piątek, 7 kwietnia 2017

George Bernard o Elvisie

Z chwilą kiedy Elvis trafił do wojska 24 marca 1958 roku, obowiązywał go całkowity zakaz występów, publicznych (komercyjnych, charytatywnych) oraz prywatnych (okolicznościowych), co przysporzyło mu wielu nieprzyjemnych sytuacji (o czym kiedyś napiszę więcej). Bynajmniej nie było to życzeniem Armii Stanów Zjednoczonych, lecz jego menadżera, który właśnie wtedy po raz pierwszy wypowiedział swoje słynne zdanie "Nikt, ale to nikt, nawet rząd Stanów Zjednoczonych nie będzie słuchał i oglądał Elvisa za darmo". I tej maksymy trzymał się do końca.

Niemniej, tym razem nie chodziło tu tylko o pieniądze, w każdym razie nie bezpośrednio. W latach pięćdziesiątych Elvis nie miał zbyt wielu wielbicieli w pokoleniach 35+, był postrzegany tak, jak zaraz przeczytacie poniżej, w wypowiedzi George'a Bernarda. Parkerowi zależało aby zmienić ten negatywny wizerunek swojego podopiecznego w oczach starszych pokoleń. Armia chciała wcielić Elvisa do grupy wojsk lądowych, do specjalnej jednostki dla artystów. Wtedy jeździłby po USA i świecie (wszędzie gdzie były bazy amerykańskie) i umilał żołnierzom czas. W planie Parkera nie było na to miejsca. Elvis miał trafić do jednostki, w której dostanie prawdziwy wycisk (zero przywilejów), by tym pozyskać sympatię starszych. Mowy też nie było aby jeździł po świecie i śpiewał choćby nawet tylko dla armii amerykańskiej. Parker lubił "racjonować" Elvisa publice, wzbudzać zainteresowanie i podsycać apetyt, a potem kazać czekać by jeszcze go wyostrzyć.

Oczywiście Elvis śpiewał dla kolegów w wojsku, przyjaciół i fanów zapraszanych do jego domu w Bad Nauheim (Niemcy), a także towarzysko w miejscach gdzie przebywał. Muzyka i śpiew, oprócz wody, pokarmu oraz powietrza, warunkowały jego istnienie. Nie potrafił przejść obojętnie obok żadnego instrumentu. Tak było także podczas jednej z czerwcowych nocy 1959 roku w Paryżu, kiedy bawił tam przez tydzień w czasie swojego urlopu. Mieszkał wtedy w hotelu Prince De Galles, przy słynnej Alei Jerzego V. W dzień spał, w nocy wymykał się do Klubu Lido (między innymi), jednego z nielicznych miejsc gdzie gwiazdy różnego rodzaju mogły się spokojnie zrelaksować nie nagabywane przez żadnych natrętów (fanów, paparazzich, media). 

W tym samym czasie występowali tam (przez rok) sławni wówczas w USA i Europie (zwłaszcza w Anglii i Francji) bracia Bernard (Bernards Brothers), którzy "specjalizowali się we współpracy z przodującymi piosenkarzami w początkowym okresie ich karier w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych", jak pisze Peter Haining w książce "Prywatne życie Elvisa", gdzie we wprowadzeniu do wspomnień George'a Bernarda (jednego z braci, drugi to Bert Bernard), zatytułowanych "Czary w Lido", przedstawia jego ówczesną relację z Elvisem Presleyem.

George Bernard, to kolejny "nawrócony" człowiek starszych pokoleń (35+), który nienawidził Elvisa tak długo dopóty dopóki nie poznał go osobiście. Dalej pozwolę sobie zacytować obszerny fragment wypowiedzi George'a, w której opowiada o tym jak poznał Elvisa i jak został przez niego zauroczony ("nawrócony").

Wspomnienie George'a Bernarda o Elvisie.

Była pewna taka noc czerwcowa w 1959 roku, kiedy Elvis Presley przekształcił się z gwiazdy rock and rolla w niezwykłego gwiazdora par excellence [red. w pełnym tego słowa znaczeniu, w najwyższym stopniu] klubu nocnego. Najniezwyklejsze w tym całym przedstawieniu było to, że nie odbyło się ono przed tłumami fanów, ani przedstawicieli tak zwanych wyższych sfer, ale przed grupką zwykłych ludzi, pracujących na zapleczu tego wielkiego klubu.

Przez kilka kolejnych nocy Elvis przychodził do klubu Lido i potem, jak zostaliśmy mu przedstawieni, staliśmy się całkiem bliskimi przyjaciółmi. Byłem zdumiony tym młodym chłopakiem, ponieważ zawsze uznawałem go za "całkowicie przegranego", gdyż nigdy nie wnikałem w tajniki rock and rolla, a jego styl kręcenia biodrami przyprawiał mnie o mdłości. Byłem przekonany, że był on dzieckiem beatu, a to co robił, było tylko złym naśladownictwem i hańbą dla całego świata rozrywki, w którym i ja żyłem i pracowałem przez większość mojego życia. Miałem też córkę Alicję, nastolatkę, która była fanką Presleya i może byłem nawet o niego zazdrosny.

Niemniej jednak, Presley nic dla mnie nie znaczył aż do momentu kiedy go spotkałem. Wtedy, dla odmiany, zobaczyłem dżentelmena tak uprzejmego, jak tylko można sobie wymarzyć i tak czarującego, jak książę.

Pewnej nocy, po naszym przedstawieniu [red. pokazie na scenie] powiedział, że poczeka aż ja i Bert się przebierzemy i pójdziemy gdzieś razem na kawę (oczywiście nie było mowy o żadnym mocniejszym drinku, bo on nie tykał się alkoholu). Tak więc zniknąłem w swojej garderobie aby się przebrać i musiało upłynąć z dziesięć minut zanim wróciłem do sali głównej Lido.

Kiedy wyszedłem przebrany z garderoby, usłyszałem jak ktoś gra na pianinie*, delikatnie i bardzo umiejętnie. Zatrzymałem się i słuchałem. Przypomniał mi się ten wielki pianista George Shearing. Wtedy jakiś głos zaczął śpiewać - tak cicho - na melodię, którą grano na pianinie. Była to romantyczna piosenka bluesowa pod tytułem "Willow Weep for Me" (Wierzbo, zapłacz nade mną).

* Najprawdopodobniej to był fortepian. W całej książce tłumacz słowo "piano", tłumaczy jako "pianino", choć w przypadku większości jego użycie dotyczy fortepianu. Wiąże się to z pewnym niechlujstwem językowym Amerykanów, którzy w zasadzie każdy instrument klawiszowy nazywają "piano", mimo iż mają stosowne nazwy. Dlatego ciężko tłumaczy się takie teksty, wcześniej trzeba ustalić o jaki instrument klawiszowy w rzeczywistości chodziło. Lokal Lido był nocnym klubem, a w tych częściej spotyka się pianina niż fortepiany, jednak to był duży klub, z miejscem dla profesjonalnej orkiestry, w którym odbywały się pokazy rewii, tak jak Moulin Rouge. 
 
Elvis nigdy nie nagrał tego utworu. Tutaj "Willow Weep For Me" z 1957 roku, w wykonaniu Louisa Armstronga (chyba najlepsze, choć z remasterowane). Wielu ją wykonywało, ale tylko Amstrong robi to z duszą ( i pewnie Elvis)  

Musiałem zobaczyć kto to śpiewa. Muszę przyznać, że nigdy nie oczekiwałem, iż osobą pochyloną nad pianinem będzie Elvis Presley! To był ON - otoczony całą grupą ludzi całkowicie zaczarowanych: jedni stali, inni opierali się o pianino, a jeszcze inni siedzieli na podłodze. Kelnerzy, sprzątaczki, posługacze, gońcy i wszyscy inni, którzy pracowali w klubie Lido. Właśnie dostali za darmo coś, czego nikt inny, w całej Europie, nie mógł dostać nawet za ogromną fortunę* - koncert Elvisa Presleya.

* Presley będąc w Armii nie mógł występować (twarde ustalenia między jego menadżera a Armią). Niemniej, kiedy stacjonował w Niemczech, trwały próby wymuszenia na nim koncertów przez wszelakich wysoko postawionych oficjeli, do których zgłaszali się różni organizatorzy oraz osoby prywatne, gotowe zapłacić horrendalne pieniądze nawet za jego krótki, kilkuminutowy występ (recital).

Wydaje mi się, że Elvis śpiewał przez ponad pół godziny. Jego twarz była rozmarzona i zadowolona. On naprawdę dobrze się bawił. Skłaniał głowę kiedy słuchacze oklaskiwali go cicho pod koniec każdego kawałka i zanim przeszedł prawie natychmiast do następnego.
 
Nie mogłem nie być pod jego wrażeniem! Przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze, Elvis miał naprawdę wspaniały głos. Po drugie, był w rzeczywistości bardzo dobrym pianistą. To właśnie mnie najbardziej zdumiało, ponieważ nawet nie wiedziałem, że on umie grać na pianinie. Cały ten jego występ był jak popis artysty z wieloletnim doświadczeniem, a przecież on miał zaledwie dwadzieścia lat [red. w znaczeniu dwadzieścia kilka, czyli w przedziale wiekowym 20-30 lat; dokładnie dwadzieścia cztery].

Później, tej nocy, kiedy piliśmy kawę i rozmawialiśmy, zapytałem Elvisa dlaczego zdecydował się nagle grać i śpiewać w ten sposób.
━ Bo miałem taką potrzebę ━ odpowiedział mi bardzo prosto, a po chwili dodał ━ gram dosyć dużo kiedy jestem w domu i śpiewam przy pianinie. Wydaje mi się, że ten pobyt w Paryżu przypomniał mi nagle moje pianino i kiedy zobaczyłem jedno na scenie, nie mogłem się oprzeć.

Powiedziałem Elvisowi jak bardzo jestem pod wielkim wrażeniem tego "koncertu" oraz, że nie mogę się powstrzymać od zapytania, dlaczego zawracał sobie głowę uprawianiem rock and rolla na płytach i w filmach. Uśmiechnął się nieznacznie, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że jestem za stary żeby zrozumieć muzykę młodych ludzi. Jednak nie taka była jego odpowiedź.
━ Mam dużo fanów, którzy lubią rocka ━ ja też go lubię, ale kiedy mam szansę pośpiewać sobie ballady, zawsze korzystam z takiej okazji. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się nagrać płytę z takimi piosenkami, jakie słyszeliście dziś wieczorem, a są to piosenki, za które najbardziej chciałbym być zapamiętany. 

I takich świadectw mamy tysiące. Jak początkowo uprzedzeni do Elvisa ludzie, dopiero po zetknięciu się z nim uświadamiali sobie jego wielkość, zarówno w sensie talentu muzycznego, jak i osobowości, a później z wrogów stawali się przyjaciółmi i fanami (podobny przykład znajdziecie w poście "Marmurki dyrygenta Joe Guercio").

Kiedyś Richard Egan, jeden z aktorów amerykańskich, tak podsumował siłę oczarowywania ludzi przez Elvisa: "Ten chłopak potrafi zauroczyć nawet ptaki na drzewach". To jeden z moich ulubionych cytatów.

Do opisywanego zdarzenia (koncertu w paryskim klubie Lido) doszło 21 czerwca 1959 roku.

Elvis w nocnym klubie Lido w Paryżu, podczas urlopu w czerwcu 1959 roku. Być może jest to właśnie ta noc czerwcowa, którą wspomina George Bernard?

Elvis pod hotelem Prince de Galles w Paryżu (Francja), 17 czerwca 1959 roku

Elvis przechadza się ulicami Paryża (Francja), 17 czerwca 1959 roku. Rozdaje autografy, rozmawia z ludźmi, korzysta z usług pucybuta i zasiada w kafejce na świeżym powietrzu

Bernards Brothers - team braci Bernards, aktorów (sceny i ekranu), mimów, komików, tancerzy, artystów towarzyszących i wspierających także innych artystów podczas ich występów na scenie. W rzeczywistości ponoć nie byli braćmi (trudno to zweryfikować, ponieważ na internecie ciężko znaleźć o nich cokolwiek).

Największą popularnością cieszyli się w Europie, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i Francji i tam też głównie występowali. W latach czterdziestych i na początku lat pięćdziesiątych głównie w brytyjskich teatrach - londyńskim Palladium i u Danny'a Kaye w Royal Variety Performance w 1948 roku.
 
Swoją karierę artystyczną rozpoczęli w latach 30., a największą popularnością cieszyli się w latach czterdziestych, pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Zagrali w kilku znanych filmach i chyba dzięki temu w ogóle ich nazwiska przetrwały. Były to: A Night with the Stars (1950), Gobs and Gals (1952), Decameron Nights (1953).

Początkowo oboje pracowali indywidualnie, zanim nie połączyli swoich sił w 1932 roku. Bert zaczynał jako tancerz w wodewilach i musicalach. W latach 30. tańczyli głównie w scenach baletowych i burlesce, na terenie obu Ameryk (ale mieli też kilka pokazów w Europie). W 1938 roku byli na szczycie w Folies Bergeres w Paryżu i w tym samym roku zadebiutowali w kabarecie w hotelu Dorchester w Londynie.

Podczas II wojny światowej Bernard służył w US Air Force (amerykańskich siłach powietrznych), w służbie bojowej i został odznaczony krzyżem Distinguished Flying Cross. George w wojskach amerykańskich i sojuszniczych.

Po wojnie, podczas jednej z imprez w Chicago zaczęli się wygłupiać, pokazując pantomimę do muzyki, która rozbrzmiewała z gramofonu. To bardzo spodobało się gościom i odtąd takie pokazy włączali do swoich występów. Akty z komedii mimicznej były nowością, dlatego odnieśli natychmiastowy sukces, zwłaszcza swoimi parodiami Andrew Sisters i innych grup wokalnych epoki. 

W skład zespołu tak naprawdę wchodził jeszcze jeden członek - niewidoczny dla publiczności - George Pierce, który kontrolował i manipulował nagraniami na scenie (miksował je). 

W 1946 roku występowali w Lido w Paryżu (przez dziesięć miesięcy), a rok później w London Casino (obecnie Prince Edward Theatre), ale pojawiali się też w innych miejscach (mniejszych ośrodkach, na prowincji). Wielokrotnie występowali w London Palladium, gdzie w 1948 roku odnieśli ogromny sukces w pantomimie "Cinderella" (Kopciuszek) Val'a Parnella. To była pierwsza sztuka pantomimy w historii tego teatru. Równie wielką popularnością cieszyli się w lokalu Lido w Paryżu, gdzie w większości odgrywali sceny kabaretowe. To miejsce uważali za swój drugi dom. Tam też ponad dekadę później spotkają i zaprzyjaźnią się z Elvisem Presleyem.

Pod koniec lat 60. ich występy w dotychczasowej formie zostały zatrzymane. Stało się tak za sprawą firm fonograficznych, które nagle cofnęły im zezwolenia na korzystanie ze swoich nagrań na scenie. Dalej pracowali głównie jako komicy, aż do śmierci George, 22 października 1968 roku.

George Bernard
Data urodzenia:  ?? lipca 1912, w Cumberland, Maryland, USA 
Data śmierci:  22 października 1968* (wiek 56), w Vancouver, Kolumbia Brytyjska, Kanada

Bert Bernard (urodzony jako Herbert James Maxwell)
Data urodzenia: 29 czerwca 1918, Boston*, Massachusetts, USA 
Data śmierci: 23 lutego 2004 (wiek 86), w Walnut Creek, Kalifornii, USA 

* Jeden z portali filmowych podaje, że Bert urodził się 29 czerwca 1917 w Wisconsin, USA, a za nim powielają tę datę niektóre prywatne strony. Trudno powiedzieć, która z nich jest właściwa. Przyjęłam, że ta, która pochodzi z najobszerniejszej biografii, jaką spotkałam na stronie www.thestage.co.uk. Podobnie rzecz wygląda z rokiem śmierci George Bernarda, portal filmowy podaje rok 1967, a biografia 1968.

George i Herbert "Bert" Bernard, znani jako "Bernards Brothers". Wszystkie zdjęcia (postery) pochodzą z filmu "Gobs and Gals" (1952)

2 komentarze:

  1. Właśnie w M*A*S*H-u można było zobaczyć gwiazdy i gwiazdki, które przyjeżdżały do Korei, aby umilać życie walczącym Amerykanom.
    Szkoda, że Presleyowi odebrano tę możliwość. O ile się nie mylę, to w Korei była Marilyn Monroe. Dla żołnierzy śpiewała też Marlena Dietrich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem. Jednak myślę, że to by nie było dobre dla niego i nie wiem czy sam by chciał. Szkoda tylko, że zabroniono mu kategorycznie występować nawet w kameralnym gronie.

    OdpowiedzUsuń

1. --- Najedź kursorem myszy na słowa "Wpisz komentarz" w białej ramce i kliknij.
2. --- Następnie kliknij strzałkę (▼) po słowach "Skomentuj jako:".
3. --- Po rozwinięciu listy wybierz pozycję trzecią "Nazwa / adres URL".
4. --- W polu "Nazwa" wpisz dowolny NICK, którym będzie sygnowany Twój komentarz.
5. --- Po wpisaniu nicka, kliknij w przycisk "Dalej", a następnie w białym polu wpisz treść komentarza.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pola "adres URL" nie wypełniamy, chyba, że ktoś ma swoją stronę i chce ją tu podać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Instrukcja graficzna tu:
https://elvisownia.blogspot.com/p/nick-w-komentarzu-instrukcja-graficzna.html