sobota, 5 października 2024

♫ Utwór - I want you, I need you, I love you

To jedna z kilku moich faworytek wśród piosenek Elvisa z lat 50. Uwielbiam wersję z występu Elvisa w TV, w programie "The Steve Allen Show", 1 lipca 1956 roku, gdy śpiewał tę piosenkę ubrany w smoking.

Acz pierwszy raz zaśpiewał ją w TV 5 czerwca 1956 roku, podczas drugiego występu w programie "The Milton Berle Show" (pierwszy raz wystąpił w tym programie 3 kwienia 1956 roku).

Swoje cudowne brzmienie, jak zdecydowana większość wszystkich piosenek Elvisa, zawdzięcza trafnie dobranym technikom wokalnym, osadzonym z idealnym wyczuciem miejsca. Nie ma dwóch zdań, Elvis był najlepszym, instynktownym interpretatorem już w początkowym okresie swojej kariery w latach 50. i w pełni świadomym w późniejszym czasie. Jeśli taki gołowąs, niewykształcony muzycznie, tak szafuje swoim głosem, musi być mistrzem nad mistrzami, no nie ma bata!

Elvis nagrał aż 17 takes tej piosenki, oczywiście część z nich to tak zwane falstarty. Master utworzono z kompilacji take 14 i 17, z przewagą tej ostatniej, co podważa portal elvisrecordings.com. Ich zdaniem został skompilowany z trzech takes: 14 (0:00-0:05), 16 (0:05-0:23) i 17 (0:23-2:41).

Niestety, nie ma jeszcze zestawu "From First Take to the Master" dla tej piosenki, a na YouTube jest tylko kilka takes.

Do dziś wydano następujące takes: 1, 3, 4, 5, 13, 14, 15, 16, 17, z czego kompletnymi wersjami są: 3, 4, 13, 15, 16, 17.

Zawsze mówię, że wybrałabym inny take na master, teraz tego nie powiem. W ogóle nie potrafiłabym wybrać, każdy pełny take, to po prostu kolejny klejnot. Mogę słuchać tej piosenki godzinami, z TV i dostępnych takes, upajając się głosem Elvisa do totalnego odlotu, a także każdym jego ruchem ciała i mimiką twarzy w przypadku klipu z występu w TV, 1 lipca 1956 roku - jest w nim wszystko, to taki synchron najcudowniejszego, anielskiego głosu, mistrzowskiej interpretacji, z użyciem części wachlarza kruczków wokalnych, w otoczeniu wizualnego ideału piękna mężczyzny i klasyki męskości (przystojny, elegancki, zadbany - fryzura, ubiór, styl, postawa). Czyż może być lepsza uczta jednocześnie dla oczu i uszu?

Jeśli chodzi o występy sceniczne, można powiedzieć, że mamy tu pewne bogactwo. Elvis zaśpiewał "I want you, I need you, I love you" w dwóch programach telewizyjnych, a także przynajmniej podczas 17 koncertów: w 1956 roku - 15 razy; w 1957 - tylko raz i w 1971 też tylko raz.

Jeśli chodzi o wykonanie z 1971 roku, podczas koncertu o godzinie 22:00 (Dinner Show) w Sahara Hotel, Lake Tahoe, jestem prawie pewna, że było adresowane dla konkretnej kobiety, z którą miał się spotkać poza wiedzą innych. W Sahara Hotel w Lake Tahoe i w Hilton Hotel w Las Vegas, Elvis oprócz swojego apartamentu i pokojów dla reszty ekipy, zawsze wynajmował dodatkowy pokój lub pokoje na innych piętrach, w których spotykał się z kobietami w ukryciu. W jego apartamencie była ta oficjalna, a w dodatkowym/ch konspiracyjnie ulokowana/e kolejna/e. Te kobiety miały też wykupione przez niego miejsca na koncertach. Czasami piosenka była uzgodnionym wcześniej kodem - umawiał się z kobietą na konkretną piosenkę, jaką usłyszy ze sceny. Niekiedy była to zwykła dedykacja głośno nie adresowana, żeby jej nie zdekonspirować, jaką ustalili, innym razem szyfrem potwierdzającym jakąś informację, na przykład, że przyjdzie do jej pokoju około 3:00 w nocy.

Piosenkę tą napisali: Ira Kosloff i Maurice Mysels. Jak wyczytałam w obszernym opisie pod jednym z klipów, już lata temu (za życia Elvisa) jej sprzedaż przekroczyła 1 000 000 egzemplarzy, swoją drogą ciekawe jak to wyliczają.

Pierwszy raz wyszła na singlu "My Baby Left Me / I Want You I Need You I Love You", który ukazał się w sprzedaży 4 maja 1956 roku. Do dziś wydano ją na ponad 30 płytach (z master i takes).

Jeśli chodzi o klipy, mamy z obu występów telewizyjnych, ale nie znalazłam z koncertu, więc chyba nie ma.


Elvis w piosence "I want you, I need you, I love you", podczas swojego drugiego występu w programie The Milton Berle Show, w dniu 5 czerwca 1956 roku (niezbyt dobra wizja i fonia). A poniżej cały występ (ponad 14 minut) w wersji HD, po zremasterowaniu dźwięku i obrazu - na minucie 10:33, Elvis zaczyna śpiewać "I want you, I need you, I love you"

Link górny: https://www.youtube.com/watch?v=IZSr30yQ8Ts
Link dolny: https://www.youtube.com/watch?v=Hu3epXyqNW8



Elvis Presley śpiewa  I want you, I need you, I love you, w programie The Steve Allen Show, 1 lipca 1956 roku

Link pierwszy: https://www.youtube.com/watch?v=iqXkSzVPdmc
Link drugi: https://www.youtube.com/watch?v=HFnaGgULRpg
Link trzeci: https://www.youtube.com/watch?v=O9217sDVOqw


Elvis Presley śpiewa  I want you, I need you, I love you, w programie The Steve Allen Show, 1 lipca 1956 roku - na wizji zdjęcia i fragmenty wideo z tego występu w kolorze w pierwszej części, a od połowy wersja czarno-biała

Link: https://www.youtube.com/watch?v=K5UbULa33n0


Elvis Presley w piosence "I want you, I need you, I love you" - klip oficjalny (VEVO)

Link: https://www.youtube.com/watch?v=_8MaXtHE7XM


Elvis Presley w piosence "I want you, I need you, I love you" - 11 kwietnia 1956 roku

Link: https://www.youtube.com/watch?v=wbFz5EzhSjM


Elvis Presley w piosence "I want you, I need you, I love you" - take 3

Link: https://www.youtube.com/watch?v=TIwHunwe4EQ


Elvis Presley w piosence "I want you, I need you, I love you" - take 4, nieco wolniejsza wersja, bardziej nostalgiczna. Idealnie sobie radzi z wydłużeniami i przeciągnięciami, 21 lat... a taki perfekcjonizm, do tego samouk, no niebywała rzecz

Link: https://www.youtube.com/watch?v=iOncRNDgBD8


Elvis Presley w piosence "I want you, I need you, I love you" - take 13 (dobra jakość dźwięku), świetna wersja. Co prawda tego nie napisano, ale wydaje mi się, że po remasteringu

Link: https://www.youtube.com/watch?v=Qf0rIag2IpY


Elvis Presley w piosence "I want you, I need you, I love you" - take 16 i cudowna głębia

Link: https://www.youtube.com/watch?v=I9mj26QRlpg


Elvis Presley w piosence "I want you, I need you, I love you" - take 17, kolejne cudo

Link: https://www.youtube.com/watch?v=xIbkPuwmils


Elvis Presley w piosence "I want you, I need you, I love you" - nigdy nie wydane take, ale nie podano które - i znowu cudowne wykonanie, właściwie one niewiele różnią się od siebie, wszystkie takes, to górna półka

Link: https://www.youtube.com/watch?v=lIQeV_bYPlA


Elvis Presley w piosence "I want you, I need you, I love you" - z tekstem do karaoke (HD)

Link: https://www.youtube.com/watch?v=DUMejcggoBw


Dean Z (jeden z najlepszych naśladowców Elvisa) w piosence "I want you, I need you, I love you"

Link: https://www.youtube.com/watch?v=WLTm62WmcX0

Chciałam dać dla porównania piosenkę "I want you, I need you, I love you" w wykonaniu kogoś innego. Wybrałam Deana Z, jednego z najlepszych odtwórców Elvisa. Muzycznie nie można mu nic zarzucić, dźwignął ten utwór. Lecz mimo tego, że ma głosisko, prezencję, odwzorował interpretację Elvisa łącznie z ruchami, to daleko mu do Mistrza. Porównując te dwa wykonania, po prostu widać potęgę geniuszu Elvisa, której czasem sobie nie uświadamiamy kiedy nie słyszeliśmy danej piosenki w innym wykonaniu niż jego.

Dodam jeszcze, że Dean Z był w bardziej komfortowej sytuacji, musiał włożyć w jej wykonanie mniej wysiłku niż wielu innych impersonatorów, ponieważ jego naturalnym głosem jest baryton (którym mówi), tak jak Elvisa, śpiewa też w paśmie barytonowym (przynajmniej w tych utworach, w których ja go słyszałam).

Okładka single "My Baby Left Me / I Want You I Need You I Love You", który ukazał się w sprzedaży 4 maja 1956 roku.


"I want you, I need you, I love you"

Hold me close, hold me tight
Make me thrill with delight
Let me know where I stand from the start
I want you, I need you, I love you
With all my heart

Ev'ry time that you're near
All my cares disappear
Darling, you're all that I'm living for
I want you, I need you, I love you
More and more

I thought I could live without romance
Until you came to me
But now I know that
I will go on loving you eternally

Won't you please be my woman
Never leave me alone
'Cause I die ev'ry time we're apart
I want you, I need you, I love you
With all my heart



49 komentarzy:

  1. W tahoe to był tylko jedno linijkowiec. Nie przygotowywał tej piosenki więc migdy jej nie zaśpiewał.. nawet jedynie wypowoedzial słowa..na bootkegach nie wiedzieć czemu wyodrębniają takie wersy jako odrębny utwór. Wiele innych jest też takich.

    Akurat tej piosenki nie lubię ale oczywiście techniki głosowe jsk pisałaś wspaniałe.

    Co do impresatorow ...To elvis i dlugo długo nic
    Dean Z jest O.k. ale lepszy Pete Storm. Wg mnie.
    Ale to odrębny temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak obstawiałam, że nie lubisz. :)))

      Wyodrębniają dla podkreślenia. Głód na Elvisa jest tak duży, że uwypukla się różne subtelności. Po prostu my fani lubi każdy szczegół. Znasz drugiego artystę, dla którego publikuje się takie kwiatki, takes, próby w takiej ilości? Ja nie. I to kolejny argument potwierdzający geniusz Elvisa.

      Ja się zupełnie nie wyznaję w impersonatorach, ale słucham jak na coś trafię. Kilka lat temu nawet zaczęłam pisać taki post, w którym chciałam zaprezentować najlepszych z nich, ale nie dałam rady. Po prostu nie mogłam słuchać raz za razem ich śpiew, mając w pamięci wykonania tych piosenek przez Elvisa. :)

      Usuń
    2. Masz rację Danus.
      Co do tych jednolinijkowcow.
      Ale czasem przesadzają. Mogliby napisać w nawiasie np. Only excerpt a oni walą np. Że dpiewal if i can dream w tahoe 71..ja cieszę się patrzę a tu ...nic.
      Co do impresatorow...słucham jak nie jestem trzeźwy.. zsrtuje. Masz rację. Poprostu nie da się. To droga na skróty a i tak nic od siebie nie zrobią bo są nieudolna kopia...

      Usuń
    3. No i ten zawód jest najgorszy, jak myślisz, że masz perełkę, a tu jedna linijka:)))

      Usuń
  2. Niesamowite jak się zmieniał głos Elvisa na przestrzeni lat. Mam wrażenie ze na początku kariery śpiewał głosem bardziej naturalnym niż w późniejszych etapach swojego życia. Nie obniżał sztucznie krtani ani nie dodawał na sile wibrata, które np jest bardzo słyszalne w my way z Alohy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Macku przesłuchałam 'My way". No ja tam nie słyszę typowego vibrato. Może w trzech miejscach wydłuża dźwięk, co można na siłę podpiąć pod wibrato, ale na moje to nie jest vibrato. Jesteś pewny, że o ta piosenkę Tobie chodziło?

      Usuń
  3. Wiesz, ja myślę, że zawsze śpiewał naturalnym głosem. Może przez te techniki wokalne można odnieść inne wrażenie.

    U kobiet rzadziej, zwykle w późnym wieku zmienia się głos. Natomiast u mężczyzn to trwa prawie z roku na rok. Poza tym weź pod uwagę, że on śpiewał wiele godzin dziennie i o bardzo różny repertuar, więc siłą rzeczy jego struny głosowe były poddane stałym ćwiczeniom, uelastyczniały się, powiększał się jego zakres głosowy.

    Jednak mnie najbardziej u niego zadziwia zmienność barwy głosu, miał ich wiele.

    No widzisz, jeśli chodzi o wibrato, to jedna z najrzadziej stosowanych przez Elvisa technik. I zwykle jego wibrato jest takie delikatne, subtelne, czasem nawet trudno je zauważyć, czyli zupełnie inaczej jak w przypadku innych artystów, którzy zwykle go nadużywają (czytałam o tym). Powiem szczerze, ja nie przypominam sobie wibrata w "My way". Muszę jeszcze raz posłuchać pod tym kontem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może trochę nie w temacie, ale jestem ciekawy, może akurat znajdę to czego szukam. Czy któraś z aktywnych tutaj osób mam w swoich zbiorach całkowicie oryginalna wersje unchained melody z Rapid City? Długo jej szukam, ale wszystkie są poprzerabiane, tu nieoryginalny troszeczkę edytowany przez RCA wokal, albo podłożone pianino. Może jakieś nagranie zrobione przez widzów obecnych na koncercie?

    OdpowiedzUsuń
  5. No trochę mnie zaskoczyłeś. Wszystkie poprzerabiane? No pianino musi być, przecież Elvis śpiewał ją przy pianinie.
    Może Krzysiu coś odpowie, bo on specjalista od koncertów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nieprawda moim zdaniem.
      Obejrzyj the final courtine. dvd albo elvis in Concert.
      Albo bootleg live in rapid city.
      Chodzi ci maćku o przerobione takie z bębnami i gitarami i orkiestra czego jie było?
      Przerobione było na płycie moody blue to fakt.

      Usuń
    2. Krzysiu, skoryguj mnie jeśli się mylę. wydaje mi się, że na niektórych klipach w YouTube, jest podstawiona wersja z Elvis in Concert.

      Usuń
    3. Nie wiem czy nie wkleiłem źle linku chyba powinien być w innej postaci

      Usuń
    4. Jak coś to można wpisać w YouTube Elvis unchained melody e all shook up, akurat ktoś tu jeszcze dodał ta wersje z 68 ale to nieistotne

      Usuń
    5. Dobrze wkleiłeś linka, Blogger ni wyświetla w formie aktywnej. Trzeba sobie kopiować.
      A tu u mnie patrzyłeś?
      https://elvisownia.blogspot.com/2024/06/utwor-unchained-melody.html

      Usuń
    6. Tak czytałem chyba. Wszystkie posty na tym blogu ten podobnie jak reszta świetny bardzo treściwy😀

      Usuń
  6. Dla mnie jego głos jest jak najbardziej na każdy etapie kariery naturalny i sie zmienial. Nabywał z wiekiem siły ale stawał się też i dojrzały. Ale też i tracił młodzieńczą wibre czy jak to nazwiemy ale to naturalne.
    Jak kiedyś pisałem nie zaśpiewałby hurt czy my way w 1956 toku ale też i nie zaśpiewałby blue moon of Kentucky w 1977 bo poprostu miał już inny glos. Sam próbował w comeback specjal ale sam stwierdził że to już dla niego za wysoko...za wysoko w stosunku do tego nagrania z 54 roku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy akapit - mam takie samo zdanie.

    Drugi akapit - Ja myślę żeby sobie poradził, ale z całą pewnością nie byłyby to te same wykonania.

    OdpowiedzUsuń
  8. A co do Maćka...To sklejki pourywane ... tak samo jak w this is elvis.
    Posłuchaj całego bootkegu the final courtqin lub całych koncertów z Omaha i rapid city też są w youtube..
    Danusia
    Ale w comeback sam mówił że daje z tym spokój.
    Pewnie jakby chciał i musiał byłyby to jednak inne wykonania...tego już się nie dowiemy.

    OdpowiedzUsuń
  9. No tak, ale on tam źle zaczął i nie chciał dalej brnąć i robić kolejnych falstartów. Jednak myślę, że od lata 1970 dałby już radę, ale tak jak pisałam, zaśpiewałby to całkiem inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wg mnie ten wykon unchained melody z 21 czerwcato najlepszy występ wokalny Elvisa jaki kiedykolwiek dał. A przecież wiadomo jak w katastrofalnym stanie było jego zdrowie w tym okresie, bardziej przypominał kukle nafaszerowana lekami. Widać gdy zapowiadał utwory albo swoją świtę, ale jak śpiewa wszystko to znika. Nie widziałem nigdy czegoś takiego, był to jego ostatni wielki moment w karierze.

    OdpowiedzUsuń
  11. No wszystkie Unchained Melody z końcówki czerwca były świetne i Hurt. Na pewno jeden z najlepszych wykonów w ogóle, z zważywszy na stan zdrowia, jak mówisz, to fenomen. Elvis miał tyle fantastycznych wykonów, że nie wiem który wybrać. Ale tak z całej kariery, chyba wybrałam Las Vegas 1971 i kilka rewelacyjnych wykonań The Impossible Dream. Zawsze mam kłopot jak ktoś mnie pyta o ulubiona piosenkę, codziennie podawałabym inną. :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Wykon unchained jest moc to fakt ale nie wszystkie były dobre. Kilka dni później w istatnim live w cincinatti już było średnio. Czy wcześniej w atlancie z 30.12.76 mylił klucze w pianinie. Albo 16.02 kiedy miał płytki oddech...
    Taki to był 77 rok. Jeśli jednak wziąć jego zdrowie to była perełka w tym roku fakt.
    Ale w przełomie lat było dużo lepiej o więcej w każdym innym roku a wiadomo że głos mu się zmienial i rozbudowywał chociaż spiewal czesto plytko i mial klopoty z oddychaniem ale to przez zdrowie.
    Z każdego roku mógłbym wybrać perełkę nawet i z każdego koncertu tego słabszego też.
    Więc np. Posłuchajcie bridge over troubled water z 01.09.74 MS albo cant help falling in love z 27.09.74 z college park.
    Te Górne nuty widać było że nie było na niego mocnych.
    A z rocknrollowek to zawsze hound dog i johnny be goode z 1969.
    Wymieniać można bez końca.
    Youll never walk alone z 19.07.75.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak dla mnie Vegas’69 to jeden z najlepszych okresów w jego karierze, dużo nowej energii, połączenie starych hitów z nowymi itd. No i genialne wersie Suspicious minds które z czasem niepotrzebnie przyspieszył i nie było już w niej tyle wigoru…. Moja ulubiona wersja 23.08.69 DS

    OdpowiedzUsuń
  14. Od 2 miesięcy mam tego winyla z 26/08/69 MS świetny koncert, jedyny raz kiedy śpiewał rubberneckin’. Jest tez this is the story. Akurat tu jest ta nieszczęsna Laughing version Are you lonesone tonight. Szkoda bo genialnie wykonywał te balladę w 69. Dużo tez mówi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suspicious Minds miał swój urok też w roku 70. Potem przyspieszył już znacznie. Co do are you lonesome nie uważam za nieszczęsną - to perełka taka że można się z nim pośmiać. Wiele masz wersji udostępnionych z tą piosenką z 1969 (chyba kilkanaście dobrej jakości). A ten śmiech pokazywał jaki miał luz na scenie - zupełnie inaczej niż w 76-77 które wychodziły komicznie, ale było zbyt często i piosenka wtedy traciła na uroku lekko . Ale w 1969 roku wszytsko było genialne - śmiech też:)

      Usuń
  15. Krzysiu
    No 76-77, miewał kłopoty z oddechem, ale i tak potęga była. Przecież czasami wychodził na scenę nieprzytomny działały jednocześnie leki nasenne i te na pobudzenie. Larry Geller opisuje jedną scenę jak Elvis fatalnie się czuł, a do tego działały jeszcze przeciwstawne leki, lekarz sugerował odwołanie koncertu - wszedł Parker i powiedział że nie ma takiej opcji, więc nie obchodzi go jak to zrobią i w jakim stanie będzie Elvis, ale ma być na scenie. To właśnie wtedy podtapiali go w wiadrze z wodą i lodem...
    Tak jak napisałeś, nawet w tych słabszych koncertach zawsze trafiała się jakaś perełka.
    No tak, zaczął ja śpiewać na scenie w 1976 roku. Oczywiście zdarzały się lepsze i gorsze wykonania, czy tak jak piszesz, z błędami.
    Bridge Over Troubled Water - był czas, że ta piosenka mu wyjątkowo leżała, lubił ją. Chyba nawet na jednym z koncertów na początku lat 70., przed jej wykonaniem, mówił o tym ze sceny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest Jeszcze świetna wersja unchained z 27/05/77 co prawda słaba jakość audio ale jest moc ma pełny głos w przeciwieństwie do 16 lutego o czym wspomniał Krzysztof

      Usuń
    2. No teraz nie kojarzę, musiałbym sobie ją przypomnieć. Ale mi tam każda wersja tej piosenki się podobała.

      Usuń
    3. zgadzam się wersja z 27.05.77 (Bighampton) była równie piękna.
      Tak tak Danusiu tak to już było w latach 76-77 wszystko przez wyniszczający tryb życia, co w końcu dawało górę nawet i nad niezniszczalnym głosem.
      Bridge... już niesttey nie było takie piękne w 76 czy 77 - ale to efekt nie ćwiczenia tej piosenki . Ale prawda ten kawałek długo był w jego set liście na pozycji obowiązkowej.

      Usuń
    4. No niestety. Teraz niedawno czytałam lub oglądałam na YouTube (nie pamiętam) o stanie jego zdrowia. Z różnych powodów zdrowotnych Elvis cierpiał na silne bóle, dosłownie wszystkiego, od oczu po kości. Napisano, ze ta wielość leków pozwalała mu w ogóle funkcjonować i coś jeszcze, żeby nie ona, Elvis odszedłby wiele lat wcześniej.

      Ponoć toczył dramatyczną walkę o to by w ogóle był w stanie żyć poza łóżkiem, czyli jakoś funkcjonować i do tego występować. Występy były mu potrzebne dla psychiki, żeby mieć siłę i motywację do walki o byt.

      Usuń
    5. Również i depresja...wielkie piętno odcisnęła...

      Usuń
  16. Maćku
    Dla mnie 69-71, to ciekawy okres. Taka przejściówka, platforma, łącznik Elvisa z lat 50. do Elvisa z późniejszych lat 70.
    W 1969 był rewelacyjny, choć czasem czuć lekką niepewność. Chociaż bardzo pragnął znów znaleźć się na scenie, nigdy nie opuszczała go trema, zresztą do samego końca.
    W 1970 i 1971, po prostu brylował jeszcze swoim młodym wigorem.
    1972, to specyficzny rok. Taka kolejna przejściówka, jak dla mnie i nowa odsłona Elvisa z potężnym, acz już mocniejszym, dojrzalszym głosem (jaki będziemy już mieć do końca), jeszcze momentami w połączeniu z tym młodzieńczym wigorem.
    Za Suspicious minds, nie przepadam jak nie mam przed oczami wykonu Elvisa. Tej piosenki muszę słuchać razem z wizją. :)
    Tak, Rubberneckin', dokładnie raz w 1969 roku, sprawdziłam w swojej bazie, bo wydawało mi się, że było jeszcze jedno wykonanie, ale nie.
    Are you lonesone tonight ze śmiechem, to cudowna wersja, ukazująca nam Elvisa z jego poczuciem humoru, aczkolwiek .... Z drugiej strony również ubolewam, że jest z tym śmiechem, bo moim zdaniem to było jego najlepsze muzycznie wykonanie tej piosenki i chyba jedyne jej nagranie w tak dobrej jakości. Z innych koncertów jest gorszy dźwięk.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wszystko co pisze Danusia się zgadzam.
    Ale Susupicious Minds to moje ulubione - rzecz gustu, moge słuchać wielokrotnie, chociaż... jest tak świetna że też lubię z wizją oglądać - wiadomo wzystko by się chciało z wizją. tyle tego Elvisa nie nagrali... niby jest około 300-400 urywków, fragmentów, częsci koncertów z 1100 z lat 69-77 ale jednak to wciąż za mało:( no cóż.
    Każdy rok był przejściem w następny - Elvis z charyzmą, głosem, ubiorem, zachowaniem na scenie - ze wszystkim - płynnie przechodził zmieniał sie... niestety to wszystko w końcu podążało do smutnego końca.
    Rubberneckin' tylko raz (oficjalnie) - i pewnie by nie zagral, gdyby nie na potrzeby nagrywania na album 10 koncertów z okresu 21-26.08.1969.
    Are you lonesome... dla mnie bomba z tym śmiechem - znacie historię przecież, że gościowi z 1 rzędu spadła peruka i pojawiła sie łysina i przez to zmienił słowa piosenki i do końca nie mógł powstrzymać się ze śmiechu. To był szczery śmiech, takiego pełnego wigoru szczęsliwego zdrowego dojrzałego gościa. Poza tym tych wykonań Are you lonesome tak samo doskonałej jakości mamy jeszcze na 10płytowym boxie... i pochodzą z 21.08 MS, 22.08 DS, 22.08 MS, 23.08 DS, 23.08 MS, 24.08 DS, 24.08, MS, 25.08 DS, 25.08 MS. 26.08 DS i 26.MS. więc do wyboru do koloru.
    I jeszcze można dodać 03.08. DS.
    A słabszej jakości mamy z 05.,08, 06.08, 12.08, 15.08. 16.08, 18.08 i urywki z 27,08 tylko już nie pamiętam naprawdę czy to MS czy DS.
    A co do lat - zaryzykował bym jednak stwierdzeniem, że choć każdy inny to jednak może poza 69-70, każdy następny był słabszy... tzn., inaczej słabszy od poprzedniego, ale długo długo był to kosmiczny poziom aż do 74-75. A potem już poprostu więcej shows było słabszych niż lepszych (choć i perełki też sie zdarzały i w osttanich latach choć niewiele).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiu wiadomo, my zawsze nienasyceni. :))) Ideałem byłoby mieć wszystko co kiedykolwiek zaśpiewał, chociaż życia by nam nie starczyło na odsłuchanie. :)

      Niemniej uważam, że wielkim błędem Parkera było nienagrywanie dla celów historycznych każdego koncertu. Miał świadomość potęgi Elvisa i że historia o nim nie zapomni.

      No dla mnie wersja z tym śmiechem jest super. Tak, dokładnie. On wtedy siedział na takim stołku i prawie by z niego spadł ze śmiechu. No widzisz, a ja nigdy nie trafiłam na dobra jakościową wersję tej piosenki. No może raz z Las Vegas w 1970 roku.

      Ja wiem, czy każdy kolejny słabszy... Trochę bym to zmodyfikowała, że w każdym kolejnym roku więcej było słabszych występów.


      Usuń
    2. To tak jakbyś chciała by śpiewał te piosenki na scenie których nie zaśpiewałby.
      Racja.
      Wielki błąd parkera. Dobrze że ludzie cokolwiek nagrywali...dramat.

      Usuń
  18. a jeśli mówimy jeszcze o 77 to ja często wracam do takiej perełki... i wogóle jednej z moich ulubionych live songs Elvisa - Lawdy Miss CLawdy - pięknie to zrobił tu
    oto jedyne wykonanie w 1977 i to jeszcze z zapisem Video - całkowita perełka (co prawda nie jest to dobra jakość ale i nie słaba)

    https://www.youtube.com/watch?v=n3D8jzQgAVU
    LAWDY MISS CLAWDY - 27.03.1977

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że chyba nigdy nie widziałam tego klipu. Też nie jest to moja ulubiona piosenka, ale doceniam ją. Chyba w ostatnich latach gustuję w balladach. Uwielbiam wsłuchiwać się w te różne detale w wykonaniu, porównywać wykonania z różnych lat.

      Ale Lawdy Miss Clawdy z tego występu, to majstersztyk. No rewelacyjnie wykonał. Chyba jego najlepsze wykonanie tej piosenki. To w sumie bluesowy kawałek, który zaśpiewał bardzo gospelowo. No cały Elvis, wpaść na takie rozwiązanie. :)

      Usuń
  19. Cześć kochani:) wciąż Was czytam i serdecznie pozdrawiam. Dziś jestem w trakcie słuchania autobiografii Lisy ..dochodzę do wniosku,że nigdy nie pogodziła się ze śmiercią ojca i to życie bez tej bezgranicznej więzi i miłości którą nad nią roztaczał jakaby nie była,była szczera ,to brak tego mocno naznaczył jej życie.
    Słyszeliście,że Pani Beata Pawlikowska wydaje książkę o Elvisie ? Ponad 800 stron . Ja osobiście cieszę się na wydawnictwo w języku polskim ,a jest ona zaangażowaną fanką Elvisa stąd jestem ciekawa tej publikacji.
    Mam nadzieję,że wszystkim Wam zdrówko dopisuje. Pozdrawiam jesiennie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Witaj. Cherio, ja tematu Lisy nie lubię.

    Tak kupiłam tą książkę 2 miesiące temu kupiłam. Teraz 15 lub 25 października ma być premiera i wysyłka. Tak, jest wielką fanka Elvisa, ale ja jak zwykle obawiam się treści.

    OdpowiedzUsuń
  21. A Pawlikowska to kiedyś tyle bzdur napisala o Elvisie ze się już boję. Przecież ona nawet go nie zna skąd wezmie materiał na 800 stron chyba wolne myśli...

    Pozdrawiam serdecznie Cherrii

    OdpowiedzUsuń
  22. No właśnie nie znam jej "dzieł". Znam tylko kilka jej klipów o Elvisie i tam jakoś dość wiernie mówiła o nim. Niemniej ja się boję czegoś innego - ingerencji wydawnictwa. To powszechny problem, na który skarżyli się potencjalni autorzy książek o Elvisie. Wydawnictwa wymuszały na nich różne sensacyjne kłamstwa, bo jeśli książka nie posiadała szkalowania Elvisa, była zbyt pozytywna, to nie chciało jej wydawać.

    Co się tyczy Lisy Marie.... Nie mam o niej dobrego zdania i nigdy nie wybaczyłam jej sprzedaży własności Elvisa. Postawiła na hulaszczy, rozrzutny tryb życia, który dla ratowania własnej skóry, zmusił ją do sprzedaż spuścizny ojca. O zmarłych się źle nie mówi, a ja nie mam o niej nic dobrego do powiedzenia, dlatego unikam tego tematu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponad 800 stron , na pewno będziesz miała Danusiu materiał do analizy.
      Autobiografia Lisy dokończona przez jej córkę Riley nieco pewne kwestie rozjaśnia. Nie chcę jej bronić..odejście ojca wywołało u niej traume, nie potrafiła funkcjonować kiedy zdała sobie sprawę,że pewien rozdział jest już zamknięty i nie wróci. W tej książce zmierza się z wszystkimi demonami ,to szczere wyznanie i przyznanie się do słabości,ułomności ,nawet łzy mi poleciały w niektórych momentach

      Usuń
    2. Cherio, no tak. Tylko widzisz, ja też straciłam wspaniałego ojca będąc dzieckiem. Aczkolwiek nie miałam jej sławy po ojcu, bo nie był najsławniejszym piosenkarzem w historii, ani milionów, więc nic jej nie tłumaczy moim zdaniem. Prowadziła hedonistyczne, nieroztropne życie, trwoniąc spuściznę ojca dla własnej wygody. Nie szanuję jej i już. A traumę za sobą prawie każdy z nas ma. Poza tym miała olbrzymi kredyt od losu, potencjał (nie musiała się martwić o sprawy bytowe, była sławna), nie uszanowała niczego, rozpuściła wszystko.

      Usuń
  23. Absoultna racja Danusiu. To więc jest to ksiązka o Lisie czy Elvisie to 800 stron? Jeśli chodzi o Lise też niestety mam zdanie takie samo. Owszem umarła bo miała depresje, plus śmierć syna, była smutna..ale to jedna strona medalu. Długo byłem po jej stronie, ale to związki z tym zje..... kościołem (zresztą matka też) plus taki a nie inny tryb życia.
    Poza tym jakbym miał traumy i przeżycia jakie ona miała, nie pisałbym książki. To naprawdę prywatność i nawet jak się jest tak sławną osobą, w niczym upublicznienie tego nie pomoże. Bo po pierwsze: i tak nie powiesz wszystkiego, zawsze więc bedzie nieprawda. Po drugie: ksiązka nie uleczy z traumy, zwłaszcza że jest to zawsze próba wybielenia się pokazania człowieka. Po trzecie: to wszystko idzie po to by na tym zarobić. A to już nie jest prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka ponad 800 stron jest o Elvisie :) a w tym samym czasie wyszła autobiografia Lisy,którą dokończyła Riley po jej śmierci . Riley zaprosiła do Graceland Oprah Winfrey i zrobiły wywiad o żałobie, o wspomnieniach , o Elvisie.Cóż, staram się jej nie oceniać bo teraz już nic biegu czasu nie zmieni..Riley dokończyła te książkę,żeby dać Lisie głos,bo wypowiadali się na jej temat wszyscy wokół,a chciała by zabrzmiała swoimi słowami. Na pewno zdawała sobie sprawę z rzeczy,które jej nie wyszły ..

      Usuń
    2. Jak wyjaśniła Cherio, to dwie różne książki.

      No właśnie, jeszcze ta scjentologia, no i narkotyki, które brała notorycznie.

      Z tego co czytałam (protokół posekcyjny) i później oficjalne oświadczenie lekarzy, nie zmarła ze stresu z powodu śmierci syna, a z uwagi na wewnętrzne komplikacje po operacji redukcji wagi. Ona się poddała jakiejś operacji, która miała zapobiec tyciu. I dalej nie pamiętam, ale chyba doszło do jakichś zrostów, które utrudniły prace narządów wewnętrznych. To chyba było krótko przed śmiercią jej syna, więc gdy potem źle się czuła, wszyscy uzasadniali to jej stanem psychiki po śmierci dziecka, a nikt nie szukał przyczyn w jej organizmie. Gdyby nie to przeszłaby kolejną operację i żyła do dziś. Mogłam pokręcić kolejność, jak co ro skorygujcie mnie.

      Tak jeszcze sobie pomyślałam o Elvisie, ze też on nie sfinalizował swojej autobiografii, tyle rzeczy by w niej wyprostował.



      Usuń
  24. Tak dokładnie było z Lisa.
    Oj wiele rzeczy El nie zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  25. Hej🤗 Elvis miał niesamowity glos przez wszystkie lata, ale mi osobiście najbardziej podoba sie jego glos w utworze "You've Lost That Lovin' Feelin i In the ghetto, genialnie spiewa.
    Jezeli chodzi o ksiazke Lisy Marie, jestem rownież sceptyczna, uważam że Lisa niestety sama skomplikowała sobie życie, nie można zwalać wszystkiego na traumy. Wiele osob ma slabe dzieciństwo, wychowuje sie bez rodzicow, w biedzie a jednak wyrastaja na ludzi , ktorzy chca zyc normalnie, inaczej.
    Smutne, że nie wykorzystala swojego potencjalu, talentu odziedziczonego po Elvisie i jej zycie potoczylo sie w taki sposob, ale to głównie wynika z jej wyborów.

    OdpowiedzUsuń

1. --- Najedź kursorem myszy na słowa "Wpisz komentarz" w białej ramce i kliknij.
2. --- Następnie kliknij strzałkę (▼) po słowach "Skomentuj jako:".
3. --- Po rozwinięciu listy wybierz pozycję trzecią "Nazwa / adres URL".
4. --- W polu "Nazwa" wpisz dowolny NICK, którym będzie sygnowany Twój komentarz.
5. --- Po wpisaniu nicka, kliknij w przycisk "Dalej", a następnie w białym polu wpisz treść komentarza.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pola "adres URL" nie wypełniamy, chyba, że ktoś ma swoją stronę i chce ją tu podać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Instrukcja graficzna tu:
https://elvisownia.blogspot.com/p/nick-w-komentarzu-instrukcja-graficzna.html