Polsce.

Koncert "Elvis Presley Live in Concert", rozpoczął się planowo, o 19:30, w hali widowiskowo-sportowej Tauron Arena. Składał się z dwóch części (z dwudziestominutową przerwą). Śpiewającego Elvisa mogliśmy oglądać na telebimach, a na scenie grała Czeska Narodowa Orkiestra Symfoniczna z ... brytyjskim dyrygentem Robinem A. Smithem. Spektakl rozpoczął się pojawieniem Priscilli Presley, ex-żony Elvisa Presleya, w towarzystwie tłumacza, która powiedziała kilka słów tytułem wstępu. Później wychodziła na scenę jeszcze kilkukrotnie, przypominając różne fakty związane z karierą artystyczną Elvisa oraz wspominając o swoim z nim związku. Innym razem przybliżyła nam historię trzech piosenek Elvisa, jakie sama wybrała na ten koncert. Raz zeszła też ze sceny w asyście kilku ochroniarzy i tłumacza porozmawiać z publicznością.

Wstawki słowne Priscilli w towarzystwie tłumacza, rzecz jasna poza głosem Elvisa i grą orkiestry, uważam za dwa najlepsze punkty tego show. Dobrze, że Priscilla przekazała choć odrobinę informacji o sobie i Elvisie oraz fajnie, że pomyślano o tej części widowni, która nie zna angielskiego. Należy też pochwalić Czeską Narodową Orkiestrę Symfoniczną, która dobrze grała, a co najważniejsze widać było, że czerpią z tego nieukrywaną radość. Nosiło ich, rytm ich rozpierał, co mogliśmy zaobserwować w zachowaniu tych jej członków, którzy akurat w danym momencie nie grali - przytupywali, uderzali dłońmi w udo lub kolano, kołysali się, kiwali głowami i podrygiwali ciałem.

Natomiast jeśli chodzi o sam obiekt - Tauron Arena - mam jak najgorszą opinię. Przede wszystkim dziwi, że w ogóle uzyskał zgodę na prowadzenie imprez masowych, gdyż w mojej ocenie nie spełnia niektórych wymogów określonych prawem - ustawą z dnia 20 marca 2009 roku o bezpieczeństwie imprez masowych (Dz.U. 2009 nr 62 poz. 504, z późniejszymi zmianami), rozporządzeniem Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie z dnia 12 kwietnia 2002 roku (Dz.U. Nr 75, poz. 690, z późniejszymi zmianami) oraz jeszcze kilku innych przepisów. I nie chodzi tu o drobne niedociągnięcia tylko o poważne uchybienia.

Lista zastrzeżeń jakie mam jest dość długa, lecz nie będę tu wyliczać wszystkich bolączek tego obiektu, przedstawię tylko dwie, które mnie najbardziej oburzyły.

Pierwsza rzecz - schody. Brak balustrad! Niedoświetlenie! Zbyt strome stopnie o bardzo zróżnicowanej wysokości, co któryś z nich miał ze 30 cm lub więcej! Tymczasem zgodnie z przepisami w tego typu budynkach dopuszczalne są maksymalnie wysokie na 20 cm. Dla dzieci, ludzi o niższym wzroście, osób z ograniczoną sprawnością ruchową i starszych, przejście po nich było karkołomnym wyczynem, zwłaszcza, że nie było się czego chwycić! Zamiast balustrad po bokach rozwieszono, jeden rząd biało-czerwonej kilkunastocentymetrowej ... foliowej taśmy, która "informowała" gdzie kończy się linia schodów, żeby ludzie nie wpadali na rzędy krzeseł na trybunach, bo przy tak fatalnym oświetleniu prawie nie było ich widać! To karygodne igranie z ludzkim zdrowiem i życiem.

Druga rzecz - toalety. Toalety w Tauron Arena to czyste kuriozum! Pomijam już fakt, że jest ich zbyt mało - przy ledwie 25% obłożeniu widowni, kolejki były tak długie, że przerwa przesunęła się o kolejne 10 minut, a cała masa osób powracała na miejsca jeszcze długo po rozpoczęciu drugiej części koncertu. Jednak nie to wprowadziło mnie w osłupienie, lecz fakt, że mimo oddzielnych wejść dla kobiet i mężczyzn, one fizycznie są ze sobą połączone! Jakież było moje zdziwienie, gdy podeszłam do rzędu umywalek i niczego nieświadoma spojrzałam w lustro ... Oczom moim ukazał się rząd męskich pisuarów, który zaczynał się tam, gdzie kończyły się kabiny dla pań, jako ciąg dalszy armatury na tejże samej ścianie. Oczywiście, te pisuary nie były puste, zmieniali się przy nich mężczyźni załatwiający swoje potrzeby fizjologiczne i nie każdy z nich chował "swoją dumę przynależności do męskiego rodu" tuż nad pisuarem (będąc tyłem do umywalek), niektórzy robili to już odchodząc, a zatem przodem lub bokiem do luster nad umywalkami ... 

Co by nie powiedzieć, trzeba przyznać, że Tauron Arena toaletami wpisuje się w kierunek wyznaczony przez Unię Europejską, która serwując nam ideologię gender kwestionuje biologiczny i boski podział płciowy ludzkości na kobiety i mężczyzn. Aczkolwiek ubolewam, że toalety na tym obiekcie tak bardzo zgodne są z tą szatańską ideologią, podczas gdy na schodach w części widowiskowej sztuką jest nie skręcić sobie karku, tu właściciele obiektu jakoś nie poszli z duchem czasu i postępu (przepisów też nie), o rozsądku nie wspominając.

Za skandaliczną uważam także organizację promocji koncertu, co skutkowało pustymi trybunami. W zasadzie był reklamowany tylko w Krakowie i lokalnych mediach internetowych. Gdyby nie to, że zostałam o nim poinformowana personalnie, pewnie do dziś nie miałabym wiedzy o tym wydarzeniu. Dziwnym trafem stale wpadałam na informacje o takich samych koncertach Elvisa w innych miastach Europy, wcale ich nie szukając. Odnoszę wrażenie, że komuś bardzo zależało by koncert Elvisa w Polsce nie został w porę zauważony i nie odbił się w mediach większym echem.  

Po koncercie większość z nas udała się na kolejną imprezę, na statkach: "Sobieski"  i "Wiślany Ogród". Tam, przy ciepłym żurku i zimnym piwie, mogliśmy się wymienić swoimi spostrzeżeniami, wrażeniami i odczuciami odnośnie minionego dnia, jaki niewątpliwie upłynął pod znakiem Elvisa Presleya i dla nas fanów, którzy uczestniczyli w tych wydarzeniach, pozostanie niezapomnianym przeżyciem już na zawsze.

Na koniec muszę pochwalić Grupę Elvis w Krakowie i Krakowski Fan Club Elvisa Presleya, którzy zadbali o fanów przybyłych na uroczystość odsłonięcia gwiazdy i koncert Elvisa. Wszystko zostało tak zorganizowane, że od momentu pojawienia się w krakowskiej Alei Gwiazd zaplanowano każdą minutę, aż do spotkania na statku już po koncercie, co dla wielu było miłym dopełnieniem. Nikt nie musiał się martwić jak spędzić czas dzielący od siebie obie te imprezy, a dodatkowo pomyślano także o tych, którzy po nadmiarze wrażeń tak pięknie przeżytego dnia będą zbyt ożywieni by pójść od razu spać. Miłym akcentem były też pamiątkowe koszulki, zwykłe białe T-shirty, z niezwykle wymowną grafiką na piersiach - polskiego orła niosącego w swoich szponach (w domyśle na Aleję Gwiazd pod Wawelem) Gwiazdę Elvisa Presleya.

Dziś, z perspektywy minionych wydarzeń, możemy powiedzieć, że 7 czerwca 2018 roku był dla nas dniem Elvisa Presleya w Krakowie, ponieważ właśnie tego dnia król Elvis zawitał na krakowskim królewskim trakcie.  

P. S.
Historię powstania Gwiazdy Elvisa Presleya możecie prześledzić w postach: "Gwiazda Elvisa w Krakowie?" i "Gwiazda Elvisa w Krakowie - info".