wtorek, 16 kwietnia 2019

Elvis Presley, Lisa Marie Presley i Michael Jackson

Kiedy zdecydowałam się zaprowadzić bloga o Elvisie Presleyu zastanawiałam się czy w ogóle poruszyć temat Presley - Jackson, aby nie ściągać tu różnych oszołomów, którzy nie potrafią pogodzić się z faktem, że choć Michael Jackson był wielkim wokalistą, to jednak nie tak wielkim i wszechstronnym jak Elvis Presley. Próbkę takich wpisów możecie zobaczyć pod różnymi artykułami o Elvisie Presleyu w internecie, gdzie Elvis jest znieważany i obrzucany błotem przez różne indywidua mieniące się fanami Michaela Jacksona. Jednak po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że tym bardziej powinnam się wypowiedzieć o związkach Michaela Jacksona z Presleyami.

Michael Jackson urodził się 29 sierpnia 1958 roku, gdy Elvis Presley był już sławny i właśnie odbywał służbę wojskową na terenie Stanów Zjednoczonych (zanim jeszcze wyjechał do Niemiec). Był siódmym z dziewięciorga dzieci, a zarazem piątym z sześciu synów w robotniczej rodzinie Josepha i Katherine Jackson. Nie miał łatwego dzieciństwa. W wywiadach mówił, że ojciec był bezwzględnym tyranem i nie powstrzymywał się od stosowania przemocy fizycznej i psychicznej wobec całej rodziny. W 2003 roku Joe, ojciec Michaela, sam przyznał, że bił Michaela regularnie. To wszystko miało swoje negatywne przełożenie na całe jego dalsze życie, w tym wypaczenie jego osobowości.

Karierę muzyczną rozpoczął w wieku 6 lat, jako wokalista rodzinnego zespołu The Jackson Brothers (od 1966 roku The Jackson 5). Pierwszy album solowy "Got to Be There", wydał w 1971 roku, będąc jeszcze członkiem grupy, z którą ostatecznie rozstał się dopiero w 1984 roku. Szczyt jego popularności przypadł na przełom lat 80. i 90. XX wieku. Zmarł 25 czerwca 2009 roku, w wieku 50 lat, wskutek „nagłego zatrzymania akcji serca”. Dziś wiemy, że przyczynił się do tego jego lekarz, aczkolwiek ciągle niejasna jest jego faktyczna rola - czy był to błąd w sztuce lekarskiej, czy planowe "rozwiązanie", a jeśli tak, to kto za tym stał, w sensie decyzji (Michael, lekarz, rodzina, czy jeszcze ktoś inny).
"Stał samotnie na górze fortuny i sławy, jakiej nie zdobył przed nim jeszcze żaden solowy artysta z wyjątkiem Elvisa Presleya." - napisał Randall Sullivan.
Odnoszę wrażenie, że Michael nie lubił mówić o swojej fascynacji i zauroczeniu Elvisem Presleyem, w sensie przyznawać się do tego. Jego ideą fixe było osiągnięcie pozycji równej Elvisowi, a najlepiej jego przewyższenie. Przy czym nie chciał być odbierany jako uczeń podążający za swoim mistrzem (który próbuje go doścignąć, a później przegonić), lecz uchodzić za swoisty samorodek, który w przyszłości stanie się niedoścignionym muzycznym wzorem i mentorem dla innych, czyli takimże samym guru jak Elvis Presley (między innymi dla niego). Sanja M, redaktorka znana z artykułów muzycznych, pisząca dla różnych tytułów, w kilku artykułach (między innymi opublikowanych w Hillel Italie i w LAGossip), pisała:
"Michael Jackson nie chciał być po prostu supergwiazdą. Podobnie jak Beatlesi, chciał być największym, niekwestionowanym królem. Chciał obalić panującego człowieka z koroną, Elvisa Presleya."
Niewątpliwie nie była to tylko obsesja ukierunkowana na chęć pokonania najlepszego z najlepszych (choć to przede wszystkim), lecz także trochę skrywana forma uznania i podziwu dla Elvisa Presleya, a także zazdrości, co znalazło swoje odzwierciedlenie zarówno na scenie jak i w życiu prywatnym, chociaż w swojej książce "Moonwalk" (1988), stara się przekonać czytelnika, że "Elvis nic dla mnie nie znaczył, ani jego muzyka, może było to dla mnie za wcześnie". Coś innego mówią jego bracia i ...on sam swoimi czynami (poślubił córkę Presleya, z którą szukał kontaktu, gdy ta była jeszcze nastoletnią panienką, wykupił prawa do części katalogu piosenek Elvisa, nagrał jego wielki przebój "Heartbreak Hotel" itp.) oraz naśladownictwem Elvisa Presleya w wielu kwestiach, o czym przeczytacie w tym poście.

Takim najbardziej spektakularnym na to dowodem jest obraz "Ostatnia Wieczerza", namalowany na życzenie Michaela Jacksona, który zawisł nad jego złotym łożem w sypialni posiadłości Neverland*, wzorowany na fresku Leonarda da Vinci, o tym samym tytule, z refektarza klasztoru dominikanów przy bazylice Santa Maria delle Grazie w Mediolanie (Włochy).

* Neverland Valley Ranch – posiadłość Michaela Jacksona, położona w hrabstwie Santa Barbara w Kalifornii. Znajduje się w odległości 13 km od miasteczka Los Olivos w stanie Kalifornia, pomiędzy miastami Santa Maria a Santa Barbara. Adres posiadłości: Neverland Ranch, 5225 Figueroa Mountain Rd, Los Olivos, CA 93441.
Polskie tłumaczenie nazwy posiadłości brzmi „Nibylandia”. Nazwa nawiązuje do fikcyjnej wysypy Nibylandia, z powieści "Piotruś Pan" Jamesa Matthew Barriego. Właśnie do jej bohatera, Piotrusia Pana - chłopca, który nigdy nie dorósł - porównywano piosenkarza.
Początkowo miejsce to było miasteczkiem rekreacyjnym - Sycamore. Michael nabył posiadłość i okoliczne tereny 13 marca 1988 roku, za nieujawnioną do dziś sumę, szacowaną w przedziale od 16,8 do 30 milionów dolarów. Wprowadził się do niej wkrótce po zakupie, nadał jej nazwę Neverland i znacznie ją rozbudował. Stworzył tam wesołe miasteczko, zoo, salę kinowo-teatralno-taneczną, salę gier komputerowych, wioskę indiańską, XIX-wieczny Dziki Zachód, słynny zegar kwiatowy i stację kolejową. Każdego gościa u bram witał konny powóz, którym można było dojechać do centrum posiadłości.

Malowidło to przez wielu uważane jest za świętokradztwo ponieważ przedstawia Michaela Jacksona jako Jezusa Chrystusa w otoczeniu ośmiu apostołów (podczas gdy w oryginale Leonarda da Vinci było ich dwunastu, zgodnie z Biblią). W roli ośmiu apostołów znalazły się na nim postacie, które Michael najbardziej podziwiał. Po prawej dwóch naukowców (Albert Einstein, Thomas Edison) i dwóch byłych prezydentów Stanów Zjednoczonych (John Fitzgerald Kennedy, Abraham Lincoln), a po lewej dwóch przedstawicieli kina (Walt Disney, Charlie Chaplin) i dwóch artystów sceny muzycznej (Elvis Presley, Little Richard).  Zatem na swojej prawicy umieścił politykę i naukę, a na lewicy świat artystyczny kina i sceny muzycznej.

Warto jednak zauważyć, że w całej tej plejadzie "michaelowskich apostołów" znalazły się tylko dwa nazwiska z muzycznego świecznika - Little Richard i Elvis Presley. Randall Sullivan, wspominając o tym obrazie w swojej książce "Nie(do)tykalny. Dziwne życie i tragiczna śmierć Michaela Jacksona", powiedział:
"Mało kto wiedział, iż Michael zna na wylot biografię każdego z tych swoich »tytanów inspiracji« i umie opowiadać o każdym z nich długo i wyczerpująco".
Ostatnia Wieczerza nad wezgłowiem łóżka Michaela Jacksona w sypialni jego posiadłości Neverland - obraz wzorowany na oryginalnym fresku "Ostatnia Wieczerza" Leonarda da Vinci przedstawiającym Ostatnią Wieczerzę, który znajduje się w refektarzu klasztoru dominikanów przy bazylice Santa Maria delle Grazie w Mediolanie (Włochy).

Ostatnia Wieczerza – malowidło ścienne autorstwa Leonarda da Vinci przedstawiające Ostatnią Wieczerzę, wykonane w refektarzu klasztoru dominikanów przy bazylice Santa Maria delle Grazie w Mediolanie.


Później, kiedy doszedł do wniosku, że ci wszyscy jego "tytani inspiracji" nie są mu równi, Michael zdjął ten obraz i umieścił go w swoim sekretnym pokoju, o którym nie wiedziano do rewizji policji w 2003 roku.

Filantropia

Innym podobieństwem do Elvisa Presleya, nie związanym z działalnością artystyczną, była filantropia. Aczkolwiek w tym aspekcie poza wspomaganiem finansowym różnych instytucji, znacznie się różnili. Michael skupiał się bardziej na zabawianiu dzieci (szczególnie tych doświadczonych* przez los, choć zdaniem niektórych miał to być zabieg maskujący rzeczywiste pobudki jego zainteresowania dziećmi), co dwukrotnie zaprowadziło go na wokandę z zarzutem molestowania seksualnego nieletnich, w 1993 i 2003 roku. W obu tych procesach został oczyszczony, ale i tak w jego niewinność wierzą nieliczni, w zasadzie tylko najzagorzalsi fani, którzy ciągle nie chcą przyjąć do wiadomości, że ich idol był także zwyrodnialcem. Randall Sullivan w swojej książce "Nie(do)tykalny. Dziwne życie i tragiczna śmierć Michaela Jacksona", podaje wiele przykładów niejednoznacznych sytuacji do jakich stale dochodziło między Michaelem a kilkuletnimi chłopcami - najczęściej (jeden z ulubionych cherubinków podczas procesu powiedział, że Michael stracił nim zainteresowanie, gdy zauważył u niego pierwsze oznaki dojrzewania). Oczywiście w swojej narracji stara się przedstawić te zdarzenia jako zupełnie niewinne i przypadkowe, ale można odnieść wrażenie, że sam w to nie wierzy. Zresztą podaje też i takie, które raczej nie pozostawiają cienia wątpliwości. Uniewinnienie Michaela Jacksona było wyłącznie wynikiem ugód sądowych (wypłacił dwieście milionów dolarów poszkodowanym**), nie efektem "prawdziwego" oczyszczenia z zarzutów po rozpatrzeniu materiału dowodowego. Tak działa prawo amerykańskie - ugoda z ofiarą zdejmuje winy.

* Domki dla gości, stojące pośród drzew, w pobliżu jeziora były komfortowo wyposażone, także z myślą o osobach niepełnosprawnych (Jackson zapraszał rodziny z chorymi dziećmi w różnym stopniu niepełnosprawności). Część dzieci zostawała na noc w domu piosenkarza lub z opiekunami w domkach dla gości, jednak Michael rzadko sypiał sam, zwykle obok leżał jakiś kilkulatek.
Neverland zostało przez niego stworzone (jak utrzymywał) głównie z myślą o pokrzywdzonych przez los dzieciach, a wszelkie zgromadzone w nim atrakcje służyły właśnie niepełnosprawnym, chorym lub biednym maluchom, dla których pobyt tam i korzystanie z wszystkich atrakcji był często największą przygodą życia. Podczas wizyt w Neverland dzieci dostawały też różne łakocie (darmowe napoje, słodycze i lody). W kinie zamontowano specjalnie przeszklone sale z łóżkami szpitalnymi, aby filmy mogły oglądać także te dzieci, których stan zdrowia nie pozwalał na zajęcie miejsc w fotelach. Neverland zostało pomyślane przede wszystkim jako wesołe miasteczko. Jeździła po nim kolejka, były różne karuzele, mini Zoo oraz inne atrakcje.
W 2005 roku Jackson oznajmił, że nie wraca do posiadłości, tłumacząc, że po rewizji związanej z oskarżeniami o molestowanie, przeprowadzonej przez ponad siedemdziesięciu policjantów, nie czuje się w tym miejscu jak w domu i faktycznie, nigdy więcej tam nie powrócił.

** Tyle wypłacił dwudziestu poszkodowanym chłopcom tylko w drugim procesie, tym z 2003 roku, ile w pierwszym (w 1993 roku) nie udało mi się ustalić, wiem tylko, że jednemu z nich, Jordanowi Chandlerowi, 23 miliony dolarów. To tyle jeśli chodzi o procesy, natomiast był też cały ogrom ugód przedsądowych, które także pochłonęły wiele milionów dolarów.
W zasadzie do 2016 roku wyniki rewizji policyjnej przeprowadzonej w Neverlandzie nie były ujawniane, krążyły tylko różne przecieki. Dopiero w 2016 roku - 13 lat później - wyszły na jaw oficjalne informacje o materiałach zabezpieczonych w posiadłości Jacksona w 2003 roku. Policja ujawniła raport, który potwierdził, że Michael Jackson posiadał ogromną kolekcję mrocznej pornografii. Znaleziono setki zdjęć pornograficznych z udziałem zwierząt i scenami sadomasochistycznego seksu. W kolekcji znajdowały się także zdjęcia retro nagich młodzieńców, a także nagich chłopców sfotografowanych w jego sypialni oraz książka ze zdjęciami nagich dzieci, które zostały zrobione w jeszcze innym pomieszczeniu Neverlandu. Wśród materiałów były też zdjęcia i filmy przedstawiające mężczyzn, kobiety, dziewczęta i chłopców znajdujących się w różnych pozycjach seksualnych. Śledczy w swoim raporcie ocenili, że materiały te miały służyć uwodzeniu młodych chłopców, do ich uprzedniego oswojenia i edukacji.
W 2003 roku, kiedy do sądu trafił kolejny pozew o molestowanie seksualne Michael Jackson udzielił wywiadu, w którym "wyzywająco powiedział rozmówcy telewizyjnemu, że nie ma nic złego w spaniu z młodymi chłopcami", co wstrząsnęło opinią publiczną i zostało odebrane jako publiczne przyznanie się do swoich skłonności. Biograf Christopher Andersen w książce "Michael Jackson Unauthorized" (1994) twierdził, że w latach 1984-1987 piosenkarz prawie każdą noc spędził z młodymi chłopcami w wieku od 9 do 14 lat.

Elvis oprócz instytucjonalnej działalności charytatywnej wspomagał też setki osób prywatnie. Wśród nich były takie, które dostawały od niego regularne "pensje" (jak na przykład Garry Pepper). Opłacał też lekarza w Memphis, który na jego koszt leczył starszych, schorowanych ludzi, którzy byli samotni (nie mieli już rodziny), a jego samochody służyły im jako darmowe taksówki, dowożące do lekarzy, kościoła, a czasami także na zakupy. Poza tym uwielbiał też obdarowywać ludzi prezentami, rozdawał biżuterię, samochody, a nawet domy. Kupował też wózki inwalidzkie i łożył na operacje kalekich i schorowanych dzieci. Na różny sposób wspomagał też swoich fanów, których doświadczył los, ale o tym wszystkim będę pisać szerzej w specjalnym poście.

Wysiłki humanitarne Michaela Jacksona polegały na autopromocji, a nie na chęci niesienia pomocy innym potrzebującym - z takim stwierdzeniem możemy się spotkać w bardzo wielu opracowaniach. Dziwnym trafem jego filantropijność zawsze poprzedzała promocję jakieś płyty lub trasy koncertowej i właśnie wtedy została nagłaśniana medialnie, dlatego przypuszczalnie z tego powodu wzięła się taka opinia. Inaczej jest w przypadku Elvisa, nie ma najmniejszych wątpliwości, że wspomagał innych z dobroci serca, często po cichu i anonimowo, a jego hojność nigdy nie była nagłaśniana, nigdy też nie stała się narzędziem marketingowym, promocyjnym. Do dziś wypływają świadectwa różnych osób, którym pomógł, prosząc o zachowanie tego w tajemnicy. Również pomoc dla instytucji była z jego strony dużo większa, bardziej wszechstronna i w dużej części stała. Tylko w samym Memphis było ponad pięćdziesiąt organizacji, które regularnie wspomagał finansowo, rok w rok. Natomiast pomoc Michaela była bardziej incydentalna, chociaż relatywnie zarabiał dużo więcej jak Presley, ponieważ miał lepszego menadżera, który dbał o jego finanse (nie tylko o swoje jak Parker Presleya). Przede wszystkim nie ponosił kosztów produkcji swoich nagrań podczas gdy Elvis musiał płacić RCA (mającej wyłączne prawa do tego co nagra) nawet za każdą minutę wynajęcia studia nagrań, a jego tantiemy za sprzedaż płyt były wręcz symboliczne, by nie powiedzieć "śmieszne", "kuriozalne". Z kolei Michael szastał nieswoimi pieniędzmi (dokładnie firmy Sony, z którą miał lukratywny kontrakt nie tylko nie ograniczający go w wydatkach, ale także pokrywający każdą zbędną fanaberię), wydając nierzadko miliony na nagranie zaledwie jednej piosenki. Do tego miał zapewnione potężne zaplecze logistyczne również finansowane przez Sony, w przeciwieństwie do Elvisa, który za wszystko i wszystkich musiał zapłacić sobie sam, a potem i tak nie miał żadnych praw do swojej twórczości. Michael tworzył za pieniądze innych (głównie Sony) zachowując pełne prawa do całego katalogu utworów jakie dla nich nagrał (dopiero nieco później odsprzedał im 50%, a po kilku latach kolejne 25%). Z każdej sprzedanej płyty czy innego produktu dostawał minimum dwudziestoprocentowe tantiemy. Dwa ostatnie zdania polecam uwadze tym wszystkim, którzy rozpływają się w zachwytach nad wspaniałością i zaradnością Toma Parkera, menadżera Elvisa, niech wreszcie przejrzą na oczy. Elvis nie żył ze swojego kapitału (nagrań), bo został go przez niego skutecznie pozbawiony*, żył z tego co zarobił na koncertach, więc nie mógł jak Michael wieść latami beztroskiego, zabezpieczonego finansowo życia, nie robiąc nic. Chociaż Michael i tak żył ponad stan, w chwili śmierci miał ponad pięćset milionów dolarów długów, co przyczyniło się do spekulacji, że została ukartowana.

* W marcu 1973 roku Parker sprzedał RCA prawa do wszystkich nagrań Elvisa od początku kariery do dnia podpisania tejże umowy, za pięć milionów czterysta tysięcy dolarów. W całości, czyli Elvis został pozbawiony nawet tantiem ze sprzedaży, która przecież trwa po dziś dzień. Mało tego, także wszystkie prawa do przyszłych nagrań oraz wyłączność na Elvisa, zamykając mu tym samym każdą inną drogę (nie mógł nagrywać dla innych wytwórni, co związało go na zawsze z RCA). Natomiast największym skandalem było to, że Elvis musiał pokrywać koszty tych nagrań (płacić RCA za ich własne studio, w którym nagrywał materiał, do jakiego tylko oni mieli później pełne prawa, on żadnych) oraz odprowadzać im opłaty licencyjne za śpiewanie na koncertach piosenek, które nagrał do czasu zawarcia tej umowy! Zachował tylko prawa do tantiem za późniejsze nagrania, choć jak wspominałam wcześniej, bardzo symbolicznej wysokości. Niestety nie trafiłam na wiarygodne źródła precyzujące ile to było dokładnie procent, ale jeden z materiałów podawał, że było to od 0,5% do maksymalnie 1%.

Śmierć

Jeśli chodzi o śmierć artystów, w obu tych przypadkach zwraca się uwagę na pewne podobieństwo okoliczności. Elvis zmarł na jeden dzień przed rozpoczęciem pierwszej trasy koncertowej po ukazaniu się na rynku oszczerczej książki Westów i Hablera "Elvis what happened?", a Michael na 18 dni przed rozpoczęciem turnee, kiedy po licznych próbach zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie ani fizycznie, ani psychicznie sprostać dziewięciomiesięcznej* trasie koncertowej, podczas której miałby dać 50 koncertów (co średnio daje jeden koncert co pięć dni), a zatem już na zawsze pozostanie bankrutem bez jakichkolwiek szans na wyjście z zadłużenia. Właśnie dlatego pojawiły się podejrzenia, że ani śmierć Elvisa, ani Michaela nie była naturalna (przypadkowa), lecz zaplanowana i nastąpiła po przekroczeniu Rubikonu, oczywiście innego dla każdego z nich. W związku z tym pojawiły się różne teorie spiskowe - od samobójstwa, poprzez upozorowanie, po morderstwo.

* W marcu 2009 roku, Jackson zorganizował konferencję prasową w londyńskiej O2 Arena, aby ogłosić swój powrót serią koncertów pod tytułem "This Is It". Występy te miały być pierwszymi od czasu "HIStory World Tour" ukończonego w 1997 roku. Podczas tej konferencji Jackson zasygnalizował swoje definitywne przejście na emeryturę, mówiąc, że będzie to jego "ostatnie odsłonięcie kurtyny". Nigdy by już nie wystąpił na scenie, gdyby nie ponad 500 milionów dolarów długów, które były jedynym powodem zorganizowania trasy "This Is It". Zresztą namawianie go do powrotu trwało kilka lat.

Michael Jackson "doznał zatrzymania akcji serca i zmarł z powodu przedawkowania propofolu i leków z grupy benzodiazepin. W chwili śmierci podawano mu propofol, lorazepam i midazolam", jak czytamy w Wikipedii.

Jeśli chodzi o Elvisa, także oświadczono, że przyczyną zgonu był zawał serca, aczkolwiek nie określono czym spowodowany, w zamian utajniając pełny protokół z sekcji zwłok na 50 lat. Tak zaczęły się różne domysły i spekulacje. Oczywiście najpierw poruszono temat "cudownych leków", jednak jesienne badania toksykologiczne (z krwi i próbek narządów) przeprowadzone na zawartość substancji chemicznych w organizmie Elvisa, wykluczyły z możliwych przyczyn zarówno narkotyki jak i przedawkowanie innych medykamentów, które zażywał. Jeden z lekarzy powiedział nawet, ucinając wszelkie spekulacje, że zarówno stężenie (ilość) jak i rodzaj znalezionych u Presleya substancji są mniejsze niż należałoby się tego spodziewać, przy leczeniu schorzeń jakie posiadał. Lecz kilka lat później znowu wrócono do leków, ale już w nieco innym kontekście. Elvis był uczulony na kodeinę. Na kilka godzin przed śmiercią był u dentysty i dostał zastrzyk znieczulający, który ją zawierał. Pytanie dlaczego, skoro dentysta doskonale wiedział, że Elvis jest na nią uczulony i zawsze podawał mu leki wolne od kodeiny, ale pomińmy ten wątek. Około dziewiątej rano przyjął kolejną (trzecią) porcję leków nasennych. Pojawiła się sugestia, że tym razem organizm już nie poradził sobie z mieszanką specyfików - tabletek nasennych i alergenu (kodeiny) - doszło do wstrząsu anafilaktycznego, a w konsekwencji do ustania akcji serca. Jednak najpóźniej na światło dzienne wyszedł wątek zdrowotny związany z chorą okrężnicą, który przy założeniu, że Elvis zmarł śmiercią naturalną jest najbardziej prawdopodobną przyczyną zgonu.

Już w kilka dni po śmierci Jacksona prasa pisała o morderstwie, o które oskarżono lekarza Conrada Murraya. Na to, że może być w tym coś na rzeczy wskazywało jego zachowanie, najpierw uciekł od umierającego Michaela, a później zaczął się ukrywać. Początkowo postawiono mu zarzut morderstwa, który wkrótce przekwalifikowano na nieumyślne spowodowanie śmierci. Te media, które optowały za wersją morderstwa wysuwały przypuszczenie, iż zleceniodawcą może być najbliższa rodzina Michaela, która obawia się jego horrendalnych długów, jakie przyjdzie im w przyszłości spłacać. Jednocześnie mieli świadomość, że jest to najlepszy moment aby jego śmierć generowała największe przychody i drugi taki może się już nie powtórzyć. W przypadku Elvisa potencjalne grono zainteresowanych jego odejściem było dużo większe, o czym już pisałam w poście "Komu mogło zależeć na śmierci Elvisa", do którego odsyłam.

W filmie "Cała prawda o", w odcinku poświęconym Michaelowi Jacksonowi przedstawiono wypowiedź jego lekarza, w której broni się przed zarzutem morderstwa tłumacząc, że w trakcie podawania leku wyszedł na krótką chwilę z pokoju, a gdy wrócił cały propofol został już przyjęty przez Jacksona, sugerując tym, że to Michael przedawkował świadomie. Pytanie, czy tylko chcąc żeby przyśpieszyć jego działanie, czy z zamiarem samobójstwa?

Bezsenność

Przypadłością, która łączyła obie gwiazdy była bezsenność. Elvis borykał się z nią od dzieciństwa, a Michael rzekomo nabawił się jej w 1993 roku, od pierwszej rozprawy, w której został oskarżony o pedofilię, co z kolei kwestionują niektóre źródła zarzucając mu, że chciał uchodzić za zaszczutego niewinnego człowieka, którego pomówienia doprowadziły do bezsenności, a w rzeczywistości cierpiał na nią już dużo wcześniej. De facto oboje łykali leki by zasnąć już do końca swoich dni. W cytowanej wcześniej książce czytamy:
"W pewnym momencie leki na receptę przestały rozwiązywać problemy z zaśnięciem. Wtedy Michael odkrył preparat, który dał mu wszystko to, czego oczekiwał od środka nasennego. Był to propofol – gęsty i lepki płyn białego koloru (o nazwie handlowej producenta – firmy AstraZeneca – Diprivan). Propofol to dożylny środek nasenny o krótkotrwałym działaniu, wśród ludzi zawodowo zajmujących się medycyną często zwany „mlekiem amnezji” i stosowany do znieczulania podczas zabiegów ambulatoryjnych. Ma wiele zalet, w tym tę, że po jego podaniu pacjent wybudza się (odzyskuje przytomność) w stanie ożywienia graniczącego z euforią. Miał pewne ograniczenia, na przykład bardzo wąskie tak zwane okno terapeutyczne. W języku medycyny oznacza to, że dawka nawet odrobinę większa od zalecanej może spowodować ustanie oddechu. Wśród tych, którzy zażywali propofol jako narkotyk rekreacyjny – podobny nieco w działaniu do ecstasy – dochodziło do zgonów. Michael Jackson zaczął stosować propofol w 1996 roku, podczas tournée HIStory. Piosenkarz przyzwyczaił się do tych kroplówek i zaczął na nich polegać - to dzięki nim mógł co wieczór, bez względu na plan swoich podróży, pogrążać się w nieprzytomności na wiele godzin, a potem budzić się rano wypoczęty. Podczas pobytu w Bahrajnie Michael regularnie stosował Oxycontin i Demerol [red. ten ostatni podawano też żołnierzom amerykańskim, w tym Elvisovi, gdy służył w Niemczech]."
Lecz przed cudownym propofolem były też inne specyfiki - opioidy. W cytowanej wcześniej książce, czytamy: "Gdy tylko udało mu się wyrwać ze szponów uzależnienia od leków opioidowych, które zaczął przyjmować w 1984 roku, po poparzeniu podczas zdjęć do reklamy Pepsi [red. kiedy iskry z wybuchu pirotechnicznego podpaliły mu włosy], popadał w nie na nowo". Elvis zażywał leki na najróżniejsze schorzenia jakie posiadał, a miał ich całkiem sporo. Jednym z nich była bezsenność. Jednak nie łykał pigułek według własnego uznania, tylko według systemu jaki opracował jego lekarz. Dzienną dawkę, maksymalnie dopuszczalną, dzielono na cztery części i pakowano do kopert, które były zdeponowane u pielęgniarki Elvisa mieszkającej w Graceland. To ona była odpowiedzialna za donoszenie kolejnych porcji. Elvis najpierw dostawał pierwszy przydział. Gdy w ciągu czterech godzin od zażycia nie zasnął, przynoszono mu drugi, później trzeci, aż do czwartego. Kiedyś Linda Thomson (jego pierwsza stała partnerka po rozwodzie z Priscillą) zarzuciła mu, że łyka tabletki nasenne z przyzwyczajenia, lecz w rzeczywistości wcale ich nie potrzebuje. Elvis zgodził się poddać ocenie lekarzy aby rozsądzili tę kwestię. Został hospitalizowany, odstawiono mu leki nasenne i poddano badaniom zaburzeń snu. Przez cztery doby Elvis nie zmrużył oka, na piątą lekarz przerwał terapię i sam zaaplikował mu środki nasenne, uznając że kolejna doba bez snu może poważnie zagrozić jego zdrowiu i kondycji psychicznej. Sen jest rzeczą niezbędną, to właśnie w tym czasie regeneruje się cały nasz organizm.

Czytelnictwo

Trzeba tu podkreślić, że Michael Jackson również dużo czytał, podobnie jak Elvis Presley, a jego biblioteka liczyła około dziesięciu tysięcy woluminów. Michael starał się przejmować różne zwyczaje, zainteresowania i niektóre zachowania od swoich "ośmiu apostołów", których życie i osiągnięcia były dla niego inspiracją. Próbował się do nich upodobnić na różnych płaszczyznach, naśladować. W tym gronie najbardziej zapalonymi czytelnikami, a co za tym idzie także samoukami, byli: Abraham Lincoln i Elvis Presley. Jednak nie wiemy, czy to jego czytelnictwo wzięło się tylko z chęci naśladownictwa, na przykład Elvisa (jak się czasem sugeruje), którego czytanie było codzienną wielogodzinną pasją, czy po prostu miał taką wewnętrzną potrzebę.

Hobby i zainteresowania

Elvis Presley miał wiele pasji i zainteresowań. Był pasjonatem czytania, o czym już wspominałam w poprzednim wątku. Jak mówią jego znajomi i otoczenie, nie było tematu, na który nie posiadał wiedzy. Każda rzecz, o której usłyszał, stawała się natychmiast inspiracją do zgłębiania kolejnego tematu. Wtedy wysyłał swoich pracowników na rekonesans po księgarnia, gdzie mieli kupić każdą pozycję, która dotyczy danego zagadnienia. Zawsze szukał interlokutorów do rozmów, z którymi lubił wszystko analizować, wymieniać się poglądami, spostrzeżeniami. Interesował się religiami i wierzeniami, a także rozwojem duchowym. Nie stronił od ezoteryki, a jego ulubioną dziedziną była numerologia. Studiował zjawiska przyrodnicze, wiedzę astronomiczną, historię (od kultur starożytnych po współczesność), śledził politykę, kulturę i wszelkie nowinki techniczne, czytał biografie wielkich ludzi, zgłębiał tajniki kryminalistyki, prawa i medycyny oraz wiele innych dziedzin.

Jego drugą miłością po muzyce było karate, które pochłonęło go całkowicie, poczynając od końca lat pięćdziesiątych, gdy zaczął trenować, aż do ostatnich dni. Uwielbiał też football amerykański (nie mylić z piłką nożną, jak to ma miejsce w różnych tłumaczeniach), a nawet przez jakiś czas miał swoją drużynę. Kochał naturę, zwłaszcza wodę i zwierzęta. Przez niecałe trzy lata był hodowcą koni (lata 60.), a za młodu (lata 50.) brał udział w zawodach rodeo, tak popularnych na Południu.

Kochał grę w squasha. Miał wybudowany kryty kort na terenie swojej posiadłości, z całym zapleczem sanitarno-wypoczynkowym: jacuzzi, łaźnią z wielopoziomowymi prysznicami i natryskami, szatnią, pokojem wypoczynkowym (wyposażonym w wieżę stereo i pianino), nad którym górowała antresola z ręcznym automatem do gier i urządzeniami do ćwiczeń (drabinka, pochylnia, materac). Na terenie Greceland miał stajnię z kilkunastoma końmi (a wcześniej kilkadziesiąt w Circle G Ranch) i jeździł konno codziennie kiedy tylko tam był. Uwielbiał jeździć i pływać na wszystkim, czym tylko się da (od traktorów, rowerów, motorów, aut, skuterów wodnych i śnieżnych, motorówek, łodzi, jachtów, po wózki elektryczne, golfowe i gokarty).

Był kolekcjonerem broni palnej współczesnej i zabytkowej, jego kolekcja była jedną z największych w całych USA. Miał też sporo egzemplarzy unikatowych, robionych specjalnie dla niego. Świetnie strzelał, a dawną wędzarnię przerobił na profesjonalną strzelnicę.

Gdzieś przeczytałam, że na całym wybrzeżu zachodnim USA, nie było miejsca, którego Elvis nie znałby na wylot. To tam głównie spędzał swoje wakacje (przede wszystkim w latach 50. i 60.), pływając na jachcie. Już jako nastolatek zasmakował w nartach wodnych, jako dorosły także w desce surfingowej, łodziach motorowych, skuterach wodnych. Nauczył się też nurkować z butlą tlenową.

Choć przeczytałam wiele o Michaelu Jacksonie, mimo to nie potrafię powiedzieć czym się interesował. Mam nadzieję, że miał jakieś inne pasje poza bajkami, światem Disneya i chłopcami. Kiedy w 2003 roku policja weszła na teren jego posiadłości by gruntownie ją przeszukać (w związku z oskarżeniami o molestowanie seksualne), odkryła jego sekretny pokój*, w którym było wszystko to, co Michael chiał ukryć przed światem. Przede wszystkim tysiące zabawek, wśród których dominowały gadżety z bajek disneyowski (Piotruś Pan i Myszka Miki) i jak powiedział jeden z funkcjonariuszy "miał niewiarygodną ilość lalek". Kilka obrazów z nim w roli Piotrusia Pana. Manekiny chłopców naturalnej wielkości (ale nie takich sklepowych, czy teatralnych, bardziej jak japońskie lalki erotyczne, wyglądali jak żywi i byli jak żywi, mogli przyjmować każdą pozycję). Były tam również albumy ze zdjęciami roznegliżowanych chłopców (w tym retro). Jak podaje The Sun, cytując wypowiedź jednego ze śledczych: "obrazy ofiar ze zwierząt i perwersyjnego seksu dorosłych", "obrzydliwe i wręcz szokujące obrazy tortur dzieci, nagości dorosłych i dzieci, niewoli kobiet i sadomasochizmu". Było też coś, czego policja nie chciała ujawnić opinii publicznej z uwagi na drastyczność.

* Wchodziło się do niego przez szafę w sypialni Michaela, której tył stanowiły specjalne drzwi zamykane na kod, z trójzapadkowym zamkiem.

Sekretny pokój, pełen zabawek i różnych monstrum oraz bardzo realistycznych lalek naturalnej wielkości chłopców, a także złoty fotel w stylu Ludwika XIV, z czerwonym obicie, który górował w tym miejscu. W lewym dolnym rogu zdjęcie jednej z sypialni i sekretne przejście na tyle szafy

W pokoju tym górował złoty tron w stylu Ludwika XIV, z czerwonym obiciem, to pewnie na nim siadał Michael, oddając się swoim chorym wizualizacjom (chcę wierzyć, że to były tylko wizualizacje). Trafił tam też obraz "Ostatnia Wieczerza" w michaelowskiej wizji. Zapewne wtedy, gdy uważał już siebie za najwyższego z najwyższych (o czym będzie dalej, w wątku "Król królowi nierówny"). Uwagę śledczych zwróciły też duże ilości najróżniejszych preparatów służących do odurzania ludzi, działających w sposób, który nie rejestruje w pamięci świadomej tego, co się później dzieje. Ich zdaniem Michael najpierw odurzał dzieci.

Na prawdę chciałabym tu coś pozytywnego napisać, ale nie wiem co. O, może taniec, chociaż to wiąże się w przypadku Michaela bardziej z wykonywanym zawodem niż hobby.

Wiem, oglądanie filmów. Elvis też to lubił. Gra w tenisa, Elvis wolał squasha. Na terenie posiadłości Michael miał kort tenisowy, a Elvis pawilon z krytym kortem do squasha.

Ponoć Michael Jackson był zapalonym kolekcjonerem dzieł sztuki. Aczkolwiek nie wiem gdzie je trzymał, bo w jego posiadłości na ścianach wisiały tylko jego portrety w charakterze króla lub Piotrusia Pana.

Zwierzęta

Michael, podobnie jak Elvis, kochał zwierzęta i się nimi otaczał. Kiedyś w jednym z wywiadów powiedział: "kocham tylko dzieci i zwierzęta". Elvis miał swojego szympansa o imieniu Scatter, a Michael o imieniu Bubbles. Oczywiście oboje mieli także inne zwierzęta, w tym te rzadziej spotykane w domostwach, Elvis kangura, którego dostał od swoich fanów z Australii, a Michael węża.

Elvis miał też swoje pawie, konie, psy, koty, muły, osły, a Michael małe ZOO w swojej posiadłości Neverland.

Karate

Obok muzyki drugą miłością Elvisa było karate. Tym sportem zainteresował się na dobre w 1958 roku i prawie natychmiast rozpoczął treningi. Elvis jak już się za coś zabrał, to podchodził do tego poważnie i profesjonalnie, był wytrwały w dążeniu do celu. Ciężkie i regularne treningi oraz duża sprawność fizyczna jaką posiadał znacznie skróciły mu drogę do mistrzowskiego pasa. Szybko zaliczał kolejne etapy, by w 1960 roku stać się posiadaczem swojego pierwszego czarnego (mistrzowskiego) pasa w stopniu pierwszym. Nie będę się dalej rozpisywać na ten temat, bo będzie o tym specjalny post, więc przejdę od razu do meritum.

Po ukończeniu służby wojskowej i powrocie do kraju, wznowił swoje treningi (wcześniej trenował w Niemczech i Francji), najpierw w karate Kenpo u Eda Parkera, a później w karate Taekwondo u Kanga Rhee. Trenował do końca swojego życia, czego efektem były:
- czarny pas mistrzowski ósmego dana (stopnia) w karate PaSaRyu* (Taekwondo), w dniu 16 września 1974 roku, w szkole Kanga Rhee;
- czarny pas mistrzowski dziewiątego dana (stopnia) w karate Kenpo, w dniu 8 stycznia 1976 roku, w szkole Eda Parkera.

* PaSaRyu to styl autorski Kanga Rhee, oparty przede wszystkim na Taekwondo i wzbogacony o kilka elementów zaczerpniętych z Shudokan Karate, Kung Fu i Hapkido.

5 listopada 2016 roku, Elvis Presley został wprowadzony do Karate Kenpo Hall of Fame. Znalazł się tam w doborowym towarzystwie, obok takich sław jak: Jackie Chan, Bruce Lee, Chuck Norris.

Certyfikat przyznania Elvisowi ósmego dana czarnego pasa w Teakwondo (karate PaSaRyu) w szkole Kanga Rhee (16 września 1974 roku) oraz zdjęcia z jego wręczenie. Elvis jest tutaj w kostiumie specjalnie zaprojektowanym dla niego przez Kanga Rhee na ten pokaz i uroczystość

Po lewej certyfikat przyznania Elvisowi ósmego dana czarnego pasa w karate Kenpo (4 września 1974 roku), a po prawej dziewiątego dana czarnego pasa (8 stycznia 1976 roku) w szkole Eda Parkera

Michael Jackson, znając doskonale biografię jednego ze swoich "ośmiu apostołów" - Elvisa Presleya - wiedział, że Elvis wykorzystywał na scenie swoje umiejętności karateki aby uatrakcyjnić swój występ publiczności i też zainteresował się sztukami walki. Aczkolwiek w nieco inny sposób. Michaela przede wszystkim interesowały różne figury, które potem wplatał w swoje układy choreograficzne, nie był fascynatem sztuk walki jak Elvis.

Wiele figur z poziomu czarnego pasa nauczył go jego ochroniarz Matt Fiddes, któremu zaproponował pracę właśnie po tym jak się dowiedział, że jest karateką z czarnym pasem. Matt Fiddes poznał Michael Jacksona w 1998 roku przez iluzjonistę Uri Gellera, który polecił mu go jako osobistego ochroniarza. To, że Michael w swojej choreografii wykorzystywał różne elementy stylów walki nie podlega dyskusji. Kiedyś trafiłam na stronę jakiegoś pasjonata z Wielkiej Brytanii, który w kilku artykułach omówił elementy i figury z różnych sztuk walki i ich styli jakie wychwycił w występach Michaela, opatrując każdy z nich odpowiednią nazwą (japońską lub chińską). Natomiast nie znalazłam żadnych informacji z wiarygodnych źródeł, które by choć wzmiankowały o tym, że Michael Jackson trenował jakąś ze sztuk walki. Niemniej na różnych forach pojawiły się takie sugestie, zwłaszcza po wypowiedzi Matta Fiddesa udzielonej w jednym z wywiadów po śmierci Michaela Jacksona, kiedy powiedział:
"Spędziliśmy razem tyle czasu, że zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Michael pasjonował się sztukami walki, więc pomogłem mu wyszkolić go na czarny standard".
Michael jako tancerz i showman fascynował się przede wszystkim ruchem, pozycjami ciała, a sztuki walki były doskonałym źródłem nowych figur i układów, których dotąd nikt nie wykorzystał jeszcze w tańcu. Moim zdaniem Matt Fiddes chciał w ten sposób poprawić swój wizerunek i dodać sobie nieco znaczenia w życiu gwiazdy, kreując siebie na mistrza, który uczył samego Michaela Jacksona a zrobił to tak świetnie, że ten nabył umiejętności na poziomie czarnego pasa. Odkąd został zatrudniony przez Michaela, w miejscach publicznych widywany był głównie w charakterze bardziej przybocznego lokaja niż bodyguarda, ponieważ zawsze trzymał nad głową Jacksona parasolkę (niezależnie od pogody), czym zresztą zyskał sobie przydomek "The Umbrella Man", jak nazywały go media i fani. Kiedy pojawił się u boku Michaela nikt nie znał ani jego roli, ani nazwiska i tak już pozostało - "The Umbrella Man". Ochroniarz powinien mieć wolne ręce i skupiać się na obserwacji otoczenia wypatrując zagrożeń, a nie na położeniu parasolki - mówiono.

Michael Jackson i jego młody bodyguard Matt Fiddes, nazywany "The Umbrella Man", trzymający nad nim parasolkę

Po lewej zdjęcie z uroczystości, podczas której Daikaku Chodoin przyznał Michaelowi Jacksonowi honorowe przewodnictwo w United World Karate Association i czarny pas w stopniu piątego dana. Po prawej twórczość jednego z fanów, który tak spreparował informację by honorowy czarny pas stał się zdobycznym :) - prawdopodobnie celowo obniżono jakość zdjęć aby na certyfikacie nikt nie mógł przeczytać "honorowy"

Fani przypomnieli też sobie o przyjaźni Michaela z Daikaku Chodoin, założycielem i prezesem United World Karate Association, który w 1998 roku przyznał Michaelowi honorowe przewodnictwo w United World Karate Association i czarny pas piąty dan. Znaleziono zdjęcia Michaela z tego zdarzenia, jedyne w karatedze jakie można znaleźć i jedyne ukazujące jakikolwiek związek artysty z tą dyscypliną walki (nie licząc elementów karate w układach tanecznych, które notabene przejął od Elvisa).

Na potrzeby napisania tego artykułu przeczytałam między innymi dwutomową publikację Randalla Sullivana "Nie(do)tykalny. Dziwne życie i tragiczna śmierć Michaela Jacksona" oraz obejrzałam trzy filmy biograficzne o Michaelu Jacksonie (jeden nakręcony jeszcze za jego życia i dwa już po śmierci). Nie ma tam najmniejszej wzmianki o karate, choć autor wchodzi w najdrobniejsze szczególiki z jego życia osobistego i artystycznego. Również we wspomnianych filmach, innych książkach i artykułach nic o tym nie znalazłam, jedynie na forach prowadzonych przez fanów, którzy w tym pędzie do nobilitacji Jacksona po śmierci przypisują mu biegłość we wszystkich istniejących sztukach walki, co oczywiście prawdą być nie może.

Oczywiście Michael Jackson miał wszelkie warunki fizyczne by być dobrym karateką w dowolnym stylu, aczkolwiek nie sposób ustalić, czy rzeczywiście nim był. Moje dotychczasowe poszukiwania bardziej wskazują, że to tylko życzeniowe wyobrażenia jego fanów, którzy chcieliby dorzucić kolejną cegiełkę do jego świetności.

Operacje plastyczne

Michael Jackson przeszedł wiele operacji mających na celu zmianę jego wyglądu. Zanim jeszcze opinia publiczna została uświadomiona co do jego dziwactw i odchyleń, wszyscy myśleli, że jedynym tego powodem jest chęć rozjaśnienia skóry i drobnych korekt twarzy celem nadania jej cech wyglądu charakterystycznych dla przedstawicieli rasy białej. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że nie tylko o to chodzi. Drugim tym ważniejszym powodem były rysy twarzy, Michael chciał by nadać im chłopięcy wygląd. Był całkowicie opanowany przez swoją ideę fixe, chciał przeżyć życie jako wieczny chłopiec niczym bohater powieści "Piotruś Pan", autorstwa szkockiego powieściopisarza i dramaturga J.M. Barriego. Na początku James Mathhew Barrie napisał sztukę teatralną pod tytułem "Peter Pan", pierwszy raz wystawioną w 1904 roku. W 1911 roku Barrie zaadaptował ją na powieść, której nadał tytuł "Peter Pan and Wendy". Głównym bohaterem jest tytułowy Piotruś Pan, psotny chłopiec, który nie chce dorosnąć. I takim właśnie chciał pozostać Michael na zawsze, z czym wcale się nie krył. Nazywał tak (Piotruś Pan) sam siebie w wywiadach, swojej posiadłości nadał nazwę Neverland (Nibylandia), dokładnie jak wyspa z powieści, na której Piotruś Pan zamieszkiwał z innymi chłopcami, a dzieci które zapraszał miały urealniać jego bajkowy świat i stanowić tło dla niego, jako ich przywódcy - Piotrusia Pana. Neverland stworzył na wzór krainy baśni o jakiej marzą wszystkie dzieci. Były w nim: lunapark z różnymi karuzelami i wielkim diabelskim młynem, wioska indiańska, kolejka szynowa, samochodziki, kino, teatr, budki z lodami, słodyczami i napojami i wiele innych atrakcji.

Michael Jackson spełnia się w roli Piotrusia Pana, przewodząc dzieciom przebywającym w jego posiadłości Neverland (na obrazach i w realu). Najróżniejsze posągi w postaci dzieci odlanych z brązu w trakcie zabaw rozsiane były też po jego całej posiadłości. Na pierwszym zdjęciu po lewej to obraz, który wisi na murze posiadłości, obok bramy głównej, a po prawej obraz z domu

Elvis miał tylko jedną drobną korektę plastyczną okolic oczu, która została wykonana 15 czerwca 1975 roku w Szpitalu Mid-South w Memphis przez doktora Asghara Koleyni'ego.

Właściwie był to "subtelny lifting twarzy" jak podają: Linda Thompson w książce "A little thing called life", Billy Smith w wywiadzie dla EIN, Sonny West w książce "Elvis: Still Taking Care of Business", Peter Guralnick i Ernst Jorgensen w książce "Elvis: Day by day", George Klein w książce "Elvis: My best friend". Sytuację obrazowo tłumaczy Linda, która mówi, że w trzecim roku ich romansu, po ukończeniu czterdziestego roku życia, Elvis zapadł na coś, co określa się u panów "kryzysem wieku średniego". Stawał przed lustrem i starał się doszukiwać w swojej twarzy różnych mankamentów. Jak już się ich doszukał, postanowił poddać się zabiegowi. W tym celu umówił się na wizytę z dr Asgharem Koleyni w Memphis. Wszyscy go odwodzili od tego, Bill Smith mówił mu "wyglądasz świetnie i nie powinieneś nic poprawiać", George Klein "Elvis, wciąż masz twarz greckiego boga, więc dlaczego miałbyś mieć lifting twarzy?", a sam dr Asghar Koleyni "nie poprawia się doskonałego". Jednak Elvis był głuchy na argumenty. Kiedy lekarz odmówił mu korekty twarzy, Elvis powiedział, że w takim razie pójdzie do kogoś innego. Jak twierdzi Linda, lekarz w obawie, że inny chirurg pokiereszuje mu twarz i całkowicie zmieni wygląd Elvisa, przyjął zlecenie. I całe szczęście, bo w zasadzie zrobił mu lifting bez liftingu, aby spełnić jego kaprys i zadowolić psychikę. Elvis przebywał w szpitalu od 15 do 17 czerwca 1975 roku. Dr Asghar wykonał mu nacięcia za uszami, jakie wykonuje się przy normalnym liftingu i rzekomo lekko naciągnął skórę twarzy tak by nieco zmniejszyć fałdy pod oczami (jak zapewniał Elvisa). Oczywiście efekt był żaden, nikt tego nawet nie zauważył z jego najbliższego otoczenia, więc Elvis każdego dopytywał czy widzi zmiany w jego twarzy. Niektórzy nawet nie wiedzieli o tej operacji, ale przy tak postawionym pytaniu domyślali się, że ich szef oczekuje jakiegoś komplementu, co do jej wyglądu, więc wymyślali coś naprędce, ku zadowoleniu Elvisa.

Niemniej w jednym z materiałów (w mojej ocenie mało wiarygodnym) przeczytałam, że w 1956 roku, będąc w Hollywood, poddał się operacji pomniejszenia nosa przez dr Maury'ego Parksa. To samo źródło podaje, że będąc w wojsku w Niemczech, mieszkając w Bad Nauheim, 27 listopada 1959 roku zatrudnił człowieka o nazwisku Griessel-Landau, podającego się za chirurga plastycznego, który miał przeprowadzić kilka zabiegów na skórze twarzy i ramion Elvisa. Jakich dokładnie, nie podano. Dalej historyjka opowiada, że Griessel-Landau okazał się homoseksualistą i zaczął czynić awanse najpierw niektórym członkom Memphis Mafii, a później także samemu Elvisowi. W dniu 24 grudnia 1959 roku Presley zwolnił Griessel-Landauma, informując go, że powodem tej decyzji jest jego nieprzyzwoite zachowanie. Griessel-Landau niezadowolony z obrotu sprawy postanowił zaszantażować Presleya. Zażądał od niego pieniędzy grożąc, że zrujnuje mu karierę jeśli nie zapłaci. Sprawa oparła się o FBI. Elvis "został przesłuchany w dniu 28 grudnia 1959 roku w sprawie swojej skargi, że był ofiarą szantażu ..." (ponoć to cytat z akt FBI), Griessel-Landau "zagroził wystawieniem Presleya na podstawie zdjęć i nagrań z taśm, które mają rzekomo przedstawiać Presleya w kompromitujących sytuacjach". Dalej akta FBI mają informować, że "Presley nie zwrócił się do sądu". Trochę to dziwne, że nie poszedł na policję, czy nie złożył pozwu do sądu, tylko od razu skargę do FBI.

Dochodzenie wykazało, że Griessel Landau nie był lekarzem. Dalej autor artykułu pisze:
"Według dokumentów FBI:
»Informacje dotyczące tego tematu zostały przekazane temu urzędowi [jakiemu nie podano] przez Provost Marshal Division, Hqs., United States Army, Europe, z zaznaczeniem, że chcą uniknąć jakiegokolwiek rozgłosu w tej sprawie, ponieważ nie chcieliby angażować Elvisa Presleya ani stawiać go w niekorzystnym świetle, ponieważ był pierwszorzędnym żołnierzem i nie sprawiał kłopotów armii podczas swojej służby.«
Ponieważ sprawy nie potoczyły się tak, jak się spodziewał, Griessel-Landau usiłował rozegrać tę sprawę za pomocą listów, które napisał w dniach 27 i 28 grudnia [1959 roku], twierdząc że ponieważ sympatyzował z Elvisem więc postanowił nie podejmować działań przeciwko piosenkarzowi. Pliki FBI mówią finalnie:
»W drodze negocjacji Presley zgodził się zapłacić Griessel-Landau 200 dolarów za otrzymane już zabiegi, a także zapłacić 315 dolarów za samolot do Londynu w Anglii. Griessel-Landau zgodził się wyjechać do Anglii 25 grudnia 1959 roku, o godzinie 19.30 z Frankfurtu nad Menem w Niemczech. Lecz Griessel-Landau wcale nie odleciał, jak to uzgodniono, tylko wrócił i zażądał dodatkowych 250 dolarów, które zapłacił Presley. Dzień później Griessel-Landau telefonicznie zażądał jeszcze 2.000 dolarów za utratę praktyki, którą zamknął w Johannesburgu w RPA przed wyjazdem do Bad Nauheim w celu leczenia Presleya [brak informacji, czy i tą kwotę Elvis mu zapłacił].
Później szantażysta odleciał z Rhein-Main Air Field [amerykańskiej bazy lotniczej] z Frankfurtu nad Menem, Niemcy, o godzinie 16.00, 6 stycznia 1960 roku, w Flight 491, British European Airway do Londynu. Podejrzewa się, że będzie domagał się wjazdu do Stanów Zjednoczonych. Brak kontaktów między Presleyem i Griessel-Landau odnotowano od 5 stycznia [1960].«"
W tym samym materiale czytamy o kolejnej operacji, tym razem "niewielkiej zmianie kształtu nosa", do której miało dojść w 1960 roku, po jego powrocie z wojska. Jak twierdzi autor artykułu, informacja ta pochodzi od Sonny'ego Westa. Być może, aczkolwiek w książce "Elvis: Still Taking Care of Business" Sonny'ego Westa, we fragmencie, w którym wspomina o innym zabiegu plastycznym Elvisa nic o tym nie ma.

Sporo czasu spędziłam na porównywaniu fotografii nosa Elvisa i nie wypatrzyłam żadnych różnic w poszczególnych okresach czasowych. Również historyjka o pseudo lekarzu z RPA, chociaż podaje mnogość danych (daty, nazwy, kolejne etapy zdarzeń, rzekome cytaty z akt FBI), które wydają się ją uwiarygodniać, jest nieco zagmatwana. Przede wszystkim z uwagi na zaangażowanie FBI. Z drugiej strony Elvis od wczesnych lat swojej kariery aż do końca był pod ciągłą inwigilacją FBI, zatem jeśli takie zdarzenie miało miejsce (a miało), to nie dziwota, że znalazło odbicie w jego aktach. Nie wiem na ile historia opisana przez autora artykułu jest zgodna z faktami, ale z potwierdzonych źródeł wiemy, że będąc w wojsku Elvis faktycznie miał przejść serię nieinwazyjnych zabiegów mających zniwelować blizny potrądzikowe na skórze twarzy i ramion. Być może to właśnie ta sprawa z Griessel-Landau.

Patriotyzm

Elvis był wielkim patriotą. O czym świadczyły nie tylko jego słowa, ale i czyny. Nie tylko nie uchylił się od obowiązku służby wojskowej, jak Michael Jackson, ale również zrezygnował z służby zastępczej i innych przywilejów jakie mu proponowano, jak to zwykle wojsko robiło w stosunku do artystów. Chciał przejść cykl wojskowy, jak każdy, przeciętny żołnierz. I tak się stało. Nie miał żadnych forów, w wręcz przeciwnie. Na razie to tyle, jego służbie wojskowej poświecę cały cykl artykułów.

Zawsze płacił podatki terminowo, często nawet ze znacznym wyprzedzeniem i nadwyżką. Zarządził, że wszelkie opłaty na rzecz państwa mają mieć absolutny priorytet i mają być pokrywane w pierwszej kolejności i z wyprzedzeniem czasowym. Michael prowadził w tym zakresie zgoła odmienną politykę, nad czym pracował cały sztab ludzi.

Elvis już w latach młodzieńczych wykazywał wielkie poszanowanie dla wojska i państwa (od prezydenta po lokalne organizacje administracji państwowej i służby mundurowe), przede wszystkim za sprawą swojej matki. Jako nastolatek działał w paramilitarnej organizacji R.O.T.C., o czym więcej w poście: "R.O.T.C. i inne zajęcia pozaszkolne", do którego odsyłam. Występował też i pomagał kombatantom wojennym.

Michael pytany o swój patriotyzm i stosunek do państwa Stany Zjednoczone, wprost odpowiadał, że nie ma to dla niego żadnego znaczenia, bo on jest przecież obywatelem świata, a Stany są dla niego jak każdy inny kraj. Nie postrzegał ich w kategorii Ojczyzny.

Seksualność

Elvis był i jest uosobieniem seksu i męskości. Status ten zawdzięcza nie tylko swojej aparycji, lecz także głosowi i osobowości. Zarówno przez kobiety jak i przez mężczyzn za sprawą cech jakie posiadał był postrzegany jako stuprocentowy samiec, esencja męskości. Jego zniewalający głos, piękno duszy i ciała, adonisowa uroda, wysoka kultura osobista, dżentelmeńskość, wrażliwość, empatia, skromność przy wielkości (pozycji artystycznej) jaką posiadał, w zestawieniu z odwagą, sprawnością fizyczną, cechami przywódczymi, odpornością, wytrwałością, charyzmą, perfekcjonizmem (we wszystkim co robił), silną osobowością oraz wielkim poszanowaniem innych ludzi, wpłynęły właśnie na taki obraz, ocenę i odbiór jego osoby.

Elvis był osobą w pełni heteroseksualną, nie wykazującą żadnych odchyłów od normalności (dewiacji). Był mistrzem gry wstępnej, do czego przyczynił się z pewnością jego światopogląd na sprawy męsko-damskie oraz wysoki poziom uczuciowości i wrażliwości, o czym więcej napiszę w specjalnym poście. Jak wielu mężczyzn lubił kobiece stopy jednak nie aż tak by można tu było mówić o fetyszu. Czasami zarzucano mu, że jest podglądaczem, a wszystko to za sprawą weneckiego lustra jakie posiadał w jednej ze swoich posiadłości.

Diametralnie inaczej jawi nam się seksualność Michaela Jacksona, który otaczał się i spędzał noce z chłopcami w wieku od ośmiu do czternastu lat, był też dwukrotnie oskarżony o pedofilię w procesach sądowych, zawarł też całą masę ugód przedsądowych skrzętnie ukrywanych przed opinią publiczną, dogadując się po cichu z potencjalnymi powodami (ich przedstawicielami prawnymi - rodzicami, opiekunami) płacąc im za milczenie miliony. Zresztą Michael sam się podkładał mediom. W filmie "Życie z Michaelam Jacksonem", emitowanym swego czasu w TVP 2, możemy usłyszeć jak Michael mówi (minuta 1:12:50):
"Dzieci są moim natchnieniem, a największy wyraz miłości to dzielenie razem łóżka."
W jego życiu brak też partnerek, nie licząc dwóch żon: Lisa Marie Presley (od 1994 do 1996) i Debbie Rowe (od 1996 do 1999). Ze swoją pielęgniarką Debbie Rowe stworzył białe małżeństwo, czyli bez seksu. Debbie prawie od samego początku przyznawała, iż nie utrzymywała z Michaelem kontaktów seksualnych. Jedynie Lisa Marie Presley twierdziła, że na początku małżeństwa współżyli ze sobą, lecz dla wszystkich jest jasne, że było to tylko częścią umowy jaką ze sobą zawarli decydując się na to biznesowe i wizerunkowe małżeństwo.

Przypuszczalnie Michael był niezdolny do odbycia penetracji seksualnej i to nie tylko z kobietami, które zupełnie nie pociągały go seksualnie, ale również w relacjach homoseksualnych. Niestety nie znamy powodów tego stanu rzeczy. Nie wiemy, czy stały za tym wyłącznie przyczyny natury czysto psychologicznej (te na pewno), czy również fizyczne (wrodzone lub pourazowe defekty narządów płciowych).

Ojcostwo

Jackson miał troje dzieci: Prince Michael Jackson I (Michael Joseph Jackson Junior, znany jako „Prince”), Paris Michael Katherine Jackson oraz Prince Michael Jackson II (Prince Michael Jackson, znany jako „Blanket”). Matką dwójki najstarszych jest Debbie Rowe, chociaż i to nie jest pewne (prawdopodobnie była tylko surogatką, a żeński materiał genetyczny pochodził od innej kobiety lub kobiet), a personalia matki trzeciego dziecka Jacksona są utrzymywane w tajemnicy do dziś. Jednak co najważniej, żadne z tych dzieci nie zostało poczęte w naturalny sposób. Biologicznym ojcem (dawcą nasienia) pierwszej dwójki jest Mark Lester, przyjaciel Michaela, aczkolwiek początkowo ich ojcostwo przypisywano lekarzowi Arnoldowi Kleinowi, który opiekował się piosenkarzem i był jednocześnie przełożonym jego żony (pielęgniarki Debbie Rowe). Co do trzeciego dziecka są też wątpliwości, chociaż w tym przypadku część źródeł podaje, że do zapłodnienia doszło z wykorzystaniem nasienia Jacksona. Jest to mało prawdopodobne ponieważ Michael Jackson prawdopodobnie był bezpłodny. Na stronie Viva.pl czytamy:
"Nad pochodzeniem dzieci Michaela Jacksona cały czas toczyły się spekulacje. Matką Michaela Juniora i Paris została była pielęgniarka muzyka, Debbie Rowe. Mówiło się jednak, że posłużyła ona wyłącznie jako wynajęty brzuch. Materiał genetyczny pochodził od innej kobiety. Debbie chętnie zrzekła się praw rodzicielskich za 8,5 miliona dolarów. Matka najmłodszego, Prince’a, prawdopodobnie nawet nie wiedziała, czyje dziecko rodzi – zostało ono po prostu „dostarczone” do Neverlandu ze szpitala przez prawnika Króla popu."
Według wielu źródeł matka trzeciego dziecka prawdopodobnie do dziś nie wie, że urodziła dziecko Jacksonowi. Więcej o dzieciach Michaele Jacksona na stronach: fakt.pl, plotek.pl. Plotek.pl cytuje też za Mirror.co.uk wypowiedzi brytyjskiego aktora Marka Lestera:
"Pamiętam, jak Michael zadzwonił do mnie i zapytał: »Nie masz żadnych trudności z płodnością, prawda?«. Powiedział to pół żartem, pół serio (...). Potem w tym samym tonie zapytał, czy mu pomogę. Jakiś rok później zaproponował, żebym został dawcą nasienia, a ja się zgodziłem."
"Michael zorganizował dla mnie spotkanie w klinice w Londynie. Odwiedziłem ją kilka razy, aby oddać nasienie i nigdy więcej o tym nie rozmawialiśmy."
Jeśli chodzi o najmłodsze dziecko, nie znamy też dawcy nasienia. Gdyby Michael był płodny, to nie prosiłby swojego przyjaciela o oddanie nasienia w przypadku dwójki pierwszych dzieci. Zatem opcja, że to on jest biologicznym ojcem Blanketa nie wchodzi w grę.

Elvis był biologicznym ojcem swojego dziecka, poczętego w naturalny sposób. Lisa Marie Presley jest oficjalnie jedynym jego dzieckiem, chociaż mówi się, że ma jeszcze syna z przedmałżeńskiego związku. Oczywiście Elvis miał wiele spraw o ojcostwo, ale wszystkie okazały się bezpodstawne. Po dziś dzień wiele matek twierdzi, że ma dzieci z Elvisem. Są też osoby, które twierdzą, że są dziećmi Elvisa. Jednak wszystko wskazuje na to, że to tylko próby zaistnienia lub wyłudzenia pieniędzy. Tylko w jednym przypadku, o którym wspomniałam na początku, coś może być na rzeczy, zwłaszcza, że są zdjęcia tego mężczyzny jako dziecka z Elvisem. Ponoć Graceland odmawia badań DNA, co trochę dziwi, bo w innych przypadkach nie mieli takich oporów. Nie znam ustawodawstwa amerykańskiego ani stanu Mississippi więc nie wiem, czy taka odmowa jest wystarczająca, czy sąd może zmusić do poddania się badaniom DNA, a jeśli tak, to w jakich okolicznościach.

Zarówno Elvis jak i Michael byli dobrymi, czułymi i kochającymi ojcami, poświęcającymi swoim dzieciom tyle czasu na ile było to możliwe, choć żądne sensacji media czasem donosiły, że Michael kiedy był w złym nastroju bywał w stosunku do dzieci agresywny. Jednak te informacje po weryfikacji okazały się pomówieniami.

Wyznanie

Elvis był zdeklarowanym, wierzącym i praktykującym chrześcijaninem. Codziennie czytał i analizował Biblię oraz inne pisma z kanonu. Został wychowany w pentekostalizmie (nurcie zielonoświątkowym). Niemniej interesował się wszystkimi religiami, ruchami, doktrynami wyznaniowymi i duchowymi. Był wiecznym poszukiwaczem otwartym na wszystkie religie świata i wszystkie duchowe koncepcje (patrz post "Elvis i sztuki medytacji"), aczkolwiek nigdy nie porzucił swojej wiary pierwotnej, pozostając wyznawcą Jezusa Chrystusa aż do końca.

Aczkolwiek Elvis, w rozumieniu halachicznym był Żydem, o czym niewiele osób wie. Wyjaśnię to ze szczegółami w specjalnym poście, więc tutaj pominę ten wątek.

Michael Jackson, jak i pozostałe dzieci Katherine i Josepha Jacksonów, został wychowany w tradycji świadków Jehowy. W wieku 17 lat został ochrzczonym Świadkiem Jehowy. Jakiś czas później został karnie wykluczony ze wspólnoty. Michael podobnie jak Elvis także miał wiedzę na temat różnych religii i wyznań. Wierzył w Boga, choć trudno dziś powiedzieć w jakiego dokładnie, w każdym razie negował ateistyczny pogląd, który tłumaczył powstanie świata teorią wielkiego wybuchu, uważał że świat musiał być dziełem jakiegoś stwórcy.

O ile religijny światopogląd Elvisa jest doprecyzowany, w przypadku Michaela nie mamy tej jasności. Mówi się, że pod wpływem swojej przyjaciółki aktorki Elizabeth Taylor przeszedł na judaizm (Elizabeth Taylor, też nie była Żydówką w rozumieniu halachicznym, tylko konwertytką od 1959 roku). Podaje się też, że kiedy zamieszkiwał w Bahrajnie konwertował na islam. Jednak żadna z tych informacji nie została oficjalnie potwierdzona.

Michael chciał wybudować meczet w Bahrainie, ale skończyło się tylko na obietnicach, podobnie jak w przypadku lunaparku w Polsce. Znany był ze składania deklaracji bez pokrycia, w przeciwieństwie do Elvisa, który zawsze wywiązywał się ze swoich obietnic. Linda Thompson (jego partnerka) nazywała go "człowiekiem danego słowa", ponoć Elvis jak tylko komuś coś obiecał, zobowiązał się do czegoś, to stawał na rzęsach by dotrzymać danego słowa, niezależnie od kosztów i zachodu.

Dzieciństwo

Elvis wychowywał się w skrajnie biednej, acz bardzo kochającej się rodzinie, w której nie było żadnej patologii. Szczególnie matka stanęła na wysokości zadania i wychowała go na bardzo grzecznego, empatycznego i kulturalnego człowieka, czym Elvis w dorosłym życiu zaskakiwał każde otoczenie, w którym się znalazł (patrz post " Dżentelmen z Południa").

Michael nie miał tyle szczęścia. Sytuacja materialna rodziny nie była może idealna, ale przynajmniej nikt nie głodował i nie mieszkał w warunkach urągających ludzkiej godności. Michael miał jak najlepsze zdanie o matce (czemu się dziwię, bo nie odeszła od męża i pozwalała mu znęcać się nad dziećmi) i złe o ojcu, czego wyraz dał w swoim testamencie wykluczając go ze spadku. Jego ojciec był tyranem i sadystą. Katował swoje dzieci regularnie. W tej sytuacji trudno się dziwić, że psychika Michaela została tak wypaczona. Cud, że nie poszedł w ślady ojca lub nie skończył w jakimś młodzieżowym gangu.


* * *

Playback

Elvis nigdy nie zhańbił się playbackiem. Nie chciał o tym słyszeć. Był zawsze wzburzony, gdy coś takiego mu w ogóle sugerowano. Takie rozwiązanie przy szacunku jaki zawsze miał do innych było dla niego wręcz odrażające. Uważał to za lekceważenie fanów i publiczności. Nie rozumiał artystów, którzy decydują się występować na scenie markując tylko swój śpiew, podczas gdy wszystko odtwarzano z taśm. Dla niego koncerty na żywo były formą interakcji z publicznością, wychodził z założenia, że po to właśnie ludzie na nie przychodzą, by zobaczyć i usłyszeć wykonawcę na żywo, w czasie rzeczywistym, a nie odsłuchiwać taśmy, bo to każdy z nich może zrobić we własnym domu.

Tymczasem dla Michaela Jacksona był to chleb powszedni. Właściwie wszystkie jego solowe występy (poza grupą Jackson Five), to w zasadzie głównie playback. Ostatnia trasa koncertowa "HIStory World Tour" (1996/1997), to wyłącznie playback.

Nawet na jego niedoszłą trasę koncertową w 2009 roku zaplanowano playback. W artykule "Michael Jackson nie miał siły, by śpiewać i tańczyć", opublikowanym 6 maja 2013 roku, na stronie Onetu w dziale Muzyka, czytamy:
"Michael był zbyt słaby aby śpiewać i tańczyć jednocześnie, podczas planowanych koncertów w londyńskiej O2 Arenie sprzed czterech lat. Stan zdrowia nie pozwalał mu na występy na żywo. (...)

Z korespondencji prowadzonej pomiędzy promotorami niedoszłych występów Michaela Jacksona w londyńskiej O2 Arenie z 2009 roku, wynika, iż gwiazdor nie był w stanie podołać trudom występu na żywo.

W związku z faktem zdrowotnej niedyspozycji artysty, organizatorzy trasy »This Is It« zdecydowali, aby Jackson śpiewał z playbacku na wszystkich swoich koncertach w 2009 roku. Wszystko wskazuje również na to, iż popularny Jacko śpiewał "z taśmy" przynajmniej w kilku opublikowanych fragmentach z prób w O2 Arena, wydanych później w formie koncertowego DVD - »This Is It«.

Ujawnienie maili związanych z niedoszłymi występami Michaela Jacksona, ma związek z toczącym się procesem sądowym przeciwko organizatorowi koncertów »This Is It« - firmie AEG Live. Matka nieżyjącego już Michaela Jacksona, 83-letnia Katherine, domaga się od organizatorów 40 miliardów dolarów odszkodowania za doprowadzenie do śmierci jej syna".
Ciekawe, rzekomo "stan zdrowia nie pozwalał mu na występy na żywo", a w raporcie z sekcji zwłok czytamy: "Piosenkarz był w stosunkowo dobrym stanie zdrowia, jak na swój wiek" i dalej: "Jego serce było mocne bez jakichkolwiek śladów chorób. Jego nerki i wiele innych narządów były w normie". Zatem co? Lenistwo? Wygoda? Lekceważenie fanów i publiczności? Zwykłe niechciejstwo? Fanaberia rozkapryszonego Piotrusia Pana?

Dr Tohme Tohme, doradca biznesowy Michaela, później także menadżer, też podkreślał, że jego zdaniem piosenkarz był w dobrej kondycji:
„Michael był bardzo szczęśliwy. Codziennie trenował i tańczył, świetnie wyglądał, zawsze się uśmiechał, był ożywiony i skoncentrowany. Pożegnał się z wózkiem inwalidzkim, z parasolem, skończyły się problemy ze snem. Wiem o tym, bo byłem tam przez cały czas. Zaglądałem do niego dwa–trzy razy dziennie. Widziałem i słyszałem, że z tygodnia na tydzień jest w coraz lepszej formie”.
Jednak było też całkiem dużo wypowiedzi osób z najbliższego otoczenia Jacksona, które twierdziły coś zupełnie innego. To wszystko wskazuje na to, że choć Michael Jackson był fizycznie w dobrej kondycji zdrowotnej, wbrew temu jak się nam pokazywał (wózek inwalidzki, parasolki, maski na twarzy, aparaty tlenowe), to jego psychika była w rozsypce.

Całe szczęście, że Elvis brzydził się playbackiem. Dzięki temu mamy całą gamę różnorodnych wykonań każdej piosenki jaką śpiewał podczas prób i koncertów. Możemy je porównywać, oceniać, analizować, prześledzić jak zmieniał się jego głos, a także wiele innych aspektów tych wykonań, czego fani Michael Jacksona zostali skutecznie pozbawieni, gdyż słuchając tej samej piosenki "wykonywanej" podczas różnych koncertów, w rzeczywistości słyszą jedną i tą samą wersję, nagraną kiedyś w studio.

Taniec

Elvis miał wysoko rozwinięte naturalne poczucie rytmu, co w połączeniu z jego sprawnością fizyczną i fizjonomią, czyniło go bardzo dobrym materiałem na świetnego tancerza, którym notabene zresztą był. Aczkolwiek nigdy nie poszedł w tę stronę. Jego pasją była przede wszystkim muzyka. Nigdy też nie ćwiczył swoich ruchów, nie opracowywał układów tanecznych przed występami. Dopiero w latach siedemdziesiątych zdarzało się, że pewne ruchy taneczne, które zrodziły się mimochodem podczas prób, przenosił planowo na scenę. Natomiast to, co możemy zaobserwować na nielicznych materiałach z lat pięćdziesiątych, to jego naturalna, nieskrępowana, nie choreografowana ekspresja taneczna, za którą wtedy był tak bardzo potępiany, odsądzany od czci i wiary, deprecjonowany oraz okrzyknięty największym zagrożeniem moralnym amerykańskiej młodzieży. Wówczas uważano go za wyuzdanego seksualnie artystę, którego perwersyjne ruchy biodrami i nogami na scenie są obrzydliwe, sprośne, ekshibicjonistyczne, przesycone obscenicznym seksem i wyzwalają w młodych ludziach niezdrowy pęd do uciech seksualnych, prowadząc do nadmiernego rozpasania i lubieżności, choć on sam w ogóle nie rozumiał tych zarzutów i uważał je za wysoce krzywdzące, wyimaginowane i pozbawione logicznych podstaw. W końcu cóż złego było w tańcu? Nagabywany o nie przez dziennikarzy, zwykł odpowiadać:
„Muzyka powinna być czymś co cię porusza – wewnętrznie i zewnętrznie”.
„Poczucie rytmu albo się ma, albo nie. Ale jeśli już je masz, to cię przepełnia”.
„Niektórzy stepują, przytupują, inni pstrykają palcami, jeszcze inni kołyszą się na boki, do przodu i do tyłu, a ja po prostu robię to wszystko naraz".
Kiedy Elvis był chłopcem, wiele czasu spędzał w kościołach dla Czarnych i na sławnej Beale Street w Memphis, a wcześniej również w czarnej dzielnicy Shakerag w Tupelo. To tam naoglądał się popisów tanecznych kaznodziejów, których muzyka gospel rozsadzała od środka, tańczących, śpiewających, krzyczących, miotających się w ekstatycznym uniesieniu, nie tylko po podłodze, ale też na przykład na pianinie, ambonie, czy ławkach kościelnych. W tych miejscach patrzył też jak skrajnie biedna ludność czarnych obywateli Stanów Zjednoczonych, zepchnięta na margines społeczny, próbuje przetrwać i wnieść odrobinę radości w swoje życie oraz krztynę pozytywnego nastawienia za pomocą jaskrawych kolorowych ubrań, śpiewu, gry na instrumentach i tańca.

Jego zmysłowe ruchy biodrami, ugiętymi w kolanach nogami, początkowo były wykonywane całkiem bezwiednie. Kiedy na swoim pierwszym większym występie w Overton Park w Memphis, 30 lipca 1954 roku, zakręcił nogami i zawirował biodrami przesuwając się dynamicznie w rytm muzyki po scenie, tłum eksplodował (zaczął wrzeszczeć, skakać, piszczeć, machać), a przerażony Elvis uciekł ze sceny, za kulisami pytając: "Dlaczego oni tak na mnie krzyczą?!". Wtedy uświadomiono mu, że to nie przejaw dezaprobaty, jak myśli, tylko wręcz odwrotnie i wypchnięto go z powrotem na scenę.




Kilka przykładów tych "nieprzyzwoitych" ruchów Elvisa, które w latach pięćdziesiątych tak bardzo bulwersowały opinię publiczną, władze i środowiska religijne. Pierwsze trzy fragmenty są z programu The Milton Berle Show, wyemitowanego 5 czerwca 1956 roku na kanale NBC-TV. Trzy następne wydawało mi się, że są z jednego z koncertów w Kanadzie, w 1957 roku, ale spec od koncertów - Krzysiu Potocki, mówi, że to z koncertu w Tupelo z 27 września 1957 roku. Ostatni to z programu ABC-TV "The Frank Sinatra Timex Show: Welcome Home Elvis", wyemitowanego 12 maja 1960 roku (ale nagranego już 26 marca 1960 roku w sali balowej hotelu Miami Beach)

Elvis na scenie podczas koncertu w 1956 roku

Te ruchy Elvisa na scenie, wynikające wyłącznie z ekspresji rytmicznej, które można by uznać za część pewnej nieplanowanej choreografii, trwały od kilku do kilkudziesięciu sekund w latach pięćdziesiątych i do dwóch, trzech minut w sekwencjach karate w latach siedemdziesiątych. Dlatego w jego przypadku bardziej mówimy o ruchach, figurach, czy sekwencjach rytmiczno-tanecznych, niż o tańcu jako takim. Niemniej Elvis był też dobrym tancerzem i wielka szkoda, że nie zostało to utrwalone w większej ilości obrazów. Trochę jego możliwości tanecznych zobaczymy też w filmach, ale na tym koniec. Wymieńmy tu choćby film "Jailhouse Rock" (1957) i scenę taneczną podczas tytułowej piosenki do tego filmu, czy film "Girls! Girls! Girls!" (1962) i scenę do piosenki "The walls have ears". Wspominałam już o niej (w poście "Elvis, jakiego nie zobaczymy i nie usłyszymy"), gdy pisałam o innej umiejętności tanecznej Presleya - stepowaniu. Tam na samym początku widzimy nie tylko jego step, ale także piękne, subtelne prowadzenie partnerki. Juliet Prowse, aktorka, baletnica, partnerka filmowa Elvisa z "G.I. blues" (1960), która sama była przede wszystkim świetną tancerką (w ogóle, nie tylko baletową, choć balet był jej pasją), powiedziała:
"Mógłby być cholernie dobrym tancerzem [red. zawodowym] - miał wyśmienite poczucie rytmu".
W jakiejś recenzji znalazłam taki fragment:
"Dużo filmów, w których Elvisa zagrał, oparte są na muzyce i tańcu. Te role ustawiły nową granicę dla tego, co mogło być oglądane na dużym ekranie. To pomogło utorować drogę społeczeństwu do rozbudzenia zainteresowania tanecznego na nowym poziomie. Oni byli skłonni naśladować ruchy Elvisa i przenieść je na własne pole.

Niestety, wiele układów tanecznych, jakie Elvis stworzył nie zostały docenione. Wielu jednak wie, że wyprzedził dekady swoimi wizjami. On nie był buntownikiem, jak wówczas wielu krytyków go nazywało, on był artystycznym geniuszem. Jeżeli spytasz jakichś wielkich tancerzy albo muzyków, kto ich inspirował - odpowiedzą, że Elvis".
No cóż, wtedy teledysków nie było, a Elvis był już zaszufladkowany jako piosenkarz.

Przez te wygibasy na scenie, w latach pięćdziesiątych dochodziło do różnych paradoksów. Nie tylko władze pod naciskiem opinii społecznej i gremiów religijnych odwoływały jego koncerty, ale nawet zdarzyło się kilka razy, że wystąpiono do sądu o wydanie sądowego zakazu występu Elvisa Presleya w danym obszarze administracyjnym i zwykle je uzyskiwano. Nawet w Kanadzie, też w ostatniej chwili, odwołano dwa koncerty, które miał dać w Montrealu (4 kwietnia 1957 roku). W jednym przypadku sąd nakazał nagrać występ Elvisa w innym miejscu, by móc prześledzić jakież to lubieżne ruchy artysta wykonuje na scenie i na tej podstawie podjąć decyzję. Nie lepiej było w telewizji. Operatorzy kamer mieli nakaz pokazywania Elvisa od pasa w górę, a sam Elvis był proszony o ograniczanie się w ruchach, zwłaszcza w dolnych partiach ciała. Zyskał też rymujący się z imieniem przydomek "Elvis - Pelvis" (miednica), czasami mówiono też o nim "dancing pelvis", tańcząca miednica.

Kiedy oglądałam klipy z występów Elvisa w latach pięćdziesiątych, momentami miałam wrażenie, że brakuje kadrów, tak jakby film był klejony w wyniku czego utracono jakąś klatkę lub klatki. Tak to sobie wtedy tłumaczyłam dopóki nie trafiłam na materiał, który to wyjaśnił. Chodziło o klatkaż*, czyli ilość nagrywanych klatek na sekundę. Jakość przenośnych kamer w latach pięćdziesiątych miała najczęściej wydajność od 12 do 20 klatek na sekundę. Elvis potrafił wykonywać tak szybkie ruchy, których oko ludzkie nie rejestruje - najpierw widzimy go w jednej pozycji, a za chwilę w nieznacznie innej, nie wychwytując momentu przejścia, z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia przy rejestracji obrazu przez ówczesne kamery**, co potem wyglądało jakby film był nieudolnie zmontowany lub naprawiany. Tę jego niewiarygodną prędkość ruchu, podkreślał też Ed Parker, jego trener karate i przyjaciel. Mówił, że w całym swoim życiu i karierze nigdy nie spotkał człowieka, który dorównywałby Elvisowi w prędkości ruchu (wyprowadzaniu ciosów rękami i nogami, szybkości zmiany pozycji), ani nawet zbliżył się poziomem do tej jego umiejętności.

* Klatkaż, to ilość nagrywanych lub wyświetlanych pojedynczych zdjęć w ciągu jednej sekundy. Dzięki temu pojawia się iluzja ruchu. Przy dpowiedniej ilości, tj. 25 klatek na sekundę, będącej telewizyjnym standardem europejskim oraz 24 klatkami na sekundę dla filmu, pojedyncze klatki stają się płynne i wyglądają jak jeden, nieprzerwany obraz.
Ludzki mózg przy 12 klatkach na sekundę i mniej jest w stanie zauważyć, że obraz na ekranie nie jest jedną, płynną animacją, tylko szybko zmieniającymi się po sobie zdjęciami (coś jak szybki pokaz slajdów). Dopiero powyżej 18 klatek na sekundę mózg zaczyna interpretować to jako płynny ruch.


** W sensie nie w pełni profesjonalne lub profesjonalne, ale o nie najwyższej jakości. 

Takim drugim ważnym aspektem było jego niesamowite poczucie równowagi oraz refleks ruchowy*, który w przypadku Elvisa ściśle się z nim wiąże. Dzięki nim mógł przyjmować w tańcu takie pozycje, które zdawały się przeczyć prawom fizyki, ale właśnie dlatego były tak bardzo widowiskowe. Na przykład jak ta najbardziej znana, kiedy staje na czubkach palców (jak baletnica) wyrzucając do przodu nogi ugięte w kolanach przy jednoczesnym odchyleniu tułowia do tyłu.

* Refleks ruchowy zwykle współwystępuje z dobrą równowagą, ale nie zawsze. Wyobraźmy sobie dwie osoby ze świetnym wyczuciem równowagi na równoważni. W pewnym momencie coś je rozprasza. Pierwsza z nich traci równowagę i spada przewracając się na podłogę, druga dzięki błyskawicznej reakcji i złapaniu przeciwwagi jakoś utrzymuje się na równoważni lub zeskakuje obok na podłogę na dwie nogi (nie przewracając się). Pierwsza osoba to przykład osoby o niższym refleksie ruchowym, druga o wyższym.

Ujęcia z filmu "Jailhouse Rock" (1957)


Film "Girls! Girls! Girls!" (1962) i scena do piosenki "The walls have ears", na początku której Elvis stepuje i tańczy

Scena z filmu (chyba "Girl Happy", 1965)

Tutaj przykład kilkusekundowych ruchów (mniej więcej od połowy klipu zaczyna się pierwsza sekwencja, zostaje powtórzona nieco później jeszcze raz), które Elvis przeniesie kilka razy z próby na scenę, kiedy będzie wykonywał piosenkę "Stranger In The Crowd". Próba z 1970 roku

Elvis na scenie w International Hotel w Las Vegas (NV), w 1970 roku. Ten ruch Elvis zwykle demonstrował na końcu piosenki "Polk Salad Annie". Naśladował w nim galop na koniu i rzut lassem. Trwał około trzech minut, ale tutaj załączyłam tylko jego kilkusekundowy fragment

Elvis na scenie podczas koncertów demonstruje ruchy karate

Michael Jackson był bardzo choreograficznym artystą. Ćwiczył ruchy i układy taneczne po kilka godzin dziennie. Miał też specjalną salę do tego celu. Jeden z autorów pisze:
"Myślę, że Michael prawdopodobnie musiał pracować dużo ciężej na rozrywkę niż Elvis. The Jackson 5 byli bardzo choreografowani i tam właśnie Michael dorastał. Elvis był solowy i zależny tylko od siebie od samego początku".
Jeśli spojrzymy pod tym kątem, to tak. Aczkolwiek moim zdaniem Elvisowi było dużo trudniej. Musiał zmierzyć się z ziejącą gniewem i nienawiścią częścią społeczności, terytorialnych organów władzy, środowisk religijnych, które w jego ruchach tanecznych dopatrywały się seksualnych obscenów i chęci demoralizacji młodego pokolenia. Łatwiej popracować przezkilka godzin dziennie nad choreografią, ruchem i tańcem na parkiecie, niż mierzyć się z nieprzychylnymi milionami rozjuszonych obrońców moralności.

Michael Jackson już nie miał takich problemów, gdyż Elvis przetarł szlaki innym artystom na długo wcześniej. Nawet pomimo swojego do dziś obrzydliwego i obscenicznego gestu trzymania się za krocze i potrząsania genitaliami, jakim epatował regularnie swoją publiczność podczas występów, dalej był zapraszany, akceptowany i jakoś nikt nie występował o wydanie sądowego zakazu jego koncertowania.

Taniec Michaela na scenie był najmocniejszym punktem jego występów i jedynym rzeczywistym, bo śpiew był z playbacku. Był świetnym tancerzem, co zawdzięczał nie tylko naturalnym predyspozycjom, ale także wieloletnim i wielogodzinnym ćwiczeniom każdego dnia. Część ruchów zaczerpnął od Elvisa, wplatając je w swoje układy taneczne, doskonaląc je i rozbudowując. Wykorzystywał w nich również pozycje i ruchy karate, co też było wynikiem naśladownictwa Presleya. Pomagał mu w tym jego młody ochroniarz (Matt Fiddes), karateka, którego zatrudnił głównie z tego powodu. Uczył go tych ruchów.

Michael Jackson zasłynął przede wszystkim słynnym krokiem księżycowym - moonwalk*. Pierwszy raz wykonał go na scenie 16 maja 1983 roku, podczas koncertu jubileuszowego "Motown 25: Yesterday, Today, Forever", firmy nagraniowej Motown, dla której nagrywał wraz z Jackson Five, w trakcie piosenki „Billie Jean". Od tego czasu moonwalk stał się jego popisowym ruchem.

* Moonwalk to ruch taneczny, w którym tancerz porusza się do tyłu, pozornie idąc do przodu. Stał się popularny na całym świecie, chociaż istniał w niektórych formach od lat 30. XX wieku. Niektóre źródła podają, że krok ten jest dużo starszy, a zaczerpnięto go z azjatyckich sztuk walki.
Technika wykonania: Początkowo przednia stopa jest trzymana płasko na ziemi, podczas gdy tylna stopa jest w pozycji na palcach. Płaska przednia stopa pozostaje na ziemi, ale jest lekko i gładko przesuwana do tyłu za tylną stopę. Teraz przednia stopa jest obniżona płasko, a tylna stopa jest podniesiona do pozycji na palcach. Kroki te są powtarzane w kółko, tworząc iluzję, że tancerz jest ciągnięty do tyłu przez niewidzialną siłę, próbując iść do przodu.

Możliwości taneczne Jacksona, złożyły się na jego status jednego z najlepszych artystów wszech czasów. Jackson nie wynalazł tego ruchu tanecznego, lecz doprowadził go do perfekcji, wprowadzając go na stałe do kultury amerykańskiej. Jednak nawet z jego umiejętnościami tanecznymi, opanowanie moonwalka było dla niego trudne i trwało dość długo. Pierwszy raz zobaczył moonwalka w wykonaniu Jeffreya Daniela (cotygodniowym amerykańskim programie telewizyjny z muzyką i tańcem, emitowanym od 2 października 1971 roku do 27 marca 2006 roku, w którym Jeffrey Daniel prezentował go już od 1974 roku). W 1982 roku, Michael kazał zadzwonić swojemu menadżerowi do Soul Train, aby przedstawiono go tancerzowi. Był fanem tańca Jeffreya Daniela.

Daniel koncertował wtedy z Shalamar (swoim zespołem), więc Derek Cooley Jackson i Geron Casper Candidate (tancerze występujący z Jeffreyem Danielem) poszli uczyć Jacksona, jednak długo nie był w stanie opanować techniki. Dopiero, gdy Jeffrey Daniel wrócił z trasy i zaczął z nim pracować, wreszcie mu się to udało.

* Jeffrey Glenn Daniel - amerykański tancerz, piosenkarz, autor tekstów oraz choreograf, najbardziej znany jako członek i założyciel grupy wokalnej R&B Shalamar.

Jeffrey Glenn Daniel, Derek Cooley Jackson i Geron Casper Candidate wykonują taniec, w którym możemy wielokrotnie zobaczyć moonwalka, a w ostatniej scenie wykonują go wszyscy trzej jednocześnie. Niestety nie podano jaki to był program telewizyjny, wiemy tylko, że z 1979 roku. Opis na klipie, który informuje, że było to pierwszy raz kiedy świat zobaczył moonwalka, jest błędny, ponieważ w telewizji amerykańskiej pokazano go na pewno już w 1974 roku, a być może wcześniej również

Pierwsze wykonanie moonwalka przez Michaela Jacksona na scenie miało miejsce 16 maja 1983 roku, podczas koncertu jubileuszowego "Motown 25: Yesterday, Today, Forever", firmy nagraniowej Motown, dla której nagrywał wraz z Jackson Five, w trakcie piosenki „Billie Jean"

Michael Jackson w swoim ulubionym geście trzymania się za krocze i potrząsania genitaliami ręką, przy jednoczesnym wykonywaniu ruchów frykcyjnych biodrami

Sala do ćwiczeń tanecznych w posiadłości Michaela Jacksona. Mieściła się obok kina, poza budynkiem mieszkalnym

The Vancouver Sun, kanadyjska gazeta, napisała kiedyś:
"Ruchy Jacksona (tańca) nie przypominały niczego, co ktokolwiek widział wcześniej i tak jak u Elvisa, ruchy te były wrodzonymi darami".
Myślę, że to bardzo trafna ocena, zwłaszcza w odniesieniu do Elvisa Presleya, który nie ćwiczył tańca, nie doskonalił go.

Śpiew

Z całą pewnością obaj umieli dobrze śpiewać. Elvis miał wspaniałą i bardzo zróżnicowaną barwę, co jest niezmiernie rzadko spotykane u wokalistów. Czasami słuchając jego piosenek mamy wrażenie, że nie śpiewa ich ta sama osoba. Dodatkowo miał bardzo szeroki zakres wokalu, od basu poprzez całe pasmo barytonu do tenoru włącznie. Był mistrzem wszelkich technik wokalnych, które swobodnie stosował. Więcej o jego głosie w specjalnym poście "Głos Elvisa", do którego odsyłam. Potrafił śpiewać zarówno mocno, głęboko, z czarnym brzmieniem, jak i delikatnie, subtelnie, wręcz eterycznie (mówiono wtedy o aksamitnym głosie).

Jeśli chodzi o Michaela Jacksona, zawsze śpiewał tak samo, oczywiście z ekspresją dostosowaną do charakteru utworu. Aczkolwiek w większości jego śpiew był krzykliwy, agresywny, napastliwy, co jednym się podobało innym nie.

Chciałabym zakończyć ten wątek cytatem z jednego z wpisów jaki znalazłam od Was na blogu. Maria, Ewa napisała:
"Natomiast przeciwieństwem do muzyki Elvisa Presleya jest na przykład muzyka Michaela Jacksona, Madonny i innych podobnych piosenkarzy. Ich muzyka niesie pustkę i wyzwala w człowieku agresję, bunt i zaprzeczanie wszelkim wartościom".
Mam dokładnie takie same odczucia.

W moim odczuciu, to nie głos wyniósł Michaela na wyżyny, lecz taniec. Gdyby nie on, sukces Michaela Jacksona jako piosenkarza nie byłby tak spektakularny. To połączenie ruchu, śpiewu, choreografii, a przede wszystkim tańca, stały za jego sukcesem. Gdy śpiewał normalnie, bez wrzasku, miał bardzo przeciętny, niczym nie wyróżniający się głos, jakich wiele. Jego barwa stawała się charakterystyczna dopiero wtedy, gdy się wydzierał, taka skrzekliwa, nachalna, świdrująca, co nie każdy dobrze znosi i toleruje, ale dzięki temu charakterystyczna.

Ubiór sceniczny

W zasadzie Michael ubierał się inaczej na scenę niż Elvis, co nie znaczy, że nie próbował go naśladować. Zwłaszcza w początkowym okresie swojej kariery solowej. Lisa Marie wspominała, że kiedy Michael odwiedził Graceland, najbardziej był zainteresowany właśnie kostiumami Elvisa. Chciał je wszystkie zobaczyć, wypytywał ją o nie i słuchał z wielkim zaciekawieniem tego, co o nich mówiła.

Co prawda Michael miał w swojej garderobie scenicznej również jumpsuity, aczkolwiek nie w tym leżało sedno naśladownictwa. Jumpsuity stały się znakiem rozpoznawczym Elvisa, jego scenicznym image. W pierwszych trzech latach po powrocie Elvisa na scenę, stosunkowo mało zdobione, bardziej zorientowane na karate, w późniejszych latach coraz bardziej zdobione, obfitujące w metalowe ćwieki i napy, suto wysadzane najprawdziwszymi kamieniami szlachetnymi i bogato haftowane. Ewaluowały też pasy, najpierw proste parciane w stylu karate, potem piękne makramy, aż na szerokich skórzanych, wykończonych z przepychem okuciami, kamieniami, haftami, skończywszy.

Michael także pragnął znaleźć swój niepowtarzalny styl, który będzie kojarzony tylko z nim, znak rozpoznawczy, taką sceniczną pieczęć, wizytówkę, będącą jak jumpsuity Elvisa z pasami i pelerynami. I można powiedzieć, że znalazł. W jego przypadku ewolucja kostiumowa ugruntowała się na sznycie wojskowym, militarnym w kroju, aczkolwiek materiał z jakiego je wykonano (metalik, brokat, cekiny) przywodził na myśl kreacje wodewilowe, rewiowe, czy pań z nocnych klubów dla dorosłych. Z kolei metalowe elementy zdobnicze (sprzączki, zapinki, klamry, ćwieki, napy, łańcuchy), z reguły bardzo toporne i masywne, kojarzyły się ze starodawnym warsztatem kowalskim, który specjalizuje się w robieniu okuć do końskich uprzęży, wozów, powozów i karet. Jeśli ktoś w przypadku kostiumów Elvisa, które w większości były dziełami sztuki, wykonanymi z najlepszych materiałów, mówi o kiczu, to polecam przyjrzeć się garderobie scenicznej Michaela Jacksona. Blichtr w ubiorze scenicznym lubił też Prince, jednak jego kreacje, choć równie błyszczące i świecące, były gustowne, przemyślane i zrobione ze smakiem.

Kostiumy Elvisa Presleya miały napoleońskie kołnierze, a Michaela pasy przechodzące przez ramiona, wzorowane na francuskiej armii napoleońskiej. Michael miał też kilka kostiumów przypominających skafandry kosmiczne. Czasami Jackson zakładał dwa pasy jednocześnie (na wysokości pasa), co też jest ciekawym rozwiązaniem, aczkolwiek spotykanym na scenie wśród wykonawców country i western (pas do spodni plus pas do broni).

W latach 80. Michael Jackson zgłosił się do Billa Belewa, projektanta Elvisa Presleya. Wiedział, że ten pracował nad laserowym kostiumem, którego Elvis nie zdążył już użyć na scenie. Chciał skorzystać z tego pomysłu (informacja od Billa Belewa). Jednak Bill nie wyjaśnił czy i w jakim stopniu Jackson skorzystał z jego dotychczasowych prac nad kostiumem. W każdym razie w drugiej połowie lat 80., Michael Jackson stał się posiadaczem jakiegoś laserowego stroju i ponoć wystąpił w nim na scenie. Niestety nie wiem jak wyglądał i w jakie funkcje laserowe został wyposażony, czy tylko odbijał światła lasera, czy również je emitował, jak to było planowane w kostiumie laserowym Elvisa, którego Bill nie zdążył ukończyć przed jego śmiercią (więcej o nim w poście "Jumpsuit - Black Laser Diamond").

Michael czasami zapożyczał też tematykę z kostiumów Elvisa, a także wzorował się na jego kreacjach filmowych. Najbardziej ubódł mnie jego występ w białym garniturze z niebieską koszulą, białym krawacie i kapeluszu. To nie tylko strój, w jakim Elvis wystąpił w filmie "The Trouble witch Girls" (1969), ale także ubiór w jakim został pochowany. Myślę, że w swojej perfidii Michael właśnie dlatego dokonał takiego wyboru. Drażniło go, iż mimo swojej sławy, ciągle nie może prześcignąć ani nawet dorównać Elvisowi. Wybór tego ubrania miał znaczenie symboliczne - umarł król, niech żyje nowy król. Acz nie dotyczyło to tylko wizerunku scenicznego i filmowego.

W pewnym okresie swojej kariery solowej Michael myślał o konwersji na judaizm. Rzecz jasna za sprawą swojej przyjaciółki Elizabeth Tylor, która również była konwertytką od 1959 roku. W tym okresie zaczął ubierać na scenę opaski na rękaw, takie jak Żydzi nosili w czasie okupacji (zwykle tej samej szerokości, ale w różnych kolorach i z namalowaną gwiazdą lub bez). Taką opaskę w niebieskim kolorze, możemy też zobaczyć na zdjęciu poniżej, tam gdzie Michael występuje w białym garniturze oraz na kolażu powyżej (tym, co trzyma się za krocze), na zdjęciu po prawej ma czarną opaskę z żółtą gwiazdą Davida.

Dwa przykłady kombinezonów scenicznych Michaela Jacksona

Przykład zapożyczenia tematu egipskiego ptaka na kombinezonie Michaela Jacksona, który Elvis miał na swoich dwóch jumpsuitach (białym, widocznym na zdjęciu i niebieskim)

Przykład wykorzystania garnituru filmowego Elvisa (z filmu "The Trouble with Girls", 1969) przez Michaela Jacksona. Zwróćcie uwagę na złożenie chusteczki (w cztery zęby), jest identyczne. Może tutaj aż tak tego nie widać, ale identyczny jest również odcień niebieskiej koszuli oraz krawat (tej samej wielkości i koloru). Ponadto, właśnie w takim stroju pochowano Elvisa

Michaela Jacksona naśladował Elvisa nie tylko wyglądem strojów scenicznych i filmowych, co możemy zobaczyć na powyzszym tablo

Król królowi nierówny

W jednej z gazet napisano:
"Najpierw był Elvis, »King of Rock 'n' Roll«, potem Michael, »King of Pop«, jedyni dwaj muzycy, którzy kiedykolwiek zostali namaszczeni tytułem króla".
To zdanie tylko w połowie jest prawdziwe, bowiem jedynym "namaszczonym królem" był wyłącznie Elvis Presley. Michael Jackson był tylko samozwańczym królem. Został nim w sposób wyjątkowo nieciekawy, niesmaczny, wręcz oburzający. Aczkolwiek jego fani, którzy chcieliby go widzieć zawsze na szczycie wszelkich klasyfikacji i przedstawiać wyłącznie w samych superlatywach, z radością na to przystali.

Kiedy Elvisa okrzyknięto królem, nie był z tego zadowolony. Było to dla niego krepujące, źle się z tym czuł, chociaż rozumiał, że to wyraz jego docenienia jako artysty oraz człowieka, jego umiejętności muzycznych, kunsztu wokalnego i z pewnością z jednej strony był tym ukontentowany, jednak jego wrodzona skromność, a także poszanowanie słowa bożego, nie pozwalały mu cieszyć się w pełni z tego tytułu. Zawsze powtarzał:
"Jest tylko jeden król, Jezus Chrystus. Ja jestem tylko piosenkarzem".
Chociaż fani i prasa nazywali Elvisa królem od lat pięćdziesiątych, to złotą koronę otrzymał na scenie podczas sławnego koncertu, pierwszy raz w historii transmitowanego bezpośrednio na świat przez satelitę, który odbył się 14 stycznia 1973 roku na Hawajach. Jednak nie dał się ukoronować, wziął ją tylko w rękę i nawet nie pokazał publiczności jak to robił z innymi prezentami, tylko trzymał ją przy nodze w opuszczonej ręce. Na filmie z koncertu nie widać jak ją odbiera, w tym momencie akurat operator skierował kamerę na publiczność. Kiedy znów pokazał Elvisa, widzimy go już tylko jak idzie z koroną w ręce, ale świadkiem tego momentu był John Daniel Sumner, który stał nieopodal i tak to później przedstawiał:
"W kierunku sceny podążała kobieta niosąca złotą koronę na czerwonej poduszce. Gdy do niej doszła, wysunęła ręce z podarkiem w stronę Elvisa i zwróciła się do niego słowami: „To dla ciebie. Jesteś królem”. Elvis wziął ją za rękę, uśmiechnął się i powiedział: "Nie kochanie, nie jestem królem. Jest tylko jeden król - Jezus Chrystus. Ja jestem tylko piosenkarzem”".
Przyszła mi na myśl taka refleksja, gdyby coś takiego spotkało Michaela Jacksona od razu korona trafiłaby na jego skronie, a on przechadzałby się pysznie po scenie godzinami, nie mogąc się nasycić swoim triumfem. I to właśnie ich różniło - skromność Elvisa kontra pycha Michaela.

Zdjęcie korony i Elvisa idącego z nią po scenie, podczas koncertu w dniu 14 stycznia 1973 roku na Hawajach, transmitowanego na świat po raz pierwszy w historii przez satelitę

Michael był bardzo pysznym i zarozumiałym człowiekiem, choć podczas wywiadów starał się uchodzić za kogoś kim w rzeczywistości nie był, skromnego, miłego, spokojnego, pełnego miłości do innych człowieka, łaknącego pokoju na świecie (czemu przeczyły jego teledyski i fascynacja militariami). Był mistrzem manipulacji i odgrywania różnych ról. Barne Hoskyns, brytyjski krytyk muzyczny, napisał, że począwszy od albumu "Bad" z 1987 roku, Michael Jackson: "Stał się tak fałszywy, że nawet sam nie wiedział, co jest w nim prawdziwe". To właśnie mniej więcej w tym okresie Michael Jackson zaczyna uważać siebie za najlepszego artystę wszech czasów, lepszego od Elvisa Presleya i zespołu The Beatles, czemu daje wyraz po kres swoich dni. Jego pycha i megalomania sięgną zenitu w 1991 roku, o czym za chwilę. Nawet w ostatnich dniach swojego życia był nimi przepełniony. Jakiś czas temu ujawniono treści z karteczek, znalezionych w dniu zgonu, które miał poprzyklejane do lustra. Oprócz typowych notatek typu "zadzwonić do menadżera", były też różne jego przemyślenia. Na jednej z nich czytamy:
"Jestem większy od Elvisa i Beatlesów".
Można zbagatelizować ten wpis i potraktować jako życzeniową afirmację. Jednak na tym nie koniec. Michael rzeczywiście tak uważał. Miał to nawet buńczucznie ogłosić podczas swojego pierwszego koncertu w Londynie, po dwunastu latach niebytu na scenie. Na krótko przed śmiercią Jacksona, właśnie pod takim tytułem (lub "Michael Jackson uważa, że jest większy od Elvisa i Beatlesów"*), ukazał się interesujący raport prasowy związany z jego wielkim comebackiem, który zaplanowano na 13 lipca 2009 roku, w O2 Arena w Londynie, gdzie miał dać swój pierwszy pokaz trasy "The This Is". Jeden fragment z tego artykuły wielu wprowadził najpierw w osłupienie, a później w zażenowanie:
"Michael Jackson, który rozpoczyna koncert ‘The This Is’ na arenie O2 w Londynie tego lata, najwyraźniej uważa, że jest większy od Beatlesów i Elvisa. Powiedziano mi, że rzekomy Król (kiddie) Poop wykona jedną piosenkę (nie powiedziano mi, jaką), która porówna jego osiągnięcia z Elvisem i Beatlesami, pokazując [red. udowadniając], że to on Michael jest na szczycie [red. najlepszy]. Spektakl rzekomo kończy się na napisie »King of Rock, Pop and Soul« migającym na ekranie".
* Niestety nie mam dostępu do pierwotnego źródła (ani nawet jego nazwy), a wtórne podają: "Jestem większy od Elvisa i Beatlesów" lub "Michael Jacksonuważa, że jest większy od Elvisa i Beatlesów".

Informacja ta jest wprost niewiarygodnie szokująca. Nie dość, że na początku lat 90. ogłosił się królem popu, to po dwunastu latach nicnierobienia jeszcze sam "dokoronował" się na króla rocka i króla soulu! Coś niebywałego. Istna farsa, eksplozja pychy.

Kiedy w 1991 roku szykowano się do wypuszczenia na rynek jego albumu "Dangerous", to wcześniej w ramach jego promocji wydano na singlu piosenkę "Black or white" z tej płyty. Ruszyła też kampania reklamowa. To właśnie wtedy jego buta, niczym lawa, wylała się na media, które były zainteresowane promowaniem jego płyty (wiadomo, wzrost oglądalności kanału, czy poczytności tytułu w przypadku prasy).

RollingStone, 9 stycznia 1992 roku, "Michael Jackson: The making of ‘The King of Pop’", Michael Goldberg:
"W ten oto sposób stacja Fox, Black Entertainment Television (BET) i MTV oraz inne amerykańskie stacje telewizyjne, które otrzymały prawa do premiery filmu „Black or White" Jacksona, teraz donoszą:
»Taka była umowa. Chcesz mieć „Black or White", musisz tytułować Jacksona „Królem popu”«
To ma jakiś sens. Bruce jest szefem, Elvis jest królem, Prince jest księciem. A Michael Jackson? Jakoś Wacko Jacko, jak go nazywały brytyjskie brukowce, nie ma tytułu. Więc skoro świat nie chce go koronować na króla, to sam to zrobi.
Wyjaśnia to notatka z 11 listopada 1991 roku, spisana na papierze firmowym MTV Networks, która została rozesłana wśród pracowników MTV tydzień przed pierwszym pokazaniem „Black or White”. Notatka skierowana do personelu antenowego nakazuje, aby odnosił się do Jacksona jako „Króla Popu” przynajmniej dwa razy w tygodniu przez następne dwa tygodnie. Podziękowano również pracownikom za współpracę, dodając, że »Fox i BET już to robią. [red. nazywają Jacksona królem popu]«. Więc MTV i inni nazwali go „Królem Popu”".
Entertainment Weekly, 30 października 2001 roku, "Why Michael Jackson is NOT the 'King of Pop'. David Browne remembers that it was the singer himself who demanded the crown", David Browne (krytyk muzyczny):
"Dziesięć lat temu zadzwoniła do mnie wysokiej rangi osobowość MTV. Dzwoniła, by zgłosić, że żeby jego sieć uzyskała dostęp do filmów Michaela Jacksona na jego nowy album „Dangerous”, MTV musiała zwracać się do Jacksona nowym, namaszczonym tytułem: „King of Pop”. Osobowość MTV była zdumiona. Nie mogła uwierzyć, że Jackson ukoronował się takim tytułem i że jego sieć podąża za tym żądaniem.

Spoglądając wstecz na historię popu, widzieliśmy inną monarchię: „Queen of Soul” Aretha Franklin. „Queen of Hip Hop Soul” Mary J. Blige. Prince. Różnica polega na tym, że te tytuły zostały stworzone przez media lub marketerów, a nie przez samych artystów."
Mało, że Michael Jackson sam ogłosił się "King of Pop" (królem popu), to jeszcze wymógł żeby tak tytułowały go media za pomocą zwykłego szantażu! Obrzydliwe. Gdy okoliczności zalewu mediów nowym tytułem "King of Pop" Michaela Jacksona przedostały się do opinii publicznej, zbulwersowały cały świat. Krytyka i zniesmaczenie wydawało się nie mieć końca. Tymczasem Michael Jackson tym swoim fałszywie niewinnym głosikiem, który zawsze przybierał w wywiadach (o czym nawet mówiła Lisa Marie*) mówił: "They called Elvis the king, why not me?" (Nazywali Elvisa królem, to dlaczego nie mnie?).

* W jednym z wywiadów mówiła, cytując samą siebie z pewnej rozmowy z Michaelem: "Mówiłam mu: (...) i nie mówisz tym piskliwym głosem". Lisa mówiła, że Michael miał zwyczajny, męski głos i denerwowało ją, kiedy w przestrzeni publicznej zmieniał go na chłopięcy, piskliwy głosik.

W jednym z wywiadów opowiedział historyjkę mającą wyjaśnić światu, że on ze swoim nowym tytułem nie ma nic wspólnego. Twierdził, że nazwała go tak jego dobra przyjaciółka, aktorka Elizabeth Taylor i nie rozumie, dlaczego ludzie sądzą, że sam okrzyknął się królem. No szczyt perfidii i zakłamania!
"Nigdy sam siebie nikim nie ogłaszałem. Gdybym zapytał o to teraz Elizabeth Taylor, potwierdziłaby, że to za jej sprawą zaczęto mnie tak tytułować. To ona, chyba na rozdaniu American Music Awards swoimi własnymi słowami - tego nie było w scenariuszu - zapowiedziała mnie w następujący sposób: "Jestem fanką tego artysty, który moim zdaniem jest królem popu, rocka i soulu". Potem zaczęła mnie tak nazywać prasa i fani. Nie mam pojęcia, skąd wzięły się te bzdury, że jestem samozwańczym królem muzyki pop".
Poszukiwałam tego materiału, ale nie znalazłam. W związku z tym nie wiem na ile ta opowieść zgodna jest z faktami. Elizabeth Taylor była zauroczona Michaelem, więc wszystko jest możliwe. Niemniej trochę mi nie pasuje ta wyliczanka na końcu "jest królem popu, rocka i soulu". Michael marzył by ogłosić się kiedyś "królem popu, rocka i soulu", co prawie mu się udało dwadzieścia lat później, o czym pisałam już wyżej, cytując fragment z artykułu, który zdradzał jak miał wyglądać koncert otwarcia trasy "The This Is". Zresztą nawet jeśli to prawda, to nie Elizabeth Tylor sterroryzowała i szantażowała media, zmuszając je do nazywania go tym tytułem!

12 czerwca 1992 roku rozpoczął swoją trasę "Dangerous World Tour", promującą album "Dangerous". Podczas jednego z pierwszych koncertów zapytał publiczność kim jest. Usłyszał różne odpowiedzi, w większości go komplementujące, jednak ciągle nie tą, którą chciał usłyszeć. Zaczął więc naprowadzać publiczność, przywoływał też Elvisa Presleya, mówiąc: "Elvis był królem rock and rolla, a ja jestem ...?" i teraz nie pamiętam, czy w końcu ktoś z widowni trafił i zawołał "King of Pop", czy to był sam Michael. Ten bulwersujący fragment pokazano wtedy w Teleexpressie, widziałam go na własne oczy i słyszałam na własne uszy (wieczorem powtórzono w Wiadomościach na TVP1, a później chyba także w Panoramie na TVP2)! Do dziś mam to przed oczami, akurat jedliśmy obiad i nie mogliśmy wyjść ze zdumienia, jak można było się tak zachować.

Ta niewiarygodna pycha i nachalne wywyższanie się ponad innych, nie tylko bulwersowało zwykłych śmiertelników, ale także samych artystów. Jeden z nich nie wytrzymał i postanowił przerwać to orgazmiczne wniebowzięcie Jacksona, kiedy ten taplał się w swoim samouwielbieniu, samozachwycie i mesjanizmie podczas BRIT Awards w 1996 roku. Wspomniano o tym na stronie Head-Fi.org (między innymi):
"Były oznaki, że Jackson chwytał się swojego samozwańczego tytułu Króla Popu. Okładka HIStory przedstawia ogromny posąg Jacksona, a podczas BRIT Awards w 1996 roku, wystąpił przebrany za Mesjasza, z dziećmi i rabinem otaczającymi go z uwielbieniem. W połowie utworu wokalista Jarvis Cocker zaatakował scenę, by zaprotestować przeciw pysze Jacksona".
Lecz jego pycha sięgała dalej jak do muzycznego tytułu "Króla popu". Swój dom obwiesił obrazami, ukazującymi siebie w roli króla królów wszech czasów. Był tam nawet tryptyk (widoczny na zdjęciu poniżej) z jego koronacji, a także on w chrakterze Boga.

Takie obrazy, z Michaelem Jacksonem jako królem, zdobiły całą jego posiadłość (to nie są jedyne). Uważał się nie tylko za muzycznego króla, także króla świata i Mesjasza. Obrazy te czasami łączyły obie tematyki - Michaela króla i Michaela Piotrusia Pana, co widać na drugim zdjęciu (nad jego głową) - Michael stoi w królewskich szatach, a przy nim chłopiec

Praktycznie od 1991 roku do samego końca, jego sztab pijarowców (PR) stale pilnował, by tytuł "King of Pop", ciągle pojawiał się przy nazwisku Jacksona, zawierając specjalne klauzule w umowach.

Lecz Michael Jackson w swojej próżności nic sobie nie robił z tej krytyki, ani wtedy ani później, do samego końca. Sytuacja powtórzyła się w 2009 roku, z taką samą perfidią i rozmachem jak w 1991 roku. Randall Sullivan w książce "Nie(do)tykalny. Dziwne życie i tragiczna śmierć Michaela Jacksona", pisze:
"Gdy rozeszły się pogłoski o planowanym comebacku Michaela Jacksona, natychmiast sypnęły się prośby o wywiad. Tohme odmawiał każdemu, kto nie chciał zagwarantować na piśmie, że w opublikowanym tekście jego klient pojawi się jako „Michael Jackson, król popu” za pierwszym razem, kiedy padnie jego nazwisko".
Ta sytuacja była zaskoczeniem nawet dla jego gorących zwolenników. Zdumiewała i zniesmaczała, choć nie pojawiła się po raz pierwszy.

Head-Fi, 8 sierpnia 2009, "Czy Michael Jackson powinien być nazywany samozwańczym królem popu czy po prostu Wacko Jacko?":
"Michael Jackson ogłosił się Królem Popu na konferencji prasowej przez PR (public relations), jeśli dobrze pamiętam w latach 90-tych. Chociaż zasłużenie, pamiętam, że byłem lekko zbulwersowany, gdy to zobaczyłem i powiedziałem, że nie wyobrażam sobie, by coś podobnego zrobił Elvis Presley."
The Guardian, 13 lipca 2009 roku, "Michael Jackson wasn't the first King of Pop, nor the last", Mike Scott:
"Po jego śmierci widzę stałe odniesienia do Michaela Jacksona jako Króla Popu. Po raz pierwszy usłyszałem ten termin, gdy działacze PR Jacksona wprowadzili je w życie w 1993* roku, ostrzegając dziennikarzy i magazyny, że muszą go użyć, aby opisać Michaela, w przeciwnym razie nie uzyskają dostępu** do niego. Jest to niezwykle prymitywny sposób nadawania tytułu na gwiazdę i chociaż byłby to odpowiedni tytuł dla Jacksona w latach, kiedy był naprawdę Królem Popu (1982-1983, era dominacji 'Thrillera' na światowych listach przebojów, to w 1993* roku, kiedy jego opiekunowie nalegali na to [red. by nazywać go królem popu], był niczym w tym rodzaju. Opinia publiczna uważała go raczej za króla cieni lub dziwactwa.
Frank Sinatra był królem popu w połowie lat czterdziestych, być może pierwszym nosicielem korony. Elvis Presley był królem popu od 1956 roku, kiedy eksplodował niczym supernowa w świadomości światowej, aż do 1960 roku, kiedy wyszedł z wojska i zaczął zanikać w rutynę złych hollywoodzkich filmów.
The Beatles byli Kings of Pop dłużej niż ktokolwiek inny, górując nad światami muzyki, kultury młodzieżowej i mody od ich pojawienia się na amerykańskich ekranach telewizyjnych na początku 1964 roku (...)

Wejście Jacksona na tron nastąpiło wraz z świetnymi singlami 'Beat It' i 'Billie Jean', jego serią przełomowych filmów i dominacją Thrillera na mapie (...)

Ale potem Prince przebił go w 1984 roku, wydając 'Purple Rain' - album, singiel i film - i pokazując równie skandaliczne ruchy taneczne i śpiew (...)
Od tamtej pory Kings of Pop przychodzili i odchodzili z coraz większą szybkością, ale Jacksona nie było wśród nich. Zasługuje na to, by zapamiętać go jako najwyższy talent. Lecz według mnie był on prawdziwym Królem Popu tylko przez dwa lata na początku lat 80-tych".
* Oczywiście autor pomylił lata, było to w 1991 roku. W 1993 roku po prostu to kontynuowano, aż do samego końca Michaela Jacksona w 2009 roku.

** W sensie praw do emisji, a także możliwości spotkania w hotelu Bel-Air (w 1991 roku), a także w innych miejscach w późniejszych latach, gdzie Michael Jackson odpowiadał na pytania dziennikarzy.

Dziwactwa Michaela Jacksona związane ze zdrowiem. Przez jakiś czas sypiał w szklanej trumnie (komorze tlenowej z termostatem), kazał się wozić na wózku inwalidzkim (lub sam nim ujeżdżał po hotelowych korytarzach dla zabawy), nosił maseczki na twarz, a także owijał różnymi chustami całą głowę i twarz. Na zdjęciu w prawym dolnym rogu widzimy polskiego orzełka na rękawach

"mLIVE", 26 czerwca 2009 roku, "Michael Jackson: The King of Pop, or not?", John Sinkevics:
"Byłem zaskoczony dzisiejszego ranka, kiedy współpracownik i redaktor prasowy Charley Honey zakwestionował pogląd - który ja, jak i wielu innych reporterów, rutynowo deklarowaliśmy drukiem podczas relacjonowania śmierci supergwiazdy w wyniku zatrzymania akcji serca - że gazety i stacje telewizyjne powinny odnosić się do Jacksona jako „The King of Pop”. »Nie«, zaprotestował, »Jackson nadał sobie ten tytuł sam i nie powinniśmy go używa, chyba że umieścimy go we frazie „samozwańczy król popu”«. Bzdura, odpaliłem. Ta egoistyczna supergwiazda mogła nadać sobie tytuł, ale udowodnił, że jest jego właścicielem, wydając najlepiej sprzedający się album pop wszech czasów na całym świecie („Thriller” z 1982 roku), nie wspominając już o tym, że jest jednym z najlepiej sprzedających się artystów w historii. Argument Charleya: »Nonsens i androny. Dziennikarski skrót „Król Popu” stał się nagłówkiem gazet w całym kraju i niech tak będzie. Ale zaakceptowanie samo-namaszczenia Jacksona, jakby to był jakiś konsensus kulturowy, to zbyt wiele jak na mój gust. Z pewnością był gwiazdą „popu”, która w czasach swojej świetności stała się najpopularniejszym artystą na świecie. Jackson może i był królem przez jeden dzień, ale ten dzień dawno minął. I co to jego samozwańcze bycie królem miałoby oznaczać dla Elvisa, króla, kropka [red. w sensie, Elvis był jedynym królem, więc nie miało to żadnego znaczenia, że Jackson był nim przez chwilę]? Albo dla Beatlesów, którzy nigdy nie mieli dość tupetu by przyjąć ten tytuł? Przepraszam, ale jeśli będziemy nazywać go królem, musimy przynajmniej wskazać, że to on sam się ukoronował«".
Cytowany już przeze mnie Barney Hoskyns (brytyjski krytyk muzyczny), podzielał opinię i odczucia innych, że wielkość Michaela Jacksona skończyła się na "Thrillerze". Już w 1987 roku pisał:
"Wszystko na »Bad« brzmiało tak, jakby zostało napisane przez komitet lub komputer. Kolejne albumy też były okropne. Co więcej, innowatorzy tacy jak Prince - z jego albumem »Sign o the Times« z 1987 roku - tworzyli muzykę, która była dziesięciokrotnie bardziej radykalna niż cokolwiek innego, co Michael potrafiłby obecnie zrobić".
I w tym duchu znajdziemy wiele opinii o twórczości Michaela po 1984 roku. Jednak nie chodzi tu o ocenę artystyczną. Każdy artysta ma lepsze i gorsze momenty w swojej karierze, więc nie w tym rzecz. Lecz o pychę i samozwańcze przyznawanie sobie tytułów, które razi tym bardziej im dana osoba mniej na nie zasługuje. Pewnie gdyby Michael Jackson nazwał tak siebie w szczytowym momencie swojej kariery, zniesmaczenie byłoby znacznie mniejsze, a ludzie mówiliby, że choć to, co uczynił jest wysoce niestosowne, nieskromne i naganne, to jednak sam tytuł jest zasłużony.

W piosence „This Is It”, która miała być piosenką przewodnią jego rezydentury w Londynie w 2009 roku (została wydana dopiero pośmiertnie), śpiewał: „Jestem światłem świata” [red. w dorozumieniu oczekiwanym Mesjaszem], co też zostało poddane ostrej krytyce i co dowodzi, że jego pycha miała się całkiem dobrze do ostatnich dni, a Michael zamierzał dalej się w niej pławić i epatować nią publiczność.



* * *

Wzajemne wizytowanie koncertów Elvis - Jackson 5

Nigdy nie miało miejsca. Z moich ustaleń wynika, że Michael Jackson nigdy nie był na koncercie Elvisa Presleya, ani Elvis na koncercie Jackson Five.

Była natomiast Lisa Marie, mając niespełna siedem lat. Niektóre źródła błędnie podają, że Elvis chodził z Lisą Marie na koncerty Jackson Five w Las Vegas. Nie. Lisa była przynajmniej* na jednym koncercie Jackson Five, w MGM Grand Hotel w Las Vegas, ale zawsze w towarzystwie Jerry Schillinga, Myrny Smith i kilku ochroniarzy z Memphis Mafii, nigdy z Elvisem. Pisze o tym Jermaine Jackson (brat Michaela) w swojej książce "You Are Not Alone: Michael, Through a Brother's Eyes" (2011).

* Tutaj źródła są niezgodne. Niektóre podają, że kiedy Elvis występował w Sezonie 11 (od 19 sierpnia do 2 września 1974 roku) w Hilton Hotel w Las Vegas, a Jackson Five w MGM Grand w Las Vegas (od 21 sierpnia do 3 września 1974 roku), to Lisa była na kilku koncertach braci. Inne, w tym najważniejsze - Jermaine Jackson - mówią o jednym razie.

Jermaine pisze, że Lisa Marie była wielką fanką Jackson 5. Pisze też, że wzięła udział w jednym z koncertów The Jacksons z jednym z popleczników jej ojca, i że „wiele lat później ktoś powiedział, że została zabrana za kulisy, aby nas poznać, ale to nieprawda”. Były inne książki, które twierdziły, że „Elvis zwykł brać Lisę Marię na koncerty Jackson 5 i poszedł z nią za kulisy”, to też nieprawda. Gdzie indziej potwierdzono, że to Jerry Schilling i Myrna Smith zabrali Lisę na pokaz braci.

Suzanne Finstad, autorka "Child bride; The untold story of Priscilla Beaulieu Presley", wspomina o jednym z koncertów Jackson Five, na którym Lisa Marie Presley była w Lake Tahoe:
"Jerry [Schilling], Joe [Esposito] i Paul Beaulieu zabrali Lisę Marię na koncert Michaela Jacksona, podczas gdy Elvis i Jackson Five występowali w Lake Tahoe. Lisa miała sześć lat, a Michael Jackson szesnaście. "Poszliśmy za kulisy, przywitaliśmy się i to wszystko" – powiedział Joe".
Czyli Lisa Marie była także na ich koncercie w Lake Tahoe, nie tylko w Las Vegas. Acz bez Elvisa, on nie był zainteresowany ich występami.

Michael Jackson raczej też nie był na żadnym koncercie Elvisa, w każdym razie nie znalazłam żadnej wzmianki, która świadczyłaby inaczej. Zresztą dopóki żył Elvis, Michael nie decydował o sobie, cała rodzina była ślepo posłuszna ojcu-tyranowi, który z pewnością nie zabrałby swoich dzieci na koncert Elvisa, jeśli musiałby za to zapłacić choćby dolara (kupić bilety).

Spotkanie przyszłego teścia i zięcia

Tutaj też nie ma jasności. Oficjalnie nigdy ich sobie nie przedstawiono, Elvisa i Jackson Five. Niemniej Jermaine Jackson (brat Michaela) w swojej książce "You Are Not Alone: Michael, Through a Brother's Eyes", opublikowanej w 2011 roku, twierdzi, że tak, choć całe spotkanie trwało zaledwie od kilku do kilkunastu sekund i było czysto przypadkowe.

Jermaine pisze, że gdzieś między* rezerwacją w Las Vegas w 1974 roku, The Jacksons udali się do Lake Tahoe, aby wystąpić w Sahara Hotel. Michael i Jackie poszli do szerokiej windy typu towarowego. Winda zatrzymała się i weszli do środka. Stał tam Elvis, miał na sobie biały kombinezon z wysokim kołnierzem, mokre włosy i gruby ręcznik na szyi, a gdy ich zobaczył zapytał: „Wy jesteście tymi chłopcami z Jacksons?”. Bracia pokiwali głowami. Sekundy później drzwi się otworzyły i Elvis wyszedł, mówiąc na odchodne: „Powodzenia chłopaki”.

* W 1974 roku Jackson 5 występowali dwukrotnie w Sahara Hotel w Lake Tahoe, w dniach 26-28 kwietnia i 4-6 października, a w MGM Hotel w Las Vegas trzykrotnie, w dniach 9-23 kwietnia, 21 sierpnia - 3 września i 20 listopada - 3 grudnia.

Z książki wynika, że spotkanie w windzie ​było jedynym, podczas którego Elvis zetknął się w ogóle z jakimiś członkami słynnej rodziny Jacksonów bezpośrednio. Tymi braćmi byli na pewno: Michael i Jackie. Prawdopodobnie również Jermaine, bo raz mówi o dwójce i wymienia Michaela i Jackie, innym razem pisze jakby sam też był świadkiem tego zdarzenia. Być może chodzi o to, że oprócz niego była jeszcze dwójka jego braci i stąd ten pozorny brak precyzji.

Jermaine Jackson mówił też o tym w telewizji CNN, w programie Larry King Live, w 2003 roku:
Larry King: Hej, Jeremy, jedno pytanie, jakie miałem, to Elvis Presley. Czy Michael jest jego fanem? Ponieważ są do siebie bardzo podobni.
Jermaine Jackson: Tak, bardzo. Jesteśmy także fanami Elvisa. Dorastaliśmy oglądając jego filmy, wszystko. Lubimy go.
Larry King: Czy kiedykolwiek go spotkałeś?
Jermaine Jackson: Spotkaliśmy go kiedyś w windzie w ...
Larry King: W Las Vegas?
Jermaine Jackson: Myślę, że to było Lake Tahoe. I on przybył kiedy dawaliśmy tam show [red. w sensie, że Elvis był również w Lake Tahoe w tym samym czasie, a nie na ich pokazie]. I wszedł, gdy my [red. osoby w windzie] jechaliśmy w dół lub niektórzy w górę. On powiedział - coś w stylu: "Och, tak, wy jesteście chłopcy Jackson". Ale byliśmy pod wrażeniem, ponieważ to Elvis.
Larry King: Michael też tam był?
Jermaine Jackson: Tak.
Larry King: To Elvis. Więc to Jackson 5 i Elvis w tej windzie? Po prostu zwykła mała podróż windą.
Jermaine Jackson: Tak.
Wypowiedź Jermaine Jacksona w książce nieco różni się od tej z telewizji, ale najważniejsze fakty się zgadzają. Na szybko w wywiadzie mógł nie być precyzyjny, w książce już raczej tak.

Żadna z tych dat nie pokrywa się z harmonogramem występów Elvisa Presleya w tym miejscu. Żadne ze znanych mi źródeł nie podaje też konkretnej daty, natomiast jeśli chodzi o zakres czasowy, wskazuje się 1974 rok.

Tabela zestawiająca występy Elvisa Presleya oraz zespołu Jackson 5 w Sahara Hotel w Lake Tahoe w całej karierze obojga

Tabela zestawiająca występy Elvisa Presleya (Hilton Hotel) oraz zespołu Jackson 5 (MGM Grand Hotel) w latach siedemdziesiątych w Las Vegas

* Jeśli chodzi o zespół Jackson 5, oparłam się na wykazie koncertów jakie na swojej stronie podaje Tito Jackson, jeden z braci, członków zespołu Jackson 5. https://youtu.be/JrAaPO3YH4o

Opierając się na informacjach od Jermaine Jacksona oraz datach koncertów Presleya i Jackson 5 w Sahara Hotel w Lake Tahoe, trudno powiedzieć kiedy mogło dojść do spotkania w windzie, ponieważ ich daty występów się nie zazębiają. Najbliżej siebie są terminy koncertów w październiku 1974 roku, kiedy Jackson 5 kończyło występy w Sahara Hotel 6 października, a Elvis rozpoczynał swój Sezon 4 w tym miejscu 11 października - różnica sześciu dni. Można by przyjąć, że Elvis przyjechał tam wcześniej o kilka dni, a Jacksonowie pozostali dłużej o kilka dni i wtedy doszło do tego spotkania, gdyby nie opis wyglądu Elvisa w windzie. Jermaine podaje, że Elvis był w białym kombinezonie, miał mokre włosy, a na szyi ręcznik, co świadczyłoby, że właśnie zakończył występ na scenie i zmierzał do swojego "Elvis Suite", apartamentu za drzwiami o numerze 1423, w Sahara Hotel (zdjęcia apartamentu na końcu postu "Muzycy i artyści towarzyszący Elvisowi w Sahara Hotel Lake Tahoe 1968-1977"). Może miał jakąś próbę kilka dni wcześniej, poprzedzającą planowane koncerty, na którą również poszedł w jumpsuicie? W każdym razie na Sezon 4 Elvis przybył do Lake Tahoe prosto z koncertu w Abilene (Kansas), który dał tam 9 października 1974 roku, o godzinie 20:30, w Exposition Center. Natomiast ustalenie jak długo bracia Jackson pozostawali wtedy w Sahara Hotel, nie jest już dziś możliwe. Być może ich matka lub ojciec prowadzili jakieś szczegółowe notatki z występów swoich dzieci, ale w przestrzeni publicznej nie są dostępne.

A może Jermaine Jackson się myli i miało to miejsce jednak w Las Vegas? Tutaj znamy aż dwa przypadki, kiedy terminy obu wykonawców się pokrywają (w tabeli powyżej zaznaczone czerwoną nutą). Pierwszy to 26 sierpnia 1973 roku (czyli rok wcześniejszy niż sugerują źródła), a drugi to zakres dat od 21 sierpnia do 2 września 1974 roku. Z drugiej strony, występowali w dwóch różnych hotelach.

Małżeństwo Lisy Marie Presley i Michaela Jacksona

Zanim jeszcze Lisa Marie Presley została żoną Michaela Jacksona, jej pierwszym mężem był Danny Keough, którego poznała w 1987 roku. Wzięli ślub 3 października 1988 roku. Mają dwójkę dzieci: córkę Danielle Riley (urodzoną 19 maja 1989 roku) i Benjamina Storma (urodzonego 21 października 1992 roku). Rozwiedli się 6 maja 1994 roku (szybki rozwód przeprowadzono na Dominikanie). Lisa i Danny Keough pozostają przyjaciółmi.

Już po dwudziestu dniach od rozwodu(!), 26 maja 1994 roku, poślubiła Michaela Jacksona. Byli małżeństwem przez niecałe dwa lata, do 18 stycznia 1996 roku.

W 2000 roku spotykała się z rockerem Johnym Oszadcą, z którym zaręczyła się 6 kwietnia 2001 roku. Lisa zerwała zaręczyny natychmiast po tym jak na jednej z imprez poznała aktora Nicolasa Cage'a. Spotykała się z nim w latach 2001–2002, a 10 sierpnia 2002 roku wzięli ślub. Zaledwie po trzech miesiącach małżeństwa, 25 listopada 2002 roku, Nicolas Cage złożył pozew o rozwód. Nicolas Cage był zapalonym fanem Elvisa Presleya i pewnie liczył, że córka jego idola będzie równie wspaniała i wyjątkowa jak jej ojciec. To jest główny powód, dla którego poślubił Lisę Marię Presley. Ożenił się z Lisą Marią Presley na Hawajach, 10 sierpnia 2002 roku, po tym jak zaakceptowała jego propozycję ślubu dziesięć dni wcześniej. Ich burzliwe życie rodzinne było zawsze dyskutowane. Było wiele skandali dotyczących tej pary, stale się kłócili. Podczas jednej z kłótni Lisa zagroziła mężowi rozwodem, a Cage nie tylko jej nie zniechęcił, ale następnego dnia sam poszedł złożyć wniosek o rozwód. Oficjalnie ich małżeństwo zakończyło się 16 maja 2004 roku.

22 stycznia 2006 roku, podczas małej ceremonii w Kioto w Japonii, poślubiła swojego gitarzystę, producenta muzycznego i reżysera, Michaela Lockwooda. Dnia 7 października 2008 roku przyszły na świat ich dwie córki, bliźniaczki - Finley Aaron Love* i Harper Vivienne Ann. W dniu 13 czerwca 2016 roku Lisa Marie Presley wniosła o rozwód. Ponoć przyczyną zakończenia ich prawie dziesięcioletniego związku było to, że Lisa Marie znalazła na jego komputerze setki obrazów i filmów z pornografią dziecięcą. Michael Lockwood temu zaprzecza. Sprawa rozwodowa nie została jeszcze zakończona, choć w niektórych materiałach podawano, że uzyskali rozwód 13 lutego 2017 roku.

* Finley jako dalsze imiona otrzymała drugie imię swojego dziadka Elvisa i drugie imię swojej prababci (matki Elvisa) - Gladys Love (Smith) Presley. Prawdopodobnie Harper swoje dalsze imiona zawdzięcza rodzinie Michaela Lockwooda, niestety w jego biografii nie podano personaliów rodziny (nawet rodziców), więc nie mogę tego zweryfikować.

Lisa Marie Presley i jej kolejni mężowie. Od lewej: Danny Keough, Michael Jackson, Nicolas Cage, Michael Lockwood

Akt ślubu Lisy Marii Presley i Michael Jacksona, który wzięli 26 maja 1994 roku na Dominikanie. Nie wiem czy zdjęcie, które dodałam w prawym górnym rogu na akcie ślubu, jest prawdziwe, bo nie znalazłam innych dla porównania

To tyle jeśli chodzi o jej związki małżeńskie, ale wróćmy do Michaela Jacksona. Właściwie daty mówią wszystko i są najlepszym dowodem na to, że ich ślub był wyłącznie dwustronną umową biznesową. Potwierdzają to też inne okoliczności.

Po rozwodzie z Michaelem pojawiły się nawet plotki o powtórnym ślubie Lisy i Danny Keougha (jej pierwszego męża), co Lisa Marie zdementowała w 2003 roku, w wywiadzie dla The Commercial Appeal: "Danny jest moim najlepszym przyjacielem, zawsze był, zawsze będzie, kocham go bezwarunkowo, ale nie jesteśmy razem". Danny i Lisa Marie stali się sobie bliżsi po tym, jak rozwiodła się z Michaelem Jacksonem. Co ciekawe, młodszy brat Keougha, Thomas Keough i jego żona Darlene Love, która była wówczas scjentologicznym opiekunem Lisy, byli oficjalnymi świadkami małżeństwa Lisy Marie Presley z Michaelem Jacksonem. Z kolei w trakcie trwania małżeństwa z Michaelem Jacksonem, Lisa wraz z dziećmi i swoim pierwszym mężem pojechali na wakacje na Hawaje. Tam byli widziani jak spacerują trzymając się za ręce i całując się. Wszystko wygląda tak, jakby rozwód z Danny Keough, a następnie ślub z Michaelem Jacksonem, odbyły się za pełną zgodą, aprobatą i pomocą jej pierwszego męża oraz jego rodziny, a także ... Scientology Church.

Po raz pierwszy spotkali się w 1974 roku, kiedy niespełna siedmioletnia Lisa Marie wzięła udział w show The Jackson 5, w hotelu MGM Grand, w Las Vegas. Natomiast w dorosłym życiu ich rzekoma przyjaźń rozpoczęła się w listopadzie 1992 roku, w domu Bretta Livingstone'a Stronga (wspólnego znajomego, malarza, rzeźbiarza i architekta) w Los Angeles. Ponoć od tego czasu pozostawali w stałym kontakcie telefonicznym. Michael Jackson ożenił się z Lisą Marie Presley w pokoju motelowym w Casa de Campo na Dominikanie. To w tym kurorcie, którego właścicielem był projektant mody Oscar de la Renta, spędzili miesiąc miodowy. Jednak prasa dowiedziała się o ich małżeństwie dopiero w lipcu.

W jednym z wywiadów w 2003 roku, Priscilla mówiła, że w 1984 roku, kiedy występowała w serialu "Dallas", Michael Jackson poprosił ją o spotkanie z Lisą, ale odmówiła. Prawdopodobnie jedynym powodem jego prośby była chęć poznania jedynej dziedziczki spuścizny najsławniejszego piosenkarza świata. Lisa miała wtedy dopiero szesnaście lat, więc nie sądzę by chodziło o coś więcej.
"Michael miał program. Zadzwonił do mnie, gdy jeszcze robiłam „Dallas” i poprosił o spotkanie z Lisą Marie".
Ponoć Michael i Lisa po rozwodzie utrzymywali ze sobą częsty kontakt telefoniczny. Rzekomo nawet się spotykali.

Po śmierci Michaela, Lisa Marie w kilku wywiadach twierdziła, że spotykali się potajemnie jeszcze przez cztery lata po rozwodzie. W tym czasie głównie wyjeżdżali razem poza USA. Lecz namierzono ich kilka razy również w późniejszym okresie.

Na przykład widziano ich 8 grudnia 2002 roku, na lunchu w Mauro's Cafe na Melrose Avenue w Los Angeles. Restauracja miała być zamknięta przez cztery godziny "aby para mogła porozmawiać podczas jedzenia makaronu i ryb". Lisa na spotkaniu z Michaelem była z dziećmi - Danielle (13) i Benjamin (10). "Są jak jedna wielka szczęśliwa rodzina" - miał powiedzieć świadek z restauracji. Mówi się też, że Lisa Marie noc po tej kolacji spędziła w Neverland.

Lisa Marie Presley została indoktrynowana w Kościele Scjentologii w 1977 roku, zaraz po śmierci Elvisa, przez swoją matkę - Priscillę. Elvis się pewnie do dziś w grobie przewraca z tego powodu. Kiedyś został zaproszony na spotkanie scjentologiczne, gdzie poszedł ze swoją świtą. Nie dosiedział do końca, w pewnym momencie wstał, ruszył do wyjścia i złorzecząc krzyczał, że to żadna religia, lecz zwykła sekta, która tylko chce wyłudzić od niego pieniądze. A jeśli Elvis tak mówił, to znaczy, że tak jest, ponieważ chyba nie było wtedy na świecie drugiego człowieka tak obeznanego we wszelkich religiach i wierzeniach jakie istniały na ziemi. I to nie tylko teoretycznie, ale także praktycznie (patrz post "Elvis i sztuki medytacji").

To, co Priscilla zrobiła swojej córce, ta uczyniła kilkanaście lat później swojej - Daniell Riley, ale nie wiem czy wciągnęła w to bagno także syna. Oficjalna wersja mówi, że uciekła z Kościoła w 2016 roku, ale jej matka (Priscilla) i córka Riley Keough nadal pozostają jego członkiniami. Aczkolwiek w 2017 roku mogliśmy przeczytać, że "musiała" wrócić do Kościoła Scjentologicznego, ponieważ tylko on mógł jej pomóc w uporaniu się z psychiką, która ucierpiała za sprawą jej ostatniego męża, Michaela Lockwooda. Wspominam o tym aby naświetlić tło jej związków małżeńskich i relacji partnerskich, a także nakreślić jakie siły kierują jej życiem i poczynaniami.

Jej pierwszy mąż, Danny Keough, był też scjentologiem, a ich małżeństwo zostało "pobłogosławione" przez Kościół Scjentologiczny. Mówi się, że także ich rozwód, do którego nigdy by nie doszło, gdyby nie interesy tejże organizacji. Kiedy pojawiła się szansa na małżeństwo z Michaelem Jacksonem, tak pokierowano sprawą, by Lisa dostała go (rozwód) błyskawicznie. Stąd właśnie miejsce złożenia pozwu - Dominikana, gdzie rozwody daje się od ręki i są honorowane przez władze wszystkich stanów USA. Gdyby wystąpiła o rozwód w Kalifornii (mieszkała w San Francisco), pewnie trwałoby to przynajmniej około dwóch lat, a Kościół Scjentologiczny nie chciał czekać.

Równie szybko poszło ze ślubem. Lisa tak pogoniła Michaela, że już dwadzieścia dni po rozwodzie z Dannym Keough, została jego żoną. Również na Dominikanie. Tak im się śpieszyło, że nie powiadomili ani Priscilli, ani rodziców Michaela. Na ślubie nie było też jego największej przyjaciółki Elizabeth Taylor, która poczuła się tym faktem bardzo zraniona i długo nie mogła wybaczyć Michaelowi tego afrontu. Za to nie zabrakło scjentologów, w osobach Thomasa Keougha (brata pierwszego męża Lisy!) i jego żony Darlene Love, którzy byli ich świadkami.

W 2001 roku zaręczyła się z rockerem Johnym Oszadcą. Wszystko zmierzało do szczęśliwego końca - małżeństwa, aż do momentu kiedy pewnego dnia na przyjęciu nie poznała kochliwego z natury aktora, Nicolasa Cage. Prawdopodobnie Kościół znów naprowadził swoją wierną owieczkę na właściwą drogę, bo Lisa natychmiast zerwała zaręczyny z Oszadcą i zaczęły się umizgi do Nicolasa Cage, zwieńczone ślubem w lecie 2002 roku, w przepięknej scenerii Hawajów. Sielanka jednak trwała krótko, ponieważ Nicolas miał dość prób podejmowanych przez Lisę Marię w celu jego indoktrynacji na rzecz Kościoła Scjentologicznego. Nie miał też ochoty na wczasy w trójkącie z jej byłym, pierwszym mężem, Dannym Keough.

Zarówno Michael Jackson jak i Nicolas Cage, żalili się, że Lisa Marie stale próbowała nakłonić ich do wstąpienia do Kościoła Scjentologicznego, a także łożenia datków finansowych, ale na szczęście żaden z nich nie dał się wprowadzić do tej sekty.

Ostatni mąż, też okazał się nieprzydatny dla sekty, ani nie dał się wciągnąć w jej tryby, ani nie pomnażał pieniędzy swojej sławnej żony (potrzebnych na datki dla Kościoła), a do tego jeszcze starał się chronić swoje dwie córki przed indoktrynacją Kościoła, przeciwstawiając się swojej teściowej (Priscilli), która chciała żeby dziewczynki wyjeżdżały na scjentologiczne obozy dla dzieci, gdzie niewątpliwie czekałoby je scjentologiczne pranie mózgu. W związku z tym trzeba było jakoś wpłynąć na Michaela Lockwooda i uwolnić Lisę Marię od niego. Rozwód w toku (postępowanie sądowe chyba jeszcze trwa). Niewątpliwie pierwsze trzy śluby Lisy Marie Presley miały swoje drugie dno - scjentologię.

W posunięciu, które mogło pomóc w utrzymaniu heteroseksualności Jacksona, Lisa Marie pojawiła się w dziwacznym teledysku Michaela Jacksona do jego piosenki z 1995 roku „You Are Not Alone”, gdzie oboje wystąpili obnażeni.

Jeśli chodzi o Michaela Jacksona, Lisa utrzymuje, że była w nim zakochana. Cóż, umowa, to umowa. W 1993 roku Michael Jackson został oskarżony o pedofilię. Lisa była mu potrzebna do uwiarygodnienia jego heteroseksualności, a tym samym odsunięcia podejrzeń lub przynajmniej zasiania niepewności, co do jego winy. Michael był potrzebny Lisie do przypomnienia światu o jej istnieniu, a przede wszystkim miał zostać złożony na ołtarzu scjentologii. Mówi się też o wielomilionowej "zachęcie" dla Lisy Marie.

Lisa z natury jest bardzo zazdrosną i zaborczą osobą, co nie ułatwia współżycia dwojga ludzi, których nie łączy prawdziwa miłość. Była zazdrosna* nawet o własne dzieci, gdy te znalazły z Michaelem wspólny język. Kiedy Lisa wywiązała się z umowy, a Michaela uwolniono od zarzutów (poszedł na ugodę) oraz, gdy stało się jasne, że nie uda się jej pozyskać go dla scjentologii, małżeństwo dobiegło końca.

* Tak się powszechnie to podaje, aczkolwiek mogła się po prostu o nie bać, nie wierząc w to, że Michael jest taki całkowicie niewinny, jeśli chodzi o jego relacje z dziećmi, jak utrzymywał ze swoimi prawnikami.

Lisa Marie, to przebiegła osoba, z pewnością nie wdała się w swojego sławnego ojca, prędzej w matkę. Kiedy Michael chciał złożyć pozew o rozwód, błagała go by jeszcze tego nie czynił. Jakież było jego zdziwienie, gdy następnego dnia po tej rozmowie, dowiedział się z tabloidu, że ... jego żona właśnie złożyła pozew rozwodowy :). Trafił swój na swego, jak mówi ludowe porzekadło. Michael również był szczwanym lisem, manipulantem, aczkolwiek w tym przypadku został przechytrzony. W wywiadzie opublikowanym przez amerykański dziennik "New York Post", wyznała:
"Jednak zdałam sobie w końcu sprawę, że on cały czas pracuje, kalkuluje, manipuluje. Przerażało mnie to".
Przyznała też niewinnie, udając zagubioną i niczego nieświadomą osóbkę to, o czym cały świat (z nią samą na czele, jako stroną małżeństwa) wiedział od zawsze, że do dziś nie jest pewna, czy Jackson nie ożenił się z nią wyłącznie dlatego, aby poprawić swój wizerunek.



* * *

ZAKOŃCZENIE

Dr John Bakke, emerytowany profesor Wydziału Komunikacji Uniwersytetu w Memphis, który w 1979 roku zorganizował pierwszą konferencję naukową na temat Elvisa Presleya, zauważył:
"Nagle po śmierci Elvisa nastąpiła próżnia. W przeciwieństwie do Jacksona - którego określiły wyniki sprzedaży i jego osobiste ekscesy - wpływ Presleya i jego długotrwałe znaczenie były częścią większego zjawiska kulturowego. Elvis Presley miał wpływ na kulturę całego pokolenia. Pojawił się w historii, kiedy nasza kultura była gotowa odwrócić się do góry nogami. Wraz ze zmianą wartości nastąpiła zmiana w muzyce, a on miał wpływ na to, co stało się rock and rollem. Elvis stał u progu tej rewolucji pokoleniowej."
Alanna Nash, znana i uznana amerykańska biografka, a także dziennikarka (The New York Times, USA Weekend, Entertainment Weekly), która w 1994 roku została wyróżniona prestiżową nagrodą National Member of the Year of Society of Professional Journalists, podkreśla:
"Elvis był pionierem. Gdzie Elvis współtworzył muzyczną formę artystyczną, Michael w dużej mierze tylko opierał się na tej formie. Gdzie Elvis zmienił obyczaje seksualne w konserwatywnym toku II wojny światowej, Michael Jackson robił tylko szokujące ruchy chwytając się za krocze. A gdzie Elvis, rozwijając pracę Jamesa Deana, wpłynął na rozwój kultury młodzieżowej, Michael zwrócił na to tylko większą uwagę. Zrobił to genialnie ... ale jego kulturowy wpływ blednie w porównaniu z Presleyem".
SanjaM*, znana redaktorka muzyczna, pisząca dla wielu tytułów (między innymi: LAGossip i Hillel Italie), podsumowuje:
"Oboje stali się masywnymi ikonami muzyki na globalną skalę. To, co Jackson i Elvis wnieśli do muzyki popularnej, pozostaje niezrównane - Jackson jest obok Elvisa i The Beatlesa największym popowym artystą wszech czasów. Kiedy Elvis po raz pierwszy pojawił się na scenie muzycznej, robił to, czego nikt nie był w stanie sobie wyobrazić. Elvis poruszał się jak nikt inny. Jego muzyka przekraczała bariery rasowe, odwołując się zarówno do czarnej jak i białej publiczności, dzięki swojemu brzmieniu, połączeniu rytmu i bluesa, soulu i rocka. Uważany jest za pierwszego „białego człowieka” grającego muzykę „czarnego człowieka”".
* Nie jestem na sto procent pewna, czy podałam właściwe źródło, ponieważ niedokładnie opisałam sobie ten cytat w notatkach.

Posiadłości

Ten temat zostawiłam na koniec. Elvis miał swoje Graceland, a Michael Neverland. O Graceland nie będę tu pisać, ponieważ omówię tą posiadłość, gdy będę opisywać szczegółowo (bo lista już jest, patrz post: "⌂ Miejsca zamieszkania rodziny Presley") miejsca zamieszkania Elvisa i jego rodziny.

Część informacji o Neverland, posiadłości Michaela Jacksona, zawarłam już wcześniej w przypisach (pod gwiazdkami), ale tu chciałabym wspomnieć o jej późniejszych losach i pokazać jej wyjątkowość na fotografiach.

Dla Presleya Graceland było przede wszystkim rodzinnym domem, symbolem stabilizacji życiowej, azylem (miejscem, w którym chronił się przed sławą i światem) oraz ostoją bezpieczeństwa. Natomiast Neverland Michaela, to takie magiczne miejsce, urzeczywistnienie bajkowego świata z dziecięcych marzeń. Wspaniała i wyjątkowa posiadłość i wcale nie dlatego, że stanowiła kiedyś dom Michaela Jacksona (to też), ale z uwagi na swoją architekturę zieleni (zagospodarowanie terenu) i tego co się na niej znajduje (obiektów).

Nieruchomość w hrabstwie Santa Barbara w Kalifornii, położona przy 5225 Figueroa Mountain Road, Los Olivos w Kalifornii, na skraju Lasu Narodowego Los Padres. Należąca do Michaela Jacksona od 1988 do 2006 roku. Biuro asesora hrabstwa Santa Barbara mówi, że ranczo ma około 2800 akrów (1100 hektarów).

Pierwotnie nazywana Zaca Laderas Ranch, przemianowana na Sycamore Valley Ranch wkrótce po tym, jak została zakupiona przez dewelopera Williama Bone w 1977 roku, który mieszkał na niej z rodziną przez dwa i pół roku. Bone zlecił architektowi Robertowi Alteversowi kompleksowy projekt rancza. Główny budynek o powierzchni 1200 m² został ukończony w 1982 roku. Architekt Robert Altevers zaprojektował również ogrody, kamienny most i czteroakrowe jezioro z pięciometrowym wodospadem i fontannami. Kiedy Bone był właścicielem myślał o przekształceniu nieruchomości na klub wiejski, ale tego nie zrobił.

W 1988 roku ranczo zostało sprzedane Jacksonowi, który zmienił jego nazwę na Neverland. Pierwsze spotkanie Michaela Jacksona z ranczem nastąpiło w 1983 roku, gdy odwiedził Paula McCartneya, który przebywał* tam podczas kręcenia filmu „Say Say Say”. Zdaniem jego siostry, La Toyi Jackson, Michael już wtedy wyraził zainteresowanie kupnem nieruchomości.

* W opisie piosenki "Say say say", podano że teledysk w reżyserii Boba Giraldiego został nakręcony w Santa Ynez Valley w Kalifornii. Zatem, albo to niepełna informacja, albo Paul tylko zamieszkał w Sycamore Valley Ranch na czas kręcenia teledysku, gdy ten był kręcony zaledwie kilka mil dalej, w Santa Ynez Valley (to samo hrabstwo Santa Barbara).

Michael Jackson kupił nieruchomość od Bone za nieznaną kwotę (źródła podają od 17 do 30 milionów dolarów, ale najczęściej podawana jest kwota 19,5 miliona dolarów). Nieruchomość została pierwotnie kupiona przez powierników Jacksona, prawnika Johna Branca i jego księgowego Marshalla Gelfanda, ze względu na chęć utrzymania zakupu przez jakiś czas w tajemnicy. Układ został później unieważniony przez Jacksona w kwietniu 1988 roku i stał się ostatecznym właścicielem nieruchomości. Neverlan Valley Ranch stało się domem Jacksona, a także jego prywatnym parkiem rozrywki. W parku rozrywki znalazły się dwie linie kolejowe: jedna wąskotorowa o szerokości trzech stóp (914 mm) o nazwie „Neverland Valley Railroad”, z lokomotywą parową Katherine, nazwaną tak na cześć matki Jacksona (Korona 4-4-0 [2B], zbudowana w 1973 roku) i druga wąskotorowa o szerokości dwóch stóp (610 mm), z lokomotywą będącą repliką C. P. Huntington, wykonaną przez Chance Rides. Był tam także diabelski młyn, karuzela, zamek, ośmiornica, statek piracki, falochron, super zjeżdżalnia, kolejka górska, samochodziki, salon gier, wioska indiańska oraz ZOO.

W 1991 roku na terenie posiadłości odbył się ósmy ślub Elizabeth Taylor z Larry Fortensky, w 1993 roku wywiad na żywo Oprahy Winfrey z Michaelem Jacksonem, a w 1995 roku Jackson i Lisa Marie Presley gościli tam dzieci z całego świata.

Ósmy ślub Elizabeth Tylor odbył się w posiadłości Michaela Jacksona

W 2002 roku Jackson przekazał całą swoją nieruchomość powiernictwu* rodziny.

* Niestety źródło nie precyzuje, więc nie wiem, czy w rozumieniu dzieci, czy całego klanu Jacksonów.

W związku z przeszukaniem posiadłości przez policję w 2003 roku, Michael coraz rzadziej bywał na ranczu, aż w końcu w 2005 roku oznajmił, że nigdy już tam nie wróci. W 2006 roku obiekty na ranczu zostały zamknięte, a większość pracowników została zwolniona, co jego rzecznik skomentował, że jest to odzwierciedleniem faktu, iż Jackson już tam nie mieszka.

Michael już wcześniej tonął w długach i wziął pożyczkę pod zastaw posiadłości. Kiedy przestał spłacać zadłużenie, wierzyciel upomniał się o swoje. Pod koniec 2007 roku doszło do refinansowania pożyczki, a Michael Jackson pozostał posiadaczem większościowego pakietu akcji, z zachowaniem prawa do 87,5% rancza.

W dniu 25 lutego 2008 roku, Jackson otrzymał wiadomość od Financial Title Company, że jeśli nie spłaci 21 525 906,61 dolarów do 19 marca, posiadłość zostanie zlicytowana. Adwokat Jacksona, L. Londell McMillan, 13 marca 2008 roku ogłosił, że doszło do zawarcia prywatnej umowy z prywatną grupą inwestycyjną Fortress Investment, aby uratować własność Jacksona.

W dniu 12 maja 2008 roku jego zadłużenie wykupiła Colony Capital, firma inwestycyjna prowadzona przez miliardera Toma Barracka, za 22,5 mln dolarów.

W dniu 10 listopada 2008 roku Jackson przeniósł tytuł własności do firmy Sycamore Valley Ranch Company, LLC. Po tej operacji Jackson nadal posiadał nieznany udział w nieruchomości, ponieważ Sycamore Valley Ranch Company była wspólnym przedsięwzięciem Jacksona (reprezentowanego przez McMillana) i filii Colony Capital. Biuro asesora hrabstwa Santa Barbara stwierdziło, że Jackson sprzedał nieznaną część swoich praw własności za 35 milionów dolarów. Z kolei doniesienia prasowe wskazywały, że Colony Capital zainwestowało w nieruchomość tylko 22,5 miliona dolarów. W każdym razie według wiarygodnych źródeł Colony Capital zostało właścicielem większościowym. Ostatecznie, po śmierci Michaela, Colony Capital zamierzało sprzedać ranczo w hrabstwie Santa Barbara w całości - "Podzielenie go zniszczy je" - mówi Kyle Forsyth (kierownik projektu w Colony Capital).

Kiedy 1 lipca 2009 roku na terenie posiadłości pojawił się sprzęt budowlany oraz grupa ogrodników, zaczęto spekulować, że trwają przygotowania do czegoś związanego ze śmiercią Jacksona. Być może tak było, a rodzina liczyła, że wszelkie formalności załatwi od ręki. Natomiast miejscowi urzędnicy stwierdzili, że pochówek w Neverland będzie dozwolony tylko wtedy, gdy właściciele rancza przejdą dwuetapowy proces wydawania pozwoleń (powiatowych i stanowych) przed założeniem cmentarza w tym miejscu. Dzień później, to jest 2 lipca 2009 roku, na ranczu pojawili się przedstawiciele mediów. Jermaine Jackson zabrał Matta Lauera z The Today Show na turnée po głównym domu, a później Larry King przeprowadził z nim wywiad, też na terenie domu.

W 2014 roku podano do wiadomości, że firma Colony Capital przygotowuje aktualnie posiadłość do sprzedaży. Rodzina Jacksonów wystosowała w tej sprawie oświadczenie, w którym stwierdziła:
"Jesteśmy sfrustrowani, gorzko rozczarowani i zasmuceni, że do tego doszło. Niestety Michael stracił kontrolę nad Neverland jeszcze za życia, przez poradę od byłego managera".
W maju 2015 roku, ogłoszono, że Neverland Valley Ranch, przemianowany na Sycamore Valley Ranch, wkrótce zostanie wystawiony na sprzedaż z ceną wywoławczą 100 milionów dolarów, po tym jak Colony NorthStar zakończy gruntowne remonty nieruchomości. I tak zbyt długo zwlekano z tą decyzją zważywszy na fakt, że roczne utrzymanie posiadłości kosztowało pięć milionów dolarów. Wiele osób, w tym fani, protestowało i nie zgadzało się z tą decyzją. Jermaine Jackson, starszy brat Michaela, napisał list otwarty do Colony NorthStar, wyrażając swój sprzeciw wobec ich decyzji.

W 2016 roku, córka Michaela, 17-letnia Paris Jackson, zbudowała na terenie posiadłości ogród Zen. Od maja 2016 roku sprzedażą rancza zajęła się firma Sotheby's International Realty, wystawiając je z ceną wywoławczą 100 mln dolarów. Jednak najbardziej wszystkich zaskoczyła informacja podana przez TIME (amerykański tygodnik społeczno-polityczny), że właściciele „specjalnie szukali nabywcy, który nie zamierza zamienić tego miejsca w muzeum piosenkarza”.

W lutym 2017 roku, ze względu na brak zainteresowania cena wywoławcza rancza spadła do 67 mln dolarów. Nieruchomość była nadal na rynku w tej samej cenie na początku 2018 roku, ale z Coldwell Banker (firmą zajmującą się obrotem nieruchomościami).

W lutym 2019 roku, cena wywoławcza rancza została ponownie obniżona, do 31 mln dolarów (co stanowi 69 mln mniej niż pierwotna cena wywoławcza w wysokości 100 mln dolarów z 2015 roku). Agent aukcyjny rancza mówi, że nic się nie zmieniło, z wyjątkiem ceny. Struktury ranczo i krajobraz są nadal utrzymywane. No niezupełnie. Nie ma majątku ruchomego, większość została zabrana przez rodzinę, zwierzęta sprzedano do różnych Zoo (chyba jeszcze za życia Michaela), a cały lunapark został zdemontowany i również wyprzedany (krótko po jego śmierci). Z pozostałych budynków też poznikało wiele rzeczy z wyposażenia.

Lunapark na terenie Neverland został zbudowany dopiero przez Michaela Jacksona, wcześniej go tu nie było. Zdjęcie w lewym górnym rogu przedstawia prace budowlane, reszta lewej kolumny pokazuje puste miejsca po demontażu karuzel i innych atrakcji lunaparku, natomiast prawa kolumna czasy jego użytkowania

Zdaniem znawców rynku nieruchomości znaczny spadek wartości i nikłe zainteresowanie ranczem ma związek z wykorzystywaniem seksualnym nieletnich, do którego doszło na jego terenie. Myślę, że są też inne tego przyczyny. Zapewne wielu potencjalnych klientów obawia się fanów najeżdżających na ich ewentualny nowy dom. Przeszkodą jest też jego położenie, w oddaleniu od dróg międzystanowych. Prowadzą do niego jedynie wąskie górskie drogi, nieprzystosowane do masowych odwiedzin turystów. Wreszcie wśród fanów Michaela Jacksona nie ma zbyt wielu odpowiednio majętnych, a do tego na tyle zagorzałych fanów, którzy chcieliby zamieszkać w tym miejscu.

Po jego śmierci, posiadłość ta stała się dla jego spadkobierców "problemem", choć zupełnie nie mogę zrozumieć ich podejścia i podejmowanych, co do niej działań, a właściwie zaniechań. Swego czasu Joseph Jackson zwrócił się do EPE (Elvis Presley Estate), choć początkowo temu zaprzeczał*, celem uzyskania informacji jak przekształcić posiadłość w miejsce takie jak Graceland, dostępne dla fanów i zwiedzających oraz rozeznania czy w przypadku Neverland to się opłaci.

* Po śmierci Jacksona doniesienia prasowe w dniach 28–29 czerwca 2009 roku, informowały, że jego rodzina zamierzała pochować go na ranczo Neverland, by w końcu przekształcić je w miejsce pielgrzymek dla fanów, podobnie jak Graceland stało się dla fanów Elvis Presley. Ojciec piosenkarza Joseph Jackson najpierw zaprzeczał tym raportom, ale później przyznał, że taka sytuacja miała miejsce. Potwierdziła to również EPE.

Według jednych źródeł rozpoznanie tematu pokazało, że w przypadku Neverland Ranch, nie będzie takiego zainteresowania jak Graceland, więc inwestycja będzie nieopłacalna. Według innych gra była warta świeczki, ale z różnych powodów nie chciała tego rodzina, a już w ogóle dopuścić do interesu Josepha Jacksona.

Chociaż obawy o jego udział w projekcie były bezzasadne, ponieważ ojciec-tyran, został ujarzmiony testamentem Michaela Jacksona, który w całości wykluczył go ze spadku. Po śmierci syna chcąc nadal żyć na wysokim poziomie, nie mógł już podskakiwać jak kiedyś, odtąd był na łasce i niełasce rodziny. Chcąc coś przeforsować musiał najpierw uzyskać akceptację tych, którzy aktualnie zawiadują majątkiem jego syna. Aczkolwiek to chyba on jeden miał pomysł, jak rozwiązać sprawę z Neverlandem i próbował coś z tym zrobić. Ojciec Michaela Jacksona zmarł 27 czerwca 2018 roku.

Jednak nie w tym rzecz. W chwili śmierci Michael w zasadzie już nie był właścicielem Neverland, za to jego rodzina tak, choć w niewielkim procencie. I jest do dziś. Nie rozumiem tych ich żali, oświadczeń i protestów. Przecież pieniądze, które Michael zarobił po śmierci, po spłaceniu długów, starczyłyby na wykup posiadłości i jej utrzymanie przez ponad sto lat. Zatem nic nie stoi na przeszkodzie by ponownie stali się jej właścicielami i dysponowali nią według własnego uznania. Wygląda to tak jakby chcieli ją przejąć nie wydając przy tym dolara, wykorzystując do tego celu fanów.

Graceland - widok domu Elvisa Presleya z frontu i z tyłu

Neverland - widok domu Michaela Jacksona z frontu i z tyłu

Znalazłam takiego mema, w pełni się z nim zgadzam


P. S.

Większość zdjęć można zobaczyć w rzeczywistym, większym rozmiarze, po ich otwarciu w nowym oknie.

Resztę zdjęć dołączę później w formie linku do albumu, bo tu już jest ich za dużo.

Już są. Tu macie album MJ_Michael_Jackson, a w nim podkatalogi, w których zdjęcia umieściłam mniej więcej tematycznie. Podkatalogi:
MJ_PARK_okolica
MJ_KOLEJKI
MJ_DOM
MJ_Budynki
MJ_Basen_Kort
MJ_Lunapark_ZOO


76 komentarzy:

  1. Wielkie słowa pochwały za ten artykuł Danusiu.
    Nigdy nie lubiłem gościa .Poza paroma utworami muzyka była mi obca. Kompletnie nie pasująca do siły rocka gospel bluesa i soulu.
    Fascynacja fanów miała eksplozje większą bo to były czasy klipów. Telewizji MTV . I większego dostępu do mediów. A mimo to uważam klaksona za gorsza kopię króla . Czarno biała odbitkę. Negatyw. Każde zbytnie nasladownictwo obraca się wcześniej czy później przeciwko danej osobie. Kwestie chorej psychiki przemilcze.
    Skupiając się na muzyce Klakson nie miał głosu. Zadziałała otoczka. Jedyne co miał lepsze to menagera. Do czasu rzecz jasna bo też miał na koniec długi.
    Co do przewyzszania się. Pamiętam tylko te czasy gdy ożenił się z Lisa Marie i był koncert artystów w hołdzie Elvisowi presleyowi. Z 1994. On wtedy siedział gdzieś wysoko koło lisy Marie i tak jakby wiesz oceniał innych . Był tak helbiony przez prasę .. nawet nie wystąpił i nie zaśpiewał piosenki jakby był ponad tym wszystkim. Pewnie to był zabieg.
    Tak to wtedy odczułem jako dzieciak.
    Ta chęć bycia na siłę kimś wielkim jak rozkapryszony dzieciak . Dawno nie widziałem tak dziwnej osoby. Póki marketing działał oddziaływało to na fanow.
    Poza tańcem był przeciętnym gościem. Tak jak Beatlesi. Nigdy nie rozumiałem tego szumu.


    I jeszcze jedna korekta co do ruchu bioder ... Ten koncert Elvisa w złotej marynarze to nie z Kanady tylko z tupelo z 1957 roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Elvis był najlepszy we wszystkim co robił i czego się dotknął no po prostu ideał !.akurat.Michael Jackson był królem popu i co do sprawy o molestowanie niczego mu nie udowodniono został oczyszczony że wszystkich stawianych mu zarzutów i wszystko w tym temacie.Pozdrawiam

      Usuń
    2. SAMOZWAŃCZYM KRÓLEM!!! I to jeszcze w obrzydliwy sposób, dotąd niespotykany w show-biznesie, przez gigantyczny SZANTAŻ.
      UDOWODNIONO!!! Dlatego ugoda kosztowała go 20 milionów za pierwszym razem i ponad 200 milionów dolarów za drugim razem. Nie myl oczyszczenia z zarzutów z ugodą! Jeśli strony decydują się na ugodę jako ZADOŚĆUCZYNIENIE, to sąd odstępuje od orzekania wyroku ponieważ wychodzi z założenia, że poprzez ugodę sprawca poniósł karę (w tym wypadku finansową), a ofiara otrzymała rekompensatę za doznane krzywdy (w tym wypadu finansową). Jak ktoś nie rozumie co to jest UGODA SĄDOWA, to potem uważa, że to równoznaczne z uniewinnieniem, oczyszczeniem z zarzutów.

      Nie pisałam nigdzie, że Elvis był ideałem, a Michael miał tylko wady. Czytaj ze zrozumieniem. O dobrych stronach Michaela też pisałam, ale dla was, jego zacietrzewionych fanów, wystarczy napisać o nim jedno niepochlebne zadanie, a już nie dostrzegacie, tego co napisano o nim pozytywnie.

      Usuń
    3. Tak!!!! Napisałaś, że Presley był bardzo miłym dżentelmen i bardzo kulturalnym??? A w filmie biograficznym, który powstał na podstawie książki Priscilla "Elvis I ja" są s en jak brutalnie ją traktował w jej obecności obiecywał inne kobiety,a scena w której uderzył ją w twarz to teże według Ciebie świadczy ,że był dżentlemen?Napisałaś bardzo tendencyjny artykuł pisząc tylko dobrze o Presley, a nawet jak coś dobrego napisałaś o Jackson ie w jednym zdaniu to już w drugim go skrzętnie zdyskredytowałaś!!! To jest ten obiektywizm??
      Nie wiem co może się podobać w tańcu Presleya? Wciąż w kółko to samo a ruchy jak paralityk, który ma przerwy w dostawie prądu.Nawet synek mojej siostry,który ma teraz 7th i chodzi do szkoły muzycznej,patrząc na Presleya powiedział"Cioci on tańczy jak nienormalny"

      Usuń
    4. Nie znasz życia Elvisa i nie wiem czemu wierzysz jego żonie, która uciekła z kochankiem, a potem za grubą kasę już po śmierci Presleya miała tak przedstawić ich życie żeby książka była poczytna. Ludzie maja to do siebie, że nie lubią czytać o szlachetnych ludziach, wolą skandale i zło. Dodam jeszcze, że ich córka Lisa (w wieku 16 lat) po tym jak przeczytała tę książkę, zrobiła matce karczemną awanturę i wyniosła się z domu choć była niepełnoletnia. Wiedziała, że matka łże i kłamliwie oczernia jej ojca, bo on już nie żyje i nie może się bronić. Z bogactwa poszła na bruk i pracowała za grosze żeby przeżyć. Dopiero gdy sama została matką, po kilku latach od tego zdarzenia, powoli zaczęła się z nią godzić, o co Priscilla zabiegała.
      Paralityk? Tylko Twój Michael wykorzystywał w swoich układach tanecznych wszystkie ruchy Presleya, łącznie z karate. :) Poza tym Michael jest uwieczniony na taśmach, Elvis nie, więc załączyłam fragmenty, które udało mi się znaleźć.

      No cóż, Michaela nie ma za co zbyt chwalić poza tańcem, więc nie rozumiem Twoich zarzutów. Wszystko co szło o nim dobrego powiedzieć starałam się uwypuklić.

      Usuń
    5. Elvis tańczy jak,,nienormalny""?!A jak M.Jackson trzymie się w tańcu za krocze to jest to normalne??Ręce opadają jak czytam takie chore komentarze.

      Usuń
    6. No właśnie. Trzeba jeszcze dodać, że coć innego tańczyć, gdy w tle leci playback, a co innego tańczyć jednocześnie śpiewając.
      Poza tym, żeby pisać "jak paralityk, który ma przerwy w dostawie prądu", trzeba najpierw mieć wiedzę o szybkości ruchu i ówczesnych kamerach. Elvis był fenomenem pod tym względem. Ed Parker, jego trener karate kenpo, to wyjaśnia, mówiąc, że nigdy w historii swojego życia i karate nie spotkał człowieka, który z taką prędkością wyprowadzał ruchy nogami i rękami. Stąd te widoczne "przerwy w dostawie prądu", po prostu był tak szybki, że nie każdy moment ruchu utrwalał się klatce filmowej i stąd widoczne przerwy przy odtwarzaniu.

      Usuń
    7. Bo Elvis był po prostu fenomenem w tej dziedzinie,tak sie składa że jestem jego zagorzałą fanką i uważam ze w tańcu nie miał sobie równych.Pozdrawiam:-)

      Usuń
    8. Dla mnie był fenomenem w wielu dziedzinach, ale oczywiście w śpiewie i tańcu przede wszystkim, a także w karate (nie bez kozery został wprowadzony do Karate Hall of Fame). :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    9. No oczywiscie ze w śpiewie również,bo tylko jak jego słucham to mi ciarki po plecach idą,bo innych artystów jak słucham to już nie jest to.

      Usuń
    10. Tak, miał takie przejmujące wykonania, że człowiek odlatywał. Były piosenki, które kiedy pierwszy raz usłyszałam, to płakałam jak bóbr.

      Usuń
    11. Tak to prawda,mam dokładnie takie same odczucia.Niedawno czytałam taki artykuł o Elvisie i pisało w nim,że został on uznany za najlepszego artystę nie tylko na świecie ale i we wszechświecie.I całkowicie się z tym zgadzam.

      Usuń
    12. Dla mnie też. :) Jakbyś trafiła na link, to wrzuć mi go. :)

      Usuń
    13. Oczywiście jak na niego trafię,postaram się.

      Usuń
    14. Chciałam się odnieść do powyższego komentarza,w którym padają zarzuty że niby Elvis źle traktował Priscillę.Prawda jest taka,że są to wierutne kłamstwa.Otóż trafiłam kiedyś na taki wywiad z Priscillą(niestety,nie pamiętam strony)w którym mówi ona,że żałuje niektórych złych rzeczy,których nawypisywała w tej książce,i że nie wszystko wyglądało tak,jak ona to przedstawiła.Sama się do tego przyznała,a niektórzy jeszcze wierzą we wszystko co przeczytają.

      Usuń
    15. Tak, prostowała to nawet w kilku wywiadach. To są naciski wydawnictw, które chcą sensacji, mogą być bzdury wyssane z palca, byle "się działo". Oczywiście zaraz ma to odbicie w stawce.

      Usuń
    16. Dokładnie.Jeszcze jak sobie przypomnę jakie bzdury o nim wypisywano w kolorowych czasopismach w latach 90-tych to się normalnie włos na głowie jeży.Po prostu brak słów.

      Usuń
    17. Co tam w latach 90., a dziś masz inaczej? Dalej to robią z pełną świadomością, że kłamią. Przykro to powiedzieć, ale to wina Elvisa. Jego prawnicy szaleli ze złości, bo on nie wyrażał zgody na procesy za zniesławienie, i każdy gryzipiórek sobie nim gębę wycierał. Jeden z prawników kiedyś powiedział, że wcale nie musiałby występować, tylko spokojnie i w luksusie żyć z odszkodowań za zniesławienie i pomówienie. To mówi nam o skali zjawiska.

      Usuń
    18. No szok po prostu,bo że aż na taką skalę to nie wiedziałam.A dodam jeszcze,że od jakiegoś czasu gdy tylko trafię gdziekolwiek na jakiś negatywny komentarz na jego temat to zaraz staram się odpisać autorowi wpisu,co o tym myślę,no bo po prostu nie mogę!!Chociaż w ten sposób staram się oczyścić jego dobre imię,mimo że jak widać jest to walka z wiatrakami.

      Usuń
    19. Też tak robiłam. Z wiatrakami ... bo nikomu nie zależy na jego prawdziwym obrazie, dobro się tak nie sprzedaje jak zło.

      Usuń
    20. No tak niestety jest.

      Usuń
    21. P.S.Elvis kiedyś na pytanie jednego z dziennikarzy czy przejmuje się krytyką odpowiedział:Nie''.A skoro się nie przejmował,to nic z tym nie robił.I to się niestety do dzisiaj na nim mści.

      Usuń
    22. Tak tylko powiedział, bo inaczej by go zaszczuli. W rzeczywistości bardzo się przejmował. Tak bardzo wszystko przeżywał, że cały dom chował przed nim te najgorsze artykuły.

      Usuń
    23. No coś takiego,też nie wiedziałam o tym.I nic się od tamtego czasu nie zmieniło,cały czas wiadro pomyj na niego wylewają.A to jeszcze nic w porównaniu z tym,co niedawno znalazłam,aż przykro o tym pisać,bo niestety dowiedziałam się,że w Stanach można kupić-uwaga:papier toaletowy z jego wizerunkiem.No szok po prostu!Przecież to jest tak chore że aż brakuje słów żeby to skomentować.Ja nie wiem co ci ludzie mają w głowach.Dla mnie to jest skandal takie coś!

      Usuń
    24. No niestety. Ale to akurat efekt polityki światowej dotyczący łamania wartości i autorytetów. Nie chcę w to w chodzić.

      Usuń
    25. Rozumiem.Krótko mówiąc,dla mnie to wszystko jest chore i tyle na ten temat.Dobrej nocy życzę:-)

      Usuń
  2. Dzięki Krzysiu, osiem miesięcy tortur, czytania o Jacksonie, oglądania filmów o nim i robienia notatek. :)

    O, nie wiedziałam. Dokładnie tak samo go odbieramy, napisałeś "poza paroma utworami jego muzyka była mi obca", to jakby cytat mnie samej. :) Szumu związanego z The Beatles też nie rozumiem, ale wpadali w ucho ówczesnej młodzieży. Poza tym chyba ich rytmiczność i brzmienie było wtedy gdy zaczynali nowością. Ładnie też współbrzmiały ich głosy, gdy śpiewali jednocześnie. Jednak do mnie nie trafiali. Aczkolwiek co by nie powiedzieć, byli naturalnym wyborem ludzi, a nie kreacją show-biznesu jak Michael.

    Mówisz, że to Tupelo? Miałam opisane jako Kanada, ale w sumie to była ta sama trasa, więc może tak być jak mówisz. Jeśli chodzi o koncerty, to Ty tu rządzisz. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak. Tupelo. Mam dvd z tego koncertu. 27 wrzesień 1957 evening show.
    Canada nie była w tak dobrej jakości.
    Jeszcze jedno... Podsumowanie. Na końcu zawsze po odarciu że wszystkich szat wizerunków pozostaje tylko człowiek a nie gwiazda.
    Klakson był takim czlczłowiek. Elvis zawsze Elvisem .
    Królem czego moglbyc klakson? Może królem wideoklipów.
    Elvis był królem nie tylko na scenie. On był na królowanie skazany. Mimo że nie był twórczy nie pisał tekstów nie tworzył muzyki a jednak magia zawsze była.
    Klakson na siłę tworzył magię. Elvis ja miał od urodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie.

    No z tą twórczością ... Jestem przewrażliwiona gdy ktoś wychodzi z takim zarzutem do Elvisa. Są autorzy tekstów, są autorzy muzyki i są wykonawcy. Czy autor tekstu jest złym autorem, tylko dlatego, że nie wykonuje tego co napisał? Czy piekarz jest złym piekarzem jeśli nie posadził zboże, nie zmielił go wcześniej? Czy rymarz jest złym rymarzem dlatego, że pracuje na powierzonych skórach, a nie na tych które pozyskał od zwierząt, które sam wyhodował?

    Teraz kwestia pisania. Ponoć Elvis w wieku kilkunastu lat też tworzył. Mówią to jego kuzyni i przyjaciele, którzy byli tego świadkami. Aczkolwiek wtedy nie było możliwości nagrania tego, a zwłaszcza wśród biedoty, która nie miała nawet na jedzenie. W wieku osiemnastu lat zaczął już karierę, wtedy jak nie grali, to jechali, rzadko zatrzymując się na noclegi. Zwykle zmieniali się za kierownicą, kimając na siedzeniu samochodu. Dodatkowo jako dzieciak Elvis nie znał nut, więc nie mógł sobie tego co stworzył zapisać.

    Teraz Michael. Wcale nie był taki twórczy jakby się to wydawało i jak wszyscy podkreślają. Ze zdziwieniem przeczytałam, że większość jego piosenek wcale nie była jego! Pisano je dla niego. Poza tym jego menadżer stosował podobną politykę jak próbował Parker. Tylko Parker popełnił ten błąd, że trafiał ze swoimi niecnymi propozycjami do uznanych twórców, próbując przejąć prawa autorskie i płacąc grosze. Z kolei menadżer Michaela płacił olbrzymie pieniądze twórcom, a rozglądał się wśród jeszcze nieznanych nazwisk w poszukiwaniu dobrych utworów. Ponoć od końca lat osiemdziesiątych Michael prawie nic nie napisał.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet mieli jakąś umowę z firmą, która dostarczała piosenki.

    Elvis chciał przede wszystkim śpiewać i zarabiać by wydobyć rodzinę z nędzy. Nie mógł sobie pozwolić na pisanie piosenek, w każdym razie w początkowym okresie. A później błyskawiczny sukces i maratony koncertowe sprawiły, że nawet o tym nie miał kiedy myśleć. Zresztą chyba nawet nie czuł bluesa, jak to się mówi, nie pociągało go to na tyle by tym się zająć, tym bardziej, że wokół było całe multum pięknych piosenek i świetnych autorów. Może też doszedł do wniosku, że to, co sam tworzył nie jest tak dobre, jak to czego słuchał? Co przy jego skromności i wiecznym niedocenianiu samego siebie jest całkiem realne. Nie wiemy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz to nie umiejsza Elvisowi ale fakt jest faktem. Elvis nie był tekściarzem. Demo też dawali jemu w studio a on dopiero się zastanawiał co wybrać co nagrać i w jakim stylu. Oczywiście robił to w sposób genialny i zamieniał wszystko w złoto ale często poprzez to że wchodząc do studia często nie miał określonych priorytetów jego albumy były zlepkiem dobrych lub świetnych utworów ale bez scalonej mysli. Wiele jego koncepcji padło jak np. nagranie bluesowego albunu w 76 roku. To że nic nie mógł nagrac poza RCA nic nie znaczyło. Jeśli miałby chęć to miałby gdzieś te czekanie. Stworzył by muzykę napisał tekst a potem wszedł do studia i to nagrał.
    To mi w nim zabrakło choć jak wspomniałem jego wielkość polegała na tym że nie musiał tego robić. I tak był złotem płynący. Będąc bogatym mialna to sporo czasu...nie mówię nic o biedzie z dziecinstdz. Poprostu ktoś ma do tego głowę lub nie. Elvis zostawiał to innym. A on tworzył z tego arcydzieła.
    Co do Michaela nie powiedziałem że byl w tym względzie twórczy.
    Był dobry w teledyskach. Miał też słuch
    . Artysta artyście nie równy. Takze talent talentowi nierówny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no majel miał 3,5 okatwwowy głos tenorowy ztrezta i potrafił zaśpiewać wszystko co tylko chciał i soul i R&B i rock i gospel był najwspanialszy na świecie miał charyzmę i szczerość i miłóść do ludzi dlaczego do dziś tęsknię za nim ? a o Elvisie czasem pamietam a czassem nie?

      Usuń
    2. Michael Jackson (F#2 to C#6) - 3 octaves, 4 notes (3 oktawy i 4 nuty)

      Elvis Presley (G1 to A5) - 4 octaves, 1 note (4 oktawy i 1 nuta)

      Dane z oficjalnych źródeł muzycznych.

      Usuń
    3. Ja za Elvisem tęsknię do dziś,a Jackson?No cóż,za nim jakoś wogóle mi nie tęskno.Po prostu nie mój typ i tyle.

      Usuń
  7. Według mnie też nie umniejsza, chociaż to koronny zarzut pod jego adresem. Dla mnie zupełnie niezrozumiały.

    Hm, a ja myślę, że ten brak planów, schematów czynił go wyjątkowym. Brak scalonej myśli i to, że na płytach pojawiały się zróżnicowane utwory, to akurat nie leżało po stronie Elvisa. Jego decyzje kończyły się na tym co nagra i którą wersję nagrania zaakceptuje do wydania płytowego. Natomiast kiedy wyjdzie dana płyta, jaka i co na niej się znajdzie z puli materiału przygotowanego przez Elvisa, w stu procentach należało do RCA, on nie miał tu nic do gadania. Owszem czasem próbował coś sugerować, ale i tak końcowa decyzja należała do RCA. Więc to oni są winni za dobór utworów. Zresztą jak przeanalizujesz materiał na płytach, to widać, że są na nich piosenki nagrywane w różnych okresach, Elvis po prostu tworzył tylko bazę nagrań. Wiesz, mi na przykład nie przeszkadza takie zróżnicowanie, ale wiele osób lubi takie uporządkowanie, jakąś myśl przewodnią. Chociaż w moim odczuciu to właśnie powoduje, że kupujesz longplay dla jednego utworu, bo żeby reszta była w "klimacie", to tworzy się na siłę nagrania uzupełniające, co zwykle skutkuje ich miernością. To problem 99% wykonawców. Nie wiem jak Ty masz, ale ja słuchając dowolnej płyty Elvisa w zasadzie nie słyszę tam piosenek, które mnie rażą. U innych wykonawców to standard. No może z wyjątkiem Leonarda Cohena i Electric Light Orchestra. W ich przypadku też da się przejść przez całą płytę bez zniechęcenia, znużenia, czy zawodu materiałem.

    Krzysiu będąc bogaty miał na to sporo czasu w teorii. Był bardzo zajętym człowiekiem. Zobacz czego on nie robił w swoim życiu. Mi by na to pięć żyć nie starczyło. :) Ale owszem, tak jam mówisz, miał warunki (finanse) i mógł komponować na przykład kosztem czytania, karate itp. Jednak widocznie nie było to dla niego atrakcyjne, nie czuł takiej potrzeby. Kiedy wcześniej wspominałam, że Elvis tworzył jako nastolatek mówiłam o muzyce, nie o tekstach. Chociaż chłopaki mówiły, że podstawiał tam jakieś teksty, ale za każdym razem inne, co mu ślina na język przyniosła. To dowodzi, że tekstem zupełnie się nie zajmował, próbował tylko stworzyć jakąś linię melodyczną.

    Krzysiu Ty nie powiedziałeś, że Michael był twórczy, ale tak się powszechnie uważa. Tak, co by nie powiedzieć o nim jako człowieku, to na pewno miał dwie rzeczy na wysokim poziomie, słuch i ruch. Jeśli chodzi o teledyski, wiesz to kwestia choreografii. Poza tym jeśli nie musisz śpiewać, bo to załatwia playback, masz do dyspozycji sztab tancerzy i nieograniczony zasób środków finansowych z CUDZEJ kieszeni (a nie tylko swojej jak Elvis), to możesz robić wygibasy na scenie.

    No dokładnie. Każdy jest inny i każdy ma swoje plusy i minusy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak Danusiu każdy jest inny.
    Wiesz czy to zarzut ? No w pewnym sensie tak bo moglbyc mimo wszystko jeszcze lepszy. Ale to już gdybanie teraz. Nie musiał mieć do tego głowy wiadomo ale gdyby miał miałby więc rowniez do powiedzenia w kwestii swojej kariery. Byłby bardziej samodzielny . Jeśli na konferencji w Madison sqyare Garden z 72 roku ktoś mu zadał pytanie czemu nie nagrywa więcej rockowych numerów jak dwa trzy lata wcześniej mówił że na rynku nie ma teraz dobrych piosenek które mógłby nagrać . Ale przecież mógł coś stworzyć gdyby miał do tego głowę .. nie musiał pisać ale skoro zmieniał muzykę mógłby coś komponować . Co do twórczości oczywiście to szerokie pojęcie. To nie tylko teksty muzyka ale dobór materiału i słuch .i tu Elvis był mistrzem. Dopóki mu na tym zależało nieustannie próbował modyfikować koncerty zmieniać aranżacje piosenek. Przecież jego przeróbki utworów innych gwiazd zawsze były lepsze tak jakby to były jego. No właśnie. Ale może poza heartbreak hotel czy love Me tender to w zasadzie każdy utwór ktoś wczesniej nagral .Stworzył. Tego mi zabrakło. Albumy. Fakt te gospelowe miały wspólna mysl. Może ostatni też był smutny. Takim pożegnaniem był. Ale raised on rock. Wrzucali wszystko by pasowała liczba utworów i tyle. Oczywiście wiekszowi dobrych. Jasne że Elvis mało miał do powiedzenia ale nie musiało tak być .
    No i przyznajmy się że przez swój intensywny styl życia ... Stracił zainteresowanie muzyką. Praktyczne w latach 76 do 77 grał to samo. Nie możesz mówić że nie miał czasu. Równie dobrze mógł grać połowę mniej koncertów a w zamian za to skomponować coś innego fajnego. Coś co dałoby mu kopa.
    Ale historia nie zna pojęcia gdyby. Tak było.
    Elvis i bez tego był ponad to ponad wszystkimi beatlesami .. klaksonami .. a co jakby komponował jakby lepiej prowadził swoją karierę? Jakby był na światowych tournee?
    Wszystko by się dało połączyć. I czas wolny i showbussiness. Elvis był wszechstronny poza sceną ale ja się skupiłem na jego twórczości.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze co do koncertu w tupelo z 27.09.1957...masz na tle zapowiedź filmu lub singla jailhouse rock ...premiera filmu była chyba w październiku... Kanada była z poczatku kwietnia a potem w sierpniu...to za wcześnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz, w sumie to jestem ciekawa jak brzmiały te jego próby komponowania za młodu. Szkoda, że nie ma chociaż jednego fragmentu spod drzewa (bo tam zwykle to robił), jakiegoś kawałka, bo nie mówimy tu o całych piosenkach. Ja wiem, nawet gdyby coś takiego się zachowało, to zbyt mało by na jakimś fragmencie kompozycji z czasów kiedy był żółtodziobem go oceniać, ale po fundamentach czasem da się ocenić wielkość domu.

    No właśnie, niezmiernie rzadko się zdarza, żeby cover był lepszy od oryginału a u Elvisa była to norma, standard, to świadczy o jego klasie muzycznej. Powiem Ci szczerze, że tylko w jednym przypadku miałabym problem - Unchained Melody. Zarówno wykonanie Elvisa jak i Righter Brothers są obłędne (bo innych, to już dno).

    No widzisz, albumy gospel. To była jego inwencja i decyzja, Parker za żadne skarby nie chciał się na nie zgodzić. Czyli chociażby na tym przykładzie możemy powiedzieć, że Elvis wiedziałby jak dobrać utwory na płytę. Chociaż, tak jak mówiłam, mi akurat ten melanż nie przeszkadzał.

    Dokładnie, wrzucali wszystko by ilość utworów się zgadzała i to był jedyny klucz. No i piosenki z przeznaczeniem do filmu, to drugi klucz po gospel, ale nawet i tam panował chaos. Przecież w większości to nie było tak, że ktoś napisał scenariusz filmu muzycznego, czy pół-muzycznego, a inny ktoś napisał do niego utwory. Był film, a potem patrzono co udało im się uzyskać od autorów za psie pieniądze, a potem Elvis dostawał pakiet 20 demo, z których miał wybrać np. osiem piosenek do filmu. Czytałam wiele wypowiedzi od osób z jego muzycznego otoczenia, którzy mówili jak Elvis dostawał czasem szału, bo nie wiedział co wybrać, chociaż zdarzały się też świetne kawałki. Ponoć siadali w studio, leciało demo i Elvis mówił, to na prawo, to na lewo, to do kosza lub to bierzemy, to na razie na bok, a to do kosza. Zwykle sortowali na trzy kupki, jedna może być, druga jak już nic lepszego nie znajdziemy, to coś z tego wybierzemy no i trzecia, całkowity odrzut.

    Moim zdaniem w latach 76-77 miał depresję. Gorzej się czuł zdrowotnie, zdał sobie sprawę, że nie jest kowalem własnego losu tylko jest prowadzony przez Parkera na postronku, a wokół niego tak wszystko "wymodelowano", że nawet nie ma gdzie szukać pomocy. Całe to tałatajstwo Memphis Mafia (z małymi wyjątkami) pracowało już dla Parkera, jego prywatna linia, która kiedyś szła poza centralką, była już na podsłuchu, do tego doszły problemy z kobietami (które zaczęły się od rozwodu z Priscillą), chyba po raz pierwszy poczuł też, że się starzeje, do tego skomplikowały się sprawy finansowe (samoloty; afera "Wieczne pióro", w której miał być z Vernonem świadkiem koronnym; nietrafione inwestycje, jak budowa ośrodka karate, czy film "Gladiator", który się ślimaczył itp.), no i honor. Elvis miał bardzo duże poczucie honoru, Linda nazywała go "człowiekiem danego słowa", o czym wspominałam w tym poście. Elvis ponoć miał obsesję na punkcie dotrzymywania słowa. Licząc od 1972 roku kilka razy obiecał fanom z innych krajów (zwłaszcza Anglikom), że w następnym roku na pewno przyjedzie. Po czym Parker robił jakąś woltę i temat trasy koncertowej poza USA znowu był przesuwany na kolejny rok. Stąd ta monotonia strojów scenicznych w ostatnich dwóch latach, kalkowanie listy utworów na koncertach, brak sesji nagraniowych, izolacja "sypialniana", kiedy dekował się tam na wiele dni i nie opuszczał jej nawet na chwilę, uciekając w świat książek i leków.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oczywiście fizycznie miał czas, kwestia jak go zagospodarowywał. Jednak jeśli chodzi o pisanie piosenek, to raczej chyba tego nie chciał. W sumie to nawet nie wiemy czy w późniejszych latach w ogóle próbował. Wiem tylko o tym okresie zanim jeszcze był sławny, że coś takiego miało miejsce. Poza tym Elvis przerabiał utwory muzycznie, te których autorzy wyrażali na to zgodę. Robił to w swoim biurze obok sypialni, przy organach lub gitarze. Zwykle gdy tam pracował nikt mu nie przeszkadzał, a szkoda, może wiedzielibyśmy coś więcej na ten temat.

    Tak, potrzebował kopa i chyba go dostał, gdy Parker przedstawił mu wstępny program na 1978 rok, kiedy miał wreszcie wyjechać za granicę. Świadczą o tym ostatnie dwa miesiące jego życia, kiedy wziął się za zdrowie, zlecił przygotowanie całej fury nowych kostiumów, chodził po domu i mówił, że wkrótce w Graceland wiele się zmieni i z niektórymi będzie musiał się pożegnać. Wziął się też za leki, lekarze opracowali dla niego nową listę, mocno zredukowaną i dietę (w sensie nie tylko jedzenia, ale i ruchu).

    Zastanawiam się jakie piosenki by pisał, czy dobre, czy złe. Ucho miał świetne, narzędzia interpretacji rewelacyjne, warunki głosowe fantastyczne, czuł muzykę całym sobą. Niestety, nigdy się tego nie dowiemy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Masz racje. Po raz 3 pisze post. Tamte mi sie skasowały . Pisałem długo ale nie mam juz sił...
    Wiec w skrócie. pieknie to napisalaś.
    Elvis miał depresję ale nie miałby jej gdyby nie kilka ważnych czynników, błednych decyzji które zaważyły na jego karierze i jego losie.
    Znalazłby czas i na komponowanie i na pisanie. Był wszechstronny. Potrzebował motywu a był osobą skrajną więc nie wiele mu było potrzebne do dzialania. Wtedy był najlepszy.
    Co do poezji - kochał ją rowniez.
    Pisał także. np. pamietamy TTWII i Man with broken hearts.
    Albo prywatne nagrania z listopada 73 gdzie recytuje Ode to robin.
    A kartke którą zostawił w hotelowy, łóżku w vegas w grudniu 76 gdzie pisał o samotności?
    Elvis był Królem również dlatego że był we wszystkim naturalny. Nie rywalizował. Niestety powinien w kwestiach dotyczących kariery. Mógł mieć wpływ na wszystko od aranżacji muzyki po jakość nagrania, i okładkę płyty. Tak robią artyści teraz. Oni decydują. Ale elvis nie rywalizował o 1 miejsca list przebojów. Dla niego jak mawiał na konferencji w Village Hotel 20.11.1972 na Hawaii ... najważniejsza jest dobrze wykonana robota. by dac ludziom czysta rozrywkę. To było najwazniejsze i to do końca dni robił. Dlatego był królem.
    rzucił sie też w wir prac bo nic mu już nie pozostało. nie nagrywał już poza domem, bo stracił prawo do swoich nagrań, wiec teraz to RCA jeździła ze sprzętem do niego. Ale wszystko to już było mu jedno. Kiedy chcial to nagrywał a jak nie chciał to nie nagrywał. Nie byłoby tego gdyby nie kilka błędnych wyborów życiowych.
    A Klakson nigdy nie był natuaralny. Jak i cała jego rodzina. Spieprzone mieli dzieciństwo i tyle. Wszystkie promocje, aranżacje, kombinacje, ustawki, małżeństwa, ugody.... dramat. Nawet głos Klakson nie miał naturalny. Człowieka się nie znało.
    Elvis był poza zasięgiem - dosłownie i w przenośni. Jak właśnie Król.
    Czy pisał i komponował? Wszystko w gestach władców Graceland. Za 50 lat albo wogóle... może to zbyt prywatne by było realne?

    OdpowiedzUsuń
  13. No niestety, mi też wiele komentarzy zjadło w trakcie pisania lub zapisywania. Dlatego jak dłuższa odpowiedź to staram się pisać w TXT, a potem przekopiowuje. Szkoda, bo pewnie bardziej wyczerpująco napisałeś. :)

    No tak, tylko Elvis ślepo wierzył Parkerowi. Wiele osób mu mówiło, że tamten go wykorzystuje i dba wyłącznie o swoje interesy, ale nie dawał temu wiary. Steve Binder, gdy kręcili Comeback Special, mówił że bardzo polubił Elvisa, z uwagi na jego grzeczność, skromność, profesjonalizm, niekonfliktowość, poczucie humoru i zwyczajnie nie mógł patrzeć jak jest wykorzystywany. Więc zaprosił go na pogaduchy, co było trudne, bo stale czuli oddech Parkera na plecach (siedział w pokoju obok i pilnował by Elvis nie zostawał z nikim sam na sam), ale raz udało im się wymknąć. Steve Binder zrobił to dlatego, że chciał uzmysłowić Elvisowi kim naprawdę jest Parker. Elvis wysłuchał go, ale nie dał temu wiary, bronił go, tłumaczył Binderowi, że tylko mu się tak wydaje. Jednak z czasem gdy tyle osób mu mówiło to samo zaczął wreszcie myśleć, ale było już za późno. Jednak w lecie 1977 roku zaczął się podnosić niczym Feniks z popiołów, ale nie dane było już mu stanąć na własnych nogach po raz wtóry.

    Tak czytał poezję. Linda pisała wiersze i opowiadała jak Elvis się czasem nimi zachwycał. O kartce pozostawionej w hotelowym łóżku nie wiedziałam. Wiem, że mówił o samotności po koncercie w grudniu 1975 roku do kogoś, później też, ale że to napisał, nie wiedziałam.

    Piszesz: "Elvis był Królem również dlatego że był we wszystkim naturalny. Nie rywalizował. Niestety powinien w kwestiach dotyczących kariery. Mógł mieć wpływ na wszystko od aranżacji muzyki po jakość nagrania, i okładkę płyty.", zgadzam się w stu procentach, ale Elvis nie potrafił rozpoznawać perfidii u ludzi, ponieważ sam nie był do niej zdolny. Widział ją tyko wtedy, gdy nie była zakamuflowana. Sam był tak dobrym człowiekiem, że nawet jeśli widział u kogoś zło, nie potrafił tego percypować. Trzeba by mu było to wypunktować wielkimi literami napisanymi białą kredą na czarnej tablicy, jak to się mówi. Dopiero w latach 70. to się zaczęło zmieniać.

    Tak, jego nie interesowały listy i zestawienia, ani inne formy brylowania, on po prostu chciał dawać ludziom radość, zresztą mówił o tym wielokrotnie poczynając od lat 50. - "Chcę zabawiać ludzi do mojego ostatniego tchnienia".

    Tak, Jacksonowie nie byli naturalni, liczył się rozgłos i kasa. Jak piszesz: "Wszystkie promocje, aranżacje, kombinacje, ustawki, małżeństwa, ugody.... dramat".

    "Elvis był poza zasięgiem - dosłownie i w przenośni", dokładnie jak prawdziwy Król. On był nim, co zaświadczał całym swoim życiem, wszystkim co robił, stosunkiem do ludzi i muzyką.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dokładnie nic dodać nic ująć.
    Elvis na pewno o tym wiedział i dal sie zdominowac parkerowi co jest ewenementem w skali historii... tylko miał taka osobowość że wygodne chyba mu było nie wiedzieć. Nie chciał nie miał siły i po części też był dzieckiem zamkniętym w ciele gwiazdy chociaż zupełnie w innym słowa tłumaczeniu niż Klakson.
    Aż dziw bierze ze pytał Parkera kiedy wybiorą się w światowa trasę.
    Gdyby miał wpływ na swoją karierę moglbyc jeszcze lepszy tylko od kogo? Już tylko od samego siebie.
    Światowe tournee. Dostępność dla mediów. Występ w filmie z Barbara Streisand. Występy w programie o historii rocknrolla. Ukończenie filmu o karate i udział w turnieju. Wybór nagrań. Aranżacje muzyki. Wpływ na mix utworów. Projekty okładek płyty. Dobór piosenek. Swoboda w działaniu. To wszystko zależało tylko od kilku decyzji w życiu które okazały się zgubne. Byłby bardziej płodny w działaniu. Zafascynowany twórczością. Myślę że by i komponował. Widzieć Elvisa w żywiole to widzieć mistrza . A były momenty że tak było. Wyzwania które spełniał w 100 procentach. Widzieliśmy to tylko w momentach jak comeback 68. Vegas 69. Msg 72. Hawaii 73. Memphis 74. Nie widzielismy tego w całym życiu. A i tak był najlepszy.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiedział, ale długo nie wierzył. Krzysiu nie wiem czy to było z wygody. Raczej nie sądzę, Elvis nie szukał łatwych dróg, mierzył się z trudnościami, nie miał z tym kłopotów. Myślę, że za bardzo uczepił się początków współpracy z Parkerem, który wylansował go także na północy Stanów, co pozwoliło na jego katapultowanie się na cały świat. Od tego tez czasu mniej więcej zwolnił nieznacznie tempo występów, a mimo to zarabiał niewyobrażalne dla niego pieniądze. Poza tym Parker utrzymał go na szczycie przez dwa lata wojska. No i Vernon, który był zapatrzony w Parkera jak w obraz, chociaż Gladys rozszyfrowała go od razu, na pierwszym spotkaniu i była przeciwna podpisaniu umowy menadżerskiej. To wszystko chyba wpłynęło, że Elvis tak długo "dojrzewał" by przyjąć wreszcie, że Parker jest inny (niezainteresowany tym czego on pragnie, a jedynie utrzymywaniem go na fali po to by wycisnąć z niego najwięcej kasy), niż cały czas im się jawił.

    Gdyby Elvis pozbył się tego balastu z pewnością jego kariera potoczyłaby się inaczej, in plus. Barbra Streisand, która świetnie znała się też na marketingu i robocie menadżerskiej i od razu przejrzała Parkera na wylot, kiedyś mówiła, że Elvisa gubi brak tej wiedzy, a w konsekwencji wynikająca z tego łatwowierność do swojego menadżera. Uważała, że Elvis jest świetnym aktorem i w tym względzie jego talent został celowo zmarnowany przez Parkera. Kiedy zaczęły spływać propozycje filmowe górnych lotów, ten natychmiast odmawiał. A kiedy Elvis ucieszył się na film "Charro", czar prysł gdy stawił się na plan filmowy. Wtedy zrozumiał, w co Parker gra i poprzysiągł sobie, że nie przyjmie już żadnej propozycji filmowej, nawet najlepszej. Pisałam już o tej historii z tym filmem (pod koniec, tekst małym drukiem pod gwiazdką) tu:
    http://elvisownia.blogspot.com/2017/10/legenda-i-rzeczywistosc-17.html

    Tak, hamulcowym był Parker, gdyby się jego pozbył (Marty Lacker twierdzi, że powinien to uczynić najpóźniej w 1960 roku, po powrocie z wojska, gdy już nikt nie miał złudzeń w co Parker gra, poza Elvisem i jego ojcem), robiłby wiele z tego co napisałeś na najwyższym poziomie, a co najważniejsze z pasją i brakiem zniechęcenia.

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak. Ale nie o takiej wygodzie mówiłem. Coś w stylu ..wygodniej wierzyć że tak nie jest. I nie marnować sił np .Na procesy itp. Chociaż i tak by wygrał. Wszystko miał po swojej stronie. Skoro wszyscy o Parkerze wiedzieli poza Elvisem jakoś dziwnie i oni dali się wmanewrować. Te sprawy że szpiegowaniem co Elvis robi. Podsłuchy telefoniczne.
    Jasne. Parker potrafił wyciągnąć go jako gwiazdę ..gdy był pomysł to potrafił rozszerzyć go do granic możliwości. Ale nie miał Parker twórczych pomysłów co dalej. Kasa to nie wszystko a nowe przedsięwzięcia to jeszcze co innego. Oczywiście Parker nie jest tu jedyny. Choćby przykład menagera jimi hendrixa któremu pozwolił tylko na nagranie 3 albumow.
    Z tym filmem charro wiesz to był dla mnie dobry film. Dostał w końcu dobra rolę i bez piosenek. Ale rozumiem. On trzymał się swoich tanich chwytów tak jak przy hot dogach. Jak tu dużo zarobić by się nie narobić.
    Elvis fakt.. jak nie w 1960 to najpóźniej w 1973 powinien go się pozbyć bo po aloha już nie miał argumentów by go zatrzymać.
    Dziwi mnie też to że nigdy nie wybrał się z wycieczka do Europy.
    Owszem fajna to polityka trzymania fwiazgw z daleka niedostępnego bo tak tworzy się mit gwiazdy pół Boga. Herosa. Ale na litość boską On przecież taki nie był. To sprzeczne z jego natura. Poza tym po 73 roku jakoś Parker nie miał już na niego pomyslow. Nie miał zadnżad wywiadów konferencji. Poza shows był kompletnie niedostępny dla mediów. Wcześniej tak nie było.
    Ale miało być o klaksonie a ja znów o Elvisie😊😊

    OdpowiedzUsuń
  17. Krzysiu to nie dziwne, że dali się wmanewrować, zrobili to z pełną świadomością, dla KASY! Pytanie o lojalność i bycie fair w stosunku do człowieka, który wyciągnął ich z biedy, pokazał wielki świat, obdarował domami, kilogramami biżuterii, co roku samochodami i tysiącami prezentów. Czy warto było się tak zeszmacić dla kilkuset dolców od Parkera? A co było z wywiadami i książkami po śmierci Elvisa? Rzadko, który z nich był fair.

    Dla Parkera kasa to wszystko! Zwłaszcza dla hazardzisty z długami. Jednej nocy w Las Vegas przegrał w kasynie ponad milion dolarów. Policz ile sezonów musiał na ten milion pracować Elvis, skoro musiał wypracować dwa miliony, bo Parker zabierał 50%.

    OdpowiedzUsuń
  18. Z filmem Charro o coś innego chodziło. Parker wiedział, że jeśli Elvis odniesie sukces jako aktor, to zerwie się z postronku.

    Pod koniec lat sześćdziesiątych, gdy rozeszła się wieść, że Elvis przypuszczalnie zrezygnuje z kariery aktorskiej, zaczął dostawać (często z pominięciem Parkera, ponieważ całe środowisko wiedziało, że jak tylko pojawi się jakaś ambitniejsza propozycja, to ten ją zaraz odrzuci) bardzo ciekawe propozycje filmowe. Wszystkie te filmy później odniosły spektakularne sukcesy, a aktorzy w nich grający - sławę. Jednak wcześniej zdarzyło się coś, co spowodowało, że Elvis poprzysiągł sobie, że nie zagra już w żadnym więcej filmie po wywiązaniu się z dotychczasowych kontraktów, nawet najambitniejszym. Miało to związek w filmem "Charro!" (1969).

    Film ten był adaptacją powieści (źródło nie podaje innego tytułu) napisanej przez Harry'ego Whittingtona. Autorem pierwszego scenariusza był Fryderyk Louis Fox (przed przeróbkami do jakich doprowadził Parker), a później Charles Marquis Warren, reżyser i producent z ramienia wytwórni National General Pictures. Rola głównego bohatera (Jess Wade) została rozpisana z myślą o Clincie Eastwoodzie, który w tamtym momencie nie mógł jej przyjąć z uwagi na inne zobowiązania filmowe. Zaproponowano ją Elvisowi, który po przeczytaniu scenariusza był bardzo szczęśliwy i pełen nadziei, wreszcie dostał rolę dramatyczną i w takim filmie o jakim zawsze marzył - ambitnym, ostrym, pełnym akcji, odważnym, w dodatku przeznaczoną dla samego Clinta Eastwooda, co było dla niego formą wyróżnienia i docenienia przez świat filmowy.

    Gdyby się sprawdził i stanął na wysokości zadania, dotychczasowa hegemonia Parkera byłaby bardzo zagrożona, z czego ten w pełni zdawał sobie sprawę. Nie tylko nie konsultując, ale nawet nie mówiąc nic Elvisowi podjął wszelkie kroki aby wypaczyć wartość tego filmu i rolę głównego bohatera. W jaki sposób nakłonił do tego wytwórnię pozostaje tajemnicą (choć są różne przecieki, które tu pominę). Faktem jest, że kiedy Elvis przybył na pierwszy dzień zdjęciowy (22 lipca 1968 roku), zobaczył scenariusz, który w niczym nie przypominał tego, jaki został mu wcześniej przedstawiony. Wycięto wszystkie najlepsze sceny akcji (rzekomo z powodu ich brutalności) oraz dwie okraszone kobiecą nagością, a dodatkowo pokiereszowano jego rolę (spłycono). Po prostu wycięto z filmu wszystko, co mogło mu nadać rangę (prestiż), a Elvisowi przysporzyć uznania. Chyba obrazowo nie trzeba tłumaczyć jak czuł się Elvis, jak go zraniono, skrzywdzono i zszargano jego uczucia. Taka go spotkała nagroda i wyrazy uznania od Parkera, za dziesięć lat wyciętych z życiorysu, bezgraniczne zaufanie, jakim go obdarzył, a także miliony dolarów, którymi nabijał mu regularnie kieszenie. Jako komentarz niech posłuży tu cytat z recenzji filmu, zamieszczonej w czasopiśmie "Variety" - "Presley radzi sobie z rolą tak nużącą, że wielu innych aktorów doprowadziłaby ona do szaleństwa".

    OdpowiedzUsuń
  19. Tam powycinano mu całą masę dialogów, nawet w scenach, które zostały. Nikt nie miał odwagi mu powiedzieć, co zrobiono ze scenariuszem, nawet Parker. Kiedy przyszedł na plan powiedziano mu, że scenariusz się "trochę" zmienił i wręczono mu nowy. Elvis zaczął go przeglądać, a tam zamiast zmian, inny autor i wszystko napisane od nowa. Był zdruzgotany.

    Moim zdaniem 1973 to już musztarda po obiedzie. Powinien go wywalić po Las Vegas 1969. Nie miał pomysłu na Elvisa, bo nie chciał mieć, kasa się zgadzała. Nie chciał żeby Elvis odnosił inne sukcesy niż pełne sale na koncertach, zabraniał go zgłaszać do różnych nagród, odrzucał propozycje TV, a nawet nie godził się na retransmisje koncertów. Bał się jak diabeł święconej wody, że ktoś mu Elvisa zabierze, jakiś inny prężny menadżer, których przecież nie brakowało.

    E tam Klakson, znalazł się tu tylko po to żeby pokazać przepaść jaka ich dzieliła, choć jest trzecim artystą globalnym po Beatlesach i Elvisie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Widzisz mimo wszystko i tak był to dla mnie jeden z jego lepszych filmów.
    Dwie kwestie nie do rozwiązania aczkolwiek najprostsze:
    - albo Elvis był idiota , dzieckiem albo naprawdę nie wiedział co się kreci... Podejrzenia były proste.. w zasadzie łudził się od kilku lat i zawsze to samo. Np. Frankie And Johnny.
    Dziwne że tkwił w tych filmach. Mógł zerwać kontrakt. Nikt tak nie robil jak on..
    - Parker nie musiał się bać gdyby był dobrym menagerem. Owszem miał prosta filozofię ale skoro wiedział co się święci mógł go udobruchac dobrymi rolami. Stal by się światowym menagerem ... I kasa by spływała.
    Wiem że pojawiłyby się zagraniczne shows .. wiem wiem że tego się bał. To by puścił go samego za olbrzymią kasę .I wszystko by było ok. Elvis żyłby dłużej a on zbierał więcej kasy. Ale wiem że to za proste ...tak poprostu głośno myślałem😊

    Wszystko co piszesz zgadzam się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedział co się dzieje, ale początkowo nie mógł w to uwierzyć, tłumaczył, szukał usprawiedliwienia. To proces psychologiczny. Dam ci przykład z innego podwórka. Rodzice dziecka, które w domu sprawia wrażenie normalnego człowieka, nagle dowiadują się, że ich syn jest wielokrotnym mordercą. Początkowo nie dają wiary, że on to zrobił. Później będą zrzucać winę na wszystkich wokół, łącznie z ofiarami. I tak to działa.

      Zerwać kontrakt? Elvis? To dla niego byłaby plama na honorze. :)

      Parker menadżerem aktora filmowego? Nie. Nie był akceptowany, mógł jedynie się przebić na tej zasadzie co robił z Elvisem, niewielkie koszty duży zysk. Czyli filmy robione z założeniem szybkiego zysku, a nie prestiżu.

      Usuń
  21. Ok . A jeszcze z tym lipcem 1977 że Elvis przejrzał na oczy... Chciałbym w to wierzyć ale raczej to ładnie brzmi ..dopisując przed śmiercią nagle zwroty akcji. Naprawdę chcialbym w to wierzyć. Mimo wszystko mimo że mogło tak być wydaje mi się że on już się dawno poddał. A na następne tournee miał wejść w sundialu bo tamten laserowy strój poprostu na niego nie wchodził. Gdzieś to czytałem. I te wzmianki o nowych piosenkach. O najlepszym tournee. Co on miał tam nie śpiewać... Moim zdaniem byłoby to samo .. a takie historie dobrze się czyta.
    Skoro tyle lat upadał na zdrowiu i się poddawał raczej nic by się nie stało. Elvis był coraz starszy i nie mial już sil. Chciałbym w to wierzyć ale jakoś nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tyle przejrzał na oczy, co dojrzał do tego by wreszcie zrobić z wszystkim porządek. Krzysiu musisz myśleć inaczej, nie ze swojej perspektywy tylko z pozycji Elvisa. On już taki był. Wiedział, że jest krzywdzony i wykorzystywany, ale nigdy z tym nic nie robił. Wolał cierpieć niż odpalać lawinę. Przecież jak pisano o nim różne bzdury w gazetach, bo temat "Elvis" był nośny, to prawnicy radzili mu i namawiali go na wytaczanie procesów sądowych, nie chciał o tym słyszeć. Był wtedy chyba jedyną osobą w USA, która pozwoliła się opluwać bez żadnych konsekwencji. Widząc, że nic z tym nie robi (nie pozywa o zniesławienie) inne pisma poszły tą samą drogą co "pionierzy" dla pieniędzy (sprzedaży nakładu, tytułu).

      Też gdzieś na jakimś forum słyszałam o Sundialu, ale niebieski laser miał spakowany. Jedni podawali, że miał nim zakończyć trasę, inni, że rozpocząć.

      Wzmianki o nowych piosenkach są prawdą. TCB to potwierdziła, podobnie jak Bill Smith, Rick Stanley i chyba jeszcze Joe Esposito lub Charlie Hodge (zawsze ich mylę). Kennet Valberg ze Szwecji też "przeprowadził" dochodzenie w tej sprawie.

      Usuń
  22. Więcej nie pisze . Czekam na kolejne stroje😊😊😊 bo tak zabieram tylko tobie czas😊😋

    OdpowiedzUsuń
  23. Krzysiu, a co jak się stroje skończą? :)))) Odpiszę wieczorkiem, bo mam urwanie głowy. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Wtedy wymyślisz coś równie ciekawego .Oczywiście. Wesołych świąt zycze.

    OdpowiedzUsuń
  25. Aha :))) Dziękuję, również życzę udanych i radosnych świąt.

    OdpowiedzUsuń
  26. Podejrzewam, że napracowałaś się przy tym poście, bo trzeba co najmniej godziny, aby go przeczytać.
    Nie zachwycałam się nigdy Jacksonem, bo nie przepadam za dziwakami. Kiedyś oglądałam jakiś dokument, gdy Jackson wszedł do wielkiego sklepu z różnymi meblami, posągami i cudeńkami. Szedł wzdłuż wystawionych rzeczy i pokazywał palcem, co kupuje, nawet zbytnio się nie przyglądał.
    Widziałam tez scenę, gdy z hotelowego balkonu pokazywał swoje dziecko.
    Chciał dorównać Elvisowi, a nawet go prześcignąć, ale to było niewykonalne, bo każdy z nich był inny.
    Na dodatek teraz zgłaszają się dorośli już mężczyźni, którzy jako mali chłopcy byli molestowani przez Jacksona, a to może skompromitować go w oczach wielu dotychczasowych wielbicieli.
    Elvis to Elvis, a Michael to Michael.

    OdpowiedzUsuń
  27. To prawda. Przeczytała dwutomową biografię Michaela Jacksona (około 900 stron) i wiele fragmentów innych biografii, ponad sto artykułów internetowych, a także kilkanaście prasowych oraz obejrzałam kilka filmów biograficznych, nakręconych za życia Jacksona (trzy) i chyba z pięć już po jego śmierci. Nie lubię pisać o faktach, jeśli mam o nich mgliste pojęcie, oparte tylko na własnej pamięci. Robiłam z tego notatki, później je opracowywałam i skracałam wszystko do absolutnego minimum (inaczej wyszłaby z tego książka), to była najgorsza część, żmudna, czasochłonna, a przede wszystkim trudna, ponieważ tych wiadomości było tyle, że uciekały z pamięci. Z tego samego powodu ciężko było też dokonać selekcji materiału. Zajęło mi to ponad dziewięć miesięcy (oczywiście z przerwami).

    Tak, sprawa jego relacji z dziećmi jest skomplikowana. Najbardziej zagorzali fani nie chcą widzieć prawdy. Z jednej strony powinniśmy patrzeć na niego jako artystę, oddzielając wszystko pozostałe, z drugiej artysta to człowiek, więc należy spojrzeć na niego kompleksowo. Jackson był dziwadłem, do tego dochodzą inne niechlubne kwestie (jak sprawa z dziećmi, pycha itp.), choć trzeba tu podkreślić, że w 99 % winę za to ponosi jego ojciec.

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie jestem oszolomem kocham Mj i uwazam ze mial wspanialy glos zreszta szkolony od dziecka jak slucham elvisa to nie czuje nic jak slucham majkela to jestem w innym swiecie a taniec to magia..byl facetem pieknym z piekna dusza pozostal niewinny tam w srodku i wiernym sobie no moze mial manie wielkosci ? Nie byl skromny..byl ofiara ojca tak dobrze ze nie skonczyl gorzej i zapytaj ilu ma fanow po smierci?cz wszystkich nas omamil Mj forever in our hearts

    OdpowiedzUsuń
  29. Ustalmy coś. To nie jest krytyka ani Michaela, ani Elvisa, a zwyczajne porównanie dwóch gwiazd. Wypunktowanie ich podobieństw i różnic. Nie mam nic do fanów Michaela Jacksona i nie ich nazwywam oszołomami, tylko wszelkie trolle internetowe chodzące po stronach i dające upust swojego uwielbienia w bardzo złym stylu (mówiąc delikatnia) przy zerowej wiedzy na temat tego piosenkarza lub ewidentnym zaprzeczeczaniu w czambuł wszystkiemu, co jawi się rysą na jego wizerunku.

    Michael wcale nie miał pięknej i czystej duszy, tylko mroczną. Nie myl prawdziwej osobowości z przyjętym a następnie wzorowo odgrywanym wizerunkiem.

    Głos miał bardzo przeciętny i gdyby nie to, że został wykreowany jako dziecko przez ojca, nie sądzę by coś osiągnął.

    Natomiast był niewątpliwie wspaniałym tancerzem i tak jak pisałam w treści, moim zdniem to taniec przede wszystkim wyniósł go na wyżyny.

    Oczywiście, jego skrzywiona psychika, to efekt tyranii ojca, to nie ulega wątpliwości. Niemniej będąc już dorosłym, mając pieniądze i żyjąc w czasach gdy potrafiono już wiele zrobić dla zdrowia psychicznego, pomóc ludziom w walce ze zmorami dzieciństwa itp., on nie zrobił nic, tylko brnął dalej w swój chory świat, uciekając w dziwactwa i bezeceństwa, które doprowadziły go do śmierci.

    Po Beatles i Presleyu jest trzecim najlepiej się sprzedającym artystą, więc nie mam powodu by to kwestionować.

    Jedno wiem na pewno, nie wszystko jest czarne lub białe. Można kogoś wielbić, ale trzeba też dostrzegać te niezbyt chlubne strony. Po prostu wszyscy jesteśmy ludźmi, wśród których nie ma ideałów, kwestia tylko jak rozłożone jest w danym człowieku, to co postrzegamy jako dobro i to, co postrzegamy jako zło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. majkel swoją muzyką i jestestwem trafia do mojego serca prosto do serca ... niestety przy Elvisie tego nie czuje i już ok wspaniały głos i tyle

      Usuń
  30. G.wno wiesz o Michaelu sądzac po "znajomosci" procesu i jego przebiegu gdzie jednogłosnie ława przysieglych oczysciła go z zarzutów z powodu braku jakiegokolwiek dowodu winy , odcisków palców ,czegokolwiek co by dało chociaz cien dowodu na jego winę. Za to jego "oskarzycielom" łatwo udowodniono krzywoprzysięstwo i wyłudzanie pieniedzy od innych znanych ludzi w przeszłości. Co do zarzutów w 93 r - zostały one dołączone do sprawy z 2005 roku na desperacką prosbe adwokata Snedona który miał obsesje na punkcie wsadzenia MJ za kratki do tego stopnia że przekupywał świadków byleby tylko składali fałszywe oskarżenia przeciwko Michaelowi lub powoływał na świadków osoby z kriminalną przeszłością (napady z bronią w ręku,wyłudzenia,kradzieże itd) któe były kompletnie niewiarygodne ale koles tak bardzo chciał skazania MJ ze łapał się wszystkiego. To tylko swiadczyło o tym jak słaba była ta sprawa i jak wątłe było to oskarżenie. Nie mieli nawet skrawka dowodu i prawnicy dziwili się ze wgl doszło do tego procesu. Michael był ofiarą nagonki medialnej. Wiele gazet już go skazywało a nawet proces sie jeszcze nie zaczął, do tego pisali kłamstwa na temat przebiegu samego procesu (np to ze MJ jest w ebznadziejnej sytuacji podczas gdy przez praktycznie cały proces czyli pół roku wygrywał). Do tego sami "pokrzywdzeni" przyznawali sie po jakims czasie ze te oskarzenia były wyssane z palca i głownymi prowokatorami byli ich rodzice lub rodzic który chciał wyłudzić od niego pieniądze. Tak było za 1-szym razem w 93 r kiedy ojciec chłopaka chciał kase na załozenie swojej wyrtwórni płytowej i rozbudowe domu a kiedy MJ sie nie zgodził postaowił zdobyc te kase w inny "sposob" , oraz za 2-gim razem w 2005 kiedy matka "pokrzywdzonego" okazała się niezrownowazoną psychicznie patologiczną kłamczuchą ktora kazała kłamac dzieciom i chciała je wykorzystać by zdobyć kase od MJ. Z reszta te dzieci były bardzo niegrzeczne i zle wychowane, sprawiały porblemy w szkole a do tego kiedy zostawali sami w domu MJ szperali w jego rzeczach i pili alkohol - zostali nakryci wiele razy przez obsługę rancza. Mogłabym tak pisac i pisać bo mam wiedze na temat tych spraw któa niestety podawana do opini publicznej nie jest za czesto a jest dostepna w internecie - całe akta obu spraw z 93 i 05 r, zeznania swiadków , dowody a raczej ich brak itd. Wszystko czarno na białym. Wiec jak jeszcze raz przeczytam ze mamy sie pogodzic z tym ze MJ był jak to pieknie ujełas "zwyrodnialcem" to nie recze za siebie. Nawiasem mowiac - porownywanie Elvisa z Michaelem jest smieszne. Do tego słowa ze Elvis był o wiele bardziej wszechstronny ( ZE CO ? XD ) to smiech na sali. Facet ktory w kółko wywijał ten sam ruch i to mega pokracznie a do tego nie pisał swoich piosenek a jedynie spiewał ... MJ był artystą TOTALNYM - pisał teksty, pisał muzykę, był profesionalnym tancerzem i choreografem, rezyserował swoje teledyski, pisał wiersze i WIELE WIECEJ. Bardzo lubie Elvisa ale niestety nie dorasta on Mikeowi do pięt (co mi nie przeszkadza w słuchaniu jego a raczej spiewanych przez niego piosenek :) ). To ze umniejszasz talentowi i dokonaniom Michaela oznacza tylko tyle ze wgl sie nie znasz na rzeczy i jestes totalnie nieobiektywna bo zaslepiona. ELO

    OdpowiedzUsuń
  31. No cóż, skoro wiesz lepiej jak jego biografowie, to nie warto dyskutować.

    Czyli piekarz, który nie jest jednocześnie rolnikiem uprawiającym zboże i młynarzem, który je mieli na mąkę, nie jest dobrym piekarzem i nie może piec dobrego pieczywa. Kaletnik, który nie wyhodował zwierząt na skóry, nie wyprawił ich jest fatalnym kaletnikiem. Producent soków, jest złym producentem, bo nie zasadził sadu, nie zebrał owoców, tylko przetwarza owoce od innych sadowników. Gratuluję rozumowania i logiki. Na produkt końcowy zawsze składa się praca różnych zawodów. Jeśli chodzi o piosenki są kompozytorzy, tekściarze i wykonawcy i zwykle jeszcze aranżerowie i choreografowie.

    Pisał piosenki owszem, ale niewiele. Miał specjalne wydawnictwo, które jemu pisało piosenki, a on pod większość z nich się tyko podpisywał - przeczytaj kilka biografii, a nie twórz mitów.

    Aha i prawie trzystu chłopców się zmówiło, żeby wytoczyć mu proces o molestowanie. Nikomu innemu na świecie, tylko akurat biednemu Michaelowi.

    Tak, cały świat zmówił się przeciw niemu i próbował go zniszczyć.

    Wierz w co chcesz, Twoje prawo.

    OdpowiedzUsuń
  32. No nie,znowu ten Michael,krew mnie zalewa jak czytam jaki to on jest,,naj''Czym tu tak naprawdę się zachwycac?Nie dość że głos jak kastrat,to na dodatek puszczany z playbacku,i na każdym koncercie w kółko te same ruchy jakby mu się,,płyta zacięła".To właśnie o Elvisie napisano że to najlepszy artysta we wszechświecie.A Jackson? No cóż,on to mógłby Elvisowi co najwyżej buty czyścić.

    OdpowiedzUsuń
  33. No niestety, tego się spodziewałam pisząc ten post, dlatego dobrze się do niego przygotowałam - przeczytałam dwie biografie (w tym jedna dwutomowa), robiąc sporo notatek, obejrzałam siedem filmów dokumentalnych o nim (w tym 2 lub 3 nakręcone jeszcze za jego życia) i przeczytałam ponad setkę artykułów (w tym sporo archiwalnych z gazet). Pewnie biografowie tez popełniają pomyłki, jednak po wypowiedzi tych ludzi (rzekomych fanów Michaela) widać ewidentnie, że nie mają o nim żadnej wiedzy, tylko klepią byle co, byle na plus dla niego.

    OdpowiedzUsuń
  34. A to pewnie dlatego tak klepią,bo nie mogą pogodzić się z faktem że to nie Michael jest uważany za najlepszego.Niech sobie słuchają tego Jacksona,mnie nic do tego,tylko nie rozumiem,dlaczego stawiają go ponad Elvisem,skoro jest on dopiero na trzecim miejscu po Beatlesach i Elvisie właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  35. Wiesz, on ma w dużej mierze "specyficzny elektorat", że się tak wyrażę. Ludzi bezkompromisowych, których nie interesuje prawda i fakty. Michael jest najlepszy we wszystkim, nie ma wad, nigdy nic złego nie zrobił, bo to ich idol. No jak ten powyższy, który nawet przepisy prawne odwraca do góry nogami i próbuje dowodzić, że ugoda = uniewinnienie.

    OdpowiedzUsuń
  36. Z tego co widzę mój poprzedni komentarz się nie zapisał, mam tylko nadzieję, że się nie zdubluje
    Natrafiłam na bloga przypadkiem, szukając wywiadu z Lisą- Marie. Natomiast to co przeczytałam sprawiło, że nie mogę przejść obojętnie. Część przedstawionych tu "faktów" stanowi wyssane z palca historie. Nie będę się rozczulać, więc przedstawię tylko kilka nieścisłości. Po pierwsze "szklana tuba" to tuba chłodząca dla ofiar poparzeń, które mają uśmierzać ich ból. Zdjęcie załączone powyżej zostało zrobione podczas przekazania tuby szpitalowi, jedna z osób tam obecnych zachęciła Michaela do przetestowania jej, by zachęcić pacjentów do korzystania z niej. Zdjęcie zostało sprzedane przez podstępnego fotografa tabloidom, które stworzyły swoją własną chorą interpretacje, by ludzie to czytający mieli Jacksona za dziwaka. Michael sam był ofiarą oparzenia (stało się to podczas nagrywek reklamy Pepsi), dlatego też ten gest wcale nie dziwi. Co do chustek i maseczek, istnieje kilka historii. Michael sam mówił, że jest nadwrażliwy na smog. Niektórzy twierdzili też, że miało to zmniejszać wartość zdjęć sprzedawanych mediom ( jako, że nie widać było całej jego twarzy), kolejna wersja jest taka, że po jednym z zabiegów dentystycznych otrzymał maskę chirurgiczną i tak mu się spodobała, że postanowił je nosić. Żadna z tych wersji nie robi z Michaela człowieka dziwnego. Kolejną sprawą są oskarżenia kierowane w jego stronę. Do zapłacenia rodzinom pieniędzy w latach 90 zachęcała go sama Lisa-Marie, ponieważ tak, utrzymywali już wtedy kontakt (są dowody na to, że odnowili kontakt już w 1992 roku, aczkolwiek kto wie? mogło dojść do tego dużo wcześniej), słyszałam też, że prawnicy Michaela wypłacili im więcej pieniędzy, bez jego wiedzy, ale nie zostało to nigdzie potwierdzone. Dodatkowo część "ofiar" przyznało się do tego, że rodzice kazali im kłamać, by zdobyć kasę. Ron Newt w jednym z wywiadów powiedział, że ktoś chciał mu zapłacić 200 tysięcy za oskarżenie Jacksona o molestowanie jego syna (jak widać komuś bardzo zależało na wrobieniu go). Mało tego, zeznania "ofiar" nie są wiarygodne. Jedna z nich (Safechuck) twierdziła, że Michael molestował go między rokiem 1988-1992 i że miało to miejsce na stacji kolejowej w Neverland. Ale stacja ta została wybudowana w roku 1994. Michael miał też molestować jednego z chłopców w parku Eurodisney w latach, w których Disney nie był jeszcze otwarty.. Mało tego, żaden z oficjalnych raportów policyjnych czy raportów FBI nie potwierdza by znaleziono jakiekolwiek ślady dziecięcej pornografii, nie mieli żadnych wiarygodnych dowodów, dlatego też nie mogli uznać go za winnego. Mieli go na świeczniku przez 10 lat i nie znaleźli nic, co dowodziłoby jego winie. Ostatnia sprawa, Michael nie nazwał samego siebie Królem Popu, określiła go tak jego przyjaciółka Elizabeth Taylor podczas przemowy przed wręczeniem Michaelowi nagrody Sammy'ego Davis'a Jr w 1989 roku. Nie wiem skąd brałaś te informacje, ale wystarczy zrobić mały research by obalić niektóre z przedstawionych przez Ciebie stwierdzeń. Czytając post miałam wrażenie jakbyś od początku miała negatywne nastawienie do jego osoby, tekst wydawał się ociekać jadem, ale może to tylko moje złudne odczucie. Niestety trzeba uważać na niezatwierdzone biografie, ponieważ jest ich mnóstwo. Nie mam nic ani do Ciebie ani do Elvisa, wręcz go uwielbiam. Jest on niekwestionowanym Królem Rock'n'Rolla, tak samo jak Michael jest niekwestionowanym Królem Popu. I obaj zasłużyli sobie na te tytuły. Proszę, następnym razem szukaj sprawdzonych źródeł, ponieważ fake newsów jest pełno. Na koniec chciałabym życzyć powodzenia w prowadzeniu bloga i wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestie techniczne:

      1. Nie usuwałam ostatnio żadnych komentarzy pod tym postem, więc faktycznie musiał się nie zapisać. I chyba wiem dlaczego - kiedy próbował opublikować tę odpowiedź, nie została przyjęta, a w komunikacie napisano "Twój kod HTML nie może zostać zaakceptowany: Wartość może mieć maks. 4 096 znaków".

      2. Szkoda, że nie podpisałaś wpisu jakimś nickiem, bo nie wiem jak się mam do Ciebie zwracać.


      Kwestie merytoryczne:

      1. Informacje tu przeze mnie podane pochodzą z najrzetelniejszych źródeł - biografii (książek) i filmów dokumentalnych, a także różnych dokumentów (jak umowy z Sony, MTV, czy protokoły policyjne). Owszem przeczytałam też wiele artykułów internetowych (głównie) i prasowych, ale wyłącznie w celu poznania na jakich kwestiach się skupiały i jaką Michael miał prasę na przestrzeni lat. Właśnie po to, by nie powielać różnych pseudo sensacji.

      2. Szklana tuba, jak to nazywasz. Może i w takim celu Michael jej używał przez jakiś czas, w co osobiście wątpię, gdyż jego poparzenia odniesione podczas kręcenia reklamy nie wymagały aż takich zabiegów. Niemniej Michael miał w swoim domu szklaną "trumnę" (jak ja to nazywam), w której sypiał i robił to nie z tych względów, o których mówisz. Po prostu miał obsesję na punkcie czystego powietrza i bakterii. Dlatego też w przestrzeni publicznej pojawiał się w maseczkach (nierzadko także w rękawiczkach). Zresztą jeszcze za życia w jednym z wywiadów, które widziałam, sam opowiadał o tym. Mówił, że stara się otaczać sterylnymi warunkami i śpi w szklanej kabinie, do której podłączone są różne czujniki monitorujące pracę jego organizmu oraz filtry non-stop oczyszczające powietrze.

      Usuń
    2. 3. Nie dam sobie powiedzieć, że niewinnym jest ktoś, kto wypłaca tak horrendalne odszkodowania. Sama początkowo myślałam, że są to tylko pomówienia, lecz protokoły policyjne nie pozostawiają złudzeń.
      Aczkolwiek kolejną kwestią jest ile takich przypadków było rzeczywiście. Zapewne część to tylko zwykłe prowokacje, wręcz opłacone przez żądne sensacji media, inna część to różne cwaniaki, które zwietrzyły łatwy pieniądz i rozgłos. Pewnie jest też sporo przypadków, gdzie po prostu źle zinterpretowano intencje Michaela. Niemniej Michael nie sypiał z kobietami, takie są fakty, a nic nie wskazuje by był całkowitym impotentem. Więc w jaki sposób zaspokajał potrzeby seksualne?
      Piszesz: "żaden z oficjalnych raportów policyjnych czy raportów FBI nie potwierdza by znaleziono jakiekolwiek ślady dziecięcej pornografii" - nie wiem na jakiej podstawie tak uważasz. Właśnie, że znaleziono (patrz tekstu postu).

      4. Jeśli chodzi o Michaela i Lisę Marię, to w tekście jest dokładnie napisane jak i kiedy się poznali oraz kto był inicjatorem tej znajomości.

      5. Król Popu. Nawet niech go tak nazwała Elizabeth Tylor i jeszcze 100 innych osób ... Nie zmienia to faktu, że w przestrzeni publicznej nie był tak nigdy nazywany, nawet przez swoich najbardziej zagorzałych fanów. Michael postanowił to zmienić, ponieważ uważał się nie tylko za króla, ale również za mesjasza. Uzgodnili z menadżerem, że każda stacja, która chce mieć prawa do nadawania jego teledysków i każda gazeta, która chce o nim pisać, musi go tak nazywać. To była główna klauzula w umowach - przeczytaj raz jeszcze te fragmenty w poście, tam masz dowody. Przeczytaj też jak wspominam fragment z koncertu Michaela, który pokazano w Teleekspresie, gdy z moją rodziną jadłam obiad.

      6. Rozumiem, że dla fana Michaela, to co napisałam w poście może nie być przyjemne i burzyć jego wyidealizowany wizerunek idola. Fani mają to do siebie, że zawsze idealizują swojego idola i nie przyjmują do wiadomości rzeczy złych, próbując przypisać im łatkę teorii spiskowych czy nienawiści do ich bożyszcze lub zwykłej złośliwości.
      Jeśli ktoś o kimś pisze niezbyt dobrze, można odnieść wrażenie, że jest uprzedzony. Nie jestem uprzedzona, wręcz przeciwnie jestem pełna współczucia dla Michaela, ponieważ wiem, że padł ofiarą swojego własnego ojca-tyrana, sadystycznej bestii zaślepionej potęgą pieniądza. Wychowanie (a w zasadzie tresura) jakim zostały poddane wszystkie dzieci Jacksonów, największe piętno odcisnęło na Michaelu, przypuszczalnie z dwóch powodów - po pierwsze był najbardziej wrażliwy psychicznie, po drugie miał największy talent, zauważalny już kiedy był jeszcze kilkulatkiem. A publiczność kocha uzdolnione dzieci i na nich robi się największe pieniądze, więc ojciec-tyran skupiał swoją uwagę najbardziej na nim. Nie miał dzieciństwa, miał nieustaną tresurę z licznymi karami.
      Nie winię Michaela za to kim był, bo nikt z nas poddany takiej presji i terrorowi (psychicznemu i fizycznemu) prawie od urodzenia, nie skończyłby jako przykładny obywatel. Michaela winię tylko za jedną rzecz. Nie mógł nic zrobić będąc dzieckiem, ani nie mając pieniędzy. Jednak kiedy już odseparował się od toksycznej rodziny, a na jego koncie bankowym piętrzyły się miliony dolarów, mógł poszukać pomocy u specjalistów (psychologów, psychiatrów, seksuologów), czego nie uczynił.

      Usuń
  37. Ale jak można tytułować,,królem''osobę śpiewającą z playbacku?A może ja czegoś tutaj nie rozumiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, nie był w stanie kondycyjnie śpiewać na koncertach. Po drugie nawet gdyby był w dobrej kondycji wokalnej, nie da się śpiewać podczas tak wymagającej i absorbującej choreografii tanecznej. Dlatego jeśli chodzi o śpiew Michaela, to na każdym koncercie mamy wokal z ... płyty! Niezależnie jaki to koncert, wersja wokalna jest zawsze taka sama.

      Dziękuję opatrzności, że Elvis był wrogiem playbacku. Dzięki temu możemy słuchać różnych wykonań tej samej piosenki na przestrzeni lat, a także z prób (tzw. "take").

      Mamy cały przegląd jego spectrum wokalnego. Jego podejście do playbacku wyróżnia go pośród innych artystów.

      Usuń
    2. Ja również Opatrzności dziękuję za takiego artystę jakim był Elvis i za jego niechęć do playbacku,dzięki czemu możemy delektować się jego wokalem na żywo.Bo dla mnie artysta korzystający z playbacku to żaden artysta,bo tak to każdy jeden może zrobić,właczyć płytę i ruszać ustami udając że śpiewa.Ja Elvisa cenię i szanuję również za to że nawet pod koniec życia mimo problemów zdrowotnych nie zdecydował się na playback.Wystarczy posłuchać ,,Unchained melody''.Mistrzowskie wykonanie,i to jeszcze w tak przejmujący sposób że łza się w oku kręci.To był artysta z prawdziwego zdarzenia.Pozdrawiam.

      Usuń

1. --- Najedź kursorem myszy na słowa "Wpisz komentarz" w białej ramce i kliknij.
2. --- Następnie kliknij strzałkę (▼) po słowach "Skomentuj jako:".
3. --- Po rozwinięciu listy wybierz pozycję trzecią "Nazwa / adres URL".
4. --- W polu "Nazwa" wpisz dowolny NICK, którym będzie sygnowany Twój komentarz.
5. --- Po wpisaniu nicka, kliknij w przycisk "Dalej", a następnie w białym polu wpisz treść komentarza.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pola "adres URL" nie wypełniamy, chyba, że ktoś ma swoją stronę i chce ją tu podać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Instrukcja graficzna tu:
https://elvisownia.blogspot.com/p/nick-w-komentarzu-instrukcja-graficzna.html